czwartek, 28 listopada 2013

Dziewięćdziesiąt osiem

Budzik zadzwonił o siódmej, ale na szczęście Grzesiek się nie obudził. Szybko wstałam, ubrałam się w luźne rzeczy i zeszłam po cichutku na dół. Przystanęłam na ostatnim schodku i wbiłam wzrok w spokojnie śpiącego Zbyszka.
Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Bartman kochał Gośkę, ale był tez mocno związany z Kamilą, no i Julką oczywiście. Co do Kamili, to nie przeczuwałam, że może zrobić coś takiego. Zostawić wszystko i kolejny raz uciec od problemów. Rodzice Grześka wiedzieli tylko tyle, że wróciła do Stanów. Tylko, co dalej? Wybrała najgorsza opcję z możliwych i wróciła do Alexa? A może wręcz przeciwnie?
Z drugiej strony była również Gośka... Ta odmieniona. Już nie tak wyszczekana i wredna, jak jeszcze w tamtym roku. Teraz było mi jej strasznie żal i chciałam, żeby naprawdę była szczęśliwa. Za to ona pewnie chciała, aby Zbyszek był szczęśliwy i dlatego nie chciała psuć jego związku z Kamilą. Tylko, że w tym właśnie się pomyliła. Bo Bartman właśnie bez nie nie może być szczęśliwy.
Takiego zawirowania się nie spodziewałam. I kolejny raz zaczęłam się zastanawiać, dlaczego właśnie Zibi musiał paść ofiarą tego nieszczęścia. Nie było to fair, ale przecież nikt nie mógł poradzić na to, co przyszykował dla niego los.
Westchnęłam i na palcach przeszłam cały salon i dotarłam do kuchni. Zrobiłam kawę w dzbanku i zjadłam kanapkę i połknęłam tabletki. Spojrzałam na kalendarz wiszący na ścianie. Już jutro Grzesiek miał wyjechać do Spały. Uśmiechnęłam się smutno. Wiedziałam, że strasznie będę za nim tęsknić, ale przecież robi to, co kocha, a mnie uszczęśliwiało patrzenie na niego, kiedy był z siebie zadowolony.
We wtorek kolejny raz miałam jechać do Gdańska. Nie chciało mi się tam jechać samej, więc postanowiłam, że zapytam Ali, czy nie pojechałaby ze mną. Planowałam również zrobić mały, babski wieczór z nią oraz Iwoną, ponieważ dawno nie rozmawiałyśmy w swoim ścisłym gronie i trochę mi tego brakowało. Zaplanowałam również odwiedzenie rodzinki w Wałbrzychu i zorganizowanie razem z Adrianem spotkania klasowego, o którym mówiliśmy na naszym ostatnim spotkaniu. Musiałam napisać do niego tylko e-maila albo zadzwonić, ale to dopiero we wtorek.
Zaczęłam przygotowywać wszystkie potrzebne mi produkty do moich potraw, kiedy obudził się Zbyszek.
- Dzień dobry – przywitał się wchodząc od kuchni.
- Cześć – powiedziałam myjąc pomidory. - Przepraszam, jeśli cię obudziłam...
- Daj spokój – machnął ręką. - Mogę? - wskazał na dzbanek kawy.
- Jasne – odparłam i uśmiechnęłam się zakręcając kran.
Atakujący nalał sobie do kubka napoju, a ja sięgnęłam po ścierkę. Kiedy moje palce dotknęły materiału, Zbyszek zatrzymał kubek tuż przy swoich ustach i wbił we mnie wzrok.
- Co? - spytałam wycierając ręce.
- Dobrze wiedzę?! - wyszczerzył się jak wariat i odstawił szybko kubek na blat. - Grzesiek ci się oświadczył! - krzyknął uradowany.
Wywróciłam tylko oczami i szeroko się uśmiechnęłam.
- Gratuluję – uścisnął mnie mocno. - Przepraszam, wy tutaj z taką nowiną wracacie, a ja wam głowę zawracam...
- Daj spokój, Zbysiu – poklepałam go po ramieniu.
- Żadne „daj spokój” - powiedział stanowczo. - To... kiedy bawimy się na weselu? - spytał uśmiechając się.
- Zapytaj, czy w ogóle dostaniesz zaproszenie – usłyszeliśmy rozbawiony głos Grześka.
Odwróciłam się w stronę salonu, gdzie przy sofie stał mój narzeczony. Pokręciłam tylko głową z uśmiechem.
- Dostaniesz, dostaniesz – zapewniłam Zibiego. - A teraz róbcie sobie coś jeść, bo za piętnaście minut do kuchni macie zakaz wstępu – powiedziałam i wyszłam z kuchni.
- Jakaś okazja? - spytał Zbyszek, a Grzesiek w tym czasie wszedł do kuchni.
- Rodzinka przyjeżdża – wyjaśnił środkowy.
- Uuoo – wydobyło się takie coś z gardła Bartmana. - I ty jesteś jeszcze spokojna? - zdziwił się patrząc na mnie. - Dziwne – zaśmiał się cicho.
- Dziesięć minut! - krzyknęłam i poszłam na górę, gdzie chciałam wzięć prysznic.
On był niemożliwy!

