poniedziałek, 30 września 2013

Dziewięćdziesiąt

Do późnego popołudnia byliśmy z Grześkiem na plaży. W międzyczasie zadzwoniła jeszcze moja babcia oraz rodzice środkowego. Wróciliśmy do naszego domku około siedemnastej, przebraliśmy się i ruszyliśmy coś zjeść. Kiedy objęci szliśmy chodnikiem zaczepiły nas dwie nastolatki.
- Przepraszam, ale czy możemy zdjęcie? - zapytała jedna z nich. Szatynka.
- I jeśli można to też autograf – powiedziała druga. Jasnowłosa.
- Jasne – odpowiedziałam za siatkarza. - Uśmiechnij się ładnie – mruknęłam do niego jeszcze i odeszłam kilka kroków od niego i dziewczyn.
Nastolatki zrobiły sobie pojedyncze zdjęcia i zdobyły autografy i to z dedykacjami!
- A mogłybyśmy jeszcze z panią? - zapytała ciemnowłosa, Alina.
- Ze mną? - zdziwiłam się.
- No z panią – uśmiechnęła się blondynka, Anita. - Pani zdjęcia są świetne.
- Dzięki – odwzajemniłam uśmiech.
Dziewczyny zrobiły zdjęcia i bardzo nam podziękowały. Życzyły nawet szczęścia, wytrwałości i udanego urlopu. Podziękowaliśmy, również życzyliśmy udanych wakacji.
Chwyciłam Grześka za rękę i ruszyliśmy dalej. Po pięciu minutach siedzieliśmy już w jednej z knajpek z widokiem na ciemne morze i zamawialiśmy dania.
- Pięknie tutaj – powiedziałam popijając wino z kieliszka i rozglądając się na oświetloną ulicę oraz knajpki, które wyglądały po prostu idealnie.
- Nie mogę się nie zgodzić – uśmiechnął się Grzesiek.
Po tym jak zjedliśmy kolację, objęci ruszyliśmy wolnym krokiem w drogę powrotną.
- Nie jesteś zmęczony? - spytałam.
Jak na zawołanie – ziewnął.
- Skądże – zaśmiał się.
- Tak nawijałam wczoraj w nocy, że...
- Lubię słuchać jak mówisz – pocałował mnie w skroń.
- Nawet jak gadam nie od rzeczy? - spytałam.
- Wczoraj mówiłaś bardzo od rzeczy – uśmiechnął się. - Szczególnie o
Barrio Gótic.
- No co, zawsze mnie pociągało średniowiecze.
Zaśmialiśmy się.
- Jutro możemy się tam spokojnie wybrać – zaproponował.
- I wieczorem na pewno La Font màgica
– powiedziałam uradowana.
- Nawet i na Camp Nou – zaśmiał się.
- Wolałabym jakąś halę – wyszczerzyłam się.
- Prawdziwa dziewczyna siatkarza – zaśmiał się.
- To ja – pomachałam dłonią z wielkim uśmiechem.
- Kocham cię, wiesz? - spytał z ustami tuż przy moim czole.
- Miło, że przypominasz – uśmiechnęłam się i podniosłam głowę do góry, po czym złączyłam nasze usta w pocałunku.

Zbyszek siedział na balkonie swojego mieszkania z trzecim już piwem w ręku zapatrzony w uliczną lampę. Nie był już pewny, czy to co wydarzyło się dzisiaj, to prawda, czy wręcz przeciwnie. Miał dość wszystkiego, a najgorsze w tym wszystkim było, to że miał dość samego siebie.
Kamila go nie kochała, ale czy on tak naprawdę ją kochał? Zjawiła się w jego życiu niespodziewanie, namieszała i zostawiła. Nie była w ogóle podobna do Kosy. No może z koloru włosów, ale to tylko tyle. A może to dlatego, że Grzesiek był starszy? Nie znał odpowiedzi na to pytanie. Na to i na jeszcze kilka innych, które nie dawały mu spokoju.
Bał się, że będzie tęsknił za Julką. Ta mała istotka wywołała w nim wiele pozytywnych emocji, a nawet to, że stał się bardziej opiekuńczy i zaczął marzyć o dużej rodzinie. Nie ukrywał teraz przed sobą tego, że chciał ożenić się z Kamilą, z nią założyć tę szczęśliwą rodzinę.
I co?
- I dupa – mruknął i pociągnął kilka łyków Okocimia.
Zawiał ostry wiatr, więc atakujący wszedł do środka i usiadł po turecku na swojej kanapie. Chciał, żeby była teraz przy nim Gośka. Nie chciał nikogo innego. Nikt tak jak ona go nie znał. Przez te dwa lata, kiedy ze sobą byli blondyna odkryła go tak, jak odkrywa się karty jednej z ciekawych opowieści. Wiedziała o nim wszystko, a on nie wstydził się jej mówić o swoich lękach, pragnieniach. Mógł z nią porozmawiać, tak jak gada się z najlepszym kumplem. Zawsze go rozumiała. Tylko wtedy na horyzoncie pojawił się Jurek...
Bartman westchnął głęboko i odstawił butelkę na ławę, po czym wstał.
Koniec myślenia na dzisiaj.
Potykając się w ciemnościach mieszkania, trafił do sypialni i przebrał się w czystą koszulkę. Wskoczył do łóżka i od razu poczuł, jaki był zmęczony. Zamknął oczy i natychmiast przywitał krainę Morfeusza, która była dla niego dzisiaj niesamowicie sprzyjająca...

W podobnym stanie, co Zbyszek była Gośka. Kiedy siedziała tak samotnie na kanapie z piwem w ręku, przypomniała sobie jak w mieszkaniu w Jastrzębiu siedzieli razem z Bartmanem i oglądali mecze, czy jakieś filmy i popijali piwo. Przypomniała sobie słowa Miśka: Jak się na was patrzy, to widać, że jesteście ze sobą bardzo zżyci i czuć nutkę przyjaźni na kilometr.
Odchyliła głowę i zamknęła oczy.
Po co on w ogóle przyjeżdżał do Warszawy? Nie mógł napisać listu, skoro chciał się pożegnać? Przypomniała sobie, jak mówił o swoim związku z Kamilą. Coś najwyraźniej się nie układało, ale nie chciał o tym rozmawiać. Zresztą kto by chciał rozmawiać o takich problemach z byłą dziewczyną?
W głowie stanął jej obraz, kiedy pierwszy raz ją dzisiaj pocałował. Odepchnęła go wtedy, chociaż musiała zebrać w sobie dużo siły. Tak tęskniła za jego pocałunkami, tęskniła za nim, ale to przecież ona wszystko zepsuła wdając się w romans z Jurkiem.
- Czemu musiałam być taka głupia? - mruknęła łapiąc w garść włosy.
Wypiła do reszty piwo i wstała z kanapy. Zrezygnowała z prysznica i poszła od razu do sypialni. Położyła się do łóżka i mocno przytuliła do siebie poduszkę. Przymknęła oczy i poczuła, jak łzy zaczęły spływać po jej policzkach...

Następnego ranka obudził nas mój budzik. Wyłączyłam go i właśnie wtedy syknęłam, jak jakiś jadowity wąż.
- Co ci jest? - zaciekawił się Grzesiek.
- Plecy mnie pieką, cholera – skrzywiłam się i położyłam na brzuchu.
- Podciągnij koszulkę – polecił.
Zrobiłam to co mi kazał, a po chwili usłyszałam jego gwizd.
- Piękna czerwona opalenizna – zaśmiał się.
- I ty się jeszcze śmiejesz! - warknęłam na niego.
- Dobra, dobra – uniósł ręce do góry. - Wzięłaś jakiś Pantenol, czy coś? - spytał schodząc z łóżka.
Miałam ochotę pacnąć się z czoło.
- Wiedziałam, że czegoś zapomniałam – mruknęłam.
- Skoczę do sklepu po maślankę – uśmiechnął się i cmoknął mnie w czoło.
- Dzięki – mruknęłam i zanurzyłam twarz w poduszce.
Piekło niemiłosiernie, a mieliśmy dzisiaj zwiedzać. Byłam na siebie wściekła.
Czy ja się nigdy nie nauczę, żeby tyle pierwszego dnia nie siedzieć centralnie na słońcu?
- Chyba nie – mruknęłam w poduszkę.
- Mówiłaś coś? - zapytał ubierający się środkowy.
Pokręciłam głową.
- Dobra, to leż, a ja wracam za pięć, góra dziesięć minut – powiedział i wyszedł.
Czekałam na niego nie pięć, nie dziesięć, a dwadzieścia minut. Leżałam bezczynie, a plecy nie przestawały piec. Przynajmniej w pokoju było chłodno.
- Przepraszam, kolejka była – wpadł do sypialni.
- Nie gadaj, tylko smaruj – powiedziałam słodkim głosikiem.
Po chwili poczułam chłodny płyn rozlewający się po moich plecach.
- Gdzieś cię jeszcze piecze? - zapytał siatkarz.
Pokręciłam przecząco głową.
- Później mogę zajść do apteki – powiedział.
- Jak będziemy wracać z wycieczki – dopowiedziałam. - Mnie zaraz przejdzie i po śniadaniu możemy jechać, iść, cokolwiek – uśmiechnęłam się.
- Na pewno? - zapytał patrząc mi prosto w twarz.
- Na pewno – kiwnęłam głową. - Przecież to nic takiego – puściłam mu perskie oczko.
- Dobra – podniósł się z łóżka. - Idę zrobić śniadanie, a ty leż i się nie ruszaj – musnął lekko moje usta i wyszedł z sypialni.
Zrobiłam, tak jak powiedział, no bo jakie było inne wyjście?





Mistrzostwa Europy... Rosja zajmuje pierwsze miejsce, Włosi drugie, a Serbia trzecie :D Bułgarzy kolejny raz na czwartym miejscu... nie chcę być złośliwa, ale nie mogę nie przyznać, że się uśmiecham, kiedy o tym mówię :) Jestem wredna!
https://scontent-a-lhr.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/q71/1379280_435918059862483_87916745_n.jpg to zdjecie już zapewne widział każdy, ale nie mogłam się powstrzymać xD Ten człek nie jest normalny i chyba każdy rację mi przyzna :D To je Spiridonov, tego nie ogarniesz, haha xD
Panowie! Wiem, że są tutaj obecni, więc! Wszystkiego co najlepsze i żeby Wam uśmiech z twarz nie schodził! ;*
Sezon Ligowy coraz bliżej :) Bartek już we Włoszech, Jarski w Gdańsku, Możdżon w Kędzierzynie, reszta naszej reprezentacji pewnie też już dzisiaj rozpoczęła treningi :D Życzę udanego startu i powodzenia!
Miłego początku tygodnia! ;* 

czwartek, 26 września 2013

Osiemdziesiąt dziewięć


Kiedy Zbyszek znalazł się w swoim mieszkaniu, była godzina szesnasta. W drodze kilka razy się zatrzymywał, bo prostu miał takie chwile, że nie miał siły, żeby prowadzić samochód. Sam sobie skomplikował sytuację, ale Gośka nie chciała, żeby odchodził. Wiedział to. Czuł każdą częścią ciała.
Z dna szafy wyciągnął nieduży album ze zdjęciami. Nie mógł go wyrzucić nawet po tym, kiedy Gośka się od niego wyprowadziła, a w zasadzie, kiedy ją wyrzucił. Prowadziła ten album odkąd zaczęli być razem, czyli jakieś półtora roku. Było w nim wszystko. Ich wspólne zdjęcia, tytułu ulubionych piosenek, a nawet bilety z kina. Usiadł po turecku i zaczął wszystko przeglądać. Nie zwrócił nawet uwagi na dzwoniący telefon. Za bardzo pochłonęły go wspomnienia...

Kamila rzuciła telefon na kanapę. Bartman nie odebrał od niej już drugiego telefonu.
- Te jego pieprzone fochy! - szepnęła głośno.
Przez ostatnich kilka dni była nie do zniesienia. Zamiast mówić do niego normalnie, warczała i miała o coś pretensje. Nie miała nawet ochoty na to, żeby ją przytulił, czy pocałował. I właśnie wtedy zaczęła zastanawiać się nad tym, czy przestała go już kochać. Czy w ogóle go kochała? Może potrzebowała tylko osoby, która zajęłaby się nią i Julką? Zwlekała długo z tym, żeby pozwolić mu na to, aby ją pocałował, a co dopiero na to, aby z nim być. Może w ogóle nie powinna tego robić? Namieszała mu w głowie, a teraz nie wie co robić. Nie mogła być z mężczyzną, który jednym swoim ruchem potrafił ją zdenerwować, a tak się ostatnio działo.
- To nie jego fochy – szepnęła do siebie. - To ja...
Przymknęła oczy i usiadła na kanapie. Prawda była taka, że zaczynała dusić się w tym związku i nie chciała nic naprawiać. Może zachowuje się jak zimna suka, ale nie chce go oszukiwać.
- Tak będzie lepiej – mruknęła do siebie.
Zadzwoniła do Iwony i spytała, czy na chwile może podrzucić Julkę. Żona Krzyśka zgodziła się natychmiast i pół godziny później mała była już w domu Ignaczaków, a jej mama pojechała do mieszkania Bartmana.
Odetchnęła głęboko i zapukała.
- Idę! - dobiegł ją stłumiony głos Zbyszka, a po chwili zobaczyła go w otwartych drzwiach. - Kamila? - lekko się zdziwił.
- Mogę wejść? - zapytała.
- Jasne – wpuścił ją do środka i zamknął drzwi.
Przeszli do salonu.
- Nie odbierasz telefonów... - zaczęła.
- Spałem – skłamał.
- Aaa... Słuchaj, nie da się nie zauważyć, że coś się z nami dzieje niedobrego.
Skinął wolno głową.
- Ja zdaję sobie sprawę, że przez ostatnie dni byłam nieznośna i tak dalej... Wypominałam ci Gośkę – drgnął na dźwięk imienia blondynki. - To wszystko się sypie i ja... ja nie chcę tego naprawiać.
Jej słowa wbiły go w ziemię.
- Że co? - szepnął patrząc na nią.
Kosokówna westchnęła głęboko.
- Ja cie lubię, ale chyba tylko to...
- A jak mówiłaś, że mnie kochasz? - zapytał.
- Sama nie wiem. Może tylko tak mi się wydawało. Chyba potrzebowałam tylko osoby, która pomogłaby mi się pozbierać po Alexie – powiedziała załamanym głosem. - Kogoś kto by się zajął mną i Julką. Ja nie chcę dalej marnować twojego czasu, już i tak za dużo go zmarnowałam. Ja nie mogę dać ci więcej, niż przyjaźń...
- A Julcia? - zapytał ze wzrokiem w nią wbitym.
- Damy sobie radę – powiedziała na jednym wydechu. - Kiedy będę w Rzeszowie, będę dawała ci znać, wtedy będziesz mógł ja odwiedzać.
- Wyjeżdżasz?
- Do rodziców. Duszę się już w tym mieście – mruknęła. - Dziękuję ci, że tak zajmowałeś się mną i Julką – spojrzała na niego.
- Nie ma za co – burknął.
- Nie bądź na mnie zły. Po prostu by nie wyszło... - westchnęła i ruszyła w jego stronę. - Jeszcze raz dziękuję – musnęła jego policzek swymi ustami. - Przepraszam...
Zbyszek zamknął oczy, a Kamila cicho opuściła jego mieszkanie.
Siatkarz myślał, że za chwilę się przewróci. Odeszła, a on nie mógł nic zrobić.
  
