Święta
jak to święta. Spędzone w miłym gronie i przyjemnie. Tylko znowu
tyle jedzenia... Mama Grześka i Kamili była bardzo podobna do mojej
babci. Nie dało jej się przetłumaczyć, że nie jest się
głodnym.
- Już wiem, jak się czujesz, kiedy nie chcesz odmówić, a w brzuchu już ci się nie mieści – mruknęłam do Grześka, kiedy siadałam obok niego na kanapie z kawałkiem ciasta na talerzyku.
Na moje słowa się zaśmiał i cmoknął mnie w policzek.
- Pomógłbym ci, ale to taki mały kawałek – rozejrzałam się dookoła; Kamila razem ze Zbyszkiem i z jej rodzicami rozmawiali o czymś zażyle w kuchni, a mała Julka smacznie spała sobie na kanapie, która poobkładana była pufami i poduszkami, aby przypadkiem nigdzie nie poleciała – że będziesz go miała na – nie zdążył skończyć, ponieważ kawałek karpatki wylądował w jego ustach.
- Widzisz, ty go miałeś na jeden gryz – wyszczerzyłam się i pocałowałam w policzek.
Środkowy przełknął ciasto i spojrzał na mnie uważnie.
- Masz trzy sekundy – powiedział z uśmiechem.
- Trzy sekundy na co? - nic nie rozumiałam.
- Na ucieczkę – poinformował, a ja wybałuszyłam na niego oczy. O cholera, a miałam być grzeczna! Tylko jak to zrobić skoro zaraz będzie cię gonił ponad dwumetrowy siatkarz?!
Poderwałam się z kanapy i ruszyłam w stroną kanapy.
- Trzy! - usłyszałam zadowolony głos Grześka.
- A gdzie jeden i dwa? - spytałam wkładając buty.
Pojawił się w przedpokoju. Podniosłam głowę i napotkałam zdezorientowane spojrzenia rodziny Grześka i Zbyszka, który miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Kurde! A myślałam, że to on coś wywinie!
- Dwie sekundy – szepnęłam do środkowego i wybiegłam z domu nie zamykając drzwi.
Najszybciej jak tylko mogłam ruszyłam dróżką na ogródek. Kiedy byłam gdzieś w połowie ogrodu, obejrzałam się za siebie i zauważyłam biegnącego truchtem w moją stronę Grześka. Przyspieszyłam i chwilę później byłam już schowana za wielkim pniem drzewa, na którym ulokowany był drewniany domek.
- Twoi rodzice nas zabiją – zaśmiałam się czując coraz bliższą obecność środkowego.
- A mają za co? - usłyszałam jego głos dochodzący z moje prawej strony, ale kiedy odwróciłam głowę w tamtą stronę, nikogo nie zobaczyłam.
- Już wiem, jak się czujesz, kiedy nie chcesz odmówić, a w brzuchu już ci się nie mieści – mruknęłam do Grześka, kiedy siadałam obok niego na kanapie z kawałkiem ciasta na talerzyku.
Na moje słowa się zaśmiał i cmoknął mnie w policzek.
- Pomógłbym ci, ale to taki mały kawałek – rozejrzałam się dookoła; Kamila razem ze Zbyszkiem i z jej rodzicami rozmawiali o czymś zażyle w kuchni, a mała Julka smacznie spała sobie na kanapie, która poobkładana była pufami i poduszkami, aby przypadkiem nigdzie nie poleciała – że będziesz go miała na – nie zdążył skończyć, ponieważ kawałek karpatki wylądował w jego ustach.
- Widzisz, ty go miałeś na jeden gryz – wyszczerzyłam się i pocałowałam w policzek.
Środkowy przełknął ciasto i spojrzał na mnie uważnie.
- Masz trzy sekundy – powiedział z uśmiechem.
- Trzy sekundy na co? - nic nie rozumiałam.
- Na ucieczkę – poinformował, a ja wybałuszyłam na niego oczy. O cholera, a miałam być grzeczna! Tylko jak to zrobić skoro zaraz będzie cię gonił ponad dwumetrowy siatkarz?!
Poderwałam się z kanapy i ruszyłam w stroną kanapy.
- Trzy! - usłyszałam zadowolony głos Grześka.
- A gdzie jeden i dwa? - spytałam wkładając buty.
