poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Osiemnaście

- Co ty tu robisz? - wyszeptałam mierząc się wzrokiem z Jurkiem.
- Jak miło, że wpadłaś – odezwał się przepełnionym słodkością głosem i zaczął iść w moim kierunku. - Mogłem się domyśleć, że przylecisz do swojego Romeo.
- Co? - spytałam się już głośniej.
Niepotrzebnie pytałam. Sama przecież znałam odpowiedź. Skoro Gośka mieszkała teraz w Gdańsku, to pewnie dalej utrzymywała kontakty z Jurkiem. Musiała mu powiedzieć o tym, że zastała mnie w mieszkaniu Zbyszka wtedy rano, kiedy przyszła tutaj.
- Widzę, że przy okazji przyprowadziłaś obstawę – uśmiechnął się. - Z nimi też sypiasz? - zadrwił.
- Zamknij się! - warknęłam i wymierzyłam mu siarczysty policzek.
Miałam ochotę krzyczeć, wyzywać, okładać go pięściami. Chciałam, żeby zniknął jak najszybciej, żeby był jak najdalej ode mnie.
- Czyli tak – zaśmiał się.
- Nic nie wiesz – powiedziałam głosem pełnym złości.
- W niezłym towarzystwie się obracasz, Em – ciągle patrzył mi w oczy. - Siatkarz tu, siatkarz tam – zaśmiał się, za co dostał kolejny raz w twarz.
- Wyjdź! - ryknęłam mu prosto w twarz.
- To na razie Zbyszek – pomachał w stronę nieprzytomnego mężczyzny i posłał mi szeroki uśmiech. - Powodzenia, chłopaki – rzucił jeszcze do środkowych i opuścił mieszkanie swobodnym krokiem.
Oderwałam nogi od podłoża i podbiegłam do atakującego. Twarz ubadźgana krwią, to samo koszulka i szyja. Czułam jak oczy zaczynają mnie piec.
- Przepraszam – wyszeptałam dotykając lekko policzka Bartmana.
Miałam ochotę walnąć się prosto w twarz. Sprawić by zabolało mnie tak, jak nieprzytomnego Zbyszka albo jeszcze mocniej. Byłam na siebie wkurwiona, a nawet to było za małe słowo.
Obróciłam się w stronę środkowych. Stali jak zamurowani i wlepiali we mnie wzrok, z którego można było odczytać: niedowierzanie i wielkie zdziwienie.
- No co tak stoicie?! - ryknęłam na nich, a po prawym policzku popłynęła łza. - Ruszcie się i zadzwońcie na pogotowie!
Grzesiek wyrwany z transu, od razu sięgnął po telefon do kieszeni, a ja odwróciłam od nich wzrok i ponownie wlepiłam wzrok w nieprzytomnego Zbyszka. Jego twarz była taka spokojna, pierwszy raz ją taką widziałam. Zamknęłam oczy i pozwoliłam kolejnym dwóm łzom popłynąć po policzkach.
Czułam się paskudnie. Przeze mnie leżał teraz nieruchomy we krwi. Modliłam się tylko w duchu, aby nie było to nic poważnego. Gdyby coś stało mu się przeze mnie, a już tego, że nie uczestniczyłby w treningach, nie wybaczyłabym sobie tego ja, jak również on mnie. Wiedziałam jak siatkówka jest dla niego ważna. Nawet śmiem twierdzić, że ta dyscyplina sportu była najważniejsza w całym jego życiu.
Cisza. Przerażająca cisza. Środkowi wpatrzeni we mnie, nie wiedząc co mają powiedzieć. Podobnie było ze mną. Było mi wstyd. Wstyd za Jurka, za to jak się zachował i za to wszystko co powiedział. Nie powiem zdziwiły mnie trochę jego słowa i zachowanie. Zawsze uważałam go za oazę spokoju i za grzecznego mężczyznę. Kiedy jeszcze byliśmy parą, to ja uchodziłam za tę rozwydrzoną i szaloną, a on za oazę spokoju. Nigdy nie widziałam, aby z kimś się nawet kłócił, a co dopiero kogoś uderzył.
I właśnie wtedy, kiedy klęczałam przy Bartmanie pojawiło się pytanie „Czy ja w ogóle znałam mężczyznę, z którym byłam przez ostatnie dwa lata?”.
Mocno zacisnęłam powieki i poczułam jak skronie zaczynają mi mocno pulsować. W głowie miałam wielki bałagan i nie potrafiłam go w żaden sposób poukładać.
Nie miałam pojęcia ile czasu siedzieliśmy w ciszy. Dopiero, kiedy w mieszkaniu zjawili się ratownicy pogotowia, usłyszałam głosy i szuranie butów.
- Proszę się odsunąć – poprosiła mnie jedna z kobiet ubrana cała na czerwono.
Nie posłuchałam jej. Ciało miałam jak sparaliżowane. Dopiero po chwili poczułam jak koś mocno mnie obejmuje i odciąga od nieprzytomnego Bartmana.
- Nic mu nie będzie, zobaczysz – usłyszałam cichy głos Grześka, a po sekundzie jego dłoń gładziła mnie już po głowie.
- To wszystko moja wina – nie byłam pewna, czy w ogóle wypowiedziałam te słowa.
- Na policję państwo dzwonili? - zadał pytanie jakiś męski głos.
- Tak, ja dzwoniłem – odpowiedział Piotrek.
Jęknęłam w duchu. Przez to, że pojawiłam się w ich życiu, Grzesiek będzie świadkiem na dwóch rozprawach, a Piotrek z Bartmanem na jednej. Narobiłam im kłopotów, za co wkurzenie na samą siebie sięgało już zenitu.
- Przepraszam was – odezwałam się głośno, ale nie oderwałam głowy od piersi Kosy.
- Daj spokój – powiedział Piotrek, a po chwili dotknął lekko moich pleców. - Odwieź ją do domu – polecił Grześkowi.
- Nigdzie nie jadę – odpowiedziałam stanowczo i oderwałam się od czarnowłosego siatkarza.

Oni mnie do domu chcieli wysłać?! Nie ma mowy!

Spojrzałam najpierw Grześkowi, a później Pitowi w oczy i pokręciłam głową.
- Em...
- Nigdzie się stąd nie ruszę – powiedziałam stanowczo i przetarłam, wilgotne od łez, oczy. - Można wiedzieć, co z nim? - zapytałam lekarki, która teraz zakładała Zbyszkowi opatrunek.
Obok mnie stanęli środkowi.
- Państwo z rodziny? - spytała od razu patrząc na nas.
- N... - zaczął blondyn, ale głośno mu przerwałam.
- Jestem narzeczoną – przełknęłam ślinę.
- Skoro tak.. - westchnęła. - W sumie, to nic złego mu się nie stało – odparła i przykleiła plaster na lewą brew. - Za chwilę powinien się obudzić – uśmiechnęła się lekko do mnie. - Zostanie mu kilka siniaków i zadrapań – zamknęła apteczkę i podniosła się.
Czułam jak z każdym jej wypowiedzianym słowem, kamień lekko spadał mi z serca. Na szczęście, nic poważnego mu się nie stało, co nie zmieniało tego, że byłam na siebie wściekła.
- Gdzie ja...? - odezwał się nagle Zbyszek i podniósł głowę próbując ogarniając cały chaos wokół siebie.
Nie zdążył nawet obrócić głowy w prawą stronę, ponieważ byłam uwieszona na jego szyi.
- Bardzo cię przepraszam – szepnęłam i mocno go do siebie przytuliłam.
Atakujący nic nie odpowiedział tylko się zaśmiał.
Dobra, wraca do żywych, ale żeby od razu wybuchać śmiechem? Jurek chyba za mocno mu przyłożył.
- Czyli wszystko z nim okej – powiedział zadowolony Piotrek.
- Proszę pokazać się jutro w szpitalu – westchnęła lekarka.
Bartman kiwnął głową.
- A gdzie jest ten sukinsyn? - spytał ZB9 przypominając sobie wszystko.
- Policja go już szuka – odpowiedział mu czarnowłosy środkowy.
- Nie zna Rzeszowa, więc daleko nie ucieknie – dodałam swoje trzy grosze dalej nie wypuszczając atakującego z objęć.
- Jak to się w ogóle stało, że mu nie oddałeś? - zdziwił się Piotrek.
- W sumie to niewiele pamiętam – odparł niezbyt zadowolony z siebie ZB9. - Pamiętam, że otworzyłem drzwi, dostałem czymś w głowę, a później mignęły mi tylko porozrzucane rzeczy i pięści Jurka.
Ciągle nie mogłam uwierzyć w to, jak zachował się Gdańszczanin. Ten mężczyzna, którego dzisiaj widziałam, a Jurek, który był mój, całkowicie się od siebie różnił. Ja go po prostu nie znałam, i musiałam się z tym pogodzić.
- Ma pan świetnych przyjaciół – stwierdziła pani doktor – i narzeczoną, oczywiście.
Uśmiechnęłam się pod nosem, ale nikt nie mógł tego zobaczyć, ponieważ połowę twarzy zakrywały mi włosy, a druga część była przyłożona do piersi atakującego.
- Narzeczoną? - zdziwił się ZB9.
- Przez tego idiotę zapomniał, że się jej oświadczył – powiedział Piotrek.
- Myślałam, że z pamięcią nie będzie kłopotów – oznajmiła doktorka.
- Przypomnę mu – odezwałam się głośno i spojrzałam w zielone tęczówki zdziwionego Zbyszka.
- Serio?
- Jasne – pokiwałam głową z uśmiechem i przyłożyłam swoje czoło do czoła Bartmana. - Nie wyobrażaj sobie za dużo – powiedziałam cichutko tak, aby tylko on to usłyszał.
Chciało mi się śmiać, ale przecież nie mogłam się zdradzić z tym, że kłamałam.
- A mogło być tak pięknie – zanucił, a środkowi wybuchnęli śmiechem.

- Przepraszam cię jeszcze raz – powiedziałam obmywając kawałkiem ścierki czoło Zbyszka.
- Daj spokój – machnął ręką. - Nic takiego mi się nie stało – spojrzał mi w oczy. - A tobie? - zapytał, a ja nie zrozumiałam o co chodzi.
- Co mnie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Tobie nic nie zrobił? - uniósł jedną brew do góry, co poskutkowało tym, że trochę się skrzywił.
Pokręciłam przecząco głową i odwróciłam wzrok. I już wiedziałam, że popełniłam błąd, bo oczy Bartmana wbiły się we mnie ze zdwojoną siłą.
- Co ci powiedział? - zapytał zdenerwowany.
- Spytał czy z nami też sypia – w drzwiach łazienki pojawił się nagle Piotrek i udzielił za mnie odpowiedzi.
- Co?! - ryknął Zbyszek o mało co nie spadając z wanny, na której razem z nim siedziałam. - Jak „też”?! Przecież my nigdy nic...!
- Ty to wiesz, ja to wiem, chłopaki – wskazałam kciukiem na środkowych – też, ale Jurek i Gośka nie – skrzywiłam się.
- Powiecie nam o co w tym wszystkim chodzi? - zapytał Grzesiek również wchodząc do pomieszczenia wyłożonego jasnymi kafelkami.
- Właśnie – poparł przyjaciela Cichy Pit. - Zibi, skąd ty znasz Jurka? O ile wiemy, to znasz Emilkę tyle co my.
- Jurek zdradził mnie z Gośką – westchnęłam odpowiadając na pytanie i mocząc szmatkę w wodzie.
- Że co? - zdziwił się Kosa i wbił w nas swoje czekoladowe tęczówki.

Nie tylko dla ciebie to był szok
, przebiegło mi przez myśl, ale nic nie powiedziałam tylko przyłożyłam ściereczkę do policzka atakującego próbując zmyć z niego wielką czerwoną plamę z krwi.
- Tą twoją Gośką? - upewnił się Nowakowski.
Bartman kiwnął zrezygnowany głową, a ja westchnęłam głośno.

No to czas na wyjaśnienia...


- Czekaj – odezwał się Piotrek, kiedy Zibi skończył opowiadać o tym wszystkim, co się wydarzyło – to, kiedy pocałowałeś Emilkę, to tylko po to, aby Gośka była zazdrosna?
Atakujący kiwnął twierdząco głową.
- I kiedy Em była u ciebie to przyszła Gośka, bo chciała pogadać, a ty – zwrócił się do mnie – zamknęłaś jej drzwi przed nosem mówiąc, że jesteście zajęci?
Podobnie jak Bartman, kiwnęłam głową.
- Ale numer – skrzywił się Nowakowski.
- Lepszego nam już nie trzeba – westchnęłam zamykając oczy i oparłam głowę o oparcie kanapy, na której siedziałam razem z Grześkiem.
Chciałam wyrzucić cały dzisiejszy dzień z pamięci, a nawet to, aby w ogóle nie istniał. Chłopaki będą musieli się włóczyć po sądach i to przeze mnie. Nie mogłam sobie tego wybaczyć. Najgorsze co mogłam zrobić, to pozwolić na to, aby Zbyszkowi stała się krzywda przez Jurka.
- Teraz ważne, żeby dostał jakąś karę – powiedział Bartman.
- Pewnie się wywinie – skrzywiłam się.
Jurek potrafił załatwić wszystko. Dosłownie. Miał kontakty wszędzie. Zaczynając od sklepów mięsnych, ciągnąc tak do gangów, a na sądach kończąc. Można śmiało stwierdzić, że właśnie przez jedną taką sprawę się poznaliśmy.
- Jeszcze zobaczymy – odpowiedział pewnie Zibi i podniósł się z fotela. - Nie z takimi dawałem sobie rade – wkroczył pewnym krokiem do kuchni.
- Jurek nie jest taki znowu zwyczajny – powiedziałam podciągając kolana pod brodę. - Potrafi wykręcić cię tak, że nawet nie spodziejesz się kiedy.
Atakujący otworzył lodówkę i ogarniając wzrokiem jej zawartość powiedział pewnym głosem:
- Damy radę. Już ja się o to postaram.
Zabrzęczały szklane butelki, które wyciągnął z lodówki. Wrócił do salonu i podał nam po jednej. Chłopaki wodę, a ja, dzięki, że pamiętałeś Zibi, sok jabłkowy. Odkręciłam zimną butelkę i pociągnęłam łyk.
- Ten sukinsyn jeszcze nas popamięta – obiecał Bartman, a środkowi pokiwali głowami; spojrzałam prosto w jego zielone tęczówki, w których teraz tańczyły ogniki chęci zemsty. - I nigdy już cię nie skrzywdzi.
Przez następne kilka sekund patrzył mi głęboko w oczy, a ja czułam jak zbiera mi się na płacz. Nie potrafiłam stwierdzić dlaczego. Bałam się tego, co może się wydarzyć? Tego jak to wszystko daleko zabrnie? Może i tak, ale jednego byłam pewna: zyskałam przyjaciół dla których, już teraz mogłabym zrobić wszystko, tak jak oni dla mnie.