Nie mogłem, czy nie chciałem?, przemknęło mu przez myśl.
Kamila dobrze to określiła. „Po prostu nic by z tego nie wyszło...” Przecież nie mogłoby wyjść. Ona wcale go nie kochała, a on nie był pewny uczuć, co do niej, do tego jeszcze ta sprawa z Gośką, która przez cały dzień nie mogła mu wyjść z głowy.
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk dzwoniącej komórki. Na wyświetlaczu pojawiała się uśmiechnięta twarz Emilki.
Ale ze mnie dupek! Nawet się nie zainteresowałem, czy dolecieli!
- No cześć – odebrał starając się mówić wesołym głosem.
- Wszystko w porządku? - zapytała.
- W jak najlepszym – skłamał. - A u was? Przepraszam, że nie zadzwoniłem, ale byłem zajęty.
- Nie masz za co przepraszać. Wszystko okay.
- Pewnie wylegujecie się na plaży?
- Zgadłeś – zaśmiała się blondynka. - A wy, co tam porabiacie?
- My?
- No ty i Kamila – odpowiedziała.
- Aaa, no tak – przełknął ślinę. - Nic konkretnego.
- Zbyszek, wszystko w porządku? - zapytała kolejny raz.
- Tak, niczym się nie martw. Wypoczywajcie, cieszcie się sobą, nie przejmujcie się życiem w Rzeszowie – zaśmiał się na siłę.
- Skoro tak mówisz...
- Dobrze mówię – powiedział. - Zajmij się Grześkiem. Trzymajcie się tam.
- Wy też. Papa.
Zbyszek zakończył połączenie i rzucił telefon na kanapę.
  
Co dalej, kurwa?! Co dalej?!
Nie znał odpowiedzi...

- Co jest? - zapytał mnie Grzesiek, kiedy wrzuciłam telefon do torby.
- Coś mi nie pasowało w głosie Zbyszka – odpowiedziałam.
- Może znowu mu Kamila coś powiedziała?
- Może... - mruknęłam.
- Ej, nie przyjechaliśmy tutaj po to, aby się smucić – podniósł się z ręcznika i wyciągnął w moją stronę swoją dłoń. - Daj im żyć swoim życiem, podobnie nam – uśmiechnął się.
Westchnęłam i ujęłam jego dłoń i po chwili stałam już na własnych nogach. Siatkarz objął jedną ręką moje ramiona, a drugą uda.
- Co ty robisz?! - krzyknęłam na niego.
Po dwóch sekundach nie czułam już gruntu pod stopami.
- Zanoszę do wody – wyszczerzył zęby w uśmiechu i ruszył biegiem w stronę morza.
  
No to żyjmy naszym życiem!


I po ME dla naszych Orzełków kochanych... Dziękuję Im za to walkę do końca, za pozostawione na boisku serce, żałuję, że zamiast łez radości, polały się łzy smutku... Ja sama ryczałam, jak usłyszałam gwizdek kończący mecz, a jak później widziałam ich twarze, rozkleiłam się totalnie. Pomeczowe wypowiedzi rozstroiły mnie totalnie i byłam nie do życia, a co dopiero czuli Oni... Niestety, nie udało się, ale prawdziwy kibic zawsze jest do końca ze swoją drużyną + pozdrowienia dla hejterów naszych chłopaków, środkowym palcem.
„WYGRYWAMY RAZEM, PRZEGRYWAMY RAZEM” ♥
I jeszcze wiadomość, że chcą zwolnić AA... nie wyobrażam sobie kadry bez Niego... Nie chcę nawet o tym myśleć...
Zostając jeszcze przy ME... Nie będę wypowiadała się na temat pracy sędziów, ale zdanie mam podobne jak Pan Wojciech Drzyzga. Bułgaria – nie wypowiadam się, bo pewnie byłby to post, w którym użyłabym tylu wulgaryzmów, że szok, więc się powstrzymam. Jak myślcie, jak będzie wyglądało podium? Ja mam nadzieję, że na najwyższym staną Włochy.

Małe światełko w tym wszystkim? 16 dni zostało do pierwszego meczu Resovi w nowym sezonie. Numerek, który będzie widniał na koszulce Igły będzie wykonany ze zdjęć kibiców! Już się nie mogę doczekać, kiedy to zobaczę ♥

„NAWET JAK PRZEGRASZ, ZOSTAJE CI GODNOŚĆ!” ♥ 

niedziela, 22 września 2013

Osiemdziesiąt osiem

Po kilku sekundach pocałunku Gośka położyła swoje dłonie na piersiach Bartmana i lekko go odepchnęła.
- Nie powinieneś był tego robić – szepnęła patrząc mu prosto w zielone oczy. - Zbyszek, nie komplikuj – przymknęła oczy. - Po prostu nie komplikuj...
Odwróciła się od niego i ruszyła przed siebie, przecierając łzę, która spłynęła jej po lewym policzku.
- Gosia! - krzyknął za nią i ruszył biegiem w jej stronę. Wyprzedził ją i szedł tyłem, ponieważ blondynka nie chciała się zatrzymać. - Przepraszam...
- Nie przepraszaj – przystanęła i na niego spojrzała. - Dlaczego ty musisz tak bardzo to komplikować? - zapytała. - Pomyśl o Kamili, pomyśl o Julce – nie spuszczała z niego wzroku.
- Musiałem tu przyjechać, musiałem, rozumiesz? - podszedł do niej bardzo blisko nie tracąc z nią kontaktu wzrokowego.
- Dlaczego? - spytała.
- Ty się pożegnałaś, ja tego nie zrobiłem – powiedział głosem pełnym bólu.
Gośce po policzku spłynęła pojedyncza łza. Bartman starł ją własnymi ustami.
- Nie płacz, nie przeze mnie – powiedział cichutko i zgarnął zbłąkany kosmyk z jej twarzy.
- Nie powinieneś był tu przyjeżdżać – oznajmiła słabym głosem.
- Miałem wysłać list? - zapytał. - Albo nie robić nic?
- To ostatnie byłoby chyba najsłuszniejsze – szepnęła i przełknęła ślinę.
- Wcale nie – powiedział cicho i dotknął lekko jej warg. Jak zwykle nie mógł poprzestać na lekkim muśnięciu. Po prostu nie mógł, nie dał rady się powstrzymać, zawsze tak było. Wplótł ręce w jej włosy i przyciągnął jeszcze bliżej, o ile w ogóle było to możliwe. - Teraz mogę odejść – szepnął tuż przy jej ustach.
- Nie, jeszcze nie – oznajmiła cicho przez łzy, po czym przyciągnęła go do siebie łapiąc za kark i ponownie ich usta złączyły się w szalonym pocałunku, który był ich ostatnim.
Łzy spływały po twarzy blondynki, a ich serca biły szybko i głośno, wystukując idealny rytm.
- Teraz tak – powiedziała cicho kolejny raz przez łzy, kiedy oderwała się od słodkich warg siatkarza. - Na zawsze, żegnaj...
Spojrzała na niego ostatni raz i pognała w stronę przystanku autobusowego zostawiając Zbyszka w całkowitym otępieniu. Dopiero po chwili zrozumiał, że to już koniec. Już nie poczuje słodkiego smaku jej ust. Nie obejmie czule. Nie poczuje zapachu jej blond włosów, który tak uwielbiał. Wszystko skończone.
Obrócił się na piecie i spojrzał na jej postać, która zmieszała się już z tłumem ludzi na chodniku. Szła szybko, ale ani razu się za siebie nie obejrzała. Stał i patrzył za nią póki całkowicie nie znikła mu z oczu. Przełknął wielką gulę, która urosła mu w gardle i poczuł na policzku jedną, małą łzę.
Wszystko skończone, definitywnie. Tylko problem w tym, że bolało cholernie, a on wcale nie chciał czuć tego bólu. Przymknął oczy i odetchnął świeżym, kwietniowym powietrzem. Nogami jak z waty dotarł do swojego samochodu. Trzasnął drzwiami i oparł czoło o kierownicę. Nie myślał, że to będzie aż takie trudne.
Odpalił samochód i z piskiem opon odjechał z osiedla. W jednej chwili, szybkiej chwili wróciły wspomnienia. Wspomnienie ich pierwszego pocałunku przed pierwszym meczem reprezentacji z dwutysięcznego jedenastego. Ich pierwszą wspólną noc. Delikatną, gładką skórę pod jego palcami. To jak zadrżała, kiedy zsunął jej ramiączko z ramienia. Chwile nie do zapomnienia. Już nigdy nie poczuje jak miękka jest jej skóra, ani jak to jest mieć ją przy sobie...

Dokładnie dziesięć minut temu samolot wystartował, a ja wygodnie rozsiadłam się w fotelu. Ziewnęłam przeciągle, po czym uśmiechnęłam się szeroko do Grześka.
- Zdrzemnij się, widzę, że jesteś zmęczona – powiedział cicho.
Kiwnęłam głową i oparłam ją na ramieniu siatkarza. Zamknęłam oczy i pozwoliłam odpłynąć myślom gdzieś daleko, a sama pogrążyłam się we śnie.
Obudził mnie dźwięk mojego budzika. Szybko wyciągnęłam z kieszeni telefon i wyłączyłam dzwoniące ustrojstwo. Wyciągnęłam z torby podręcznej pudełeczko i wyciągnęłam z niego dwie tabletki, po czym je połknęłam.
Spać odechciało mi się całkowicie, dlatego postanowiłam posłuchać sobie muzyki. Grzesiek spał, nie chciałam go budzić. W końcu to przeze mnie spał tylko trzy godziny, ale co mogłam poradzić na to, że z przejażdżki wróciliśmy o dwunastej i strasznie przemarzłam? Byłam tak mocno do niego przytulona, że biedak nawet nie mógł się poruszyć, do tego paplałam jak najęta, tym co będziemy mogli zobaczyć w Barcelonie. Dopiero około godziny trzeciej nad ranem usłyszałam jego ciche chrapanie i zdałam sobie sprawę, co ja tak w ogóle zrobiłam. Pocałowałam go lekko w policzek i odsunęłam. A co on wtedy zrobił? Odwrócił się do mnie plecami! Za bardzo dałam mu w kość, więc teraz niech choć trochę sobie pośpi.
Pożyczyłam jakąś gazetę od jednej starszej pani i czytałam ją z słuchawkami na uszach dopóki nie usłyszałam, że mamy zapiąć pasy i przygotować się do lądowania. Podziękowałam kobiecie i oddałam jej gazetę, po czym pocałowałam Grześka mocno w usta. Nie otworzył oczu, ale oddał pocałunek.
- Wstawaj – zaśmiałam się. - Zaraz lądujemy.
Otworzył niechętnie oczy i przeciągnął się.
- W końcu samolot na moje parametry – zaśmiał się.
Z lotniska udaliśmy się taksówką prosto do naszego domku letniskowego. W czasie podróży podziwiłam piękne krajobrazy, które skąpane były w słońcu. Kiedy samochód stanął, skapnęłam się, że domek mamy prawie na plaży. Wystarczyło tylko przejść przez ulicę.
- Podoba się? - zapytał siatkarz widząc to, jak uważnie się rozglądam.
- Jeszcze pytasz – powiedziałam z zachwytem w głosie.
Grzesiek wyciągnął walizkę z bagażnika i zapłacił kierowy.
- Nie wiedziałam, że znasz hiszpański.
- Tylko kilka słów – uśmiechnął się i otworzył małą furtkę i przepuścił mnie.
Z domku wybiegła starsza kobieta, która jak szybko się domyśliłam, była właścicielką.
- Buenos dias! - przywitała się.
- Buenos dias – odpowiedzieliśmy z Grześkiem w tym samym momencie.
Reszty słów nie było mi dane zrozumieć. Na szczęście siatkarz szybko załatwił sprawy i po chwili mogliśmy już sami wejść do domku. W środku był mały salon połączony z kuchnią, a w korytarzu mieściły się dwie sypialnie oraz łazienka. Weszłam do pierwszej, w której mieściło się jedno małe łóżko.
- Tutaj, skarbie – uśmiechnął się środkowy i otworzył drzwi naprzeciwko.
Weszłam do niedużej sypialni, w której stało duże łóżko z baldachimem oraz jedna szafa i stolik z dwoma krzesełkami. Tuż obok łóżka było wyjście na balkon, z którego rozpościerał się widok na plażę i Morze Śródziemne.
- Pięknie tu – zachwyciłam się krajobrazem.
Po chwili już moje plecy były przyciśnięte do jego klatki piersiowej w mocnym uścisku.
- A jeszcze nie widzieliśmy wszystkiego – mruknął mi wprost do ucha.
Pocałowałam go lekko i zabraliśmy się za rozpakowywanie walizki.
- Łap – rzucił mi mój strój kąpielowy po kilku dobrych chwilach. - Przebrać się, marsz – wskazał z wielkim uśmiechem drzwi łazienki.
Przebrałam się szybko, ale tylko częściowo.
- Ktoś musi mi zawiązać górę! - krzyknęłam, a po chwili w łazience pojawił się Grzesiek.
Kiedy jego palce dotknęły moich pleców, poczułam lekki dreszcz.
- Ładnie wyglądasz – mruknął do ucha, po czym pocałował lekko w szyję i zniknął w sypialni.
W czasie, kiedy przebierał się środkowy, ja zapakowałam dwa ręczniki, koc, olejek do opalania i krem do opalania oraz butelkę soku do torby plażowej.
- Gotowa? - zapytał siatkarz wychodząc z łazienki, akurat w chwili, kiedy zapięłam zamek torby.
Kiwnęłam głową i wyszliśmy z domku. Przeszliśmy przez drogę, a później szliśmy kawałek piaskiem, aż znaleźliśmy odpowiednie miejsce, aby się rozłożyć z ręcznikami i kocem. Ledwo rozłożyłam ręcznik, a już zaczęłam smarować się kremem do opalania. Kiedy siatkarz skończył smarować mi plecy, ruszyłam od razu w stronę wody. Trzymając się z Grześkiem za ręce, wbiegliśmy do morza i od razu cali się zanurzyliśmy.
Woda – na początku zimna, ale potrzebowałam ochłodzenia przy wysokiej temperaturze, jaka panowała dzisiaj w mieście. Po chwili już płynęłam przed siebie, a rozpuszczone i mokre włosy ciągnęły się za mną. Popływaliśmy trochę i wróciliśmy na nasze ręczniki.
- Zadzwonię do Kamili – uśmiechnęłam się i z kieszeni spodenek wyciągnęłam telefon. Wybrałam numer i czekałam aż w słuchawce odezwie się jej głos.
- Em, nie mogę teraz rozmawiać – powiedziała od razu. - Zadzwonię do ciebie jeszcze dzisiaj. Wypoczywajcie.
I tyle z rozmowy z siostrą Grześka.
Ledwo zdążyłam odłożyć telefon, a rozległ się dzwonek oznaczający, że ktoś dzwoni.
- Słucham cie, Alu – powiedziałam z uśmiechem.
- I jak tam Barcelona? - zapytała od razu i miłym tonem głosu.
Piotrek i ona również byli na krótkich wakacjach, ale wybrali Zakopane.
- Świetnie, leżymy sobie właśnie na plaży, a wasz las? - spytałam.
- Super! - odpowiedziała podekscytowana. - Nie wiedziałam, że aż tak fajnie może być w lesie.
- A widzisz! Ta natura – zaczęłam się śmiać.
- A ty już tylko o jednym! - zbeształa mnie, ale również zaczęła się śmiać.
- Piotrek się stara, a to najważniejsze – uśmiechnęłam się.
- Tylko czuję, że on ode mnie nic nie dostaje... - mruknęła niezadowolona.
- Nie przesadzaj – powiedziałam stanowczym tonem. - Spędź z nim niezapomniane chwile, to powinno mu wystarczyć – popatrzyłam na Grześka, który leżał obok mnie na ręczniku z zamkniętymi oczami i „łapał słońce”.
- Myślisz?
- Jasne – uśmiechnęłam się przekonana, że tak właśnie jest.
Usłyszałam trzask zamykanych drzwi oraz wołanie Piotrka w tle.
- Kończę. Bawcie się dobrze – powiedziała wesoła.
- Wy też – zakończyłam połączenie i schowałam telefon do torby.
Położyłam się na plecach i zamknęłam oczy oddając się całkowicie promieniom słońca.