Pół godziny później zostałam w domu sama. Grzesiek odwiózł do mieszkania Zbyszka, po tym jak coś zjedli i wręczyliśmy mu jego prezent. Do godziny czternastej, ani na moment nie wychodziłam z kuchni.
- Skarbie, wszystko będzie dobrze – powiedział siatkarz, kiedy drapałam się po głowie, zastanawiając się, czy aby przypadkiem nie zapomniałam czegoś dodać do placka.
- Miejmy nadzieję – zamknęłam zeszyt, w którym miałam przepis. - Idę się przebrać...
- Idź, idź – uśmiechnął się i przełączył na następny kanał, gdzie właśnie leciała powtórka jakiegoś meczu Jastrzębskiego Węgla.
Wbiegłam po schodach i wpadłam do sypialni. Otworzyłam szafę i zaczęłam przeglądać jej zawartość. Wszystko super, świetnie, naprawdę, tylko nie miałam się w co ubrać. Wszystko wydawało się albo zbyt odważne, albo po prostu nie nadające się na taką okazję.
- Grzesiek! W co ja mam się ubrać?! - krzyknęłam lamentując.
- Jak dla mnie możesz wyskoczyć w samej bieliźnie! - okrzyknął śmiejąc się.
- Dla ciebie! A nie dla twoich rodziców! - krzyknęłam i zmierzyłam wzrokiem zawartość mojej szafy.
- Ubierz tę żółtą sukienkę – poradził i usłyszałam jak wbiega po schodach.
Zaczęłam przeglądać wszystkie swoje sukienki i kiedy natrafiłam na tę żółtą, zdjęłam ją z wieszaka; przyłożyłam ją do swojego ciała i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.
- No widzisz, idealnie – uśmiechnął się Grześ opierając się o framugę drzwi i patrząc na mnie.
- Pewny jesteś? - zapytałam patrząc na niego.
- Mogłabyś nawet założyć worek po ziemniakach – wyszczerzył się – i tak by było idealnie.
Rzuciłam w niego sukienką cicho się śmiejąc.
- Ty wiesz jak podnieść kobietę na duchu.
- Łap – odrzucił sukienkę. - I marsz się przebierać – wskazał palcem drzwi od łazienki.
Wtem rozległ się dźwięk jego telefonu komórkowego. Wyjął go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz.
- I to migiem, bo rodzice – wyszczerzył się, a ja z prędkością światła znalazłam się w łazience.
Szybko przebrałam się w sukienkę i rozczesałam włosy. Zdążyłam tylko pomalować tuszem rzęsy i musiałam z łazienki się zmywać. Kiedy wyszłam, Grzesiek już czekał na mnie w dobrze dobranej, białej koszuli i czarnych dżinsach.
Uśmiechnęłam się do niego nerwowo i zbiegłam po schodach, a on za mną.
- A co będzie jeśli im się to nie spodoba? - spytałam nagle stając w miejscu, jakim był przedostatni schodek.
- Spodoba, zobaczysz – cmoknął mnie w tył głowy, a jedną rękę położył na moim brzuchu. - Moi rodzice cię uwielbiają, dobrze o tym wiesz.
- A jeśli stwierdzą, że to za szybko? - przygryzłam wargę.
- Słuchaj – obrócił mnie lekko w swoją stronę; był jeszcze wyższy, bo stał na jednym stopniu wyżej niż ja. - Ich opinia, to ich opinia – uśmiechnął się i założył kosmyk blond włosów za moje prawe ucho.
- Ale to jednak rodzice...
- Którzy się będą cieszyć z naszego szczęścia – uśmiechnął się i lekko mnie pocałował. - Przestań się już przejmować, bo niedługo posiwiejesz – zaśmiał się cicho i zmierzwił mi włosy.
- No, dzięki – zaśmiałam się cichutko.
- Chodź – chwycił mnie za rękę. - Trzeba wyjść, żeby wiedzieli, że dobrze trafili – wyszczerzył się i sprowadził mnie ze schodów.
Serce biło mi jak szalone, kiedy zakładałam swoje białe balerinki. Przełknęłam ślinę, kiedy środkowy otwierał drzwi. Stojąc na schodach, mocno zaciskałam pięści.
- Nie denerwuj się – Grzesiek stanął za mną i mocno mnie objął.
- A ty się nie denerwujesz? - spytałam.
- Trochę – przyznał. - Ale będzie dobrze, innej opcji nie widzę – pocałował mnie w tył głowy.
- A co będzie, jeśli się nie polubią? - przygryzłam wargę.
- Oni tu razem przyjadę, Em – poinformował mnie Grzesiek śmiejąc się cicho.
- Jak to razem?! - gwałtownie odwróciłam się przodem do niego.
- Najnormalniej w świecie – uśmiechnął się. - Kornelia to wszystko zorganizowała. Stwierdziła, że jak mamy dla nich niespodziankę, to niech się lepiej dowiedzą wszyscy razem – wyszczerzył się jak wariat, a po chwili zaczął się śmiać. - Nie rób takiej miny – cmoknął mnie w nos.
- Jestem po prostu zdziwiona i tyle – wydukałam.
- No to teraz patrz, jak oni będą zdziwieni – wyszczerzył się i kiwnął głową na drogę, na której pojawiły się dwa samochody...




Juhu! Reovia wczoraj wygrała, chyba każdy już to wie :D
Grzegorzu *,* Wąsik zawsze spoko :D Ach, ta akcja Movember ♥

Mam prośbę do tych, którzy mają Facebook'a ;) Moja Chrzesnica bierze udział w konkursie, więc jeśli ktoś miałby ochotę pomóc, to zapraszam tutaj: http://wroclaw.naszemiasto.pl/plebiscyt/karta/832,zuzienka-w-oczekiwaniu-na-sw-mikolaja,22810,id,t,kid.html Wybaczcie, ale zdjęcia robiłam kalkulatorem i dlatego taka jakość -,- Z góry dziękuję! ;*
Jako, że grudzień się zbliża, to mogę Wam powiedzieć, że... niedługo będziemy mieć maraton :)
Trzymajcie się cieplutko! ;*
poziomkowa.

