piątek, 29 marca 2013

Osiem

Budzik zaczął dzwonić, a ja z zamkniętymi oczami próbowałam go wyłączyć. Udało mi się to nawet szybko, więc nie rozbudziłam się za bardzo.
Dziwne, czułam na brzuchu czyjąś dłoń, a moje przecież grzecznie leżały pod poduszką. Szybko otworzyłam oczy i wstałam zbyt gwałtownie; zakończyło się to głośnym upadkiem o podłogę.
- Co jest? - usłyszałam zaspany głos Bartmana, a po chwili zielone tęczówki patrzyły na mnie z rozbawieniem.

Co on tu robi?!

- Zostawiłam cię na kanapie... - zaczęłam mrużąc oczy.
- Jest strasznie niewygodna – jęknął. - A poza tym, to moje łóżko – uśmiechnął się.
Niechętnie, ale przyznałam mu rację.
- To cię nie uprawniło, żeby się do mnie przytulać – usiadłam po turecku i naciągnęłam koszulkę na kolana, co trudne nie było. Przecież Zibi był wielgaśny.
- To nie było planowane – uniósł do góry ręce. - Ale bardzo ładnie pachniesz. Takim słodkim kwiatem wiśni – wyszczerzył się, a ja westchnęłam zrezygnowana. - Dobra, czekaj pomogę ci wstać.
Szybko zwlekł się z posłania. Był w spodenkach, więc odetchnęłam z ulgą, ale klatka piersiowa aż wołała, żeby jej dotknąć.
Kurde, Em! Opanuj się!
ZB9 pomógł mi wstać i przyjrzał mi się z uśmiechem.
- Chcesz, to mogę podać ci adres sklepu, w którym się ubieram – wyszczerzy się, za co dostał po ramieniu.
- Masz jakiegoś batonika, czy coś? - zapytałam przypominając sobie o tabletkach. - Bo na kanapkę liczyć nie mogę, co?
Wzięłam pudełeczko i ruszyliśmy do kuchni. Zbyszek zaczął przeszukiwać szafki.
- Mam jakieś płatki, dwa Snikersy i okruszki twojego ciasta.
Zaczęłam się lekko śmiać z jego krzywej miny.
- Daj te płatki.
Podał mi pudełko, a ja zaczęłam jeść jego zawartość na sucho.
- Straszny z ciebie głodomor – zauważył ze śmiechem i usiadł obok mnie opierając się na łokciu.

- Nie wiesz, że na pusty żołądek się tabletek nie łyka? - zapytałam z pełną buzią.
- Co łykasz? - zapytał zakładając zbłąkany kosmyk moich włosów za ucho.
- Witaminy – skłamałam i przełknęłam resztki jedzenia. - Teraz dasz mi jakiś ręcznik i udostępnisz łazienkę, okej? - spytałam wyjmując dwie tabletki.
- Pewnie – uśmiechnął się, a ja połknęłam pigułki.
- I jakąś koszulę zapinaną na guziki – wstałam z krzesła i wrzuciłam leki do torebki. - A potem pójdziemy na zakupy. Nie można pozwolić, żebyś w tym Rzeszowie zdechł z głodu – uśmiechnęłam się.
- Się robi – odpowiedział.
Zniknął w sypialni, a ja wyrzuciłam nasze wczorajsze butelki i kartony po pizzy, do kosza. Zawiązałam worek i położyłam go obok drzwi, aby nie zapomnieć ich po drodze.
- Niebieska, czy pomarańczowa? - usłyszałam głos Zbyszka.
- Pomarańczowa – odpowiedziałam wchodząc do sypialni.
A co! Zaszalejmy dzisiaj z kolorem!
Była końcówka lata, więc chciałam nacieszyć się jeszcze słońcem i całym urokiem tej pięknej pory roku.
Wzięłam koszulę od Bartmana, wczorajsze spodenki i ruszyłam do łazienki. Miałam wielka ochotę wziąć kąpiel w wielgachnej wannie, ale zdecydowałam się jednak na prysznic. Nie miałam zbytnio dużo czasu.

Będąc pod prysznicem wreszcie mogłam przeanalizować wczorajszy wieczór. On powiedział mi o Gośce, a ja jemu niebyt jasno o Jurku. Nasze historie były do siebie strasznie podobne. I wtedy zaczęło mi się coś kołatać w głowie.
Zbyszek wyrzucił blondynę z jastrzębskiego mieszkania jakoś w czerwcu, a wtedy doszły mnie słuchy o romansie mojego byłego chłopaka. I był wtedy w delegacji! A kiedy ich nakryłam w naszym mieszkaniu, ta dziewczyna miała blond włosy. Ale czy to możliwe? Jest przecież mnóstwo dziewczyn o blond włosach w Jastrzębiu – Zdroju. Ale czy to możliwe?
Szybko opuściłam kabinę. Wciągnęłam na siebie spodenki, założyłam za dużą koszulę i zawiązałam ją na supełek. Wzięłam do rąk bartmanowski grzebyk i rozczesałam nim jakoś włosy.
- Zibi, jak wyglądał ten facet, z którym zdradzała cie Gośka? - zapytałam siadając obok niego na kanapie.
Spojrzał na mnie dziwnie, ale odpowiedział:
- Jakieś metr osiemdziesiąt, brunet, miał takie jasne, niebieskie oczy. Przypominały barwę Morza Śródziemnego. Takie charakterystyczne.
Natychmiast chwyciłam telefon i zaczęłam przeszukiwać galerię zdjęć. Może nie wszystkie usunęłam.
- Dlaczego pytasz? - dobiegło mnie pytanie atakującego.
Znalazłam!
- Czy ten facet nie wyglądał przypadkiem tak?
Podałam mu telefon, na którym było zdjęcie moje i Jurka w parku.
Kolejny raz zaskoczyłam Zbyszka. Patrzył niedowierzającym wzrokiem to na mnie, to na wyświetlacz.
No to pięknie, nie ma co! Jeszcze jakieś niespodzianki?!
- Niemożliwe – pokręcił głową.
- Możliwe – zabrałam mu telefon i wyszłam z galerii. - A jeszcze jak mi powiesz, że Gośka mieszka teraz w Gdańsku, to będzie prawdą.
- Mieszka... - wykrztusił patrząc mi w oczy.
- No to nas zrobili – zaśmiałam się nerwowo.
Miał już coś powiedzieć, kiedy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Bartman przeprosił mnie i poszedł zobaczyć kto przyszedł.
Czułam się jeszcze bardziej wkurzona niż przed tym, jak opuszczałam Gdańsk. Zdradził mnie z Gośką! Z Gośką Zbyszka! Jezu, ratuj!
ZB9 nie wracał już jakąś minutę, więc postanowiłam sprawdzić z kim ucina sobie pogawędkę. Takiego gościa się nie spodziewałam.

O wilku mowa.
- Czyli to z nią teraz jesteś... - wydukała blondyna.
- N... - zaczął ZB9, ale wtrąciłam się.
- Masz z tym jakiś problem? - uniosłam do góry brew i chwyciłam siatkarza za rękę.
Mina Bartmana – bezcenna. Ale po chwili na jego twarz wstąpił uśmieszek.
Mina Gośki? Miliony oddałabym, żeby zobaczyć ją jeszcze raz. Chciało mi się śmiać, ale pozwoliłam sobie tylko na tryumfalny uśmiech.
- Bardzo przepraszam, ale jesteśmy trochę zajęci – pomachałam jej ręką i z hukiem zamknęłam drzwi.
Wybuchnęliśmy z Zibim śmiechem.
- Jesteś genialna – wykrztusił śmiejąc się.
- Z Emilią Sławską się nie zadziera – wyszczerzyłam się i pogroziłam palcem.

Pół godziny później robiliśmy już zakupy w supermarkecie. Krążyliśmy pomiędzy półkami dobre półtorej godziny. Wózek był cały załadowany; kilka napoi niosłam pod pachą, bo nie chciały się zmieścić.
Zapakowaliśmy audi Zbyszka i wróciliśmy do jego mieszkania. Zrobiliśmy wspólnie wielkie śniadanie i zaczęłam zbierać się do domu.

- Dzięki za wszystko – odezwał się Zbyszek, kiedy byłam już przy drzwiach.
- Nie ma za co – uśmiechnęłam się. - Dzięki za nocleg i do zobaczenia jutro – otworzyłam drzwi i wyszłam.
- Do jutra – uśmiechnął się i spuścił ze mnie wzrok dopiero, kiedy wsiadłam do windy.
Wskoczyłam do volva i odjechałam spod osiedla.
Przez całą drogę podśpiewywałam sobie „Chasing the Sun” boysbadnu The Wanted. Bardzo pozytywna piosenka, a jacy wokaliści przystojni!

Podjechałam pod bramę Ignaczaków i wysiadłam z samochodu.
- No już myślałem, że Zibi cię nie wypuści – zaśmiał się Igła, kiedy weszłam do salonu.
- Człowieku, czego ja się dowiedziałam – klapnęłam obok niego na kanapie; popatrzył na mnie wyczekująco. - Wyobrażasz sobie, że Jurek zdradził mnie z Gośką? - zaśmiałam się lekko.
- Z Gośką Bartmana? - zdziwił się libero.
- Byłą – dodałam. - Przez to mnie wczoraj pocałował.
- Nie kumam – podrapał się po czole.
- Chciał wzbudzić w niej zazdrość, a nieszczęsna ja stanęłam mu na drodze – zaśmiałam się.
- Zaczynam się o ciebie martwić – powiedział Krzysiek patrząc na mnie uważnie.
- Nie masz o co – poklepałam go po ramieniu. - Chociaż przyjaźń z Bartmanem może lekko zryć mi głowę – wyszczerzyłam się.
- Czyli wszystko między wami wyjaśnione?
- Jasne jak słońce w słoneczny dzień – zaśmiałam się. - A gdzie Iwona i dzieciaki? - zapytałam
rozglądając się.
- Pojechali na zakupy – odparł i upił łyk soku. - Właśnie, zabierasz się z nami do Wałbrzycha?
- Kiedy jedziecie?
- Dzisiaj, jakoś koło trzeciej – odpowiedział, a ja spojrzałam na zegarek. Było kilka minut przed dwunastą. - A wracamy w piątek.
- Bardzo bym chciała, ale jutro mam sesje z Młodą Resovią, a dzisiaj muszę jeszcze przeanalizować wasze zdjęcia – skrzywiłam się. - A poza tym, obiecałam jeszcze spotkanie koledze – od razu uśmiech wstąpił na moją twarz, kiedy zobaczyłam oczyma wyobraźni uśmiechniętego środkowego.
- Komu? - zapytał z zaciekawieniem.
- Grześkowi – odparłam patrząc mu w oczy.
- No, no – gwizdnął. - Muszę cię uprzedzić, u niego na noc nie zostaniesz – zaczął się śmiać.
Wzięłam poduszkę i zaczęłam go nią odkładać.
- Nie spałam z Bartmanem! - krzyknęłam.
- Ach tak? - uniósł brwi dalej się śmiejąc.
- Dobra, obudziłam się obok niego, ale nic nie było! - walnęłam go poduszką z całej siły.
- Powiedzmy, że ci wierzę – wyrwał mi poduszkę z rąk.
- Jesteś wredny, wiesz? Ja się tu próbuję zaprzyjaźnić, a ty jakieś niegrzeczne myśli w głowie masz. Nie ładnie, nie ładnie, panie Ignaczak – pogroziłam palcem.
- Dobra, już nic nie mówię – poczochrał mi włosy i mocno przytulił.
Godzinę później wróciła reszta rodziny, no i zaczęło się pakowanie. Iwona latała po całym domu z jakimiś ubraniami, kosmetykami i poganiała swoje dzieci i męża. Postanowiłam im trochę pomóc, więc wzięłam się za prasowanie ich ciuchów.
Pani domu zapełniła lodówkę najróżniejszymi smakołykami, tłumacząc, że nie mogę im tu z głodu paść pod ich nieobecność. Zapewniłam ją, że dam sobie radę. No ja bym sobie rady nie dała? Zapamiętać, Emilia Sławska zawsze daje sobie radę.