Zaczęły się ME! ;D Każdy chyba wie, jakie są wyniki naszych Orzełków ;) Nie ma co się załamywać jedną porażką, zawsze trzeba wierzyć do końca! DO BOJU POLSKO! ♥
Takie pytanie małe, czy ktoś jeszcze uważa, że ten blog traci na wartości? Śmiało! A może macie jeszcze jakieś inne uwagi, co do tego, że epizody pojawiają się niezbyt systematycznie, bo przecież cztery dni, to tak dużo, prawda?
Ja wiem, że wcześniej epizody pojawiały się co dwa dni i tak dalej, ale teraz trochę na spadło na moją głowę, więc musicie to zrozumieć... Pewna osoba napisała, że nie potrafię dodać epizodu w piątek wieczorem... Nie będę odrywała się od meczu, bo tego nie lubię, a po nim od razu kładę się spać, bo jestem wykończona po całym tygodniu harówki, a w weekend nie zawsze po prostu jest czas, żeby sobie spokojnie z rodzicami i siostrą porozmawiać... proszę tylko o zrozumienie.
Pozdrawiam. 

środa, 18 września 2013

Osiemdziesiąt siedem

Cały wieczór pakowaliśmy się do jednej, wielkiej walizki. Przy desce od prasowania stałam przez ponad dwie godziny, a Grzesiek w tym czasie pakował nasze kosmetyki. 
- Nie powiedziałem ci czegoś jeszcze – uśmiechnął się, kiedy ostatnia złożona, męska koszulka znalazła się na kupce ubrań.
- Mam się bać? - spytałam odłączając żelazko od prądu.
- Nie – pokręcił głową śmiejąc się.
Zbiegł po schodach na dół, chwilę czegoś zawzięcie szukał w przedpokoju i wrócił do naszej sypialni.
- Zdałem na pięć – wyszczerzył się wyciągając w moją stronę dłoń z papierkiem oraz prawem jazdy. - Tak jak chciałaś.
Wskoczyłam na niego i mocno go przytuliłam.
- Gratuluję – uśmiechnęłam się i mocno go pocałowałam.
- I pamiętam też, co ci wtedy obiecałem – uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Że będę pierwszą osobą...
- Którą przewiozę – dokończył za mnie i postawił na ziemi. - Zostawmy to pakowanie i jedźmy – wyszczerzył się i wskazał mi ręką wyjście z sypialni.
Pokręciłam głową z uśmiechem i ruszyłam przez korytarz, a później schodami w dół. Nałożyłam kurtkę oraz czarne adidasy i wyszłam z domu.
- Zapomniałem ci powiedzieć, że Zbyszek z Kamilą zajmą się domem, kiedy nas nie będzie – uśmiechnął się wychodząc za mną i zamykając dom na klucz.
- Żadnych wakacji? - spytałam.
- Kamila nie chce nigdzie wyjeżdżać na razie z Julką – odpowiedział i ruszył pod wiatę, gdzie stał Harley.
Kiwnęłam tylko głową i poszłam otworzyć bramę. Podbiegłam do środkowego i wskoczyłam na pojazd. Dziwnie się czułam z faktem, że tym razem nie będę prowadzić, ale szybko odegnałam to uczucie od siebie.
Grzesiek podał mi jeden z kasków, który nałożyłam na głowę. Po kilku sekundach siatkarz również miał kask na głowie oraz zabierał się za odpalanie motoru.
- Uwielbiam nocą jazdę... - powiedziałam.
- Wiem! - krzyknął z uśmiechem i ruszył z podwórka.
Zaczęłam się głośno śmiać, a po chwili byłam już przytulona do jego dużych pleców. Przymknęłam oczy i poczułam jak wiatr rozwiewa mi włosy, które wystawały spod kasku. Uwielbiałam ten stan. Wtedy nic, kompletnie nic innego niż jazda oraz osoba, z którą jechałeś, nie miało znaczenia...

Zbyszek odłożył list na stolik i oparł się o oparcie kanapy. Znał każde słowo z listu, który zostawiła mu Gośka. Pożegnała się, życzyła szczęścia...
Nagle zaczął dzwonić telefon. Na wyświetlaczu pojawiła się uśmiechnięta twarz Kamili.
- Tak, skarbie? - odebrał.
- Mógłbyś wpaść? - zapytała takim głosem, jakim raczyła do niego mówić już od kilku dobrych dni. Jakimś takim dziwnym i chyba zimnym.
- Jasne, zaraz będę – rozłączył się i zaczął zbierać się do wyjścia.
Chwilę później był już pod drzwiami mieszkania, w którym mieszkała Kamila razem z Julką. Otworzył drzwi swoim kluczem, który dostał od Kamili w niedziele wieczorem, kiedy wrócili od Emilki i Grześka.
- Kamila? - zapytał wchodząc do salonu.
- Nie tak głośno, Julcia śpi – zbeształa go.
- Przepraszam – mruknął i podszedł do niej, aby pocałować ją w usta, ale odwróciła twarz i jego usta zetknęły się z jej policzkiem. - Stało się coś? - zapytał. - Od kilku dni jesteś jakaś dziwna...
- Po prostu jestem zmęczona – wzruszyła ramionami i położyła się na kanapie.
- Dzwoniłaś... - zaczął, ale mu przerwała.
- Chciałam cię zobaczyć – uśmiechnęła się do niego lekko i podkuliła nogi, aby mógł usiąść na kanapie.
Uśmiechnął się do niej lekko. Widział, że kobieta była już śpiąca.
- Czemu nie położysz się spać? - spytał nie przestając na nią patrzeć.
Wzruszyła ramionami i w tym samym momencie usłyszeli płacz Julki.
- Ja pójdę – z kanapy podniósł się siatkarz.
- Dzięki – mruknęła.
Po pięciu minutach tulenia maluszka, aby ponownie mógł znaleźć się z pięknej krainie Morfeusza, Zbyszek wyszedł z sypialni i ruszył w stronę kanapy, na której leżała jej mama.
- Kamila? - zapytał, ale nie uzyskał odpowiedzi.
Wyłączył telewizor i wziął Kosokównę na ręce, po czym zaniósł ją do sypialni. Nie pocałował ją w czoło, po prostu wyszedł i zamknął cicho drzwi. Złapał z blatu kuchennego klucze oraz kurtkę z przedpokoju i opuścił mieszkanie, które należało do Grześka. Zamknął drzwi na wszystkie możliwe zamki i ruszył biegiem po schodach. Wsiadł do swojego audi i luknął na zegarek. Dwudziesta trzecia pięćdziesiąt osiem.
Westchnął głęboko i oparł głowę o zagłówek, po czym przymknął oczy. Nie miał pojęcia, czy to co planuje wyjdzie mu na dobre, ale jednak wiedział, że warto żałować, że się zrobiło, zamiast żałować, że się nie zrobiło.
Odpalił silnik i ruszył w stronę Warszawy. Miał szczęście, że matka blondynki wcale nie przestała go lubić, więc ze zdobyciem dokładnego adresu nie miał problemu. Odpalił radio i zacisnął pięści na kierownicy.
Zastanawiał się jak kobieta zareaguje na jego niezapowiedzianą wizytę. Czy będzie zła? A może wręcz przeciwnie? Czy będzie chciała z nim porozmawiać? Czy powie, że listem zakończyło się wszystko między nimi? Zbyszek chciał z nią tylko porozmawiać, nic więcej od niej nie chciał, ale czy to było słuszne? Na to pytanie jeszcze odpowiedzi nie znał, ale o godzinie szóstej miało się wszystko wyjaśnić.
Po kilkugodzinnej jeździe był na miejscu. Na Orlenie kupił dużą kawę, zostawił dwa autografy oraz załapał się na dwa zdjęcia i ruszył na osiedlę, na którym mieszkała Gośka. Zaparkował perfekcyjnie, przodem do bloku, z którego miała wyjść blondynka. Pił kawę stukając jednocześnie palcami w rytm muzyki, która cicho wydobywała się z samochodowych głośników.
Serce załomotało mu szybciej, kiedy dwie minuty po godzinie szóstej zobaczył wysoką blondynkę wychodzącą z bloku. Szybko odstawił kubek na siedzenie pasażera i wyszedł z auta. Trzasnął głośno drzwiami, ale nie zwróciło to uwagi kobiety.
- Gosia! - krzyknął i ruszył biegiem w jej stronę.
Blondynka odwróciła się i aż przystanęła.
- Zbyszek? - zdziwiła się. - Co ty tutaj robisz? - zapytała patrząc na jego twarz.
Zatrzymał się przed nią.
- Możemy pogadać? - zapytał z nadzieją w oczach.
- O czym ty chcesz jeszcze rozmawiać? Myślałam, że list i rozmowa przez telefon wszystko ci wyjaśniła - powiedziała cicho.
- Ja też... – odpowiedział patrząc jej w oczy. - To jak, znajdziesz dla mnie chwilę czasu?
Kiwnęła niepewnie głową i ruszyła w stronę ławeczki, która stała nieopodal jej bloku.
- To, o czym chciałeś porozmawiać? - zapytała.
- O tobie, o mnie – przełknął ślinę.
- Nie rozumiem – mruknęła.
- Ja też nie – westchnął ciężko. - Jak sobie radzisz? - zapytał nagle.
- Dobrze, a ty? Jak Kamila i jej córeczka?
- Okay...
Usiedli na ławce. Bartman usiadł lekko bokiem, aby móc dokładnie widzieć Gośkę.
- Zbyszek – spojrzała na niego – po co ty tak właściwie tutaj przyjechałeś? Powinieneś zająć się swoją kobietą i dzieckiem, a nie tutaj przyjeżdżać. Nie chcę kolejny raz marnować twojego czasu.
- Czas z tobą wcale nie był zmarnowany – powiedział cicho. - Pisałaś, że prosisz o to, abym ci wybaczył. I właśnie to zrobiłem – nie spuszczał z niej swojego wzroku. - Wybaczyłem.
- A co na to Kamila? - zapytała również ciągle na niego patrząc.
Wzruszył ramionami.
- Czasami myślę, że ma mnie dosyć, że dusi się w związku ze mną – mruknął. - Niby wszystko jest okay, ale jednak nie do końca. A ty?
- Co ja?
- Masz kogoś? - zapytał cicho.
Pokręciła przecząco głową.
- Powinnam już iść do pracy – wstała nagle.
- Jasne – Zibi podniósł się szybko i stanął blisko blondynki.
- Nie komplikuj – szepnęła i pokręciła głową. - Żegnaj Zbyszek... - szepnęła i ruszyła przed siebie.
Bartman stał przez chwilę kompletnie wmurowany w ziemię i patrzył jak Gośka odchodzi.
- Gosia! - krzyknął i pognał za nią.
Chwycił jej rękę i obrócił w swoją stronę. Chwycił jej twarzy w swoje dłonie i popatrzył w oczy, które były całe zaszklone. Obojgu serca biły jak szalone. Ułamek sekundy później jego usta złączyły się z wargami blondynki w namiętnym pocałunku...



No i jeszcze dwa dni i mamy wyczekiwane Euro! ;D I'm very happy! Jak ja uwielbiam ten stan! ♥
Dzięki za kolejny list! ;D
Przepraszam, ze dopiero dzisiaj, ale szkoła... ;)
Jak ja uwielbiam ten cytat Łukasza ♥

pozdrawiam ciepło! ;*

sobota, 14 września 2013

Osiemdziesiąt sześć

Z Ignaczakami oraz Piotrkiem i Alą przenieśliśmy się do domu. Po niecałej godzinie Sebastian chrapał już sobie na kanapie, a Dominika oblegała fotel.
- To kiedy możemy wpaść z jakimiś prezentami? - zapytała wesoło Iwonka.
- Dajcie spokój – machnęłam ręką.
- O nie, nie – Ala pomachała palcem. - Od tego się nie wywiniecie – uśmiechnęła się. - Gdybyśmy wiedzieli, to już dzisiaj byśmy coś sprezentowali, a tak zrobiliście nam niespodziankę, a do nowego domu nie należy przychodzić bez jakiegoś upominku, tak zawsze mówiła moja mama.
- Zgadzam się w stu procentach – poparła młodszą przyjaciółkę żona Krzyśka. - Więc, co wam się przyda? - wbiła wzrok we mnie i Grześka.
Wzruszyłam ramionami, podobnie jak i brązowooki.
- Już my coś wymyślimy – wyszczerzył się Igła i cmoknął Iwonę w policzek.
- My tak samo – uśmiechnął się szeroko Piotrek.
Pokręciłam tylko głową z uśmiechem.
Rozmawialiśmy i śmialiśmy się do godziny drugiej nad ranem. Nawet nie wiedziałam, kiedy to wszystko minęło. No, ale przecież czas w doborowym towarzystwie płynie niesamowicie szybko.
- Wiecie jak dojechać z powrotem do Rzeszowa? - zapytałam, kiedy pakowali się do swoich aut.
- Jasne! - uśmiechnął się Igła.
- Dzięki za świetną imprezę! - Krzyknął Piotrek zajmując siedzenie pasażera.
Na kierowce, to on w takim stanie się nie nadawał.
- Nie krzycz tak – zaśmiała się Ala.
- Jesteśmy na zadupiu – powiedział Piotruś. - Na bardzo ładnym zadupiu – uniósł kciuk skierowany w górę.
Zaśmialiśmy się razem z Grześkiem i Iwoną.
- Piękne to wasze zadupie – westchnął Krzysiu opierając się o drzwi samochodu.
- Dzięki – powiedzieliśmy wspólnie z brunetem.
- Imprezy tutaj będą niezapomniane! - Wydarł się Nowakowski.
- Dla ciebie szczególnie – zaśmiała się jego dziewczyna. - Jeszcze raz dzięki – uśmiechnęła się w naszą stronę. - Trzymajcie się – pomachała i wsiadła za kółko.
- Wy też – odmachaliśmy jej razem z Grzesiem.
- My też dziękujemy – uśmiechnęła się Iwona.
- I to tak na maksa – wyszczerzył się Krzysiu i uniósł kciuk do góry.
Zaśmiałam się cicho.
- Cześć.
Zamknęły się drzwi każdego pojazdu, a po chwili do życia obudziły się silniki. Pomachaliśmy jeszcze raz na pożegnanie odjeżdżającym i ruszyliśmy w stronę domu.
Byłam niesamowicie wdzięczna Iwonie i Ali, że pomogły mi ogarnąć ze stołu, bo teraz nie miałam na to siły, ani najmniejszej ochoty. Grzesiek zamknął drzwi na klucz, a ja zgasiłam światła na dole i razem poszliśmy na górę. Drapnęłam czystą koszulkę Grześka oraz swoje spodenki i wpadłam do łazienki, gdzie spędziłam całe pięć minut.
Kiedy zajrzałam do sypialni, środkowego nie było. Założyłam skarpetki i wyszłam w pokoju.
- Grzesiek?
- Na balkonie! - usłyszałam jego wyraźny głos.
Otworzyłam drzwi, które były naprzeciw drzwi sypialnianych i ruszyłam na balkon.
- Co cię tu przywiało? - zapytałam siadając po turecku na zimnym betonie obok siatkarza.
- Przeziębisz się... - westchnął i przygarnął mnie do siebie.
- Daj spokój – machnęłam ręką i uśmiechnęłam się. - Odpowiesz mi na pytanie? - zapytałam.
- Musiałem pobyć chwilę na świeżym powietrzu – uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. - I też popatrzeć w niebo.
Uniosłam głowę do góry, aby spojrzeć na rozgwieżdżone, bezchmurne niebo.
- Zawsze patrzenie na gwiazdy mnie uspokajało – uśmiechnął się patrząc w górę.
- Znasz się na astrologii?
- W liceum trochę się tym interesowałem i to by było na tyle – powiedział.
- Laski na to leciały? - spytałam śmiejąc się cicho.
- Poleciała jedna – również się zaśmiał.
- No co ty – dźgnęłam go palcem w klatkę piersiową. - Żadnej innej nie kręciło patrzenie w gwiazdy z chłopakiem?
- Najwidoczniej nie.
- Dziwne miałeś dziewczyny w szkole – stwierdziłam i mocniej wtuliłam się w jego pierś. - Mnie się to podoba – uśmiechnęłam się.
- Szczególnie w zimną, kwietniową noc – pocałował mnie w czubek głowy.
- Oj tam, to nieważne – uśmiechnęłam się i przymknęłam oczy.
Nagle Grzesiek wstał.
- Ej, gdzie idziesz? - zapytałam otwierając oczy.
Wyciągnął dłoń, którą ujęłam.
- Nie chcę się przeziębić – uśmiechnął się i wprowadził mnie do pustego jeszcze pokoju, po czym zamknął drzwi balkonowe. - A poza tym obiecałaś mi, że się do mnie uśmiechniesz... - popatrzył na mnie i uśmiechnął się zawadiacko.
Zaczęłam się śmiać.
- Miał być uśmiech, a nie śmiech – przybliżył się do mnie.
- Taki ci pasuje? - uśmiechnęłam się, lekko uwidaczniając zęby.
- W zupełności – odwzajemnił uśmiech i po chwili jego usta złączyły się z moimi...

