niedziela, 30 czerwca 2013

Pięćdziesiąt pięć

Kamila, młodsza o trzy lata siostra Grześka przyjechała do Rzeszowa, ponieważ miała dość życia w Stanach, ale inna przyczyna jej przyjazdu była taka sama jak moja. Zdradzona przez faceta, tylko że u niej była ta różnica, że za tydzień mieli brać ślub, ale wyszło jak wyszło.
Osiemnastego grudnia swoje urodziny obchodził Piotrek, więc wszyscy znaleźliśmy się w jego mieszkaniu, gdzie dotarła również Ala. Wspólnie ze Zbyszkiem, Grześkiem, Kamilą oraz Ignaczakami zamówiliśmy tort, i o ile dobrze zapamiętałam, to jakiś x-box i do tego gra. Ja się tylko dokładałam i miałam zamówić tort, o resztę proszę mnie nie pytać, nie znam się. Wracając do gry, to chłopaki oderwać się od niej nie mogli, co skomentowałam tylko pokręceniem z dezaprobatą głową.
Kilka następnych dni spędziłam na bieganiu po sklepach, ponieważ coś musiałam kupić dla chłopaków na prezenty, a i też sobie jakiś ciuch na Wigilię. Po godzinie wreszcie znalazłam to czego szukałam i byłam prze szczęśliwa, ponieważ nogi mi po prostu odpadały. A gdzie tu jeszcze coś dla siatkarzy i siostry siatkarza?
Westchnęłam zrezygnowana i drapnęłam szarą, lekko bufiastą sukienkę, po czym udałam się do przymierzali. Leżała jak ulał, więc popędziłam do kasy. Szybko zapłaciłam za towar i mogłam ruszać na poszukiwania prezentów dla Piotrka, Zbyszka, Grześka i Kamili.
Jubilera odrzuciłam od razu. Wybiorę coś, co nie będzie im się podobać i co wtedy? Prezent pójdzie w odstawkę. Zrezygnowana chodziłam od sklepu do sklepu.
Kilka pomysłów wpadło mi do głowy, ale wydały mi się głupie, więc z nich zrezygnowałam, bo na przykład, kto normalny kupuje ręcznik pod choinkę? To prezent oczywiście dla Zbyszka.
Wpadłam do Empiku, ponieważ myślałam, że tam wreszcie coś znajdę. Buszowałam w dziale z płytami, aż wreszcie wpadła mi w ręce płyta zespołu Nightwish jeszcze za czasów Tarji, więc trzeba dokupić jeszcze jakieś czekoladki i mam prezent dla Grześka.
Kolejną rzeczą w moich rękach była książka, jakiś dramat wybrany dla Kamili. Dla Piotrka i Zbyszka wzięłam po jednym piórze z ich imionami. Pisadła z imieniem Nowakowskiego nie było trudno znaleźć, ale już z imieniem Bartmana – wyższa filozofia, ale jednak udało się. Zakupiłam jeszcze pięć ramek oraz dwie skarbonki z różnymi napisami dla blondyna i atakującego. Miałam nadzieję, że nie obrażą się zbytnio, kiedy dostaną podobnie prezenty. Zapłaciłam za wszystko i udałam się do zakładu fotograficznego, gdzie poprosiłam o wydruk pięciu zdjęć, co dostałam prawie od razu.
Cała obładowana dotarłam do volva i kiedy wszystko było już bezpiecznie zapakowane w bagażniku, klapnęłam na siedzenie kierowcy i westchnęłam z ulgą.
Wtem rozległ się dźwięk telefonu.
- Słucham cię Alu – przywitałam się z dziewczyną.
- Kiedy ostatni raz sprawdzałaś pocztę? - zapytała.
- Yyy... to jest bardzo dobre pytanie – zaśmiałam się do słuchawki. - A dlaczego pytasz?
- Wysłałam ci wczoraj dwa zdjęcia sukienek, więc jak wrócisz możesz to sprawdź łaskawie tę pocztę i zadzwoń do mnie z odpowiedzią, w której lepiej wyglądam.
- Twój ton mówi, że to coś poważniejszego niż wigilia w gronie rodzinnym – uśmiechnęłam się.
- Jak komuś powiesz, to cię wypatroszę, a potem jeszcze dobiję młotkiem – szepnęła złowrogo do telefonu.
- Dobra, dobra – zaśmiałam się. - Więc?
- Piotrek zaprosił mnie na Sylwestra – powiedziała cicho.
Na mojej twarzy wykwitł wielki uśmiech.
- Gdzie?
- Do jego znajomych z... no stamtąd skąd jest. Ni cholery nie mogę zapamiętać jak to miasto się nazywa – walnęła chyba w klawiaturę.
- Międzyborowie – odpowiedziałam jej śmiejąc się przy okazji.
No, nerwówka ją dopadła.
- Mniejsza z tym, więc jak, pomożesz mi z wyborem? - zapytała.
- Pewnie – pokiwałam głową. - Jak tylko dotrę do domu i sprawdzę pocztę, to dam ci znać – obiecałam.
- Dzięki – odetchnęła z ulgą. - Dobra zgadamy się jeszcze, bo mnie twój lekarz chyba zaraz zje – zaśmiała się.
Pożegnałam się i zakończyłam połączenie. Wszędzie zakochani, tylko, że niektórzy to szczęśliwie...
Kiedy wróciłam do domu, od razu sprawdziłam pocztę i oddzwoniłam do Ali. Powiedziałam, że zdecydowanie czarna z malutkimi cekinami, pogadałyśmy jeszcze chwilę i dziewczyna musiała wracać do pracy.
Zaczęłam zastanawiać się, kiedy to ich związek wyjdzie na jaw. Miałam nadzieję, że już niedługo. Trzeba się przecież cieszyć szczęściem przyjaciół, prawda?
Przez resztę dnia pakowałam prezenty.

Dwudziestego drugiego grudnia o godzinie szóstej rano stawiłam się na parkingu przed halą Podpromie. Czekał nas ostatni mecz w tym roku i to jeszcze na wyjeździe. Jastrzębie Zdrój, właśnie z drużyną z tego miasta mieliśmy rozegrać ostatni mecz w tym roku.
Wsiadłam do autokaru, gdzie czekano już tylko na mnie.
- Spóźniłam się? - zapytałam.
- W sam raz – odpowiedział mi Marcin Ogonowski. - Możemy jechać.
Przywitałam się ze wszystkimi i rozebrałam z kurtki, czapki, szalika i rękawiczek, po czym klapnęłam na miejscu pod oknem obok Grześka. Takie już moje standardowe miejsce w tym autokarze.
- I jak nastroje? - zapytałam siatkarzy, którzy odpływali już do krainy snów.
Siedzący przed nami Krzysiek oraz Bartman unieśli kciuki do góry.
Dobra, z nimi nie ma już co gadać.
- Piotrek? - spytałam siedzącego na sąsiednim fotelu środkowego.
Zero jakiejkolwiek reakcji. Śpi.
- Przynajmniej ty bądź w świecie żywych – poprosiłam i spojrzałam błagalnie na Grześka, który miał zamknięte oczy, ale uśmiechnął się szeroko.
- A ciebie co tak nosi od rana? - zapytał otwierając prawe oko.
- A tak jakoś – wzruszyłam ramionami.
- Masz – wręczył mi odtwarzacz MP3 ze słuchawkami. - Może to cię trochę uśpi – zaśmiał się.
- Ej – walnęłam go lekko ramię, ale również się zaśmiałam.
- Spać pani Sławska, bo jeszcze nas Ogonowski zaraz opierniczy, że za głośno – powiedział głośno.
- Kosa, słyszałem! - ryknął drugi trener siedzący na przodzie autobusu.
Zaśmialiśmy się cicho.
- Masz jedną – podałam mu słuchawkę, a sama wzięłam drugą. - To co, śpimy – uśmiechnęłam się i oparłam głowę o zagłówek.
- Jeśli chcesz...? - Kosa wskazał na swoje ramię.
- Nie będzie ci to przeszkadzać? - spytałam patrząc mu w oczy.
Uśmiechnął się i pokręcił przecząco głową.
- Gdybym miała za ciężką głowę, to mi powiedz – poprosiłam, co wywołało jego cichy śmiech.
Ułożyłam sobie wygodnie głowę i zamknęłam oczy wsłuchując się w jakąś polską, rockową balladę, która akurat poleciała z odtwarzacza. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę jakie moje powieki były ciężkie i ospałe, więc odleciałam prawie od razu, ale jeszcze zdążyłam poczuć, że środkowy objął mnie mocno, a uśmiech zagościł na mojej twarzy.

Obudził mnie przeraźliwy pisk mojego budzika, którego miałam ochotę wywalić przez okno. Ktoś był mi bardzo pomocny i wyłączył dzwoniące ustrojstwo.
- Dzięki – mruknęłam pod nosem. - Gdybyś tak jeszcze tabletki mi dał – poprosiłam na śpiąco.
- Daj rękę – usłyszałam cichy głos Piotrka.
Wyciągnęłam dłoń, a po chwili poczułam na niej dwie pastylki.
- I coś do picia, jak możesz – mruknęłam.
Po chwili i butelka wylądowała w mojej dłoni. Przekręciłam głowę, bo reszty ciała nie mogłam z powodu uścisku Grześka i połknęłam dwie tabletki popijając je sokiem.
- Dziękuję.
Cichy Pit zabrał butelkę, a ja spokojnie wróciłam do mojego snu.
Kolejną pobudkę zafundował mi Bartman, który ryknął na cały autobus, że jesteśmy na stacji benzynowej, więc siku i wracamy, za co miałam ochotę palnąć go w łeb.
- Idziesz, do toalety? - spytałam cicho Grześka.
- Nie – mruknął. - A ty?
- Nieee – przeciągnęłam ostatnią literkę wyrazu i bardziej opatuliłam się okrywającą mnie bluzą, w ogóle nie zastanawiając się skąd się wzięła.
- Czyli śpimy dalej – powiedział cicho.
- Ehe – mruknęłam i ponownie odleciałam.
Ostatnią pobudkę zafundował nam Paul Lotman, który potwornie się wydarł.
- Co jest? - spytałam łapiąc się za głowę i przy okazji się za nią trzymając.
- Paul mało, co nie zaliczył gleby – poinformował mnie Bartman.
- Nic mu nie jest? - spytałam otwierając lekko oczy.
- Żyje – potwierdził tym razem Igła.
- Czyli można spać dalej – oparłam głowę ponownie na ramieniu Grześka.
- Mamy niecałe dwadzieścia minut, więc nie wiem, czy ci się opłaca – odezwał się siedzący za nami Łukasz Perłowski.
- A masz jakiś lepszy pomysł? - mruknął Kosa.
- Może pogramy w karty? - zaproponował środkowy grający z numerem dwunastym.
- Całkiem dobry pomysł – mruknęłam. - Tylko ja na rozbieranego nie gram – powiedziałam od razu i ugryzłam się w język.
Z siatkarzami z Resovii przeważnie wracając graliśmy o jakieś słodycze, czy od tak po prostu, a ja tu wyleciałam z takim czymś.
- Grałaś w pokera na rozbieranego? - zaciekawił się Igła i przewiesił się przez swoje oparcie.
- Z nami na pewno nie – powiedział ZB9 i poczynił podobnie do swojego kumpla.
- Takie rzeczy tylko z Grześkiem – zaśmiał się Pit, a z nim cała reszta blisko siedzących nas siatkarzy.

Ten jak coś palnie, to nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać.

- Zamknij się – mruknął pod nosem Kosa.
- No więc, kto jest za tym, żeby grać na rozbieranego? - zapytał zadowolonym głosem Bartman.
- Ja mam żonę – powiedział szybko Perłowski.
- Ja tak samo – odezwał się Igła.
- Zagramy trzy razy – powiedziałam dalej z zamkniętymi oczami. - Jeżeli wygram dwa razy, to myjecie i odkurzacie mi volvo.
- Wchodzę – zgodził się Bartman.
- Ja tak samo – ochotnikiem został również Piotrek.
- Grzesiek, możesz mnie wypuścić? - spytałam jak najciszej tylko mogłam, a widziałam i tak, że Zibi razem z Krzyśkiem wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Tak, jasne – zerwał się nagle. - Przepraszam – lekko się zaczerwienił, co było słodkie.

Opanuj się dziewczyno!

- Dawać karty – powiedziałam i wyswobodziłam się niechętnie z ramion Kosy.
Łukasz potasował karty, a ja sobie swobodnie ziewnęłam.
- Tylko wiecie, moje volviątko ma lśnić czystością – powiedziałam jeszcze.
- A co jeśli, któryś z nas wygra? - zapytał Zbyszek.
- To sprzątam i twoje auto, i twoje – wzruszyłam ramionami.
Na twarzach chłopaków pojawiły się uśmiechy.
Perłowski rozdał karty i zaczęła się gra. Pierwszą partię wygrałam ja, co bardzo mnie ucieszyło. W drugiej królował Piotrek, a w trzeciej Zbyszek, co już nie było takie super. Ostatnie rozdanie. Miałam chęć udusić Łukasza za tak felerne rozdanie. Nie miała w kartach nic oprócz jednej pary i to jeszcze waletów. Wymieniłam resztę. Doszedł jeden walet i dwa asy. Czyli tak źle jak myślałam wcale nie było. Uśmiechnęłam się nawet pod nosem.
- Sprawdzam – powiedział Zibi. - Dwie pary, ciekawie, ciekawie – cmoknął widząc karty Nowakowskiego. Posłałam mu promienny uśmiech i odsłoniłam swoje karty. - Ciężko będzie... - skrzywił się lekko widząc moje karty.