Bardzo Was przepraszam, że dzisiaj później trochę, ale dosłownie trzudzieści minut temu pojawiłam się w domu, szkoła ;/ Brawo dla Dziewczyn, które miały racje, że w mieszkaniu będzie Jurek ;) Mam nadzieję, że epizod się spodoba i będziecie komentować :) A jak weekend? Pogoda dopisała? ;p Bo na swój narzekać nie mogę :D
Jeszcze jutro do szkoły i zaczynamy majówkę! JUUPI! ♥ Zajebistej majóweczki Wam życzę! :*
1. Rob Bontje przedłużył kontrakt o 2 lata i zostaje z nami.
2. Jastrzębie pozyskało nowego środkowego Alena Pajenka, reprezentanta Słowenii.
3. Russell Holmes po dwóch latach opuszcza Jastrzębski Węgiel.
4. Lorenzo Bernardi nadal trenerem "pomarańczowych".
5. Maciek Dobrowolski i Nikola Kovacevic opuszczają Asseco Resovię.
6. Miguel Falasca oficjalnie trenerem Skry.
Takich trochę transferów ;)
Co do Waszych blogów, jak na razie przeczytałam cztery, resztę w najbliższym czasie ;)

Mam do Was pytanie: do jakiej piosenki chciałybyście zatańczyć pierwszy, weselny taniec? ;p Wiem, pytanie trochę nie na miejscu, ale potrzebne mi właśnie takie piosenki :) Czekam na Wasze odpowiedzi, za które już z góry dziękuję ;*
Pozdrawiam Was ciepło, poziomkowa. ;*

czwartek, 25 kwietnia 2013

Siedemnaście

W poniedziałek rano wstałam jak zwykle po ósmej. Obudziłam dzieciaki i Krzyśka (Iwona już dawno była w pracy); nie mogli się przecież spóźnić na rozpoczęcie roku szkolnego. Pomogłam ubrać Dominikę, która chciała być na rozpoczęciu swojego brata; sama przecież do szkoły jeszcze nie chodziła, ale bardzo chciała. „Jak to małe dziecko”, przeszło mi tylko przez myśl i zawiązałam Sebastianowi mały krawacik.
Zrobiłam śniadanie, które zjedliśmy wspólnie i Ignaczakowie opuścili swój dom. Posprzątałam po posiłku i zasiadłam przed telewizorem. Nic ciekawego jak zwykle nie było, a ja strasznie się nudziłam. Podeszłam więc do regału z książkami i wybrałam z niego jakąś książkę z wątkiem kryminalnym. Ubrałam bluzę Krzyśka i wyszłam na taras, aby w spokoju poczytać.
- Ciociu, mogę mieć do ciebie pytanie? - usłyszałam głos Sebastiana jakieś półtorej godziny później.
Zamknęłam książkę i odłożyłam ją na stolik. Wskazałam krzesło naprzeciw mnie i odpowiedziałam z uśmiechem:
- Jasne, pytaj o co chcesz.
Dalej ubrany w odświętne ciuchy, usiadł na miejscu, które mu wskazałam.
- Kochasz jeszcze Jurka? - spojrzał mi prosto w oczy.
Zbił mnie całkowicie z tropu jakiegokolwiek. Skąd u dzieciaka takie pytanie? O co właściwie chodzi?
- Nie Sebastian, nie kocham go już – oznajmiłam nie spuszczając z niego wzroku.
- Czyli nie będziesz mi miała za złe, prawda? - spytał, a jego policzki zrobiły się lekko czerwone.
- Seba, o czym ty mówisz? - domagałam się odpowiedzi.
- No bo to – sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął z niej podarte kartki – przyszło w piątek. - podał mi strzępki.
Rozłożyłam wszystkie części na stoliku. Można było poskładać z nich jakiś list i dwa zdjęcia, na których byłam ja razem z Jurkiem.
No raczej w strzępkach, to to nie przyszło.
- Ty to podarłeś? - zapytałam patrząc mu prosto w oczy.
- Ta.. – pokiwał głową i uciekł wzrokiem. - Ja wiem, że on ci zrobił krzywdę, inaczej byś nie przyjechała...
Poczułam się źle. Cholernie źle. Sebastianowi moje przyjazdy kojarzyły się wyłącznie z tym, że ktoś mnie skrzywdził, że było mi źle. Byłam na siebie wściekła. Jak mogłam pozwolić, na to, aby temu wspaniałemu dzieciakowi ciotka kojarzyła się ze zranioną osobą?
Wstałam ze swojego krzesła i podeszłam do młodego Ignaczaka. Uśmiechnęłam się leciutko i mocno go przytuliłam czując jak jedna łza spływa po moim policzku.
- Przepraszam cię – wyszeptałam.
- Za co? - zdziwił się Sebastian.
Chłopak lekko się ode mnie odsunął i spojrzał mi prosto w oczy.
- Za to, że nie przyjeżdżałam – przełknęłam ślinę.
- Ale jesteś teraz – uśmiechnął się o otarł swoją dłonią moją łzę. - I mieszkasz z nami i jest fajnie.
Uśmiechnęłam się szeroko. Igła miał naprawdę wspaniałego syna, którego można mu było pozazdrościć. Chciałam, aby w przyszłości i moje dziecko było właśnie takie jak Sebastian. Miłe, mądre, otwarte.
- Nie gniewasz się, prawda? - spytał. - Za to, że podarłem ten list i te zdjęcia...
- Oczywiście, że nie – uśmiechnęłam się do niego leciutko, patrząc prosto w oczy. - Zrobiłabym dokładnie to samo, co ty – przytuliłam go kolejny raz.
- Coś nas ominęło? - zapytał Krzysiek wchodząc nagle na taras z Dominiką siedzącą mu na ramieniu.
- Nic, co byłoby warte uwagi – odpowiedziałam i wypuściłam z objęć jego syna. - Zrobię wam coś do jedzenia – uśmiechnęłam się i zgarnęłam strzępki papieru ze stołu; ruszyłam do kuchni.
- Pomogę ci – zgłosił się młody Ignaczak i wbiegł za mną do domu.
Tego samego dnia kilka minut po godzinie dziesiątej, dostałam jeszcze telefon od prezesa. Pytał, czy mogłabym, oprócz robienia zdjęć, poprowadzić stronę internetową i oficjalny Fan Page na Facebooku. Zgodziłam się bez żadnego „ale”. Znałam się trochę na informatyce, więc problemu nie było.
Do południa kończyłam czytać książkę, a potem wzięłam się za gotowanie barszczu czerwonego. Wiernym moim pomocnikiem został Sebastian, który w kuchni nie odstępował mnie na krok i zadawał mnóstwo pytań. Jak ma pokroić warzywa, czy nie za cienko obrał ziemniaki. Chciało mi się trochę z niego śmiać, ale powstrzymałam się. Nie chciałam go w jakikolwiek sposób zniechęcić. Poza tym sama zadawałam takie pytania babci, kiedy godzinami przesiadywałam z nią w kuchni i razem coś pichciłyśmy rozmawiając przy okazji o wszystkim i o niczym.
Kiedy zupa była prawie gotowa, a my z młodym Ignaczakiem sprzątaliśmy, do domu wróciła z pracy Iwona. Trochę ją zaskoczyło, że widzi swojego syna w kuchni, ale było to jak najbardziej na plus.
- Naprawdę nie wiem, jak ty to robisz – powiedziała zadowolona, kiedy mieszałam zupę w garnku, a Sebastian poszedł wyrzucić śmieci.
- Ale co? - spytałam próbując barszczu.
- Krzysiek daje ci samochód, którego mnie za cholerę nie chce odstąpić – zaśmiała się. - I jeszcze dzisiaj Seba w kuchni!
Uśmiechnęłam się szeroko i chwyciłam solniczkę w swoją dłoń.
- Jestem pod wrażeniem – wyszczerzyła się i poklepała mnie lekko po ramieniu.
Kiwnęłam jej tylko głową z wielkim zadowoleniem i posoliłam nasz dzisiejszy obiad.

Popołudnie spędziliśmy na tarasie. Chcieliśmy złapać jeszcze trochę słońca. Zaczynał się przecież wrzesień, a to oznaczało w naszym kraju pochmurną pogodę, no i jesień. Do godziny osiemnastej grałam razem z Sebastianem w badmintona. Graliśmy przez prawie trzy godziny, a ja wcale nie czułam zmęczenia. Było to dziwne, bo młody Ignaczak tak kierował lotkę, że musiałam czasami latać po większości ogródka. A ogródek trochę powierzchni miał.
Kiedy w pięknym stylu kończyłam atak, którego Sebastian nie obronił, na tarasie pojawił się Piotrek razem z Grześkiem. Otarłam kropelki potu z twarzy i wesoło do nich podbiegłam.
- Cześć – przywitałam się i sięgnęłam po szklankę soku, którą podała mi Iwona.
- Dzień dobry – odparli niezbyt wesoło.
- Co was sprowadza? - zapytałam i wzięłam łyk pomarańczowego płynu.
- Szukamy Zbyszka – odpowiedział mi Kosa.
- U nas się nie ukrywa – zaśmiałam się.
- Nic ci nie pisał, nie dzwonił? - dopytywał się Cichy Pit.
- Nie – pokręciłam głową. - Sprawdzaliście w jego mieszkaniu?
- Dajcie spokój – odezwał się Igła. - Pewnie jest gdzieś na zakupach albo z kimś się spotkał.
- Miał się spotkać z nami – oznajmił Grzesiek. - A w mieszkaniu byliśmy. Waliliśmy do drzwi i nic – środkowy rozłożył bezradnie ręce.
- Chociaż przez chwilę zdawało nam się, że coś słyszeliśmy – przypomniał sobie Nowakowski.
Serce zabiło mi szybciej.
Gdzie jest Bartman do cholery?!
Środkowi słyszeli jakiś dźwięk w środku, ale nikt im nie otworzył. Warto było to sprawdzić. Tylko...
Odstawiłam szklankę na stolik, o mało nie wylewając jej zawartości i wbiegłam do domu. Dopadłam się do mojej torebki i zaczęłam ją dokładnie przeszukiwać.
- Co jest? - spytał Piotrek wchodząc z resztą dorosłych do salonu.
- Gdzie jesteście? - mruknęłam pod nosem i otworzyłam jedną z kieszonek w torebce. Mam! - Jedziecie ze mną? - zamachałam środkowym przed oczami kluczami od mieszkania ZB9.
Równocześnie kiwnęli głowami i ruszyliśmy szybkim krokiem w stronę volva. Znaczy oni sobie szli, ja musiałam biec. Bóg nie obdarzył mnie tak długimi nogami jak mieli oni.
Wskoczyliśmy do auta i odpaliłam ślinik. Z piskiem opon odjechałam z podjazdu moich przyjaciół. Miałam szczęście, że nigdzie nie stała policja, bo zapłaciłabym ze trzy mandaty, jak nie więcej. Dwa za przejechanie na czerwonym świetle, jeden za przekroczenie prędkości, a kolejnych wykroczeń mogłam nie zauważyć.
Serce biło mi mocno. A co, gdyby teraz coś złego działo się ze Zbyszkiem? Wcisnęłam mocniej pedał gazu. Bałam się o niego. Był moim przyjacielem, nie chciałam, żeby coś złego mu się stało. A może Zibi właśni śpi sobie smacznie na kanapie, te odgłosy, które słyszeli Grzesiek z Piotrkiem, to tylko chrapanie? Ale która opcja jest trafniejsza? Oby ta druga.
W pięć minut pokonałam odległość od domu Ignaczaków do mieszkania atakującego. Wybiegłam wręcz z auta, zostawiając kluczki w stacyjce. Zorientował się Kosa, więc zgasił silnik i zamknął na kluczyk volvo.
Wcisnęłam przycisk, który sprowadzał windę, ale kiedy minęło pięć sekund, długich pięć sekund, zaczęłam wbiegać po schodach, a za mną siatkarze grający na pozycji środkowych. Serce waliło mi jak oszalałe, a byłam dopiero na trzecim piętrze. Bieganie po schodach było strasznie męczące.
Wreszcie wbiegłam na piąte piętro i znalazłam się pod drzwiami Zbyszka. Coś huknęło, a moje serce dostało palpitacji. Huk pochodził z mieszkania ZB9. Uspokoiłam szybko drżące ręce i otworzyłam drzwi.
Odetchnęłam głęboko i weszłam do mieszkania na paluszkach, podobnie jak Nowakowski z Kosokiem. Szybko pokonaliśmy przedpokój i dotarliśmy do salonu atakującego, w którym nic nie było na swoim miejscu. Porozrzucane płyty, gazety, figurki, medale, a sam właściciel leżał w jednym z kątów pomieszczenia. Serce przestało przez chwilę bić, a nogi wrosły w ziemię, kiedy zobaczyłam twarz mężczyzny pochylającego się nad Bartmanem...



