piątek, 19 kwietnia 2013

Piętnaście

Równo dwanaście minut później wystrojona w sukienkę, wysokie czarne szpilki oraz lekki makijaż opuściłam łazienkę.
- Nie przyniosę wstydu? - zapytałam siatkarzy.
Wszystkie spojrzenia skierowały się na moją osobę. Chciało mi się śmiać z ich min. Wyglądali jakby zobaczyli jaką boginię, a nie mnie ubraną w sukienkę.
- Wow – skomentował Bartek z kuchni.
- Genialnie wręcz – wyszczerzył się Piotrek.
- Przepięknie, Serniczku – wyszczerzył zęby w uśmiechu ZB9.
Wbiłam w niego wzrok i warknęłam:
- Jeszcze raz powiedz do mnie „Serniczku”, a nie ręczę za siebie.
Zaczynało mi to już działać na nerwy, a Bartman się świetnie bawił.
- Ej, ej! Spokój! - próbował rozładować sytuację gospodarz. - Bo mi się tu zaraz pobijecie!
- Każdy wie, kto by wygrał, prawda? - wyszczerzył się Nowakowski, a ja szeroko się do niego uśmiechnęłam.
- Kobiet nie biję – uniósł ręce w geście poddania atakujący.
- Jak miło – mruknęłam tylko pod nosem i wkroczyłam do kuchni. - Masz jakiś sok? - spytałam Bartka, który siedział już wygodnie w jednym z foteli.
- W lodówce – odpowiedział.
Otworzyłam urządzenie i wyszukałam kolorowy napój.
- Szklanki są w szafce nad zlewem – poinformował.
- Chce ktoś też? - pomachałam kartonem.
- Poproszę – odezwał się Grzesiek.
- I ja – dołączył Kubiak.
Wyciągnęłam szklanki i nalałam do nich soku.
- Proszę – podałam jedną Kosie, a drugą Michałowi.
Usiadłam na kanapie obok Karola i pociągnęłam łyk pomarańczowego płynu.
- Jak wy możecie w tym chodzi? - zdziwił się Dziku i wskazał na moje kilkucentymetrowe szpilki.
- Normalnie – wzruszyłam ramionami. - Przyzwyczaiłam się już.
- Podziwiam, taka udręka dla nóg – odezwał się Piotrek.
- Kobieta wycierpi wiele, żeby przypodobać się facetom – odparłam zdecydowanie za szybko.
Ugryzłam się w język.
- Bardzo dziękuję za takie poświęcenie – wyszczerzył się Bartman, a spojrzałam na niego z politowaniem.
- No to komu chcesz się tak przypodobać? - pociągnął temat Bartek.
- Ja? - podniosłam do góry brwi. - Nikomu – wzruszyłam ramionami i pociągnęłam łyk soku. - Kobiety lubią też dobrze wyglądać – przypomniałam im.
- I to też dlatego, że chcą się przypodobać mężczyznom – wyszczerzył się Karol.
Kiedyś utnę sobie język, jak fotografię kocham!
- Czyli wszystko kręci się wokół nas – uśmiechnął się Kubiak.
- No a ty, co myślałeś? - Piotrek popatrzył na niego. - Jak się spotykają w swoim gronie, to jesteśmy głównym tematem.
- A ty skąd wiesz? - wtrąciłam.
- Po prostu wiem i już – uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Wy też się przecież stroicie – zauważyłam.

Brnijmy w to! Tak, jasne, bo nie ma innych tematów!

- Ale nie mamy takiego fioła na punkcie naszego wyglądu jak wy – odparł Zbyszek.
- No jak ty stroisz się tylko dla swojego audi, to tak jest – westchnęłam teatralnie, a reszta wybuchnęła śmiechem.
- Mówił ci ktoś, kiedyś, że masz niewyparzony język? - uniósł do góry brew ZB9.
- A bo to mało razy! - machnęłam ręką z wielkim uśmiechem.
- I oczywiście nic nie robisz, żeby się poprawić – ciągnął atakujący.
- A po co? - wzruszyłam ramionami. - Jeśli ludziom nie pasuje, to co mówię, drogę mają wolną. Ja ich przy sobie na siłę trzymała nie będę.
- Słyszałeś Zibi, jeśli coś ci nie pasuje, to tam są drzwi – zaśmiał się jego najlepszy przyjaciel i wskazał drzwi frontowe.
- Czy ja powiedziałem, że mi coś przeszkadza? - uśmiechnął się Bartman. - Mimo tego jaka jest, to zawsze będzie moim Serniczkiem – siatkarze wybuchnęli śmiechem, a ja chwyciłam poduszkę i z całej siły walnęłam nią w atakującego, ale ten oczywiście nic sobie z tego nie zrobił.

Pół godziny później szliśmy już razem z siatkarzami do klubu, w którym miała odbyć się impreza. Nie wiem, jak Kosa z Pitem, to zrobili, ale przemycili prezenty i nawet ja nie zauważyłam jak je nieśli.
W klubie czekali na nas już niektórzy siatkarze z partnerkami i prezentami dla Bartka, rzecz jasna. Razem z Grześkiem złożyliśmy solenizantowi życzenia i wręczyliśmy prezent. Kurek trochę się zdziwił, że prezent jest od nas obojga, zaczął nawet jakieś insynuacje urządzać, ale twardo i ja, i Kosa, brnęliśmy w to, że jesteśmy jedynie przyjaciółmi. No prawda, jak żadna inna przecież.
Kiedy zjawili się już wszyscy, zaśpiewaliśmy głośne sto lat i wypiliśmy za zdrowie przyjmującego po jednym kieliszku, jak to określił Winiarski „tak na rozgrzewkę”.
Na rozgrzewkę, to wy sobie możecie po pięćdziesiąt pompek zrobić, przemknęło mi przez myśl, ale nic nie powiedziałam tylko wlałam w siebie przezroczystą ciecz.
Poznałam przy okazji,
Atanasijevića oraz Čupkovića i jego dziewczynę. Mili ci Serbowie, nie mogę zaprzeczyć. Z Alkiem zatańczyłam nawet pierwszy taniec w klubie. Trzeba było jakoś porwać resztę siedzącą przy stolikach.
Gdy moja misja została spełniona, stało się to po dwóch piosenkach, opadłam na kanapę obok Grześka, który trzymał akurat w ręce jakiegoś drinka. Wyciągnęłam mu szklankę z ręki i wypiłam połowę.
- Dzięki – wyszczerzyłam się i oddałam mu napój alkoholowy.
- Nie ma za co – odwzajemnił uśmiech.
- Dlaczego nie tańczysz? - zapytałam patrząc mu w oczy.
- Nie robię tego zbyt często – odparł jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
Podniosłam swój tyłek z kanapy i złapałam go za rękę.
- No to od dzisiaj zmienimy nawyki – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
Pociągnęłam go jak najmocniej tylko potrafiłam, ani drgnął.
- No weź – jęknęłam i popatrzyłam mu w oczy. - Chodź – pociągnęłam go kolejny raz, tym razem skutecznie.
Posłałam mu tryumfalny uśmiech i wbiegłam w na parkiet. Z głośników właśnie poleciała nowa piosenka, a była nią "Przetańczyć z tobą chcę całą noc" Anny Jantar. Zdziwiłam się trochę, że w takim klubie puszczają tak starą muzykę, ale nie powiem, uwielbiałam tę piosenkę...

W innej części sali blisko siebie tańczyły dwie pary. Piotrek z Iwoną i Krzysiek z Dagmarą, żoną Winiarskiego. Z tamtego miejsca mieli doskonały widok na resztę bawiącej się sali.
Nowakowski właśnie obracał żonę przyjaciela wokół jej własnej osi, kiedy jego oczy zatrzymały się na Emilce i Grześku.
- Co jest? - zapytała Ignaczak, ponieważ jej partner przestał się ruszać.
- Ona jest niesamowita – uśmiechnął się i wskazał palcem na świetnie bawiących się blondynkę i bruneta.
Iwona podążyła wzrokiem za jego palcem i kiedy zauważyła obiekt zainteresowania, uśmiechnęła się szeroko.
- A wam co? - spytał libero.
- Patrz tam – jego żona wskazała palcem bawiącą się parę.
- Emilka – powiedziała Dagmara. - Ona...? Ona tańczy z Grześkiem? - spytała nie dowierzając w to co widzi.
- Stawiam jej flaszkę! - zaśmiał się Bartman dobiegając do nich i wskazując na Emilkę.
- Postawmy jej skrzynkę, a nie jedną marną butelkę – zaśmiał się środkowy, a z nim reszta.
- Wiedziałam, że ona zwykłą dziewczyną nie jest – upewniła się w swoim przekonaniu Dagmara i wróciła do tańca z zadowolonym Krzyśkiem.

Z Grześkiem tańczyłam przez następnych pięć piosenek, więc opadłam na klubową kanapę z lekkim hukiem. Kilka sekund później obok mnie pojawił się również Kosa trzymając w ręce dwa napoje.
- W ogóle nie rozumiem, dlaczego nie tańczysz – stwierdziłam biorąc od niego pomarańczowy płyn. - Według mnie tańczysz bardzo dobrze – uśmiechnęłam się przykładając słomkę do ust.
- To cud, że cie nie podeptałem – zaśmiał się i pociągnął łyk ze swojej szklanki.
- Mogę porwać? - usłyszałam głos Piotrka; obróciłam się w jego stronę.
- Jasne – uśmiechnęłam się.
Pociągnęłam łyka, przeprosiłam Kosę i powiedziałam mu, żeby znalazł sobie jakąś partnerkę do tańca, na co kiwnął tylko głową. Chwyciłam dłoń blondyna i ruszyliśmy na parkiet. Mimo że miałam na sobie najwyższe szpilki, jakie tylko udało mi się znaleźć, dla siatkarzy i tak byłam niska. Trochę to z boku musiało dziwnie wyglądać, ale nie ważne.
- Jak ci się to udało? - spytał środkowy lekko mnie obejmując; zaczęła się jedna z wolniejszych piosenek, więc przybliżyłam się do niego.
- Ale co? - zapytałam zadzierając lekko głowę, aby spojrzeć mu w oczy.
- Wyciągnąć Kose na parkiet – odpowiedział szczerząc się jak głupi.

A więc o to chodzi!