Zapakowałam im większą połowę ciasta, które wczoraj upiekłam i pomogłam nosić torby do samochodu. Dzielnie pomagał mi Sebastian, który nie odchodził ode mnie na krok. Zastanawiałam się, czy o coś może nie chodzić, więc zapytałam o co chodzi. Odpowiedział, że po prostu się za mną stęsknił i już. Zaśmiałam się i przytuliłam małego Ignaczaka.
Równo piętnaście minut przed trzecią libero i jego rodzina opuścili posesję.
Będąc w kuchni zapakowałam resztę ciasta do pojemnika. Luknęłam jeszcze na swoje odbicie w lustrze, czy aby przypadkiem nie wyglądam jak jakiś upiór i wskoczyłam do volva. Włączyłam radio, z którego popłynął „Nieodporny rozum” Eweliny Lisowskiej, i wyjechałam na poszukiwania osiedla, na którym mieszkał Kosa.
Z kartką, na której widniała nazwa ulicy i numer mieszkania, jeździłam po Rzeszowie. Po kilku minutach szukania, wreszcie znalazłam. Zaparkowałam samochód i z ciastem w ręku ruszyłam w głąb osiedla.

Wbiegłam po schodkach do pomalowanego na pomarańczowo bloku, a potem do windy. Wcisnęłam czwórkę i spokojnie czekałam, aż maszyna się zatrzyma. Wyszłam na korytarz i odszukałam drzwi z prawidłowym numerkiem.
Nacisnęłam dzwonek i cierpliwie czekałam aż Grzesiek otworzy mi drzwi. Po kilku sekundach usłyszałam szczęk zamka, a później zobaczyłam twarz środkowego.
- No cześć – przywitałam się z uśmiechem chowając ciasto za plecami.
- Witam – uśmiechnął się.
- Obiecałam ci ciacho, pamiętasz? – zamachałam pudełkiem przed jego twarzą.
- Pewnie – odparł i zrobił mi miejsce, tak abym mogła wejść do środka.
Przeszłam obok drzwi sypialni, które mieściły się przy końcu przedpokoju, a potem do salonu połączonego z kuchnią. W oddali znajdowały się jeszcze dwie pary, czarnych drzwi.
- Napijesz się czegoś? - zapytał gospodarz biorąc ode mnie pojemnik z ciastem i wszedł do kuchni.

- Kawę z mlekiem, poproszę – uśmiechnęłam się.
Zaczęłam rozglądać się po salonie. Wszystkie ściany w jasnym kolorze żółci, gdzieniegdzie po przywieszane obrazki i zdjęcia. Na środku stała żółta kanapa, dwie pufy i jeden fotel w tym samym kolorze. Przezroczysta, niska ława, na której leżało kilka gazet i stał czerwony kubek. Połowa jednej ze ścian była cała oszklona. A widok aż wymuszał uśmiech. Ściana po prawej stronie była jednym wielkim regałem. Książki, płyty, ramki, trofea, figurki, gazety. Prezentowała się naprawdę genialnie.
Chyba zrobię sobie podobną w nowym mieszkaniu...
- Masz piękne mieszkanie – odwróciłam się w jego stronę z wielkim uśmiechem na ustach.
- Dzięki – odparł włączając czajnik elektryczny. - Co ciekawego upiekłaś? - zapytał otwierając pudełko.
- Karpatkę – odpowiedziałam siadając na kuchennym blacie. - Mam nadzieję, że lubisz?
- Pewnie, kto nie lubi karpatki?
Zaśmiałam się lekko, a Grzesiek wyciągnął z szafki dwa małe talerzyki i z szuflady widelczyki.
- Myślałem, że nie przyjdziesz... - powiedział nakładając jeden kawałek na talerzyk.
- Dlaczego miałabym nie przyjść? - uniosłam brew do góry.
- Po tej akcji z Bartmanem... - zaczął nie patrząc na mnie.
- O ile wiem, to nie jesteś Zbyszkiem Bartmanem – uśmiechnęłam się lekko patrząc na jego plecy. - Poza tym, wszystko już sobie wyjaśniliśmy i powiedzmy, że zostaliśmy przyjaciółmi.
- A już myślałem, że pobawię się na weselu – zaśmiał się, a ja wzięłam blisko leżącą zakrętkę i trafiłam go w głowę. - Ała! - popatrzył na mnie z udawanym bólem.
- To za wygadywanie głupot – wyszczerzyłam się i zeskoczyłam z blatu, ponieważ woda już się zagotowała. - Gdzie masz kubki? - zapytałam.
- Górna szafka, po lewo – uśmiechnął się.
Wyciągnęłam naczynia, wsypałam po dwie łyżeczki kawy i zapytałam czy pije z mlekiem. Pokiwał głową, więc nie wlewałam wody po same brzegi. Zamieszałam gorące napoje, a Kosa w tym samym czasie wyciągnął z lodówki mleko.
Z gotową kawą usiedliśmy przy barku i zaczęliśmy jeść przyniesione przeze mnie ciasto.
- Sam wymyśliłeś tę ścianę? - zapytałam i wskazałam widelczykiem na regał.
- Chciałem mieć wszystkie ważniejsze płyty, książki, medale i pamiątki w jednym miejscu – odpowiedział i wziął łyk kawy. - Podoba ci się?

- Jest świetna – uśmiechnęłam się szeroko. - I chyba zrobię sobie taką samą w nowym mieszkaniu.
Uśmiechnął się na moje słowa.
- Znalazłaś już coś?
- Niestety nie – pokręciłam głową. - U Ignaczaków mieszka się super, ale nie mogę im nie wiadomo ile siedzieć na głowie – wsadziłam sobie do ust kawałek karpatki.
- Rozumiem – odstawił zielony kubek na barek.
- Wiesz, inaczej wyobrażałam sobie twoje mieszkanie – przyznałam, a on spojrzał na mnie z zaciekawieniem. - Myślałam, że zastanę bardziej hm... stonowane kolory.
- Biały, szary i tak dalej? - jego prawa brew powędrowała do góry, a ja kiwnęłam głową. - A widzisz, ludzie potrafią zaskoczyć – uśmiechnął się.
- Ty zaskakujesz tylko pozytywnie – wyszczerzyłam się i połknęłam ostatni kawałek ciasta.
Przez następne cztery godziny rozmawialiśmy o płytach, które miał w swojej kolekcji; kolejne pozytywne zaskoczenie. Słuchał prawie wszystkiego, podobnie jak ja. Nie znosiłam muzyki poważnej i Grzesiek też, więc płyt z tym rodzajem muzyki nie znalazłam. Oglądaliśmy zdjęcia, głównie te siatkarskie. Miny graczy były powalające. Do tego Grzesiek dołożył różne historyjki, których w Igłą Szyte uraczyć nie można było, więc myślałam, że wybuchnę ze śmiechu.
- Dobra – powiedziałam zamykając ostatni album. - Lecę, bo jeszcze nie zajęłam się waszymi zdjęciami, a jutro czeka mnie jeszcze sesja z Młodzikami – westchnęłam i podniosłam się z kanapy.

- Z nimi powinno ci pójść gładziej niż z nami – zaśmiał się i również wstał.
- Się okaże – uśmiechnęłam się i ruszyłam do przedpokoju zerkając jeszcze na „regałową” ścianę.
Kosa zaśmiał się lekko, więc popatrzyłam na niego pytająco.
- Pożerasz wzrokiem moją ścianę.
- Oj tam – pacnęłam go w ramię z uśmiechem. - Bardzo dziękuję za miło spędzony czas – chwyciłam za klamkę.
- Polecam się na przyszłość – wyszczerzył się i oparł ramieniem o ścianę.
- Bardzo chętnie skorzystam – otworzyłam drzwi i wyszłam za próg. - To cześć - pomachałam mu.
- Do zobaczenia.
Ruszyłam do windy. Grzesiek zamknął drzwi dopiero, kiedy zjeżdżałam już windą w dół.
Przez następne cztery godziny przeglądałam i lekko poprawiałam zdjęcia siatkarzy Asseco Resovi. Dużo roboty w sumie nie było, bo spisali się naprawdę dobrze w roli „modeli”. Byłam bardzo zadowolona z naszej współpracy. Zgrałam fotografie na pendriv'a i wyłączyłam laptopa.
Praca tak mnie pochłonęła, że w łazience wylądowałam kilka minut przed dwunastą. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać. Zmęczone oczy od razu dały o sobie znać. Po minucie Morfeusz miał mnie już w swoich objęciach.




Jest piątek – jest ósemka ;D Mam nadzieję, że nie zawiodłam, bo ten epizod jest jednym z najgorzej napisanych. No, ale zapraszam Was do ocenienia ;)
Jastrzębie wczoraj poległo 2:3 z ZAKSĄ. Trochę mnie to podminowało, bo wygrywali 2:0, no ale miejmy nadzieję, że dzisiaj będzie o wiele lepiej ;) Grzegorz Pilarz moim zdaniem jak najbardziej zasłużył na statuetkę MVP ;p
Święta, święta, więc ja ślę Wam życzenia w postaci wierszyka:
Kolorowych jajeczek,
Wacianych owieczek,
Rozkicanych króliczków,
Pyszności w koszyczku!
A przede wszystkim
Udanego uciekania
W dniu "wielkiego lania" !