Następnego ranka, kiedy zadzwonił mój budzik, Grześka nie było w łóżku, ale na poduszce leżała zostawiona karteczka i mała stokrotka.
„Wrócę po pierwszej, nie martw się. Kocham cię!” - głosił napis na karteczce.
Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się lekko. Obudziłam się we własnym domu, nieprawdopodobne... Wsparłam się na łokciach i zaczęłam rozglądać się po sypialni. Wszystko tak jak zaplanowaliśmy, no prawie. Brakowało jeszcze kilku drobiazgów, ale to nie było ważne.
Ziewnęłam przeciągle i rozprostowałam ręce, po czym wyskoczyłam z łóżka. Z szafeczki nocnej drapnęłam tabletki i połknęłam dwie popijając je ostatkiem soku, który jakimś cudem stał obok łóżka.
Ubrałam się i zeszłam na dół. Zjadłam śniadanie po czym zabrałam się za sprzątanie. Nie miałam pojęcia przez ile dni będę musiała ścierać kurz codziennie. Zmyłam jeszcze podłogę w salonie oraz kuchni i wyszłam na taras. Usiadłam na jednym z krzeseł i wykręciłam numer do Zbyszka.
- Cześć, Em – usłyszałam jego głos po trzech sygnałach.
- Witaj Zbyszku – przywitałam się cicho się śmiejąc.
- Jak się spało w nowym domku? - zapytał.
- Super – uśmiechnęłam się i przymknęłam oczy wystawiając twarz do słońca. - A jak z Kamilą? - spytałam poważnie.
- Dobrze. Sama wczoraj zaczęła rozmowę i wszystko jest na dobrej drodze.
- To świetnie – uśmiechnęłam się lekko.
- Obiecała, że nigdy więcej mi Gośki nie wypomni i mam nadzieję, że tak się stanie – westchnął. - Muszę ci coś powiedzieć...
- Zamieniam się w słuch.
- Dzwoniłem do niej dzisiaj...
- Do kogo? Do Gośki? - zapytałam.
- Ta... - westchnął.
- Zbyszek... Ty coś jeszcze do niej czujesz? - spytałam opierając głowę na otwartej dłoni.
- Nie... - mruknął. - Ale ona zawsze będzie w jakiejś części dla mnie ważna... - westchnął zrezygnowany. - Ja po prostu po tym liście trochę się martwiłem o nią, jak o... przyjaciela? - zabrzmiało to jak pytanie.
- Nie wiem, Zbysiu. Przeszła cała złość, a przyszła myśli zastanawiająca się...
- Co robi dana osoba – dokończył za mnie.
- Dokładnie – mruknęłam. - Każde z nas kogoś kocha i to nad życie, ale tych lat, które przeżyliśmy, ja z Jurkiem, a ty z Gośką nie da się od tak wymazać – westchnęłam. - Przecież byli przez jakiś czas częścią naszego życia.
- Wiesz co mi powiedziała? - zapytał. - Powiedziała, że mnie przeprasza. Przeprasza za wszystko i chce, abym zapamiętał wyraźniej te chwile, w których byliśmy szczęśliwi.
- I ma racje – powiedziałam. - Zbyszek, oboje otworzyliśmy nowy rozdział w życiu, Gośka najwidoczniej też.
- Ja nie chcę, żeby pomiędzy mną a Kamilą coś zmieniło.
- Ja też. I nie chcę, aby zmieniło się też coś w mojej relacji z Grześkiem. Za bardzo go kocham.
- Wiem... - westchnął. - Dobra, bo jakoś smutno się zrobiło – zaśmiał się.
- Leć do Kamili – uśmiechnęłam się.
- To co, trzymaj się – wiedziałam, że się uśmiechnął.
- Ty też – uśmiechnęłam się.
- Dzięki za telefon. Papa – pożegnał się.
Zakończyłam połączenie i zamyśliłam się przez chwilę. Oboje zakończyliśmy tamten rozdział. I na tym najlepiej zakończyć.
Do godziny dwunastej siedziałam na ogródku i zastanawiałam się nad tym, czy wszystko dobrze zaprojektowałam. Gdy wszystko już mi się zgadzało, wróciłam do domu i zabrałam się za robienie obiadu. Kroiłam właśnie paprykę, kiedy usłyszałam trzask zamykanych drzwi.
- Grzesiek, to ty?! - krzyknęłam.
- A spodziewasz się kogoś innego? - zapytał wchodząc do kuchni.
- Wiesz, kochanek miał wpaść – zaśmiałam się, a siatkarz mocno mnie objął. - Co to? - spytałam wskazując na dużą, prostokątną kopertę w jego prawej dłoni.
- Prezent – odpowiedział z uśmiechem.
- Nie przypominam sobie, żeby ktoś miał teraz urodziny...
- To prezent dla nas – zaśmiał się i cmoknął mnie w policzek.
- Od kiedy to robi się prezenty samym sobie? - uniosłam brwi do góry.
- Od dzisiaj – pocałował mnie lekko w usta. - Otwórz – polecił i podał mi kopertę.
Z uśmiechem i zaciekawieniem na twarzy otworzyłam kopertę. Wyciągnęłam dwie podłużne kartki, które okazały się biletami, i to gdzie? Do Barcelony!
Otworzyłam ze zdziwienia usta.
- Podoba się? - zapytał Grześ.
- Czy mi się podoba?! - krzyknęłam. - Jeszcze pytasz! - rzuciłam się mu na szyję. - Zawsze chciałam tam pojechać! - pocałowałam go mocno w usta.
- Aż takiej radości, to się nie spodziewałem – zaśmiał się, ale nie długo, ponieważ kolejny raz go pocałowałam. - To co, pakujemy się? - spytał nie wypuszczając mnie ze swoich objęć.
Nawet nie spojrzałam na datę wylotu, więc szybko przeniosłam wzrok z wesołych tęczówek siatkarza, na bilet. Lot mieliśmy na jutro i to na szóstą rano!
- Tak szybko? - zapytałam lekko spanikowanym głosem. - Przecież nie zdążę kupić sobie stroju i sandałów!
- Jak dla mnie możesz chodzić w samej bieliźnie – uśmiechnął się figlarnie i zbliżył swoją twarz do mojej. - A nawet bez – mruknął mi wprost do ucha.
Zaśmiałam się cicho i powiedziałam:
- Bardzo kusząca propozycja, ale o ile wiem, to nie będziemy tam sami...
- O! Co racja to racja! - mało co nie krzyknął. - Jemy i jedziemy na zakupy – zarządził.
Zjedliśmy więc szybko obiad i wskoczyliśmy do czarnej alfy. Przez cały obiad i jazdę samochodem, uśmiech nie schodził mi z twarzy. Zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Zawsze chciałam pojechać do Hiszpanii, ale Jurek stanowczo się na to nie zgadzał, mówiąc, że nie ma tam nic, co warte byłoby uwagi. Jak dla mnie, czyste kłamstwo, ale wtedy jakoś uwagi na to nie zwracałam.
Tylu stroi kąpielowych jeszcze chyba nigdy w życiu nie przymierzyłam. Grzesiek latał po sklepie z wieszakami, na których wisiały tylko dwuczęściowe stroje. Dopiero po godzinie przymierzania stwierdził, że bierzemy strój w błękitnym kolorze, którego góra wiązana była tylko na plecach. Czułam się w nim swobodnie, więc przystałam na propozycję środkowego.
Jeszcze ponad półtorej godziny spędziliśmy łażąc po sklepach. Każdy z nas potrzebował kilku rzeczy, którymi musiał uzupełnić swoją garderobę oraz kosmetyczkę. Nie lubiłam robić zakupów, więc kiedy Grzesiek stwierdził, że on już wszystko ma, byłam w siódmym niebie.
- Chyba, że ty jeszcze czegoś potrzebujesz? - zapytał, gdy byliśmy na ruchomych schodach.
- Mam wszystko, czego mi potrzeba – uśmiechnęłam się do niego. - A teraz, do domu! - pociągnęłam go za rękę i zbiegliśmy ze schodów. - Trzeba się spakować!


I mamy weekend ;D To nic, że na dworze pada, zawsze można wyjść na spacer – tak, jestem nieźle walnięta, ale co tam ;p
Mam do Was takie pytanie, nie macie jeszcze dość tego opowiadania?
6 DNI DO MISTRZOSTW EUROPY! ♥
Dobrze wykorzystanego czasu w ten weekend! ;* 