No volvo, szykuj się na porządne sprzątanie!

- Ale ciężko dla ciebie! - krzyknął uradowany Zbyszek i pokazał swoje karty.
Szczena opadła mi do samej autokarowej podłogi. Karty Zibiego ułożyły się w pięknego pokera królewskiego.
Krzysiek, Piotrek i reszta siatkarzy, oprócz Grześka (chwała ci za to, Grzegorzu!), która przyglądała się naszym poczynaniom zaczęła się śmiać, a Bartman cieszył się jakby rodzicie kupili mu najlepszy rower w całym jego mieście.
- Jeśli cię to pocieszy, to pomogę ci sprzątać te samochody – uśmiechnął się lekko Kosa.
Walnęłam swoim czołem o jego ramię.
- Wiesz, auta mają lśnić, akurat święta się zbliżają... - śmiał się Zibi.

Błagam, zamknij się!

- Dobra, dobra, będą na błysk – obiecał Grzesiek.
- Dobra panowie! - krzyknął Ogonowski i przez chwilę się zawahał. - I nasza pani fotograf, wysiadamy zaraz, tylko wstydu nie narobić!
- Tak jest! - zaśmiali się i w tym samym momencie autokar stanął.
Wszyscy zaczęli się ubierać.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się z wdzięcznością do Grześka.
- Niby za co? – zapytał odwzajemniając uśmiech. - Te auta posprzątamy w mig.
- Za to, że po prostu jesteś – powiedziałam na jednym wydechu.
- Cała przyjemność po mojej stronie – uśmiechnął się szeroko i założył mi na głowę czapkę, co wywołało i mój uśmiech i to jaki szeroki.

WYGRALIŚMY, WYGRALIŚMY, WYGRALIŚMY! ♥ Kuraś and Kubuś show! I love it! I to jest gra naszego wspaniałego zespołu! ;D
Epizod miał być wcześniej, ale się nie wyrobiłam, za co przepraszam ;)
Jeszcze raz: WYGRALIŚMY! I to za trzy punkty! ♥
A tak jeszcze na marginesie: JA CHCĘ GRZESIA W MECZACH Z USA! BŁAGAM!
Pozdrawiam ;*
poziomkowa.

WE ARE THE CHAMPIONS, KURWA!! ♥

A i jest jeszcze coś ;D PITER OŚWIADCZYŁ SIĘ OLI!! SZCZĘŚCIA, POMYŚLNOŚCI!! ;D Jak ja długo na tę wiadomość czekałam ;p

https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci?ref=hl

piątek, 28 czerwca 2013

Pięćdziesiąt cztery

Weszliśmy w głąb mieszkania, gdzie unosił się aromatyczny zapach. W kuchni urzędowała wysoka brunetka, bardzo ładna trzeba przyznać, z długimi nogami, szczupła. Włosy spływały jej falami aż do tyłka.
Ścisnęłam Zbyszka mocno za rękę. Nie wiem, czy go to zabolało, ale przynajmniej tego nie okazał.
Dziewczyna uśmiechnęła się do nas szeroko. Co ja bym dała, żeby mieć taki uśmiech... Kurde, zaczynam mieć przez nią kompleksy, jeszcze tego brakowało!
- Kamila poznaj Igłę – wskazał na uśmiechającego się od ucha do ucha Krzyśka; uścisnęli sobie dłonie. - Piotrka – wskazał blondyna, z którym również dziewczyna wymieniła uścisk dłoni. - Zbyszka – atakujący niezbyt chętnie uścisnął jej dłoń, ale brunetce serdeczny uśmiech nie schodził z twarzy. - I Emilię – uśmiechnął się szeroko, kiedy wypowiadał moje imię. Niechętnie, ale z uśmiechem na ustach, wymuszonym trzeba dodać, uścisnęłam dłoń partnerki Kosy. - A wy poznajcie moją siostrę...

Co on kurwa powiedział?! Siostrę?!

Jakiś kamień spadł mi z serca i stałam chyba trochę otępiała, bo dziewczyna zapytała:
- Może chcesz wody?
Pokręciłam głową.
Miałam ochotę wybuchnąć istnym śmiechem, sama z siebie oczywiście. Dlaczego ja od razu wbiłam sobie do głowy, że to jego dziewczyna?! Miałam do siebie pretensje. Przecież gdyby mnie i Zbyszka wczoraj, na przykład Piotrek nie znał, to też mógłby pomyśleć, że jesteśmy parą.
- Muszę do toalety – powiedziałam szybko.
Puściłam dłoń Zbyszka i z prędkością światła wpadłam do ubikacji i zamknęłam głośno drzwi. Otwartą dłonią przyłożyłam sobie prosto w czoło. Musiałam zatkać sobie usta dłonią, aby stłumić śmiech, jaki wydobył się z mojego wnętrza. Śmiech z mojej własnej głupoty.
- Em? - odezwał się Piotrek i zastukał lekko w drzwi. - Dobrze się czujesz?
- Wyśmienicie! - odkrzyknęłam z uśmiechem na ustach.
- Masz wahania nastrojów jak kobieta w ciąży – stwierdził głośno Igła.
- Krzysiu, powtarzasz się – zaśmiałam się i dla niepoznaki spuściłam wodę w toalecie.
Umyłam ręce i wyszłam z łazienki.
- Przepraszam, ale chyba coś mi zaszkodziło – skłamałam.
- Na żołądek, czy na głowę? - zaśmiał się Ignaczak, za co zarobił po głowie.
- Przepraszam, ale ten nasz libero czasami nie potrafi się zachować – uśmiechnęłam się do Kamili.
Odwzajemniła uśmiech i poprosiła, abyśmy zajęli miejsca przy stole. Wykonałam jej polecenie i usiadłam na jednym z miejsc przy nakrytym stole. Obok mnie usiadł Zbyszek, a po drugiej stronie zostało wolne miejsce dla Grześka lub jego siostry.
- Ale jaja – mruknął mi do ucha ZB9. - Nigdy bym się nie spodziewał, że będzie obściskiwał się z własną siostrą – zaśmiał się cicho.
- Oj, nie odzywaj się – uśmiechnęłam się do niego. - Nie powinnam brać od razu sobie do serca zwykłego przytulenia i pocałunku w czoło – powiedziałam. - Następnym razem pomyślę, zanim coś wywnioskuję.
- Nie będzie następnego razu – uśmiechnął się.
Nie zdążyłam już nic odpowiedzieć, ponieważ Kamila zaczęła nakładać mi na talerz jedzenie. Lepszej pieczeni nigdy nie jadałam, musiałam to przyznać.
- Chyba wyciągnę od ciebie przepis – powiedziałam do brunetki.
- Jeśli ja od ciebie dostanę na ten sernik, który tak wychwalał Grzesiek – uśmiechnęła się.
Kąciki moich ust powędrowały lekko ku górze.
- Mama powiedziała, że bez przepisu ma nie wracać do Katowic.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, oczywiście oprócz bruneta.
- Kam... - mruknął cicho w stronę siostry.
- No co? - spojrzała na niego przez chwilę. - Taka prawda – przeniosła wzrok na mnie. - Dużo o tobie opowiadał.
Na twarzach Igły, Cichego i Zibiego wykwitły przepiękne, szerokie uśmiechy.
- Jak tak opowiadał, to stwierdziłam, że musisz być ideałem.
Zaśmiałam się głośno.
- Na pewno nie – pokręciłam przecząco głową.
- Kam... - kolejne mruknięcie ze strony Grześka.
- Ej, ej panie kolego – uśmiechnęłam się do Kosy. - Chcę posłuchać co o mnie ciekawego naopowiadałeś. Więc? - przeniosłam wzrok na Kamilę.
- Dowiedziałam się tylko i aż tyle, że jesteś sympatyczna, uczynna, miła...
- Miła? - Zbyszek aż się zadławił. - To ty chyba nie wiesz, co oni ostatnio zrobili.
Atakujący dostał ode mnie porządnego kuksańca w bok.
- No właśnie, może poopowiadacie mi jakieś historie? - Kamila wbiła w naszych przyjaciół wzrok. - Grzesiek jak mi o was opowiadał, to mówił samymi przymiotnikami, a żadnych historii nie.
- Może kiedy indziej – zaczęliśmy z Grześkiem w tym samym momencie.
- Ależ dlaczego? - zapytał słodkim głosikiem Zbysław.
Wbiłam w niego wzrok mówiący „nie przesadzaj”, ale kto by mnie tam słuchał?
- Słuchaj, byliśmy po meczu w Gdańsku i spaliśmy sobie kulturalnie w swoich pokojach... - zaczął Bartman.
- Czy ja wiem, czy każdy w swoich? - zapytałam wsadzając sobie kawałek pieczeni do buzi.
- To już inna historia – machnął ręką Igła. - Opowiemy ci później – obiecał, a ja razem z Grześkiem zgromiliśmy go wzrokiem, co wywołało tylko jego szeroki uśmiech.
- Ale wróćmy do tego poranka – przypomniał o sobie Zibi. - Wyobrażasz sobie, że ta dwójka o siódmej rano wysmarowała nas pastą do zębów, a później uciekali przed nami po całym holu? - Kamila spojrzała z niedowierzaniem na swoje brata i uśmiechnęła się szeroko.
- Jakim całym, jakim całym? - popukałam się w czoło. - Uciekliśmy wam tylko z pierwszego piętra do restauracji.
- Ale czekaj, czekaj jak to było? - zamyślił się Igła. - A! Już mam! Pierwsze co mnie obudziło, to krzyk Zbyszka i jego cytuję „kurwa mać” - dziewczyna zaczęła się śmiać. - A potem obudził się też Piotrek i podobny krzyk jak ten, który zacytowałem wcześniej. Wychodzę sobie na korytarz, Em w ramionach Grześka...

To sobie mogłeś podarować
, przemknęło mi przez myśl..
- A przed nimi Marcin Ogonowski, nasz drugi trener i drze się na nich, cytuję „od samego rana same śmiechy i kurwy latają” - dziewczyna wybuchnęła śmiechem. - A co nasza Em, powiedziała sobie pod nosem? Ktoś wie? - spojrzał teatralnie po wszystkich zebranych. Wbiłam w niego ostry wzrok. - Że kurwy nie latają i ruszyli w długą.
Igła, Piotrek, Zbyszek i Kamila wybuchnęli głośnym śmiechem, a ja spuściłam wzrok.
- Kiedyś ich zabijemy, co ty na to? - mruknął do mnie Kosa.
- Bardzo ciekawa propozycja – odmruknęłam.
- A teraz może opowiemy coś my? - odezwał się głośniej Grzesiek.
Spojrzałam na niego z lekkim przerażeniem w oczach.
- Chcesz zobaczyć, jak nasi kochani przyjaciele ładnie wyglądali po jeździe do Gdańska? - wyszczerzył się i wstał z krzesła.
- Nie zrobisz tego – powiedział Zbyszek i wbił wzrok w środkowego.
- Dlaczego by nie? - uśmiechnęłam się szeroko. - Słuchaj, Zbyszek wygląda tam przesłodko – poinformowałam słodkim głosikiem. - Ma takie motylka na cały policzek – uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Serio? - zdziwiła się.
- Serio, serio – pokiwałam głową, a ona wybuchnęła śmiechem.
- Patrz – brat podał jej aparat.
Kiedy on zdążył zgrać te zdjęcia?
- O cholera! - wybuchnęła jeszcze głośniejszym śmiechem.
- Zginiesz marnie – mruknął do mnie Zbyszek.
- To gdzie się pozabijamy? - odmruknęłam miłym głosikiem.
- Bardzo ładnie – skomentowała dziewczyna i uśmiechnęła się szeroko.
- Prawda, że ładnie wyszły mi rysunki? - wyszczerzyłam się.
- To też – uśmiech nie schodził jej z twarzy. - Ale też bardzo ładnie razem wyglądacie – pokazała wyświetlacz aparatu, na którym było zdjęcie, które przedstawiało śpiących mnie i Grześka i to jeszcze to, które Kosa skomentował, że wyglądam jak wampir.
Myślałam, że zapadnę się pod ziemie, razem z czarnowłosym środkowym, a nasi przyjaciele śmiali się w głos.
- Sami się wpakowali – skomentował Bartman, co wywołało kolejną salwę śmiechu.
- Przepraszam – mruknął do mnie Kosa.
- Nie masz za co – uśmiechnęłam się lekko i wzięłam się za jedzenie mojego obiadu.
Aż do godziny czternastej siedzieliśmy u Kosoków dwóch. Z Kamilą złapałam bardzo dobry kontakt, rozmawiało nam się naprawdę bardzo dobrze. Przez cały ten czas chłopaki opowiadali jej historyjki ze mną i z Grześkiem w roli głównej, co wywoływało śmiech Kamili i zdanie, wypowiedziane kilka razy: ciesz się, że mama nie wie, na co tylko kręcił głową, podobnie jak ja.
Podsumowując. Zachowałam się strasznie głupio biorąc Kamilę od razu za dziewczynę Grześka, polubiłam tę dziewczynę, a i utwierdziłam się w przekonaniu, że kocham mężczyznę o czekoladowych tęczówkach i w tym, że jestem strasznie o niego zazdrosna, o czym on w ogóle nie wiedział. I raczej tak na razie zostanie, na tę chwilę nie potrafiłam wziąć się w garść i zacząć poważnej rozmowy z Grześkiem.