Te ostatnie trzy linijki troszeczku nie na miejscu, gdyż pogoda pozostawia wiele do życzenia ;/ Jeszcze chciałabym dodać, że życzę Wam pięknej pogody i dużo miłość! Wesołych Świąt! ;*
Wy czytacie i komentujecie, a ja lecę do kuchni robić serniczek ;D
Trzymajcie się ciepło
poziomkowa ;*

wtorek, 26 marca 2013

Siedem

Nie potrafię stwierdzić ile trwał nasz pocałunek. Chciałam myśleć, że jak najkrócej.
Odepchnęłam od siebie siatkarza i aż wstałam z krzesła o mały włos go nie przewracając.
- Co to miało kurde być?! - ryknęłam na niego, a ludzie siedzący przy stolikach obok dziwnie na mnie popatrzyli. - Czy ty normalny jesteś?! - wytarłam usta wierzchem dłoni.
Jego wielkie, zielone oczy patrzyły na mnie przepraszającym wzrokiem. Reszta reprezentantów Asseco Resovi przeskakiwała wzrokiem, to ze mnie na Zbyszka, to ze Zbyszka na mnie.
- Odechciało mi się jeść!
Biegiem ruszyłam w stronę mojego samochodu. Nie słyszałam za sobą żadnych głosów, a może nie chciałam słyszeć? W głowie miałam te wielkie, zielone, bartmanowe oczy. A potem moment, kiedy jego usta spotkały moje. Szybko zaczęłam, kolejny raz, je wycierać.

Wyciągnęłam kluczyki z kieszeni i otworzyłam volvo. Wskoczyłam na fotel kierowcy i z hukiem zamknęłam drzwi. Walnęłam głową w kierownicę.
Kolejny raz to samo pytanie: „co to miało być, do jasnej Anielki?!”. To ja się staram zakopać ten nasz „topór wojenny”, jestem dla niego miła. No dobra miła może nie, ale wredna w sympatyczny sposób. Staram się, abyśmy zostali dobrymi przyjaciółmi, a ten wyjeżdża z pocałunkiem.
Zaklęłam pod nosem.

Kurde, co się stało to się nieodstanie, trza żyć dalej. Ale nawet ze świadomością, że usta Bartmana czekają, aby kolejny raz zaatakować twoje?
Jezu, pomóż, bo zaraz zwariuję!
Odpaliłam silnik i z prędkością, która była stanowczo za duża, pognałam do domu Ignaczaków.


- Ale ze mnie idiota – wydukał ZB9 wpatrzony w miejsce, w którym z oczu zniknęła mu blondynka.
- Coś ty sobie myślał? - zapytał zdenerwowany Krzysiek, a gdyby wzrok mógł zabijać, to Bartman leżałby już trupem.
Piotrek tempo wpatrywał się w swoją szklankę do połowy napełnioną pomarańczową cieczą. Grzesiek siedział wyprostowany i uporczywie wpatrywał się w swoje splecione dłonie.
- Przepraszam was chłopaki – atakujący podniósł się nie patrząc na kumpli i skierował swoje kroki w stronę mieszkania.

Co ja kurwa zrobiłem?! - krzyczało mu w głowie.
- No to się porobiło – szepnął blondyn, a w tym samym momencie kelnerka przyniosła potrawy, na które i tak żaden nie miał już ochoty.

Wpadłam do kuchni jak poparzona. Z lodówki wyciągnęłam kilka składników, ze spiżarki mąkę i zaczęłam piec ciasto. To był jeden z moich sposobów na wyładowanie złości lub radości, patrz: sernik dla Krzyśka i Bartmana w podzięce za znalezienie mi pracy.
Kurde! Znowu Bartman! Aż walnęłam pięścią w blat.
Rękami całymi uwalonymi mąką, wodą i jajkiem włączyłam telewizor. Nastawiłam jakąś muzyczną stację i zaczęłam śpiewać, aby tylko nie myśleć o tym, co się wydarzyło.
Godzinę później usłyszałam trzask drzwi i Krzyśka, który mnie wołał.
- W kuchni! - przekrzyczałam muzykę i wstawiłam blaszkę do piekarnika.
Pomieszczenie wyglądało jakby przeszło przez nie tornado, dlatego nie zdziwiła mnie mina gospodarza domu.
- Czyli mega cie wkurzył – stwierdził Igła.
- Nawet mi nie przypominaj – pogroziłam mu palcem.

- Dobra, dobra – uniósł ręce w geście poddania. - Pomogę ci sprzątać. Za godzinę wraca przecież Iwona.
Zakasaliśmy rękawy i wzięliśmy się za doprowadzenie kuchni do stanu, który zburzyłam ja. Zajęło nam to jakieś piętnaście minut, po czym opadliśmy na kanapę. Przyciszyłam telewizor i utkwiłam wzrok w przyjacielu, jakby on był odpowiedzią na wszystkie pytania.
- Nie pytaj... Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobił – popatrzył mi prosto w oczy.
- A szkoda... - westchnęłam. - Ale Krzysiu, tak szczerze... Dałam mu jakieś sygnały, czy coś?
- Znasz przysłowie „kto się czubi ten się lubi”, nie?
- Taa... Ale kurde, on mi się nawet nie podoba! - mało co nie krzyknęłam.
- To mu to powiedz – powiedział luźno libero.
- Łatwo powiedzieć... - przerwał mi dźwięk przychodzącego esemesa.
- Jadę po Iwonę – poinformował patrząc na telefon. - Pogadamy jeszcze jak wrócę.
- Dobra, leć – uśmiechnęłam się. - Nie wypada, żeby żona czekała.
Krzysiek wyszedł, a ja znowu zostałam sama. Poszłam sprawdzić jak się ma moje ciasto i zaczęłam szukać telefonu. Kilka nieodebranych połączeń. Nadawca: „Zibi :)”. Usunęłam wszystkie i wrzuciłam telefon do torby.

Zarzuciłam na siebie bluzę Igły i wyszłam z domu. Otworzyłam auto, a później bagażnik i wyciągnęłam z niego mój sprzęt. Przerzuciłam torbę przez ramię i wróciłam do domu. Odłożyłam wszystko na stół i zaczęłam szukać jakiejś kartki oraz długopisu. Po minucie szukania napisałam: „Idę do ZB9... Muszę to wszystko wyjaśnić. Dzięki za wszystko :) Ucałuj ode mnie Iwonę i dzieciaki, bo pewnie, kiedy wrócę będziecie już spać. Emilia”.
Zostawiłam kartkę na stole i nastawiłam piekarnik tak, aby sam wyłączył się po pewnym czasie. Zabrałam klucze, torebkę, założyłam swoją bluzę i opuściłam dom.
Kiedy siedziałam już w samochodzie zmieniłam płytę i z głośników poleciała piosenka „Seul” Garou. Wiem, stare, ale zawsze lubiłam tę piosenkę. I głos wokalisty. Podśpiewując sobie cichutko włączyłam się w ruch uliczny.
Zbyszek nie mieszkał zbyt daleko od Ignaczaków, więc po siedmiu minutach drogi byłam już pod jego blokiem. Nie byłam jeszcze u niego w mieszkaniu, ale adres zapisany miałam w swoim notesiku. „Tak na wszelki wypadek” przypomniały mi się słowa Bartmana, kiedy kreślił nazwę ulicy i numer mieszkania.
Wysiadłam z volva i ruszyłam w wyznaczonym przez siebie kierunku. Wbiegłam po pięciu schodkach, później wsiadłam do windy i nacisnęłam numer pięć. Winda szybko zawiozła mnie na wyznaczone piętro. Odszukałam numer mieszkania i lekko zastukałam w drzwi, wypuszczając z płuc powietrze.

Po chwili usłyszałam szczęk zamka, a później moje oczy ujrzały Zbyszka.
- Co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony.
- Czekam aż mnie łaskawie wpuścisz – odpowiedziałam próbując patrzeć mu w oczy, ale uciekał wzrokiem.
Zawahał się przez chwilę, ale jednak odsunął się na tyle, że mogłam wejść. Przeszłam od razu do salonu, który wyglądał tak jak się spodziewałam. Jasne kolory, czarna skórzana kanapa i fotele, przezroczysta ława, kilka regałów z książkami, medalami i płytami.
- Przyszłaś mi powiedzieć, że jestem totalnym idiotą? - zapytał opierając się o ścianę łączącą przedpokój z salonem.
- Nie – pokręciłam głową i spojrzałam na niego. - Przyszłam wyjaśnić to wszystko... Słuchaj, ja naprawdę bardzo cię lubię, – uśmiechnęłam się lekko – ale nic więcej... Mogę być jedynie twoją przyjaciółką...
- Ale ja też nie chcę niczego więcej od ciebie – odparł patrząc mi w oczy.
- To dlaczego mnie pocałowałeś? - zapytałam zdziwiona.