- Normalnie – wzruszyłam ramionami. - Poprosiłam.
- To jesteś czarodziejką – zaśmiał się Cichy Pit. - Ostatni raz pamiętam go tańczącego na weselu Rudzielca. I to dopiero po kilku głębszych.
Można powiedzieć, że lekko się zaczerwieniłam. Cieszyłam się, że udało mi się wyciągnąć Kosę na parkiet. Czułam się z nim swobodnie, nawet z Krzyśkiem tak dobrze mi się nie tańczyło, jak z nim.
- Stwierdziliśmy razem z Bartmanem, że należy ci się skrzynka wódki – powiedział, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Sama tego na pewno nie wypiję – odpowiedziałam dalej się śmiejąc.
- A kto powiedział, że zostawimy cię z tym samą? - wyszczerzył się Nowakowski, a ja ponownie wybuchnęłam śmiechem.
Ten wieczór spędziłam prawie cały na parkiecie. Tańczyłam ze wszystkimi siatkarzami, a nogi to myślałam, że mi odlecą. Wypiłam o kilka drinków za dużo, ale się nie przewracałam i film mi się nie urwał. Po prostu nie było to zbyt dobre dla mojego organizmu, z powodu przyjmowanych leków. Miałam tylko nadzieję, że na kontrolnych badaniach mnie nie zatłuką.
Aparat Krzyśka wzbogacił się o kilkadziesiąt nowych zdjęć; połowę zajmowałam ja i Grzesiek. Kilka fotografii przy naszym pierwszym tańcu, kilka przy następnych, a największą liczbę stanowiły zdjęcia z naszego wolnego tańca, który tańczyliśmy do piosenki „Przetańczyć z tobą chcę całą noc” Anny Jantar. Popukałam się tylko w czoło, kiedy nam o tym powiedział, a on stwierdził, że będzie co wywoływać. No to trochę kasy w zakładzie fotograficznym zostawi.
Bartman nie pozwalał mi o sobie zapomnieć. Kiedy tylko siadałam, żeby sobie troszkę odpocząć, porywał mnie na parkiet. Było to zabawne, ale wcale nie męczące. Nasza przyjaźń szła w bardzo dobrym kierunku i byłam z tego bardzo zadowolona. Zibi popisywał się czego on to nie umie, a każdy wybuchał śmiechem. Był w centrum uwagi i pasowało mu to, ale oczywiście w jakiś niezarozumiały sposób.
Nasz solenizant był w wyśmienitym humorze. Rozmawiał z każdym, nawet każdemu sprezentował jeden taniec z duecie z nim, nawet swoim kolegom, co wywoływało napady śmiechu reszty bawiących się. W sumie z solenizantem tańczyłam jakieś pięć razy i ani razu go nie podeptałam, co było sukcesem przy takich wielkich stopach jak jego.
Pod koniec imprezy Kurek przypomniał sobie, co dostał w prezencie ode mnie i od Kosy. Z pomocą DJ'a podłączył sprzęt (nie pytajcie jak mu się to udało, bo trzeźwy to on nie był, cud, że go prąd nie kopnął czy coś). No i się zaczęło.
Na pierwszy ogień poleciał solenizant razem z Piotrkiem. A co zaśpiewali? A raczej próbowali zaśpiewać? „Białego misia”, tak dokładnie. Popłakałam się ze śmiechu, podobnie jak Grzesiek. Nie dość, że darli się jak nie wiem, to jeszcze w niektórych momentach mylili słowa, a niekiedy to wychodziły im nowe. W drugiej zwrotce zamiast rzeka wyszło im reka, zamiast dni zaśpiewali sny, sercu równało się w ich języku seru a już pod koniec, kiedy przyszło słowa zatrzeć, wyszło im zedrzeć. Także jak brzmiała druga zwrotka?

Płynie szas, płynie szas
Jak ta reka a, a
I nie wrócą, nie wrócą tamte sny
W moim seru, w moim seru
Jest dziś rana a, a
Którą zedrzeć możesz tylko ty...

Kolejny występ należał do Winiara i Karola Kłosa. To dopiero był występ. I nie, nie śpiewali „Somebody that i used to know”, a piosenkę zespołu Ich Troje pod tytułem „Za ten papieros”. Tak się wczuli w rolę, że mina Dagmary wyrażała „Czy to na pewno mój mąż?”. Każdy wie o czym jest piosenka, więc nie dziwię się jej wcale. Para Winiar and Kłos spisała się niesamowicie. Dostali owacje na stojąco. Nie pomylili słów, choć czasem wychodził bełkot, ale dawali radę. No i jak już wspomniałam, cudowna gra aktorska Karola jako Justyny, a Michała jako Wiśniewskiego (nawet imiona się zgrały!).
Po nich zaśpiewał jeszcze Igła razem z Iwoną, jakąś piosenkę, której tytułu nie potrafię sobie przypomnieć. Największą furorę zrobili Dziku i ZB9 wykonując piosenkę „Jesteś szalona”. Latali po całej sali z mikrofonami i darli się jak opętani. Jeszcze nigdy tak dobrze nie bawiłam się przy tej piosence, a kilka imprez szczególnie tych wakacyjnych przy niej spędziłam. Trochę żałowałam, że nie będą mogli tego obejrzeć, ale Grzesiek mnie pocieszył i pokazał swój telefon, na którym były nagrane poszczególne wykonania.
Impreza zakończyła się około czwartej nad ranem. Oczywiście, najtrzeźwiejsza byłam ja oraz Grzesiek, jak zwykle zresztą i musiałam zająć się ulokowaniem wszystkich bezpiecznie w domach. Wpakowałam Winiarskiego, Dagmarę, Krzyśka, Iwonę do jednej taksówki podając adres i płacąc. W drugiej znaleźli się Kłos, dwójka Serbów razem z dziewczyną jednego z nich i również podając adres i płacąc wysłałam do mieszkania. Podobnie zrobiłam zresztą i w końcu w klubie zostałam ja, Kurek, ZB9, Dziku, Piotrek i Grzesiek oraz masa prezentów. Z Kosą zapakowaliśmy prezenty do ostatniej już taksówki, a później środkowego, atakującego i przyjmujących. Podałam kierowcy adres i odjechali, a my z Grześkiem postanowiliśmy się przejść.
Kiedy wstąpiliśmy tylko na chodnik, zdjęłam niewygodne już szpilki. Lubiłam w nich chodzić, ale za długo już dzisiaj były na moich stopach.
- Nie jest ci zimno? - spytał środkowy patrząc mi prosto w oczy.
Pokręciłam głową. Zimno mi nie było, ale małe kamyczki wbijały się w skórę.
- Cholera! - zaklęłam kilka sekund później, kiedy jakiś większy kamyk wbił mi się w nogę.
- Może jednak założysz te buty? - uniósł do góry brew Grzegorz.
- Nic mi nie będzie – uśmiechnęłam się nie przestając iść.
- To może... - zaczął, ale nagle umilkł.
- To może co? - popatrzyłam na niego z zaciekawieniem.
- No wiesz... - podrapał się po głowie.
- No właśnie nie wiem – odpowiedziałam dalej na niego patrząc.

Panie Kosok jakoś jaśniej, poproszę!

- W sumie to mogę cię zanieść do mieszkania Bartka, jeśli chcesz oczywiście – odpowiedział lekko zakłopotany.
Wbił mnie po prostu w ziemię. Zdziwiła mnie trochę jego otwartość; każdy go przecież zawsze uważał za niezbyt śmiałego. Ale zdziwiła w pozytywnym sensie! I to bardzo pozytywnym sensie.
- Jeśli nie będzie kłopotu – uśmiechnęłam się do niego.
Pokręcił tylko głową i chwycił mnie w swoje ramiona. Owiał mnie zniewalający zapach męskich perfum. Kiedy tańczyliśmy, nie zwróciłam na to uwagi, ale teraz było inaczej.
- Tylko mnie nie upuść – zaśmiałam się i spojrzałam na niego.
Nie musiałam zadzierać głowy, wystarczyło, że lekko ją podniosłam, a patrzyłam swoimi oczami prosto w czekoladowe tęczówki Kosy. Dopiero teraz to zauważyłam; wpatrywałam się w najpiękniejsze oczy jakie w życiu widziałam. Nikt kogo znałam, nie miał tak hipnotyzującego spojrzenia jak czarnowłosy środkowy. Tonęłam w jego oczach całkowicie zapominając, gdzie jestem i co się dzieje.
- Postaram się – aż lekko podskoczyłam na dźwięk głosu Grześka. - Wszystko okej? - spytał.
- Tak, tak – pokiwałam głową. - Zamyśliłam się – odpowiedziałam szybko i spuściłam lekko zawstydzona głowę.
Przez całą drogę w głowie miałam hipnotyzujące, czekoladowe tęczówki. Za cholerę nie mogłam wyrzucić ich z głowy. Nie mogłam, czy nie chciałam? Grzesiek mówił coś, a ja tylko potakiwałam głową albo odpowiadałam krótkimi wyrazami. Przez całe siedem minut, które szliśmy, nie spojrzałam mu w oczy.
Kiedy dotarliśmy do mieszkania Kurka, które było otwarte, zastaliśmy wszystkich w salonie. Gospodarz spał na jednym z foteli, podobnie było ze Zbyszkiem, a Piotrek rozłożył się na kanapie.
- To gdzie będziemy spać? - spytałam stojąc już na własnych nogach.
- Sypialnia Kurka jest do twojej dyspozycji – odpowiedział Kosa chwytając w rękę butelkę z wodą.
- A co z tobą? - popatrzyłam na niego, ale unikałam kontaktu wzrokowego.
- Jest przecież jeszcze jeden fotel – wskazał na mebel stojący tuz przy oknie i pociągnął łyk przezroczystego płynu.
- Nie wyśpisz się – stwierdziłam.
- Wyśpię się w domu – uśmiechnął się i schował butelkę do lodówki.
- Łóżko Bartka jest duże – oznajmiłam zbyt szybko; miałam ochotę ugryźć się w język. - Zmieścimy się oboje i jeszcze miejsca zostanie.
- Nie chcę żebyś czuła się jakoś nieswojo – odpowiedział patrząc na mnie i przy okazji łapiąc kontakt wzrokowy.
- Daj spokój – machnęłam ręką. - Będziesz spał na jednej połowie, ja na drugiej – jak już zaczęłam, to musiałam skończyć.
- Na pewno? - wolał się upewnić.
Kiwnęłam tylko głową i skierowałam się w stronę sypialni Kurka. Wyciągnęłam z torebki telefon oraz tabletki i położyłam na szafce nocnej. Z torby, którą przywiozłam, wyciągnęłam koszulę nocną i szybko ją na siebie włożyłam. Położyłam się do łóżka na lewym boku i okryłam szczelnie kołdrą. Zamknęłam zmęczone oczy, a wyobraźnia powitała wesołe, czekoladowe tęczówki.

Co one takiego w sobie mają?!

Zacisnęłam mocniej powieki i spróbowałam pomyśleć o czymś innym.

Em, myśl o czymkolwiek innym. Sad dziadka, jabłka, Karol i Krzysiek. Lato, troskliwe spojrzenia dziadków. Spojrzenia? Oczy w kolorze czekolady... Kurde!

- Dobranoc – usłyszałam głos Kosy i aż serce zabiło mi mocniej, a oczy od razu się otworzyły. Ty i twoje myśli, a tu nagle czyjś głos. I to jeszcze głos o kimś o kim myślałaś.
- Dobranoc – szepnęłam i ponownie zamknęłam oczy.
Tym razem sen przyszedł, jak na moje zawołanie, za co byłam dozgonnie wdzięczna.




No to macie piętnastkę :) Mam nadzieję, że się spodoba ;) Zapraszam do czytania i komentowania, oczywiście ;p
Przepraszam, że nie wrzuciłam wczoraj, ale nie miałam zbytnio czasu ;/ A dzisiaj po południu poszłam od razu świętować roczek mojej chrześnicy, więc proszę o zrozumienie :)
Jutro wielki finał!! Wierzę to, że po meczu zaśpiewam „Mistrzem Polski jest SOVIA!” ;D Mecz o osiemnastej na Polsacie Sport :) A może komuś udało się dostać bilety na finał? ;p
Nie wiem, jak Wy, ale ja oglądając ten filmik: http://www.youtube.com/watch?v=9C2-xabVHXI miałam centralnie łzy w oczach, podobnie jak Dziku... Gratulacje dla Jastrzębian za zdobycie brązu!! :D
Muszę się pochwalić!! :D Brałam udział w kampanii społecznej „Nie jesteś wyspą” i razem z moim krótkim opowiadaniem zdobyłam warsztaty dziennikarskie! JUPI!! ;D
U mnie świetna pogoda, a u Was? ;p
Stuknęło ponad 21 700 wyświetleń, za co bardzo, bardzo, bardzo DZIĘKUJĘ! ;*
Trzymajcie się, poziomkowa. ;*