NO LEPIEJ SIĘ TE WAKACJE ROZPOCZĄĆ NIE MOGŁY! A CO MI TAM, MACIE NOWY EPIZOD JESZCZE DZISIAJ!
WYGRALIŚMY, WYGRALIŚMY, WYGRALIŚMY! KURWA! ;D
MVP OCZYWIŚCIE BARTOSZ KUREK! PIĘKNE SERIE KURAŚ! ;D WIĘCEJ TAKICH!
DOBREJ NOCKI! ;*

Pięćdziesiąt trzy

Siedziałam na fotelu w ciepłej, a przy okazji i za dużej bluzie z chusteczkami higienicznymi przy boku. Połowa czystych, połowa zasmarkanych i mokrych. Wycierałam właśnie nos, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Skrzywiłam się, ale podniosłam tyłek z fotela. Wytarłam twarz, odkaszlnęłam, przyklepałam włosy i poszłam do drzwi.
- Em, otwórz! - usłyszałam donośny głos Zbyszka, kiedy chwytałam za klamkę.
No ładnie, jeszcze ich tu brakowało.
Przekręciłam klucz i otworzyłam drzwi.
- Czemu płaczesz? - zapytał od razu Piotrek wbijając we mnie wzrok.
Westchnęłam tylko i ruszyłam w głąb mieszkania.
- Coś z sercem? - spytał przejęty Zbyszek i zamknął drzwi wejściowe.
- Taa... - mruknęłam pod nosem.
- Czemu nam nic nie powiedziałaś?! - ryknął na mnie Piotrek.
Dopiero teraz zrozumiałam, że chodzi im o chorobę.
- To nic związanego z leczeniem – wyjaśniłam.
- Czyli jak z sercem, to Kosa – olśniło Bartmana.
Klapnęłam zrezygnowana na fotel, a chłopaki na kanapę.
- No mów, co się stało – polecił środkowy.
- Nic się nie stało – wzruszyłam ramionami.
- Gdyby nic się nie stało, to nie ryczałabyś tu teraz – burknął ZB9.
- Nie mówiliście, że ma kogoś – mruknęłam prawie niedosłyszalnie.
- Coś ty powiedziała? - zapytał zdziwiony atakujący.
- Przecież Kosa nie ma żadnej dziewczyny – powiedział głośno Piotrek.
- To masz jakieś złe informacje – burknęłam i wysmarkałam nos w chusteczkę. - Chyba z jakąś nieznajomą nie obściskiwałby się pod halą.
- O czym ty, do cholery mówisz? - chłopaki wbili we mnie wzrok.
Pociągnęłam nosem i opowiedziałam im, co zobaczyłam jakieś pół godziny temu pod halą na Podpromiu. Siedzieli i wpatrywali się we mnie bez słów.
- No powiedzcie coś – poprosiłam.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć – zamyślił się Piotrek.
Musiałam przyznać, że to co zobaczyłam trochę mnie zdziwiło, ale doszłam do wniosku, że wcale nie powinno. Przecież Grzesiek był zabawny, miły no i przystojny, a i samotny, więc co się dziwić, że wreszcie ktoś zawrócił mu w głowie. Ale to nie zmieniało faktu, że nie byłam zazdrosna. Zazdrościłam tej kobiecie, aż za bardzo. Mogła go mieć przy sobie, całować, kiedy tylko jej się spodobało, mówić, że go kocha, a ja? A ja siedziałam jak ta sierota w za dużej bluzie, ze stertą chusteczek i użalałam się nad swoim życiem.
- Czyli w niczym się nie pomyliliśmy – wyrwał mnie z zamyślenia głos Zibiego.
- Niby w czym? - spojrzałam na niego.
- Że go kochasz – odpowiedział pewnym tonem głosu.
- Nawet jeśli, to co mi po tym? - zapytałam. - Teraz pewnie... albo nie, nie chcę myśleć, co oni teraz robią – pokręciłam głową.
- Nic mi tu nie pasuje – mruknął pod nosem Nowakowski.
- A co ma ci pasować? - wbiłam w niego wzrok. - Jesteśmy przecież przyjaciółmi, a przyjaciele nic więcej do siebie nie czują – skrzywiłam się.
- Wiem, że to rutyna, ale wszystko będzie dobrze – powiedział Zbyszek i wziął mnie na kolana, jak małą dziewczynkę.
- Dzięki, tatku – mruknęłam pod nosem bez żadnego śladu pozytywnego humoru.
- Ktoś złamał mojemu Serniczkowi serce, więc ja złamię mu nos – pocałował mnie czule w czoło.
Pokręciłam tylko głową i wtuliłam ją w jego szyję, a on mocno mnie objął.
Nie mam pojęcia, jak długo tak siedzieliśmy, ale rano obudził mnie budzik i byłam we własnym łóżku i to sama. W mieszkaniu było strasznie cicho. Wstałam z łóżka całkowicie wypoczęta. Czyżby wypłakiwanie się dawało powera na następny dzień? Ponoć płacz oczyszcza, ale czy aż tak?
Weszłam do kuchni, zrobiłam jakieś śniadanie, które zniknęło z talerza z prędkością światła. Wrzuciłam jeszcze w Internet zdjęcia z wczorajszego meczu i wpadłam do sypialni, aby się ubrać. Na dzisiejszym treningu musiałam być, więc nie miałam nic do gadania.
Kiedy się ubierałam, nachodziły mnie dziwne myśli. Co zrobię jak zobaczę Grześka? A co będzie jeżeli jego dziewczyna przyjedzie razem z nim na trening? Przełknęłam ślinę i wyszłam z mieszkania bojąc się tego, co stanie się za kilka minut.
Wskoczyłam do volva, odpaliłam radio, z którego popłynął jakiś utwór z lat osiemdziesiątych i wyjechałam spod bloku. Pod halę dotarłam jako jedna z pierwszych. Na parkingu stało już auto Zbyszka oraz Nikoli Kovacevica. Tego pierwszego zauważyłam, stał razem z Piotrkiem obok audi, a Serb pewnie był już w środku.
- Dzięki – powiedziałam, kiedy wysiadłam z samochodu.
- Nie ma za co – odparł Bartman.
- Twoje klucze – wręczył mi pęk kluczy Piotrek.
- Wyspaliście się w ogóle? - spytałam, ale odpowiedzi nie uzyskałam, ponieważ obok nas zaparkowała czarna alfa romeo.
- Nic nie mówcie – powiedziałam cicho, bo Zbyszek trochę stracił cierpliwości.
W samochodu wysiadł uśmiechnięty Kosa.
- Cześć - przywitał się i wyciągnął torbę z bagażnika.
Przywitaliśmy się niezbyt ochoczym tonem.
- A wam co? - popatrzył na nas. - Nie wyspaliście się?
- W porównaniu do ciebie, to ktoś płakał pół nocy – mruknął prawie niesłyszalnie Bartman, za co zgromiłam go wzrokiem.
- Po prostu źle spaliśmy – wzruszyłam ramionami i ruszyłam do przodu.
- Co robisz po treningu? - dogonił mnie Kosa.
- Pewnie nic, a dlaczego pytasz? - spytałam obojętnie, a przynajmniej tak chciałam.
- Chciałbym ci kogoś przedstawić – uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- My też możemy? - wtrącił się Bartman.
- Jasne! - odparł zadowolony Grzesiek, a mnie aż ścisnęło w sercu. - To po treningu zapraszam do mnie – uśmiechnięty od ucha do ucha wleciał do szatni.
Ukłucie w sercu było bardzo bolesne.
- Może lepiej będzie jak wrócisz do domu – powiedział Cichy i objął mnie lekko ramieniem.
- Nie, wszystko okej – wysiliłam się na uśmiech.
- To chyba nie najlepszy pomysł na to, abyś tam jechała – dopowiedział Zbyszek.
- Chcę zobaczyć co ta dziewczyna w sobie ma, a czego nie mam ja – mruknęłam pod nosem i skierowałam się centralnie na boisko, gdzie czekał już na mnie uśmiechnięty Mieszko.
Porozmawiałam z nim chwilę, później na boisko weszli trenerzy, a po chwili i zawodnicy. Przez cały treningu unikałam wzroku i w ogóle patrzenia na Kosę, jak ognia. Zbyszek wyżywał się na nim na każdym kroku, a kilka razy zaatakował tak mocno, że aż trener Kowal zwrócił mu uwagę, że Kosę chce mieć do dyspozycji, a nie z gipsem na rękach.
Nie powiem, bo ode mnie opieprz też zebrał, kiedy przyszedł się napić.
- Zachowujesz się trochę nie fair – skwitowałam.
- A on w stosunku do ciebie był fair? - spojrzał na mnie uważnie i wrócił pod siatkę.
Westchnęłam zrezygnowana i klapnęłam na krzesełko.
- Stało się coś? - zapytał Kosa, który pojawił się nagle obok mnie.
- Nie – pokręciłam głową.
- Coś mi się nie wydaję, że chodzi o tą nieprzespaną noc – usiadł obok mnie.
Gdybyś wiedział o kogo chodzi, to teraz byś tutaj tak spokojnie nie siedział.
- O nic więcej nie chodzi – odpowiedziałam pewnym głosem i uśmiechnęłam się szeroko.
- Kosa, czy my tu jakieś randki urządzamy, czy trenujemy?! - wydarł się na niego Marcin.
Igła razem z częścią polskich zawodników, nie wliczając oczywiście Piotrka i Zbyszka, zaczęli się śmiać, a ja spuściłam głowę.
- Sorry! - odkrzyknął i wbiegł ponownie na boisko.
Trening zleciał szybko, czym nie byłam zadowolona. Oznaczało to, że jestem coraz bliżej poznania wybranki serca Grześka i doprowadzało mnie to do chęci płaczu. Nie doprowadzałam się do takiego stanu nawet, kiedy do Jurka zalecały się jakieś panienki.
Jechałam jak najwolniej się tylko dało, co zaowocowało tym, że chłopaki musieli na mnie czekać.
- Em, co ty w ciąży jesteś? - zaśmiał się libero, kiedy wysiadłam z samochodu.
Burknęłam pod nosem sama nie wiem co i ruszyłam do mieszkania Grześka obok Zbyszka, którego trzymałam pod ramię.
- Jak chcesz, to jeszcze możemy zwiać – mruknął do mnie cicho, kiedy byliśmy kilka sekund przed wejściem do windy.
Pokręciłam tylko głową i wkroczyłam do windy. Grzesiek nacisnął odpowiedni guzik i chwilę później byliśmy już na odpowiednim piętrze. Chłopaki szybko pokonali odcinek do drzwi grześkowego mieszkania, a ja ze Zbyszkiem strasznie się wlekliśmy. Nawet nie wiem, kiedy serce podeszło mi pod samo gardło.
Weszliśmy do mieszkania i zaczęliśmy się rozbierać z kurtek, szalików i w moim przypadku jeszcze z czapki.
- Kamila, jesteśmy! - krzyknął gospodarz.
Przełknęłam ślinę i ściągnęłam kozaka z prawej nogi, a po chwili i z lewej.
No to czas poznać wybrankę serca Grześka...



PIĄTEK I WAKACJE!! ♥ I LOVE IT! ♥
MECZ, MECZ, MECZ!! ♥ I to jeszcze na otwartym Polsacie! Kto nie miał Polsatu Sport, nie musi już się katować transmisjami internetowymi ;)
Dzięki za kolejny list! ;)


DZIĘKUJĘ ZA TAKĄ LICZBĘ WYŚWIETLEŃ! ♥
WAKACJE!! ♥ Nie ma to jak rozpocząć je od jednej z moich ulubionych piosenek („Ona jest ze snu” zespołu IRA), która poleciała w radiu akurat, kiedy wsiadałam do auta po zakończeniu! ;D
Pozdrawiam Was serdecznie ;*
poziomkowa.

https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci

czwartek, 27 czerwca 2013

Pięćdziesiąt dwa

Kiedy my z Grześkiem kończyliśmy jeść nasze śniadanie, do restauracji wkroczyła reszta siatkarzy. Oczywiście cała trójka naszych przyjaciół, naburmuszona.
- Zbysiu, na czole zostało ci trochę pasty – zaśmiałam się.
- A tobie malinka na szyi – odgryzł się i zajął miejsce.
Zaśmiałam się cicho i wstałam od stołu, podobnie jak Kosa. Po drodze do naszych pokoi zebraliśmy ochrzan od trenera Kowala i od Ogonowskiego również. Czułam się trochę jak w szkole, ale co tam, warto było.
Kosa udał się do swojego pokoju, a ja do swojego. Ubrałam się, a resztę rzeczy spakowałam do torby. Zaścieliłam łóżko, na szczęście Piotr wstał z niego tak zgrabnie, że nigdzie nie było pasty do zębów.
Zamknęłam drzwi, a klucz zostawiłam w zamku, tak jak kazał trener Kowal. Z torbą w ręku doczłapałam do pokoju numer dziewięć. Zapukałam lekko i po tym jak usłyszałam „proszę”, weszłam cicho zostawiając torbę przy drzwiach.
- Mam przepraszać? - zapytałam wchodząc do pokoju, gdzie siedziała cała czwórka moich przyjaciół.
- Zrobisz jakieś dobre ciacho i pójdzie wszystko w niepamięć – uśmiechnął się Igła.
- Każdemu z osobna, oczywiście – dopowiedział Piotrek.
Uśmiechnęłam się i usadowiłam się pomiędzy Grześkiem a Bartmanem.
- A ty się na mnie gniewasz? - zapytałam patrząc na atakującego.
- Tylko to ciasto ma być bez pasty do zębów – zaśmiał się i lekko mnie objął.
- Obiecuję – uśmiechnęłam się.
- To co, żegnamy Gdańsk? - odezwał się libero.
Pokiwaliśmy głowami i razem z naszymi bagażami opuściliśmy pokój numer dziewięć.
Drogę powrotną spędziliśmy głównie na graniu w karty, rozmowie i śmianiu się.