- Pewnie uznasz, że to głupie – uśmiechnął się leciutko i podrapał po karku. - Ale wtedy zobaczyłem Gośkę...
Oho! Była dziewczyna! Wkraczamy na linię ognia!
- Chciałem się jakoś na niej zemścić...
- Chciałeś, żeby była zazdrosna – wtrąciłam.
- Taa... Nie zdążyłem nawet racjonalnie tego przemyśleć, a już trzymałem twoją twarz w dłoniach i... - urwał w pół zdania. - Wiem, że to był szczeniacki pomysł... I bardzo cie za to przepraszam.
Przełknęłam ślinę. Złość, która we mnie była, od tak wyparowała. Zrobiło mi się go szkoda. Podeszłam do niego i mocno przytuliłam, jak przyjaciela.
- Czyli już się nie gniewasz? - zapytał cicho.
- Nie – odpowiedziałam jeszcze ciszej i poczułam jak jego ręce jeszcze mocnej mnie do niego przyciągają. - Gdybyś mi powiedział co jest na rzeczy, – kąciki moich ust zaczęły się podnosić – to Gośkę by skręciło z zazdrości. Bardziej bym się wczuła.
Bartman zaczął się śmiać, a po chwili do niego dołączyłam.
- Chyba muszę odszczekać to co powiedziałem w „Igłą Szyte” - wyszczerzył się.
- To o pozdrowieniach? – zadarłam do góry głowę i popatrzyłam na niego.
- Dokładnie – poczochrał mi włosy. - Jak się tylko nadarzy okazja, to wszystkie blondynki o ciemnoniebieskich oczach załatwią sobie pozdrowienia.
- Ale z ciebie lizus – pacnęłam go w ramię i usłyszeliśmy jak burczy mi w brzuchu, co wywołało kolejną fałdę śmiechu.
- Głodna? - zapytał kierując się w stronę kuchni.
- Jak wilk – wyszczerzyłam się i podążyłam za nim.
- Yyy... dużo ci zaproponować nie mogę – powiedział patrząc skrzywiony do lodówki.
- Pokaż co tam masz – odsunęłam go i zajrzałam do wnętrza urządzenia. - Uuu.. Panie Bartman odchudza się pan? - spytałam. Jego lodówka świeciła pustkami.
- Nie miałem kiedy zrobić zakupów – podrapał się po głowie.
- Dobra – zamknęłam lodówkę. - Jutro jedziemy na zakupy, a dzisiaj coś zamówimy – powiedziałam ściągając bluzę.
- To na co masz ochotę? - zapytał biorąc telefon do ręki. - Chińszczyzna?
- Ble – skrzywiłam się. - Zamów pizze i będzie po kłopocie.
- Jaką sobie życzysz? - zaczął szperać w komórce.
- Margarita, a drugą z szynką i pieczarkami – uśmiechnęłam się, kiedy palce siatkarza przestały błądzić po ekranie komórki.
- Tyle zjesz? - popatrzył na mnie uważnie.
- Czasami jeszcze więcej – wyszczerzyłam ząbki w uśmiechu.
- Wow – wrócił do szukania numeru.
Tak, przyznaję się jestem żarłokiem. Lubię jeść i jem dużo. Nie jestem zwolenniczką dziewczyn chudych jak patyki. Mam trzy, czy czterokilogramową nadwagę, ale wcale ona mi nie przeszkadzała. Ktoś kiedyś nazwał to „seksowną nadwagą”, więc tego się trzymajmy.
Wróciłam do salonu i zaczęłam przeglądać „skarby” mojego przyjaciela. Doskonale widział, co robię; salon i kuchnię dzielił tylko trzymetrowy barek.
W czasie, kiedy zamawiał dla nas jedzenie, ja przeglądałam jego filmową kolekcję. Miał tego naprawdę sporo. Zaczynając od bajek, ciągnąc po fantastykę, a na melodramatach kończąc. Leciałam po tytułach, chciałam znaleźć coś ciekawego.
Wreszcie wyciągnęłam „Kac Vegas” i pomachałam Zbyszkowi pudełkiem przed oczami.
- Obejrzymy?
Miałam wielką ochotę pośmiać się z czegoś, a ta komedia była moim ratunkiem.
- Z tobą, zawsze – wyszczerzył się i schował telefon do tylnej kieszeni. - Napijesz się czegoś?
- Masz jakiś sok? - spytałam z nadzieją.
- Może być woda? - pokręciłam głową. - No to zostaje wódka, piwo lub whisky – westchnął patrząc do barku.
- Dawaj piwo.
Chwilę później trzymałam zimną butelkę w swoich dłoniach. Podobnie jak Bartman. Siedziałam po turecku na kanapie tak, że widziałam cały lewy profil atakującego.
- Powiesz mi dlaczego tak właściwie rozstałeś się z Gośką? - spytałam i wzięłam łyk alkoholu.
- Kochałem ją. Wierzyłem, że dla niej byłem w stanie osiągnąć wszystko... Chciałem spędzić z nią resztę swojego życia... I nagle, pewnego dnia wpada Kubiak i mówi, że Gośka mnie oszukuje, zdradza na prawo i lewo... Wyrzuciłem go wtedy z mieszkania, bo oczywiście w to nie wierzyłem...Minęło kilka dni; urwałem się wcześniej z treningu, żeby zrobić jej niespodziankę. Wszedłem do mieszkania i jedyne, co rzuciło mi się w oczy, to porozrzucane ubrania. Chyba ci nie muszę opowiadać, co zastałem w sypialni. Wtedy dostrzegłem, że Michał miał jednak rację. Wyrzuciłem Gośkę razem z jej kochankiem z mieszkania i pierwsze co zrobiłem, to poszedłem do Dzika. Nic nie mówił, nie żądał, żebym go przeprosi, po prostu przy mnie był. Jak prawdziwy przyjaciel – uśmiechnął się i pociągnął łyk piwa.
Po tej opowieści stwierdziłam, że nie lubię tej całej Gośki. Bartman przecież był świetnym facetem i nie mieściło mi się w głowie, jak można było go tak zranić.
- A z tobą i tym całym Jurkiem jak było? - wyrwał mnie z zamyślenia.
- Skąd o nim wiesz? - zdziwiłam się.
- Widziałem zdjęcie na twoim laptopie – wzruszył ramionami.
- Kiedy? - zmarszczyłam czoło.
- Jak zaprosiłaś nas na ciasto i wpadł też Grzesiek. Co Igła pokazywał mu twoje fotografie – wyjaśnił.

- Zobaczyliście to zdjęcie, kiedy mało co się nie zadławiłeś? - spytałam przypominając sobie tę sytuację i miny siatkarzy. Kiwnął głową. - Podobnie jak w twoim przypadku – wzruszyłam ramionami. - Jestem w stanie wybaczyć wiele rzeczy, ale nigdy zdrady – pokręciłam głową.
- I postanowiłaś przyjechać tutaj?
- Taa... Mimo tego że moje kontakty z Krzyśkiem przez te dwa lata, kiedy byłam z Jurkiem, się oziębiły, to przyjął mnie z otwartymi ramionami – uśmiechnęłam się.
- Wiesz co? - Zibi uniósł do góry lewą brew. - Mamy najlepszych przyjaciół na świecie – uśmiechnęliśmy się w tym samym momencie.
- Nie mogę się nie zgodzić. To co, za ich zdrowie? - uniosłam butelkę ku górze, a Zbyszek uderzył o nią lekko swoją.
- Za najlepszych przyjaciół na calutkim świecie.
Przyłożyliśmy butelki do ust pozwoliliśmy, aby brązowy płyn wlał się do naszych organizmów.
Kiedy odstawiałam butelkę na ławę, zadzwonił dzwonek do drzwi. Atakujący podniósł się z kanapy i poszedł po naszą kolację.
Słyszałam, jak dostawca poprosił go o autograf i uśmiechnęłam się promiennie.
Po minucie trzymałam już w dłoni kawałek pizzy. Jedliśmy, a właściwie pożeraliśmy posiłek, jakbyśmy nie jedli z co najmniej trzy dni. Aż uszy nam się trzęsły, więc co chwila wybuchaliśmy śmiechem.

Po tym, jak zjedliśmy po dwie pizze, Zbyszek włączył film. Usiadłam na kanapie, tak jak powinno się na niej siedzieć, a atakujący położył się, tak że jego kolana i kawałek uda służyły mi do podpierania się.
Po godzinie filmu zauważyłam, że śmieję się sama, więc popatrzyłam na twarz mojego przyjaciela. Spał jak zabity. Westchnęłam i pomału, aby go nie obudzić, wyswobodziłam się z kanapy, a potem wyłączyłam film. W sypialni znalazłam jakiś koc i przykryłam nim Bartmana.
Sprawdziłam, czy mieszkanie jest zamknięte i wzięłam do ręki swój telefon. Jedno nieodebrane połączenie od Krzyśka. Napisałam wiadomość, że zostaję u ZB9 na noc, zabrałam jeszcze pudełko tabletek i ruszyłam do jego sypialni. Wyciągnęłam z szafy jakiś T-shirt i włożyłam go na siebie.
Wsunęłam się pod bartmanową kołdrę i zamknęłam oczy. Natychmiast znalazłam się w objęciach Morfeusza, nie zdążając nawet przeanalizować dzisiejszego, a raczej wczorajszego już, dnia.





No to macie siódemkę ;) Mam nadzieję, że się spodoba ;p
Jak emocje po wczorajszym meczu? Mnie się jeszcze trzymają ;D Wczoraj ja ochrypłam, moja siostra ogłuchła ;D Popłakałam się ze szczęścia! Hahah! ;p GRZESIEK MVP – kolejny powód do łez szczęścia <3 Dowiedziałam się, że mam coś z głową, właśnie od mojej kochanej Siostrzyczki, ale to stwierdzone już niejednokrotnie ;p
Jutro ostatni dzień w szkole! Nareszcie! :D Wreszcie się wyśpię :)
Energia mnie dzisiaj po prostu roznosi, a jeszcze Igła dodał nowe filmiki! <3 http://networkedblogs.com/JDEXK <--- gdyby Ktoś jeszcze nie widział ;)
Zapraszam do czytania i komentowania oczywiście! ;)
Pozdrawiam Was cieplutko! Trzymajcie się!
Poziomkowa ;*

sobota, 23 marca 2013

Sześć

Było kilka minut po siódmej, kiedy się obudziłam. Nie mogłam spać, co było spowodowane dzisiejszą sesją. Co będzie jeśli reszta zespołu mnie nie polubi? Dobra, nie muszą mnie lubić, ale tolerować tak. Nasza współpraca musi być dobra, bo inaczej zdjęcia nie wyjdą. Model musi pracować z fotografem, bo w pojedynkę nic nie zdziałają.
Podniosłam się z łóżka i ubrałam. Zeszłam na dół, zrobiłam śniadanie sobie, Krzyśkowi oraz dzieciakom i wróciłam na górę, aby ich obudzić. Mała Dominika wstała bez żadnego oporu, podobnie Krzysiek, a z Sebastianem miałam mały problem. Kiedy chłopak powiedział mi, o której poszedł spać, to wszystko zrozumiałam. Spał zaledwie cztery godziny. Stwierdziłam, że dam mu jeszcze godzinę i później przyjdę.
Łyknęłam tabletki i zeszłam na dół, gdzie mała Ignaczak razem z tatą wcinali śniadanie. Dołączyłam do nich. Przy stole siedzieliśmy jakąś godzinę, więc po sprzątnięciu ze stołu, ruszyłam od razu na górę, aby obudzić Sebastiana. Tym razem podniósł się z łóżka.
Chwyciłam torbę ze sprzętem i zapakowałam ją do auta. Krzysiek musiał odwieźć jeszcze dzieciaki do swojej znajomej, a w dodatku miał być na hali godzinę po mnie, czyli o jedenastej. Włączyłam radio, z którego popłynął utwór „Someday” zespołu Flipsyde i pognałam w kierunku wyznaczonego miejsca.

Otwierałam właśnie bagażnik, kiedy usłyszałam znajomy głos wypowiadający moje imię. Od razu się odwróciłam.
- Cześć Grzesiek! - uśmiechnęłam się.
- Witam - odwzajemnił uśmiech. - Pomóc? - zapytał wskazując na torbę.
- Jak możesz. Tylko uważaj bo ciężkie.
Przewiesił torbę przez ramię i powiedział:
- Na siłowni podnosimy o wiele cięższe, więc takie coś to pikuś.
Zamknęłam bagażnik oraz samochód i ruszyliśmy w stronę wejścia do hali. Obok nas przeszedł wysoki szesnastolatek z wielkim plecakiem na plecach. Kończyły się wakacje, więc trzeba było robić zakupy do szkoły.

- Szczęście, że mam to już za sobą – kiwnęłam w stronę nastolatka.
- Nie lubiłaś chodzić do szkoły? - zapytał.
- Nienawidziłam lekcji matematyki. Zresztą do dzisiaj nic z niej nie rozumiem – westchnęłam.
- Lubiłaś nauczyciela od matmy? - przepuścił mnie w drzwiach.
- Kowalskiego? Nie – skrzywiłam się. - Wredny, stary, on nawet się uśmiechnąć szczerze nie potrafił – przypomniałam sobie. - Nie rozumiem, jak kogoś takiego można dopuścić do bycia pedagogiem...