Miał być jutro, ale wstawiam dzisiaj :) Mam nadzieję, że się spodoba i będziecie komentować ;)
News z ostatniej chwili: ZB9 się zaręczył z Joanną... Gratulacje ;)
Igła wczoraj dodał nowe filmiki, także Kto jeszcze nie widział, to proszę:
http://www.iglaszyte.pl/2013/04/wakacje/
Pozdrawiam Egzaminatorów, którzy będą sprawdzać moje wypociny :) Mówią, że brudnopisów się nie sprawdza, ale skoro nie jest zamazane, to się w oczy rzuci ;p „MISTRZ, MISTRZ RESOVIA” - taki oto napis :D
Egzaminy... Najgorzej nie było, tyle powiem :)
Fabian Drzyzga na najbliższe dwa lata w Resovi, zadowolony Ktoś? ;p
Słuchajcie, z racji tego, że już do egzaminów się uczyć nie muszę (zostają tylko poprawy), to w komentarzu, który zostawicie pod tym postem, umieszczajcie linki do swoich opowiadań... Ja zrobię sobie listę i będę próbowała przeczytać wszystkie opowiadania, który na niej się znajdą :) Nie gwarantuje, że będzie to szybko, bo trochę tych popraw mam, ale myślę, że dam radę ;) Lista będzie leżała na moim biurku, więc o niej nie zapomnę! :)
Pogoda piękna, więc siedzę sobie na tarasie, popijam zimną herbatę i pisze kolejne epizody, które, mam nadzieję, przypadną Wam do gustu, a potem pójdę pojeździć na rowerze :D A u Was jak z pogodą? ;p
Zapraszam do czytania i komentowania :)
Całuję Was, poziomkowa. ;*

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Szesnaście

Pomału zaczynałam otwierać oczy. Głowa leciutko mnie bolała, a poduszka wydawała się jakoś dziwnie twarda. Słońce świeciło mi prosto w twarz, więc odwróciłam głowę i otworzyłam szeroko oczy. O ile pamiętałam, to poduszki Kurka były w kolorze białym, a nie niebieskim. Podniosłam głowę i dopiero teraz zorientowałam się, że moją dzisiejszą poduszką była klatka piersiowa Kosy. Przełknęłam ślinę i najdelikatniej oraz najciszej jak tylko mogłam odsunęłam się na sam koniec łóżka. Jeszcze by brakowało, żeby obudził się nie w tym momencie, co trzeba, a te jego czekoladowe tęczówki zaczęły by na mnie patrzeć, jak na wariatkę. Musiały mnie nawet prześladować we śnie. Wielkie, brązowe oczy wpatrzone tylko we mnie i nic więcej się nie działo. Żadnego ruchu głową, chociażby mrugnięcia.
Chwyciłam telefon i spojrzałam na godzinę. Było kilka minut po ósmej, czyli musiałam wziąć leki. Dziwne, że nie usłyszałam budzika, który był przecież ustawiony na odpowiednią godzinę.
Wyszłam z łóżka, drapnęłam pudełeczko z tabletkami i na palcach udałam się w stronę kuchni. Minęłam salon, w którym siatkarze spali jak zabici. Chciało mi się trochę śmiać z pozycji Zbyszka, którego kończyny były powykrzywiane w każdą możliwą stronę, ale się powstrzymałam. Bartman długo nie zapomni tej imprezy i poranku po niej.
Otworzyłam cicho lodówkę i wyjęłam z niej masło oraz jakąś szynkę. Szybko zrobiłam sobie kanapkę i równie szybko wylądowała ona w moim układzie pokarmowym. Wyciągnęłam dwie pastylki i połknęłam je bez żadnych problemów. Pamiętam jak kiedyś męczyłam się, żeby je zażyć. Musiałam je rozgniatać, bo nie mogłam połknąć całych. A jednak pobyt w szpitalu wszystko odmienił, a raczej pielęgniarki, które się z tobą nie bawiły i na siłę wpychały ci do przełyku pastylki.
Wzdrygnęłam się na wspomnienie kilku miesięcy spędzonych w szpitalu; od razu odgoniłam od siebie te wspomnienia.
Do szklanki nalałam sobie soku i podeszłam do okna, które otworzyłam, ponieważ zaczynało robić się duszno. Usiadłam przy telewizorze i z półki pod nim wyciągnęłam jakąś gazetę. „Przegląd Sportowy” z dnia czternastego września dwutysięcznego dziewiątego roku. Uśmiechnęłam się szeroko patrząc na ucieszonych siatkarzy ze złotymi medalami na szyjach. Francja została pokonana 3:1! Co to był za mecz!
Przejrzałam całą gazetę zaczytując się w każdy możliwy artykuł.
- Całą noc tak siedziałaś? - z zaczytania wyrwał mnie głos Piotrka.
Odwróciłam się w jego stronę i pokręciłam głową. Środkowy wyglądał... No powiedzmy, ze nie wyglądał dobrze. Blond włosy, mimo że nie były zbyt długie, każdy w inną stronę, podkrążone oczy, niemrawa twarz.
- Ale mnie wszystko boli – jęknął próbując się przeciągnąć. - To gdzie ty spałaś? - spojrzał mi prosto w twarz.
- W łóżku Bartka – odpowiedziałam zamykając gazetę.
- A Grzesiek gdzie? - pociągnął temat.
- Razem ze mną – wzruszyłam ramionami nawet na niego nie patrząc i odłożyłam magazyn w miejsce, z którego ją wzięłam.
- Yy..
- Nic nie było, jeśli o to ci chodzi – powiedziałam od razu i podniosłam się z podłogi.
- Musicie tak głośno rozmawiać? - odezwał się Zbyszek, który wciąż miał zamknięte oczy i drzemał na fotelu.
- Przepraszam – szepnęłam i weszłam do kuchni. - Chcesz coś zjeść? - zapytałam Piotrka otwierając lodówkę.
- Nie rób sobie kłopotu – machnął ręką.
- Daj spokój – uśmiechnęłam się i wyciągnęłam kilka smakołyków z kurkowej lodówki.
Wstawiłam wodę do czajnika i nasypałam kawy do dwóch kubków. Posmarowałam chleb masłem i nałożyłam na niego dwa plastry szynki oraz żółtego sera.
- Cześć – przywitał się Grzesiek, kiedy zaczynałam kroić pomidora.
- Witam – uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Heej – odezwał się zrezygnowanym głosem blondyn z kanapy.
- Siadaj – wskazałam nożem krzesło przy małym stole w kuchni.
Czarnowłosy zajął posłusznie miejsce i zaczął przyglądać mi się, ale to przyglądanie było podobne jak wtedy podczas sesji. Nie było to nachalne spojrzenia, tylko takie ukradkowe.
Skończyłam kroić pomidora i wtedy rozległ się dźwięk, który obwieszczał, że woda się zagotowała. Wzięłam czajnik do ręki i zalałam dwie kawy. Wyciągnęłam jeszcze z lodówki cytrynę i przekroiłam ją na pół. Wycisnęłam z jednej połówki sok do dwóch kubków. Jeden podałam Nowakowskiemu.
- Co to jest? - spytał wąchając napój.
- Kawa z cytryną – wzruszyłam ramionami. - Powinna pomóc – uśmiechnęłam się lekko i wróciłam do kuchni. - Ta druga jest dla ciebie – oznajmiłam Kosie wskazując na jasnozielony kubek.
- A ty?
- Ja nie potrzebuję – uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam nakładać pomidora na kanapki.
Podziękował i wziął łyka napoju trochę się krzywiąc.
- A ja coś dostanę? - usłyszałam po chwili zmęczony głos Zbyszka.
- Się robi – odpowiedziałam wesoło i zajrzałam do lodówki Kurka.
- Gdzie ja znajdę taką dziewczynę jak ta? - wybełkotał Bartman chodząc do kuchni i siadając obok Kosy.
Zaśmiałam się lekko i wyciągnęłam z lodówki potrzebne mi składniki. Przyjmujący miał naprawdę dobrze wyposażone to urządzenie. Zabrałam się za robienie leku na kaca jakim był „Las Vegas”.
- Dlaczego będę miał inne? - spytał ZB9 widząc, że do szklanki wlewam sok pomidorowy.
- Dla ciebie specjalny napój – wyszczerzyłam się.
- Patrzcie jak się stara – uśmiechnął się tryumfalnie atakujący, a ja tylko pokręciłam z dezaprobatą głową.
Dodałam kolejne składniki i wszystko wymieszałam. Podałam szklankę siatkarzowi i czekałam aż zacznie pić. Modliłam się, żeby nie wybuchnąć śmiechem, kiedy zacznie to spożywać, ale nie udało mi się. Bartmanowi już po pierwszym łyku, twarz wykrzywiła się na wszystkie możliwe sposoby.
- Co to jest, do jasnej cholery? - zapytał plując do zlewu, a ja nie mogłam przestać się śmiać.
Fakty – napój był paskudny, ale patrzcie jak szybko postawił Zibiego na nogi.

Jestem mistrzem!

- Sok pomidorowy, śmietana, surowe jajko, pieprz, sól i gałka muszkatołowa – odpowiedziałam nie mogąc przestać się śmiać.
- Jezu, nie można ciszej? - jęknął gospodarz wchodząc do kuchni i mierząc mnie wzrokiem.
- Przepraszam – powiedziałam i powachlowałam sobie dłonią przed twarzą, żeby trochę się orzeźwić i próbując zaprzestać się śmiać.
- Co to? - zapytał Bartek wskazując na szklankę Bartmana.
- Napój na kaca – wyszczerzyłam się. - Patrz jak szybko postawił Zbyszka na nogi – wybuchnęłam śmiechem i wzięłam z talerza jedną kanapkę.

Przez następne trzy godziny chłopaki leczyli swojego kaca, a ja czytałam magazyny, które Kurek miał w swojej kolekcji. Sportowe, samochodowe, wszystkie jakie wpadły mi w ręce.
Około godziny trzynastej zadzwonił Krzysiek pytając czy jesteśmy gotowi do drogi. Ja byłam jak najbardziej, Grzesiek i ZB9 również. Tylko biedny Nowakowski spał siedząc na kanapie z kubkiem niedopitej kawy. Pit na niezłym kacu, to rzadki widok, ale mnie udało się to zobaczyć.
Kilka minut później w mieszkaniu Bartka zjawiła się rodzina Ignaczaków i Kubiak, który wyglądał podobnie jak Piotrek.
- Imprezy są zajebiste, ale poranki po nich niezbyt – stwierdził Dziku i opadł na kanapę zamykając oczy i budząc przy tym środkowego o blond włosach.
Pożegnałam się z Kurkiem, który obwieścił, że odwiedzi mnie w Rzeszowie, jak najszybciej się tylko da. Wiedziałam, że trochę sobie będę musiała poczekać, przecież z Moskwy do Rzeszowa kawałek drogi jest. Podziękowałam za fajną imprezę, życzyłam wszystkiego najlepszego w czasie jego pobytu w Rosji i opuściłam bełchatowskie mieszkanie.
Zapakowałam Bartmana i Grześka do swojego auta, a Piotrek pojechał razem z Krzyśkiem. Włączyłam radio, z którego popłynął utwór „Szminki róż” zespołu Video i włączyłam się w ruch uliczny.
- Możesz przyciszyć? - zapytał siedzący z tyłu Zibi.
Kiwnęłam głową i ściszyłam o kilka kresek, tak, że teraz było ich piętnaście.
- Jeszcze trochę? - ciągnął Zbyszek.
Ściszyłam do dziesięciu.
- Jeszcze troszeczkę?
Jego głos zaczął już działać mi na nerwy, ale przyciszyłam do pięciu. Teraz to już prawie nic nie słyszałam.
- Jeszcze tak tyci tyci – poprosił, a ja myślałam, że zaraz całkowicie wybuchnę.
Przecież jakbym jeszcze ściszyła, to byłaby kompletna cisza! Zamiast przekręcić guzik w lewo, przekręciłam w prawo tak, ze teraz głos wykonawcy i muzyka były na trzydzieści kresek, a atakujący aż podskoczył na siedzeniu.
- Ścisz to, błagam! - wydarł się.
- Zamknij się, Bartman! - warknęłam. - Jestem u siebie, a tobie jak coś nie pasuje, to możesz przesiąść się do Igły!
- Dobra, już się zamykam – burknął tylko i zamknął oczy próbując zasnąć. - A możesz...?
- Zamknij się, bo zaraz opuścisz volvo – nawet nie dałam mu skończyć.
Grzesiek zaśmiał się. Spojrzałam na niego miną „No co?”.
- Ustawiasz nam Bartmana do pionu – szepnął, abym tylko ja go usłyszała.
- Ktoś w końcu musi – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i zaczęłam podśpiewywać sobie razem z Wojtkiem Łuszczykiewiczem. Głosu dobrego do śpiewania nie miałam, więc fałszowałam, co wywoływało jeszcze głośniejsze jęki rozpaczy Bartmana i kolejne wybuchy śmiechu Kosy.
Cóż za miła podróż, pomyślałam z uśmiechem i wcisnęłam pedał gazu.