środa, 11 września 2013

Osiemdziesiąt pięć

- Naprawdę nie wiem, jak udało wam się to wszystko przed nami ukryć – zaśmiała się Iwona, kiedy wszyscy schodziliśmy już z góry.
- Jakoś się udało – uśmiechnął się Grzesiek i objął mnie jednym ramieniem.
- To co, teraz zostaje tylko ślub i dzieci – zaśmiał się Piotrek.
- Tak ci się pali do zostania chrzestnym? - zapytał śmiejący się mój środkowy.
Zeszliśmy ze schodów i ruszyliśmy w stronę wyjścia na taras.
- A żebyś wiedział! - zawtórował mu śmiechem Nowakowski.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Siadajcie – wskazałam przyjaciołom miejsca. - Skoczę po coś mocniejszego.
- I to mi się podoba! - zaśmiał się Igła. - Trzeba opić dom, żeby się przypadkiem nic mu nie stało.
Wbiegłam do salonu, a później do kuchni, gdzie z lodówki wyciągnęłam jedną zero siedem i naszykowałam kieliszki.
- Em? - w kuchni pojawił się Zbyszek z małą Julką na rękach.
- Tak? - spytałam kładąc ostatni kieliszek na tacy.
- Mogę gdzieś położyć małą? - zapytał. - Jakoś nie zaciekawiła ją wycieczka po domu i zasnęła.
Uśmiechnęłam się lekko i powiedziałam:
- Sypialnia jest jej.
- Dzięki – uśmiechnął się do mnie i ruszył w stronę schodów.
No i gdzie ta Kamila znalazłaby drugiego takiego Bartmana?
Zabrałam wszystko, co miałam zabrać i wyszłam na taras.
- Pięknie tu macie – uśmiechnęła się Iwona rozglądając się po ogródku i widokami poza nim.
- Jeszcze wiele trzeba zrobić... - zaczął Grzesiek obracając plaster karkówki.
- Ale i tak jest pięknie – wdarłam mu się w zdanie.
- Jak zwykle masz racje – zaśmiał się głośno, co spowodowało, że „zgromiłam” go spojrzeniem.
- Możemy iść się kawałek przejść? - zapytał Sebastian wskazując palcem polną drogę.
- Pewnie, tylko opiekuj się siostrą – odpowiedział mu jego tato.
- Zawsze się opiekuję – uśmiechnął się Seba i wziął dziewczynkę za rączkę i ruszyli w stronę furtki.
- Nie patrz takimi maślanym wzrokiem – zaśmiał się do mnie Igła. - Uśmiechnij się do Kosy...
Uderzyłam go lekko w ramię.
- Krzysiek – zganiła go żona.
- No co? - nie przestawał się śmiać.
- Takie rzeczy tylko wieczorem – zaśmiał się wchodząc nagle na taras Zibi.
- To się uśmiechnę wieczorem – palnęłam głupio i z głupim uśmiechem.
- Oooo... - z gardeł zaproszonych siatkarzy wydobył się taki oto dźwięk, a ja pokręciłam z dezaprobatą głową.
- To, o której mamy się zmyć? - zapytał śmiejący się blond środkowy.
- Rano o czwartej – powiedział również śmiejący się Grzesiek. - A teraz w górę szkło!
Szybko rozlałam wódkę do wszystkich kieliszków.
- To co, aby wam się tutaj dobrze mieszkało – powiedział Krzysiek trzymając już swój kieliszek.
- I żebym się doczekał tego chrześniaka – wyszczerzył się Piotruś.
- Oj, się doczekasz – Grzesiek puścił mu perskie oczko i przechylił swój kieliszek, co po sekundzie poczynił każdy.
Skrzywiłam się, kiedy ostry płyn wdarł się do mojego gardła, ale szybko zapiłam go colą i było po wszystkim.
- A teraz, kto chce coś zjeść?! - zapytał głośno brązowooki.
Przez kolejną godzinę siedzieliśmy na tarasie, rozmawialiśmy, śmialiśmy się i jedliśmy. Za dużo razy poruszany był temat dzieci, oj zdecydowanie, a już szczególnie przez Pita.
- Głodnemu chleb na myśli – zaśmiałam się do Nowakowskiego. - Alka, uważaj w nocy, bo ja bym się bała – powiedziałam do przyjaciółki.
- No właśnie nie wiem, czy nie spać dzisiaj w twoim starym mieszkaniu...
- Ej, ej, ej! - odezwał się Piotrek. - Ty mi tu kobiety nie sprowadzaj na złą drogę – pogroził mi palcem i objął Alę jednym ramieniem, po czym czule pocałował ją w czoło. - I pamiętaj, głodny głodnemu chleb wypomni – wyszczerzył się, a cała reszta wybuchnęła śmiechem.
- Z kim ja żyję – pokręciłam głową.
- Z najlepszymi przyjaciółmi pod słońcem – wyszczerzył się Krzysiu.
- Tato! - usłyszeliśmy krzyk Dominiki, a po chwili zobaczyliśmy ją wbiegającą na taras.
- A gdzie zgubiłaś brata? - zapytał Krzysiu sadzając ją na swoich kolanach.
Jak na zawołanie Sebastian pojawił się na tarasie.
- Mogę jeszcze iść na godzinkę? - spytał.
- Gdzie? - wtrąciła się Iwona.
- Do kolegów – powiedział.
Uśmiechnęłam się pod nosem. A to ci kłamca jeden! Siedziałam akurat tak, że miałam najlepszy widok na ulicę przed domem. Wcale nie stali tam koledzy, no chyba, że już przestałam rozpoznawać płeć żeńską.
- Szybki jesteś – zaśmiał się libero.
- To jak, mogę? - spojrzał na ojca z nadzieją.
Igła kiwnął głową.
- Dzięki! - krzyknął chłopak i ruszył w stronę furtki.
- Tylko na godzinę, nie dłużej! - krzyknął za nim siatkarz.
- To szybkie zapoznawanie się, to ma po tobie – zaśmiał się Piotrek.
- Już szczególnie z kobietami – zaśmiał się najstarszy w towarzystwie.
- Co? - zdziwili się Nowakowski z Bartmanem.
- Skąd wiesz? - zapytałam.
- Takie rzeczy się wie – uśmiechnął się szeroko Krzysiu. - Będziecie mieli swoje dzieci, to się dowiecie.
- Ciekawe... - mruknął wesoło Nowakowski.
- Ale ja wam nic nie powiedziałam – szepnęła Dominika, a wszyscy dorośli wybuchnęli śmiechem.
Kolejna godzina minęła tak jak poprzednia. Kiedy tylko na tarasie pojawił się Sebastian, nie trzeba było zmuszać go do jedzenia. Jadł aż mu się uszy trzęsły.
- My się będziemy zbierać – z krzesła podniosła się Kamila, a po niej także i Zbyszek.
- Już? - zapytałam.
- Musimy jeszcze wykąpać małą, a po tym jak u was spała, to wątpię, że szybko zaśnie nam – odpowiedziała siostra Grześka.
- No tak – powiedziałam i również podniosłam się z krzesła.
Para pożegnała się z naszymi przyjaciółmi i weszli do salonu, a ja za nimi. Kamila pognała na górę, a Zbyszek został ze mną na dole.
- Powiedziałem jej wszystko o Gośce – mruknął i oparł się o barek.
- I jak zareagowała? - zapytałam stając naprzeciw.
- W sumie to nawet dobrze...
- To dlaczego masz taką minę? - spytałam.
- Bo później mi to wypomniała – powiedział cicho.
- Co zrobiła? - zdziwiłam się na jego słowa.
- Zwróciłem jej uwagę, że lekko przesoliła zupę, a ta na to, że mam iść do Gośki, to pewnie będzie lepsza.
- Nie wierzę – mruknęłam i również oparłam się barek.
- Ja też nie, ale tak było – skrzywił się.
- Pogadać z nią? - zapytałam i złapałam go za rękę.
- Nie – pokręcił głową. - Sam to dzisiaj zrobię.
- Jesteśmy gotowe – powiedziała Kamila schodząc z góry z małą Julką na rękach.
Uśmiechnęłam się ciepło do Zbyszka i puściłam jego dłoń, bo nie daj Boże Kamila mogłaby sobie coś pomyśleć. W salonie pojawił się również Grzesiek.
- Cieszę się, że wpadliście – uśmiechnął się.
- My też – Zibi odwzajemnił uśmiech. - Pięknie tu macie i uważajcie, bo czasem mogę wpaść z niezapowiedzianą wizytą – zaśmiał się.
- Zapraszamy – oświadczył środkowy.
- Dzięki za świetną imprezę – odezwała się Kamila i uśmiechnęła się w naszą stronę.
- Polecamy się na przyszłość – uśmiechnęłam się.
Zbyszek ruszył w stronę drzwi, a my za nim.
- Gdybyście potrzebowali jakiejś pomocy, to dzwońcie – powiedział ZB9, kiedy byli razem z Kamilą już przy samochodzie, a my staliśmy przy bramie.
- Jasne – odparliśmy oboje w tym samym czasie.
Siostra Grześka zapięła bezpiecznie Julkę i odwróciła się w naszą stronę.
- Jeszcze raz dzięki – uśmiechnęła się. - Cześć – pomachała i zamknęła tylne drzwi.
- Ja też – uśmiechnął się Zbysiu. - Na razie – otworzył drzwi kierowcy.
- Trzymajcie się – pomachałam na pożegnanie, a po sekundzie atakujący zamknął drzwi auta.
Patrzyliśmy z Grześkiem na samochód, póki nie zniknął z naszego pola widzenia.
- Zbyszek ci coś powiedział, prawda? - zapytał środkowy obejmując mnie ramieniem.
Westchnęłam głęboko i kiwnęłam głową.
- Rozumiesz, że Kamila wypomniała mu Gośkę? - zadarłam głowę, aby na niego spojrzeć.
- Powiedział jej o wszystkim?
- Powiedział, a później, kiedy zwrócił jej uwagę, że trochę przesoliła zupę, a ta mu na to, że Gośka mu zrobi lepszą...
- Nie fair – powiedział i oparł brodę na mojej głowie. - Myślisz, że przez to dzisiaj na początku była taka dziwna w stosunku do nas?
- Moim zdaniem, to Zbyszek się tak powinien zachowywać, a nie ona – mruknęłam pod nosem.
- Wyjaśnią sobie wszystko i będzie jak dawniej.
- A tobie co powiedziała dzisiaj, po tym jak poszłam zresztą na górę? - zapytałam odwracając się w jego stronę.
Westchnął głośno.
- Pytała, czy aby na pewno wszystko dogłębnie przemyślałem.
- W stosunku do mnie – powiedziałam pewnym głosem.
- Tak, w stosunku do ciebie i do tego wszystkiego. Nie przejmuj się tym – uśmiechnął się lekko i pocałował mnie w czoło. - Powiedziałem jej, żeby zajęła się swoim życiem, a nie wpieprzała w cudze i raczej zrozumiała, bo nie chodziła już jak naburmuszona kaczka...
Zaśmiałam się cicho.
- No co? - zapytał.
- Naburmuszona kaczka? - spytałam lekko się śmiejąc. - Chyba kwoka.
- Nieważne – machnął ręką. - Wracamy? - zapytał kiwając głową w stronę domu, po czym wyciągnął swoją dłoń.
Kiwnęłam głową i ujęłam jego dłoń z lekkim uśmiechem.
Wracamy do własnego domu...


No cześć! :)
Jak tam w szkole w drugim tygodniu? Zmęczeni? Zawaleni kartkówkami, zadaniami itp.? ;p
9 DNI DO MIESTRZOSTW EUROPY! Radujmy się ;D
Mam do Was maleńkie pytanko... Macie jakiś cytat lub cytaty, które są Waszymi ulubionymi? Byłabym wdzięczna za odpowiedź :)
Pozdrawiam ;* 

niedziela, 8 września 2013

Osiemdziesiąt cztery

- Gotowa? - zapytał Grzesiek, kiedy staliśmy w przedpokoju.
Kiwnęłam głową z uśmiechem, a on nacisnął klamkę. Drzwi ustąpiły i zaczęły powoli się otwierać. Kątem oka widziałam stojących Krzyśka z Iwoną, a po chwili ujrzałam całą nasza bandę. Ich min nie da się opisać. Zdziwienie i to ogromne.
- O ja cię pierdzielę – usłyszałam głos Zbyszka.
- No siema! - krzyknęłam do nich i razem z Grześkiem pomachaliśmy do nich.
- To... - Krzysiu wskazał na dom. - To wasze...?
- Jasne, że nasze! - krzyknął mój środkowy. - Co tak stoicie?! Wchodźcie! - przywołał ich gestem ręki.
Zaśmiałam się cicho i zbiegłam po schodkach, po czym doleciałam do ogrodzenia.
- Zapraszam – otworzyłam furtkę i zaprosiłam ich gestem ręki.
Alka razem z Piotrkiem wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a Zbyszek otworzył drzwi samochodu i wyciągnął małą Julkę z fotelika.
- Jak wyście to wszystko...? - zapytała Iwona.
- Normalnie – uśmiechnęłam się szeroko. - No wchodzicie, czy tak będziemy tutaj stać?
Sebastian ruszył jako pierwszy z całej bandy. Jak ja kocham tego chłopca! Po nim przez furtkę weszła uradowana Dominika, a po niej jej rodzice. Po Ignaczakach na podwórku zawitali również Piotrek z Alką oraz Kamila i Zbyszek z małą Julcią na rękach.
- Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz? - zapytałam siostry Grześka.
- Po prostu jestem zdziwiona – odparła i przeniosła wzrok na dom.
- Wchodźcie – wskazałam im drzwi.
Ciągle zdziwieni weszli do domu.
- Czego się napijecie? - zapytałam wychodząc przed szereg.
- Czegoś zimnego – powiedziała Kamila rozglądając się uważnie.
- Robi się – uśmiechnęłam się i wpadłam do kuchni.
W salonie pojawił się uśmiechnięty Grzesiek.
- I jak wam się podoba? - zapytał.
- Kiedy wyście to wszystko...? - zapytał Krzysiu i ogarnął ręką całe pomieszczenie.
- Powiedzmy, że ja zacząłem, a wspólnie skończyliśmy – odparł uradowany.
- Czyli, że go nie kupiliście? - odezwała się Ala.
Brązowooki pokręcił przecząco głową, a ja zaczęłam rozlewać zimny sok do szklanek.
- To czekaj – Piotruś pokręcił głową. - Ty zacząłeś budowę kiedy?
- Kilka dni przed Igrzyskami.
- A ty od kiedy wiesz? - zapytał wpatrując się we mnie.
- Dowiedziałam się jakoś w listopadzie – odpowiedziałam.
- Dlaczego nam o niczym nie powiedziałeś? - spytał Zbyszek.
- A czym się miałem chwalić? - Grzesiek spojrzał na niego. - Tym, że coś mi odwaliło i zacząłem budować dom, a nie miałem żony, czy dziewczyny?
- No dobra, a kiedy zaczęliście być razem... - brnął Zibi.
- Woleliśmy was zaprosić już na gotowe – odpowiedziałam i zakręciłam sok, po czym wzięłam dwie szklaki w ręce. - Co by zmieniło to, że wiedzielibyście wcześniej? - zapytałam i podałam jedną szklankę Kamili, a drugą Ali.
- Pomoglibyśmy wam jakoś, to wszystko ogarnąć – odparła Iwonka.
- Jak widzisz, świetnie daliśmy sobie radę – odparł jej z uśmiechem Grzesiek i oparł się o barek, a ja podałam kolejne dwie szklanki naszym gościom.
- Rodzice wiedzą? - Kamila wbiła w niego wzrok.
- Wiedzieliśmy tylko my – środkowy wskazał na siebie i na mnie.
- Jest bardzo ładnie – wtrącił się Sebastian.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko i przybiłam żółwika.
- Nie możesz mieć takiego podejścia jak on? - Grzesiek zapytał swojej siostry, a ona zmierzyła go swoim wzrokiem.
- Dobra, koniec! - zarządziłam, ponieważ atmosfera zrobiła się niezbyt przyjemna. - Kto chce obejrzeć górę, zapraszam – uśmiechnęłam się i wskazałam schody.
- Będę pierwsza! - uradowała się Dominika i wbiegła po schodach.
Uśmiechnęłam się do Ignaczaków, Piotrka, Olki oraz Zbyszka i Kamili, ale ta ostatnia jako jedyna nie odwzajemniła uśmiechu. Wpatrywała się tylko w Grześka.
Wszyscy oprócz niej i Kosoka ruszyli na górę.
- Jestem z ciebie dumny – Igła objął mnie jednym ramieniem, kiedy jako ostatni wchodziliśmy na górę.
- Dzięki – zaśmiałam się.
- Twoi rodzice zapewne też by byli – cmoknął mnie w skroń.
- Tak myślisz? - podniosłam na niego wzrok.
- Jasne – uśmiechnął się. - No, pani domu – stanęliśmy na górze. - Prowadź.
Uśmiechnęłam się szeroko i otworzyłam pierwsze drzwi.

- O co ci znowu chodzi? - zapytał cicho Grzesiek.
- Zastanowiłeś się nad tym dogłębnie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie jego siostra.
- Nad czym? Nad budową tego domu? - uniósł do góry brwi.
- Nad tym, czy chcesz zamieszkać tutaj z Emilką.
- Że co? - siatkarz wybałuszył na nią oczy.
- Dokładnie to co słyszałeś. Jesteście ze sobą od grudnia, a już macie wspólny dom! Nie za szybko to wszystko sobie poukładaliście? - nie spuszczała z niego wzroku.
- Ja się mieszam w sprawy twoje i Zbyszka?
- To całkiem inna sytuacja – odparła.
- Jaka inna, co? - podszedł do niej. - Jestem z Emilką szczęśliwy, a ona jest szczęśliwa ze mną, tak trudno ci w to uwierzyć, czy znowu cię coś ugryzło?
- Nic mnie nie ugryzło – warknęła. - Uczuć do Kaśki też byłeś taki pewny...
- Nie porównuj Emilki do Kaśki! - podniósł głos. - Wstydziłabyś się, wiesz? - spojrzał jej głęboko w oczy. - Ona tyle dla ciebie zrobiła. Pojechała po ciebie do Katowic, zajmowała się Julką, kiedy ty latałaś na randki z Zibim. Ona ci ufa i traktuje jak przyjaciółkę, a ty wyjeżdżasz z takim czymś – pokręcił z niedowierzaniem głową. - Pamiętasz jak mówiłaś, że kiedy zawsze jesteś szczęśliwa, to wszystko musi się spieprzyć? - uniósł do góry jedną brew. - Może to ty wszystko psujesz? Bo teraz wszystko na to wskazuje.
Minął ją i ruszył w kierunku schodów.
- A i jeszcze jedno. Nie wpieprzaj się w cudze życie, masz swoje, więc zajmij się nim – powiedział i wbiegł po schodach.
Kamilę całkowicie wbiło w podłogę, na której stała. Nie poznawała swojego brata. Nigdy z taką stanowczością w głosie do niej nie mówił. Bronił Emilki jak lwica młodych. Zrozumiała wtedy, że on naprawdę ją kocha i nie pozwoli jej skrzywdzić. Lubiła blondynkę i Grzesiek miał rację, nie powinna o niej tak mówić. Ona też traktowała ją jak przyjaciółkę i nie chciała, aby coś się zmieniało. W sumie to pierwszy raz w życiu widziała, żeby jej brat był taki szczęśliwy. Uśmiech nie schodził mu prawie wcale z twarzy, we wszystkim widział pozytywne strony. Emilka pomogła mu uwidocznić, to wszystko, co skrywał od bardzo dawna i powinna być jej za to wdzięczna, a nie wyskakiwać z takimi tekstami. Jeszcze dzisiaj! Czuła się głupio, więc postanowiła, że szybko przeprosi Grześka i przestanie się czepiać.
Westchnęła głęboko i przymknęła oczy. Potrzebne jej były te słowa. I musiała zgodzić się z bratem. Ma swoje życie, więc lepiej żeby nim się zajęła. Chyba będzie musiała zrobić, to jak najszybciej, bo i tak już przesadziła z zaborczością w stosunku do Zbyszka. Nikt oprócz nich nie wiedział, że ich związek przechodził teraz burzliwy moment i to przez Kamilę. Niepotrzebnie wypomniała mu związek z Gośką.
- Ale to słone – skrzywił się Zbyszek, kiedy wczoraj próbował jej zupy.
- To zrób lepiej – wzruszyła ramionami.
- Dobrze wiesz, że nie potrafię – zaśmiał się.
- To uśmiechnij się do Gośki – odparła, a po chwili usłyszała trzask zamykanych drzwi i aż podskoczyła.
To właśnie wtedy zrobiła najgorsze co mogła. Niepotrzebnie mu przypomniała o Gośce. Opowiedział jej o wszystkim, nawet o liście, który dostał od niej poprzez Emilkę. Otworzył się przed nią, powiedział prawdę, a ona użyła tego przeciwko niemu.
- Czas wszystko naprawić – westchnęła głośno i ruszyła na górę, gdzie Emilia oprowadzała gości.
Tylko czy mi się to uda?