Pojawił się w przedpokoju. Podniosłam głowę i napotkałam zdezorientowane spojrzenia rodziny Grześka i Zbyszka, który miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Kurde! A myślałam, że to on coś wywinie!
- Dwie sekundy – szepnęłam do środkowego i wybiegłam z domu nie zamykając drzwi.
Najszybciej jak tylko mogłam ruszyłam dróżką na ogródek. Kiedy byłam gdzieś w połowie ogrodu, obejrzałam się za siebie i zauważyłam biegnącego truchtem w moją stronę Grześka. Przyspieszyłam i chwilę później byłam już schowana za wielkim pniem drzewa, na którym ulokowany był drewniany domek.
- Twoi rodzice nas zabiją – zaśmiałam się czując coraz bliższą obecność środkowego.
- A mają za co? - usłyszałam jego głos dochodzący z moje prawej strony, ale kiedy odwróciłam głowę w tamtą stronę, nikogo nie zobaczyłam.
Odwróciłam się z
powrotem i aż krzyknęłam.
- Aż taki straszny jestem? - zaśmiał się siatkarz przybliżając się do mnie.
- A jak! - puściłam mu oczko i powoli zaczęłam znowu oddychać tak jak trzeba. - Gdyby ktoś cie w nocy zobaczył, to zacząłby krzyczeć – zaśmiałam się.
- Ej, nie przeginaj! - odezwał się głosem małego dziecka, któremu ktoś zabrał zabawkę.
Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i spojrzałam prosto w czekoladowe tęczówki, które sprawiały, że od razu miękło mi serce, a cała ja wpadałam w stan zahipnotyzowania. Nie zauważyłam nawet, kiedy Grzesiek zbliżył się na tyle, że był milimetry od moich warg. Chciał złączyć nasze usta w pocałunku, ale przyłożyłam mu wskazujący palec do warg.
- Mogę prowadzić w drodze powrotnej? - uniosłam brew do góry.
Pokręcił głową.
Zabrałam palec z jego ust i ruszyłam przed siebie.
- Czekaj! - krzyknął za mną, lecz nie odwróciłam się. Po chwili złapał mnie za rękę odwrócił w swoją stronę. - Dziwnie wygląda, jak kobieta prowadzi, a mężczyzna siedzi z boku... - mruknął.
Wzruszyłam ramionami.
A co mnie obchodzi, jak to wygląda? Uwielbiam jazdę samochodem, hallo!
- Połowę drogi ja, połowę drogi ty? - zaproponował.
Zamyśliłam się przez chwilę.
- Stoi! - wyszczerzyłam się i wyswobodziłam z jego objęć, po czym zaczęłam biec w stronę podjazdu.
- A jakieś dziękuję?! - usłyszałam krzyk Grześka.
Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na niego z szerokim uśmiechem. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i utworzyłam nową wiadomość i napisałam „W domu ;D”, po czym wybrałam numer środkowego i wysłałam. Po kilku sekundach Kosok wyciągnął z kieszeni komórkę. Kiedy przeczytał esemesa ode mnie zaczął się śmiać i pokazał w moją stronę kciuk w górę.
Oj, złamię kilka przepisów drogowych...
Kolejne cztery dni spędziliśmy z Grześkiem prawie osobno. On biegał na treningi dwa razy dziennie, a ja siedziałam nad projektem ogrodu oraz byłam w Gdańsku na badaniach, które wypadły bardzo dobrze. Za każdym razem, kiedy zasiadałam z ołówkiem w ręku, żałowałam, że nie ma przy mnie środkowego. Zawsze, kiedy miałam wolną rękę, cieszyłam się niesamowicie, ale wtedy chciałam projektować ten ogród z Grzesiem. Mogłam jedynie pocieszyć się faktem, że będzie ze mną to wszystko kupował i sadził.
Wieczorem szóstego kwietnia wszyscy zawodnicy oraz sztab i ja, spotkaliśmy się na parkingu przed halą. Wyjeżdżaliśmy do Kędzierzyna, gdzie miał odbyć się pierwszy mecz o tytuł Mistrza Polski.
W niedzielę Zaksa pokonała naszą drużynę do zera, ale w poniedziałek to my cieszyliśmy się ze zwycięstwa trzy do jednego. W klasyfikacji generalnej mieliśmy remis. Kolejne cztery dni przesiedziałam czytając jakąś grubą książkę, którą zapożyczyłam od Grześka oraz pomagałam Kamili z małą Julką.