https://twitter.com/pozioomkowa

piątek, 22 listopada 2013

Dziewięćdziesiąt siedem

Wbiłam wzrok w atakującego i nie wiedziałam, co powiedzieć. Jak to go zostawiła?
- Jak to, cię zostawiła? - wydukałam.
- Normalnie – wzruszył ramionami. - Przyszła, powiedziała, że potrzebowała kogoś, kto by jej się pomógł pozbierać po Alexie i pomógł w opiece nad Julką...
Chwilę przetwarzałam, to co powiedział i nie mogłam uwierzyć. Tak powiedzieć? Znaleźć takie wytłumaczenie? No przepraszam, bez sensu.
- Nie mów, że w dodatku ci powiedziała, że możecie zostać przyjaciółmi?
Cisza, znaczyła odpowiedź twierdzącą na moje pytanie.
- Ale to nie wszystko...
Otworzyłam oczy szerzej i wbiłam je w Zbyszka.
- Wiem, że stwierdzisz, że jestem nienormalny, ale ja chciałem się tylko pożegnać... - spojrzał na mnie smutnym wzorkiem.
Nic nie powiedziałam, tylko czekałam aż będzie mówił dalej.
- Ja byłem u Gosi... Jeszcze przed zerwaniem z Kamilą.
Teraz to mnie dopiero wbiło w kanapę.
- Po... po co?
- Chciałem się pożegnać. Ona to zrobiła, ja nie, a jakoś listu nie chciałem jej pisać – nie spuszczał wzroku z mojej twarzy. - I ja... kiedy ja ją zobaczyłem, to wszystko wróciło, rozumiesz? Runął cały dotychczasowy świat i liczyła się tylko ona. A kiedy ją pocałowałem...
- Pocałowałeś ją?! - mało co nie krzyknęłam.
Kiwnął niepewnie głową.
- I wtedy zrozumiałem, że ją dalej kocham, rozumiesz? - spojrzał mi prosto w oczy. - Kocham ją nadal, tylko że ona nie chce do tego wracać. Przynajmniej tak mi powiedziała.
Siedziałam ze wzrokiem wbitym w atakującego i nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Ta sytuacja była dziwna. Zbyszek pojechał do Gośki, a potem Kamila z nim zerwała.
- A może ona się dowiedziała, że byłeś u Gośki...
- Niemożliwe, niemożliwe – powiedział pewnym głosem. - No bo niby jak?
- Nie wiem, Zbysiu – pogłaskałam go po ramieniu.
- Ale ja wiem jedno. Jestem w czarnej dupie – spuścił głowę i wbił wzrok w swoje buty. - Kamila zabrała Julkę, sama odeszła, a Gosia też mnie nie chce...
Oboje podskoczyliśmy na dźwięk zamykanych drzwi wejściowych. Zwróciłam głowę ku Grześkowi, który zadowolony nie był. Spojrzałam mu w oczy i już wiedziałam, że wcale się na siebie nie gniewamy, za to co było przed chwilą.
- Cześć – przywitał się ze Zbyszkiem.
Atakujący kiwnął mu tylko głową i zaczął wstawać z kanapy.
- Przepraszam was za to... A teraz już się wynoszę.
- Nigdzie nie pojedziesz – powiedział twardo Kosok. - Jutro rano odwiozę cię do twojego mieszkania, a teraz kładź się spać.
- Nie chcę wam robić kło...
- Zamknij się i kładź się spać – środkowy zmierzył go wzrokiem, a Zbyszek usiadł posłusznie z powrotem na kanapie.
Grzesiek odwrócił się i wbiegł po schodach na górę zostawiając nas na dole samych.
- Coś ty mu zrobiła? - zaśmiał się cicho ZB9.
- Ja? - uśmiechnęłam się. - Nic. Kładź się spać, pogadamy jutro, dobrze? - spytałam.
Kiwnął głową i powiedział:
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Jesteś w końcu naszym przyjacielem – uśmiechnęłam się lekko i wstałam z miejsca. - I wszystkiego najlepszego – cmoknęłam go w policzek. - Żeby ci się w końcu ułożyło – uśmiechnęłam się lekko.
- Dziękuję.
- Dobranoc – pożegnałam się.
Zgasiłam światło w kuchni oraz salonie, zamknęłam dom i ruszyłam schodami na górę.
- Śpijcie dobrze – usłyszałam jeszcze głos Zbyszka.
Zgasiłam światło na schodach i skierowałam się do sypialni. Grześka zastałam siedzącego na łóżku w ciemnościach. Wgramoliłam się na materac i usiadłam obok niego.
- Wyjechała do Stanów – mruknął środkowy. - Zabrała Julkę i wyjechała do Stanów.
- Jak to wyjechała? - zdziwiłam się i spojrzałam na twarz Grześka. Nic nie mogłam z niej wyczytać, ponieważ w pokoju dalej było ciemno.
- Najnormalniej w świecie – westchnął. - Przeczuwałem, że ten związek nie wyjdzie im na dobre, ale nie chciałem się mieszać.
- Daj spokój – przytuliłam się do niego. - Skąd mogliśmy wiedzieć, że Kamila tak postąpi?
- Mogłem to przewidzieć – objął mnie ramieniem i mocniej przycisnął do swojej klatki piersiowej. - Uwierzysz, że zostawiła u rodziców wszystko? Nawet telefon? Jak do niej dzwoniłem, odebrała mama.
Westchnęłam głęboko i przymknęłam oczy.
- Powiedz tylko, że nie wróciła do Alexa...
- Tego nie wiem – mruknął. - Tylko wiesz co jest w tym najgorsze? - zapytał i splótł moją lewą ręką z jego prawą. Milczałam, więc ciągnął dalej. - To, że ona znowu uciekła. Można by nawet powiedzieć, że jak zwykle.
- Grześ, nie zmienisz jej...
- Wiem – westchnął. - Ale myślałem, że po tym jak urodziła Julkę, trochę dorosła i stała się w jakimś stopniu odpowiedzialna.
Nic nie powiedziałam tylko ścisnęłam mocniej nasze splecione dłonie.
- Przepraszam... - pocałował mnie czule w skroń.
- Za co? - podniosłam głowę, aby spojrzeć na jego twarz.
- Za to co było po wejściu do domu – westchnął.
- Daj spokój, to nie jest ważne – cmoknęłam go w brodę i mocniej objęłam w pasie.
- Kocham cię, wiesz? - zgarnął mi grzywkę z oka.
- Ja ciebie też – uśmiechnęłam się.
- To co, idziemy spać? - zapytał.
- Powinniśmy, jutro trzeba wcześniej wstać, a przynajmniej ja.
- Boisz się? - spytał bawiąc się pierścionkiem na moim palcu.
- Chyba nie – zaśmiałam się cicho. - A ty?
- Najwyżej Karol mi wpierdoli – wybuchnęłam śmiechem na jego słowa. - No i z czego się śmiejesz? - spytał też się śmiejąc, tyle że o wiele ciszej niż ja.
- Karol cię lubi, bardziej martwiłabym się, że zbije cię Anka...
- Nie lubi mnie?
- Ona ostatnio wszystkich nie lubi – westchnęłam. - I chodzi naburmuszona, tyle wiem.
- Może mają jakieś problemy z Karolem? - zastanawiał się siatkarz.
- Nie wiem, jutro postaram się z nim pogadać, bo z Anką nie zamierzam.
- Em, ty ją w ogóle lubisz? - zapytał.
- Czy ja wiem? W sumie, to odkąd zaczęli się spotykać z Karolem, to zastanawiałam się, co on w niej widzi – uśmiechnęłam się. - Pamiętam nawet, jak kiedyś próbowałam ich skłócić.
- Łobuz – zaśmiał się.
- Skłamałam, że zniknęły mi pieniądze ze skarbonki – przyznałam się.
- I co? Uwierzył? - zapytał środkowy.
- Jak znalazł je u Anki w torebce, to tak – uśmiechnęłam się.
- Ale byłaś niedobra! - zaśmiał się cicho.
- A później sama się przyznałam – skrzywiłam się. - Chodził jak struty, nie jadł, nie uśmiechał się, nawet Krzysiek go nie potrafił rozśmieszyć. Szkoda mi się go zrobiło i się przyznałam. A Anka chyba dalej ma mi to za złe – stwierdziłam. - Ale, mniejsza z tym – wstałam z łóżka. - Idę spać, nie wiem jak ty – powiedziałam i ściągnęłam koszulkę.
- Poczekam aż się przebierzesz – wyszczerzył się i zapalił lampkę.
- I kto tu jest łobuzem – zaśmiałam się i rzuciłam w niego koszulką.
- To nie ja robię striptiz.
  
Trafna uwaga, panie Kosok!
- Oj tam – uśmiechnęłam się i ściągnęłam spodnie.
- Rzucisz mi jakąś moją koszulkę? - zapytał.
- Nie – wyszczerzyłam się i otworzyłam szafę. - Ty śpisz dzisiaj w samych bokserkach – wyciągnęłam jego koszulkę i założyłam na siebie, po czym rozpięłam stanik.
- A mogłem odwieść Zibiego do jego mieszkania – mruknął pod nosem, a ja zaczęłam się śmiać.
- Jaki pech – zrobiłam smutną minkę i wgramoliłam się do łóżka. - Ruszaj się, bo bez przytulenia nie zasnę – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i przykryłam się kołdrą.