Przez następne pięć godzin w samochodzie odzywałam się tylko ja i Grzesiek. Bartman zasnął, kiedy byliśmy trzydzieści kilometrów za Bełchatowem. Przynajmniej nikt mi nie jęczał, że muzyka gra za głośno. Kosie to nie przeszkadzało, a nawet przy niektórych utworach dawał głośniej.
Kiedy wjeżdżaliśmy już do Rzeszowa, skierowałam się w stronę mieszkania atakującego przy okazji budząc go. Nie był zbytnio zadowolony, że ktoś zakłócił jego sen i mruczał coś pod nosem, ale my z Grześkiem nie zwracaliśmy na to uwagi. Rozmawialiśmy na temat zespołu „Nightwish”, więc Zbyszek nawet nie wtrącał swoich trzech groszy.
Zatrzymałam samochód pod blokiem Bartmana, a on opuścił pojazd. Mruknął na odchodnym „Cześć” i zniknął szybko z naszego pola widzenia.
- Oj zachodzisz mu za skórę – zaśmiał się Kosok.
- Nie powiem kto tu komu zachodzi za skórę – odpowiedziałam z uśmiechem. - Koniec tematu Bartmana. O której wyjeżdżamy do Gdańska? - zapytałam skręcając w prawo.
- Myślałem nad drugą, co ty na to? - uniósł prawą brew do góry.
- Pasuje – kiwnęłam głową z uśmiechem.

Dwadzieścia minut później byłam już na podjeździe Ignaczaków. Wyciągnęłam swoje rzeczy z bagażnika i ruszyłam do domu. Rzuciłam wszystko na fotel i opadłam na kanapę obok Sebastiana, który majstrował coś w aparacie taty.
- Bardzo ładnie razem wyglądacie – skomentował pokazując mi zdjęcie z imprezy, na którym byłam z Grześkiem w trakcie jednego z tańców.
Pokręciłam tylko głową i zaśmiałam się cicho. Jeszcze tego by brakowało, żebym w to uwierzyła i poczuła do Grześka coś więcej niż tylko przyjaźń.



No to macie szesnastkę, mam nadzieję, że się spodoba :D
MISTRZ, MISTRZ RESOVIA!!! ♥♥♥ DZIĘKUJĘ!!! Mnie emocje się jeszcze trzymają!! :D A Wy, zadowoleni? ;p No to mamy podium:

I. Asseco Resovia Rzeszów
II. ZAKSA Kędzierzyn–Koźle III. Jastrzębski Węgiel
Jak dla mnie: zajebiście!! :D I jeszcze raz: MISTRZ, MISTRZ RESOVIA!! ♥♥♥ Moja radość nie zna granic :D
https://fbcdn-sphotos-a-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash4/420657_403752606399051_735274549_n.png ← rozwaliło mnie to! Grzegorzu, kocham Cię, haha! ♥ https://fbcdn-sphotos-c-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash3/547348_569235399775135_1345466651_n.jpg ← to zdjęcie jest przeboskie, podobnie jak i to: https://fbcdn-sphotos-c-a.akamaihd.net/hphotos-ak-prn1/17420_495925050454600_1896210373_n.jpg
A do Ligii Światowej pozostało: 39 dni! ♥
Polscy Kadeci ze srebrnym medalem Mistrzostw Europy! ♥
Yyy... piszę testy przez kolejne trzy dni, więc kolejny epizod będzie dopiero w piątek ;) Ktoś jeszcze pisze, a Kto zostaje w domu i się leni? :D
Ja chcę, żeby Zibi został w Resovii, czy Ktoś jeszcze?!
Piter i Olieg oraz Paul zostają w RESOVII! ♥ Juupppii!!! :D To tak z ostatniej chwili ;)
Lecę popowtarzać sobie trochę materiału, a Wy czytajcie i komentujcie! :D Do piątku, pozdrawiam poziomkowa. ;*
MISTRZEM POLSKI JEST SOVIA, SOVIA NAJLEPSZA JEST, SOVIĘ TRZEBA SZANOWAĆ, SOVIA CWKS!! ♥ DZIĘKUJEMY!!

piątek, 19 kwietnia 2013

Piętnaście

Równo dwanaście minut później wystrojona w sukienkę, wysokie czarne szpilki oraz lekki makijaż opuściłam łazienkę.
- Nie przyniosę wstydu? - zapytałam siatkarzy.
Wszystkie spojrzenia skierowały się na moją osobę. Chciało mi się śmiać z ich min. Wyglądali jakby zobaczyli jaką boginię, a nie mnie ubraną w sukienkę.
- Wow – skomentował Bartek z kuchni.
- Genialnie wręcz – wyszczerzył się Piotrek.
- Przepięknie, Serniczku – wyszczerzył zęby w uśmiechu ZB9.
Wbiłam w niego wzrok i warknęłam:
- Jeszcze raz powiedz do mnie „Serniczku”, a nie ręczę za siebie.
Zaczynało mi to już działać na nerwy, a Bartman się świetnie bawił.
- Ej, ej! Spokój! - próbował rozładować sytuację gospodarz. - Bo mi się tu zaraz pobijecie!
- Każdy wie, kto by wygrał, prawda? - wyszczerzył się Nowakowski, a ja szeroko się do niego uśmiechnęłam.
- Kobiet nie biję – uniósł ręce w geście poddania atakujący.
- Jak miło – mruknęłam tylko pod nosem i wkroczyłam do kuchni. - Masz jakiś sok? - spytałam Bartka, który siedział już wygodnie w jednym z foteli.
- W lodówce – odpowiedział.
Otworzyłam urządzenie i wyszukałam kolorowy napój.
- Szklanki są w szafce nad zlewem – poinformował.
- Chce ktoś też? - pomachałam kartonem.
- Poproszę – odezwał się Grzesiek.
- I ja – dołączył Kubiak.
Wyciągnęłam szklanki i nalałam do nich soku.
- Proszę – podałam jedną Kosie, a drugą Michałowi.
Usiadłam na kanapie obok Karola i pociągnęłam łyk pomarańczowego płynu.
- Jak wy możecie w tym chodzi? - zdziwił się Dziku i wskazał na moje kilkucentymetrowe szpilki.
- Normalnie – wzruszyłam ramionami. - Przyzwyczaiłam się już.
- Podziwiam, taka udręka dla nóg – odezwał się Piotrek.
- Kobieta wycierpi wiele, żeby przypodobać się facetom – odparłam zdecydowanie za szybko.
Ugryzłam się w język.
- Bardzo dziękuję za takie poświęcenie – wyszczerzył się Bartman, a spojrzałam na niego z politowaniem.
- No to komu chcesz się tak przypodobać? - pociągnął temat Bartek.
- Ja? - podniosłam do góry brwi. - Nikomu – wzruszyłam ramionami i pociągnęłam łyk soku. - Kobiety lubią też dobrze wyglądać – przypomniałam im.
- I to też dlatego, że chcą się przypodobać mężczyznom – wyszczerzył się Karol.
Kiedyś utnę sobie język, jak fotografię kocham!
- Czyli wszystko kręci się wokół nas – uśmiechnął się Kubiak.
- No a ty, co myślałeś? - Piotrek popatrzył na niego. - Jak się spotykają w swoim gronie, to jesteśmy głównym tematem.
- A ty skąd wiesz? - wtrąciłam.
- Po prostu wiem i już – uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Wy też się przecież stroicie – zauważyłam.

Brnijmy w to! Tak, jasne, bo nie ma innych tematów!

- Ale nie mamy takiego fioła na punkcie naszego wyglądu jak wy – odparł Zbyszek.
- No jak ty stroisz się tylko dla swojego audi, to tak jest – westchnęłam teatralnie, a reszta wybuchnęła śmiechem.
- Mówił ci ktoś, kiedyś, że masz niewyparzony język? - uniósł do góry brew ZB9.
- A bo to mało razy! - machnęłam ręką z wielkim uśmiechem.
- I oczywiście nic nie robisz, żeby się poprawić – ciągnął atakujący.
- A po co? - wzruszyłam ramionami. - Jeśli ludziom nie pasuje, to co mówię, drogę mają wolną. Ja ich przy sobie na siłę trzymała nie będę.
- Słyszałeś Zibi, jeśli coś ci nie pasuje, to tam są drzwi – zaśmiał się jego najlepszy przyjaciel i wskazał drzwi frontowe.
- Czy ja powiedziałem, że mi coś przeszkadza? - uśmiechnął się Bartman. - Mimo tego jaka jest, to zawsze będzie moim Serniczkiem – siatkarze wybuchnęli śmiechem, a ja chwyciłam poduszkę i z całej siły walnęłam nią w atakującego, ale ten oczywiście nic sobie z tego nie zrobił.

Pół godziny później szliśmy już razem z siatkarzami do klubu, w którym miała odbyć się impreza. Nie wiem, jak Kosa z Pitem, to zrobili, ale przemycili prezenty i nawet ja nie zauważyłam jak je nieśli.
W klubie czekali na nas już niektórzy siatkarze z partnerkami i prezentami dla Bartka, rzecz jasna. Razem z Grześkiem złożyliśmy solenizantowi życzenia i wręczyliśmy prezent. Kurek trochę się zdziwił, że prezent jest od nas obojga, zaczął nawet jakieś insynuacje urządzać, ale twardo i ja, i Kosa, brnęliśmy w to, że jesteśmy jedynie przyjaciółmi. No prawda, jak żadna inna przecież.
Kiedy zjawili się już wszyscy, zaśpiewaliśmy głośne sto lat i wypiliśmy za zdrowie przyjmującego po jednym kieliszku, jak to określił Winiarski „tak na rozgrzewkę”.
Na rozgrzewkę, to wy sobie możecie po pięćdziesiąt pompek zrobić, przemknęło mi przez myśl, ale nic nie powiedziałam tylko wlałam w siebie przezroczystą ciecz.
Poznałam przy okazji,
Atanasijevića oraz Čupkovića i jego dziewczynę. Mili ci Serbowie, nie mogę zaprzeczyć. Z Alkiem zatańczyłam nawet pierwszy taniec w klubie. Trzeba było jakoś porwać resztę siedzącą przy stolikach.
Gdy moja misja została spełniona, stało się to po dwóch piosenkach, opadłam na kanapę obok Grześka, który trzymał akurat w ręce jakiegoś drinka. Wyciągnęłam mu szklankę z ręki i wypiłam połowę.
- Dzięki – wyszczerzyłam się i oddałam mu napój alkoholowy.
- Nie ma za co – odwzajemnił uśmiech.
- Dlaczego nie tańczysz? - zapytałam patrząc mu w oczy.
- Nie robię tego zbyt często – odparł jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
Podniosłam swój tyłek z kanapy i złapałam go za rękę.
- No to od dzisiaj zmienimy nawyki – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
Pociągnęłam go jak najmocniej tylko potrafiłam, ani drgnął.
- No weź – jęknęłam i popatrzyłam mu w oczy. - Chodź – pociągnęłam go kolejny raz, tym razem skutecznie.
Posłałam mu tryumfalny uśmiech i wbiegłam w na parkiet. Z głośników właśnie poleciała nowa piosenka, a była nią "Przetańczyć z tobą chcę całą noc" Anny Jantar. Zdziwiłam się trochę, że w takim klubie puszczają tak starą muzykę, ale nie powiem, uwielbiałam tę piosenkę...

W innej części sali blisko siebie tańczyły dwie pary. Piotrek z Iwoną i Krzysiek z Dagmarą, żoną Winiarskiego. Z tamtego miejsca mieli doskonały widok na resztę bawiącej się sali.
Nowakowski właśnie obracał żonę przyjaciela wokół jej własnej osi, kiedy jego oczy zatrzymały się na Emilce i Grześku.
- Co jest? - zapytała Ignaczak, ponieważ jej partner przestał się ruszać.
- Ona jest niesamowita – uśmiechnął się i wskazał palcem na świetnie bawiących się blondynkę i bruneta.
Iwona podążyła wzrokiem za jego palcem i kiedy zauważyła obiekt zainteresowania, uśmiechnęła się szeroko.
- A wam co? - spytał libero.
- Patrz tam – jego żona wskazała palcem bawiącą się parę.
- Emilka – powiedziała Dagmara. - Ona...? Ona tańczy z Grześkiem? - spytała nie dowierzając w to co widzi.
- Stawiam jej flaszkę! - zaśmiał się Bartman dobiegając do nich i wskazując na Emilkę.
- Postawmy jej skrzynkę, a nie jedną marną butelkę – zaśmiał się środkowy, a z nim reszta.
- Wiedziałam, że ona zwykłą dziewczyną nie jest – upewniła się w swoim przekonaniu Dagmara i wróciła do tańca z zadowolonym Krzyśkiem.

Z Grześkiem tańczyłam przez następnych pięć piosenek, więc opadłam na klubową kanapę z lekkim hukiem. Kilka sekund później obok mnie pojawił się również Kosa trzymając w ręce dwa napoje.
- W ogóle nie rozumiem, dlaczego nie tańczysz – stwierdziłam biorąc od niego pomarańczowy płyn. - Według mnie tańczysz bardzo dobrze – uśmiechnęłam się przykładając słomkę do ust.
- To cud, że cie nie podeptałem – zaśmiał się i pociągnął łyk ze swojej szklanki.
- Mogę porwać? - usłyszałam głos Piotrka; obróciłam się w jego stronę.
- Jasne – uśmiechnęłam się.
Pociągnęłam łyka, przeprosiłam Kosę i powiedziałam mu, żeby znalazł sobie jakąś partnerkę do tańca, na co kiwnął tylko głową. Chwyciłam dłoń blondyna i ruszyliśmy na parkiet. Mimo że miałam na sobie najwyższe szpilki, jakie tylko udało mi się znaleźć, dla siatkarzy i tak byłam niska. Trochę to z boku musiało dziwnie wyglądać, ale nie ważne.
- Jak ci się to udało? - spytał środkowy lekko mnie obejmując; zaczęła się jedna z wolniejszych piosenek, więc przybliżyłam się do niego.
- Ale co? - zapytałam zadzierając lekko głowę, aby spojrzeć mu w oczy.
- Wyciągnąć Kose na parkiet – odpowiedział szczerząc się jak głupi.

A więc o to chodzi!