W sobotę świętowaliśmy na naszej hali zwycięstwo do zera nad drużyną z Kędzierzyna-Koźla. Niestety w niedziele już nie było nam do śmiechu, ponieważ to drużyna Zaksy odniosła zwycięstwo. Pokonali nas trzy do zera. Oznaczało to jedno, przenosimy rywalizację z powrotem do Kędzierzyna i na pewno, jest to ostatni mecz w tym sezonie oraz to, że zwycięzca może być tylko jeden.
Piętnastego kwietnia udało mi się wyrwać na mecz Jastrzębskiego Węgla z Delectą Bydgoszcz. Jaka była moja radość, kiedy drużyna Michała Łaski sięgnęła po brązowy medal Mistrzostw Polski. Pogratulowałam z całego serca Michałowi Kubiakowi oraz reszcie drużyny, a później patrzyłam jak brązowe medale zostają zawieszone na ich szyjach. Straszliwy błąd popełniają telewizje, że nie transmitują meczy o trzecie miejsce.
Do Rzeszowa wróciłam dopiero następnego dnia, ponieważ Kubiak nie zgodził się, abym wracała w nocy. Zostałam na noc u niego i Moniki. A właściwie to na ranek, ponieważ mieli imprezę, więc nieświadomie się na nią wkręciłam. Bawiłam się świetnie, podobnie jak reszta. Trochę brakowało mi Grześka, ale dałam radę bez niego.
Zaprosiłam jeszcze Dzika i Monikę na sobotni mecz do Kędzierzyna. Miałam dwie wolne wejściówki, więc postanowiłam wręczyć je im, taka podzięka za nocleg i świetną imprezę. Kiedy wjechałam do Rzeszowa, od razu pojechałam do swojego mieszkania. Wbiegłam do bloku i stanęłam jak wryta, kiedy zobaczyłam osobę, która siedziała na schodach obok moich drzwi. Torba mało co nie wyleciała mi z rąk.
- Nie spodziewałaś się mnie tutaj, prawda? - zapytała blondyna.
- Czego chcesz? - zapytała mierząc ją wzrokiem.
- Porozmawiać...
- O czym? - zdziwiłam się.
- O Zbyszku – podniosła się ze schodów.
- O ile wiem, to nie masz już z nim nic wspólnego – mało co nie warknęłam.
- Będziemy rozmawiać tutaj? - zapytała patrząc na mnie uważnie.
- A może ja wcale nie chcę z tobą rozmawiać? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
Gośka westchnęła zrezygnowana i zaczęła szperać w torebce.
- To chociaż daj mu to – wyciągnęła niedużą białą kopertę i wyciągnęła ją przed siebie.
Zmierzyłam kopertę wzrokiem.
- Nie patrz tak – powiedziała łagodnym tonem. - Proszę cię tylko, o to abyś mu to dała, nic więcej.
- Ty mnie prosisz? - zdziwiłam się.
- Emilia, ja wiem, że nie pałasz do mnie sympatią, zresztą nie ma się co dziwić – nie spuszczała wzroku z moich oczu. - Też znienawidziłabym kobietę, z którą zdradziłby mnie mój facet.
Zgromiłam ją wzrokiem.
- Przepraszam – podrapała się po głowie. - Nie powinnam do tego wracać... Po prostu mu to daj. Nic więcej – położyła kopertę na mojej wycieraczce. - Mam nadzieję, że między tobą a Grześkiem ułoży się jak najlepiej – uśmiechnęła się. I to uśmiechnęła się przyjaźnie, a nie z jakąś wyższością, czy pogardą. Tak jakby naprawdę właśnie tego mi życzyła. - Do widzenia i dzięki – wskazała na kopertę i ruszyła biegiem po schodach.
Dopiero po kilku sekundach dotarło do mojej podświadomości, to co wydarzyło się przed chwilą. Czyżby Gośka zrozumiała swoje błędy? Tylko po co ten list? Nie mogła ze Zbyszkiem porozmawiać normalnie? Czy wie o tym, że atakujący jest w szczęśliwym związku z Kamilą i wychowuje jej dziecko?
Westchnęłam ciężko i podniosłam kopertę z wycieraczki. Znalazłam klucze w torebce i weszłam do mieszkania. Z kieszeni spodni wyjęłam telefon i wybrałam dobrze znany mi numer telefonu...