Przez kolejne kilka dni chłopaki biegali na treningi, a ja dostałam od Grześka plan całej jego działki. Miałam sobie rozdzielić mniej więcej, co gdzie będzie rosło i tak dalej. Cieszyłam się, że dał mi wolną rękę. Tylko mój projekt ograniczał się do napisania nazw drzewek, czy roślin. Nie potrafiłam niczego narysować. Moja blokada twórcza, co do malowania trwała od jakiś pięciu lat, od czasu, kiedy umarł dziadek. Nie potrafiłam, tak jak wcześniej, zasiąść w fotelu, wziąć w ręce ołówek oraz szkicownik i po prostu czegoś narysować. Nie mogłam się przełamać.
Pierwszego grudnia odbył się mecz Rzeszowian z Indykpolem w Hali Urania w Olsztynie. Po ciężkim boju Resovia wygrała trzy do dwóch, a MVP spotkania zgarnął Lukas Tichacek.
Cztery dni po meczu pojechałam razem z Piotrkiem do Gdańska. Nie pytajcie jakim cudem zwolnił się z dwóch treningów, bo sama nie wiem, ale ponoć miłość może zdziałać wiele i na tym zakończmy.
Zauważyłam, nie tylko ja, że Piter się zakochał i to ze wzajemnością. Chodził uśmiechnięty od ucha do ucha, we wszystkim widział same pozytywy, a do tego ciągle towarzyszył mu telefon i numer Alki, oczywiście.
W Gdańsku dałam im kilka godzin, aby mogli spędzić je wspólnie, wykręcając się tym, że muszę załatwić jeszcze kilka ważnych spraw. Tak naprawdę nie miałam nic sensownego do roboty, więc kupiłam gorącą kawę z mlekiem, kilka bułek i poszłam na plażę.
Przez te wszystkie dni, a już szczególnie przez te dwie godziny, które spędziłam na karmieniu kaczek i łabędzi, walczyłam ze sobą. Grzesiek był jednocześnie tak blisko, a jednak tak daleko. Był przyjacielem, dobrym przyjacielem, ale ja chciałam czegoś więcej. Nie przeszło mi tak, jak myślałam wcześniej. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Gdybym powiedziała mu co czuję, rozpadłaby się nasza przyjaźń, czego nie chciałam strasznie.
Kiedy tylko jakaś dziewczyna, która wdzięczyła się do niego i ukazywała swoje wdzięki, brała mnie istna febra. Byłam zazdrosna, tyle sama wywnioskowałam. A to doprowadzało mnie do jeszcze większego zamętu w głowie.
Nie wiedziałam kompletnie, co mam robić. Przez ten miesiąc pokochałam go bardziej, niż przez dwa lata Jurka. Dziwne, ale prawdziwe. Właśnie, prawdziwe uczucie. Tylko nie do ujawnienia.
Westchnęłam zrezygnowana i klapnęłam na jakąś ławeczkę.
- Jak kocha, to wróci – usłyszałam głos starszej kobiety, która usiadła obok mnie. Widać było po niej, że wiele w życiu przeszła. Stare łachmany, niebyt czysta buzia.
Uśmiechnęła się lekko.
- Nie o to chodzi – mruknęłam.
- Ale pewnie o miłość tak – odparła pewnym tonem głosu.
- Taa.. - westchnęłam. - Co zrobić? Jesteśmy przyjaciółmi, ale ja czuję do niego coś więcej... - szkoda, że nie ugryzłam się w język. Obcej osobie opowiadać o swoich problemach i to jeszcze miłosnych, ale...
- No to mu o tym powiedz – poleciła staruszka jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
- A skoro on nie czuje tego samego w stosunku do mnie? - spojrzałam na nią z wielkim zapytaniem na twarzy.
- A pytałaś? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Nie, ale...
- Nie ma żadnego „ale” - przerwała mi. - Po prostu nie wiesz... Spróbuj z nim porozmawiać.
- A co jeśli się boję? - zapytałam.
- Strach istnieje tylko w twojej podświadomości – uśmiechnęła się. - Sami go sobie wymyślamy, a potem wcielamy w życie, niestety.
- Co będzie jeśli on jednak nie czuje tego co ja? - spytałam nie spuszczając z niej wzroku.
- Powiem ci tak – chwyciła moją dłoń i uścisnęła ją lekko. - Za parę lat będziesz zastanawiać się co by było gdyby i tak dalej. Będziesz biła się w pierś, że nie spróbowałaś i po co ci to? - nie spuszczała ze mnie wzroku. - Widać, że wiele przeszłaś, ale widać też, że teraz schody podstawiasz sobie sama. Sama sobie komplikujesz życie...
- Czyli co, powiedzieć? - zapytałam.
- Zacznij z nim rozmawiać, a może sam pociągnie temat i to na twoją korzyść – uśmiechnęła się. - Powiem jeszcze jedno. Jest szczęściarzem.
Uśmiechnęłam się lekko na jej słowa.
- To do zobaczenia – podniosła się z ławki.
- Dziękuję – powiedziałam.
Kiwnęła głową z uśmiechem i ruszyła przed siebie, a ja odprowadziłam ją wzrokiem. Nieznana kobieta pomogła mi i nawet nie mogła wiedzieć jak bardzo. Tylko teraz pozostaje pytanie do samej siebie: czy dam radę?
Godzinę później byłam już w samochodzie razem z Piotrkiem. Trajkotał jak najęty przez całą drogę, jak nie on, a ja słuchałam go niezbyt uważnie, ponieważ w głowie ciągle siedziała mi staruszka i Grzesiek oczywiście...

Zaczynał się grudzień, więc trzeba było pomyśleć o prezentach bożonarodzeniowych. Przez kilka dni głowiłam się nad prezentami dla moich najbliższych. Jeden udało mi się rozwiązać ósmego grudnia, kiedy to Resovia na wyjeździe grała z Bełchatowem. Kupiłam piłkę i poprosiłam o podpisy wszystkich ze zwycięskiej drużyny, czyli SKRY. W tym spotkaniu Rzeszów został pokonany do zera, a MVP załatwił sobie serbski przyjmujący, Constantin Cupković.
W kolejnych dniach kupiłam prezenty dla rodziny z Bełchatowa i Ignaczaków, więc pozostały jeszcze prezenty dla Piotrka, Zbyszka i Grześka. Kompletnie nie wiedziałam, co mam im kupić.
Następny mecz, tym razem z Kędzierzynem odbył się na Podpromiu, a zwycięsko z tego starcia wyszła drużyna z Rzeszowa. Zawodnikiem meczu został Paul Lotman. Właśnie to był dzień, w którym miałam porozmawiać z Grześkiem. Weszłam do szatni i zapytałam, czy nikt nie widział Kosy, ale wszyscy powiedzieli, że już wyszedł. Podziękowałam za odpowiedź i opuściłam szatnię. Lekkim krokiem podeszłam do drzwi budynku.
Światło lamp padało centralnie na samochód Grześka obok, którego stał on i przytulał jakąś dziewczynę. W gardle urosła gula dużych rozmiarów, a oczy zaczęły mnie piec. Samotna łza spłynęła po policzku, kiedy środkowy pocałował dziewczynę czule w czoło.
Stojąc jak wmurowana w podłogę czekałam, aż wsiądą do alfy i odjadą z parkingu. Zamknęłam oczy, czym pozwoliłam na popłynięcie kilku łzom z moich oczu. Kiedy tylko samochód Kosy zniknął z pola mojego widzenia szarpnęłam za klamkę i wybiegłam z budynku wprost do mojego volva. Z całej siły zamknęłam drzwi i walnęłam głową w kierownicę. Miałam ochotę krzyczeć i płakać. To drugie akurat świetnie mi wyszło.
Cała mokra od łez odpaliłam volvo i wyjechałam dalej płacząc z parkingu z piskiem opon.

- A jej co? - zdziwił się Zbyszek wychodząc razem z Piotrkiem, Igłą i Achremem z hali.
- Pewnie chce się popisać przed Grześkiem – zaśmiał się Igła.
- To oni jeszcze ze sobą nie są? - zdziwił się kapitan.
- Widzisz Alek, to jest strasznie pogmatwane – wyjaśnił libero.
- Myślałem, że po tej akcji z pastą do zębów... - zaczął Białorusin.
- Każdy myślał, a tu dupa – odezwał się blondyn.
- Kosa niech się lepiej zachowa jak prawdziwy mężczyzna – powiedział Olieg. - Bo jeszcze mu ją ktoś sprzed nosa sprzątnie.
- Dobrze mówisz, przyjacielu – poklepał go po plecach Ignaczak.
- Tylko gdyby wbicie mu tego do głowy było takie proste – mruknął ZB9.
- Jeszcze się pomyśli nad tym, żeby on jej wreszcie powiedział, co do niej czuje – zarządził kapitan. - A teraz przepraszam, żona na mnie czeka – przeprosił i pożegnał się, po czym ruszył do kobiety czekającej już na niego w samochodzie.
- Piotrek, podrzucisz mnie? - zapytał Zbyszek.
- Jasne.
- To do jutra na treningu – pożegnał się Igła i wskoczył do swojego samochodu.
Środkowy i atakujący pożegnali się z libero i też zajęli miejsca w samochodzie, ale Nowakowskiego. Wtem rozległ się dzwonek telefonu Zibiego.
- Kosa – poinformował i nacisnął zieloną słuchawkę. - Halo?
- Zibi, nie widziałeś nigdzie w szatni moich słuchawek? - zapytał.
- Nie – pokręcił głową. - A co, muzyka Emilki nie ci nie pod pasowała? - spytał śmiejąc się.
- Zawsze mi pasuje, ale teraz jej ze mną nie ma...
- Nie? - zdziwił się lekko.
- No nie, więc widziałeś te słuchawki, czy nie?
Zbyszek powiedział, że nie i pożegnali się.
- Jedziemy do Emilki – zarządził Bartman.
- Po co? - zdziwił się środkowy.
- Nie jest z Grześkiem, a ten jej wyjazd coś mi nie pod pasował...



Dobra, macie kolejny epizod dzisiaj, a co mi tam! ;D Dostaniecie trzy pod rząd, bo jutro też dodam kolejny ;) A taki tam, wakacyjny prezencik :D
Dostałam kolejną pracę, za którą bardzo, bardzo dziękuję Ewie ;D Nawet nie wiecie ile radości mi to sprawia, i nawet słowo „dziękuję” nie jest w stanie wyrazić mojej wdzięczności :)


Kurde, w następnym meczu znowu nie zagra Grzesiu ;(
  https://www.youtube.com/watch?v=eTJPQ4TW4Jw ależ mi się wkręciło, haha! ;D
Do jutra ;*
poziomkowa.