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Czternaście

Była trzynasta, kiedy w domu Ignaczaków pojawił się Grzesiek. Wystrojony w czarną koszulę i ciemne jeansy. Do tego lekki zarost, który sprawiał, że oderwać wzroku od niego nie mogłam.
Em! Uspokój się! Jesteś tylko jego kumpelą, no albo przyjaciółką! Tylko tyle!
Pokręciłam głową, aby wyrzucić z głowy te myśli. Ale po nich przyszły kolejne, związane z siatkarzem o blond włosach. Mówił, że przyjdzie punktualnie. Miał jeszcze pięć minut. Ale czy pojawi się sam, czy z Natalką? Czy podjął pochopną decyzję i wyrzucił ją ze swojego życia? Za kilka minut się o tym przekonam.
- Jedziesz tak? - zapytała Iwona schodząc z góry i wskazując na moje podarte, krótkie spodenki i bluzkę z krótkim rękawem.
- Nie – pokręciłam głową. - Sukienkę mam w bagażniku – uśmiechnęłam się. - Nie chciałam, żeby się wygniotła.
- Rozumiem – odwzajemniła uśmiech. - Grzesiek, może się czegoś napijesz? - zapytała przerywając rozmowę środkowego z jej mężem.
- Nie, dzięki – odpowiedział z uśmiechem i wrócił do rozmowy na temat jakiejś nowej taktyki.
Gospodyni kiwnęła głową i poszła do łazienki, a ja siedziałam na kanapie i wpatrywałam się w telefon. Zaczynało mnie to denerwować, więc podniosłam się z sofy i ruszyłam w stronę drzwi.
- Gdzie idziesz? - dobiegło mnie pytanie Krzyśka.
- Muszę jeszcze coś sprawdzić w aucie – skłamałam i trzasnęłam drzwiami.
Klapnęłam na schody i po prostu tak siedziałam przez następne trzy minuty.
- Dlaczego tak siedzisz? - usłyszałam znajomy głos.
Podniosłam głowę i ujrzałam Nowakowskiego.
- Czekam na ciebie – westchnęłam. - Przepraszam jeśli wszystko popsułam między tobą a Natalką – mówiąc patrzyłam mu w oczy.
Usiadł obok mnie i lekko się uśmiechnął.
- Nie masz za co – spojrzał na mnie uważnie. Związek, który opierał się wyłącznie na kłamstwie i tak by mi nic nie dał – wzruszył ramionami. - Dzięki tobie uświadomiłem sobie, jaki byłem ślepy.
- Nie podjąłeś tej decyzji zbyt pochopnie? - spytałam ciągle patrząc mu w oczy.
Pokręcił przecząco głową.
- Mówiła, że jedzie na spotkanie klasowe, a jak się okazało, pojechała z jakimś facetem w góry – skrzywił się.
A to...! Czemu ludzie na tym popieprzonym świecie tak często się zdradzają?!
- No to nie za wesoło – westchnęłam.
- Ale to nie ważne – uśmiechnął się. - Dzisiaj jest impreza, a ja nie zamierzam się nią przejmować.
Wybałuszyłam na niego oczy. Czy to jest ten sam Piotrek Nowakowski, którego wszyscy uważają za Cichego Pita?
- Nie patrz tak – zaśmiał się i podniósł tyłek ze schodów. - To jak, mogę zamówić jeden taniec? - wyciągnął dłoń, którą ujęłam.
- A nawet więcej – uśmiechnęłam się i chwyciłam nowakowską dłoń.
- Już myślałem, że nie jedziesz – usłyszeliśmy głos Grześka, który wychodził właśnie z domu.
- A gdzie Natalia? - spytał Krzysiek pojawiając się na werandzie.
- Bawi się świetnie w górach z jakimś facetem – odparł beznamiętnie blondyn, a libero i środkowy popatrzyli na niego współczującym wzrokiem. - Rozchmurzcie się – wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Jedziemy na imprezę, a nie na pogrzeb! - zamachał torebką, w której znajdował się prezent dla Kurka.
Uśmiechnięty ruszył w stronę mojego volva.
- Coś ty mu zrobiła? - zapytał Igła.
- Ja? - zdziwiłam się. - Nic – wzruszyłam ramionami i ruszyłam za Nowakowskim.
- Grzegorzu siedzisz z przodu – oznajmił Piotrek i wpakował się do tyłu.
Kosa zajął miejsce, które przeznaczone było dla niego, a ja miejsce kierowcy. W czasie, kiedy Ignaczakowie pakowali się do swojego auta, ja włączyłam w swoim radio, z którego popłynął początek piosenki pod tytułem „Lubię twoje włosy” zespołu Manchester.
- Niewierności twej, zawsze bałem się jak nikt... - zaczęłam cichutko podśpiewywać razem z wokalistą.
- No to szykuje nam się bardzo muzykalna wycieczka – zaśmiał się blond.
- Sorry.. Już się zamykam – uśmiechnęłam się przepraszająco i odpaliłam silnik.
- Już wiem dlaczego kupiliście karaoke – wyszczerzył się Piotrek. - A gdzie twoja sukienka? - spytał zaciekawiony.
- W bagażniku – odpowiedziałam włączając się w ruch uliczny. - Nie chciałam, żeby się pogniotła. Prawie pięć godzin jazdy, to wcale nie tak mało.
- Czy ja o czymś nie wiem? - wtrącił się Grzesiek.
- Spotkaliśmy się dzisiaj rano na zakupach – odpowiedziałam z uśmiechem i przyspieszyłam trochę.
- Em, twoja torebka dzwoni – oznajmił środkowy siedzący z tyłu.
- Sprawdź kto – poprosiłam i usłyszałam jak siatkarz grzebie w torebce.
- A ja nie mam pojęcia, jak wam chce się to nosić – zdziwił się wyciągając na wierzch paczkę chusteczek higienicznych i słuchawki. - Po co ci scyzoryk? - zapytał z lekkim przerażeniem w oczach.
- Nigdy nie wiadomo co cię czeka za zakrętem – zaśmiałam się.
- Ale od razu z nożem? - drążył temat blondyn.
- Zawsze może trafić się jakiś nieprzyjemny facet, któremu chodzi tylko o jedno – skrzywiłam się lekko.
- Muszę chyba ostrzec Zbyszka – mruknął pod nosem, a my z Grześkiem zaśmialiśmy się. - O wilku mowa – westchnął i nacisnął zieloną słuchawkę uruchamiając głośnomówiący; w tym samym czasie Kosa ściszył radio.
- Cześć mój Serniczku – usłyszeliśmy zadowolony głos atakującego.
Cała nasza trójka wybuchnęła śmiechem.
- Głośnomówiący? - jęknął.
- Bartman, nie można rozmawiać, kiedy prowadzi się samochód – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, ale szybko doszło do mnie, że i tak tego nie zauważył.
- No tak – zgodził się ze mną. - Gdzie jesteście?
- Wyjechaliśmy dosłownie dwie minuty temu – odpowiedział mu ciemnowłosy środkowy.
- Dopiero?! - zdziwił się. - My już z Miśkiem od ponad dwóch godzin tu jesteśmy.
- Współczuć tylko kurkowemu mieszkaniu – uśmiechnął się pod nosem blondyn.
- Bardzo śmieszne – burknął ZB9. - Dajcie znać, jak już będziecie w Bełchatowie – poprosił.
- Jasne – odpowiedziałam wchodząc w zakręt.
- Grzegorzu, miłej podróży życzę – mimo że go nie widziałam, to wiedziałam, że się uśmiechnął i to szeroko.
- O czymś nie wiem? - kolejne to samo pytanie.
- Przekonasz się jak wjedziemy na autostradę – wyszczerzył się Piotrek.
- Słuchaj Pita, a nie zginiesz – zaśmiał się.
- Bartman, ja tu jestem i wszystko słyszę – warknęłam do słuchawki.
- Zbyszek, ona nosi nóż w torebce, więc nie radzę – powiedział poważniej Nowakowski.
- Serio? - prychnął ZB9.
Chyba będę musiała pobawić się tym nożem, kiedy tylko dotrzemy do Bełchatowa!
- Pilnuj się kolego – poradził blondyn.
- Zakończ to połączenie, bo już mam dość bartmanowego głosu – poprosiłam przepełnionym słodyczą głosem.
- Patrzcie jak bardzo mnie kocha! - zaczął się śmiać atakujący.
- Do zobaczenia w Bełchatowie – pożegnałam się i nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Zaczęliśmy się z chłopakami śmiać.
Coś czułam, że dzisiejszej nocy długo nie zapomnę.

Po pięciu godzinach drogi zatrzymałam samochód pod jednym z bełchatowskich osiedli. Krzysiek razem z Iwoną pojechali odwieść Sebastiana do Winiarskich, gdzie chłopak zostawał na noc. Opuściliśmy z środkowymi volvo i otworzyłam bagażnik. Piotrek wziął moją sukienkę oraz szpilki i ruszyliśmy w stronę mieszkania Bartka. Wsiedliśmy do wielkiej windy i wjechaliśmy na najwyższe piętro. Grzesiek odnalazł numer mieszkania Kurka i zapukał głośno w drzwi.
Po chwili w drzwiach pojawiła się wesoła twarz Kubiaka.
- Cześć! - krzyknął i wpuścił nas do środka.
Przywitaliśmy się z nim i przeszliśmy przez krótki przedpokój stając w niewielkim salonie połączonym razem z kuchnią. Na kanapach siedzieli Bartek, Zbyszek oraz Karol Kłos i rozmawiali o jakimś samochodzie, który niedawno miał swoja premierę, ale przerwali, kiedy zobaczyli naszą trójkę.
- Witam panów – uśmiechnęłam się.
- Emilka! - ucieszył się Bartek i mocno mnie przytulił; zaczęłam się śmiać.
- Ej, Kurek, to jest mój Serniczek! - fuknął na niego Zbyszek.
- Wmawiaj sobie – prychnęłam tylko zabawnie.
- A bo wy się nie znacie – wtrącił się do rozmowy Michał. - Emilio poznaj środkowego Skry, Karola Kłosa – wyszczerzył się.
Spojrzałam na siatkarza, który teraz uśmiechając się wstawał z kanapy.
- Jestem Karol – wyciągnął rękę, którą uścisnęłam.
- Emilia, bardzo mi miło – odwzajemniłam uśmiech.
- Coś tu jest nie tak – skrzywił się zabawnie Bartek patrząc na mnie. - Gdzie masz jakąś sukienkę czy coś?
- Tam – wskazałam na torbę, którą trzymał w ręce blondyn.
- No już myślałem, że tak chcesz iść – odetchnął z ulgą.
- Coś ci się nie podoba? - uniosłam do góry brew.
- Nie! - odparł od razu – W tym też wyglądasz ładnie – wyszczerzył się.
- I to jest dobra odpowiedź – zaśmiałam się. - A teraz panowie wybaczą, ale muszę iść się przebrać – wzięłam torbę od Piotrka. - Gdzie łazienka? - spytałam gospodarza.
- Tam – wskazał jedne z dwóch drzwi, które znajdowały się tuż obok wejścia do salonu.
- A ręcznik jakiś mogę dostać? - spytałam, ponieważ chciałam wziąć jeszcze szybki, zimny, a do tego pobudzający prysznic. Nie mogłam przecież zasnąć na imprezie przed dwunastą!
- W szafce obok zlewu – odpowiedział przyjmujący z uśmiechem.
Kiwnęłam głową i ruszyłam we wskazanym kierunku.
- Gdybyś potrzebowała pomocy, to krzycz! - zaoferował się Zbyszek i wywołał tym samym lekki śmiech pozostałych.
- Dzięki, ale raczej nie skorzystam – odpowiedziałam nawet na niego nie patrząc.
- Powiedziała „raczej”, czyli masz jakieś szanse – zaśmiał się Dziku.
- O stary – klepnął go po ramieniu Piotrek. - Z nią się nie zadziera, zapamiętaj!
No brawo panie Nowakowski! Widać, że czegoś się pan nauczył!
Miałam ochotę się zaśmiać, ale powstrzymałam się, aby nie burzyć swojej „opinii”.
- Skończysz tak jak ja – odezwał się Kurek – na podłodze pod schodami, albo jeszcze gorzej.
- No albo z nożem w swym pięknym ciele – zaśmiał się Kosa.
- To wy tak na poważnie z tym nożem? - dopytywał się ZB9.
- A co myślałeś? - spojrzałam na niego przez dwie sekundy i weszłam do łazienki.
Kolejna super impreza się szykuje!
Zadowolona weszłam pod prysznic i pozwoliłam, aby zimna woda lała się po moim ciele.