- Normalnie – wzruszyłam ramionami. - Poprosiłam.
- To jesteś czarodziejką – zaśmiał się Cichy Pit. - Ostatni raz pamiętam go tańczącego na weselu Rudzielca. I to dopiero po kilku głębszych.
Można powiedzieć, że lekko się zaczerwieniłam. Cieszyłam się, że udało mi się wyciągnąć Kosę na parkiet. Czułam się z nim swobodnie, nawet z Krzyśkiem tak dobrze mi się nie tańczyło, jak z nim.
- Stwierdziliśmy razem z Bartmanem, że należy ci się skrzynka wódki – powiedział, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Sama tego na pewno nie wypiję – odpowiedziałam dalej się śmiejąc.
- A kto powiedział, że zostawimy cię z tym samą? - wyszczerzył się Nowakowski, a ja ponownie wybuchnęłam śmiechem.
Ten wieczór spędziłam prawie cały na parkiecie. Tańczyłam ze wszystkimi siatkarzami, a nogi to myślałam, że mi odlecą. Wypiłam o kilka drinków za dużo, ale się nie przewracałam i film mi się nie urwał. Po prostu nie było to zbyt dobre dla mojego organizmu, z powodu przyjmowanych leków. Miałam tylko nadzieję, że na kontrolnych badaniach mnie nie zatłuką.
Aparat Krzyśka wzbogacił się o kilkadziesiąt nowych zdjęć; połowę zajmowałam ja i Grzesiek. Kilka fotografii przy naszym pierwszym tańcu, kilka przy następnych, a największą liczbę stanowiły zdjęcia z naszego wolnego tańca, który tańczyliśmy do piosenki „Przetańczyć z tobą chcę całą noc” Anny Jantar. Popukałam się tylko w czoło, kiedy nam o tym powiedział, a on stwierdził, że będzie co wywoływać. No to trochę kasy w zakładzie fotograficznym zostawi.
Bartman nie pozwalał mi o sobie zapomnieć. Kiedy tylko siadałam, żeby sobie troszkę odpocząć, porywał mnie na parkiet. Było to zabawne, ale wcale nie męczące. Nasza przyjaźń szła w bardzo dobrym kierunku i byłam z tego bardzo zadowolona. Zibi popisywał się czego on to nie umie, a każdy wybuchał śmiechem. Był w centrum uwagi i pasowało mu to, ale oczywiście w jakiś niezarozumiały sposób.
Nasz solenizant był w wyśmienitym humorze. Rozmawiał z każdym, nawet każdemu sprezentował jeden taniec z duecie z nim, nawet swoim kolegom, co wywoływało napady śmiechu reszty bawiących się. W sumie z solenizantem tańczyłam jakieś pięć razy i ani razu go nie podeptałam, co było sukcesem przy takich wielkich stopach jak jego.
Pod koniec imprezy Kurek przypomniał sobie, co dostał w prezencie ode mnie i od Kosy. Z pomocą DJ'a podłączył sprzęt (nie pytajcie jak mu się to udało, bo trzeźwy to on nie był, cud, że go prąd nie kopnął czy coś). No i się zaczęło.
Na pierwszy ogień poleciał solenizant razem z Piotrkiem. A co zaśpiewali? A raczej próbowali zaśpiewać? „Białego misia”, tak dokładnie. Popłakałam się ze śmiechu, podobnie jak Grzesiek. Nie dość, że darli się jak nie wiem, to jeszcze w niektórych momentach mylili słowa, a niekiedy to wychodziły im nowe. W drugiej zwrotce zamiast rzeka wyszło im reka, zamiast dni zaśpiewali sny, sercu równało się w ich języku seru a już pod koniec, kiedy przyszło słowa zatrzeć, wyszło im zedrzeć. Także jak brzmiała druga zwrotka?

Płynie szas, płynie szas
Jak ta reka a, a
I nie wrócą, nie wrócą tamte sny
W moim seru, w moim seru
Jest dziś rana a, a
Którą zedrzeć możesz tylko ty...

Kolejny występ należał do Winiara i Karola Kłosa. To dopiero był występ. I nie, nie śpiewali „Somebody that i used to know”, a piosenkę zespołu Ich Troje pod tytułem „Za ten papieros”. Tak się wczuli w rolę, że mina Dagmary wyrażała „Czy to na pewno mój mąż?”. Każdy wie o czym jest piosenka, więc nie dziwię się jej wcale. Para Winiar and Kłos spisała się niesamowicie. Dostali owacje na stojąco. Nie pomylili słów, choć czasem wychodził bełkot, ale dawali radę. No i jak już wspomniałam, cudowna gra aktorska Karola jako Justyny, a Michała jako Wiśniewskiego (nawet imiona się zgrały!).
Po nich zaśpiewał jeszcze Igła razem z Iwoną, jakąś piosenkę, której tytułu nie potrafię sobie przypomnieć. Największą furorę zrobili Dziku i ZB9 wykonując piosenkę „Jesteś szalona”. Latali po całej sali z mikrofonami i darli się jak opętani. Jeszcze nigdy tak dobrze nie bawiłam się przy tej piosence, a kilka imprez szczególnie tych wakacyjnych przy niej spędziłam. Trochę żałowałam, że nie będą mogli tego obejrzeć, ale Grzesiek mnie pocieszył i pokazał swój telefon, na którym były nagrane poszczególne wykonania.
Impreza zakończyła się około czwartej nad ranem. Oczywiście, najtrzeźwiejsza byłam ja oraz Grzesiek, jak zwykle zresztą i musiałam zająć się ulokowaniem wszystkich bezpiecznie w domach. Wpakowałam Winiarskiego, Dagmarę, Krzyśka, Iwonę do jednej taksówki podając adres i płacąc. W drugiej znaleźli się Kłos, dwójka Serbów razem z dziewczyną jednego z nich i również podając adres i płacąc wysłałam do mieszkania. Podobnie zrobiłam zresztą i w końcu w klubie zostałam ja, Kurek, ZB9, Dziku, Piotrek i Grzesiek oraz masa prezentów. Z Kosą zapakowaliśmy prezenty do ostatniej już taksówki, a później środkowego, atakującego i przyjmujących. Podałam kierowcy adres i odjechali, a my z Grześkiem postanowiliśmy się przejść.
Kiedy wstąpiliśmy tylko na chodnik, zdjęłam niewygodne już szpilki. Lubiłam w nich chodzić, ale za długo już dzisiaj były na moich stopach.
- Nie jest ci zimno? - spytał środkowy patrząc mi prosto w oczy.
Pokręciłam głową. Zimno mi nie było, ale małe kamyczki wbijały się w skórę.
- Cholera! - zaklęłam kilka sekund później, kiedy jakiś większy kamyk wbił mi się w nogę.
- Może jednak założysz te buty? - uniósł do góry brew Grzegorz.
- Nic mi nie będzie – uśmiechnęłam się nie przestając iść.
- To może... - zaczął, ale nagle umilkł.
- To może co? - popatrzyłam na niego z zaciekawieniem.
- No wiesz... - podrapał się po głowie.
- No właśnie nie wiem – odpowiedziałam dalej na niego patrząc.

Panie Kosok jakoś jaśniej, poproszę!

- W sumie to mogę cię zanieść do mieszkania Bartka, jeśli chcesz oczywiście – odpowiedział lekko zakłopotany.
Wbił mnie po prostu w ziemię. Zdziwiła mnie trochę jego otwartość; każdy go przecież zawsze uważał za niezbyt śmiałego. Ale zdziwiła w pozytywnym sensie! I to bardzo pozytywnym sensie.
- Jeśli nie będzie kłopotu – uśmiechnęłam się do niego.
Pokręcił tylko głową i chwycił mnie w swoje ramiona. Owiał mnie zniewalający zapach męskich perfum. Kiedy tańczyliśmy, nie zwróciłam na to uwagi, ale teraz było inaczej.
- Tylko mnie nie upuść – zaśmiałam się i spojrzałam na niego.
Nie musiałam zadzierać głowy, wystarczyło, że lekko ją podniosłam, a patrzyłam swoimi oczami prosto w czekoladowe tęczówki Kosy. Dopiero teraz to zauważyłam; wpatrywałam się w najpiękniejsze oczy jakie w życiu widziałam. Nikt kogo znałam, nie miał tak hipnotyzującego spojrzenia jak czarnowłosy środkowy. Tonęłam w jego oczach całkowicie zapominając, gdzie jestem i co się dzieje.
- Postaram się – aż lekko podskoczyłam na dźwięk głosu Grześka. - Wszystko okej? - spytał.
- Tak, tak – pokiwałam głową. - Zamyśliłam się – odpowiedziałam szybko i spuściłam lekko zawstydzona głowę.
Przez całą drogę w głowie miałam hipnotyzujące, czekoladowe tęczówki. Za cholerę nie mogłam wyrzucić ich z głowy. Nie mogłam, czy nie chciałam? Grzesiek mówił coś, a ja tylko potakiwałam głową albo odpowiadałam krótkimi wyrazami. Przez całe siedem minut, które szliśmy, nie spojrzałam mu w oczy.
Kiedy dotarliśmy do mieszkania Kurka, które było otwarte, zastaliśmy wszystkich w salonie. Gospodarz spał na jednym z foteli, podobnie było ze Zbyszkiem, a Piotrek rozłożył się na kanapie.
- To gdzie będziemy spać? - spytałam stojąc już na własnych nogach.
- Sypialnia Kurka jest do twojej dyspozycji – odpowiedział Kosa chwytając w rękę butelkę z wodą.
- A co z tobą? - popatrzyłam na niego, ale unikałam kontaktu wzrokowego.
- Jest przecież jeszcze jeden fotel – wskazał na mebel stojący tuz przy oknie i pociągnął łyk przezroczystego płynu.
- Nie wyśpisz się – stwierdziłam.
- Wyśpię się w domu – uśmiechnął się i schował butelkę do lodówki.
- Łóżko Bartka jest duże – oznajmiłam zbyt szybko; miałam ochotę ugryźć się w język. - Zmieścimy się oboje i jeszcze miejsca zostanie.
- Nie chcę żebyś czuła się jakoś nieswojo – odpowiedział patrząc na mnie i przy okazji łapiąc kontakt wzrokowy.
- Daj spokój – machnęłam ręką. - Będziesz spał na jednej połowie, ja na drugiej – jak już zaczęłam, to musiałam skończyć.
- Na pewno? - wolał się upewnić.
Kiwnęłam tylko głową i skierowałam się w stronę sypialni Kurka. Wyciągnęłam z torebki telefon oraz tabletki i położyłam na szafce nocnej. Z torby, którą przywiozłam, wyciągnęłam koszulę nocną i szybko ją na siebie włożyłam. Położyłam się do łóżka na lewym boku i okryłam szczelnie kołdrą. Zamknęłam zmęczone oczy, a wyobraźnia powitała wesołe, czekoladowe tęczówki.

Co one takiego w sobie mają?!

Zacisnęłam mocniej powieki i spróbowałam pomyśleć o czymś innym.

Em, myśl o czymkolwiek innym. Sad dziadka, jabłka, Karol i Krzysiek. Lato, troskliwe spojrzenia dziadków. Spojrzenia? Oczy w kolorze czekolady... Kurde!

- Dobranoc – usłyszałam głos Kosy i aż serce zabiło mi mocniej, a oczy od razu się otworzyły. Ty i twoje myśli, a tu nagle czyjś głos. I to jeszcze głos o kimś o kim myślałaś.
- Dobranoc – szepnęłam i ponownie zamknęłam oczy.
Tym razem sen przyszedł, jak na moje zawołanie, za co byłam dozgonnie wdzięczna.




No to macie piętnastkę :) Mam nadzieję, że się spodoba ;) Zapraszam do czytania i komentowania, oczywiście ;p
Przepraszam, że nie wrzuciłam wczoraj, ale nie miałam zbytnio czasu ;/ A dzisiaj po południu poszłam od razu świętować roczek mojej chrześnicy, więc proszę o zrozumienie :)
Jutro wielki finał!! Wierzę to, że po meczu zaśpiewam „Mistrzem Polski jest SOVIA!” ;D Mecz o osiemnastej na Polsacie Sport :) A może komuś udało się dostać bilety na finał? ;p
Nie wiem, jak Wy, ale ja oglądając ten filmik: http://www.youtube.com/watch?v=9C2-xabVHXI miałam centralnie łzy w oczach, podobnie jak Dziku... Gratulacje dla Jastrzębian za zdobycie brązu!! :D
Muszę się pochwalić!! :D Brałam udział w kampanii społecznej „Nie jesteś wyspą” i razem z moim krótkim opowiadaniem zdobyłam warsztaty dziennikarskie! JUPI!! ;D
U mnie świetna pogoda, a u Was? ;p
Stuknęło ponad 21 700 wyświetleń, za co bardzo, bardzo, bardzo DZIĘKUJĘ! ;*
Trzymajcie się, poziomkowa. ;*