- No i masz swoją odpowiedź – uśmiechnął się lekko Kosa.
- Ale na jakie pytanie? - zdziwiłam się trochę.
- Dlaczego nie lubisz matematyki – odparł, jakby to była najistotniejsza rzecz na świecie. - Dużo zależy od naszego podejścia do przedmiotu, ale równie dużo od nauczyciela. Jeśli nie lubisz kogoś, to wszystko, co robi działa ci na nerwy. - wyjaśnił. - Miałem nauczycielkę od przyrody, która, jeszcze przed tym jak poszedłem do szkoły, otruła mi psa. Rzecz oczywista – nienawidziłem jej. To przełożyło się na moje oceny – popatrzył na mnie. - Kiedy kończyłem podstawówkę ledwo miałem trzy z przyrody – uśmiechnął się lekko. - Później poszedłem dalej, polubiłem nauczycieli od geografii, fizyki, biologii oraz chemii i miałem oceny pozytywne – uśmiech mu się powiększył.
- Nie mów, że same piątki – popatrzyłam na niego uważniej.
- A nawet szóstkę z geografii – wyszczerzył się.
- Wow – szepnęłam i pokręciłam głową.
Kurde, całkiem inaczej na to wszystko popatrzyłam. Kosa miał rację i to wielką rację. Byłam pod wielkim wrażeniem jego inteligencji.

Grzesiek otworzył drzwi pokoju, w którym miała odbyć się sesja, i przepuścił mnie przodem.
- Trzeba będzie odsunąć ten stół i krzesła – wskazałam na rzeczy, które stały pod ścianą. - Pomożesz? - popatrzyłam na niego lekko się uśmiechając.
- Pewnie – uśmiechnął się szeroko i odstawił torbę pod ścianę.
Po piętnastu minutach wszystko stało już tak jak powinno. Poprosiłam środkowego, aby wypakował mi sprzęt, a sama skoczę do administratora budynku po tło, które miał dla mnie przygotować.
Lekkim truchtem dotarłam pod pomieszczenie gospodarcze. Zapukałam lekko w drzwi i weszłam. Przywitałam się i poprosiłam o tło. Porozmawiałam jeszcze chwilę z mężczyzną i zadowolona udałam się w drogę powrotną. Tło trochę szorowało o ziemię, ale nic mu nie było.
Wspólnie z siatkarzem rozłożyłam materiał i opadliśmy na krzesła. Grzesiek zaczął bawić się moim aparatem.

- Uśmiech – powiedział i pstryknął mi zdjęcie, a po chwili popatrzył na wyświetlacz. - Pięknie – wyszczerzył się i podał mi sprzęt.
- To teraz ty się uśmiechnij – poprosiłam i również pstryknęłam zdjęcie. - Świetnie – powiedziałam patrząc na fotografię. - Przybliż się – uśmiechnęłam się i zrobiłam zapraszający gest ręką.
- Po co? - spytał, ale przysunął się.
- A po to – wyszczerzyłam się i uniosłam aparat do góry – Szeroki uśmiech panie Kosok! - Pstryknęłam zdjęcie i spojrzałam jak wyszło.
Było super. Kiedy patrzyło się na nasze uśmiechy, nie można było się nie uśmiechnąć. Biła z niego aż za duża radość, ale to dobrze. Bardzo dobrze!
- Jesteśmy już – do sali wkroczył Krzysiek. - Grzesiek? - zdziwił się troszkę, ale kąciki jego ust powędrowały ku górze. - Cześć – podał mu dłoń, którą środkowy uścisnął.
- Pomagałem Emilii się z tym wszystkim rozłożyć – wyjaśnił.
- A gdzie reszta? - spytałam podnosząc się z krzesła.
- Dzień doberek – usłyszałam jak na zawołanie Piotrka i Zbyszka.
Mężczyźni wpadli do sali i przywitali się „po męsku” z Grześkiem. Cała trójka miała na sobie koszulki drużynowe, więc wygoniłam Kosę, aby też się przebrał. Wrócił minutę później razem z resztą Resovi. Krzysiek oczywiście wszystkim musiał mnie przedstawić.

Kiedy już każdy wiedział jak się nazywam, powiedziałam, że za dwie minuty mają być gotowi. Krzyknęłam jeszcze do Krzyśka, aby otworzył okno, ponieważ zaczęło robić się strasznie duszno.
Sprawdziłam jeszcze sprzęt i powiedziałam po angielsku, tak by każdy w pokoju mógł mnie zrozumieć:
- Zaczynamy panowie. Podchodzicie według numerków na koszulce. Jedynka, dwójka i tak dalej, jasne? - uniosłam brew, a siatkarze kiwnęli głowami. - To zapraszam pana Dobrowolskiego – uśmiechnęłam się.

Pstryknęłam jedno zdjęcie rozgrywającemu, ale nie byłam zbytnio zadowolona z efektu pracy.
- Dobra, słuchajcie – odwróciłam się w stronę mężczyzn. - Wyobraźcie sobie, że mnie i aparatu nie ma. Zamiast tego widzicie swoją żonę, narzeczoną albo dziewczynę i się do niej uśmiechacie, jasne? No chyba, że macie inne propozycje...?
- Ściągnij koszulkę – odezwał się głośno ZB9, a jego koledzy szeroko się uśmiechnęli.
- Oj Bartman, Bartman – westchnęłam. - Trzeba ci jakąś dziewczynę znaleźć, bo długo to ty sam nie pociągniesz.
- Cały czas czekam na ciebie – wyszczerzył się patrząc mi w oczy.
- To się możesz nie doczekać – powiedziałam. - Koszulki nie ściągnę, więc wyobraź sobie, że jestem wielkim kawałkiem sernika i będzie po kłopocie.
Krzysiek razem z Grześkiem i Piotrkiem wybuchnęli śmiechem, a reszta popatrzyła na nich jakby byli z innej planety.
Pokręciłam głową i wróciłam do pracy.

Kolejne zdjęcia wychodziły już naprawdę dobrze, więc skończyliśmy wszystko kilka minut przed trzecią. Podziękowałam za miłą współpracę i wygoniłam wszystkich do szatni. Umówiliśmy się jeszcze z Krzyśkiem, Zbyszkiem, Piotrkiem i Grześkiem na obiad.
Zaczęłam sprzątać nucąc sobie coś pod nosem. Tło zostawało, ponieważ za dwa dni miała odbyć się sesja z Młodą Resovią. Chwyciłam torbę i wyszłam z pokoju. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę wyjścia, aby tam poczekać na siatkarzy.
Pojawili się zaraz po tym, jak oparłam się leniwie o ścianę.
- To na jaką kuchnie nasza pani fotograf ma ochotę? - zapytał uśmiechnięty Zibi.
- Obojętne – odwzajemniłam uśmiech.
- Jeśli obojętne, to jedziemy do mojej ulubionej knajpy – powiedział zadowolony Piotrek i wyszliśmy wszyscy z hali.
- To kto pakuje się ze mną do autka? - spytał Krzysiek.
- Ja przyjechałam swoim – odparłam i poprawiłam ciężką torbę.
- Daj, wezmę – uśmiechnął się Grzesiek i odciążył moje ramię.
- Dzięki – westchnęłam i odgarnęłam grzywkę z oka. - Ten pan na pewno jedzie ze mną – wskazałam z uśmiechem na Kosę.

- Ja muszę pokazać jak dojechać – wyszczerzył się Cichy Pit.
- Zibi? - spytał libero patrząc na przyjaciela, ale ten pokręcił głową. - Dobra, a tylko po coś przyjdźcie! - warknął, a my zaczęliśmy się śmiać.
- Wskakujcie – powiedziałam otwierając samochód.
Otworzyłam bagażnik, a Grzesiek włożył do niego delikatnie torbę ze sprzętem.
Zajęłam miejsce kierowcy, a środkowy miejsce pasażera.
- Mogę? - zapytał wskazując na radio.
- Pewnie – uśmiechnęłam się i włączyłam silnik oraz klimatyzację.
Z głośników popłynęła końcówka „The Escapist”.
- Nie wiedziałem, że słuchasz Nightwish – odparł z uśmiechem.
- Ty też? - popatrzyłam na niego z uśmiechem.
- Od niedawna – podrapał się w skroń. - A ty?
- Od kilku lat – odpowiedziałam. - Tylko trochę mi szkoda, że Tarja opuściła zespół – skrzywiłam się.
- Anette daje radę – uśmiechnął się szeroko. - Tylko szkoda, że odchodzi...
- Jak to, odchodzi? - zaciekawiłam się.
- Napotkałem ostatnio taką informację w Internecie – wyjaśnił.
- No to ciekawe czy następna da radę? - zaczęłam się zastanawiać.
- Pożyjemy, zobaczymy – uśmiechnął się Grzesiek.
- Przepraszam, ze przeszkadzam w tej jakże arcyciekawej rozmowie, – usłyszałam głos ZB9 – ale jakbyście nie zauważyli, nadal stoimy w miejscu.
Dopiero teraz to zauważyłam. Faktycznie, silnik chodził, klimatyzacja tak samo, a ja siedziałam obrócona bokiem w stronę siedzenia pasażera. A to się zagapiłam.
- Przepraszam – uśmiechnęłam się lekko i wyjechałam z parkingu kontynuując rozmowę z Grześkiem.
Kątem oka widziałam naburmuszonego Zbyszka i uśmiechającego się pod nosem Nowakowskiego.

Dziesięć minut później siedzieliśmy, przy jednym ze stolików na dworze, z kartami w rękach i zastanawialiśmy się, co by tu wszamać na obiad.
- Mogę przyjąć zamówienie? - zapytała młoda kelnerka o czarnych długich włosach i oczach w tym samym kolorze.
- Ja poproszę spaghetti boloniese – powiedział Bartman zamykając kartę.
Myślałam, że dziewczynie wylecą oczy z orbit, kiedy zobaczyła Zbyszka. Z wielkim trudem stłumiłam w sobie śmiech, podobnie jak Igła.
- Dla mnie danie dnia – odezwał się siedzący obok mnie Grzesiek.
Brunetka drżącą ręką zapisała zamówienie w notesiku.
- Ja poproszę kaczkę w pomarańczach – oznajmił grzecznie Piotrek.
- Czyli dwie kaczki w pomarańczach – uśmiechnął się Krzysiek.
- A dla pani? - spytała drżącym głosem dziewczyna.
- Żeberka w sosie słodko-kwaśnym – uśmiechnęłam się miło do zestresowanej dziewczyny.
Kelnerka najszybciej jak tylko mogła, wparowała do kuchni.
- Co te dziewczyny w tobie widzą, to ja nie wiem – powiedziałam i założyłam nogę na nogę.
- Czyżbyś była zazdrosna, Serniczku? - wyszczerzył się mrugając szybko rzęsami.
Serniczku?! Muszę najpierw myśleć, co gadam! Kiedy ja się wreszcie tego nauczę?!
- Chciałbyś – prychnęłam.