Zaczyna się nowy tydzień, więc łapcie czternastkę ;p Wiem, krótka, ale następny epizod jest dłuższy ;) Mam nadzieję, że się spodoba i pozostawicie komentarze :)
No nic, mecz w sobotę wygrany, wczorajszy przegrany... Ale to nic! Przenosimy się do Kędzierzyna i tam pokażemy na co nas stać! ;D A mecz już w sobotę o osiemnastej podajże ;p SOVIA! <3 A propos jeszcze wczorajszego meczu: Fonteles, lubię cię, ale ku*wa wara mi od Grzegorza! No to kłótnia pod siatką: Igła w akcji i ten jego wzrok na Felipe... A jeszcze po meczu Nogueire do Bartmana, ponoć chcieli się bić, ale sytuację opanował Marcin Możdżonek... Fonteles wczoraj, moim zdaniem, nie pokazał wczoraj się od najlepszej strony... Żółta kartka, do tego...

Ktoś się wybiera na jakiś mecz Ligii Światowej? ;) A może zobaczę kogoś we Wrocławiu? ;p Bilety przyszły dziś, jeszcze ich nie widziałam, gdyż są u mojej Przyjaciółki, a trochę do niej niestety mam, także dostanę swój bilet po testach ;)
Dobra, ja zawijam, bo trzeba się zbierać do lekarza, a później na angielski ;)
Wreszcie jakaś ładna pogoda! ♥
Pozdrawiam, poziomkowa ;*

piątek, 12 kwietnia 2013

Trzynaście

- We wtorek jadę do Gdańska – poinformowałam Krzyśka, kiedy siedzieliśmy wspólnie na kanapie, a Iwona robiła coś w kuchni.
- Po co? - oderwał wzrok od telewizora i popatrzył na mnie.
- Mam badania, a poza tym zabieram rzeczy z mieszkania – odpowiedziałam.
- Sprzedajesz je?
- Taa... Po co ma stać puste? - uniosłam do góry brew. - Do Gdańska już nie wrócę – powiedziałam ze stuprocentową pewnością.
- No w sumie – zrobił z ust dzióbek. - Jeśli chcesz to mogę jechać z tobą – zaproponował. - Przydam się przy noszeniu rzeczy – uśmiechnął się.
- Yyy... - podrapałam się po głowie. - Jadę już z Grześkiem...
Igła uśmiechnął się jeszcze szerzej i oznajmił:
- Skoro tak, to mogę być o ciebie spokojny.
Zaśmiałam się i wróciłam do oglądania teleturnieju.

W sobotę rano wstałam, jak zwykle o ósmej rano. Ubrałam krótkie spodenki, bluzkę z krótkim rękawkiem oraz turkusowe trampki i cicho zeszłam na dół, aby nie pobudzić rodziny Ignaczaków. Zrobiłam kanapki, zjadłam i zażyłam dwie pastylki. Drapnęłam pednriv'a ze stołu i wyszłam zamykając za sobą cicho drzwi. Wsiadłam do volva, włączyłam radio, z którego popłynęło „Prawdziwe powietrze” polskiego zespołu Loka i odpaliłam silnik.
Nucąc razem z radiem dotarłam na ulicę Lenartowicza. Zaparkowałam perfekcyjnie i wyskoczyłam z auta. Idąc spokojnym krokiem, znalazłam się pod gabinetem prezesa. Zapukałam lekko i po usłyszeniu „proszę” weszłam do pomieszczenia.
Mężczyzna zgodził się ze mną spotkać w sobotę, ponieważ na poniedziałek musiał mieć już wszystkie fotografie swoich zawodników.
Wręczyłam dysk z danymi, chwilę z nim porozmawiałam na temat mojej pracy tutaj. Pytał czy mi się podoba oraz czy siatkarze nie dali mi za bardzo w kość na sesjach. Z uśmiechem odpowiadałam na postawione przez niego pytania. Był zadowolony, że się nie skarżę. Powiedzmy szczerze, nie miałam na co. Praca z zawodnikami była bardzo dobra, a przede wszystkim owocna. Zdjęcia wypadły prześwietnie.
Zadowolona opuściłam halę i wsiadłam do auta. Postanowiłam kupić sobie jakąś nową sukienkę na imprezę urodzinową Bartka, ponieważ prawie wszystkie zostawiłam w Gdańsku. Brałam tylko najpotrzebniejsze rzeczy, więc w ręce wpadła mi tylko ta niebieska, którą miałam na imprezie u Rucka i czarna, ale ta bardziej nadawała się na pogrzeb niż na urodziny.
Wpadłam do galerii i zaczęłam przemierzać sklepy z ubraniami. Na pierwszym piętrze, podobnie jak i na drugim nie znalazłam nic, dopiero na trzecim. Wybrałam trzy sukienki, które zwróciły moją uwagę i skierowałam się do przymierzalni.
Na pierwszy ogień poszła zwiewna, biała sukienka, która zakrywała połowę ud. Wyglądałam w niej dobrze, więc postanowiłam, że tę wezmę. Kolejną – zieloną odrzuciłam. Była zdecydowanie za krótka, a dekolt był tak duży, że piersi miałam prawie na wierzchu. Została ostatnia – biała w kolorowe ciapki, które przypominały kwiatki. Była ona bez ramiączek i sięgała mi do połowy ud. Podobało mi się, jak w niej wyglądałam, więc tę też postanowiłam wziąć.
Wyszłam z przymierzalni z dwiema kreacjami przewieszonymi przez ramię i postanowiłam poszukać jeszcze jakiejś, może coś ciekawego się w oczy rzuci. Wertowałam sukienki w odcieniu kremowym, kiedy usłyszałam znajomy głos:
- Ja bym wziął jeszcze tę.
Odwróciłam się i ujrzałam uśmiechniętego od ucha do ucha Piotrka, który trzymał w jednej ręce wieszak z żółtą, krótką sukienką. Była bardzo ładna.
- Co ty tutaj robisz? - spytałam uśmiechnięta.
- Szukałem jakiejś koszuli, zobaczyłem ciebie, a później te sukienkę – zamachał wieszakiem - i postanowiłem zaczekać aż wyjdziesz z przymierzalni – wyszczerzył się jeszcze bardziej. - Jak ją tylko zobaczyłem, to stwierdziłem, że pasuje do ciebie.
Środkowy miał naprawdę całkiem dobry gust. Sukienka miała jedno cienkie ramiączko, małego, niebieskiego kwiatuszka pośrodku dekoltu, a' la gorset, z którego wychodził miły w dotyku, lekko bufiasty materiał. Tak na oko sukienka powinna sięgać mi, podobnie do reszty, do połowy ud.
- To jak, przymierzysz? - uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Jasne – odparłam z wielkim uśmiechem.
Piotrek wziął ode mnie dwie, które wybrałam sama, a wręczył wybraną przez siebie i ruszyliśmy w stronę przymierzalni. Zasunęłam płachtę i zaczęłam się rozbierać.
- Masz już prezent dla Kurka? - usłyszałam głos blondyna.
- Kupiliśmy wczoraj z Kosą – odparłam wdzierając sukienkę na półnagie ciało.
- Z Kosą? - zdziwił się lekko, a ja z uśmiechem pokręciłam głową.
Czy to takie dziwne? 
- No tak – odpowiedziałam męcząc się z zamkiem. - Piotrek, mógłbyś mi pomóc? - zapytałam wychylając głowę za małego pomieszczenia.
- Pewnie.
Odwróciłam się i zgarnęłam włosy z pleców.
- Bardzo fajny tatuaż – skomentował środkowy, a po chwili usłyszałam dźwięk zapinanego zamka. - Carpe diem – uśmiechnął się szeroko.
- To takie moje motto – odwzajemniłam uśmiech.
„Chwytaj dzień” - tak po polsku brzmiały słowa, które miałam wyryte pochyloną czcionką na prawej łopatce. Niewiele osób o nim wiedziało, ponieważ niezbyt dużo osób widziało mnie w samej bieliźnie, no albo po prostu nago. O tatuażu wiedzieli Ignaczakowie, najbliższa mi rodzina, czyli Karol i jego żona oraz dwójka dzieciaków, no i oczywiście ukochana babcia oraz Jurek. To by było na tyle. Napis na łopatce widniał dokładnie od drugiego lipca dwutysięcznego dziesiątego roku. Dzień po moich dwudziestych czwartych urodzinach.
Chwilę później razem z Nowakowskim przyglądaliśmy się mojemu odbiciu w lustrze. Wyglądałam bardzo dobrze. O wiele lepiej niż w poprzednich.
Na naszych twarzach wykwitły uśmiechy.
- No panie Nowakowski – poklepałam go po ramieniu – gust, to pan masz.
- A dziękuję – wyszczerzył się. - To co, bierzemy tę na pewno?
Kiwnęłam głową i wypchnęłam go lekko z przymierzalni, aby w spokoju się przebrać.
Dwie minuty później płaciliśmy za swoje zakupy przy kasie.
- Pomożesz mi z prezentem? - spytał środkowy, kiedy wychodziliśmy z torbami ze sklepu.
- Nie ma problemu – uśmiechnęłam się szeroko zadzierając głowę, aby na niego spojrzeć. - Myślałeś już nad czymś?
- Widziałem fajny zegarek – podrapał się wolną ręką po karku.
- Odpada – powiedziałam stanowczo.
- Dlaczego? - zdziwił się. - Nawet go nie widziałaś...
- Na urodziny się zegarków nie daje, bo szybciej czas wtedy solenizantowi upływa – wyjaśniłam.
Słuchanie babcinych rad nie poszło na marne. Kilka jeszcze było w zanadrzu.
- To faktycznie odpada – zgodził się. - Koniec moich pomysłów – skrzywił się.
- Hmm... - zamyśliłam się. - A może płyta jego ulubionego zespołu, oklepane, ale praktyczne.
- Na poprzednie urodziny to dostał – westchnął. - A wy z Kosą, co mu kupiliście? - zaciekawił się.
- Karaoke – wyszczerzyłam się, a on zaśmiał.
- No to zanim je wypróbujemy, to trochę alkoholu pójdzie – powiedział i tym razem zaśmiałam się ja.
- To może jakieś fajne słuchawki? - zrobiłam z ust dzióbek.
- Coś mówił ostatnio, że mu się popsuły – przypomniał sobie.
- No widzisz – uśmiechnęłam się. - To prowadź do jakieś sklepu z takimi gadżetami – wyciągnęłam przed siebie rękę, a on się zaśmiał i pociągnął mnie w stronę sklepu.
Przez następne dwadzieścia minut zastanawialiśmy się nad wyborem przyrządu do słuchania muzyki. Padło wreszcie na duże, białe słuchawki ze srebrnymi wstawkami. Skromne, ale bardzo ładne.
Po zakupach Nowakowski zaprosił mnie na kawę i jakieś ciastko. Zgodziłam się bez zastanowienia. Polubiłam go, podobnie jak resztę przyjaciół Krzyśka. Wszyscy uważali Piotrka za cichego, stąd wziął się „Cichy Pit”, ale kiedy siedzieliśmy i rozmawialiśmy wcale taki nie był. Śmiał się czasami głośniej ode mnie, czym wzbudzał spojrzenia ludzi, a szczególnie nastolatek, siedzących w tej samej kawiarni, co my. Gdyby wzrok mógł zabijać, to mój pogrzeb musiałby się odbyć już co najmniej z dziesięć razy. Dziewczyny wręcz ciskały we mnie piorunami.
- Twoje fanki chcą mnie zabić – powiedziałam i włożyłam kawałek jabłecznika do ust.
- Daj spokój – zaśmiał się.
- No wiesz nie każda dziewczyna ma szansę siedzieć z TYM Nowakowskim i spokojnie popijać sobie kawkę – wyszczerzyłam się w jego stronę, a on kolejny raz się zaśmiał.
Zaczął dzwonić jego telefon.
- Przepraszam cię na chwilę – przeprosił wyciągając telefon z kieszeni.
Uśmiech powiększył mu się, kiedy tylko spojrzał na telefon.
- No cześć kochanie – przywitał się z dziewczyną. Chwila ciszy. - Przecież obiecałaś – mina nagle mu zrzedła. - Kolejny raz jadę sam... - wpatrywałam się w filiżankę, ale jednym okiem lukałam na środkowego. Nie chciałam wyjść na ciekawską, więc spuściłam też troszeczkę głowę. - Pozdrów ich wszystkich – powiedział niezbyt miło i zakończył połączenie rzucając komórkę na stolik. Uderzenie było tak mocne, że aż zatrzęsły się nasze filiżanki.
To już nie było zabawne.
- Jeśli mogę zapytać... - popatrzyłam na wkurzonego Piotrka.
- Czy dla niej zawsze wszystko musi być ważniejsze ode mnie? - wlepił we mnie wzrok.
Westchnęłam.
- Skoro tak, to zastanów się czy chcesz to ciągnąć...
Prosto z mostu. Nigdy nie owijałam w bawełnę, lubiłam jasne sytuacje. Wiedziałam, że niektórych może to denerwować, ale nie zważałam na to. Dobre kłamstwo wcale nie było gorsze od najprawdziwszej prawdy.
Nie znałam osobiście tej całej Natalki, ale przez ten telefon wcale nie zyskała mojej sympatii, wręcz przeciwnie.
- Ale ja ją kocham... Nie potrafię tak po prostu od niej odejść... - skrzywił się Nowakowski.
Ja też kochałam... I co dostałam? Zdradę i to jeszcze z kim!
- Ja ci wcale nie każe jej zostawić - westchnęłam obracając filiżankę w dłoni. - Nie znam jej, ale jeśli wszystko jest ważniejsze od ciebie, to coś jest nie tak...
- To może ja za mało się staram? - zastanawiał się ze wzrokiem wbitym w moją osobę. - Nie, to ja jestem na jej każde zawołanie, a nie na odwrót... - ciągnął zrezygnowany. - Nawet nie pamiętała, że wczoraj była nasza rocznica.
Spojrzałam ze współczuciem na smutnego teraz Pita. W ogóle nie przypomniał mężczyzny, z którym rozmawiałam kilka minut temu. Jak jedna rozmowa może zmienić nastrój, sama dobrze o tym wiedziałam.
- Piotrek... - chwyciłam go za rękę i próbowałam się uśmiechnąć, ale niezbyt mi to wyszło.
- W zasadzie, to powinienem ci podziękować – odparł patrząc mi w oczy. - Przez to jedno zdanie, zmieniłaś całkowicie sposób mojego myślenia – uśmiechnął się leciutko i podniósł się z krzesła, a ja siedziałam kompletnie wbita w krzesło. - Widzimy się o ustalonej godzinie u Krzyśka – wyciągnął dwadzieścia złotych z kieszeni i położył na stole. - Do zobaczenia – pomachał mi na pożegnanie i zniknął z punktu mojego widzenia.
No to teraz namieszałam... I to bardzo.
Byłam na siebie wkurzona, ale jednocześnie czułam gdzieś głęboko, że zrobiłam dobrze. Piotrek nie zasłużył sobie na to, żeby być spychanym na kolejne miejsca i traktowanym trochę jak powietrze. Był wspaniałym mężczyzną i miał stuprocentowe prawo być szczęśliwy.
Chwyciłam torby i opuściłam lokal. Odnalazłam swoje volvo w tłumie zaparkowanych aut i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Kiedy spojrzałam na zegarek, ujrzałam godzinę jedenastą trzydzieści. No to się nieźle zagadaliśmy z Nowakowskim, nie ma co.
No nic, ZB9 będzie się musiał obejść bez mojego ciasta, a Natalka bez Piotrka, o ile środkowy zrobi to, czego się spodziewałam.
Ten epizod trochę krótki, za co mam nadzieję się nie obrazicie ;p Było trochę o Krzyśku, Grześku i Zbyszku, to przyszedł czas na Piotrka :) Mam nadzieję, że spodoba :D
http://sport.tvp.pl/10710106/bartman-o-alkoholu-w-reprezentacji jak dla mnie bardzo hmm... ciekawy wywiad ;p http://www.iglaszyte.pl/2013/04/wracam/ i gdyby Ktoś jeszcze nie widział środowych filmików od Krzyśka ;) http://besty.pl/1344518 – już w pierwszych sekundach łzy na policzkach, ale dla NICH warto! ;D
Weekend z meczami RESOVI i ZAKSY ♥ W sobotę o trzynastej, a w niedzielę o dwudziestej ;p Zasiadamy przed telewizorami albo na hali i kibicujemy Resoviakom ;D
Andrea podał skład na 2013r. :D Oczywiście Kosa, Piter, Zibi i Igła obecni! ;D Brak Gumy, ale ten Pan musi wyleczyć kontuzję do końca ;) Na temat Achrema w naszej reprezentacji się nie wypowiem, bo szkoda mi słów na to co zrobił PZPS...
O mateo, coraz bliżej testy, coraz bliżej testy... Czy ktoś jeszcze, podobnie jak ja, piszą egzaminy 23, 24, 25 kwietnia? Trza zacząć powtarzać, a tak mi się nie chce, że o matko z ojcem! ;/ Jest napisane kilka epizodów do przodu, także Wy, Czytelnicy, nie ucierpicie ;)
No nic, lecę, a Was zapraszam do czytania i komentowania ;)
Pozdrawiam cieplutko, poziomkowa ;*