środa, 26 czerwca 2013

Pięćdziesiąt jeden

Pomału zaczęłam otwierać oczy i coś mi od razu nie pasowało. Moja poduszka była jakoś za twarda, a na plecach czułam jakiś dotyk, który na pewno nie był materiałem kołdry. Moje powieki szybko podniosły się do góry. Byłam przykryta białą kołdrą i do tego spałam na lewej piersi Grześka, jego ręka przytulała mnie do siebie.
Co tu, do cholery robi Grzesiek?!, ryknęło mi w głowie.
- Kosa – szepnęłam, ponieważ nie mogłam wyswobodzić się z jego uścisku. - Grzesiek – powiedziałam już głośniej. Żadnej reakcji.
Moja głowa opadła na jego pierś, a w myślach pojawiło się pytanie: co ja, do cholery robię w pokoju środkowych i gdzie jest Piotrek?!
- Emila? - usłyszałam zaspany głos bruneta, więc szybko podniosłam głowę i spojrzała na niego. - Co ty robisz w moim łóżku? - zapytał i szybko zabrał swoją dłoń z moich pleców.
- Sama chciałabym wiedzieć – odpowiedziałam i usiadłam na łóżku.
- Gdzie jest Piotrek? - spytał również siadając i przy okazji łapiąc mnie wpół, ponieważ mało, co nie poleciałam na podłogę.
Ale z ciebie łamaga!, huknęło mi w głowie.
- Dzięki – powiedziałam cicho. - A to dobre pytanie. Ja naprawdę nie wiem, skąd się tu wzięłam – złapałam się za głowę i nie spuszczałam wzroku ze środkowego. - Po twoim telefonie poszłam się wykąpać i położyłam spać – wytłumaczyłam.
- A ja pogadałem chwilę z Piotrkiem i też zasnąłem – wyjaśnił.
- Ja nie lunatykuję, więc skąd...? - i właśnie teraz mnie olśniło. - A to...! - wyleciałam z łóżka jak torpeda i pobiegłam do drzwi.
- Myślisz, że to oni? - zapytał Kosa podbiegając do mnie.
- Jestem pewna na milion procent – szarpnęłam za klamkę. Nic, drzwi ani drgnęły. - I jeszcze zajebali klucz! - walnęłam w drzwi.
- To zemsta – zaśmiał się Grzesiek i oparł o ścianę.
- Mogę dać sobie rękę uciąć, że to wszystko wymyślił Zbysław – powiedziałam pewnie i również oparłam się o ścianę.
- To w jego stylu – poparł mnie Kosa.
- Która w ogóle jest godzina? - zapytałam i podeszłam do łóżka bruneta.
Chwyciłam jego telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Siódma czternaście. Pobudka jest o ósmej, więc jest jeszcze trochę czasu.
Uśmiechnęłam się.
- Co się tak szczerzysz? - zapytał Grzesiek również się uśmiechając.
- Gdzie masz kosmetyczkę? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Po co ci ona? - zdziwił się trochę.
- Byłeś kiedyś na koloni? - spytałam podchodząc do niego. Kiwnął głową. - Jest coś takiego jak zielona noc – wyszczerzyłam się. - Zróbmy zielony poranek.
- Wchodzę w to – uśmiechnął się szeroko.
- Piotruś się nie pogniewa, że użyliśmy jego pasty, prawda? - zapytałam wchodząc do łazienki.
- Ależ oczywiście, że nie – odpowiedział mi uradowany środkowy.
Drapnęłam pastę do zębów blondyna i wróciłam do pokoju, gdzie Grzesiek stał już gotowy do wyjścia.
- Może chcesz jakieś spodenki? - spytał.
Popatrzyłam w dół. Faktycznie coś by się przydało. Co prawda miałam za dużą koszulkę, ale byłam w samych majtkach.
No to fajnie spaliśmy, nie ma bata, przeszło mi przez myśl.
- Jak możesz – uśmiechnęłam się, a on rzucił mi jakieś swoje spodenki.
Szybko je na siebie włożyłam, a sięgały mi do początku łydki, całe szczęście, że były na gumce, także mi nie spadły z tyłka.
- Wyglądam komicznie, prawda? - zapytałam patrząc na środkowego.
- Wcale nie – pokręcił głową, ale po chwili wybuchnął śmiechem.
- No właśnie widzę – również się zaśmiałam. - Dobra, to idziemy – zarządziłam.
- Em, wszystko ładnie, pięknie, ale jak my stąd wyjdziemy? - zapytał poważnym tonem.
Skrzywiłam się trochę marszcząc nos. Złapałam się za głowę i zaczęłam przeszukiwać moje włosy, gdzie na całe szczęście znalazłam wsuwkę, która trzymała moją grzywkę, która opadła teraz na oko.
- Umiesz się tym posłużyć? - spytałam wskazując wsuwkę.
- Pewnie – uśmiechnął się i wziął ode mnie przedmiot.
Chwilę motał się z zamkiem, ale wszystko poszło po naszej myśli.
- Zachowujemy się jak dzieciaki w przedszkolu – stwierdził zamykając drzwi pokoju numer dziewięć.
- Jak dzieciaki w podstawówce – zaśmiałam się. - Tylko ty jakiś taki trochę wyrośnięty.
- Ej, ej – sprzedał mi kuksańca.
- Dobra, otwieraj – poleciłam i wskazałam na drzwi od pokoju libero i atakującego.
Niezłą frajdę mieliśmy wylewając na śpiących siatkarzy pastę. Chciałabym zobaczyć ich miny, kiedy się obudzą.
Kiedy drzwi od pokoju Zbyszka i Igły się zamknęły, wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
- Czy wy normalni jesteście? - zapytał Marcin Ogonowski pojawiając się nagle w drzwiach z numerkiem dwanaście.
Od razu schowaliśmy pastę za siebie. No faktycznie jak dzieci w przedszkolu.
- Przepraszamy – powiedzieliśmy zgodnie.
- Normalnie jak dzieciaki – pokręcił głową i zniknął w pokoju.
Popatrzyłam na Grześka, a on na mnie, po czym wybuchnęliśmy śmiechem, ale tym razem zatkaliśmy sobie usta. Po chwili skierowaliśmy się do pokoju z numerem sześć, w którym jak podejrzewaliśmy był Nowakowski. Szybko rozprawiliśmy się z zamkiem i weszliśmy do środka. Piotrek rozwalił się na całym łóżku, a do tego cicho pochrapywał.
- Jeszcze mu Alki tu brakuje – skomentowałam cicho.
Cała pasta, jaka była w tubce pojawiła się twarzy i rękach Cichego Pita. Środkowy nawet się nie poruszył, spał jak zabity.
Kiedy wykonaliśmy naszą pracę, przybiliśmy sobie po piątce i wróciliśmy śmiejąc się do pokoju numer dziewięć.
- Świetny pomysł, naprawdę – powiedział z uznaniem Kosa.
- To jeszcze nie koniec – uśmiechnęłam się i chwyciłam jego telefon.
Mojego nigdzie tutaj nie znalazłam.
- Nie zrobisz tego – uśmiechnął się i pokręcił głową.
- No to patrz i słuchaj – wyszczerzyłam się i wybrałam numer do Zbyszka.
Odczekałam trzy sygnały i rozłączyłam się.
- Kurwa mać! - usłyszeliśmy darcie atakującego.
Wybuchnęliśmy chyba najgłośniejszym śmiechem w dniu dzisiejszym, a on dopiero się zaczynał.
- Ja pierdolę, kto to?! - głos był coraz bardziej słyszalny.
- Schowaj mnie – objęłam Grześka chowając się za jego plecami.
- Taka cwana jesteś? - zaśmiał się środkowy.
- Em, Grzesiek! - drzwi otworzyły się, a do pokoju wleciał cały w paście i do tego czerwony jak burak Zbyszek.
- Co ci się stało? - zapytałam niewinnie. - Jakieś dzieci z kolonii cię dopadły?
- A co, jesteście na kolonii? - wbił w nas wzrok.
- My? - zdziwił się Kosa. - A gdzie tam!
- Tak? No to możecie mi powiedzieć, co pasta Cichego robi na mojej twarzy?!
- A niby skąd my to mamy wiedzieć? - spytałam niewinnie.
- A stąd, że ta sama pasty leży na waszym łóżku – wskazał pustą tubkę nowakowskiej pasty.
Ale wpadka.
- To może Piter zrobił ci psikusa? - zapytałam mocniej obejmując Kosę.
- Jasne, Piotrek sobie śpi pewnie też wymalowany pastą!
- Kurwa mać! - usłyszeliśmy donośny krzyk Nowakowskiego.
Oj, już chyba nie taki Cichy ten Pit, cisnęło mi się na usta, ale nic nie powiedziałam.
- Chyba właśnie się obudził – powiedział głośno Bartman.
- No raczej tak – kiwnął głową Grzesiek i nagle chwycił mnie na ręce.
Co się dzieje?!
- Co złego to nie my! - krzyknął i wybiegł ze mną na rekach z pokoju.
- Co ty robisz?! - krzyknęłam śmiejąc się w głos.
- Uciekam – odpowiedział również się śmiejąc, ale nagle się zatrzymał i ucichł.
- Co jest? - zapytałam i podniosłam głowę.

O kurde
, przeszło mi przez głowę, kiedy zobaczyłam kto stoi przed nami. Jeszcze chyba nigdy nie widziałam tak zdenerwowanego trenera Ogonowskiego. Gdyby wzrok mógł zabijać, leżelibyśmy trupem na tym hotelowym dywanie.
- Czy wyście wszyscy rozumy postradali?! - ryknął na nas. - Ludzie chcą się wyspać, a tu od siódmej same śmiechu i kurwy latają!
- Kurwy chyba nie potrafią latać... - mruknęłam pod nosem, co wywołało donośny śmiech Grześka.
- I jeszcze się śmieje! Boże – popatrzył do góry – dlaczego ja muszę pracować z takimi ludźmi?!
- Why is it so loud? - z pokoju wyłonił się zaspany Lotman. - Are we leaving already?
- Czy już się porządnie człowiek wyspać nie może? - zapytał wychodząc z pokoju Mieszko. - Czy wy normalni jesteście?
- No właśnie chyba nie – odezwał się Zbyszek wychodząc z pokoju numer dziewięć.
Wszyscy na korytarzu spojrzeli na niego dziwnie, po czym wybuchnęli śmiechem.
- Very nice look – powiedział Paul i uniósł kciuk do góry.
- Czy ktoś mi powie, do jasnej cholery, czemu jestem cały w paście do zębów?! - z pokoju wyleciał wściekły Piotrek. - Wy! - wbił w nas swój wskazujący palec.
- W nogi! - krzyknęłam, a Grzesiek zaczął biec przed siebie. - W restauracji nas nie ruszą – powiedziałam, a środkowy ruszył schodami w dół.
Szybko przebiegliśmy odległość jaką mieliśmy do pokonania i wpadliśmy do jadalni, gdzie siedziała tylko para staruszków. Popatrzyli na nas dziwnie.
Przywitaliśmy się kulturalnie i życzyliśmy smacznego.
- Możesz już mnie postawić na nogi – powiedziałam.
Kosa szybko postawił mnie na ziemi.
- Gdybym wiedziała, że to wywoła armagedon, to założyłabym jakieś buty albo chociaż skarpetki – zaśmiałam się i zajęłam jedno z miejsc.
- Dawno tak dobrze się nie bawiłem – zaśmiał się Grzesiek. - Dziękuję.
- Polecam się na przyszłość – wyszczerzyłam się. - A teraz czas coś zjeść – powiedziałam i zajrzałam w swoją kartę.
Lepszego poranka, to chyba wyobrazić sobie nie mogłam... Więcej takich!



Kto już sobie zrobił nieoficjalne wakacje, jak ja? ;D się wyspałam wreszcie :)
Co robi Winiar? Zobaczcie sami :D 
Haha! Czyli humory dopisują! Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej! ;D Dziękujemy Rucek za ten filmik ;)
Poleci mi ktoś jakąś książkę lub książki? Będę wdzięczna ;)
pozdrawiam ;*
poziomkowa.

https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Pięćdziesiąt

Tym razem wesołe nastroje pozostały do końca meczu, ale także i po nim. Rzeszowianie rozprawili się z zespołem z Gdańska sprawnie wygrywając trzy do zera, a statuetka MVP powędrowała do serbskiego przyjmującego, Nikoli Kovacevica.
Ala była strasznie zadowolona z wygranej Resovi. Po gwizdku sędziego podbiegła do mnie. Powiedziałam, aby zaczekała aż się spakuję, a później pójdziemy do siatkarzy z Rzeszowa, na co ochoczo przystała.
Pozbierałam wszystko i udałyśmy się pod szatnię, gdzie postanowiłyśmy na nich zaczekać.

- Chłopaki, mam plan jak możemy trochę zemścić się na Emilce i Kosie – powiedział cicho uradowany Zibi do Igły i Piotrka.
- Ty jesteś nienormalny – pokręcił głową Nowakowski i założył na siebie biały podkoszulek.
- A co jeśli, to pomoże ich trochę do siebie zbliżyć? - spytał Bartman uśmiechając się szeroko.
- O czym ty myślisz? - zaciekawił się Krzysiek.
- O ile wiem, to idziemy teraz na spotkanie z tą całą Alą, tak? - upewnił się atakujący.
- No tak – odpowiedział libero.
- O czym rozmawiacie? - zaciekawił się Grzesiek, który nagle zjawił się obok nich.
- Zastanawiamy się kim właściwie jest ta cała Ala – odparł szybko Zbyszek.
- Dziewczyna z recepcji z kliniki, w której bada się co miesiąc Emilka – odpowiedział Kosa i założył na siebie czarny podkoszulek. - Bardzo sympatyczna – uśmiechnął się.
Chłopaki uśmiechnęli się i zaczęli się ubierać.
- Wyślę wam wszystko esemesem – powiedział cicho ZB9 i nałożył na siebie koszulę w kratkę.