Przepraszam, że o tej porze, ale dopiero dopadłam się do laptopa...
Ooo, jak fajnie ;D http://www.youtube.com/watch?v=juiNdT3sbVQ&feature=youtu.be Niko po polsku – zawsze spoko! ♥ Polubiłam Go i to bardzo! :D
Miłego weekendu Wam życzę! Mam nadzieję, że będzie lepszy niż mój, gdyż romans z geografią oraz polskim... no i matmą xD
Ja idę spać, a Wy czytacie :) Dobranoc!
poziomkowa.

https://twitter.com/pozioomkowa

niedziela, 17 listopada 2013

Dziewięćdziesiąt sześć

Kiedy walizki były już zapakowane, wyszłam na balkon i ostatni raz spojrzałam na widok rozciągający się przede mną. Miałam stąd przepiękne wspomnienia.
- Przyjedziemy tutaj jeszcze kiedyś? - spytałam wyczuwając obecność Grześka tuż za mną.
- Pewnie, kochanie – powiedział lekko się uśmiechając i przytulając moje plecy do swojej piersi.
- Dziękuję, że mnie tu zabrałeś – szepnęłam.
- Nie masz za co – pocałował mnie w tył głowy. - Idziemy jeszcze się przejść? - spytał łapiąc mnie za rękę.
Kiwnęłam głową i chwilę później szliśmy już ścieżką na plażę. Spacerowaliśmy tylko przez godzinę, ponieważ musieliśmy zbierać się na lotnisko. Zapłaciliśmy starszej kobiecie za zakwaterowanie, podziękowaliśmy i pojechaliśmy na lotnisko, skąd odlecieliśmy do Rzeszowa.
Kiedy wysiedliśmy z samolotu i po całej odprawie znaleźliśmy się pod czarną alfą, byłam jednak szczęśliwa. Jutro przyjadą rodzice Grześka oraz moja mała rodzinka i będą cieszyć się naszym szczęściem – innego scenariusza nie widziałam.
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy do domu. Kiedy pojawił się on w zasięgu mojego wzroku, uśmiechnęłam się szeroko.
- Fajnie tak wracać do własnego domu – powiedziałam głośno, a środkowy zatrzymał samochód.
- W dodatku z przyszłą żoną – wyszczerzył się i ścisnął moją dłoń.
- Z przyszłym mężem – wyszczerzyłam się równie mocno, co on. - Który teraz zabierze walizkę z bagażnika – zrobiłam słodką minkę, a Grzesiek wybuchnął śmiechem.
- A blondyna mi w tym pomoże – rozczochrał mi grzywkę i zniknął z samochodu.
Wysiadłam z auta i podbiegłam do bagażnika rzucając się środkowemu na plecy.
- Co ty robisz? - zaczął się śmiać, ale pomógł mi wygodniej się usadowić.
- Pomagam ci targać walizkę – wyszczerzyłam się i cmoknęłam go lekko w kark.
- Tak, to ty mi nie pomożesz – uśmiechnął się i pociągnął naszą dużą walizkę.
- Pomagam ci hmmm... mentalnie – uśmiechnęłam się.
- Dobra, złaź – zaczął się śmiać.
Zeszłam z niego i zaczęłam szukać kluczy od domu w torebce. Po chwili już były w mojej dłoni, a później znalazły się z zamku. Uporałam się szybko z zabezpieczeniem i otworzyłam drzwi, po czym weszłam do środka.
- Jak dobrze – westchnęłam.
- Idealnie – usłyszałam cichy głos Grześka, a po chwili dźwięk zamykanych drzwi wejściowych.
Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam wprost na środkowego z wielkim uśmiechem na ustach.
- Co? - spytał uważnie na mnie patrząc.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie mogę się od czasu do czasu do ciebie uśmiechnąć? - zapytałam dalej nie spuszczając z niego wzroku.
- Wiesz co mówili wtedy na grillu...
Zaśmiałam się głośno i stanęłam bardzo blisko środkowego.
- Może teraz właśnie uśmiecham się w ten sposób? - uniosłam brew do góry.
Grzesiek zaśmiał się dźwięcznie i chwycił mnie na ręce.
- Dobrze wiesz, że mi dwa razy nie trzeba mówić – wyszczerzył się i skradł subtelny pocałunek, po czym wkroczył do salonu.
Zarzuciłam mu ręce na szyję i przyciągnęłam jego twarz do swojej.
- Ej, czekaj... - oderwałam się do niego po chwili.
- Co?
- Czujesz? - wciągnęłam powietrze nosem; podobnie zrobił on.
- Piwo? - zdziwił się Grześ.
- Postaw mnie na ziemi – poprosiłam. - I zapal światło – na dworze już zdążyło zrobić się szaro, a zasłonięte żaluzje w oknach sprawiły, ze w salonie było całkowicie ciemno.
Siatkarz postawił mnie na kafelkach i zapalił światło. Salon rozbłysnął jasnym światłem i ukazał całe pomieszczenie. Na kanapie spał Zbyszek, a na ławie było kilka butelek po piwie. Otworzyłam ze zdziwienia oczy i spojrzałam na zdezorientowanego Grześka.
- Czy w naszym salonie jest narąbany Zibi? - wydukałam.
- Tylko co on tu robi?
- Sama chciałabym wiedzieć...
Byłam pewna, coś na pewno musiało się stać. I to coś było związane z Kamilą i na pewno nie było to przyjemne doświadczenie.
Westchnęłam i wyciągnęłam z szafy w przedpokoju koc.
- Co ty robisz? - zdziwił się Grzesiek.
- Przecież nie będziesz go budzić – powiedziałam i przykryłam przyjaciela fioletowym kocem.
- Ale chyba należą się nam jakieś wyjaśnienia? - oparł się o ścianę przy schodach i skrzyżował ręce.
- Zadzwoń do Kamili. Podejrzewam, że odpowiedź uzyskasz – odparłam nie patrząc na niego, ale usilnie wpatrując się z śpiącego Zbyszka.
- Od razu zaczynasz z Kamilą...
- No a myślisz, że przez kogo to...? - kiwnęłam głową na Zibiego i puste butelki po piwie. - Pewnie znowu strzeliła jakiegoś focha – powiedziałam i zgarnęłam cztery butelki w swoje dłonie.
- Nie przesadzasz przypadkiem? - spytał wbijając we mnie wzrok.
Podniosłam na niego wzrok i popatrzyłam mu prosto w oczy.
- Ani trochę. Dzwoń, a się dowiesz.
Odwróciłam głowę i ruszyłam do kuchni. Otwierałam szafkę, w której był kosz na śmieci, kiedy usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Przymknęłam oczy i westchnęłam głęboko.
Lepszego powrotu do domu sobie wyobrazić nie mogłam, naprawdę. Chciałam znowu znaleźć się w Barcelonie i nie myśleć o jakichkolwiek problemach. Tam wszystko było proste i takie kolorowe, tutaj też takie miało być... A nie kłótnia już na samym wejściu.
- O cholera! - usłyszałam po chwili dźwięk głosu Bartmana.
Odstawiłam butelki na blat, całkowicie ignorując kosz na śmieci i spojrzałam w stronę kanapy.
- Em? - usiadł i rozejrzał się wokół siebie. Kiedy mnie zobaczył znieruchomiał. - Przepraszam, miałem się wynieść...
- Zibi, co ty tu robisz? - spytałam idąc w jego stronę.
- Zupełnie nic – szybko podniósł się z kanapy i lekko zachwiał. - Idę właśnie...
- Nigdzie nie pójdziesz – powiedziałam stanowczo i złapałam go za ramiona. - Powiesz mi o co chodzi i pójdziesz spać – spojrzałam mu w zielone oczy.
- Ale o nic nie chodzi – uciekł wzrokiem.
Pchnęłam go na kanapę i po chwili usiadłam obok niego.
- Gdyby o nic nie chodziło, nie siedziałbyś tutaj po ciemku, nie upiłbyś się i to we własne urodziny – spojrzałam na niego.
Cisza i unikanie mojego wzroku.
- O co chodzi? Co Kamila znowu zrobiła?
Spuścił głowę i mruknął coś pod nosem, coś czego nie dało się zrozumieć.
- Możesz głośniej?
- … mnie.
- Jeszcze głośniej?
- Zostawiła mnie – wydukał.
Wbiło mnie w ziemię.
  