- Oj chciałby, chciałby – zaśmiał się Piotrek, a Zbyszek odwrócił głowę w stronę spacerujących po rynku osób.
- Na kiedy musisz dostarczyć zdjęcia? - zapytał nagle Grzesiek.
- W sumie, to jak najszybciej – odpowiedziałam i wzięłam łyk soku. - Myślę, że do jutra spokojnie się wyrobię – uśmiechnęłam się.
Ledwo zdążyłam odłożyć szklankę na miejsce, a poczułam na swojej twarzy dotyk czyichś rąk. Moje oczy szeroko się otworzyły, a po sekundzie napotkały zielone tęczówki Zbyszka. Jego twarz była zdecydowanie za blisko mojej.
- Przepraszam – szepnął.
- Za c...?
Nie zdążyłam dokończyć, bo usta Bartmana z całej siły naparły na moje.
Wargi ZB9 na moich wargach.
Co jest, kurwa?!


Dobra macie szóstkę dzisiaj ;) Igła dodał nowe filmiki (http://networkedblogs.com/JzHkL), to upodobniam się do Najlepszego Libero na Świecie i też dodaję ;D Mam nadzieję, że sobota minęła Wam bardzo dobrze :) Chociaż mnie pogoda dzisiaj trochę dobijała, a jeszcze złapałam jakieś przeziębienie ;/
Dzisiaj ZAKSA wygrała z Jastrzębiem. Cieszycie się? ;) Ja uwielbiam dwie drużyny, także faworyta swojego nie miałam :) No i jeszcze wygrała SKRA z Politechniką Warszawską ;)
Dziękuję za przepiękną liczbę wyświetleń, jaką jest: 5.555 ;*
No nic, Wy bierzecie się za czytanie i komentarze, a ja zmykam się kurować :)
Dobra, jutro i pojutrze mecz Resovii, więc trze będzie oglądać i kibicować! ;D
Do sezonu reprezentacyjnego jeszcze 69 dni! <3
Jak ktoś ma Facebook'a to zapraszam do polubienia: https://www.facebook.com/pages/Kosa-i-Piter-najlepsi-%C5%9Brodkowi-na-%C5%9Bwiecie/500518156677694
Trzymajcie się cieplutko! Pozdrawiam :)
poziomkowa ;*

czwartek, 21 marca 2013

Pięć

Sobota i niedziela minęły w leniwej atmosferze. W sobotę rano wróciły dzieciaki i przez trzy godziny opowiadały o tym, co widziały i co robiły na wycieczce. Wieczorem rozpaliliśmy grilla, wpadł Zbyszek razem z Piotrkiem, więc na nudę narzekać nie mogliśmy. Mój komputer wzbogacił się o kilkadziesiąt nowych zdjęć z czego się cieszyłam.
W niedzielę poszliśmy do kościoła, zjedliśmy „rodzinny” obiad i postanowiliśmy spędzić czas na świeżym powietrzu. Sebastian wynalazł w swoim pokoju paletki do badmintona i lotkę, więc postanowiliśmy urządzić sobie mały meczyk. Ostatni raz grałam jakieś trzy lata temu, więc młody Ignaczak pokonał mnie bez większych przeszkód. Potem pobawiłam się z Dominiką w piasku i jakoś czas zleciał.
Przez te dwa dni nie dostałam ani jednej wiadomości od Jurka, ani nie miałam żadnego nieodebranego połączenia. Aż za bardzo mi to pasowało.
Nadszedł poniedziałek.
O dwunastej miałam umówione spotkanie, na którym miałam podpisać umowę z Resovią. Wsiadłam w samochód i ruszyłam w wyznaczone miejsce, którym była ulica Lenartowicza.
Po kilkunastu minutach byłam już na miejscu. Wysiadłam z auta, zamknęłam je i skierowałam swoje kroki w kierunku budynku. Pchnęłam mocno drzwi i weszłam do środka. Ruszyłam w stronę recepcji, ale nikogo tam nie zastałam. Skrzywiłam się lekko i oparłam łokieć na blacie.
Przyjdzie mi poczekać.
- Przepraszam, szuka pani kogoś? - po chwili usłyszałam za sobą męski głos, więc odwróciłam się na pięcie.
- Tak – uśmiechnęłam się.
Zwęziłam oczy i przyjrzałam się podchodzącemu do mnie mężczyzny. Kiedy dzieliły nas już cztery kroki, rozpoznałam go. Niejaki Grzegorz Kosok. Środkowy Asseco Resovi no i oczywiście reprezentacji Polski. Mój uśmiech jeszcze bardziej się powiększył.
- Więc kogo pani szuka?
- Jaka tam pani – wyszczerzyłam się. - Jestem Emilia – wyciągnęłam przed siebie dłoń, którą lekko uścisnął.
- Grzesiek – uśmiechnął się leciutko.
- Wiem – powiedziałam zanim pomyślałam.
Przestań zachowywać się jak jakaś popaprana hotka!
- Znaczy szukam gabinetu prezesa...
- Przedostatnie drzwi na lewo – uśmiechnął się.
- Wielkie dzięki. Miło było cię poznać. To do zobaczenia.
- Nie ma za co. Mnie również.
Pomachałam mu i ruszyłam szybkim krokiem we wskazanym kierunku. Miałam tylko nadzieję, że kompletnej idiotki z siebie nie zrobiłam. Dziwne, przecież nigdy tak na żadnego siatkarza nie reagowałam. Byłam przecież do nich przyzwyczajona, więc co jest?
A tak w ogóle to co Grzesiek tutaj robił? Przecież mieli dzisiaj dzień wolny. No nic, zostaje mi go zapytać przy naszym kolejnym spotkaniu.
Potrząsnęłam głową i zapukałam lekko w drzwi. Po chwili usłyszałam „proszę” i przekroczyłam próg gabinetu.
- Dzień dobry – przywitałam się. - Nazywam się Emilia Sławska – uśmiechnęłam się.
- A tak, nasza nowa pani fotograf – uśmiechnął się. - Proszę siadać – wskazał krzesło, na którym posłusznie usiadłam. - Nie powiem, pani fotografie bardzo mnie urzekły.
- Cieszę się.
- To jak, możemy podpisywać umowę? - przeszedł do konkretów.
- Jasne – odparłam, a mężczyzna podsunął mi plik dokumentów. - Pozwoli pan, że rzucę okiem – wzięłam papiery i zaczęłam szybko czytać linijka po linijce.
- Oczywiście. W pierw będzie pani musiała wykonać zdjęcia na profile zawodników na naszą oficjalną stronę – pokiwałam głową nie odrywając wzroku od kartki. - A potem zdjęcia z meczy i czasem z treningów, pasuje?
- Jak najbardziej – uśmiechnęłam się. - Mogę prosić o długopis? - spojrzałam na niego.
- Naturalnie – podsunął jeden z leżących na jego biurku.
Podziękowałam i strzeliłam kilka podpisów w wyznaczonych miejscach. Po kilkunastu sekundach oddałam papiery mojemu nowemu szefowi.
Jejku, jak to fajnie brzmi.
- Dziękuję – powiedział sprawdzając, czy we wszystkich miejscach widniej mój podpis. - Jutro widzimy się o dziesiątej, dobrze? - popatrzył na mnie jednym okiem.
- Super – uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Podniosłam się i wyciągnęłam przed siebie doń, którą mężczyzna mocno uścisnął.
- I proszę mówić do mnie po imieniu, okej? - zapytałam.
- Dobrze... Emilio – uśmiechnął się.
Pożegnałam się i wyszłam zadowolona z gabinetu. Zostałam oficjalnym fotografem Asseco Resovi Rzeszów!
Biegiem dotarłam do auta. Odpaliłam je i jak najszybciej ruszyłam w stronę super marketu. Zrobiłam zakupy i wróciłam do domu. Zadzwoniłam do Iwony, która była aktualne na dwudniowym szkoleniu, z zapytaniem, gdzie trzyma jakieś blaszki do pieczenia i po uzyskaniu odpowiedzi, zaczęłam rządzić w kuchni.
Po godzinie przygotowywania wszystkiego do pieczenia, wstawiłam ciasto do piekarnika i nastawiłam minutnik. Umyłam ręce i napisałam do Krzyśka, aby zgarnął, w drodze powrotnej z wesołego miasteczka, Bartmana.
Jakoś musiałam im podziękować za to, że znaleźli mi robotę. Własnoręcznie upieczone ciasto, miało mi choć trochę w tym pomóc. Igła sernik uwielbiał, ale jak było z Bartmanem? Nic nie wiedziałam o jego kulinarnych upodobaniach.
No nic, zostaje mi tylko czekać!
Kiedy ciasto dochodziło w piekarniku, chwyciłam do rąk laptopa i zaczęłam sprawdzać pocztę. Nie było mnie przez trzy dni, a tu już ponad setka nieodebranych. Ponad połowa to jakieś bzdetne reklamy, więc od razu zajęłam się ich usunięciem. Kilka wiadomości od Jurka, ale daty były sprzed naszej rozmowy, więc wylądowały w koszu. Resztą były oferty mieszkań w Gdańsku, ale to już nie było dla mnie ważne. Kilka dni temu – tak, ale teraz, wszystko się zmieniło.
Zamknęłam laptopa i w tym samym momencie przyszła odpowiedź od Krzyśka. „Za dziesięć minut będziemy. ZB9 siedzi już grzecznie w samochodzie :)”. Uśmiechnęłam się i odłożyłam telefon. Luknęłam jeszcze na moje ciasto i zabrałam się za robienie zimnej herbaty dla dzieciaków oraz mrożonej kawy dla nas.
Wyniosłam schłodzone napoje na taras, postawiłam w cieniu i usłyszałam jak drzwi frontowe się otwierają.
- Ciociu! - doszedł mnie głos Sebastiana, więc wbiegłam do salonu.
- Hej – uśmiechnęłam się. - I jak było? - zapytałam biorąc od niego plecak, a w międzyczasie do salonu weszła reszta.
- Jejku, co tu tak pachnie? - zapytał Bartman wchodząc do kuchni.
- Mam nadzieję, że lubisz sernik – wyszczerzyłam się.
- Dodałaś rodzynki? - zapytał od razu.
- Nie lubię rodzynek – skrzywiam się.
- Igła ona się przeprowadza do mnie! - krzyknął, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Nie ma mowy – pokręcił głową Krzysiek i posadził Dominikę na krześle. - Jeszcze mi ją zgorszysz i co będzie?
- Aj, marudzisz – burknął niby zły Zbyszek.
Usłyszeliśmy dźwięk, który obwieszczał, że ciasto jest już gotowe. Ruszyłam do kuchni i wyciągnęłam wypiek.
- Ja chcę duży kawałek – odezwał się Sebastian i stanął obok mnie.
- Będziesz musiał chwilę poczekać – poczochrałam mu włosy. - Chodźcie na taras – chwyciłam go za rękę i ruszyłam w wyznaczone miejsce. - Opowiecie mi co robiliście, a potem zjemy ciacho – uśmiechnęłam się, a młody Igła odwzajemnił uśmiech.
- A jak tam u szefa? - zapytał Bartman siedząc wygodnie na tarasie i popijając zimną kawę.
- Super – wyszczerzyłam się i usiadła biorąc na kolana Dominikę. - Jutro mamy pierwszą sesję na oficjalną stronę – poinformowałam i upiłam łyk kawy.
- Mogę trochę? - usłyszałam jak mała Ignaczak szepcze mi do ucha.
- Tylko łyczek, bo tato mnie zabije – uśmiechnęłam się i dałam jej do rączek szklankę.
- Uuu... - podrapał się po brodzie Zibi. - Muszę zastanowić się, który profil mam lepszy.
- Dziewczyny by piszczały, nawet gdybyś sesję miał w worku – zaśmiał się Igła, a ja razem z nim.
- I to się nazywa urok osobisty – wyszczerzył się.
Wtem usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Igła przeprosił nas i poszedł zobaczyć kto przyszedł.
- No nareszcie! - usłyszeliśmy jego wesoły głos.
Popatrzyłam na Bartmana, ale ten miał podobną minę do mojej.
- Słuchaj, musisz kogoś poznać.
Po chwili na tarasie pojawił się Krzysiek i... Grzesiek! Szeroko się do niego uśmiechnęłam. Widać było, że lekko się zdziwił, ale malutki uśmiech zagości na twarzy.
- Grzegorzu poznaj...
- Ale my się znamy – przerwałam Igle z uśmiechem.
- Skąd? - zdziwił się Zbyszek.
- Poznaliśmy się dzisiaj, jak byłam podpisywać umowę – wyjaśniłam.
- Coś ty dzisiaj tam robił? - zapytał ZB9.
- Musiałem załatwić to i owo – podrapał się w tył głowy.
- Napijesz się kawy? - zapytałam nowo przybyłego.
- Poproszę.
Ignaczak wyręczył mnie i nalał Grześkowi chłodnej kawy.
- To ty sobie usiądź, a ja pójdę zobaczyć jak się ma moje ciasto – wyszczerzyłam się i oddałam Krzyśkowi jego córkę.
Wpadłam do kuchni, pokroiłam ciasto na duże kawałki i wyciągnęłam małe talerzyki wraz z widelczykami. Zapakowałam wszystko na tacę i wróciłam do panów oraz Dominiki. Rozłożyłam wszystko na stole i powiedziałam, żeby się częstowali.
Bartman rzucił się na ciasto, jak gdyby nigdy w życiu nie jadł sernika. Zaczęliśmy się z niego śmiać, ale ten nic sobie z tego nie robił.
- To jest świetne – skomentował atakujący i sięgnął po kolejny kawałek.
- Zapakuje ci połowę do domu – powiedziałam z uśmiechem.
- Zapakuj jeszcze siebie, a będę w siódmym niebie – wyszczerzył się.
Ze śmiechem popukałam się w czoło.
- To Emila, co się sprowadziło dzisiaj na Lenartowicza? - zapytał Kosok.
- Otóż siedzi stoi przed tobą nasza nowa pani fotograf – uśmiechnął się gospodarz domu. - Gdybyś widział minę prezesa, gdy obaczył jej fotografie...
- Bezcenne – wyszczerzył się Zbyszek.
- Mogę zobaczyć twoje prace? - zapytał środkowy.
- Jasne! - wykrzyknął za mnie Igła i wbiegł do domu po mojego laptopa.
Pokręciłam z uśmiechem głową. Tego wariata nigdy, nikt i nic nie zmieni.
- Mówię ci, zakochasz się – powiedział Krzysiek wracając do nas z uruchomionym już laptopem.
Zajął krzesło obok Kosoka i zaczął klikać coś myszką. - Spójrz na to – przekazał komputer środkowemu.
Zaraz obok nich pojawił się Bartman i nachylił się na laptopem.
- Świetne – skomentował Grzesiek i kliknął na następne.
- Dzięki – uśmiechnęłam się i zaczęłam bawić się włosami małej Ignaczak.
- Bardzo ładne portrety – uśmiechnął się do mnie Kosok.
W tym samym momencie Zbyszek zaczął ostro kaszleć, chyba nie w tę dziurkę poleciał mu kawałek ciasta. Igła zrobił się blady, a środkowemu na twarzy pojawiła się dziwna mina.
- Co jest? - zapytałam.
- Nic, nic, świetne zdjęcia – odezwał się Zibi i kliknął na kolejne.
Zaśmiałam się tylko i wróciłam do czesania Dominiki.
- Nic nie mówiłeś, że ma faceta – zaczął Bartman, kiedy razem z Krzyśkiem i Grześkiem dwie godziny później pakowali się do auta.
- Bo nie ma – odpowiedział libero i włączył się w ruch uliczny.
- To co miało znaczyć to zdjęcie? - drążył temat Zbyszek.
Atakujący, podobnie jak Grzesiek, wciąż przed oczami miał zdjęcie całującej się pary na plaży. Emilia była na tej fotografii taka szczęśliwa. Od zdjęcia aż biła miłość. Więc gdzie teraz był ten Romeo?
- To jej były – odpowiedział tylko Ignaczak.
- Były - powtórzył atakujący. - Już wiem, że to największy idiota na świecie. Mieć przy sobie taką dziewczynę i pozwolić jej odejść. Idiotyzm do entej potęgi!
- Nie mogę się nie zgodzić – odezwał się siedzący z tyłu Kosok.
- Co się w ogóle stało? - dopytywał się ZB9.
- O to już zapytaj Emilię. Ja nie mam zamiaru opowiadać o jej prywatnych sprawach – uciął Krzysiek i przejechał szybko przez skrzyżowanie.