wtorek, 9 kwietnia 2013

Dwanaście

- O, moja lalka! - ze snu wyrwał mnie głos małej Ignaczak.
Zaraz, małej Ignaczak?!
Otworzyłam zaspane oczy i gwałtownie się podniosłam. Zdecydowanie, zbyt gwałtownie, ponieważ o mały włos, nie spadłam z kanapy. Chwyciły mnie silne ręce Grześka.
Dzięki ci, człowieku, za kolejny raz uratowania mi skóry!
Popatrzyłam na niego, a po chwili oboje wlepiliśmy wzrok w nic nierozumiejących Ignaczaków.
- Możecie nam wytłumaczyć, co tu się stało? - spytał Krzysiek.
- Igła, tylko nie krzycz – ostrzegłam nie podnosząc się z kanapy.
- To wcale nie była wina Emilki – dodał Grzesiek.
- Zamknęłam dom na wszystkie możliwe spusty – zaczęłam tłumaczyć.
- Do domu włamał się jakiś facet...
- Próbował ukraść sprzęt – wskazałam na DVD trzymane przez Sebastiana. - Potłukł kilka ramek, powywracał świeczniki...
- Podłoga była cała z błota...
- Przyjechał Grzesiek złapał tego mężczyznę, a potem policja...
- No i zaczęliśmy sprzątać...
- Bałam się sama zostać, więc poprosiłam Grześka, żeby został...
- No i zostałem... Wypiliśmy herbatę i nawet nie pamiętam, kiedy zasnąłem – środkowy podrapał się po głowie.
- Ja też...
Cała rodzina Ignaczaków patrzyła na nas wytrzeszczając oczy. Mówiliśmy chaotycznie, więc pewnie dlatego tak dziwnie na nas patrzyli.
Przygryzłam wargę, czekając na to, co powie Krzysiek.
- Nic wam się nie stało? - zapytał wracając do rzeczywistości.
Równocześnie pokręciliśmy przecząco głowami.
- I to jest najważniejsze – odezwała się Iwona.
- Która jest godzina?! - ryknęłam nagle przypominając sobie o lekach.
- Kilka minut po dziesiątej – odpowiedział mi Kosa.
Cholera!
Zerwałam się z kanapy i wbiegłam szybko do kuchni.
- Nie wzięłaś leków? - zapytała przerażona Iwona i również wbiegła do pomieszczenia.
- Zostawiłam telefon na górze i nie miało mnie co obudzić – wyjaśniłam szybko wyciągając z lodówki masło. W tym samym czasie gospodyni wyciągnęła chleb z chlebaka.
Chwyciłam nóż i posmarowałam kanapkę, a kobieta wyciągnęła z szafki moje tabletki. Przeżułam cztery kęsy i połknęłam dwie, duże pastylki popijając je sokiem z kartonu.
- Na co bierzesz te leki? - zapytał Grzesiek pojawiając się w kuchni razem z Igłą i dzieciakami.
Jęknęłam w duchu i przełknęłam ślinę. Popatrzyłam na zaciekawionego środkowego. Naprawdę, było jeszcze za wcześnie, aby mówić mu cokolwiek.
- Takie tam witaminki – odpowiedziałam próbując się uśmiechnąć.
Iwona z Krzyśkiem spojrzeli na mnie z lekkim wyrzutem. W końcu okłamałam Grześka. Czułam się tym źle, ale przyjdzie jeszcze czas, kiedy siatkarz dowie się wszystkiego.
- I tak panikujesz, kiedy nie weźmiesz ich o ustalonej godzinie? - uniósł brew do góry.
Musisz tak drążyć ten temat?
- Trzeba je brać o ustalonej porze, inaczej nie przyniosą efektu – wyjaśniłam.
- Strasznie jestem głodny, wiecie? - odezwał się libero zacierając ręce i ratując mnie przy okazji, za co byłam mu bardzo wdzięczna.
Dziękuję Krzysztofie!
- To wy sobie usiądźcie, – odezwała się Iwona – a my z Emilką zrobimy jakieś kanapki.
Igła pociągnął przyjaciela za sobą, a za nimi powłóczył nogami Sebastian.
- Dlaczego nic mu nie powiedziałaś? - spytała szeptem żona Krzyśka.
- Jeszcze mu powiem, obiecuję, ale nie teraz – popatrzyłam na nią uważnie. Nie można powiedzieć, że wyglądała na zadowoloną.
- To lepiej jak najszybciej, bo gdyby, nie daj Boże, coś zaczęło się z tobą dziać w jego towarzystwie, to nawet nie będzie wiedział, co ma zrobić – pouczyła pani domu.
Dobrze wiedziałam, że miała rację. Było mi strasznie głupio, że okłamałam Grześka i Zbyszka też, ale nie byłam gotowa, żeby powiedzieć im o tym wszystkim powiedzieć. Nie chciałam też, żeby traktowali mnie jakoś inaczej niż przed dowiedzeniem się prawdy.
- Wiem – westchnęłam i otworzyłam lodówkę.
- Gdybyś to jeszcze przełożyła na czyn, byłoby o wiele lepiej – nie spuszczała ze mnie wzroku.
Nic nie odpowiedziałam, tylko kiwnęłam głową i wyciągnęłam z lodówki kilka produktów spożywczych.
- Dziwne – odezwała się głośno Dominika. - Myślałam, że ta lalka miała rozpuszczone włosy, kiedy wyjeżdżaliśmy...
Spuściłam głowę ukrywając uśmiechnięta twarz w blond włosach.