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Czternaście

Była trzynasta, kiedy w domu Ignaczaków pojawił się Grzesiek. Wystrojony w czarną koszulę i ciemne jeansy. Do tego lekki zarost, który sprawiał, że oderwać wzroku od niego nie mogłam.
Em! Uspokój się! Jesteś tylko jego kumpelą, no albo przyjaciółką! Tylko tyle!
Pokręciłam głową, aby wyrzucić z głowy te myśli. Ale po nich przyszły kolejne, związane z siatkarzem o blond włosach. Mówił, że przyjdzie punktualnie. Miał jeszcze pięć minut. Ale czy pojawi się sam, czy z Natalką? Czy podjął pochopną decyzję i wyrzucił ją ze swojego życia? Za kilka minut się o tym przekonam.
- Jedziesz tak? - zapytała Iwona schodząc z góry i wskazując na moje podarte, krótkie spodenki i bluzkę z krótkim rękawem.
- Nie – pokręciłam głową. - Sukienkę mam w bagażniku – uśmiechnęłam się. - Nie chciałam, żeby się wygniotła.
- Rozumiem – odwzajemniła uśmiech. - Grzesiek, może się czegoś napijesz? - zapytała przerywając rozmowę środkowego z jej mężem.
- Nie, dzięki – odpowiedział z uśmiechem i wrócił do rozmowy na temat jakiejś nowej taktyki.
Gospodyni kiwnęła głową i poszła do łazienki, a ja siedziałam na kanapie i wpatrywałam się w telefon. Zaczynało mnie to denerwować, więc podniosłam się z sofy i ruszyłam w stronę drzwi.
- Gdzie idziesz? - dobiegło mnie pytanie Krzyśka.
- Muszę jeszcze coś sprawdzić w aucie – skłamałam i trzasnęłam drzwiami.
Klapnęłam na schody i po prostu tak siedziałam przez następne trzy minuty.
- Dlaczego tak siedzisz? - usłyszałam znajomy głos.
Podniosłam głowę i ujrzałam Nowakowskiego.
- Czekam na ciebie – westchnęłam. - Przepraszam jeśli wszystko popsułam między tobą a Natalką – mówiąc patrzyłam mu w oczy.
Usiadł obok mnie i lekko się uśmiechnął.
- Nie masz za co – spojrzał na mnie uważnie. Związek, który opierał się wyłącznie na kłamstwie i tak by mi nic nie dał – wzruszył ramionami. - Dzięki tobie uświadomiłem sobie, jaki byłem ślepy.
- Nie podjąłeś tej decyzji zbyt pochopnie? - spytałam ciągle patrząc mu w oczy.
Pokręcił przecząco głową.
- Mówiła, że jedzie na spotkanie klasowe, a jak się okazało, pojechała z jakimś facetem w góry – skrzywił się.
A to...! Czemu ludzie na tym popieprzonym świecie tak często się zdradzają?!
- No to nie za wesoło – westchnęłam.
- Ale to nie ważne – uśmiechnął się. - Dzisiaj jest impreza, a ja nie zamierzam się nią przejmować.
Wybałuszyłam na niego oczy. Czy to jest ten sam Piotrek Nowakowski, którego wszyscy uważają za Cichego Pita?
- Nie patrz tak – zaśmiał się i podniósł tyłek ze schodów. - To jak, mogę zamówić jeden taniec? - wyciągnął dłoń, którą ujęłam.
- A nawet więcej – uśmiechnęłam się i chwyciłam nowakowską dłoń.
- Już myślałem, że nie jedziesz – usłyszeliśmy głos Grześka, który wychodził właśnie z domu.
- A gdzie Natalia? - spytał Krzysiek pojawiając się na werandzie.
- Bawi się świetnie w górach z jakimś facetem – odparł beznamiętnie blondyn, a libero i środkowy popatrzyli na niego współczującym wzrokiem. - Rozchmurzcie się – wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Jedziemy na imprezę, a nie na pogrzeb! - zamachał torebką, w której znajdował się prezent dla Kurka.
Uśmiechnięty ruszył w stronę mojego volva.
- Coś ty mu zrobiła? - zapytał Igła.
- Ja? - zdziwiłam się. - Nic – wzruszyłam ramionami i ruszyłam za Nowakowskim.
- Grzegorzu siedzisz z przodu – oznajmił Piotrek i wpakował się do tyłu.
Kosa zajął miejsce, które przeznaczone było dla niego, a ja miejsce kierowcy. W czasie, kiedy Ignaczakowie pakowali się do swojego auta, ja włączyłam w swoim radio, z którego popłynął początek piosenki pod tytułem „Lubię twoje włosy” zespołu Manchester.
- Niewierności twej, zawsze bałem się jak nikt... - zaczęłam cichutko podśpiewywać razem z wokalistą.
- No to szykuje nam się bardzo muzykalna wycieczka – zaśmiał się blond.
- Sorry.. Już się zamykam – uśmiechnęłam się przepraszająco i odpaliłam silnik.
- Już wiem dlaczego kupiliście karaoke – wyszczerzył się Piotrek. - A gdzie twoja sukienka? - spytał zaciekawiony.
- W bagażniku – odpowiedziałam włączając się w ruch uliczny. - Nie chciałam, żeby się pogniotła. Prawie pięć godzin jazdy, to wcale nie tak mało.
- Czy ja o czymś nie wiem? - wtrącił się Grzesiek.
- Spotkaliśmy się dzisiaj rano na zakupach – odpowiedziałam z uśmiechem i przyspieszyłam trochę.
- Em, twoja torebka dzwoni – oznajmił środkowy siedzący z tyłu.
- Sprawdź kto – poprosiłam i usłyszałam jak siatkarz grzebie w torebce.
- A ja nie mam pojęcia, jak wam chce się to nosić – zdziwił się wyciągając na wierzch paczkę chusteczek higienicznych i słuchawki. - Po co ci scyzoryk? - zapytał z lekkim przerażeniem w oczach.
- Nigdy nie wiadomo co cię czeka za zakrętem – zaśmiałam się.
- Ale od razu z nożem? - drążył temat blondyn.
- Zawsze może trafić się jakiś nieprzyjemny facet, któremu chodzi tylko o jedno – skrzywiłam się lekko.
- Muszę chyba ostrzec Zbyszka – mruknął pod nosem, a my z Grześkiem zaśmialiśmy się. - O wilku mowa – westchnął i nacisnął zieloną słuchawkę uruchamiając głośnomówiący; w tym samym czasie Kosa ściszył radio.
- Cześć mój Serniczku – usłyszeliśmy zadowolony głos atakującego.
Cała nasza trójka wybuchnęła śmiechem.
- Głośnomówiący? - jęknął.
- Bartman, nie można rozmawiać, kiedy prowadzi się samochód – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, ale szybko doszło do mnie, że i tak tego nie zauważył.
- No tak – zgodził się ze mną. - Gdzie jesteście?
- Wyjechaliśmy dosłownie dwie minuty temu – odpowiedział mu ciemnowłosy środkowy.
- Dopiero?! - zdziwił się. - My już z Miśkiem od ponad dwóch godzin tu jesteśmy.
- Współczuć tylko kurkowemu mieszkaniu – uśmiechnął się pod nosem blondyn.
- Bardzo śmieszne – burknął ZB9. - Dajcie znać, jak już będziecie w Bełchatowie – poprosił.
- Jasne – odpowiedziałam wchodząc w zakręt.
- Grzegorzu, miłej podróży życzę – mimo że go nie widziałam, to wiedziałam, że się uśmiechnął i to szeroko.
- O czymś nie wiem? - kolejne to samo pytanie.
- Przekonasz się jak wjedziemy na autostradę – wyszczerzył się Piotrek.
- Słuchaj Pita, a nie zginiesz – zaśmiał się.
- Bartman, ja tu jestem i wszystko słyszę – warknęłam do słuchawki.
- Zbyszek, ona nosi nóż w torebce, więc nie radzę – powiedział poważniej Nowakowski.
- Serio? - prychnął ZB9.
Chyba będę musiała pobawić się tym nożem, kiedy tylko dotrzemy do Bełchatowa!
- Pilnuj się kolego – poradził blondyn.
- Zakończ to połączenie, bo już mam dość bartmanowego głosu – poprosiłam przepełnionym słodyczą głosem.
- Patrzcie jak bardzo mnie kocha! - zaczął się śmiać atakujący.
- Do zobaczenia w Bełchatowie – pożegnałam się i nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Zaczęliśmy się z chłopakami śmiać.
Coś czułam, że dzisiejszej nocy długo nie zapomnę.

Po pięciu godzinach drogi zatrzymałam samochód pod jednym z bełchatowskich osiedli. Krzysiek razem z Iwoną pojechali odwieść Sebastiana do Winiarskich, gdzie chłopak zostawał na noc. Opuściliśmy z środkowymi volvo i otworzyłam bagażnik. Piotrek wziął moją sukienkę oraz szpilki i ruszyliśmy w stronę mieszkania Bartka. Wsiedliśmy do wielkiej windy i wjechaliśmy na najwyższe piętro. Grzesiek odnalazł numer mieszkania Kurka i zapukał głośno w drzwi.
Po chwili w drzwiach pojawiła się wesoła twarz Kubiaka.
- Cześć! - krzyknął i wpuścił nas do środka.
Przywitaliśmy się z nim i przeszliśmy przez krótki przedpokój stając w niewielkim salonie połączonym razem z kuchnią. Na kanapach siedzieli Bartek, Zbyszek oraz Karol Kłos i rozmawiali o jakimś samochodzie, który niedawno miał swoja premierę, ale przerwali, kiedy zobaczyli naszą trójkę.
- Witam panów – uśmiechnęłam się.
- Emilka! - ucieszył się Bartek i mocno mnie przytulił; zaczęłam się śmiać.
- Ej, Kurek, to jest mój Serniczek! - fuknął na niego Zbyszek.
- Wmawiaj sobie – prychnęłam tylko zabawnie.
- A bo wy się nie znacie – wtrącił się do rozmowy Michał. - Emilio poznaj środkowego Skry, Karola Kłosa – wyszczerzył się.
Spojrzałam na siatkarza, który teraz uśmiechając się wstawał z kanapy.
- Jestem Karol – wyciągnął rękę, którą uścisnęłam.
- Emilia, bardzo mi miło – odwzajemniłam uśmiech.
- Coś tu jest nie tak – skrzywił się zabawnie Bartek patrząc na mnie. - Gdzie masz jakąś sukienkę czy coś?
- Tam – wskazałam na torbę, którą trzymał w ręce blondyn.
- No już myślałem, że tak chcesz iść – odetchnął z ulgą.
- Coś ci się nie podoba? - uniosłam do góry brew.
- Nie! - odparł od razu – W tym też wyglądasz ładnie – wyszczerzył się.
- I to jest dobra odpowiedź – zaśmiałam się. - A teraz panowie wybaczą, ale muszę iść się przebrać – wzięłam torbę od Piotrka. - Gdzie łazienka? - spytałam gospodarza.
- Tam – wskazał jedne z dwóch drzwi, które znajdowały się tuż obok wejścia do salonu.
- A ręcznik jakiś mogę dostać? - spytałam, ponieważ chciałam wziąć jeszcze szybki, zimny, a do tego pobudzający prysznic. Nie mogłam przecież zasnąć na imprezie przed dwunastą!
- W szafce obok zlewu – odpowiedział przyjmujący z uśmiechem.
Kiwnęłam głową i ruszyłam we wskazanym kierunku.
- Gdybyś potrzebowała pomocy, to krzycz! - zaoferował się Zbyszek i wywołał tym samym lekki śmiech pozostałych.
- Dzięki, ale raczej nie skorzystam – odpowiedziałam nawet na niego nie patrząc.
- Powiedziała „raczej”, czyli masz jakieś szanse – zaśmiał się Dziku.
- O stary – klepnął go po ramieniu Piotrek. - Z nią się nie zadziera, zapamiętaj!
No brawo panie Nowakowski! Widać, że czegoś się pan nauczył!
Miałam ochotę się zaśmiać, ale powstrzymałam się, aby nie burzyć swojej „opinii”.
- Skończysz tak jak ja – odezwał się Kurek – na podłodze pod schodami, albo jeszcze gorzej.
- No albo z nożem w swym pięknym ciele – zaśmiał się Kosa.
- To wy tak na poważnie z tym nożem? - dopytywał się ZB9.
- A co myślałeś? - spojrzałam na niego przez dwie sekundy i weszłam do łazienki.
Kolejna super impreza się szykuje!
Zadowolona weszłam pod prysznic i pozwoliłam, aby zimna woda lała się po moim ciele.



Zaczyna się nowy tydzień, więc łapcie czternastkę ;p Wiem, krótka, ale następny epizod jest dłuższy ;) Mam nadzieję, że się spodoba i pozostawicie komentarze :)
No nic, mecz w sobotę wygrany, wczorajszy przegrany... Ale to nic! Przenosimy się do Kędzierzyna i tam pokażemy na co nas stać! ;D A mecz już w sobotę o osiemnastej podajże ;p SOVIA! <3 A propos jeszcze wczorajszego meczu: Fonteles, lubię cię, ale ku*wa wara mi od Grzegorza! No to kłótnia pod siatką: Igła w akcji i ten jego wzrok na Felipe... A jeszcze po meczu Nogueire do Bartmana, ponoć chcieli się bić, ale sytuację opanował Marcin Możdżonek... Fonteles wczoraj, moim zdaniem, nie pokazał wczoraj się od najlepszej strony... Żółta kartka, do tego...

Ktoś się wybiera na jakiś mecz Ligii Światowej? ;) A może zobaczę kogoś we Wrocławiu? ;p Bilety przyszły dziś, jeszcze ich nie widziałam, gdyż są u mojej Przyjaciółki, a trochę do niej niestety mam, także dostanę swój bilet po testach ;)
Dobra, ja zawijam, bo trzeba się zbierać do lekarza, a później na angielski ;)
Wreszcie jakaś ładna pogoda! ♥
Pozdrawiam, poziomkowa ;*

piątek, 12 kwietnia 2013

Trzynaście

- We wtorek jadę do Gdańska – poinformowałam Krzyśka, kiedy siedzieliśmy wspólnie na kanapie, a Iwona robiła coś w kuchni.
- Po co? - oderwał wzrok od telewizora i popatrzył na mnie.
- Mam badania, a poza tym zabieram rzeczy z mieszkania – odpowiedziałam.
- Sprzedajesz je?
- Taa... Po co ma stać puste? - uniosłam do góry brew. - Do Gdańska już nie wrócę – powiedziałam ze stuprocentową pewnością.
- No w sumie – zrobił z ust dzióbek. - Jeśli chcesz to mogę jechać z tobą – zaproponował. - Przydam się przy noszeniu rzeczy – uśmiechnął się.
- Yyy... - podrapałam się po głowie. - Jadę już z Grześkiem...
Igła uśmiechnął się jeszcze szerzej i oznajmił:
- Skoro tak, to mogę być o ciebie spokojny.
Zaśmiałam się i wróciłam do oglądania teleturnieju.