Kosa oraz Igła ze Zbyszkiem wyszli dziesięć minut później, więc przedstawiłam ich Ali, ale nigdzie nie było Piotrka. Trójka siatkarzy powiedziała, że poczekają na zewnątrz i kiedy otwierali drzwi od budynku z szatni wyleciał Nowakowski.
- Sorry, telefon mi dzwonił – przeprosił i spojrzał na moją koleżankę. - Pioootrek jestem – podał jej dłoń, a ja modliłam się w duchu, aby nie wybuchnąć śmiechem. Sposób w jaki przeciągnął swoje imię był równy temu jakie wrażenie wywołała na nim Ala.
- Ala, bardzo mi miło – odparła skromnie i uścisnęła jego dłoń. - To ja otworzę reszcie samochód – powiedziała szybko, spuściła głowę i wybiegła z hali.
- Ktoś tu jest zaskoczony – zaświergotałam uśmiechnięta.
- Że niby ja? - wskazał na siebie Cichy Pit.
- No chyba nie ja – zaśmiałam się. - Ty, ty panie Nowakowski – pokiwałam głową.- Ala nie lubi, jak się ktoś ze wszystkim grzebie, więc chodź już – pociągnęłam go za rękę dalej się uśmiechając.
W czasie jazdy siedziałam na kolanach u Grześka. Na szczęście do knajpy, w której mieliśmy zjeść było niedaleko, więc na całe szczęście policja nas nie złapała.
Śmiać mi się chciało, zresztą nie tylko mnie, na to jak zachowywał się Piotrek. Nie spuszczał z Alki wzroku i zagadywał ją rozmową. No i niech ktoś jeszcze raz mi powie, że on jest cichy.
- Ktoś tu się chyba zakochał – mruknął mi zadowolony Kosa do ucha.
Uśmiechnęłam się szeroko i kiwnęłam głową.
Chyba nie tylko Piotrek stracił głowę, przeszło mi przez myśl.
Przez całą kolację bacznie obserwowałam Grześka, a i kelnerkę, która aż za bardzo się do niego wdzięczyła. „A może czegoś jeszcze się pan napije?”, „A może donieść kostki lodu?”. No miałam ochotę wstać i trzasnąć w jej ten farbowany, czarny łeb. Strasznie działa mi na nerwy. Czy to nazywało się zazdrością? Jeśli tak, to do cholery byłam zazdrosna i to cholernie. Za dużo tych choler, ale nieważne.
Ucieszyło mnie tylko, to że Kosa nie zwracał na nią zbytnio uwagi.
Takie jakby światełko w tunelu
, przeszło mi przez myśl.
Zaczynałam żałować, że wtedy przeprosiłam Grześka za to wszystko i tego, że Piotrek wleciał wtedy do sali. Co by było gdyby pojawił się kilka chwil później? A co by było gdyby Grzesiek mnie odepchnął? A może jednak nie powinnam tego żałować? Już sama nie wiedziałam co mam myśleć. Ale wiedziałam jedno, Grzesiek był dla mnie kimś więcej, niż tylko przyjacielem, ale ja dla niego tylko przyjaciółką, nikim więcej.
I właśnie wtedy narodziło się pytanie: co dalej z tym wszystkim? Mam udawać? W sumie może samo przejdzie z biegiem czasu? No nic, pozostawało mi tylko czekać na to, co przyniesie czas.
W knajpce siedzieliśmy jakąś godzinę. Ala odwiozła nas pod sam hotel. Opuściliśmy samochód, podziękowaliśmy za wspólną kolację i udaliśmy się w drogę do hotelu.
- Ej, Piotrek! - krzyknęła dziewczyna, kiedy Kosa otwierał właśnie drzwi budynku, w którym dzisiaj mieliśmy spać.
Wszyscy odwróciliśmy się w jej stronę; Piotrek z wielką nadzieją w oczach.
- Tak?! - odkrzyknął do niej blondyn.
- Zostawiłeś telefon! - poinformowała i zamachała nim.
- Zaraz wracam – powiedział do nas Nowakowski i ruszył w stronę recepcjonistki.
- Chodźcie – kiwnęłam na drzwi hotelu. - Zostawmy dzieci same – powiedziałam uśmiechnięta od ucha do ucha i weszłam do budynku.
Byłam bardzo wdzięczna temu, kto wymyślił windę, ponieważ przeczuwałam, że po schodach o własnych siłach bym nie wyszła, mimo że nasze pokoje mieściły się na pierwszym piętrze. Kiedy stanęłam pod drzwiami z numerkiem sześć pożegnałam się z chłopakami i pierwsze co zrobiłam, to walnęłam się na łóżku. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

Girls they want...

- Kto to u licha? - warknęłam i sięgnęłam do kieszeni po telefon. - I muszę zmienić wreszcie ten dzwonek – nie otwierając nawet oczu odebrałam połączenie i przyłożyłam sobie telefon do ucha. - Kim jesteś i jak śmiesz zakłócać mój sen?
- Przepraszam... - usłyszałam głos Grześka.
Powieki same powędrowały do góry, a ciało usiadło na łóżku.
- A jak ty, to okej – powiedziałam szybko. - Stało się coś, że dzwonisz o... - spojrzałam na wyświetlacz. - Że dzwonisz o dwunastej w nocy?
- Mogłabyś zadzwonić do Ali? - zapytał.
- Po co dzwonić do niej w środku nocy, już pewnie śpi – odpowiedziałam.
- Coś czuję, że nie – odparł.
- Ej, czekaj, czekaj – zaczynałam myśleć na trzeźwo. - Każesz mi dzwonić do Alki o tej porze... - uśmiechnęłam się szeroko. - Piotrek nie wrócił! - krzyknęłam do słuchawki zadowolona.
- Widzę, że poprawiłem ci humor – zaśmiał się.
- Oj tam, trzeba się cieszyć – odparłam wstając z łóżka. - A ty co, boisz się spać sam, czy jak? - zaśmiałam się.
- Coś ty! - odpowiedział również się śmiejąc.
- Już myślałam, że trzeba poratować cie jakimś miśkiem – nie przestawałam się śmiać.

Co ja mówię? Jakim miśkiem? Z wielką chęcią sama bym tam poszła. Kurwa, Em opanuj się kobieto!

- Aż tak źle ze mną nie jest – odpowiedział śmiejąc się. - O, chyba przyszedł – powiedział szeptem.
- No widzisz. To dobranoc – pożegnałam się.
- Słodkich snów – życzył Grzesiek i zakończył połączenie, a ja wkroczyłam do łazienki z uśmieszkiem na ustach.

- Już myślałem, że Ala cię nie wypuści – zaśmiał się Kosa, kiedy Piotrek pojawił się w ciemnym pokoju.
- A co tęskniłeś? - odpowiedział również się śmiejąc Nowakowski.
- Za tobą zawsze – odparł uśmiechnięty brunet i zapalił lampkę.
- Mogłeś jednak przyprowadzić Emilię – pokiwał głową Piotrek uśmiechając się.
- Teraz ty mi będziesz prawił, że mam spiąć tyłek i powiedzieć jej, co czuję? - spojrzał na kumpla uważnym wzrokiem.
- A posłuchasz? - odpowiedział pytaniem na pytanie blondyn.
- Zapewne nie – pokręcił głową. - Co z tego, że jej wszystko powiem, skoro ona uważa mnie tylko za przyjaciela?
- Skąd to wiesz? - spytał Nowakowski i usiadł na brzegu grześkowego łóżka.
- Uważasz, że gdyby jednak coś czuła, to przeprosiła by mnie za ten niedoszły pocałunek? - nie spuszczał wzroku z Piotrka.
- Przeprosiła cię za to? - zdziwił się Cichy Pit.
- I jeszcze powiedziała, że nie chce psuć naszej przyjaźni – powiedział smutnym głosem Kosa. - Ja też nie chcę tego psuć.
- Coś mi tu nie gra – pokręcił głową Nowakowski. - I w sumie to przepraszam.
- Niby za co? - zdziwił się brunet.
- Gdybym wtedy nie wszedł...
- Daj spokój – uśmiechnął się lekko Grzesiek. - To nie twoja wina – klepnął blondyna w ramię. - Dobra, idź śnić o Alce – wyszczerzył się.
- Ej, bez takich – mruknął Piotrek i uderzył Kosę w bark, co spowodowało, że brunet wylądował głową w poduszce.
- Z takimi – zaśmiał się Grzesiek i zgasił światło. - Dobranoc – mruknął i zamknął oczy, które byłby strasznie zmęczone.
- Będzie dobra – szepnął cicho, prawie niedosłyszalnie Piotrek.
Blondyn podniósł się z łóżka i udał się do łazienki. Wziął szybki prysznic i wskoczył do łóżka. Nie mógł zasnąć. Dziwne wydało mu się, to że Emilia przeprosiła Grześka za to, co stało się w szpitalu, a właściwie za to co się nie stało przez niego. Wydawało mu się, ba był pewny na dziewięćdziesiąt dziewięć procent, że blondynka czuje coś więcej, niż przyjaźń do jego partnera z boiska. A nawet nie tylko on.
O kurde!, ryknęło mu przez głowę i zerwał się z łóżka. Szybko znalazł swój telefon w spodniach i szybko go włączył. Czekało na niego już kilka wiadomości i nieodebranych połączeń od Zbyszka i Igły. Przez tą malutką randkę, jak to sobie nazwał w głowie, z Alą całkowicie zapomniał o ich wspólnym planie.
- Grzesiek? - zapytał cicho – odpowiedziała mu cisza. - Grzesiek? - spytał już głośniej, to samo.
Odetchnął z ulgą, kumpel spał, więc można było brać się do roboty.
Cicho wciągnął na siebie szorty klubowe i jakąś koszulę, która chyba nawet nie należała do niego, a do śpiącego Kosoka i otworzył cicho drzwi. Dopiero na korytarzu wybrał numer do Zbyszka.
- No nareszcie! - ryknął mu atakujący do słuchawki. - Gdzieś ty był?!
- Trochę się zagadałem z Alą – wyznał cicho.
- Czy ja wreszcie sobie kogoś znajdę? - mruknął Zibi.
- Czy ty normalny jesteś? - Piotrek usłyszał stłumiony głos Igły. - Dobra, nieważne – usłyszał go już wyraźniej; musieli włączyć głośnomówiący. - Kosa śpi?
- Jak zabity – zameldował Cichy Pit.
- Serniczek pewnie też – powiedział pewnym tonem Bartman.
- No to wyłaźcie z tego pokoju – ponaglił ich środkowy i zakończył połączenie.
Po kilku sekundach cicho z pokoju numer osiem wyszli atakujący oraz libero. Cicho podeszli do pokoju numer sześć. Igła nacisnął klamkę, a drzwi otworzyły się.
- Nie zamknęła pokoju? - zdziwił się Ignaczak.
- Przynajmniej nie będziemy musieli bawić się we włamywaczy – odpowiedział zadowolony Zbyszek i pchnął przyjaciela do pokoju.
W pomieszczeniu paliła się tylko przy łóżkowa lampka, a Emila leżała w za dużej koszuli z zamkniętymi oczami w łóżku. Oddychała powoli.
Piotrek popatrzył na kumpli.
- Ona nas zabije – powiedział.
- Jeszcze nam podziękuję – odparł pewnie Zbyszek.
- Wiecie, że ona Kosę przeprosiła za ten niedoszły pocałunek?
- Co ty pieprzysz? - chłopaki wbili w środkowego wzrok.
- No tak mi Kosa powiedział.
- No to mogłeś mu powiedzieć, że przeprosiny były nieszczere – powiedział Bartman. - Bierzemy ją i niesiemy do dziewiątki – zarządził.
Igła kiwnął głową pewnie, podobnie Cichy Pit.
Krzysiek wziął przyjaciółkę na ręce i wyniósł ją cicho z jej hotelowego pokoju. Chłopaki wyszli za nim. Najciszej jak tylko mogli wnieśli ją do pokoju środkowych, a Piotrek zapalił lampkę nocną, która stała obok jego łóżka. Byli bardzo zadowoleni z tego, że lampka świeciła przytłumionym światłem.
- Się ułożył, jakby wiedział, że ktoś będzie spał z nim – szepnął Zbyszek i cicho się zaśmiał.
Kosa faktycznie leżał na połowie swojego niedużego łóżka.
Krzysiek ułożył blondynkę bardzo blisko czarnowłosego środkowego. Jej czoło znalazło się w miejscu, w którym znajdowało się serce Grześka.
- Patrz i to przy samym sercu – uśmiechnął się Piotrek patrząc na wszystko z góry.
Dziewczyna wtuliłam się bardziej w Grześka, jakby się czegoś bała.
- No niech mi ktoś powie, że oni się nie kochają – szepnął Zbyszek i z kieszeni szortów wyciągnął aparat.
- Czy ty mądry jesteś? - popukał się w czoło Ignaczak.
- Oj tam, nawet im lampa nie błyśnie – obiecał i ustawił odpowiedni motyw. - A potem jak będą mieć gromadkę dzieci, to będą mieć co opowiadać – cyknął jedno zdjęcie i wyłączył aparat.
- Jesteś nienormalny – pokręcił głową Igła.
- A który z nas jest normalny? - zapytał Piotrek przykrywając śpiącą parę kołdrą.
- No w sumie – cmoknął libero.
- Misja wykonana, można iść spać – powiedział zadowolony Bartman.
- Tylko teraz trzeba ich zamknąć na klucz, bo nie daj Boże, ktoś ich jeszcze ukradnie – uśmiechnął się Piotrek i chwycił klucz w swoje długie palce.
Wyszli z pokoju numer dziewięć, po czym środkowy bloku przekręcił klucz w zamku i schował go sobie do kieszeni spodenek.
- To co, dobranoc – uśmiechnął się.
- Dobranoc – odpowiedzieli mu libero i atakujący.
Piotrek ruszył do pokoju, w którym miała spać Emilka, a Krzysiek i Zbyszek wrócili do siebie.
- Ona nas zabije – pokręcił głową Nowakowski i wszedł do pokoju numer sześć i przekręcił klucz w zamku.