Przepraszam za sytuację z rana. Po prostu mam małe problemy z Internetem, ale teraz wszystko powinno być już w porządku ;)
Dzięki za TYLE głosów w ankiecie! ;* Jak zobaczyłam liczbę: 95, to aż oczy mi wyszły na wierzch... Jesteście niesamowici, naprawdę! Dziękuję jeszcze raz! ;*
Życzę Wam udanego końca wakacji. Ostatni weekend i raaaano trzeba będzie wstać... Gotowi już do szkoły? ;)
poziomkowa.
- Aż taki straszny jestem? - zaśmiał się siatkarz przybliżając się do mnie.
- A jak! - puściłam mu oczko i powoli zaczęłam znowu oddychać tak jak trzeba. - Gdyby ktoś cie w nocy zobaczył, to zacząłby krzyczeć – zaśmiałam się.
- Ej, nie przeginaj! - odezwał się głosem małego dziecka, któremu ktoś zabrał zabawkę.
Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i spojrzałam prosto w czekoladowe tęczówki, które sprawiały, że od razu miękło mi serce, a cała ja wpadałam w stan zahipnotyzowania. Nie zauważyłam nawet, kiedy Grzesiek zbliżył się na tyle, że był milimetry od moich warg. Chciał złączyć nasze usta w pocałunku, ale przyłożyłam mu wskazujący palec do warg.
- Mogę prowadzić w drodze powrotnej? - uniosłam brew do góry.
Pokręcił głową.
Zabrałam palec z jego ust i ruszyłam przed siebie.
- Czekaj! - krzyknął za mną, lecz nie odwróciłam się. Po chwili złapał mnie za rękę odwrócił w swoją stronę. - Dziwnie wygląda, jak kobieta prowadzi, a mężczyzna siedzi z boku... - mruknął.
Wzruszyłam ramionami.
A co mnie obchodzi, jak to wygląda? Uwielbiam jazdę samochodem, hallo!
- Połowę drogi ja, połowę drogi ty? - zaproponował.
Zamyśliłam się przez chwilę.
- Stoi! - wyszczerzyłam się i wyswobodziłam z jego objęć, po czym zaczęłam biec w stronę podjazdu.
- A jakieś dziękuję?! - usłyszałam krzyk Grześka.
Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na niego z szerokim uśmiechem. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i utworzyłam nową wiadomość i napisałam „W domu ;D”, po czym wybrałam numer środkowego i wysłałam. Po kilku sekundach Kosok wyciągnął z kieszeni komórkę. Kiedy przeczytał esemesa ode mnie zaczął się śmiać i pokazał w moją stronę kciuk w górę.
Oj, złamię kilka przepisów drogowych...
Kolejne cztery dni spędziliśmy z Grześkiem prawie osobno. On biegał na treningi dwa razy dziennie, a ja siedziałam nad projektem ogrodu oraz byłam w Gdańsku na badaniach, które wypadły bardzo dobrze. Za każdym razem, kiedy zasiadałam z ołówkiem w ręku, żałowałam, że nie ma przy mnie środkowego. Zawsze, kiedy miałam wolną rękę, cieszyłam się niesamowicie, ale wtedy chciałam projektować ten ogród z Grzesiem. Mogłam jedynie pocieszyć się faktem, że będzie ze mną to wszystko kupował i sadził.
Wieczorem szóstego kwietnia wszyscy zawodnicy oraz sztab i ja, spotkaliśmy się na parkingu przed halą. Wyjeżdżaliśmy do Kędzierzyna, gdzie miał odbyć się pierwszy mecz o tytuł Mistrza Polski.
W niedzielę Zaksa pokonała naszą drużynę do zera, ale w poniedziałek to my cieszyliśmy się ze zwycięstwa trzy do jednego. W klasyfikacji generalnej mieliśmy remis. Kolejne cztery dni przesiedziałam czytając jakąś grubą książkę, którą zapożyczyłam od Grześka oraz pomagałam Kamili z małą Julką.
W sobotę świętowaliśmy na naszej hali zwycięstwo do zera nad drużyną z Kędzierzyna-Koźla. Niestety w niedziele już nie było nam do śmiechu, ponieważ to drużyna Zaksy odniosła zwycięstwo. Pokonali nas trzy do zera. Oznaczało to jedno, przenosimy rywalizację z powrotem do Kędzierzyna i na pewno, jest to ostatni mecz w tym sezonie oraz to, że zwycięzca może być tylko jeden.