Wspólnie zjedliśmy śniadanie rozmawiając jeszcze o włamaniu, a i także o wycieczce Ignaczaków na tak zwane „na stare śmieci”.
Około dwunastej wsiedliśmy z Grześkiem do jego czarnego auta i pojechaliśmy na komisariat policji. Okazało się, że Kazimierz Miernicki, bo tak nazywał się nasz włamywacz, okradł już kilka domów w Rzeszowie, ale policja nie mogła go złapać na gorącym uczynku. Mężczyzna był ślusarzem, więc dorabiał sobie klucz od drzwi tych bardziej zamożnych klientów, a potem, pod osłoną nocy, kiedy wszyscy smacznie spali, okradał ich mieszkania lub domy. Krzysiek z Iwoną wymieli drzwi jakiś miesiąc temu, dlatego był dostęp do ich domu.
Zeznania składaliśmy przez mniej niż godzinę. Funkcjonariusze serdecznie podziękowali Grześkowi za pomoc w ujęciu zbrodniarza i mogliśmy opuścić komisariat policji.
Wpadliśmy do supermarketu, aby zrobić zakupy i dla Grześka oraz dla mnie i Ignaczaków. Spędziliśmy w sklepie półtorej godziny, ponieważ Kosa musiał poświęcić kilka minut dla kibiców siatkówki, ale nie przeszkadzało mi to w najmniejszym stopniu.
Zapakowaliśmy reklamówki do bagażnika i ruszyliśmy w drogę powrotną do domu Krzyśka i jego rodziny śpiewając wspólnie z chłopakami z Modern Talking „Chery, chery lady” oraz „Brother Louie” wybuchając, co chwila śmiechem. Dobrze, że nikt nie słyszał naszych fałszów, bo chyba oboje spalilibyśmy się ze wstydu.
Kiedy podjechaliśmy pod dom Ignaczaków, rodzina pomogła nam wypakować wszystkie zakupy. Następnie pojechaliśmy do mieszkania Kosy. Pomogłam mu wszystko wypakować, a później wypiliśmy po mrożonej kawie z wielką porcją bitej śmietany. Siedząc na niewielkim balkonie zastanawialiśmy się nad tym, co można by kupić Kurkowi na urodziny. Nie mogliśmy wymyślić nic ciekawego, więc postanowiliśmy pojeździć po rzeszowskich sklepach, mając nadzieję, że pomysł wpadnie sam.
Przemierzaliśmy właśnie Media Markt, kiedy Grześka nagle olśniło i pociągnął mnie w stronę gier komputerowych i tego typu rzeczy.
- Ja na grach nie znam się w ogóle – poinformowałam patrząc jak uparcie grzebie wśród pudełek.
- Z tego chyba wiesz jak korzystać – z uśmiechem podał mi jedno z pudełek.
- Karaoke? - uniosłam brwi.
- Poznamy talenty wokalne siatkarzy – wyszczerzył się.
W sumie, to całkiem fajny prezent.
- Tylko obyśmy nie śpiewali my – zaśmiałam się, a on razem ze mną.
Z pudełkiem w ręce ruszyliśmy do kasy. Zapłaciliśmy za grę i udaliśmy się w drogę powrotną do Ignaczaków.
Byłam mu naprawdę wdzięczna za to, że nie powracał do tematu tabletek. Widziałam, że interesowało go to, ale milczał. Podziwiałam go za to, ja bym na pewno tak nie potrafiła.
Naszą rozmowę na temat piosenek znajdujących się na karaoke, przerwał mój telefon. Przeprosiłam Kosę i nie patrząc nawet kto dzwoni, nacisnęłam zieloną słuchawkę przykładając sobie aparat do ucha.
- Słucham?
Grzesiek ściszył radio, abym mogła dobrze się dogadać.
- Dzień dobry, pani Emilio – usłyszałam dobrze mi znany, kobiecy głos.
- Witam, pani Alu – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Chciałam przypomnieć o badaniu w czwartek – poinformowała miłym głosem recepcjonistka kliniki.
- Pamiętam, pamiętam – powiedziałam kiwając głową.
- Świetnie, to widzimy się o dziesiątej? - upewniła się.
- Tak, dokładnie.
- To do zobaczenia – pożegnała się miło.
- Do widzenia.
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i wrzuciłam telefon do małej torebki.
- Wracasz do Gdańska? - spytał środkowy.
- Na dwa dni. Muszę zrobić badania kontrolne, a jeszcze zabrać multum rzeczy z mieszkania, które sprzedaję – wyjaśniłam.
- Jeśli potrzebujesz pomocy przy przewożeniu tych rzeczy, to z chęcią pomogę – zaproponował patrząc na mnie z uśmiechem.
Sama bym sobie raczej z tymi wszystkimi rzeczami nie poradziła. Chciałam zapytać o to Krzyśka, ale skoro Grzesiek się zgłosił to nie było żadnego problemu.
- Serio, chciałoby ci się? - wolałam się upewnić.
- Pewnie – puścił mi perskie oczko. - Nie ma najmniejszego problemu. A poza tym to służę również autem – wyszczerzył się. - Mówisz, że musisz zabrać multum rzeczy, to raczej do volva się nie zmieszczą, co? - stwierdził trafnie.
Człowieku! Z nieba mi spadasz!
- Co racja, to racja – cmoknęłam zabawnie.
- To na kiedy mam być gotowy?
- W środę mam umówione spotkanie z osobą zainteresowaną kupnem mieszkania, więc dobrze by było wyjechać we wtorek w nocy – odpowiedziałam.
- Okej, to godzinę jeszcze ustalimy – uśmiechnął się.
- Dziękuję – odwzajemniłam uśmiech.
Kiwnął tylko głową i zrobił głośniej radio, w którym leciała akurat piosenka „Don't cry” zespołu Guns N' Roses.
Kierunek – mieszkanie Bartmana, aby podlać biedne roślinki.



Łapcie dwunastkę ;) Blog ma dzisiaj dokładnie miesiąc, a jest już tyle wyświetleń i komentarzy, że głowa mała! Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tymi liczbami :D DZIĘKUJĘ BARDZO ;*
Na szczęście udało mi się wrócić z wycieczki na wczorajszy mecz ;D Brawo Resovio! ♥ Niedzielny mecz mnie trochę zdziwił, bo nie spodziewałam się, że Sovia nie zdobędzie ani jednego seta, ale wczoraj mecz był po prostu genialny ♥
Wycieczkę do Częstochowy można uznać za udaną ;) Pomodlenie się za dobrze napisane testy, zdrowie no i oczywiście o to, aby RESOVIA obroniła tytuł Mistrza Polski ;D Dziewczyny z klasy się trochę ze mnie śmiały, ale nieważne ;)
  http://www.siatkarskaligatv.pl/ZAKSA-Resovia-11.html – Igła, Ty proroku! Haha! ;D I ten tekst: "Zapraszam do nas, do twierdzy, tam będą wisiały topory. Na pewno te topory spadną i komuś odetną głowę." ;D Kochany Krzysiu ;p
Wielkie brawa dla naszych Kadetek! Mistrzostwo Europy! Brawo Dziewczyny! ;D
Ja Was zostawiam z nowym epizodem, a sama lecę uczyć się z angielskiego ;p Przecież sam z siebie do głowy mi nie wejdzie ;)
Pozdrawiam, poziomkowa ;*

sobota, 6 kwietnia 2013

Jedenaście

Szłam najwolniej jak się tylko dało. Było mi zimno w stopy, ale nie zwracałam na to uwagi. Jednocześnie bałam się zejść na dół, ale też chciałam dowiedzieć się kim jest osoba, która teraz buszowała w salonie moich przyjaciół.
Po jakiś trzech minutach chodu tiptopami, stanęłam wreszcie przy schodach. Chwyciłam się mocno poręczy i przełknęłam ślinę. Wahałam się przez kolejne dwie minuty, aż w końcu bose stopy dotknęły zimnego, dębowego drewna, z którego wykonane były schody.
Kolejne szmery.
Nagle usłyszałam dźwięk tłuczącego się szkła. Serce zabiło szybciej, a ręka powędrowała do ust, aby zasłonić je przed krzykiem, który chciał wyrwać się z mojego gardła. Przystanęłam, bo nie wiedziałam, czy chcę iść dalej.

Spojrzałam na schody. Aby stanąć w salonie pozostało ich jeszcze sześć.
Dasz radę, Em!
Wzięłam głęboki oddech i pokonałam wolno kolejne trzy schody. Przystanęłam, ponieważ w tym momencie miałam już widok na salon. Czarna postać stała aktualnie przy telewizorze i coś majstrowała. Drzwi frontowe były otwarte, dlatego było mi tak zimno w stopy.

Nagle w drzwiach pojawiła się kolejna postać. Serce mi stanęło, ale kiedy przeszła ona cicho przez przedpokój i stanęła w salonie, rozpoznałam Grześka, więc odetchnęłam z wielką ulgą.
Siatkarz przyłożył palec do ust na znak, abym była cicho. Kiwnęłam lekko głową i wskazałam palcem czarną postać grzebiącą przy sprzęcie Ignaczaków. Kosa na palcach podszedł do włamywacza i chwycił go za ręce, wywołując krzyk mężczyzny.
- Mama nie nauczyła, że się nie kradnie? - wysyczał Grzesiek obracając go przodem do siebie i złapał za ubrania mierząc się z nim wzrokiem. - Przez ciebie ta pani – obrócił złodzieja w moją stronę – najadła się strachu. Wypadałoby przeprosić.

Stałam jak wmurowana w ziemię. Patrzyłam tempo na dwóch prawie równych mężczyzn. Serce trochę się uspokoiło, ponieważ czułam, że złodziej już nic złego mi nie zrobi.
- Przepraszam – wydukał. - Tylko nie dzwońcie po policję – spojrzał błagalnym wzrokiem na Kosę. - Błagam!

- Za późno – odpowiedział twardo Grzesiek.
Już miałam powiedzieć, że nie potrzebnie, żal mi się zrobiło mężczyzny, ale ten zaczął się szarpać i o mało, co nie uderzył Kosoka w twarz.
A to...!
- Ej, uspokój się! - ryknął mu prosto w twarz środkowy.
Złodziej nie zdążył nic powiedzieć, ponieważ przez otwarte drzwi do domu wkroczyło dwóch funkcjonariuszy policji zapalając przy okazji światło, które lekko podrażniło moje oczy. Podbiegli do mężczyzn i zapieli, przy pomocy Kosy, włamywacza w kajdanki.
Chwilę później byłam już w ramionach Grześka. Od razu zrobiło mi się ciepło. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo zmarzłam. Krótkie spodenki i bluzka na ramiączkach nie nadawały się na nocną pogodę końca sierpnia.

- Już dobrze – powiedział Kosa i okrył mnie swoją bluzą.
Usłyszałam jak zostają robione zdjęcia, pewnie wszystkich przedmiotów, które uległy zniszczeniu.
- Będziecie państwo musieli złożyć rano zeznania – dobiegł mnie głos policjanta.
- Dobrze – odpowiedział środkowy nie wypuszczając mnie z objęć.
Czułam się w tych jego wielkich ramionach najbezpieczniej w świecie. Mogłabym tak zostać na bardzo długo. Nie ważne było, że zimny wiatr owiewał dalej moje bose stopy, że nawet jak stałam na drugim schodku sięgałam mu ledwie do ramienia. Czułam bijące od niego ciepło i to, że mimo tego, ze tak krótko się znaliśmy, że chce abym była bezpieczna i nigdy nic mi się nie stało. Dziwne, ale po prostu tak czułam i wcale mi to nie przeszkadzało.

Czy człowieka, którego zna się kilka dni można mianować swoim przyjacielem? Grześka, zdecydowanie tak.
- Proszę przyjść o dziesiątej – ciągnął funkcjonariusz policji. - Dobranoc.
- Dziękujemy – powiedział Grzesiek. - Dobranoc.
Usłyszałam ciężkie kroki, a po chwili ciche zamknięcie drzwi.
- Dziękuję ci – szepnęłam. - I przepraszam.
- Za co? - zdziwił się.
- Za to, że cię obudziłam i za to, że nie posłuchałam – odchyliłam głowę i zadarłam ją lekko, aby spojrzeć na jego twarz.
- Daj spokój – uśmiechnął się leciutko. - Ważne, że nic ci się nie stało – pogłaskał mnie po włosach.
- Jeszcze raz, dziękuję – moje kąciki ust powędrowały lekko ku górze. - Tylko... - spojrzałam na trochę zdewastowany salon i mina mi zrzedła. Potłukło się kilka ramek, obok jednego z foteli leżał rozwalony odtwarzacz DVD, a gdzieś w oddali na podłodze leżały dwa świeczniki. Na panelach, w niektórych miejscach widniały brązowe plamy z błota. - Krzysiek mnie chyba zabije...
- Przecież to nie twoja wina – westchnął Grzesiek również ogarniając wzrokiem salon.
Ciągle byłam w jego ramionach.