Że kurwa co?!


No to ten... przepraszam, epizod miał być wczoraj, ale mam lekki rozpierdol w głowie, do tego nauka, więc dlatego tak.
Mam nadzieję, że reszta weekendu minie Wam dobrze ;)

http://www.youtube.com/watch?v=bjQbv2Kx3Qc piękne jest ♥
Trzymajcie się ciepło! ;*
poziomkowa. 



https://twitter.com/pozioomkowa

poniedziałek, 11 listopada 2013

Dziewięćdziesiąt pięć

Przytuliłam się do nagiej klatki piersiowej środkowego i splotłam swoje palce z jego i nie rozluźniłam uścisku dopóki nasze ciała się nie uspokoiły. Uniosłam rękę, na której znajdował się pierścionek, do góry.
- Podoba ci się? - zapytał siatkarz.
Spojrzałam na złoty pierścionek z brylancikami, który był widoczny tylko dzięki święcącemu za oknem księżycowi.
- Jest piękny – westchnęłam.
Grzesiek odgarnął z mojego czoła zbłąkany kosmyk blond włosów.
- Wiesz, że nieźle się wpakowałeś, prawda? - uśmiechnęłam się i spojrzałam na jego teraz roześmianą twarz.
- Bo ci się oświadczyłem? - spytał.
- Bo zadeklarowałeś, że chcesz spędzić resztę życia z nieobliczalną blondynką – uśmiechnęłam się.
- Uwielbiam tę nieobliczalną blondynkę – zaśmiał się i cmoknął mnie w czoło. - I nie mogę doczekać się każdego następnego dnia z nią.
- Jesteś wariatem – zaczęłam się śmiać.
- To dobrze, czy źle? - zapytał z figlarnym uśmieszkiem i nagle znalazł się nade mną.
- Hmm... - zarzuciłam mu ręce na szyję. - Wyobraź sobie nasze dzieci. Matka wariatka, ojciec wariat...
Zaśmiał się głośno.
- Pomyśl sobie jak będą mieli z nami dobrze – pocałował mnie słodko. - Najlepiej na świecie... - mruknął jeszcze i pocałował mnie namiętnie.

Obudziłam się w świetnym humorze. Spojrzenie na pierścionek na moim serdecznym palcu, dodał mi tyle energii, że nie miałam problemu ze wstaniem z łóżka. Zarzuciłam na siebie koszulę Grześka i spojrzałam na niego. Spał spokojnie, na lewym boku, a zarost, który miał na twarzy sprawił, że wyglądał nieziemsko.
Wyciągnęłam aparat z torby i cyknęłam mu parę fotek, po czym zabrałam się za robienie śniadania. Kiedy kroiłam pomidora i podśpiewywałam sobie wesoło, dłonie Grześka chwyciły mnie za biodra, a usta znalazły się na szyi.
- Możesz tak śpiewać codziennie rano – mruknął.
- Chyba fałszować – zaśmiałam się.
- Możesz tak słodko fałszować każdego ranka – szepnął i pocałował moją kość policzkową.
- Chyba żebyś ogłuchł – zaśmiałam się.
Obrócił mnie w swoją stronę i przycisnął moje pośladki do blatu kuchennego.
- Nigdy tak nie mów – spojrzał na mnie z miłością w oczach.
- Mam zaśpiewać? - wybuchnęliśmy śmiechem.
- Uwielbiam, kiedy się śmiejesz – trącił mój nos swoim nosem.
- Uwielbiam kiedy do mnie mówisz – wykonałam taką samą czynność jak on przed chwilą.
- Uwielbiam wszystko, co z tobą związane – musnął moje usta swoimi.
- Nawet to jak się złoszczę?
- Wyglądasz słodko, kiedy się złościsz – wyszczerzył się jak wariat.
Pokręciłam głową ciągle się uśmiechając.
Szybko zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy na ostatnie zakupy. Drobiazgi dla naszej rodziny oraz przyjaciół, ale i także nowy zegar do domu, wykonany z przepięknego kamienia oraz obrazek na ścianę.
- A co Zibiemu na urodziny? - spytałam oglądając jakieś figurki.
- Kupmy mu skrzynkę piwa, na pewno się ucieszy – wyszczerzył się Grzesiek, a ja cicho się zaśmiałam. - A tak na poważnie, to może jakieś perfumy?
- Czemu nie? - powiedziałam cicho.
Wybraliśmy szybko jakieś i zanieśliśmy wszystko do domku, gdzie zaczęło się pakowanie. Kiedy składałam nasze ubrania, cały czas uważnie obserwowałam pierścionek na moim palcu. Czasem zdawało mi się, że mi się to przyśniło i że w dodatku źle widzę, ale cały czas był na moim serdecznym palcu i wyglądał przepięknie.
- Kochanie, chcesz kanapkę? - usłyszałam głos Grześka z kuchni.
- Miałeś pakować rzeczy, a nie się obżerać! - odkrzyknęłam śmiejąc się wesoło.
W drzwiach sypialni pojawił się środkowy z jedną kanapką w ręce i zaczął uważnie mi się przyglądać.
- O co chodzi? - spytałam z uśmieszkiem.
- Naprawdę się zgodziłaś – wyszczerzył się i przełknął ostatni kawałek.
- Zaraz to odwołam, jak nie przestaniesz się obijać – rzuciłam w niego koszulką.
- A czy to – ruszył w moim kierunku – czy to też jest obijanie się? - uśmiechnął się figlarnie i wpił się w moje usta. Zarzuciłam mu ręce na kark i przyciągnęłam jeszcze bliżej siebie. Rączka od walizki wbijała mi się w plecy, ale w ogóle mnie to nie obchodziło. Podejrzewam, że nawet nóż mógłby mi się wbijać w plecy, a wcale by mnie to nie ruszyło.
Złapałam koszulkę środkowego tuż przy jej końcach i już unosiłam ją do góry, kiedy odezwał się pieprzony telefon.
- Pieprzyć to – mruknął tuż przy moich wargach i palcami namacał zapinkę od stanika, która schowana była pod luźną koszulką.
Zaśmiałam się cicho i nie słysząc już dzwoniącej komórki, szarpnęłam za koszulkę siatkarza i podciągnęłam ją do góry odsłaniając pięknie wyrzeźbioną klatkę piersiową.
Chyba częściej będę musiała mu mówić, że się obija...