To co, Memoriał i po Memoriale ;D Polacy zapewnili sobie zwycięstwo w tym turnieju z czego możemy być dumni! I jak widać, forma powraca! ;D
Piątek:
Polska 3:1 Holandia (26:28, 25:22, 25:15, 25:18)
Sobota:
Polska-Niemcy 3:0 (25:19 25:21 25:19)
Niedziela:
Polska - Rosja 1:3 (19:25, 20:25, 25:22, 18:25)
Tak plasują się nagrody indywidualne:
Najlepszy atakujący: Nikolay Pavlov
Najlepszy blokujący: MARCIN MOŻDŻONEK!
Najlepszy zagrywający: Dimitriy Muserskiy
Najlepszy przyjmujący: MICHAŁ KUBIAK!
Najlepszy libero: PAWEŁ ZATORSKI!
Najlepszy rozgrywający: Sergey Grankin
MVP turnieju: Nikolay Pavlov
Wczoraj niesamowita akcja z tortem Damiana ;D No i niech ktoś mi powie, jak tu ich nie kochać?! ;D Dla wczorajszego solenizanta najlepsze życzenia, jeszcze raz :)
Co do meczu dzisiejszego stwierdzam fakt, iż
Spiridonov i jego psychika daje na prawdę dużo do myślenia...
Teraz zostaje nam czekać na ME, które już 20 września :)
pozdrawiam ;* 

czwartek, 5 września 2013

Osiemdziesiąt trzy

Po niedzielnej fecie na rzeszowskim rynku, zawitałam wreszcie do swojego mieszkania. Po tym jak wróciliśmy z Kędzierzyna, Kamila pojechała do mieszkania Zbyszka, Alka wróciła razem z Piotrkiem, a ja znalazłam się u Grześka. Nieprzespana i pełna wrażeń noc szybko dała się we znaki, więc nawet nie wiem, czy minęła minuta, a już spałam wtulona w silne ramiona siatkarza. Dobrze, że Grzesiek nastawił budzik tak, abyśmy nie spóźnili się na powitanie na rynku. Kibice jak zwykle nie zawiedli, co cieszyło każdego.
Kiedy zostało zrobionych mnóstwo zdjęć i każdy był zadowolony, z wielką ulgą usiadłam w fotelu w swoim mieszkaniu z laptopem na kolanach. Zrzuciłam wszystkie zdjęcia z aparatu, wybrałam najlepsze oraz takie, które nadawały się na widok publiczny i wrzuciłam na oficjalną stronę rzeszowskiego klubu, a także na fanpage na Facebooku.
Wyłączyłam komputer i ruszyłam pod prysznic. W łazience siedziałam niecałe dziesięć minut, a potem wylądowałam w swoim łóżku. Zasypiałam sama, ale kiedy się obudziłam, obok mnie leżał wpatrzony we mnie Grzesiek.
- Co ty tu robisz? - zapytałam prawie nie otwierając oczu. - Która w ogóle jest godzina?
- Odpowiadając na twoje pierwsze pytanie: leżę sobie, a na to drugie... - spojrzał na zegarek, który założony miał na prawym nadgarstku. - Jest dwudziesta.
- Możesz jakoś rozwinąć odpowiedź na to pierwsze pytanie? - spytałam uśmiechając się.
- Nudziło mi się samemu w mieszkaniu – odpowiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- A Kamila?
- Jadą dzisiaj ze Zbyszkiem po małą do Katowic – poinformował mnie.
- Aaaa...
Ależ inteligenta odpowiedź, Em!
- Mam sobie iść? - zapytał.
- Co?! - otworzyłam natychmiast oczy. - Nie!
Zaśmiał się cicho.
- Ty masz nigdy nie odchodzić – przytuliłam się do niego mocno. - Nigdy.
Poczułam jeszcze jak całuje mnie w czoło i ponownie odpłynęłam do krainy snów.

Przez następne sześć dni byliśmy nieuchwytni dla przyjaciół. Każdy z tych dni spędzaliśmy w domu, gdzie przywożono nowe meble oraz na chodzeniu po sklepach, aby wybrać firanki, naczynia i różne duperele.
- Ciemno zielone, jasno zielone? - zapytałam podnosząc dwa talerze.
- Jasne – uśmiechnął się i wskazał na talerz, który trzymałam w prawej dłoni.
O takie rzeczy prawie wcale się nie kłóciliśmy i byliśmy z tego faktu zadowoleni. Nie ma niepotrzebnych awantur.
- Jak spakujesz rzeczy ze swojego mieszkania, żeby Kamila nie widziała? - zapytałam, kiedy odstawiłam mopa, którym już czwarty raz ścierałam podłogę w salonie.
- W zasadzie, to najpotrzebniejsze rzeczy mam już spakowane... - podrapał się po głowie. - W niedziele można ich zaprosić na grilla, a w poniedziałek przywieść książki, płyty i tak dalej – zaproponował.
- Całkiem niezły pomysł – uśmiechnęłam się i usiadłam na żółtej kanapie. - Ciekawa jestem ich min – zaśmiałam się.
- O tak, to będzie ciekawe – zaśmiał się również i usiadł obok mnie obejmując jednym ramieniem.
- Kurcze, mamy własny dom – powiedziałam nagle wpatrując się w jedno z okien.
- Tak, tak mamy – kolejny raz Grzesiek się zaśmiał, po czym pocałował mnie delikatnie w skroń.
Lepiej sobie tego wyobrazić nie mogłam...

Nadeszła niedziela, co równało się tym, że dzisiaj pierwszą noc spędzimy pod naszym nowym dachem i tym, że nasi przyjaciele dowiedzą się o wszystkim.
Od godziny jedenastej stałam już w nowej kuchni i przygotowywałam potrawy na grilla oraz kilka sałatek. Na godzinę piętnastą wszyscy mieli się już zjawić. Przez chwilę miałam w głowie rozmowy z nimi z dnia wczorajszego, kiedy dzwoniliśmy razem z Grześkiem.
- Gdzie to jest? - dziwił się Zbyszek.
- A taka mała wioska pod Rzeszowem – odpowiedziałam mu z uśmieszkiem.
- W jakim celu mamy tam się spotkać?
- Niespodzianka – powiedział Grzesiek. - Punkt piętnasta masz tam być razem z Kamilą i Julką. Cześć – pożegnał się z uśmiechem i zakończył połączenie.
- Dobra, będziemy, ale po co? - dopytywał się Piotrek.
- Niespodzianka – powiedziałam miłym głosem. - Godzina piętnasta, pamiętajcie.
- Co wy wykombinowaliście? - zastanawiał się Igła.
- My? - zdziwił się Grzesiek. - Nic, a nic. Po prostu zabierz Iwonę razem z dzieciakami i przyjeżdżajcie – powiedział stanowczym głosem.
Pokręciłam głową i lekko się uśmiechnęłam. Miałam własny dom, do którego już od dzisiaj będę wracać codziennie. Ciężko w to wszystko było uwierzyć, ale to właśnie się działo. Nie będzie już małego mieszkania... Nie będzie wścibskich sąsiadów, brudnej klatki schodowej. Będę zasypiała obok Grześka i obok niego będę się budziła, więc będzie dobrze. Musi być.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Kuchnia z jednym oknem, przez które widać było taras oraz kawałek ogrodu. Ściany koloru kawy z mlekiem. Duży blat, który zawalony był teraz warzywami oraz mięsem i kuchennymi sztućcami. Z lewej strony półka, na której już jutro stać będą książki kucharskie, które miałam po mamie oraz mój zeszyt z przepisami. Na parapecie stały już w małych doniczkach, bazylia, majeranek i zaczynał rosnąć szczypiorek. W rogu na lewo od okna znajdował się zlew, a obok zlewu płyta indukcyjna, okap oraz stała lodówka. Przy wyjściu był też mały barek, a naprzeciw barku, wbudowana w ścianę mikrofala, piekarnik oraz jedna, duża szuflada. Pomiędzy barkiem a tymi urządzeniami było duże przejście, aby nikt przypadkiem nie poparzył się, kiedy coś będzie piekło się w piekarniku. Nad barkiem wisiały dwie szafki, w których poukładane były już, w jednej kubki i filiżanki, w drugiej szklanki oraz kieliszki.
Kiedy wychodziło się z kuchni po lewej stronie miało się kilka długich półek, na których zamierzaliśmy postawić medale Grześka, płyty, książki. Zrobić podobną ścianę, jak ta, którą środkowy miał u siebie w mieszkaniu. Obok tej ściany znajdował się nieduży kominek, w którym siatkarz obiecał palić na jesień. Na lewo od kuchni znajdował się wykusz, w którym stał już duży okrągły stół, a wokół niego osiem krzeseł. Do tego wyjście na taras oraz trzy okna, a na parapetach kwiatki, które zdążyłam przywieść z mojego mieszkania. I wreszcie salon. Pomalowany na ciepły, zielony kolor, a do tego białe firanki z zielonymi wstawkami. Pod ścianą w rogu stał już telewizor, a pod nim rozciągała się jedna półka, która ciągnęła się przez długość dziewięciu metrów. Pod oknem, na wprost telewizora stał duży fotel w czarnym kolorze. Obok niego, w niedużej odległości długa kanapa, a obok niej, kolejny fotel.
Przestąpiłam kilka kroków w lewo, czyli w stronę wyjścia z salonu. Długie, dębowe schody, które wchodziły tylko w jeden zakręt, a potem już tylko góra do dyspozycji. Po odwróceniu się na pięcie i przestąpieniu kilku kroków we wnęce po prawej stronie, znajdowała się szafa z lustrem, a naprzeciw drzwi do łazienki, która wyłożona była białymi kafelkami ze złotymi zdobieniami. Kiedy spojrzało się w lewo, widziało się drzwi, które wiodły do przedpokoju, gdzie po lewej stronie wchodziło się przez drzwi do kotłowni, a po prawej wisiało wąskie lustro, które rozciągało się przez całą prawą ścianę.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i wróciłam do kuchni.
- Mogę już rozpalać tego grilla?! - usłyszałam krzyk Grześka z góry.
- Jasne! - odkrzyknęłam i spojrzałam na zegarek, który miała wbudowana mikrofalówka. Na dotarcie tutaj mieli jeszcze pół godziny, więc zaczęłam trochę sprzątać w kuchni.
Po chwili usłyszałam jak środkowy zbiega po schodach, a dwie sekundy później był już w kuchni. Cmoknął mnie w policzek, zgarnął kawałek żółtej papryki z deski i wyszedł przez drzwi balkonowe na taras.
Pogoda była wprost idealna na imprezę ogrodową. Byłam strasznie zadowolona, że minęły trzy najgorsze miesiące, czyli styczeń, luty i marzec. Nigdy nie lubiłam tych miesięcy i prędka do polubienia nie byłam.
Kiedy było już trochę ogarnięte, wbiegłam po schodach na górę i ruszyłam się przebrać.

Punktualnie o czternastej trzydzieści samochody Piotrka oraz Zbyszka, zaparkowały pod bramą Ignaczaków. Po chwili z domu wyłoniła się cała rodzina libero.
- Siema! - przywitał się Igła podchodząc, aby otworzyć bramę.
- No cześć! - z samochodów wysiedli Nowakowski i Bartman, każdy w okularach przeciwsłonecznych.
- Wiecie coś na temat tej całej niespodzianki? - zapytał Krzysiek i otworzył bramę, tak aby jego żona mogła spokojnie wyjechać.
- Mieliśmy pytać o to samo – powiedział Zbyszek.
- Co oni wykombinowali? - zastanawiał się środkowy.
- Dowiemy się, jak zobaczymy – odarł libero. - Aż się boję.
- Wie ktoś w ogóle jak tam dojechać? - spytał Piotrek.
- Wbiłem w nawigację, więc jedźcie za mną – odpowiedział Igła.
Skinęli mu głową i wrócili do swoich samochodów. Usunęli się z podjazdu i czekali aż Iwona wyjedzie z podwórka, a Krzysiek zamknie bramę i zasiądzie na fotelu kierowcy, który zdążyła już zwolnić mu jego żona.
- Igła wam coś powiedział? - zapytała Ala.
- Sam nic nie wie – odpowiedział jej blondyn i ruszył ruszył za oddalającym się autem Krzyśka.
- Ciekawi mnie strasznie, co oni wykombinowali – uśmiechnęła się pod nosem dziewczyna. - Znając Emilkę, to pewnie szczena nam opadnie.
- I to do samej ziemi – dopowiedział środkowy.
Szybko opuścili Rzeszów i skierowali się tam, gdzie poprowadziła ich nawigacja. Kiedy wjechali do wioski, Iwona zaczęła się po niej bacznie rozglądać, podobnie jak Zbyszek z Kamilą i Piotrek z Alką.
- Zaczynam się bać – zaśmiała się żona libero.
- Robi się ciekawie – skomentował libero skręcając w lewo, w prawie polną drogę.
Przejechali dobre osiemdziesiąt metrów i samochód Krzyśka się zatrzymał.
- O ja cię pierdzielę – mruknął libero pod nosem patrząc na nowo wybudowany dom.
Wszyscy wyskoczyli ze swoich samochodów i zebrali się obok pojazdu Ignaczaków.
- Pewny jesteś, że to dobry adres? - zapytała Kamila patrząc na nowy budynek.
- Taki mi podała Emilka – odparł najniższy siatkarz ciągle wpatrzony w domek.
Piotrek ze Zbyszkiem nawet ściągnęli okulary przeciwsłoneczne, aby lepiej się temu wszystkiemu przyjrzeć. Dla każdego z nich był to widok zadziwiający. Czy to możliwe, żeby Emilka z Grześkiem wybudowali lub kupili dom?
- Zadzwonię do Kosy – powiedział Nowakowski i szybko wyciągnął telefon z kieszeni spodni. - Może Emilka pomyliła się z tym adresem?
Środkowy przykładał już telefon do ucha, ale ręka mu zamarła, ponieważ zauważył jak drzwi domu pomału zaczynają się otwierać...