Wczorajszy mecz... KURWA, CI SĘDZIOWIE TO IDIOCI! Z UST MI POLECIAŁO TYLE WYZWISK, ŻE CHYBA NIGDY W ŻYCIU NARAZ TYLU NIE WYPOWIEDZIAŁAM! I NIECH MI KTOŚ WYTŁUMACZY ZA CO TA CZERWONA KARTKA I DLACZEGO PO ATAKU, KTÓRY WYKONAŁ DZIKU I POSZŁO PO RĘCE JAKIEGOŚ FRANCUZA BYŁ AUT I ZOSTALIŚMY BEZ PUNKTU?! KURWA, JA DZIĘKUJĘ ZA TAKICH SĘDZIÓW!
KTO SIĘ PISZE ZE MNĄ NA WYJAZD DO EGIPTU I POWIEDZENIU TEMU „SĘDZIEMU”, ŻE SIĘ DO TEGO ZAWODU KURWA NIE NADAJE?
CHŁOPAKI NIE ZAŁAMYWAĆ SIĘ! PRAWDZIWI KIBICE POZOSTAJĄ ZAWSZE! ♥
Jakiś plus w tym wszystkim? Wrona na boisku :)
Na poprawę humoru: Sofia zdobyta - część 2
:) „Mamy medala!”, „Mamy puchara!” Hymn śpiewany przez Ziomka i Igłę, „Hej sokoły!”, po prostu: TA RADOŚĆ! ♥ KOCHAMY WAS CHŁOPAKI! I NIKT I NIC, NIGDY, PRZENIGDY TEGO NIE ZMIENI!
Przepraszam za te wulgaryzmy na górze, ale nerwy. 

niedziela, 23 czerwca 2013

Czterdzieści dziewięć

- Em, wstawaj – dobiegł mnie głos Grześka.
- Jeszcze pięć minut – powiedziałam i jeszcze bardziej wtuliłam się w jego ramię.
- Co ty kurwa masz na twarzy?! - zaśmiał się Piotrek, na co od razu otworzyłam oczy. Zbyszka nigdzie nie widziałam, za to Krzysiek stał obok siedzeń dwóch środkowych.
- O co ci chodzi? - zapytał Igła przecierając twarz i spojrzał na blondyna. - A ty, co masz na twarzy? - zaśmiał się.
- Ja? - zdziwił się Nowakowski i przetarł twarz prawą dłonią. - Nic.
- A wy to pod jakiegoś pisaka wpadliście? - zadrwił Zbyszek przeciągając się i ziewając.
- My? - spytał libero.
- To ty się ciesz, że siebie nie widzisz! - Nowakowski wybuchnął śmiechem.
Spojrzałam na Grześka, a on na mnie. Modliłam się w duchu, aby nie wybuchnąć śmiechem, brunet chyba też.
- Beautiful butterfly – zagadnął Lotman i zaśmiał się w głos.
- O czym wy mówicie? - nic nie rozumiał Bartman i przetarł policzki.
- Daj mu lusterko – polecił mi Łukasz Perłowski nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Się robi!
Drapnęłam torebkę i zaczęłam w niej szperać. Nie mogłam powiedzieć, że rysunki wyszły mi nie ładnie. Wyszły idealnie. Byłam z siebie bardzo dumna.
- Proszę – podałam Zbyszkowi nieduże lusterko i wybuchnęłam śmiechem, a Grzesiek razem ze mną.
Zbyt długo się powstrzymywaliśmy ze śmianiem, więc nasz wybuch był bardzo głośny.
Myślałam, że Bartmanowi oczy wylecą z orbit, co spowodowało kolejną dawkę śmiechu.
- Ty... - wbił we mnie swój wzrok i pokazał na mnie palcem. - I ty... - podobnie uczynił z Grześkiem. - Wy...
- Pokaż to lusterko – Igła wyrwał Bartmanowi lusterko i sam się przejrzał.
- O kurwa! - krzyknął.
- Dawaj – lusterko wyrwał teraz Cichy Pit, który wcale taki cichy nie był.
- Co wyście nam zrobili?! - ryknął na pół autobusu, a wszyscy, oprócz pomalowanej trójki wybuchnęli śmiechem.
- Ej, ej spokój – dobiegł nas głos Marcina Ogonowskiego. - Co wy się tutaj tak drzecie, jak dzieci w przedszkolu nor... - urwał, ponieważ zobaczył atakującego. - Co ty masz na twarzy? - wybuchnął śmiechem.
- Z tym przedszkolem to miałeś rację – warknął Bartman i wbił we mnie wzrok; uśmiechnęłam się do niego promiennie. - Idę to zmyć – powiedział i wygramolił się z siedzenia.
- Obawiam się, że samą wodą to tego nie zmyjesz! - krzyknęłam za nim.
- Nie odzywaj się już do mnie! - odkrzyknął, co skompletowałam z wybuchem śmiechu.
- Dobre, dobre – pokiwał głową z uznaniem Ogonowski.
Przybiłam z nim piątkę.
- Z kim ja tu muszę pracować – westchnął Krzysiek i razem z Piotrkiem opuścili autokar zasłaniając sobie twarze.
- To co, jakieś śniadanie na stacji benzynowej? - zapytałam Grześka, kiedy kilku ostatnich zawodników schodziła po schodkach.
- Za tak świetną robotę, ja stawiam! - odpowiedział ochoczo Kosa i opuściliśmy zadowoleni autobus.

Przez kolejne godziny jazdy Bartman, Krzysiek oraz Piotrek nie odzywali się do mnie i Grześka, co skomentowaliśmy tylko krótkim śmiechem i ja zdaniem „Wyglądaliście tak słodko” oraz gigantycznym uśmiechem na twarzy.
Igła mruknął pod nosem, że chwała Bogu, że jego syn tego nie widział. Jaką minę miał, kiedy jednak dowiedział się, że Sebastian się dowie, a nawet i jego żona oraz córka.
Byliśmy z Kosą z siebie bardzo dumni.
Kiedy dojechaliśmy wreszcie do Gdańska, zameldowaliśmy się w hotelu, ponieważ mieliśmy spędzić w tym mieście jedną noc. Zadzwoniłam do Ali, czy aby przypadkiem nic się nie zmieniło, na szczęście nic, porozmawiałam z nią chwilę i zakończyłam połączenie.
Pokój miałam sama, więc trochę doskwierała mi samotność. Zaowocowało to tym, że od razu po prysznicu wylądowałam w pokoju Grześka i Piotrka.
- Trzymaj – powiedziałam do Nowakowskiego i wręczyłam mu chusteczki do demakijażu.
- Co to? - zapytał patrząc nieufnie opakowanie. - Barwiące na różowo chusteczki? - zadrwił.
- Nie przesadzaj – popatrzyłam na niego z politowaniem. - Chcę ci pomóc...
- Po tym jak sama mi zrobiłaś krzywdę...
- Żadną krzywdę – pokręciłam głową. - Jeśli cię to w jakimś stopniu pocieszy, to przepraszam – uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Pocieszyło – wyszczerzył się i wyrwał mi chusteczki z ręki.
- Wystarczyło tylko przepraszam? - zdziwiłam się trochę.
- Jemu wiele nie trzeba – zaśmiał się Kosa, który wyciągał coś z torby.
Piotrek tylko strzelił uśmiech, a ja opadłam na łóżko.
- Macie wygodniejsze łóżko od mojego w szóstce – powiedziałam krzywiąc się lekko.
- Grzesiek zaprasza w nocy – zaśmiał się Piotrek.
- Chyba skorzystam – powiedziałam wolno, zamykając oczy i już prawie odpływając.
- Kosa, nie wiem czy ty się wyśpisz – kolejny śmiech Nowakowskiego.
Otworzyłam oczy.
- Ciebie wykopiemy z pokoju – wyszczerzył się Kosa, a ja zaśmiałam.
Bardzo kusząca propozycja, przeleciało mi przez głowę.
- Sam wyjdę – odparł uśmiechnięty Piotrek.
- Welcome, welcome – do pokoju wparował Zbyszek, a za nim Igła. - Znowu ty? - skrzywił się patrząc na mnie.
- Przyszła do męża – zaśmiał się Cichy Pit, za co zarobił ode mnie poduszką. - Widzisz, oni już tu knują, że mnie z pokoju wywalą.
- Zamknij się! - warknęłam śmiejąc się. - A ty – zwróciłam się do Zbyszka – rozchmurz się. Twój Serniczek przyniósł chusteczki do demakijażu, także fruń zmyć tego motylka z twarzy – zaśmiałam się.
- Mój Serniczek jest niesamowicie wredną osobą – odgryzł się Bartman.
Krzysiek wziął chusteczki od Piotrka i wszedł do łazienki.
- Nie mów, że dopiero to odkryłeś – zaśmiałam się wesoło i spojrzałam na zegarek w telefonie. - Nie wiem, jak wy, ale ja idę na obiad – powiedziałam i podniosłam się z łóżka.
- Też idę – odparł ochoczo Grzesiek.
Ruszyliśmy w stronę drzwi.
- Piękny, małżeński obiadek! - zaśmiał się za nami.
- Widzisz, mnie to przynajmniej ktoś kocha – zaśmiałam się i objęłam Kosę wpół.
Środkowy uśmiechnął się do mnie promiennie, a Zbyszek już nic nie odpowiedział. Wyszliśmy żegnani donośnym śmiechem Piotrka.
Szybko zbiegliśmy po schodach i wpadliśmy do restauracji. Dosiedliśmy się do Łukasza Perłowskiego oraz Michała Gogola, statystyka i tak zjedliśmy wspólnie obiad.
Po obiedzie zapakowaliśmy się w autokar, zajęło to ponad czterdzieści minut, nie mam pojęcia jak tak długo można się zbierać, ale miałam nadzieję, że Zibi kiedyś mi to wytłumaczy, ponieważ to właśnie przez niego musieliśmy tyle czekać.
Przed godziną osiemnastą byliśmy już na hali. Siatkarze ruszyli do szatni, a ja razem z Mieszkiem udaliśmy się centralnie na halę, aby rozłożyć sprzęt i tak dalej.
Kilka minut później na boisko wkroczyli siatkarze obydwu drużyn.
- Emilia we własnej osobie – usłyszałam zadowolony głos Mateusza Miki.
- Jest i on – ucieszyłam się i lekko go przytuliłam.
Porozmawialiśmy chwilę, a później przyszedł do nas Grzesiek razem z Łomaczem.
- Em, poznaj Grześka, Grzesiek poznaj Emilkę – powiedział Kosa.
- Bardzo mi miło poznać McGregora – wyszczerzyłam się i uścisnęłam dłoń kapitana Lotosu.
- Mnie również miło ciebie poznać – uśmiechnął się. - Grzesiek dużo mi o tobie opowiadał.
Kosa szturchnął go w ramię.
Lekko mnie to zdziwiło, ale spytałam tylko:
- I w jakim świetle mnie przedstawił?
- Jasnym – odpowiedział Łomacz, co wywołało mój śmiech.
- I tak ma być – kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się do czarnowłosego środkowego.
Mieszko zawołał mnie na chwilę, więc przeprosiłam ich i odeszłam do statystyka.

- Masz szczęście, że obróciła to w żart – powiedział Grzesiek do kolegi o tym samym imieniu, co on.
- Faktycznie jest miła i zabawna – odpowiedział McGregor.
- I samotna – dopowiedział Mateusz.
- Serio? - zdziwił się kapitan drużyny z Gdańska.
- Chyba, że ten oto pan – Mika wskazał na środkowego – ruszył swój zacny tyłek i wreszcie coś zrobił w jej kierunku? - spojrzał na niego wyczekująco.
- Nie dość, że Piotrek, Igła i Zbyszek mi trują tyłek, to i jeszcze wy – żachnął się Kosa.
- Czyli, nie tylko my twierdzimy, że jesteś ślepy – stwierdził Łomacz.
- I Emilka chyba też, ale kobieta pierwszego kroku raczej wykonywać nie powinna – powiedział pewnym tonem Mateusz.
- Stary – Grzesiek położył środkowemu rękę na ramieniu. - Zrób coś, bo nie daj Boże, ktoś ci ją odbierze. Odbierze ci osobę, którą kochasz, a to wcale miłe uczucie nie jest – powiedział patrząc mu prosto w oczy.
Kosa wypuścił powietrze z płuc. Może chłopaki mieli rację? Może powinien coś zrobić, żeby jej nie stracić? Już raz ktoś ją skrzywdził i sprawił, że najadła się strachu, podobnie jak i środkowy w trosce o jej bezpieczeństwo.
Mówiła, żeby zapomniał o tym pocałunku. Niedoszłym pocałunku, ale on nie chciał. Nie mógł go nawet wyrzucić z głowy. Każdej nocy, kiedy kład się spać widział jej niebieskie oczy wpatrzone w jego i to jak jej twarz przybliżała się do jego, a potem wpadał Piotrek. Zastanawiał się, co by było gdyby Piter przyszedł kilka chwil później. Czy też by go przeprosiła za swoje zachowanie? Wcale nie chciał, aby go przepraszała. Chciał, aby jego usta złączyły się z jej w namiętnym pocałunku, nic więcej...



Co do piątkowego meczu, to prawie się popłakałam na końcu. Mówcie co chcecie, ale ja czekałam aż na boisko wejdzie Jarski, ale nie na zagrywkę tylko na pozycję, na której gra. Nie czepiam się nic, a nic Zbyszka, żeby nie było. Tylko chciałam na boisku wreszcie zobaczyć Kubę... ;)
„Mierzyć wysoko i wierzyć w to mocno
Nawet jak przegrasz, zostaje ci godność
Dzięki niej wstajesz i biegniesz dalej
Prosto do celu, by w końcu go osiągnąć!”
DZISIEJSZY DZIEŃ BĘDZIE DLA NAS, TAK JAK I NASTĘPNE DNI MECZOWE! ♥ Wierzymy w Was Chłopaki! Prawdziwi Kibice wierzą do końca i są z Wami zawsze sercem!
Poziomkowa ;*

A i jeszcze jedno! Czytał ktoś ten artykuł? 
http://www.polsatsport.pl/siatkowka/reprezentacja Na usta cisną się tylko dwa słowa: ja pierdole.