Zbyszek wyłączył telewizor i podniósł się z kanapy. Nie mógł się na niczym skoncentrować, ponieważ z głowy nie mogła mu wyjść Gośka. Dzisiaj śniła mu się nawet i to w ramionach innego mężczyzny, nie jego. Dostawał szału, kiedy pomyślał, że ktoś mógłby jej dotykać, całować, kochać się z nią.
Potrząsnął głową, aby odgonić od siebie te myśli.
Wtem rozległ się dzwonek jego komórki. Niechętnie spojrzał na telefon, ale kiedy na wyświetlaczu pojawiła się nazwa „Gosia”, odebrał bardzo szybko.
- Halo?
- Cześć, Zbyszek – usłyszał niewyraźny głos blondynki; serce zabiło mu szybko. - Chciałam złożyć ci najserdeczniejsze życzenia. Spełnienia marzeń, osiągnięcia wszystkich celów, które sobie postawiłeś i szczęścia z Kamilą.
- Dziękuję, ale poza tym ostatnim.
- Nie rozumiem...
- Odeszła – mruknął pod nosem.
- Jak to „odeszła”? - zdziwiła się. - I zabrała też Julkę?
- Tak – pokiwał głową.
- Ale to chyba nie przeze mnie, prawda? Nie dowiedziała się o naszym spotkaniu?
- Nie, nie dowiedziała się – powiedział i lekko się uśmiechnął. - Dziękuję za pamięć.
- Nie mogłam nie zadzwonić w twoje urodziny – odparła cicho. - Także jeszcze raz, wszystkiego najlepszego i nie przeszkadzam, na razie!
Nie zdążył już nic powiedzieć, ponieważ się rozłączyła. Przymknął oczy i oparł się o oparcie kanapy.
Pamiętała... Jak zawsze pamiętała o rzeczach ważnych. Nie spodziewał się, że po tym wszystkim jeszcze kiedyś usłyszy jej głos. Prawdziwy głos, nie ten, który sobie przypominał w myślach, czy odsłuchiwał na wspólnych nagraniach, które znalazł niedawno w sypialni na dnie szuflady. Chciał kiedyś jeszcze usłyszeć jej dźwięczny śmiech, który zawsze pobudzał go do życia. Chociaż raz...

Gośka ciągle stała z telefonem w ręku i nie była pewna, tego co przed chwilą usłyszała od Zbyszka. Dlaczego Kamila go zostawiła? Ona teraz dałaby wszystko, aby wrócić do niego. Poczuć jak to jest mieć go przy sobie, pocałować, dotknąć, usłyszeć jak mówi do niej „skarbie”, czy „kochanie”. Usłyszeć jego donośny śmiech.
Musiała sama przed sobą przyznać, że jakaś jej cząstka, gdzieś tam głęboko się ucieszyła, ale było jej strasznie głupio z tego powodu. Chciała jego szczęścia, aby był wesołym, zadowolonym mężczyzną, a nie wrakiem człowieka.
Usiadła na fotelu i oparła łokcie na kolanach, a brodę na otwartych dłoniach. Długo biła się ze sobą, czy zadzwonić, czy lepiej nie dzwonić. Jego numer wybierała bardzo dużo czasu i w końcu zdecydowała się nacisnąć zieloną słuchawkę, a później szybko zakończyć połączenie czerwoną.
Poczuła jak po jej policzku spływa łza. Przymknęła oczy i kolejny raz poczuła się strasznie bezradna...





Po piątej kolejce Plus Ligi mamy lidera, którym jest... Olsztyn! Brawo! :) A reszta tabeli wygląda następująco: Jastrzębski Węgiel, Skra Bełchatów, Asseco Resovia, ZAKSA, Czarni Radom, Effector Kielce, Politechnika Warszawska, AZS Częstochowa, Trelf Gdańsk, BBTS Bielsko – Biała i Transfer Bydgoszcz :)
Apropos Transferu! Do tego zespołu, jak już zapewne wiecie, dołączył Carson Clark :D Nie powiem, podoba mi się to bardzo :D
Niektórzy może już wiedzą, poziomkowa. wróciła do łask Twitter'a, tylko na zupełnie nowym koncie :D Więc jeśliby ktoś miła i chciał obserwować, to zapraszam: https://twitter.com/pozioomkowa :)
pozdrawiam,
poziomkowa

środa, 6 listopada 2013

Dziewięćdziesiąt cztery

Kilka minut po godzinie dziewiętnastej, kiedy leżałam na łóżku i lekko przysypiałam, usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Podniosłam się niechętnie na łóżku i zawołałam:
- Grzesiek?!
Odpowiedziała mi cisza.
Westchnęłam głęboko i stanęłam na nogach. Zapukałam w drzwi łazienki i po chwili, kiedy nie uzyskałam żadnej odpowiedzi, pociągnęłam za klamkę. W pomieszczeniu ani śladu Grześka.
- Grabisz sobie dzisiaj pani Kosok – mruknęłam pod nosem i ruszyłam do kuchni.
Chciałam wyjść z domku, ale zauważyłam na stoliku w kuchni duże, prostokątne pudełko. Zdjęłam pokrywkę i moim oczom ukazała się błękitna, zwiewna sukienka bez ramiączek i która sięgała do połowy ud. Kiedy wyciągnęłam ją z pudełka, na podłogę spadła nieduża, jasnoniebieska koperta z czerwoną pieczęcią.
Kto w tych czasach jeszcze używa pieczęci?, przeszło mi przez głowę, ale nie zmieniało to faktu, że było to miłe zaskoczenie. Podniosłam ją z ziemi i delikatnie otworzyłam. Wyjęłam z niej delikatną, kremową kartkę i przeczytałam krótkie hasło, które napisane było pochyłym pismem Grześka:
„Załóż sukienkę i wyjdź z domku na boso. Skręć w lewo i idź pięćdziesiąt kroków.” 