No, nareszcie jutro piątek ;D Jak tam w szkole, kochani? :) A tak w ogóle, kto z Was do jakiej poszedł klasy? ;p Przepraszam, że pytam, ale jestem po prostu ciekawa ;p
Słuchajcie, dzięki za wszystkie listy, które od Was dostałam! :) Dawno o tym nie pisałam, bo po prostu wylatywało mi to z głowy, przepraszam ;)
Nie zapomnijcie, że jutro zaczyna się Memoriał Huberta Jerzego Wagnera :) Jutro zmierzymy się z reprezentacją Holandii, w sobotę z Niemcami, a w niedzielę z Rosjanami :) DO BOJU POLSKO! ;D
pozdrawiam ;* 

poniedziałek, 2 września 2013

Osiemdziesiąt dwa

  Nadszedł dzień meczu o wszystko. Dwudziesty kwiecień, kędzierzyńska hala i dwie drużyny, które walczą o zdobycie tytułu Mistrza Polski. Każdy zawodnik, trener, każda osoba ze sztabu wiedziała, że jest to ostatni mecz w tym sezonie, kolejnego nie będzie. Dzisiaj zakończy się sezon Plus Ligi...
- Macie obronić ten tytuł, bo inaczej śpisz na kanapie – wyszczerzyłam się do Grześka, kiedy jechaliśmy autokarem na halę.
- Uuu... - odezwał się siedzący za nami Krzysiu. - Chłopaki! Trzeba to wygrać, bo Kosa będzie spał na kanapie! - ryknął na cały autobus, a zawodnicy zaczęli się śmiać.
- Oj Kosa, Kosa – westchnął Piotrek. - Nie masz ty łatwo z tą Emilką – położył mu dłoń na ramieniu i zrobił teatralną minę.
- No nie mam, nie mam – pokręcił głową Grzesiek śmiejąc się cichutko.
Palnęłam go w ramię.
- Za co to? - zdziwił się.
- No przecież nie masz ze mną lekko – uśmiechnęłam się promiennie.
Cały autobus ponownie zaczął się śmiać.
Kiedy dojechaliśmy na halę, każdy rozszedł się w swoją stronę. Jak zwykle pognałam za Mieszkiem, aby pomóc mu rozłożyć się ze sprzętem, a zawodnicy udali się do szatni.
Po dziesięciu minutach na boisku pojawili się siatkarze obu drużyn i zaczęli rozgrzewkę, a ja w tym czasie przygotowałam swój sprzęt, po czym zaczęłam robić zdjęcia. Rozgrzewający się zawodnicy, kibice w barwach swojego ukochanego klubu, ustalający coś sztab szkoleniowy – to wszystko można zobaczyć było na stu pierwszych zdjęciach.
Jestem w swoim żywiole!
- Em! - usłyszałam krzyk Grześka i szybko odwróciłam się na pięcie.
- Pamiętasz, co mówiłam, prawda? - spytałam z uśmiechem.
- Pamiętam – zaśmiał się. - Cały skład pamięta.
Przytulił mnie mocno i równie mocno, jak i namiętnie pocałował.
- Powodzenia – powiedziałam i jeszcze raz go pocałowałam.
Kiedy oderwaliśmy się od siebie, odwróciłam go tyłem do mnie i sprzedałam solidnego kopniaka w tyłek.
- Powodzenia! - krzyknęłam i cmoknęłam go w policzek. - Kocham cię – szepnęłam patrząc prosto w czekoladowe tęczówki.
Puściłam mu perskie oczko i szybko ulotniłam się z zajmowanego wcześniej miejsca.
Po kilkunastu minutach na boisko wbiegły już szóstki. Zaczynali rzeszowscy zawodnicy. Z dwójką – Paul Lotman, z czwórką – Piotr Nowakowski, z piątką – Lukas Tichacek, z szóstką – Grzegorz Kosok, a z mojego gardła wydobywa się głośny okrzyk. Z siódemką, kapitan zespołu – Olieg Achrem! Trybuny szaleją! Z numerem dziewiątym – Zbigniew Bartman, a na libero oczywiście z numerem szesnastym – Krzysztof Ignaczak! Po chwili zaprezentowała się drużyna z Kędzierzyna. Z czwórką – Antonin Rouzie, z numerem piątym kapitan zespołu – Paweł Zagumny, dalej z ósemką – Jurij Gladyr, z dziewiątką – Łukasz Wiśniewski, z numerem dwunastym Felipe Fonteles! Na widok tego zawodnika, niesamowite oklaski. Na boisku również pojawił się gracz z numerem szesnastym – Michał Ruciak, a na libero z numerem piętnastym nie kto inny jak Piotr Gacek!
Zaczynamy od naszej zagrywki. Jest przyjęcie w zespole z Kędzierzyna i Wiśniewski w kontrze. Punkt dla Zaksy. Michał Ruciak psuje zagrywkę i mamy remis. Zagrywka po naszej stronie, także i punkt, po autowym ataku Antka. Bartman wybija po rękach i mamy trzy do jednego dla Rzeszowa. Zakrywa Grzesiu, który psuje zagrywkę.
Pokręciłam z dezaprobata głową i pstryknęłam jedno zdjęcie.
Skuteczna, tak zwana „Wiśniówka” i mamy po trzy. Kiwka Bartmana i prowadzimy jednym punktem. W kolejnej akcji Fonteles obtarty po bloku. Rzeszowscy kibice zadowoleni. Kolejna akcja, tym razem Brazylijczyk skuteczny. Zepsuta zagrywka Francuza i prowadzimy sześć do czterech. Kolejna akcja i skuteczny atak Antonina Rouzie. As serwisowy Fontelesa i mamy remis, po sześć. Potrójny blok powstrzymuje atak Zbyszka. Następna akcja i Bartman ponownie złapany. Przerwa techniczna, na której prowadzą Kędzierzynianie osiem do sześciu.
Po krótkiej przerwie Fonteles zdobywa punkt bezpośrednio z zagrywki. Kolejna zagrywka, tym razem zepsuta i mamy dziewięć do siedmiu. Piter bezpośrednio z zagrywki i Zaksa prowadzi już tylko jednym punktem! Kolejna akcja skończyła się również punktem dla nas, ponieważ po stronie Kędzierzynian wyłapano błąd, jakim było przejście dołem. Mamy remis! Rouzier obija blok. Gladyr serwuje w aut. Kolejna akcja, Ruciak blok – aut! Kosok ze środka!
Kolejny mój uradowany krzyk.
Fonteles atakuje z szóstej strefy i mamy wynik dwanaście do jedenastu dla Zaksy. Zagumny nie zdążył odebrać piłki i mamy remis. Kolejną akcję zakończył Wiśniewski. Skuteczna kiwka gracza Zaksy z numerem dwunastym. Dwa punkty przewagi, ale nie na długo, ponieważ Zbyszek atakuje po bloku. Kolejna akcja również dla nas dzięki kapitanowi (blok – aut). Mamy remis! Czternaście do czternastu. Zbyszek psuje zagrywkę. Fonteles w ataku i mamy pierwszą wideoweryfikację w tym meczu. Przy bloku kędzierzynian nie było dotknięcia siatki, więc punkt dla gospodarzy i przerwa techniczna, na której prowadzą dwoma punktami.
- Żyjesz jeszcze? - dopadła mnie Kamila.
- Żyję, żyję – uśmiechnęłam się i pstryknęłam jej zdjęcie. - Widziałaś Dzika i Monikę? - zapytałam.
- Nie – pokręciła głową.
- No siema dziewczynki! - rzuciła się na nas Alka.
- Siema, siema – przywitałyśmy się uradowane.
- Grzesiek się musi wziąć do roboty – zaśmiała się dziewczyna Piotrka patrząc na tablicę. - Bo ta kanapa coraz bliżej.
- Jaka kanapa? - zdziwiła się Kamila.
- Zbyszek nic ci nie mówił? - zdziwiła się Alka.
Pokręciła przecząco głową.
- Jak nie obronią tytułu, to twój brat śpi na kanapie – zaśmiała się. - Z rozkazu tej oto pani – wskazała na mnie.
Kamila dziwnie na mnie spojrzała.
- Rozpraszacie mnie w pracy! - krzyknęłam na nie. - Na miejsca i kibicować, a nie! - wyszczerzyłam się.
Alka zaczęła mnie przedrzeźniać, ale szybko zniknęły z pola mojego widzenia.
Po przerwie atak Achrema po bloku. Przesunięta krótka, myli się Gladyr i mamy po szesnaście. Achrem psuje serwis, po chwili to samo robi zawodnik Zaksy z numerem dwunastym. Ruciak w skutecznym ataku, po chwili kolejny punkt również dla gospodarzy dzięki Fontelesowi. O czas prosi selekcjoner rzeszowskiej drużyny, a po niej długa akcja i punkt dla nas zakończony blokiem! Zablokowany Bartman. Na boisku pojawia się Grzegorz Pilarz, a schodzi kapitan Zaksy. Grzesiu ze środka, daje nam to wynik 19:20 dla gospodarzy.
Zadowolony krzyk wydobywa się z mojego gardła po udanej akcji zawodnika z numerem szóstym drużyny z Rzeszowa.
Mogłam wziąć jakieś tabletki na gardło...
Wraca Zagumny. W Resovi pojawił się za Lotmana, Perłowski - na zagrywkę. Niestety Łukasz myli się. Wraca amerykański przyjmujący. Kolejna udana akcja ze strony Grześka, a także udany mój krzyk. W aut atakuje kapitan rzeszowskiego klubu, ale w kolejnej akcji zdobywamy punkt dzięki Piotrkowi. Zaksa prowadzi już tylko jednym punktem. Czas dla Castellaniego. Po przerwie punkt wędruje do gospodarzy z winy Pitera, ponieważ przełożył ręce utrudniając rozegranie Gumie. Tym razem o czas prosi Kowal. Kolejna akcja, wideoweryfikacja... Dotknięta siatka w drużynie z Kędzierzyna, punkt dla nas! Fonteles ponad blokiem w aut! Mamy remis! 23:23! Czas dla Zaksy. W kolejnej akcji Igła rewelacyjnie broni atak francuskiego atakującego, ale Lotman w tym samym czasie wpada w siatkę i punkt wędruje do gospodarzy. Fonteles myli się na zagrywce i mamy dwadzieścia cztery do dwudziestu czterech! Zmiana w Resovi. Schodzi Tichacek, a w jego miejsce pojawia się niemiecki atakujący. Rouzier atakuje w aut, wideoweryfikacja i decyzja podtrzymana!
Kończcie to, bo zaraz mi serce wyskoczy z piersi!
Michał Ruciak z lewego skrzydła i remis. Akcja – przepychanka, punkt dla Zaksy. Ruciak atakuje po bloku. Wideoweryfikacja... Decyzja utrzymana, punkt dla Resovi, mamy remis! Samoasekuracja Bartmana!
Ostatni! Błagam!
Zbyszek kończy seta! Niesamowity krzyk i głośne oklaski!
W trakcie przerwy dopadłam Dzika i Monikę.
- I jak wam się podoba? - zapytałam i pstryknęłam im zdjęcie.
- Super – wyszczerzył się Kubiak.
- W następnym sezonie, to Jastrzębie ma grać o mistrzostwo – powiedziałam twardym tonem, a Monika przybiła mi żółwika.
- Zgadzam się – uśmiechnęła się.
- Nie masz wyboru – zaśmiałam się.
- I weź tu człowieku zadowól dwie piękne kobiety – pokręcił teatralnie głową.
- Weź, bo się zaczerwienię! - powiedziałam aktorsko i zaczęliśmy się śmiać.
Następny set rozpoczął skutecznie Wiśniewski. Kolejna akcja i nieporozumienie w rzeszowskim zespole.
- Ruszać tyłki, jest dwa zero! - mruknęłam pod nosem trzymając mocno aparat.
Bartman po skosie. Skutecznie środkowy Zaksy z numerem osiem na koszulce. As serwisowy francuskiego atakującego. Cztery do jednego dla gospodarzy. Fonteles nie przebił piłki. Bartman popełnia błąd zagrywki. Gladyr blokuje Nowakowskiego. Na boisku za Tichacka pojawia się Dobrowolski. Brazylijski przyjmujący psuje serwis, podobnie robi kapitan rzeszowskiej drużyny. Psuje również Gladyr. Czwarta zepsuta zagrywka z rzędu, tym razem przez Pita.
Przerwa techniczna, osiem do czterech dla gospodarzy.
- Dawać chłopaki! - szepnęłam sama do siebie.
Po przerwie zablokowany zostaje Zbyszek. Na boisku właśnie za niego pojawia się Schops. Podobnie jak poprzedni atakujący, zostaje on zablokowany. Czas dla Kowala. Po przerwie skuteczny Lotman. W kolejnej akcji świetne rozegranie Gumy, z czego korzysta Rucek. Po chwili as serwisowy przyjmującego z numerem szesnaście.
- Melduje się niesamowity Rucek – mruknęłam pod nosem z lekkim uśmiechem.
Punkt zdobywa Achrem. Lotman psuje zagrywkę. Punktuje Grzesiek.
- Tak! - z mojego gardła wydobył się krzyk, a jeden z mężczyzn stojący obok mnie, dziwnie na mnie spojrzał. - No co, w końcu mój facet! - krzyknęłam mu z uśmiechem.
Uniósł tylko kciuk do góry i odwrócił wzrok.
Skuteczna kiwka Fontelesa, która daje nam wynik czternaście do siedmiu. Rouzier psuje zagrywkę. Gracz Zaksy z numerem dwunastym ponad blokiem. Skutecznie francuski atakujący i mamy przerwę techniczną przy znacznym prowadzeniu gospodarzy, 16:8. Po przerwie Piter z krótkiej. Fonteles z szóstej strefy. Kolejna akcja i punkt dla nas. Blok – antenka w wykonaniu Rucka. Niemiecki atakujący zablokowany. W kolejnej akcji Jochen obija blok i mamy wynik dziewiętnaście do jedenastu. Zmiana: Dobrowolski – Tichacek. Psuje serwis czeski rozgrywający. Zmiana w Zaksie. Na boisku pojawia się Możdżon, a schodzi Francuz. As serwisowy Michała Ruciaka! Za Fontelesa na boisku pojawia się Kapelus. Punkt dla Resovi. Zmiana: Lotman – Perłowski. Krótka po stronie Zaksy. Zmiana powrotna w rzeszowskim zespole. Możdżonek blok – aut. Za Ruciaka pojawia się Mineiro. Gladyr ze środka. Skutecznie Schops i wynik 24:14. Niemiec psuje serwis i tym samym mamy zadowolenie kibiców Zaksy i niezadowolenie kibiców rzeszowskiego klubu.
W przerwie poszłam do dziewczyn, które siedziały na trybunach.
- Z kim została Julka? - zapytałam nagle przypominając sobie o małej.
- Podrzuciłam ją do rodziców – uśmiechnęła się Kamila.
- Chcesz? - zapytała Ala wyciągając w moją stronę butelkę z wodą.
Skrzywiłam się lekko, ale drapnęłam butelkę i od razu wypiłam połowę jej zawartości.
Pogadałyśmy chwilę, a potem wróciłam na swoje wcześniejsze miejsce. Miałam już zrobione zdjęcia z prawie każdego kawałka hali, gdzie jako fotograf mogłam chodzić, więc postanowiłam, że tego seta spędzę na krzesełku obok innego fotografa. Jak się później dowiedziałam robił zdjęcia dla Przeglądu Sportowego.
Trzeci set zaczął Bartman i to skutecznie. Fonteles wybija po bloku i mamy po jeden. Achrem po rękach. Kolejna akcja – piłka rzucona przez kapitana rzeszowskiej drużyny. Ruciak z piątej strefy. Blokowany Zbyszek. Zepsuta zagrywka przez atakującego Zaksy. ZB9 w kontrze i mamy po cztery. Punktowy blok Pita. Nie myli się drugi raz Gladyr. Zbyszek skutecznie z prawego skrzydła. Rucek myli się na pojedynczym bloku i jest po sześć. Po raz kolejny Bartman. Zagumny chowa ręce przed Lotmanem. Siedem do siedmiu. Grzesiu z krótkiej!
- No! - krzyknęłam wesoło.
Przerwa techniczna, a po przerwie serwuje Lotman, którego zagrywki nie przyjął brazylijski siatkarz. Wiśnia z krótkiej w aut. Kolejny raz Łukasz wybija po bloku. Achrem, blok – aut. Piter blokuje Wiśnię. Skutecznie Zbyszek. Trafia Fonteles. Olieg po skosie i mamy czternaście do dziewięciu dla Resovi! Pojedynczy blok na Rouzier. Na boisku za francuskiego atakującego pojawił się Dominik Witczak, który w kolejnej akcji został zablokowany. Przerwa techniczna, prowadzenie Sovi siedmioma punktami. Po przerwie dziurę w bloku wykorzystuje brazylijski przyjmujący. Skutecznie Piotrek, a Castellani prosi o czas. Po przerwie Ruciak, blok – aut. Kolejny punkt zdobywają gospodarze, czas wykorzystuje Andrzej Kowal. Po czasie kończy Nowakowski. Kolejny punkt zdobyty, dzięki Lotmanowi. Zmiana w Zaksie: Zagumny – Pilarz. Zibi z trudnej piłki – skutecznie! Radość kibiców Resovi. Kosok, blok – aut.
- Brawo! - z mojego gardła wydobył się głośny krzyk i wielki uśmiech wstąpił na moją twarz.
Piter psuje zagrywkę. Psuje również Gladyr. Zmiana w Zaksie: Fonteles – Mineiro. Skuteczny atak Grześka.
- Juhu! - krzyknęłam i aż wstałam gwałtownie z miejsca.
Zmiana zadaniowa w Resovi: Perłowski za Lotmana. Myli się Łukasz. Powraca Paul. Zablokowany Achrem. Mineiro z przechodzącej, co daje wynik dwadzieścia trzy do siedemnastu. Czas wykorzystuje trener rzeszowskiej drużyny. Kapitan Resovi z lewego skrzydła i mamy dwudziesty czwarty punkt! Zablokowany Witczak i wygrywamy drugiego seta!
Aż podskoczyłam w miejscu! Cud, że nie urwała mi się smycz od aparatu.
W czasie przerwy zauważyłam, że Grzesiek szuka swojej butelki z wodą. Pokręciłam z uśmiechem głową i podbiegłam do niego.
- Ej, panie siatkarz! - zaśmiałam się, a on odwrócił się w moja stronę. - Łap! - rzuciłam mu buteleczkę.
- Dzięki – uśmiechnął się i podszedł do bandy reklamowej, przy której stałam.
- Graj tak dalej, a kanapa odejdzie w zapomnienie – wyszczerzyłam się.
Zaśmiał się, po czym upił kilka łyków wody.
- Ej, Kosa! - krzyknął Zbyszek. Zwróciliśmy ku niemu nasze twarze. - Nie opijaj mi tu Emilki, masz swoją! - zaśmiał się i rzucił mu właściwą butelkę.
- Dzięki! - odkrzyknął mu Grzesiek i odwrócił się w moją stronę. - Hmm? - wyciągnął dłoń, w której trzymał złapaną przed chwilą butelkę.
Pokręciłam przecząco głową.
- Ale nie pogardzę czymś innym – uśmiechnęłam się lekko.
Zaśmiał się cicho i oparł się o bandę reklamową stykając się prawie czołem o moje czoło. Nagle, nie mam pojęcia dlaczego, zaśmiałam się cicho.
- Mam coś na twarzy? - zapytał uśmiechając się.
Pokręciłam przecząco głową.
- No to o co chodzi?
- Jestem po prostu szczęśliwa – odpowiedziałam śmiejąc się cicho.
- Nie wygraliśmy jeszcze...
- Jestem szczęśliwa z tobą, głupku – palnęłam go w ramię. - I nie chcę – ujęłam jego twarz w swoje dłonie – żeby zmieniło się cokolwiek – pocałowałam go mocno. - A teraz jazda, macie to wygrać – powiedziałam twardo, kiedy oderwałam się od Grześka.
- Serio będę spał na kanapie, jeśli przegramy? - zapytał.
- Jasne jak słońce – uśmiechnęłam się szeroko i odsunęłam się kawałek od bandy. - Więc daj z siebie wszystko.
Kiwnął głową, a ja odwróciłam się na pięcie. Nie zdążyłam zrobić nawet jednego kroku, kiedy chwycił mnie za rękę i odwrócił w moją stronę.
- Kocham cię, wiesz? - zapytał nie puszczając mojej dłoni.
- Jasne, że wiem – uśmiechnęłam się szeroko, a po sekundzie byłam już przy bandzie. - Ja ciebie też, ale idź... - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ usta Grześka lekko złączyły się z moimi.
- No, i teraz mogę dać z siebie wszystko – uśmiechnął się figlarnie i wyprostował.
Pokręciłam tylko głową i pobiegłam w stronę swojego krzesełka, na którym i tak nie usiadłam już dzisiaj.
Kolejny set zaczął się zablokowanym atakiem Antka. Kolejny punkt powędrował do Zaksy po udanym ataku Fontelesa z lewego skrzydła. Olieg po skosie i punkt dla Sovi! Udany blok kapitana rzeszowskiej drużyny. Kiwka Bartmana. Wideoweryfikacja wykazała aut, więc punkt dla gospodarzy. Brazylijczyk zdobywa punkt z przechodzącej, a po chwili także i dzięki kiwce. Czas dla Kowala. Na zagrywce myli się francuski atakujący. Kontry nie wykorzystuje Bartman. Rouzier atakuje w aut i mamy po pięć. Zbyszek zagrywa minimalnie w aut. Precyzyjnie atakuje Achrem. Podwójne odbicie Zibiego. Kolejny raz Zbyszek, blok – aut. Kiwa Rucek. Przerwa techniczna z jednopunktowym prowadzeniem gospodarzy.
Po przerwie myli się w ataku Ruciak. Po chwili zawodnik z numerem szesnaście z drużynie Zaksy atakuje w aut. Wideoweryfikacja... Decyzja podtrzymana. Rouzier nabija na blok, remis po dziewięć. Michał serwuje w aut. Felipe Fonteles przełamuje blok i jest już po dziesięć. ZB9 atakuje po prostej. Zablokowany Brazylijczyk i o czas prosi Castellani. Kibice wstają ze swoich miejsc. Fonteles między blokiem a antenką. Zmiana w drużynie z Kędzierzyna. Za Gladyra na boisko wchodzi Marcin Możdżonek. Po raz kolejny skutecznie kiwa brazylijski przyjmujący. Skuteczny atak Pita. Fonteles obok bloku, nie bronimy... Zibi wykorzystuje piłkę sytuacyjną! Kapitan Rzeszowian psuje serwis. Zagumny dotyka piłki w bloku. Skutecznie Rucek! Atak Zibiego i prowadzimy jednym punktem na przerwie technicznej.
Punkt po przerwie technicznej zdobywa Resovia po ataku w aut Michała Ruciaka. Czas wykorzystuje Castellani. Tichacek celuje zagrywką w Gacka, czym zdobywa punkt dla Sovi! W ataku myli się Wiśnia. Wideoweryfikacja... Sędziowie podtrzymują decyzję. Za Rouzier wchodzi Kapelus. Fonteles trafia w linie i tym samym zdobywa szesnasty punkt dla swojej drużyny. Achrem z szóstej strefy i mamy dwudziesty punkt. Na boisko powraca francuski atakujący. Zmiana zadaniowa w drużynie z Rzeszowa: Lotman – Perłowski. Skutecznie Lipe! Powraca Lotman. Piękny atak Grześka.
- Tak! - krzyknęłam wesoło i zacisnęłam prawą pięść.
Osiemnasty punkt dla Zaksy zdobywa brazylijski przyjmujący. Skutecznie Piter! Bartman psuje zagrywkę i mamy wynik dwadzieścia dwa do dziewiętnastu.
Na hali już od kilku minut panuje gorąca atmosfera. Nie ma takiej osoby, która siedziałaby na swoim miejscu. Emocje sięgają zenitu. Każdy wie, że może to być ostatni set i wtedy Resovia broni tytułu, a Zaksa zgarnia srebro.
Po powrocie z przerwy Fonteles psuje serwis. Sovia coraz bliżej obronienia tytułu! Bartman trafia w boisko!
- Ostatni! Ostatni! - słychać na trybunach.
- Ostatni – szepczę sama do siebie i mocno zaciskam lewą dłoń na obiektywie aparatu.
Na zagrywkę wędruje kapitan Rzeszowian. Właśnie on kończy to spotkanie! I to punktem bezpośrednio z zagrywki!
Jeden wielki krzyk wydobywa się z gardeł kibiców, słychać też głośne oklaski.
Ciesząc się jak popaprana, wbiegłam na boisko i zaczęłam pstrykać zdjęcia cieszącym się zawodnikom Resovi.
- Zostaje jeszcze wybór MVP! - do moich uszu dotarł głos Marka Magiery.
Znalazłam wzrokiem szczęśliwego Grześka i uśmiechnęłam się do niego promiennie.
- Więc... MVP wędruje do... Oliega Achrema!
Uradowane krzyki i głośne oklaski.
Ręce strasznie mi drżały, ale jakoś udało mi się zrobić parę zdjęć, kiedy kapitan odbierał swoją nagrodę. Nie wsłuchiwałam się już w słowa wypowiadane przez Marka, skoncentrowałam się na swojej pracy.
Po kilku chwilach siatkarze Resovi zaczęli kierować się w stronę szatni.
- Nie śpię na kanapie, prawda? – Grzesiek złapał mnie za brzuch i przyciągnął do siebie.
- Nigdy w życiu! - krzyknęłam i szybko odwróciłam się do niego przodem. - Mój mistrzu – wyszczerzyłam się i przyciągnęłam go do siebie za kołnierzyk meczowej koszulki, po czym złączyłam nasze usta w pocałunku.
- Do szatni! - ryknął Kowal.
- Leć – klepnęłam środkowego w plecy.
- Idziesz z nami – chwycił mnie za rękę i wbiegł ze mną do szatni.
- Mistrz, mistrz Resovia! - wykrzykiwał każdy wesołym głosem.
- Gdzie są koszulki?! - ryknął zanoszący się śmiechem Ogonowski.
- Tam – Kowal wskazał mu torbę stojącą przy drzwiach.
- A szampan gdzie?! - obruszył się Zbyszek.
- Łap! - rzucił mu ktoś jedną butelkę.
Ogonowski rozdał każdemu z siatkarzy po jednej koszulce.
- I jeszcze dla naszej ulubionej pani fotograf! - krzyknął Marcin i wyciągnął w moją stronę zapakowaną w folię białą koszulkę.
- No, zakładaj! - ponaglił mnie Piotrek, który miał już na sobie mistrzowski T-shirt.
- Jak każdy, to każdy! - wyszczerzył się Olieg.
- Dziękuję – wzięłam od drugiego trenera koszulkę.
- Jak będą brzydkie zdjęcia, to konfiskujemy! - zaśmiał się Bartman, a z nim cała reszta.
- Każdy ma założoną koszulkę? - zapytał Kowal.
- Jeszcze ta pani! - wskazał na mnie Krzysiu.
- Em! Rusz tyłek! - krzyknął na mnie.
- Dobra, już dobra! - zaśmiałam się i podałam aparat Grześkowi.
Szybko włożyłam na siebie białą koszulkę i wzięłam aparat w ręce.
- No to co, mistrz, mistrz Resovia?! - krzyknęłam głośno.
- Mistrz, mistrz Resovia! - krzyknęli wszyscy razem.
Wybiegłam z szatni jako pierwsza, aby móc sfotografować wychodzących zawodników z szatni. Uśmiech nie schodził żadnemu z nich z twarzy, podobnie jak mnie. Po kilku słowach nadszedł czas na dekorację.
Kiedy już srebrne medale zawisły na szyjach siatkarzy Zaksy, a mój aparat wzbogacił się o kilka zdjęć z ich dekoracji, przyszedł czas na Mistrzów. Patrzyłam z wielkim uśmiechem jak złote medale zostają zawieszane na ich szyjach. Niesamowity widok, nie do zapomnienia. Gdy ostatni medal zawisł na szyi, usłyszeć można było dźwięk otwieranych szampanów i kibiców śpiewających w tle.
- Wszyscy do grupowego zdjęcia! - ryknęłam najgłośniej jak tylko potrafiłam.
Po chwili Resovia, ku pomocy trenera Kowala i Ogonowskiego ustawiła się do grupowego zdjęcia i patrzyli prosto w mój obiektyw. Pstryknęłam cztery zdjęcia i uniosłam kciuk do góry. Zrobiłam jeszcze zdjęcie każdemu z osobna i kilka zdjęć przytulających się i cieszących się zawodników.
- Mogę? - zapytała Kamila, która nagle pojawiła się obok mnie wskazując na aparat.
- Jasne! - uśmiechnęłam się i podałam jej sprzęt.
- Dzięki! - cmoknęła mnie w policzek i poleciała w stronę Zbyszka i Piotrka.
Gdzie jest Grzesiek?
Obejrzałam się wokół siebie i zauważyłam jak idzie w moją stronę. Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Moje złotko! - zaśmiałam się i mocno go przytuliłam. - Gratuluję.
- Czekaj – odezwał się i odsunął się ode mnie. - Teraz ty – ściągnął medal z szyi i założył go na moją.
- Przecież to twój sukces – powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
- Nie byłby tak wielki, gdyby nie ty – uśmiechnął się.
Przygryzłam lekko wargę i wzięłam krążek w palce od prawej ręki.
- Nie zapominaj, że dzięki tobie nie biegałem na treningi głodny...
Wybuchnęłam śmiechem.
- I że w ogóle mam dla kogo rano wstać z łóżka i zacząć nowy dzień.
Poczułam jak wilgotnieją mi oczy.
- Dziękuję – przytulił mnie mocno. - Mówiłem ci już dzisiaj, że cię kocham? - zapytał, na co zaczęłam się śmiać.
- Jasne, że tak – odpowiedziałam patrząc na jego twarz.
- No to nie zaszkodzi powiedzieć jeszcze raz – uśmiechnął się szeroko. - Kocham cię – nie zdążyłam nic odpowiedzieć, ponieważ namiętnie mnie pocałował.
To co, MISTRZ, MISTRZ RESOVIA!