No i mamy piąteczkę ;)
Pierwszy dzień wiosny :) Chociaż pogoda niezbyt ciekawa, przynajmniej u mnie ;/ A jak tam u Was? Na wagarach się było? :D Powiedzmy, ze ja miałam a' la wagary, gdyż byłam na dniach otwartych ;p A teraz zamiast rozkoszować się wolnym dniem, muszę uczyć się z angielskiego i z historii ;/ Nawet nie ma kiedy poczytać Przeglądu Sportowego ;/
A propos Waszych opowiadań, to zajrzę tylko nie mam pojęcia kiedy ;/ Sami widzicie, że dodam tylko epizod i muszę spadać do książek ;/ Obiecuję, że jak tylko będę miała jakąś chwilę wolną, to zajrzę ;D Gdyby ktoś chciał, żebym przeczytała Jego opowiadanie lub zajrzała na jakikolwiek inny blog, zostawia mi linki w zakładce „Wasze coście” ;)
Dziewczynom, które zostawiły mi tytuły swoich ulubionych piosenek – BARDZO WAM DZIĘKUJĘ ;* A były to:
Jaga20098, no_princess, Madame Embouteillages, Zakręcona, Aśka, madziula a, it's volleyball my friend.., Buntowniczka, Misu Doroshi i Ktoś z Anonimowego konta! ;D DZIĘKI JESZCZE RAZ! ;*
A i gdyby ktoś jeszcze nie widział, to Igła dodał nowe filmiki ;D Macie linki: kubus , na hali mozdzon zaginal zguba
To trzymajcie się cieplutko, poziomkowa ;*

poniedziałek, 18 marca 2013

Cztery

Z Kędzierzyna wyjechaliśmy kilka minut po pierwszej. Justyna zapakowała nam tyle jedzenia, jakby myślała, że Iwona nie gotuje swoim bliskim obiadów. Niestety nie udało mi się zobaczyć małych Ruciaków, bo byli u babci, ale Michał obiecał, że wpadną niedługo do Rzeszowa z dzieciakami.
Tym razem siedziałam jako pasażer, ale z przodu. Piotrek stwierdzi, żeby jednak nie ryzykować, bo nie daj Boże, Zbigniew mnie jeszcze pogryzie. Atakujący przez całą drogę milczał jak zaklęty. W samochodzie głównie mówiłam ja z Igłą. Się spotkały takie dwie gaduły, jak my i nikt do głosu nie został dopuszczony.
- Emilia, twoja torebka wibruje – powiedział nagle Piotrek, który trzymał ją na kolanach.
- Daj – wystawiłam do tyłu rękę, a po chwili poczułam chłodny materiał dotykający mojej skóry.
Szybko wyciągnęłam komórkę i spojrzałam na wyświetlacz przeczuwając, kto może próbować się do mnie dodzwonić. Nie myliłam się, dzwonił Jurek. Wrzuciłam telefon z powrotem do torby i zapięłam ją.
- Może jednak odbierz? - zapytał cicho Krzysiek.
- Nie mam o czym rozmawiać z tym człowiekiem – odpowiedziałam stanowczo patrząc przyjacielowi w oczy.
- Szykuj się na pogaduchy wieczorne – powiedział, jak kobieta, więc lekko się zaśmiałam.
- Dobra, mamo – wyszczerzyłam ząbki w szerokim uśmiechu.
No, to wreszcie się komuś wygadam!

Do Rzeszowa zajechaliśmy kilka minut przed osiemnastą. Podrzuciliśmy Piotrka pod jego mieszkanie i razem z Zibim przyjechaliśmy pod dom Ignaczaków. Bartman przecież nie mógł zostawić swojego kochanego audi na kolejną noc pod gołym niebem.
Z ulgą wysiadłam z samochodu. Nie powiem, uwielbiałam jazdę samochodem, ale chciałam wreszcie jakoś wygodnie się rozsiąść.
Iwona razem z Krzyśkiem otworzyli bagażnik i zaczęli o czymś dyskutować.
- Tym jeździsz? - zapytał Bartman nagle pojawiając się obok mnie i wskazując na czarne volvo.
- Ehe – odpowiedziałam i zaczęłam iść w kierunku mojej maszyny.
- Długo? - zapytał krocząc obok mnie.
- Jakieś dwa lata – odpowiedziałam i zaczęłam szukać kluczyków w torebce. - Chcesz zobaczyć jak się prezentuje od środka? - chwyciłam kluczyki.
- Pewnie – uśmiechnął się, a ja rzuciłam mu kluczyki.
Z błyskiem w oku otworzył drzwi kierowcy i usiadł na fotelu. Zaczął bacznie obserwować deskę rozdzielczą i inne bajery, które posiadał mój samochód. Włączył radio i aż podskoczył, a ja zaczęłam się śmiać. Zapomniałam go ściszyć, kiedy wysiadałam, a było rozkręcone prawie na cały regulator.
Igła z Iwoną aż wychylili głowy z bagażnika, chcąc zobaczyć co się dzieje. Umówmy się Nightwish nie należy do muzyki popowej.
Bartman natychmiast ściszył piosenkę pod tytułem The Escapist.
- Dobra, coraz bardziej mnie zaskakujesz – uśmiechnął się.
- Czyli już się nie gniewasz? - uniosłam jedną brew do góry.
- Na ciebie się gniewać nie da – wyszczerzył zęby w uśmiechu i dostał ode mnie lekko po ramieniu.
Czyżbyśmy wkraczali na ścieżkę przyjaźni?
- Nie mów mi, że znasz się na samochodach...
- Powiedzmy, że umiem co nieco naprawić – uśmiechnęłam się szeroko.
- Gdzieś ty była przez całe moje życie? - zapytał patrząc na mnie uważnie.
- Chowałam się – wybuchnęłam śmiechem.
- Bardzo śmieszne – mruknął i wyszedł z samochodu zamykając cicho drzwi.
- Oj Bartman, Bartman – westchnęłam ociężale.
- Zibi, zostajesz na kolacji? - krzyknął do niego Igła.
- Nie masz nic przeciwko? - uniósł do góry jedną brew, a ja ze śmiechem pokręciłam głową. - Zostaję! - odkrzyknął Krzyśkowi.
Ujęłam go pod ramię i powiedziałam z uśmiechem:
- Dobrego złe początki.
Śmiejąc się ruszyliśmy ścieżką z kamieni do domu Ignaczaków.