- Trzeba się wziąć za sprzątanie tego – powiedziałam niechętnie. - Chociaż, o trzeciej nad ranem jeszcze nigdy nie sprzątałam – uśmiechnęłam się.
- Ja też nie – wyszczerzył się Kosa.
- To ja się biorę za mycie podłogi, a ty pozbieraj te wszystkie rzeczy, okej? - uniosłam brew patrząc na niego.
- Tak jest – zasalutował, a ja zaczęłam się lekko śmiać.
Wyswobodziłam się niechętnie z jego objęć i ruszyłam do łazienki, która znajdowała się na dole. Kiedy spojrzałam w lustro zachciało mi się śmiać. W za dużej o kilka rozmiarów bluzie środkowego, wyglądałam trochę, jakbym była w worku, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Ważne, że było mi ciepło.

Nalałam do wiaderka wody i chwyciłam mopa. Kiedy wróciłam do salonu, Grzesiek właśnie pochylał się nad odtwarzaczem DVD.
- Z tego to już raczej nic nie będzie – skrzywiłam się na jego słowa. - Spokojnie, za wszystko co zostało zniszczone odda pieniądze – zapewnił.
Popatrzyłam na rozbite ramki i zauważyłam jedno bardzo ciekawe zdjęcie. Od razu podeszłam i wzięłam je do ręki z wielkim uśmiechem na ustach. Dawno go nie widziałam, nawet bardzo. Na fotografii byłam ja, Krzysiek i mój brat Karol, jako małe dzieci. Dwójka dwunastolatków i ja, czterolatka na tle wielkiej jabłoni w ogrodzie dziadka Antka. Cała trójka uśmiechnięta od ucha do ucha i oczywiście z jabłkami w rękach.
- To ty z Krzyśkiem i Karolem? - zapytał Grzesiek przyglądając się fotografii.
Kiwnęłam głową z uśmiechem.
- Ale byłaś słodka – zaśmiał się, a ja razem z nim. - I jakie ładne warkocze – wskazał na fryzurę i czerwone wstążki, którymi była spięta.
- Chłopaki je robili – wyjaśniłam przypominając sobie, przy okazji, ile włosów mi wyrwali.
- Igła potrafi robić warkocze? - środkowy uniósł brew.
- Pewnie – zaśmiałam się. - A ty nie?
- Niezbyt – podrapał się po głowie.
- Jeśli chcesz, to mogę cie nauczyć – uśmiechnęłam się patrząc mu w oczy. - Jeśli w przyszłości będziesz miał córkę, to będziesz mógł czesać ją, na przykład do szkoły.
- Obym miał tą córkę – wyszczerzył się. - I dwóch synów.
Miałam takie same wyobrażenia, co do moich dzieci. Dziwne?
Odłożyłam zdjęcia na ławę.
- To co, sprzątamy i nauczysz mnie pleść warkocze? - zapytał chcąc się upewnić.
Kiwnęłam głową i wzięłam się za mycie podłogi.
Po dziesięciu minutach wszystko było uprzątnięte. Umyłam ręce, nastawiłam wodę na herbatę i zabrałam się za krojenie ciasta z rabarbarem.
Dziwna pora na jedzenie ciasta, pogaduchy i lekcję plecenia warkoczy, ale co tam, będzie co wspominać za kilka lat. Nawet nie czułam jakiekolwiek zmęczenia.
Zalałam dwie herbaty gorącą wodą i z kubkami w jednej ręce i talerzem w drugiej, wróciłam do salonu. Podałam Grześkowi pomarańczowy kubek w kwiatki, odstawiłam ciasto na stolik i usiadłam obok niego na kanapie.
- Co tutaj przyjdę, zastaję ciasto domowej roboty – uśmiechnął się środkowy biorąc do ręki duży kawałek placka.
- Powiedzmy, że pieczenie, to takie moje hobby – odwzajemniłam uśmiech i upiłam łyk ciepłego napoju z żółtego kubka w czerwone serduszka.
- Świetnie ci to wychodzi – oznajmił Grzesiek z pełną buzią.
- Dziękuję – wyszczerzyłam się.
Sama chwyciłam kawałek i zaczęłam go pożerać.
- Znalazłem jakąś lalkę Dominiki – zamachał mi brązowowłosą Barbie przed oczami.
- Super – powiedziałam otrzepując palce z okruszków.
Chwyciłam lalkę i przybliżyłam się do siatkarza. Zaczęłam pokazywać mu na ile części ma podzielić włosy i jak je później przeplatać. Zaplotłam całego warkocza, a później, o wiele wolniej zrobił to Kosa. Trochę się motał, ale udało mu się.
Lalka miała robionego warkocza jeszcze dwa razy, ponieważ dopiero za trzecim razem Grzesiek był zadowolony z efektu swojej pracy. Przy miłej rozmowie, głównie o moich opowiadaniach z dzieciństwa, w których wielką rolę odgrywał Karol i Krzysiek, pokazałam również jak ma zrobić dwa warkoczyki.
Rozmawialiśmy, wypiliśmy po dwa kubki herbaty i zjedliśmy prawie pół blaszki ciasta.
- Trener Kowal mnie zabije – zaczęłam się śmiać. - Tuczę mu zawodników – pomachałam pustą do połowy blaszką.
- Upieczesz mu coś i wszystko ci wybaczy – odparł pewnie Grzesiek.
- Miejmy nadzieję – powiedziałam i wróciłam na kanapę z jednym albumem ze zdjęciami moimi, Krzyśka i Karola.
Libero, jak już wcześniej wspomniałam, wszystko musiał mieć uwiecznione, już jako nastolatek. W tym albumie było wszystko. Zdjęcia, pozapisywane najśmieszniejsze dialogi, jakieś wersy piosenek, a nawet jakieś rysunki się znalazły. Fajnie było tak to wszystko powspominać. Dzieciństwo – zawsze wracałam do niego z wielgaśnym sentymentem. Było wspaniałe i nikt nie mógł mi go odebrać, nigdy.
Opowiadałam różne historyjki, ale nie pamiętam, w którym miejscu zamknęły mi się oczy i odpłynęłam w krainę snów.

Było kilka minut po dziesiątej, kiedy Krzysiek zaparkował samochód pod swoim domem. Obudził Iwonę, a Sebastian Dominikę i razem wyszli z auta.
- Tato, to nie jest samochód wujka Grześka? - zapytał młody Ignaczak wskazując zaparkowaną niedaleko Alfę.
Libero spojrzał w stronę, którą pokazał mu syn.
- Faktycznie – odparł zdziwiony.
- Może Emilka bała się być sama w domu? - zastanawiała się Iwona.
Igła wziął swoją córeczkę i całą rodziną ruszyli w stronę domu. Pani Ignaczak wygrzebała z torebki klucze i otworzyła drzwi. Weszli do wypełnionego ciszą domu. Przeszli przez przedpokój i stanęli w salonie, w którym paliło się światło, a na kanapie leżały wtulone w siebie dwie postaci.
- Tato? - spytał Seba podchodząc do stołu, na którym leżało rozwalone DVD.
Oczy wszystkich zwróciły się ku niemu.
- Dlaczego nasze DVD jest w kawałkach? - skrzywił się i uniósł zepsuty sprzęt.
Co to się stało, do jasnej anielki?!, ryknęło w głowie gospodarza.
- O, moja lalka! - zawołała Dominika i podbiegła do uczesanej w dwa warkocze Barbie budząc przy okazji Grześka i Emilkę. Blondynka mało, co nie spadłaby z kanapy, ale Kosok chwycił ją w odpowiednim momencie.
Państwo Ignaczakowie wbili wzrok w swoich niewyspanych i niewiedzących co się dzieje przyjaciół.


 
Nareszcie sobota! <3 to ta dobra wiadomość :) zła jest taka, że zwichnęłam trzy palce u lewej ręki ;/ przeszkadza mi to strasznie w pisaniu na klawiaturze ;/ Dziękuję Piłko Ręczna!
Humor poprawiły mi filmiki od Krzyśka (http://networkedblogs.com/JYGQa) DZIĘKUJĘ! Te oto opisy siatkarzy RESOVII i ZAKSY przez libero: http://plusliga.przegladsportowy.pl/Siatkowka-Gacek-i-Ignaczak-na-wesolo-o-kolegach,artykul,166301,1,908.html DZIĘKUJĘ! Oraz Wasze komentarze! DZIEKUJĘ za tak duże zainteresowanie blogiem ;* Jesteście najlepsi <3
Już jutro pierwszy mecz o tytuł Mistrza Polski ;) Ten będę oglądała od deski do deski, ale z poniedziałkowym niestety już tak nie będzie, gdyż jadę na wycieczkę, ale mama obiecała relacjonować mi sytuację wysyłając sms'y, więc nie będzie źle ;) To nie to samo co oglądanie, no ale zawsze coś :)
Pary: RESOVIA – ZAKSA oraz JSW – DELECTA :D Komu kibicujecie? ;)
Trzymajcie się ciepło!
Poziomkowa ;*

środa, 3 kwietnia 2013

Dziesięć

Przez następne dwie godziny zajmowałam się zdjęciami Młodej Resovi. Kiedy wszystko było już tak, jak trzeba, zgrałam fotografie na kolejnego pendriv'a i miałam czas wolny.
Sprawdziłam pocztę, jak zwykle pełno reklam, nic więcej ciekawego. W międzyczasie zadzwonił jeszcze Krzysiek i Karol – mój brat. Stwierdził, żebym nie przejmowała się w ogóle Jurkiem, bo to kompletny kretyn. Jakbym tego nie wiedziała. Zaśmiałam się, kiedy powiedział, że lepiej dla Jurka,
że go przy tym wszystkim nie było. Umiem sobie przecież poradzić sama. A ze sprawą Jurka poradziłam sobie całkiem dobrze.
Igła pytał też, czy dzwoniłam do Bartka z życzeniami. Odparłam, że tak i, że zostałam zaproszona na imprezę. Ustaliliśmy, że tym razem pojedziemy dwoma samochodami. Odpadał Zbyszek, który jechał razem z Kubiakiem, ale dochodził jeszcze Grześ i Sebastian.
Rodzina Ignaczaków miała wrócić jutro rano, więc postanowiłam, że posprzątam trochę w domu i coś upiekę. Odkurzyłam wszystko z góry na dół i pomyłam podłogi, a potem wyskoczyłam do spożywczaka na małe zakupy. Kupiłam to, co było mi potrzeba i zabrałam się za robienie cista z rabarbarem.
Gdy wkładałam wszystko do piekarnika, odezwał się mój telefon. Nie patrząc kto dzwoni nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam aparat do ucha.
- Tak?
- Cześć, Em! - usłyszałam głos Anki.
- Cześć, co się stało, że dzwonisz? - spytałam siadając na jednym z krzeseł w jadalni.
Anka. Można by rzec, że „najlepsza przyjaciółka” z Gdańska. Dzięki niej znałam wszystkie plotki, jakie tylko były możliwe. Oczywiście, wszystkie o naszych wspólnych znajomych. Spędzałam z nią mnóstwo czasu, w sumie to nawet nie wiem dlaczego. Nie potrafiłam nawet powiedzieć, czy szczerze ją lubiłam. Ba, czy w ogóle któregoś z moich „znajomych” z Gdańska lubiłam.