No bardzo dużo mi to mówi, Grzegorzu! I jeszcze boso?!
- Co ty kombinujesz? - powiedziałam sama do siebie, ale ruszyłam do sypialni, aby się przebrać.
Włożyłam sukienkę, pasowała idealnie i trzymając kopertę w dłoni, wyszłam z domku i skręciłam w lewo, tak jak napisane było na karteczce. Nie włożyłam butów, tak jak prosił.
Idąc, odliczałam swoje kroki. Kiedy byłam przy czterdziestym trzecim, zauważyłam na środku ulicy kolejną kopertę i żółtą różę oraz starszego mężczyznę, który stał blisko mojej kolejnej wskazówki.
Kiedy wybił pięćdziesiąty krok, przystanęłam, a mężczyzna spojrzał na mnie z uśmiechem i wskazał kopertę oraz różę. Kiwnęłam głową i podniosłam rzeczy z ulicy. Drżącymi dłońmi otworzyłam kopertę i wyjęłam z niej identyczną karteczkę, jak za pierwszym razem.
„Dalej idziesz kolejne sto kroków. Podczas tego spaceru znajdź rzecz, która najlepiej oddaje mój charakter. Masz dziesięć minut. Zabierz ją do kolejnego przystanku. Powiedz: hora de inicio.”
Podrapałam się w skroń i zamiast tych trzech słów, których znaczenia kompletnie nie znałam, wolałam powiedzieć inne, tylko tamto składało się z dwóch słów.
- Hora de inicio – powiedziałam patrząc na starszego mężczyznę.
Uśmiechnął się szeroko i pokazał stoper, którym zaczął odmierzać mi czas.
Kompletnie nie wiedziałam, co się dzieje. Wiedziałam, że pierwsze pytanie jakie padnie w moich ust, kiedy już znajdę Grześka będzie, czy ty człowieku jesteś normalny?
Pokręciłam głową i ruszyłam przed siebie, a starzec za mną. Idąc uważnie się rozglądałam. Żeby znaleźć coś, co określało charakter środkowego musiałam się trochę namyśleć, aby wybrać odpowiednią cechę. Po jakiejś minucie namysły, wybrałam romantyczność. Tylko co ciekawego można wziąć za odzwierciedlenie romantyczności? Kwiatki? Nie. Świece!
- Gdzie ja tu znajdę świece? - mruknęłam do siebie.
Ludzie patrzyli na mnie trochę dziwnie, ale miałam ich gdzieś. Miałam tylko nadzieję, że Grzesiek jakoś mi wytłumaczy to co się tutaj dzieje, bo nie mam bladego pojęcia.
Spojrzałam na swoje dłonie, w których były listy. Czy to nie należało do przedmiotów romantycznych? No moim zdaniem jak najbardziej, ale czegoś zabrakło. Wpadłam do malutkiego sklepiku i zaczęłam szukać ładnego pióra. Tylko czym ja miałam zapłacić? Spojrzałam na starszego mężczyznę ze stoperem. Uniósł kciuk do góry i ruszył do kasy, aby zapłacić, a mnie wskazał palcem kierunek, gdzie mam iść. Podziękowałam i z uśmiechem ruszyłam prosto przed siebie.
Nie pamiętałam już, który krok zrobiłam, ale po tym, kiedy zobaczyłam starszą panią stojącą z kolejną kopertą i kolejną różą w dłoni, stwierdziłam, że to kolejny przystanek. Podała mi kopertę bez słowa i przypięła malutką różyczkę do materiału sukienki, po czym zniknęła z pola mojego widzenia.
„Skręć w leśną dróżkę, którą zobaczysz za dwadzieścia kroków.”
Wypuściłam powietrze z płuc i ruszyłam przed siebie. Tak, jak było napisane, skręciłam w leśną dróżkę. Przeszłam nią ledwo dwa kroki, a przystanęłam. Ścieżka przy swoich brzegach wyłożona była malutkimi lampeczkami, a przy każdej z nich wstążeczka w identycznym kolorze, jak moja sukienka.
Uśmiechnęłam się zaskoczona i ruszyłam dróżką. Przeszłam kilka kroków z mocno bijącym sercem i przystanęłam, ponieważ na środku ścieżki leżała kolejna koperta i coś białego, czego nie potrafiłam określić oraz czarny marker. Drżącymi rękami otworzyłam kopertę i wyciągnęłam karteczkę.
„Marzenia się spełniają... Napisz swoje największe na lampionie. Kiedy już skończysz, zostaw go i idź dalej.”
Zaśmiałam się cicho i kucnęłam. Wzięłam marker do ręki i napisałam bez zastanowienia, to co było dla mnie największym marzeniem. Odłożyłam marker na swoje miejsce, zabrałam koperty oraz pióro i ruszyłam przed siebie, jeszcze kilka razy oglądając się za siebie, aby popatrzeć na to piękne miejsce.
Kolejna koperta była już pozostawiona na końcu ścieżki, gdzie zaczynał się piasek. Sięgnęłam po nią, a serce myślałam, że zaraz wyskoczy mi z piersi.
„Zostaw wszystko tam, gdzie stoisz i idź przed siebie. Nie bój się, kiedy ktoś zawiąże Ci oczy... Daj się prowadzić...”
On chce chyba, żebym ja na zawał padła.
Spojrzałam przed siebie. Jedyne, co dawało światło, to księżyc, który dopiero, co zaczynał się pojawiać oraz światła z miasta. Przełknęłam ślinę i ruszyłam przed siebie. Ufałam mu i wiedziałam, że nic mi się nie stanie, ale chyba do mojego serca ta informacja nie docierała, ponieważ biło niesamowicie głośno i szybko.
Nagle ktoś chwycił mnie za rękę, ale o dziwo nie krzyknęłam, ani nie pisnęłam. Ten dotyk znałam aż za dobrze.
- Grzesiek, co ty kurw...
- Ciii... - uciszył mnie szybko i zasłonił oczy delikatnym materiałem.
Zaciskając pięści stałam i czekałam aż skończy wiązać przepaskę. Kiedy kokarda była już zawiązana, chwycił mnie za rękę i lekko pociągnął, co spowodowało, że zaczęłam iść.
- Gdzie t...?
- Em, zamknij się wreszcie – powiedział słodkim głosikiem.
- A ja wybrałam ci cechę romantyczność... - pokręciłam głową.
Mogłam dać sobie rękę uciąć, że skubaniec wtedy się uśmiechnął, ale w odpowiedzi usłyszałam tylko, że mam być cicho.
Przytaknęłam niezbyt chętnie i dałam się poprowadzić. Po kilku krokach poczułam pod swoimi stopami ciepłą wodę i aż się uśmiechnęłam. Ciekawa byłam strasznie, co on kombinuje.
- Zmoczę całą sukienkę – powiedziałam cicho, kiedy szliśmy dalej w morze.
- Ciii... - uciszył mnie kolejny raz, a ja westchnęłam zrezygnowana i dałam się prowadzić dalej.
Trzy sekundy później poczułam jak lekko skręciliśmy w prawo.
- Uważaj, bo wchodzimy na skałę – szepnął Grzesiek i mocniej chwycił moją rękę.
Kiwnęłam głową i lekko podnosząc prawą stopę namacałam nią skałę. Stanęłam na niej, a woda teraz sięgała mi za kostki. Środkowy puścił moją dłoń i powiedział, abym się nie ruszała. Serce biło mi jak oszalałe. Stałam na skale w wodzie z zawiązanymi oczami. Czy on chciał mnie utopić?
- Odwiąż opaskę – poprosił cicho.
Sięgnęłam wstążki z tyłu głowy i pociągnęłam za jeden z jej końców. Kawałek materiału zsunął się z moich oczu i wylądował w wodzie. Zamrugałam kilka razy i spojrzałam na to, co się działo dookoła. Światło dawał tym razem tylko księżyc, który oświetlał idealnie środkowego, który w białej koszuli i jasnych, jeansowych rybaczkach klęczał prze de mną w wodzie.
W głowie mi aż zawirowało, kiedy zobaczyłam w jego dłoni małe pudełeczko i złoty pierścionek z malutkimi, błyszczącymi brylancikami. Czekoladowe tęczówki lśniły w blasku księżyca i patrzyły na mnie uważnie.
- Wyjdziesz za mnie? - usłyszałam głos Grześka, a po sekundzie również głośne bicie mojego serca oraz uderzające o brzeg fale.
Patrzyłam na środkowego i nie mogłam nic powiedzieć, ponieważ głos ugrzązł mi w gardle. Czy on właśnie próbował mi się oświadczyć? Jakie próbował?! On to właśnie zrobił!
Przez chwilę patrzyłam na pierścionek, a potem spojrzałam prosto w czekoladowe tęczówki, które patrzyły na mnie z czułością. Na mojej twarzy pojawił się zbłąkany uśmiech, a głowa sama kiwnęła.
- Tak – usłyszałam swój głos.
Na twarzy siatkarza pojawił się szeroki uśmiech. Najpiękniejszy jaki w życiu widziałam i taki szczery.
Chwilę później pierścionek znalazł się na moim serdecznym palcu, a siatkarz pocałował mnie lekko w dłoń. Wyprostował się i spojrzał mi prosto w mokre od łez oczy.
- Zgodziłaś się...
- Zgodziłam się – wyszczerzyłam się jak głupia i chwyciłam jego dłonie stając bliżej niego.
- Kocham cię – szepnął i pochylił się ku mojej twarzy.
- Ja ciebie też – nie musiałam długo czekać na dotknięcie moich warg przez jego usta.
Grzesiek mi się oświadczył! - ryknęło w mojej głowie, a usta jeszcze szerzej rozciągnęły się w uśmiechu przerywając na chwilę pocałunek.
- Po co te wszystkie gierki? - mruknęłam tuż przy jego ustach.
- Lubię patrzeć jak nad czymś intensywnie myślisz – szepnął.
- Wszystko widziałeś? - zdziwiłam się, ale szeroko uśmiechnęłam.
- Wszystko – pocałował mnie mocno.
- Podglądacz – zaśmiałam się, kiedy nasze usta się od siebie oderwały.
- Co ja poradzę na to, że tak mocno cię kocham i tak się od ciebie uzależniłem, że żyć bez ciebie nie mogę? - patrzył mi cały czas w oczy.
Wyszczerzyłam się jak chora na umyśle.
- Chodź – chwycił mnie za rękę i sprowadził ze skały. - Ty napisałaś swoje marzenie, ja też – mówił, kiedy wychodziliśmy na brzeg. - Zostało tylko nasze wspólne – uśmiechnął się i mocniej ścisnął mnie za rękę.
- Być zawsze razem – uśmiechnęłam się, a on cmoknął mnie w skroń.
Chwilę później na lampionie, który jakimś cudem znalazł się na brzegu, widniał już napis. Grzesiek wyciągnął z kieszeni zapalniczkę i zaczęliśmy się mocować z lampionem. Odpalenie go, wcale nie jest takie łatwe, ale było mnóstwo śmiechu.
- Zawsze razem? - zapytał środkowy patrząc mi w oczy i trzymając wspólnie ze mną lampion, który zaraz miał polecieć do góry, aby wzbić nasze marzenia w powietrze.
- Zawsze – uśmiechnęłam się patrząc mu również w oczy.
Chwilę później lampion wzbił się w górę, a my objęci patrzyliśmy na niego.
- Kocham cię, wiesz? - odezwałam się minutę później zadzierając głowę, aby móc na niego spojrzeć.
- Do końca świata? - spytał chwytając mnie lekko za podbródek.
- I o dwa dni dłużej – szepnęłam i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku.
Kiedy lampion zniknął z pola naszego widzenia, zapragnęłam znaleźć się w domku, sam na sam z Grześkiem. On najwyraźniej też, ponieważ chwycił mnie mocno za rękę i powiedział:
- Idziemy na skróty.
Nie przestąpiłam sama nawet jednego kroku, ponieważ siatkarz chwycił mnie na ręce.
- Postaw mnie! - zaczęłam się śmiać, a on ruszył z miejsca.
- Nie.
- Dlaczego? - spytałam.
- Bo ktoś mi cię jeszcze ukradnie, a tego bym nie zniósł – mocno mnie pocałował.
- Nikt mnie nie ukradnie, bo to ty mnie ukradłeś i skradłeś serce – dźgnęłam go w pierś. - I ja wcale nie chcę uciekać – pocałowałam go lekko zarzucając mu ręce na szyję.
Chwilę później byliśmy już w domku. Grzesiek postawił mnie na ziemię, ale nie pozwoliłam, aby nie trzymał mnie za rękę i nie miał kontaktu z moim rozgrzanym ciałem. Zamknął drzwi na klucz i chciał zapalić światło, ale złapałam go za drugą rękę.
- Co ty robisz? - zapytał śmiejąc się.
Nie odpowiedziałam, ponieważ wpiłam się w jego usta ze zdwojoną siłą i zaczęłam ciągnąć go w stronę sypialni. Poczułam jego palce na swoich plecach w miejscu, gdzie znajdował się zamek od sukienki. Po chwili poczułam jak sukienka swobodnie spadła mi z tułowia odsłaniając stanik i mój brzuch. Odsunął się na chwilę ode mnie, aby sukienka swobodnie opadła na podłogę.
Pociągnęłam go za skrawek koszuli i przywarłam plecami do ścinany całując go zachłannie. Moje palce same zabrały się za rozpinanie jego koszuli. Kiedy wszystkie zostały już rozcięte, rzuciłam koszulę gdzieś w ciemność, a na szyi poczułam gorące usta Grześka...