W sobotę rano wstałam, jak zwykle o ósmej rano. Ubrałam krótkie spodenki, bluzkę z krótkim rękawkiem oraz turkusowe trampki i cicho zeszłam na dół, aby nie pobudzić rodziny Ignaczaków. Zrobiłam kanapki, zjadłam i zażyłam dwie pastylki. Drapnęłam pednriv'a ze stołu i wyszłam zamykając za sobą cicho drzwi. Wsiadłam do volva, włączyłam radio, z którego popłynęło „Prawdziwe powietrze” polskiego zespołu Loka i odpaliłam silnik.
Nucąc razem z radiem dotarłam na ulicę Lenartowicza. Zaparkowałam perfekcyjnie i wyskoczyłam z auta. Idąc spokojnym krokiem, znalazłam się pod gabinetem prezesa. Zapukałam lekko i po usłyszeniu „proszę” weszłam do pomieszczenia.
Mężczyzna zgodził się ze mną spotkać w sobotę, ponieważ na poniedziałek musiał mieć już wszystkie fotografie swoich zawodników.
Wręczyłam dysk z danymi, chwilę z nim porozmawiałam na temat mojej pracy tutaj. Pytał czy mi się podoba oraz czy siatkarze nie dali mi za bardzo w kość na sesjach. Z uśmiechem odpowiadałam na postawione przez niego pytania. Był zadowolony, że się nie skarżę. Powiedzmy szczerze, nie miałam na co. Praca z zawodnikami była bardzo dobra, a przede wszystkim owocna. Zdjęcia wypadły prześwietnie.
Zadowolona opuściłam halę i wsiadłam do auta. Postanowiłam kupić sobie jakąś nową sukienkę na imprezę urodzinową Bartka, ponieważ prawie wszystkie zostawiłam w Gdańsku. Brałam tylko najpotrzebniejsze rzeczy, więc w ręce wpadła mi tylko ta niebieska, którą miałam na imprezie u Rucka i czarna, ale ta bardziej nadawała się na pogrzeb niż na urodziny.
Wpadłam do galerii i zaczęłam przemierzać sklepy z ubraniami. Na pierwszym piętrze, podobnie jak i na drugim nie znalazłam nic, dopiero na trzecim. Wybrałam trzy sukienki, które zwróciły moją uwagę i skierowałam się do przymierzalni.
Na pierwszy ogień poszła zwiewna, biała sukienka, która zakrywała połowę ud. Wyglądałam w niej dobrze, więc postanowiłam, że tę wezmę. Kolejną – zieloną odrzuciłam. Była zdecydowanie za krótka, a dekolt był tak duży, że piersi miałam prawie na wierzchu. Została ostatnia – biała w kolorowe ciapki, które przypominały kwiatki. Była ona bez ramiączek i sięgała mi do połowy ud. Podobało mi się, jak w niej wyglądałam, więc tę też postanowiłam wziąć.
Wyszłam z przymierzalni z dwiema kreacjami przewieszonymi przez ramię i postanowiłam poszukać jeszcze jakiejś, może coś ciekawego się w oczy rzuci. Wertowałam sukienki w odcieniu kremowym, kiedy usłyszałam znajomy głos:
- Ja bym wziął jeszcze tę.
Odwróciłam się i ujrzałam uśmiechniętego od ucha do ucha Piotrka, który trzymał w jednej ręce wieszak z żółtą, krótką sukienką. Była bardzo ładna.
- Co ty tutaj robisz? - spytałam uśmiechnięta.
- Szukałem jakiejś koszuli, zobaczyłem ciebie, a później te sukienkę – zamachał wieszakiem - i postanowiłem zaczekać aż wyjdziesz z przymierzalni – wyszczerzył się jeszcze bardziej. - Jak ją tylko zobaczyłem, to stwierdziłem, że pasuje do ciebie.
Środkowy miał naprawdę całkiem dobry gust. Sukienka miała jedno cienkie ramiączko, małego, niebieskiego kwiatuszka pośrodku dekoltu, a' la gorset, z którego wychodził miły w dotyku, lekko bufiasty materiał. Tak na oko sukienka powinna sięgać mi, podobnie do reszty, do połowy ud.
- To jak, przymierzysz? - uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Jasne – odparłam z wielkim uśmiechem.
Piotrek wziął ode mnie dwie, które wybrałam sama, a wręczył wybraną przez siebie i ruszyliśmy w stronę przymierzalni. Zasunęłam płachtę i zaczęłam się rozbierać.
- Masz już prezent dla Kurka? - usłyszałam głos blondyna.
- Kupiliśmy wczoraj z Kosą – odparłam wdzierając sukienkę na półnagie ciało.
- Z Kosą? - zdziwił się lekko, a ja z uśmiechem pokręciłam głową.
Czy to takie dziwne? 
- No tak – odpowiedziałam męcząc się z zamkiem. - Piotrek, mógłbyś mi pomóc? - zapytałam wychylając głowę za małego pomieszczenia.
- Pewnie.
Odwróciłam się i zgarnęłam włosy z pleców.
- Bardzo fajny tatuaż – skomentował środkowy, a po chwili usłyszałam dźwięk zapinanego zamka. - Carpe diem – uśmiechnął się szeroko.
- To takie moje motto – odwzajemniłam uśmiech.
„Chwytaj dzień” - tak po polsku brzmiały słowa, które miałam wyryte pochyloną czcionką na prawej łopatce. Niewiele osób o nim wiedziało, ponieważ niezbyt dużo osób widziało mnie w samej bieliźnie, no albo po prostu nago. O tatuażu wiedzieli Ignaczakowie, najbliższa mi rodzina, czyli Karol i jego żona oraz dwójka dzieciaków, no i oczywiście ukochana babcia oraz Jurek. To by było na tyle. Napis na łopatce widniał dokładnie od drugiego lipca dwutysięcznego dziesiątego roku. Dzień po moich dwudziestych czwartych urodzinach.
Chwilę później razem z Nowakowskim przyglądaliśmy się mojemu odbiciu w lustrze. Wyglądałam bardzo dobrze. O wiele lepiej niż w poprzednich.
Na naszych twarzach wykwitły uśmiechy.
- No panie Nowakowski – poklepałam go po ramieniu – gust, to pan masz.
- A dziękuję – wyszczerzył się. - To co, bierzemy tę na pewno?
Kiwnęłam głową i wypchnęłam go lekko z przymierzalni, aby w spokoju się przebrać.
Dwie minuty później płaciliśmy za swoje zakupy przy kasie.
- Pomożesz mi z prezentem? - spytał środkowy, kiedy wychodziliśmy z torbami ze sklepu.
- Nie ma problemu – uśmiechnęłam się szeroko zadzierając głowę, aby na niego spojrzeć. - Myślałeś już nad czymś?
- Widziałem fajny zegarek – podrapał się wolną ręką po karku.
- Odpada – powiedziałam stanowczo.
- Dlaczego? - zdziwił się. - Nawet go nie widziałaś...
- Na urodziny się zegarków nie daje, bo szybciej czas wtedy solenizantowi upływa – wyjaśniłam.
Słuchanie babcinych rad nie poszło na marne. Kilka jeszcze było w zanadrzu.
- To faktycznie odpada – zgodził się. - Koniec moich pomysłów – skrzywił się.
- Hmm... - zamyśliłam się. - A może płyta jego ulubionego zespołu, oklepane, ale praktyczne.
- Na poprzednie urodziny to dostał – westchnął. - A wy z Kosą, co mu kupiliście? - zaciekawił się.
- Karaoke – wyszczerzyłam się, a on zaśmiał.
- No to zanim je wypróbujemy, to trochę alkoholu pójdzie – powiedział i tym razem zaśmiałam się ja.
- To może jakieś fajne słuchawki? - zrobiłam z ust dzióbek.
- Coś mówił ostatnio, że mu się popsuły – przypomniał sobie.
- No widzisz – uśmiechnęłam się. - To prowadź do jakieś sklepu z takimi gadżetami – wyciągnęłam przed siebie rękę, a on się zaśmiał i pociągnął mnie w stronę sklepu.
Przez następne dwadzieścia minut zastanawialiśmy się nad wyborem przyrządu do słuchania muzyki. Padło wreszcie na duże, białe słuchawki ze srebrnymi wstawkami. Skromne, ale bardzo ładne.
Po zakupach Nowakowski zaprosił mnie na kawę i jakieś ciastko. Zgodziłam się bez zastanowienia. Polubiłam go, podobnie jak resztę przyjaciół Krzyśka. Wszyscy uważali Piotrka za cichego, stąd wziął się „Cichy Pit”, ale kiedy siedzieliśmy i rozmawialiśmy wcale taki nie był. Śmiał się czasami głośniej ode mnie, czym wzbudzał spojrzenia ludzi, a szczególnie nastolatek, siedzących w tej samej kawiarni, co my. Gdyby wzrok mógł zabijać, to mój pogrzeb musiałby się odbyć już co najmniej z dziesięć razy. Dziewczyny wręcz ciskały we mnie piorunami.
- Twoje fanki chcą mnie zabić – powiedziałam i włożyłam kawałek jabłecznika do ust.
- Daj spokój – zaśmiał się.
- No wiesz nie każda dziewczyna ma szansę siedzieć z TYM Nowakowskim i spokojnie popijać sobie kawkę – wyszczerzyłam się w jego stronę, a on kolejny raz się zaśmiał.
Zaczął dzwonić jego telefon.
- Przepraszam cię na chwilę – przeprosił wyciągając telefon z kieszeni.
Uśmiech powiększył mu się, kiedy tylko spojrzał na telefon.
- No cześć kochanie – przywitał się z dziewczyną. Chwila ciszy. - Przecież obiecałaś – mina nagle mu zrzedła. - Kolejny raz jadę sam... - wpatrywałam się w filiżankę, ale jednym okiem lukałam na środkowego. Nie chciałam wyjść na ciekawską, więc spuściłam też troszeczkę głowę. - Pozdrów ich wszystkich – powiedział niezbyt miło i zakończył połączenie rzucając komórkę na stolik. Uderzenie było tak mocne, że aż zatrzęsły się nasze filiżanki.
To już nie było zabawne.
- Jeśli mogę zapytać... - popatrzyłam na wkurzonego Piotrka.
- Czy dla niej zawsze wszystko musi być ważniejsze ode mnie? - wlepił we mnie wzrok.
Westchnęłam.
- Skoro tak, to zastanów się czy chcesz to ciągnąć...
Prosto z mostu. Nigdy nie owijałam w bawełnę, lubiłam jasne sytuacje. Wiedziałam, że niektórych może to denerwować, ale nie zważałam na to. Dobre kłamstwo wcale nie było gorsze od najprawdziwszej prawdy.
Nie znałam osobiście tej całej Natalki, ale przez ten telefon wcale nie zyskała mojej sympatii, wręcz przeciwnie.
- Ale ja ją kocham... Nie potrafię tak po prostu od niej odejść... - skrzywił się Nowakowski.
Ja też kochałam... I co dostałam? Zdradę i to jeszcze z kim!
- Ja ci wcale nie każe jej zostawić - westchnęłam obracając filiżankę w dłoni. - Nie znam jej, ale jeśli wszystko jest ważniejsze od ciebie, to coś jest nie tak...
- To może ja za mało się staram? - zastanawiał się ze wzrokiem wbitym w moją osobę. - Nie, to ja jestem na jej każde zawołanie, a nie na odwrót... - ciągnął zrezygnowany. - Nawet nie pamiętała, że wczoraj była nasza rocznica.
Spojrzałam ze współczuciem na smutnego teraz Pita. W ogóle nie przypomniał mężczyzny, z którym rozmawiałam kilka minut temu. Jak jedna rozmowa może zmienić nastrój, sama dobrze o tym wiedziałam.
- Piotrek... - chwyciłam go za rękę i próbowałam się uśmiechnąć, ale niezbyt mi to wyszło.
- W zasadzie, to powinienem ci podziękować – odparł patrząc mi w oczy. - Przez to jedno zdanie, zmieniłaś całkowicie sposób mojego myślenia – uśmiechnął się leciutko i podniósł się z krzesła, a ja siedziałam kompletnie wbita w krzesło. - Widzimy się o ustalonej godzinie u Krzyśka – wyciągnął dwadzieścia złotych z kieszeni i położył na stole. - Do zobaczenia – pomachał mi na pożegnanie i zniknął z punktu mojego widzenia.
No to teraz namieszałam... I to bardzo.
Byłam na siebie wkurzona, ale jednocześnie czułam gdzieś głęboko, że zrobiłam dobrze. Piotrek nie zasłużył sobie na to, żeby być spychanym na kolejne miejsca i traktowanym trochę jak powietrze. Był wspaniałym mężczyzną i miał stuprocentowe prawo być szczęśliwy.
Chwyciłam torby i opuściłam lokal. Odnalazłam swoje volvo w tłumie zaparkowanych aut i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Kiedy spojrzałam na zegarek, ujrzałam godzinę jedenastą trzydzieści. No to się nieźle zagadaliśmy z Nowakowskim, nie ma co.
No nic, ZB9 będzie się musiał obejść bez mojego ciasta, a Natalka bez Piotrka, o ile środkowy zrobi to, czego się spodziewałam.
Ten epizod trochę krótki, za co mam nadzieję się nie obrazicie ;p Było trochę o Krzyśku, Grześku i Zbyszku, to przyszedł czas na Piotrka :) Mam nadzieję, że spodoba :D
http://sport.tvp.pl/10710106/bartman-o-alkoholu-w-reprezentacji jak dla mnie bardzo hmm... ciekawy wywiad ;p http://www.iglaszyte.pl/2013/04/wracam/ i gdyby Ktoś jeszcze nie widział środowych filmików od Krzyśka ;) http://besty.pl/1344518 – już w pierwszych sekundach łzy na policzkach, ale dla NICH warto! ;D
Weekend z meczami RESOVI i ZAKSY ♥ W sobotę o trzynastej, a w niedzielę o dwudziestej ;p Zasiadamy przed telewizorami albo na hali i kibicujemy Resoviakom ;D
Andrea podał skład na 2013r. :D Oczywiście Kosa, Piter, Zibi i Igła obecni! ;D Brak Gumy, ale ten Pan musi wyleczyć kontuzję do końca ;) Na temat Achrema w naszej reprezentacji się nie wypowiem, bo szkoda mi słów na to co zrobił PZPS...
O mateo, coraz bliżej testy, coraz bliżej testy... Czy ktoś jeszcze, podobnie jak ja, piszą egzaminy 23, 24, 25 kwietnia? Trza zacząć powtarzać, a tak mi się nie chce, że o matko z ojcem! ;/ Jest napisane kilka epizodów do przodu, także Wy, Czytelnicy, nie ucierpicie ;)
No nic, lecę, a Was zapraszam do czytania i komentowania ;)
Pozdrawiam cieplutko, poziomkowa ;*