Pierwszy epizod w nowym roku szkolnym... Pocieszający jest fakt, że we wrześniu jest Memoriał Wagnera oraz Mistrzostwa Europy! ;D A właśnie! Pewnie już wiecie, ale nie byłabym sobą gdybym tego nie napisała, ZBYSZKA NIE BĘDZIE NA MEMORIALE, ANI NA ME... Możecie zacząć mnie hejtować, i tak dalej, ale uważam to za dobrą decyzję trenera... Moim zdaniem gra Zibiego w tym sezonie reprezentacyjnym pozostawia wiele do życzenia... Spotkałam się z opinią, że „jak możecie hejtować Zbyszka? Przecież każdy może mieć zły dzień!” Skoro tak, to nie uważacie, czy aby przypadkiem tych „złych dni” nie jest za dużo w wykonaniu Zibiego? Ja uwielbiam tego faceta, możecie to nawet poznać po tym, jak często jest wplatany do opowiadania, ale no... nie idzie mu trochę gra i chyba każdy kibic potrafi to zauważyć... Żeby było jasne, ta wypowiedź nikogo nie miała urazić!
Oto pełny skład na Memoriał:
Rozgrywający: Łukasz Żygadło, Fabian Drzyzga
Atakujący: Jakub Jarosz, Grzegorz Bociek
Przyjmujący: Bartosz Kurek, Michał Winiarski, Michał Kubiak, Michał Ruciak, Wojciech Włodarczyk
Środkowi: Piotr Nowakowski, Marcin Możdżonek, Łukasz Wiśniewski, Andrzej Wrona
Libero: Paweł Zatorski, Damian Wojtaszek.
Z tej piętnastki, trener wybierze 14 na ME.
Jak tam pierwszy dzień w szkole? Jaką lekcją zaczynacie jutro swój dzień? Jakąś miłą, czy jak w moim przypadku, znienawidzoną fizyką? ;/
pozdrawiam Was ciepło ;*
poziomkowa.