https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci

piątek, 21 czerwca 2013

Czterdzieści osiem

Kolejne dni zleciały bardzo szybko. Rozegrany dwudziestego czwartego listopada mecz na Podrpromiu z Politechniką Warszawską należał do gospodarzy, którzy wygrali trzy do zera, a MVP zgarnął Nikola Kovacević. Później kilka dni przerwy i wyjazd do Gdańska, na mecz z Lotosem.
Kilka minut po szóstej siedziałam na fotelu w autokarze i czekałam na swoich przyjaciół. Dziwne było, to że byłam całkowicie rozbudzona, całkowite przeciwieństwo poprzedniego wyjazdu do Bydgoszczy.
Razem ze mną w autobusie był już kapitan rzeszowskiej drużyny, Paul Lotman, Nikola Kovaceivić, Lukas Tichacek, Łukasz Perłowski oraz Wojtek Grzyb, który wchodził właśnie do pojazdu. Przywitaliśmy się i środkowy zajął swoje miejsce, niedaleko mnie.
- Cześć – przywitał się niewyraźnie Piotrek i klapnął na podwójnych siedzeniach obok mnie.
- Widzę, że eliksir dla rozbudzenia środkowych dzisiaj niezażyty – wyszczerzyłam się.
- Nic mi nawet nie mów – mruknął pod nosem i ściągnął kurtkę. - Spałem dwie godziny, bo sąsiadom dziecko nie przestawało płakać.
- Oj biedny Piotruś, biedny – pogłaskałam go po blond włosach śmiejąc się.
- A żebyś wiedziała – mruknął.
- Cześć – przywitał się w podobny sposób, co Nowakowski, Ignaczak i klapnął na miejscu przede mną.
- Ooo Iwonka spać w nocy nie dała? - zaśmiałam się w głos.
- A czy ty się dobrze czujesz? - zapytał libero patrząc na mnie uważnie.
- Nigdy lepiej się nie czułam – wyszczerzyłam się do Igły.
- Witam! - do autokaru wkroczył wesoły Grzesiek.
- No w końcu jakiś jeden pozytywny człowiek! - ucieszyłam się na jego widok. - Siadaj – kiwnęłam na miejsce obok siebie; usiadł z uśmiechem na ustach. - Poratuj kumpla eliksirem dla środkowych – wyszczerzyłam się i kiwnęłam na zasypiającego już Pita.
- Nie powiem kto go tu zażył – odezwał się Igła patrząc na mnie. - Ja naprawdę nie wiem, co ty jej dajesz – zwrócił się do Grześka.
- Ja? - zdziwił się brunet. - Nic.
- Sam jego widok tak na nią działa – mruknął Cichy Pit opatulając się kurtką, w podobny sposób jak to robi się z kołdrą.
Nie mogłam chyba tego ukryć. Od kilku dni, kiedy tylko Grzesiek pojawiał się w polu widzenia, banan od razu wskakiwał na twarz.
- Dobre, dobre – uśmiechnął się Krzysiu.
- Ty lepiej tu nie dobruj – pogroziłam mu zabawnie palcem i chwyciłam jego mały plecak. - Iwona mówiła, że muszę obejrzeć zdjęcia z wesela jej koleżanki – wyciągnęłam z plecaka aparat.
- Ja nic o tym nie wiem – powiedział szybko Igła i próbował zabrać mi aparat.
- A tobie co? - popatrzyłam na niego. - Jakieś nieprzyzwoite zdjęcia na nim masz? - zaśmiałam się, a Grzesiek razem ze mną.
- Może lepiej go schować? - mruknął Piter, który wzrok miał wlepiony we mnie.
- Co to, to nie! - wyszczerzyłam się i włączyłam cyfrówkę. - Jak się tak martwice, co zobaczę, to muszę to zobaczyć – włączyłam aparat i szybko weszłam w galerię.
- Po co ci ten aparat? - do autokaru wleciał zaspany Zbyszek.
Pretensje na dzień dobry, uwielbiam to!
- Oglądam zdjęcia z wesela – wyszczerzyłam się i spojrzałam na wyświetlacz.
Oczy wyszły mi na wierzch, kiedy zobaczyłam pierwsze zdjęcie. Fotografia przedstawiała mnie i Grześka przytulonych i to tak jakoś mocno.
- Bawiliście się w paparazzi? - podniosłam wzrok na Krzyśka i Bartmana.
- My ten... - zaczął Zbyszek.
- Pokaż – poprosił z uśmiechem Kosa i wyciągnął mi z ręki aparat.
Jego mina, bezcenna, podobnie jak moja.
- Dobrze wiecie, że nie lubię jak mi się robi zdjęcia bez mojej wiedzy – powiedziałam ze wzrokiem wbitym a libero i atakującego.
- Oj daj spokój, tak słodko wyglądaliście – uśmiechnął się Piter.
O i nawet ten się ożywił!
- Są całkiem ładne – odezwał się Grzesiek.
Wbiłam w niego wzrok, podobnie jak reszta naszych przyjaciół. Są ładne? I nie gniewa się? W sumie, to ja też zbytnio się nie gniewałam, bo lubiłam mieć pamiątki, ale nie sądziłam, że Kosa będzie zadowolony z tych zdjęć.
Na twarzach Krzyśka, Piotrka i Zbyszka pojawiły się przepiękne, szerokie uśmiechy.
- Patrz, a tu wyglądasz jakbyś mnie gryzła w szyję – zaśmiał się brunet i pokazał mi zdjęcie.
Cicho się zaśmiałam. Faktycznie, wyglądałam jak wampir. Uwieszona na środkowym, a twarz przy jego szyi.
- No faktycznie – uśmiechnęłam się.
- A patrz na to – Kosa przerzucił na kolejne. - Teraz to ja wyglądam jakbym chciał cię zjeść – zauważył pokazując zdjęcie, które nie miało najlepszej ostrości, ponieważ akurat wyplątywałam się z uścisku Grześka, bo zadzwonił dzwonek.
Zaśmiałam się.
- Faktycznie, fajne są – przyznałam środkowemu rację.
- Czyli teraz możesz nam podziękować – powiedział zadowolony Krzysiek.
- Dzięki – uśmiechnęłam się serdecznie do każdego z nich.
- Czy wszyscy są?! - krzyknął Marcin Ogonowski.
- Tak! - krzyknął z tyłu autobusu Olieg.
- Pani fotograf?! - odezwał się głośno Kowal.
Pokręciłam głową z uśmiechem. Czy już zawsze będą się o mnie pytać?
- Obecna! - krzyknęłam wesołym tonem.
- Widzę, że w lepszym humorze nić poprzednio! - odwzajemnił uśmiech drugi trener.
- Oczywiście! - zaśmiałam się.
Kierowca odpalił silnik, a po chwili ruszyliśmy z miejsca.
- Wysłałaś bilety? - zapytał mnie Grzesiek.
- Tak – pokiwałam głową.
- Dla kogo? - ożywił się Piotrek.
- Jedynej normalnej dziewczyny, jaką znam z Gdańska – odpowiedziałam opierając się o oparcie fotela.
- Poznamy ją? - zapytał uśmiechnięty ZB9.
- Nie będziesz w jej typie – wyszczerzyłam się.
- Dlaczego...? - zaczął atakujący.
- Zbyszek, każdy cię zna – powiedział uśmiechnięty Kosa i przerzucił na kolejne zdjęcie.
Igła zaśmiał się i oznajmił:
- Koniec tego dobrego, ja idę spać.
- Ja tak samo – powiedział lekko naburmuszony Bartman.
- A ja już dawno śpię, aaa kotki dwa– zanucił Piter, co wywołało nasz śmiech, a mój najdonośniejszy.
- Niektórzy chcą spać – usłyszałam zaspany głos Łukasza Perłowskiego.
Przeprosiłam środkowego i powiedziałam, że to się więcej nie powtórzy, ale obietnicę niestety złamałam. Nie wiem dlaczego, ale miałam tak pozytywny humor, że co chwila wybuchałam śmiechem, podobnie jak Grzesiek. Rozmawialiśmy we dwójkę, a śmialiśmy się jakby było nas co najmniej pięciu.
- Weźcie się zamknijcie wreszcie – warknął Igła, kiedy przejeżdżaliśmy przez Opatów.
- Przepraszam – odpowiedziałam ciszej spoglądając z uśmieszkiem na Grześka, który zrobił minę krzywiącego się Ignaczaka, co spowodowało kolejny wybuch śmiechu z mojej strony.
- Ja pierdolę, z wami się żyć nie da! - wydarł się Ignaczak i szybko podniósł się z fotela i biegiem ruszył do przodu.
- Z wami się żyć nie da – powiedziałam naśladując głos Krzyśka, co tym razem wywołało śmiech Kosy.
- A czy wy normalni jesteście? - z fotela przed nami wychylił się zaspany Zbyszek.
- Nie – odpowiedzieliśmy w tym samym momencie uśmiechając się przy okazji.
- Z kim ja żyję – atakujący pokręcił głową i zniknął z pola naszego widzenia.
- Dobra, teraz ciii – przyłożyłam palec do ust.
- Dobrze wiesz, że zaraz znowu zaczniemy się śmiać – stwierdził Grzesiek patrząc na mnie z lekką kpiną.
- Wiem – pokiwałam głową i zaśmiałam się.
- Muszę... muszę posłać tę piłkę w sam róg boiska... - usłyszeliśmy pomruk Nowakowskiego, więc nasze głowy jak na zawołanie odwróciły się w stronę, gdzie spał blond środkowy.
- Chyba jej tam nie posłał – stwierdziłam marszcząc nos, bo Piter lekko się skrzywił.
Wybuchnęliśmy śmiechem.
- Masz gdzieś aparat Krzyśka? - zapytał ni z gruszki, ni z pietruszki Kosa.
Kiwnęłam głową i sięgnęłam do torebki.
- Proszę – podałam mu cyfrówkę.
- No to teraz zapracujemy na ich fajne zdjęcia – wyszczerzył się brunet i zrobił zdjęcie śpiącemu Piotrkowi.
Uśmiechnęłam się szeroko. Bardzo dobry pomysł.
- Czekaj – powiedziałam cicho i wygramoliłam się z naszego miejsca. Zbliżyłam się do Pita i uniosłam kciuk do góry uśmiechając się jak głupi do sera, a Grzesiek zrobił zdjęcie. - Mam pomysł – wyszczerzyłam się. - Podaj mi torebkę – poprosiłam i wyciągnęłam swoją dłoń.
- Po co? - spytał Kosa, ale podał mi upragniony przedmiot.
- Wspomnienia będziemy mieli przednie – uśmiech nie schodził mi z twarzy, kiedy szperałam w torebce.
- Czego ty tam szukasz? - zastanawiał się Grzesiek.
- Tego – powiedziałam i pokazałam czarną kredkę do oczu z gigantycznym uśmiechem na ustach.
- Nie zrobisz tego – brunet pokręcił głową.
- Oj zrobię – pokiwałam głową. - A ty bądź tak łaskaw i uwiecznij te chwile – poprosiłam i nachyliłam się nad śpiącym Nowakowskim.
- Jesteśmy wredni, wiesz? - zapytał Kosa uśmiechając się.
- Ale za to jakie wspomnienia będą i ile śmiechu – wyszczerzyłam się do aparatu, a Grzesiek w tym samym czasie zrobił zdjęcie.
Przez kolejne dwie minuty aparat Krzyśka wzbogacił się o jakieś dwadzieścia zdjęć, na których byłam ja oraz Piotrek, no i kredka oczywiście. Narysowałam przepiękne wąsy, tak jak uczył mnie dziadek.
- Super – pochwalił czarnowłosy środkowy, kiedy skończyłam swoje dzieło.
- Jeszcze zostali nam dwaj – powiedziałam.
Kiedy malowałam Pita, wcale się nie poruszył, podobnie jak Krzysiek, ale z Bartmanem było najgorzej. Atakujący zepsuł mi cały rysunek na jego twarzy. Byłam przy drugim pociągnięciu, kiedy poruszył głową i kredka przeciągnęła się po całym jego prawym policzku.
Zakryłam usta dłonią, aby nie wybuchnąć śmiechem.
- O proszę, jak ładnie – szepnął śmiejący się cicho Grzesiek i zrobił zdjęcie. - Zachowujemy się jak dzieci, wiesz o tym?
- Wiem – odpowiedziałam z uśmiechem i próbowałam coś zrobić z tą kreską na bartmanowym policzku. - I wcale mi to nie przeszkadza.
Na policzku Zbyszka powstał piękny motylek.
- Oni nas zabiją – powiedział poważnym tonem Kosa, kiedy staliśmy w przejściu i wpatrywaliśmy się w śpiącego Bartmana.
- Wiem – pokiwałam głową. - Ale, warto było – zaśmiałam się.
- Dawno bez przerwy się tak nie śmiałem – wyszczerzył zęby w uśmiechu brunet. - Dzięki.
- Polecam się na przyszłość – uśmiechnęłam się do niego szeroko i zajęłam swoje miejsce.
Dopiero, kiedy usiadłam i oparłam głowę o zagłówek, zauważyłam jak zmęczona byłam.
- Praca wykonana, można iść spać – powiedziałam i ziewnęłam.
- Służę ramieniem – zaśmiał się Grzesiek, a ja popatrzyłam na niego z uśmiechem.
Podziękowałam i oparłam głowę na ramieniu środkowego. Zamknęłam oczy, a po chwili poczułam jak jakiś materiał otula moje ciało, a do tego bardzo ładnie pachnie męskimi perfumami. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i wciągnęłam powietrze. Te perfumy były strasznie hipnotyzujące.
- Dobranoc – powiedział cicho Kosa.
- Chyba dobrej porannej drzemki – zaśmiałam się.
- Dobrej porannej drzemki – życzył i również się zaśmiał.
- I nawzajem – powiedziałam.
Jednego byłam pewna: lepszej podróży sobie wyobrazić nie mogłam.



Dodaję na szybkiego, już prawie w drodze powrotnej :) się na mecz zdąży ;D
Na Wasze wczorajsze i dzisiejsze komentarze odpowiem wieczorem, bo w samochodzie nie mam pojęcia, czy będzie internet ;p
DZISIAJ MECZ! WYGRAMY, WYGRAMY PRZECIWNIKA POKONAMY! ♥
Igła dodał nowe posty: http://networkedblogs.com/Mpcmi oraz http://networkedblogs.com/MpjzF
A dzisiaj urodziny obchodzi Paweł Zatorski! Wszystkiego najlepszego dla naszego kochanego libero! Sto lat! ;D
Dzisiaj kończymy maraton, więc do następnego!
Poziomkowa ;*