wtorek, 9 kwietnia 2013

Dwanaście

- O, moja lalka! - ze snu wyrwał mnie głos małej Ignaczak.
Zaraz, małej Ignaczak?!
Otworzyłam zaspane oczy i gwałtownie się podniosłam. Zdecydowanie, zbyt gwałtownie, ponieważ o mały włos, nie spadłam z kanapy. Chwyciły mnie silne ręce Grześka.
Dzięki ci, człowieku, za kolejny raz uratowania mi skóry!
Popatrzyłam na niego, a po chwili oboje wlepiliśmy wzrok w nic nierozumiejących Ignaczaków.
- Możecie nam wytłumaczyć, co tu się stało? - spytał Krzysiek.
- Igła, tylko nie krzycz – ostrzegłam nie podnosząc się z kanapy.
- To wcale nie była wina Emilki – dodał Grzesiek.
- Zamknęłam dom na wszystkie możliwe spusty – zaczęłam tłumaczyć.
- Do domu włamał się jakiś facet...
- Próbował ukraść sprzęt – wskazałam na DVD trzymane przez Sebastiana. - Potłukł kilka ramek, powywracał świeczniki...
- Podłoga była cała z błota...
- Przyjechał Grzesiek złapał tego mężczyznę, a potem policja...
- No i zaczęliśmy sprzątać...
- Bałam się sama zostać, więc poprosiłam Grześka, żeby został...
- No i zostałem... Wypiliśmy herbatę i nawet nie pamiętam, kiedy zasnąłem – środkowy podrapał się po głowie.
- Ja też...
Cała rodzina Ignaczaków patrzyła na nas wytrzeszczając oczy. Mówiliśmy chaotycznie, więc pewnie dlatego tak dziwnie na nas patrzyli.
Przygryzłam wargę, czekając na to, co powie Krzysiek.
- Nic wam się nie stało? - zapytał wracając do rzeczywistości.
Równocześnie pokręciliśmy przecząco głowami.
- I to jest najważniejsze – odezwała się Iwona.
- Która jest godzina?! - ryknęłam nagle przypominając sobie o lekach.
- Kilka minut po dziesiątej – odpowiedział mi Kosa.
Cholera!
Zerwałam się z kanapy i wbiegłam szybko do kuchni.
- Nie wzięłaś leków? - zapytała przerażona Iwona i również wbiegła do pomieszczenia.
- Zostawiłam telefon na górze i nie miało mnie co obudzić – wyjaśniłam szybko wyciągając z lodówki masło. W tym samym czasie gospodyni wyciągnęła chleb z chlebaka.
Chwyciłam nóż i posmarowałam kanapkę, a kobieta wyciągnęła z szafki moje tabletki. Przeżułam cztery kęsy i połknęłam dwie, duże pastylki popijając je sokiem z kartonu.
- Na co bierzesz te leki? - zapytał Grzesiek pojawiając się w kuchni razem z Igłą i dzieciakami.
Jęknęłam w duchu i przełknęłam ślinę. Popatrzyłam na zaciekawionego środkowego. Naprawdę, było jeszcze za wcześnie, aby mówić mu cokolwiek.
- Takie tam witaminki – odpowiedziałam próbując się uśmiechnąć.
Iwona z Krzyśkiem spojrzeli na mnie z lekkim wyrzutem. W końcu okłamałam Grześka. Czułam się tym źle, ale przyjdzie jeszcze czas, kiedy siatkarz dowie się wszystkiego.
- I tak panikujesz, kiedy nie weźmiesz ich o ustalonej godzinie? - uniósł brew do góry.
Musisz tak drążyć ten temat?
- Trzeba je brać o ustalonej porze, inaczej nie przyniosą efektu – wyjaśniłam.
- Strasznie jestem głodny, wiecie? - odezwał się libero zacierając ręce i ratując mnie przy okazji, za co byłam mu bardzo wdzięczna.
Dziękuję Krzysztofie!
- To wy sobie usiądźcie, – odezwała się Iwona – a my z Emilką zrobimy jakieś kanapki.
Igła pociągnął przyjaciela za sobą, a za nimi powłóczył nogami Sebastian.
- Dlaczego nic mu nie powiedziałaś? - spytała szeptem żona Krzyśka.
- Jeszcze mu powiem, obiecuję, ale nie teraz – popatrzyłam na nią uważnie. Nie można powiedzieć, że wyglądała na zadowoloną.
- To lepiej jak najszybciej, bo gdyby, nie daj Boże, coś zaczęło się z tobą dziać w jego towarzystwie, to nawet nie będzie wiedział, co ma zrobić – pouczyła pani domu.
Dobrze wiedziałam, że miała rację. Było mi strasznie głupio, że okłamałam Grześka i Zbyszka też, ale nie byłam gotowa, żeby powiedzieć im o tym wszystkim powiedzieć. Nie chciałam też, żeby traktowali mnie jakoś inaczej niż przed dowiedzeniem się prawdy.
- Wiem – westchnęłam i otworzyłam lodówkę.
- Gdybyś to jeszcze przełożyła na czyn, byłoby o wiele lepiej – nie spuszczała ze mnie wzroku.
Nic nie odpowiedziałam, tylko kiwnęłam głową i wyciągnęłam z lodówki kilka produktów spożywczych.
- Dziwne – odezwała się głośno Dominika. - Myślałam, że ta lalka miała rozpuszczone włosy, kiedy wyjeżdżaliśmy...
Spuściłam głowę ukrywając uśmiechnięta twarz w blond włosach.

Wspólnie zjedliśmy śniadanie rozmawiając jeszcze o włamaniu, a i także o wycieczce Ignaczaków na tak zwane „na stare śmieci”.
Około dwunastej wsiedliśmy z Grześkiem do jego czarnego auta i pojechaliśmy na komisariat policji. Okazało się, że Kazimierz Miernicki, bo tak nazywał się nasz włamywacz, okradł już kilka domów w Rzeszowie, ale policja nie mogła go złapać na gorącym uczynku. Mężczyzna był ślusarzem, więc dorabiał sobie klucz od drzwi tych bardziej zamożnych klientów, a potem, pod osłoną nocy, kiedy wszyscy smacznie spali, okradał ich mieszkania lub domy. Krzysiek z Iwoną wymieli drzwi jakiś miesiąc temu, dlatego był dostęp do ich domu.
Zeznania składaliśmy przez mniej niż godzinę. Funkcjonariusze serdecznie podziękowali Grześkowi za pomoc w ujęciu zbrodniarza i mogliśmy opuścić komisariat policji.
Wpadliśmy do supermarketu, aby zrobić zakupy i dla Grześka oraz dla mnie i Ignaczaków. Spędziliśmy w sklepie półtorej godziny, ponieważ Kosa musiał poświęcić kilka minut dla kibiców siatkówki, ale nie przeszkadzało mi to w najmniejszym stopniu.
Zapakowaliśmy reklamówki do bagażnika i ruszyliśmy w drogę powrotną do domu Krzyśka i jego rodziny śpiewając wspólnie z chłopakami z Modern Talking „Chery, chery lady” oraz „Brother Louie” wybuchając, co chwila śmiechem. Dobrze, że nikt nie słyszał naszych fałszów, bo chyba oboje spalilibyśmy się ze wstydu.
Kiedy podjechaliśmy pod dom Ignaczaków, rodzina pomogła nam wypakować wszystkie zakupy. Następnie pojechaliśmy do mieszkania Kosy. Pomogłam mu wszystko wypakować, a później wypiliśmy po mrożonej kawie z wielką porcją bitej śmietany. Siedząc na niewielkim balkonie zastanawialiśmy się nad tym, co można by kupić Kurkowi na urodziny. Nie mogliśmy wymyślić nic ciekawego, więc postanowiliśmy pojeździć po rzeszowskich sklepach, mając nadzieję, że pomysł wpadnie sam.
Przemierzaliśmy właśnie Media Markt, kiedy Grześka nagle olśniło i pociągnął mnie w stronę gier komputerowych i tego typu rzeczy.
- Ja na grach nie znam się w ogóle – poinformowałam patrząc jak uparcie grzebie wśród pudełek.
- Z tego chyba wiesz jak korzystać – z uśmiechem podał mi jedno z pudełek.
- Karaoke? - uniosłam brwi.
- Poznamy talenty wokalne siatkarzy – wyszczerzył się.
W sumie, to całkiem fajny prezent.
- Tylko obyśmy nie śpiewali my – zaśmiałam się, a on razem ze mną.
Z pudełkiem w ręce ruszyliśmy do kasy. Zapłaciliśmy za grę i udaliśmy się w drogę powrotną do Ignaczaków.
Byłam mu naprawdę wdzięczna za to, że nie powracał do tematu tabletek. Widziałam, że interesowało go to, ale milczał. Podziwiałam go za to, ja bym na pewno tak nie potrafiła.
Naszą rozmowę na temat piosenek znajdujących się na karaoke, przerwał mój telefon. Przeprosiłam Kosę i nie patrząc nawet kto dzwoni, nacisnęłam zieloną słuchawkę przykładając sobie aparat do ucha.
- Słucham?
Grzesiek ściszył radio, abym mogła dobrze się dogadać.
- Dzień dobry, pani Emilio – usłyszałam dobrze mi znany, kobiecy głos.
- Witam, pani Alu – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Chciałam przypomnieć o badaniu w czwartek – poinformowała miłym głosem recepcjonistka kliniki.
- Pamiętam, pamiętam – powiedziałam kiwając głową.
- Świetnie, to widzimy się o dziesiątej? - upewniła się.
- Tak, dokładnie.
- To do zobaczenia – pożegnała się miło.
- Do widzenia.
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i wrzuciłam telefon do małej torebki.
- Wracasz do Gdańska? - spytał środkowy.
- Na dwa dni. Muszę zrobić badania kontrolne, a jeszcze zabrać multum rzeczy z mieszkania, które sprzedaję – wyjaśniłam.
- Jeśli potrzebujesz pomocy przy przewożeniu tych rzeczy, to z chęcią pomogę – zaproponował patrząc na mnie z uśmiechem.
Sama bym sobie raczej z tymi wszystkimi rzeczami nie poradziła. Chciałam zapytać o to Krzyśka, ale skoro Grzesiek się zgłosił to nie było żadnego problemu.
- Serio, chciałoby ci się? - wolałam się upewnić.
- Pewnie – puścił mi perskie oczko. - Nie ma najmniejszego problemu. A poza tym to służę również autem – wyszczerzył się. - Mówisz, że musisz zabrać multum rzeczy, to raczej do volva się nie zmieszczą, co? - stwierdził trafnie.
Człowieku! Z nieba mi spadasz!
- Co racja, to racja – cmoknęłam zabawnie.
- To na kiedy mam być gotowy?
- W środę mam umówione spotkanie z osobą zainteresowaną kupnem mieszkania, więc dobrze by było wyjechać we wtorek w nocy – odpowiedziałam.
- Okej, to godzinę jeszcze ustalimy – uśmiechnął się.
- Dziękuję – odwzajemniłam uśmiech.
Kiwnął tylko głową i zrobił głośniej radio, w którym leciała akurat piosenka „Don't cry” zespołu Guns N' Roses.
Kierunek – mieszkanie Bartmana, aby podlać biedne roślinki.



Łapcie dwunastkę ;) Blog ma dzisiaj dokładnie miesiąc, a jest już tyle wyświetleń i komentarzy, że głowa mała! Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tymi liczbami :D DZIĘKUJĘ BARDZO ;*
Na szczęście udało mi się wrócić z wycieczki na wczorajszy mecz ;D Brawo Resovio! ♥ Niedzielny mecz mnie trochę zdziwił, bo nie spodziewałam się, że Sovia nie zdobędzie ani jednego seta, ale wczoraj mecz był po prostu genialny ♥
Wycieczkę do Częstochowy można uznać za udaną ;) Pomodlenie się za dobrze napisane testy, zdrowie no i oczywiście o to, aby RESOVIA obroniła tytuł Mistrza Polski ;D Dziewczyny z klasy się trochę ze mnie śmiały, ale nieważne ;)
  http://www.siatkarskaligatv.pl/ZAKSA-Resovia-11.html – Igła, Ty proroku! Haha! ;D I ten tekst: "Zapraszam do nas, do twierdzy, tam będą wisiały topory. Na pewno te topory spadną i komuś odetną głowę." ;D Kochany Krzysiu ;p
Wielkie brawa dla naszych Kadetek! Mistrzostwo Europy! Brawo Dziewczyny! ;D
Ja Was zostawiam z nowym epizodem, a sama lecę uczyć się z angielskiego ;p Przecież sam z siebie do głowy mi nie wejdzie ;)
Pozdrawiam, poziomkowa ;*