Piętnastego kwietnia udało mi się wyrwać na mecz Jastrzębskiego Węgla z Delectą Bydgoszcz. Jaka była moja radość, kiedy drużyna Michała Łaski sięgnęła po brązowy medal Mistrzostw Polski. Pogratulowałam z całego serca Michałowi Kubiakowi oraz reszcie drużyny, a później patrzyłam jak brązowe medale zostają zawieszone na ich szyjach. Straszliwy błąd popełniają telewizje, że nie transmitują meczy o trzecie miejsce.
Do Rzeszowa wróciłam dopiero następnego dnia, ponieważ Kubiak nie zgodził się, abym wracała w nocy. Zostałam na noc u niego i Moniki. A właściwie to na ranek, ponieważ mieli imprezę, więc nieświadomie się na nią wkręciłam. Bawiłam się świetnie, podobnie jak reszta. Trochę brakowało mi Grześka, ale dałam radę bez niego.
Zaprosiłam jeszcze Dzika i Monikę na sobotni mecz do Kędzierzyna. Miałam dwie wolne wejściówki, więc postanowiłam wręczyć je im, taka podzięka za nocleg i świetną imprezę. Kiedy wjechałam do Rzeszowa, od razu pojechałam do swojego mieszkania. Wbiegłam do bloku i stanęłam jak wryta, kiedy zobaczyłam osobę, która siedziała na schodach obok moich drzwi. Torba mało co nie wyleciała mi z rąk.
- Nie spodziewałaś się mnie tutaj, prawda? - zapytała blondyna.
- Czego chcesz? - zapytała mierząc ją wzrokiem.
- Porozmawiać...
- O czym? - zdziwiłam się.
- O Zbyszku – podniosła się ze schodów.
- O ile wiem, to nie masz już z nim nic wspólnego – mało co nie warknęłam.
- Będziemy rozmawiać tutaj? - zapytała patrząc na mnie uważnie.
- A może ja wcale nie chcę z tobą rozmawiać? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
Gośka westchnęła zrezygnowana i zaczęła szperać w torebce.
- To chociaż daj mu to – wyciągnęła niedużą białą kopertę i wyciągnęła ją przed siebie.
Zmierzyłam kopertę wzrokiem.
- Nie patrz tak – powiedziała łagodnym tonem. - Proszę cię tylko, o to abyś mu to dała, nic więcej.
- Ty mnie prosisz? - zdziwiłam się.
- Emilia, ja wiem, że nie pałasz do mnie sympatią, zresztą nie ma się co dziwić – nie spuszczała wzroku z moich oczu. - Też znienawidziłabym kobietę, z którą zdradziłby mnie mój facet.
Zgromiłam ją wzrokiem.
- Przepraszam – podrapała się po głowie. - Nie powinnam do tego wracać... Po prostu mu to daj. Nic więcej – położyła kopertę na mojej wycieraczce. - Mam nadzieję, że między tobą a Grześkiem ułoży się jak najlepiej – uśmiechnęła się. I to uśmiechnęła się przyjaźnie, a nie z jakąś wyższością, czy pogardą. Tak jakby naprawdę właśnie tego mi życzyła. - Do widzenia i dzięki – wskazała na kopertę i ruszyła biegiem po schodach.
Dopiero po kilku sekundach dotarło do mojej podświadomości, to co wydarzyło się przed chwilą. Czyżby Gośka zrozumiała swoje błędy? Tylko po co ten list? Nie mogła ze Zbyszkiem porozmawiać normalnie? Czy wie o tym, że atakujący jest w szczęśliwym związku z Kamilą i wychowuje jej dziecko?
Westchnęłam ciężko i podniosłam kopertę z wycieraczki. Znalazłam klucze w torebce i weszłam do mieszkania. Z kieszeni spodni wyjęłam telefon i wybrałam dobrze znany mi numer telefonu...
Przepraszam za sytuację z rana. Po prostu mam małe problemy z Internetem, ale teraz wszystko powinno być już w porządku ;)
Dzięki za TYLE głosów w ankiecie! ;* Jak zobaczyłam liczbę: 95, to aż oczy mi wyszły na wierzch... Jesteście niesamowici, naprawdę! Dziękuję jeszcze raz! ;*
Życzę Wam udanego końca wakacji. Ostatni weekend i raaaano trzeba będzie wstać... Gotowi już do szkoły? ;)
poziomkowa.