ZB9 siedział z nami do dwudziestej. Jutro mieli mieć jakieś spotkanie w klubie, więc wolał się wyspać. Iwona poszła pod prysznic, a my z Krzyśkiem rozsiedliśmy się wygodnie na huśtawce w ogrodzie z kubkami herbaty i paroma słodkościami.
Bez niepotrzebnych ceregieli zaczęłam opowiadać o tym wszystkim, co stało się pomiędzy mną a Jurkiem. Nie kryłam łez, przy Krzyśku nie wstydziłam się niczego. Płakałam wtulona w jego bezpieczne ramię. Wyrzuciłam z siebie wszystkie emocje, jakie tylko posiadałam. Zaczynając od żalu, a kończąc na gniewie.
Dawno z nikim tak szczerze nie rozmawiałam i dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo mi tego brakowało. Co z tego, że w Gdańsku miałam tylu „przyjaciół” skoro z żadnym z nich nie mogłam porozmawiać choć w podobny sposób, tak jak z Igłą. Ta rozmowa uświadomiła mi, ze dwa lata swojego życia spędziłam nijako. Co z tego, że byłam we Włoszech, Hiszpanii, Stanach, Australii, skoro nie miałam przy sobie osoby, której mogłabym powiedzieć wszystko? No właśnie, nic.
Rozmawialiśmy z Krzyśkiem do dwunastej w nocy. Nie chciałam, aby na jutrzejszym spotkaniu był nieprzytomny, więc wygoniłam go spać.
Sama posiedziałam jeszcze kilka minut i wróciłam do domu. Szczelnie zamknęłam taras i ruszyłam cicho na górę, aby nie obudzić małżeństwa Ignaczak. Dzieciaki wracały dopiero jutro, ponieważ koleżanka Iwony zabrała je razem ze swoimi dziećmi na jakąś wycieczkę w góry, czy coś. Wzięłam szybki prysznic i ułożyłam się wygodnie na łóżku. Jak zwykle nastawiam budzik na ósmą i zmęczona zasnęłam.

Następnego dnia byłam całkowicie wypoczęta. Na dole pojawiłam się kilka minut po dziesiątej. Iwony i Krzyśka nie było. Ktoś przecież musiał pracować na to, aby utrzymać ten piękny dom. Przy dźwiękach muzyki zrobiłam i zjadłam śniadanie.
Chwyciłam klucze od domu, które naszykowała mi pani domu, gdybym chciała gdzieś wyjść i opuściłam dom. Postanowiłam zrobić sobie spacer, więc lekkim krokiem ruszyłam w stronę centrum. Po drodze kupiłam gazety, w których były oferty w sprawie wynajmu lub kupna mieszkania i pracy. Zasiadłam w jednej z kawiarenek i zaczęłam szukać jakiś ciekawych ogłoszeń.
Przez dwie godziny wypiłam jedną kawę i zjadłam wielki puchar lodów, ale ciekawych ofert niestety nie znalazłam. Ignaczakowie będę się musieli jeszcze ze mną trochę pomęczyć.
Postanowiłam, że pójdę po Krzyśka. Z tego, co wiedziałam spotkanie miało trwać do czternastej, a było wpół do, więc jeszcze bym zdążyła. Podziękowałam, zapłaciłam i opuściłam lokal. Musiałam spytać o drogę jednego z przechodniów, inaczej bym za cholerę tam nie trafiła.
Na miejscu byłam pięć minut przed czternastą. Usiadłam na jednej z ławeczek przy końcu parku i czekałam na mojego przyjaciela. Obracałam w ręku telefon zastanawiając się, czy powinnam oddzwonić do Jurka. Właśnie tak radził Igła. „Jeśli nie powiesz mu, że wszystko między wami skończone, to nie da ci spokoju i będzie wydzwaniał codziennie” przez głowę przeszyły mi wczorajsze słowa libero.
Raz się żyje!
Wybrałam numer Jurka i nacisnęłam zieloną słuchawkę przykładając telefon do ucha.
- Już myślałem, że nigdy nie zadzwonisz - usłyszałam głos mężczyzny już po pierwszym sygnale. - Gdzie ty w ogóle jesteś? Kiedy wracasz?
- Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że między nami wszystko już skończone. Definitywnie – powiedziałam pewnym tonem.
- Jak to skończone?! - ryknął do słuchawki. - Em, gdzie ty jesteś?!
- Normalnie. Nieważne. Nie dzwoń ani nie pisz do mnie nigdy więcej – poprosiłam. - Najlepiej usuń mój numer.
- O czym ty mówisz?! O co ci chodzi?!
- O co mi chodzi?! - teraz to ja krzyknęłam. - Zapytaj tej laski, z którą pieprzyłeś się w naszym wspólnym łóżku!
Poczułam jak jedna, samotna łza spływa po lewym policzku.
W słuchawce nastała cisza, którą postanowiłam przerwać dwoma słowami:
- Żegnaj Jurek.
Zakończyłam połączenie i poczułam się tak jakoś lżej. Wyrzucenie z siebie tego chyba naprawdę podziałało. Wierzchem dłoni otarłam ostatnią łzę, która popłynęła z powodu tego mężczyzny. Wrzuciłam komórkę do torby i podniosłam tyłek z ławki. Pewnym krokiem ruszyłam w stronę budynku, w którym obecnie znajdował się Igła.
Nie przeszłam nawet połowy wyznaczonej drogi, kiedy zamajaczyły mi sylwetki libero i Zbyszka. Podbiegłam do nich tyłem i z wielką trudnością zasłoniłam oczy Igle.
- Zgadnij kto! - powiedziałam uradowana i posłałam promienny uśmiech Bartmanowi.
- Em, co ty tu robisz? - zapytał Ignaczak i zdjął moje ręce ze swoich oczu.
- Czekam na was – wyszczerzyłam się. - Nie chciało mi się samej wracać do domu.
- Zibi wpadasz na kawę? - spytał Krzysiek ujmując mnie pod rękę.
- Krzysiu, do ciebie zawsze!
Podobnie jak libero, Zbyszek ujął mnie pod rękę i zadowoleni ruszyliśmy w stronę domu Ignaczaka.
Kiedy byliśmy już na miejscu, chłopaki usiedli sobie wygodnie na tarasie, a ja zrobiłam nam po mrożonej kawie. Usiadłam na jednym z drewnianych krzeseł i wystawiłam twarz ku słońcu. Lubiłam, kiedy słoneczne promyki łaskotały moją twarz.
- To co robiłaś dzisiaj ciekawego? - spytał Krzysiek.
- Szukałam jakiejś pracy i mieszkania.
- Dobrze wiesz, że możesz zostać u nas tak długo, jak ci się tylko podoba – przypomniał Ignaczak.
- Krzysiu, nie mogę siedzieć wam nie wiadomo ile na głowie – popatrzyłam na niego jednym okiem. - A poza tym, to nic ciekawego nie rzuciło mi się w oczy.
- A jakaś praca? - zapytał Bartman.
- Też nic – westchnęłam zrezygnowana.
- Bo wiesz... - zaczął Zbyszek, a ja od razu na niego popatrzyłam.
- Co wiem?
- Nasz klubowy fotograf się zwolnił i prezes szuka kogoś na jego miejsce – wyszczerzył się atakujący.
- Wy mówicie serio? - wolałam się upewnić.
- Serio, serio – pokiwał głową ZB9.
- No to trzeba umówić się na rozmowę – uśmiechnęłam się sama do siebie.
- W zasadzie to... - Igła podrapał się w tył głowy. - Musisz podpisać tylko umowę.
Wywaliłam na niego oczy. Jak tylko umowę? O ile wiem, to przecież trzeba by było zaprezentować swoje prace, wysłać CV i tak dalej.
- Nie rozumiem... - powiedziałam patrząc na Krzyśka.
- No bo ja pokazałem twoje zdjęcia prezesowi i bardzo mu się spodobały..
- Skąd ty wziąłeś jakieś moje prace? - zdziwiłam się.
- Z twojego laptopa.. - odparł nieśmiało.
- Grzebałeś w moim komputerze?
- Otworzyłem tylko folder z fotografiami – uniósł ręce do góry. - Nic więcej.
- Em, tylko nic mu nie rób – odezwał się Zibi widząc moją minę.
- Serio mu się spodobały? - upewniłam się.
- Powiedział, że lepszych w życiu nie widział – uśmiechnął się szeroko mój stary przyjaciel.
- No to nie pozostaje mi nic innego – podniosłam tyłek z krzesła i podeszłam do libero – jak cię przytulić i podziękować! - rzuciłam mu się na szyję, czym wywołałam śmiech jego i Bartmana. - Dziękuję! - cmoknęłam go mocno w policzek.
- A ja? - upomniał się Zibi.
- Też brał w tym udział – szepnął Igła.
- No jeśli tak – westchnęłam i pocałowałam jego policzek.
- I życie staje się piękniejsze – westchnął teatralnie, a ja zaczęłam się z niego śmiać.
No to jestem na dobrej drodze!

No i mamy czwóreczkę na początek nowego tygodnia ;) Trochę się wyjaśniło, wiecie już co będzie robiła Emilka, aby zarobić jakoś na swoje życie, ale też dlaczego zostawiła Jurka ;p A no i w następnym epizodzie pojawi się Grzesiu! ;D
Miałam rekolekcję przez co nie było matmy! Enjoy! ;D
Lekko załamana po wczorajszej przegranej ZAKSY, ale należą się wielkie podziękowania dla Panów z Kędzierzyna! <3 DZIĘKUJEMY!
Oczywiście gratulacje dla Antonina Rouzier za zostanie najlepszym atakującym! I dla Felipe Fontelesa za najlepiej zagrywającego! ;D
Odbiegając od siatkówki: Piotr Żyła pierwsze miejsce! Brawo Piotruś!! ;D Się uśmiałam xD Rozpierdzielasz Pan system Panie Żyła! Hahaha! ;D
Dobra ja Was zostawiam z nowym rozdziałem, a sama biegnę na randkę, tym razem z historią i biologią ;p Jak rozchwytywana jestem, ja nie mogę! ;p
Zapraszam oczywiście do komentowania ;)
Pozdrawiam poziomkowa ;*

A! Zapomniałabym! Gdybyście mogły, to napiszcie mi jakieś Wasze ulubione piosenki, okej? :D Z góry dziękuję! ;)
Buziaki! ;*