No to jak Wam się podobały oświadczyny? xD
Epizod dzisiaj, bo jakimś cudem dotarłam o wiele za wcześnie do domku :D Brawo dla Dyrektora i mojej Mamuśki! Haha :D
Dzisiaj Resovia gra przeciwko
Jihostroj CESKE BUDEJOVICE w Lidze Mistrzów :D Do boju Sovio! ♥
No nic, lecę na randkę z polskim, a później z chemią, bo trzeba się wyrobić na mecz jakoś :D
Trzymajcie się cieplutko! ;*
poziomkowa.
PS
Gdyby ktoś miał fejsa, to proszę o kliknięcie w ten link: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=543143432445713&set=gm.540139316078218&type=1&relevant_count=1&ref=nf Gdyby się zdjęcie spodobało, prosiłabym o kliknie „Lubię to” ;D Z góry dzięki! ;*

Proszę też o pomoc dla mojego ukochanego Bobra! :D Poniżej linki, więc jeśli chcecie Jej pomóc, wlicza Jej się to na świadectwo w trzeciej klasie gimnazjum ;) Mam nadzieję, że pomożecie :) Dziękuję! ;*
https://www.facebook.com/paleniejestslabe/app_343962649074157?app_data=share_id:103
https://www.facebook.com/paleniejestslabe/app_343962649074157?app_data=share_id:134