- Tak chciałam zapytać, jak się czujesz... Wiesz, po tym jak rozstałaś się z Jurkiem. Zapytać, czy nie potrzebujesz jakiejś pomocy...
Jasne, a ze mnie jest zakonnica.
Takim ludziom jak ona chodzi tylko i wyłącznie o plotki. Byłam ciekawa, jakie historie chodziły już o mnie w gronie osób, które Anka znała.
- Czuję się świetnie – odparłam z uśmiechem na ustach.
- Świetnie? - zdziwiła się. - Em, czy ty tam gdzie teraz jesteś, już kogoś masz?
Ludzie trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam! Czy ta dziewczyna życia swojego nie ma?!
- Nie, nie mam – odpowiedziałam. - Bardzo cię przepraszam, ale muszę kończyć - nie miałam najmniejszej ochoty odpowiadać na jej pytania. - Muszę jeszcze popracować nad paroma zdjęciami – skłamałam.
- Dobra, ale gdyby coś, to zawsze możesz do mnie zadzwonić – odpowiedziała niezbyt miło. No w sumie, nic ciekawego ode mnie nie wyciągnęła.
- Jasne – odparłam sztucznie. - Cześć.
Nie usłyszałam, czy się pożegnała, ponieważ od razu nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Jejku, z kim ja się zadawałam...
Westchnęłam ciężko i nalałam do szklanki soku. Wyszłam na taras i usiadłam na jednym z leżaków. Popatrzyłam na zachodzące słońce i próbowałam wszystko wyrzucić z głowy. Jak na złość, wszystkie wspomnienia wracały i to ze zdwojoną siłą. Obraz kilku dni spędzonych w Hiszpanii, słodkie pocałunki Jurka, jego dotyk i cichy szept.
Ciarki przeszły mi po plecach. Ale nie były one wcale przyjemne. Wręcz przeciwnie, ponieważ pojawił się obraz pamiętnego wieczoru, kiedy wróciłam wcześniej do domu.
Zacisnęłam mocno powieki i złapałam się za skronie, próbując wyrzucić to wszystko z mojej głowy. Próbowałam myśleć o wszystkim, byle nie o tym, ale w każde inne wspomnienie, nawet z dzieciństwa, wkradała się postać Jurka.
Girls they want, want have fun...
Nie miałam pojęcia kto dzwonił, ale byłam mu z całego serca wdzięczna za ten telefon.
Wbiegłam do salonu i chwyciłam telefon. Na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer.

- Halo? - przyłożyłam sobie aparat do ucha.
- Dzień dobry – usłyszałam zadowolony, kobiecy głos. - A w zasadzie to dobry wieczór. Ja dzwonię w sprawie ogłoszenia o sprzedaży mieszkania w Gdańsku.
No tak. Zupełnie wyleciało mi z głowy, że przecież zamieściłam na stronie internetowej ogłoszenie w sprawie sprzedaży mieszkania. Plus był taki, ze ktoś się odezwał. Minus to taki, że będę musiała zadzwonić do Jurka.
- Dobry wieczór – odpowiedziałam. - Przejdę od razu do rzeczy. Pasuje pani cena?
- Jak najbardziej!
- To kiedy chce się pani wprowadzić? - spytałam i usidłam na jednym z krzeseł.
- Jak najszybciej się tylko da – odpowiedziała szybko.
- Do środy mieszkanie będzie puste – powiedziałam stanowczo. - Proszę przyjść pod wskazany adres o godzinie jedenastej, pasuje?
- Pewnie! - krzyknęła do słuchawki. - Będę punktualnie!
- To do zobaczenia pani...
- Katarzyna Borowska – pomogła mi.
- To do zobaczenia pani Kasiu – uśmiechnęłam się lekko i zakończyłam połączenie.
Kiedy sprzedam to mieszkanie, pozbędę się zbędnego bagażu, który dźwigałam na plecach. Wspomnienia pozostaną, to wiadome, ale przynajmniej nie będę mogła tam wrócić, co było dla mnie dobre.
Westchnęłam ciężko i wybrałam numer Jurka.

Odebrał natychmiast.
- Myślałem, że już nigdy nie zadzwonisz – usłyszałam.
- Dzwonię tylko po to, aby ci powiedzieć, że do wtorku masz opuścić mieszkanie – poinformowałam stanowczo.
- Jak to opuścić? - zdziwił się. - Em, nie zachowuj się jak dziecko. Przyjedź, porozmawiajmy, proszę. Spróbujmy to wszystko naprawić – jęczał do słuchawki.
- Jurek, daj spokój – westchnęłam. - Tego się już naprawić nie da.
- Jeśli ludzie chcą, to wszystko się da – powiedział natychmiast.
- A może ja wcale nie chcę? - podniosłam głos, a w słuchawce zapanowała cisza. - Do wtorku ma cie nie być w mieszkaniu. Klucze zostaw u pani Zosi. Cześć – zakończyłam połączenie.

Mocno zacisnęłam dłoń na telefonie, podobnie zrobiłam z powiekami. Chciałam tylko uwolnić się od tego wszystkiego, co łączyło mnie z tym mężczyzną. Chciałam przestać rozpamiętywać, zapomnieć wszystkich ludzi, których poznałam podczas pobytu w Gdańsku, tak zwanych „przyjaciół”. Tylko, co to za przyjaciele, którzy gonią tylko za jakąś nową sensacją, czy ścigają się o to, która dziewczyna ma na sobie lepszą sukienkę?
Całkowicie nie mogłam zrozumieć siebie. Jak ja to wszystko wytrzymałam? Przecież obiecałam sobie, że nie zmarnuję żadnego dnia w swoim życiu. Tak będzie od dzisiaj, obiecałam sobie.
Odłożyłam telefon i luknęłam na moje ciasto. Pozostało mu jeszcze czterdzieści pięć minut w piekarniku, więc postanowiłam wziąć prysznic. Zamknęłam frontowe drzwi na wszystkie zamki i wyszłam do łazienki. Włączyłam najgłośniej jak się tylko dało muzykę i wskoczyłam pod prysznic.

Pozwoliłam gorącej wodzie parzyć moje ciało. Wszystko, byleby nie myśleć o Jurku. Nie spodziewałam się, że będzie tego taki dobry efekt. Odprężyłam się, nie zwracałam na nic całkowicie uwagi. Nie potrafiłam nawet stwierdzić, o czym myślałam, ale byłam z tego zadowolona.
Po czterdziestu minutach wyszłam z kabiny. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki kierując się do kuchni. Nalałam do szklanki soku i upiłam łyk biorąc do ręki telefon. Kilka nieodebranych połączeń od Jurka i jedno od Zbyszka.
Wybrałam numer tego drugiego i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo? - odezwał się głos atakującego już po pierwszym sygnale.
- Dzwoniłeś...
- A tak! Wpadłabyś jutro do mojego mieszkania i podlała kwiatki? - zapytał.
To tam w ogóle coś rosło?
Próbowałam przypomnieć sobie jakąś roślinkę w mieszkaniu Bartmana. Przez głowę przeleciał mi obraz salonu. Faktycznie, w jednym z kątów stała niska palemka, a na parapecie coś co miało przypominać storczyka.

- Jasne, a skąd mam wziąć klucze? - spytałam opierając się i oblat kuchenny.
- Krzysiek ci jutro da – usłyszałam odpowiedź.
- Skąd on ma klucze do twojego mieszkania? - zdziwiłam się.
- Tak na wszelki wypadek – odpowiedział śmiejąc się lekko, a gdzieś w oddali dało się usłyszeć jakiś huk i głośno wypowiedziane przekleństwo.
- Co wy tam robicie? - zapytałam zaciekawiona.
Dwóch mężczyzn w jednym, do tego pustym mieszkaniu, to chyba nie jest zbyt dobre połączenie. Jeszcze, kiedy jednym z facetów jest Zbyszek.
- Misiek gotuje – zaśmiał się.
- Tylko niech mieszkania nie spali! - powiedziałam chyba zbyt głośno.
- Panuję nad sytuacją! - usłyszałam w słuchawce głos Dzika i lekko się zaśmiałam.
Dzięki tej rozmowie humor mi się poprawił od razu. Kubiak zasłużył na wielki kawałek ciasta. Ale to, kiedy przyjedzie w odwiedziny do ZB9.
- A ty co tam robisz? - zapytał atakujący.
- Siedzę w kuchni i pilnuję ciasta – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- To ja się tu produkuję, a u ciebie ciasto? - żachnął się Kubiak. - Zibi, mogłem przyjechać do ciebie, a nie ty do mnie – powiedział z lekkim żalem do przyjaciela.
Czy ja jestem na głośnomówiącym? - A jeszcze Ignaczaków w domu nie ma... - cmoknął atakujący. - Faktycznie, była to zła decyzja...
Zaśmiałam się. Oj, chyba trzeba będzie upiec tego ciasta więcej, za poprawę mojego samopoczucia.
- A jeszcze jak takie niewiasty chodzą po domu w piżamie – ciągnął Zibi.
Teraz to wybuchnęłam głośnym śmiechem. Mojego „odzienia” piżamą raczej nazwać można nie było.
- No co? - dalej Zbigniew. - No chyba, że masz na sobie coś innego? - usłyszałam lekkie zwątpienie w jego głosie.
Nie przestawałam się śmiać. Toś trafił Bartman.
- Nie mów, że znowu paradujesz w ręczniku – jęknął, a ja poczułam jak łzy śmiechu spłynęły po policzkach.
- Paraduję, paraduję – odpowiedziałam dalej się śmiejąc.
DING!

Podbiegłam do piekarnika i wyłączyłam go.
- Czyżby ciasto już gotowe? - usłyszałam głos Dzika.
- Powiedzmy – wyciągnęłam wypiek przytrzymując sobie telefon ramieniem.
- Hm... Dziewczyna w samym ręczniku podająca kawałek pysznego ciasta.. - rozmarzył się ZB9, a ja kolejny raz wybuchnęłam śmiechem o mało, co nie wypuszczając ciężkiej blaszki z rąk.
Odstawiłam wypiek na drewnianą deskę.

- Nie wyobrażaj sobie za dużo – powiedziałam do Zbyszka. - Dobra, bo ja idę spać – poinformowałam zgarniając grzywkę z oka.
- Tylko się pozamykaj! - powiedział natychmiast Bartman, a ja pokręciłam głową.
- Jak sobie życzysz, tato – odpowiedziałam tonem grzecznej dziewczynki.
- Dobranoc córeczko – zaśmiał się.
- To ja, jako chrzestny – w tle uaktywnił się głos Michała – mówię słodkich snów.
- Nawzajem – wyszczerzyłam się i zakończyłam połączenie wciskając czerwoną słuchawkę.
Za to, że tak bardzo poprawili mi humor, to będę chyba musiała upiec z dziesięć takich ciast.
Z uśmiechem zgasiłam światło w kuchni i powłóczyłam nogami na górę. Umyłam jeszcze zęby i wskoczyłam do łóżka przykrywając się szczelne kołdrą. Zamknęłam oczy i natychmiast odpłynęłam, nie zdając sobie sprawy z tego, jaka zmęczona byłam.

Obudził mnie jakiś huk. Natychmiast usiadłam przestraszona na łóżku i zaczęłam nasłuchiwać. Jedyne, co było słychać to jakieś szmery, jakby ktoś chodził po salonie.
Co jest?!
Luknęłam na telefon. Kilka minut po drugiej. Ignaczakowie to nie mogli być, ponieważ mieli wrócić około dziesiątej rano, a gdyby było inaczej to by mnie na pewno poinformowali. To w takim razie kto?!
Ściskając mocno telefon w ręku wyszłam z łóżka. Na paluszkach podeszłam do otwartych drzwi. Myślałam, ze serce wyskoczy mi zaraz z piersi, a do tego jeszcze tak głośno biło.
Kolejne szmery.
Przymknęłam drzwi i wybrałam pierwszy numer, który przyszedł mi na myśl.

Pierwszy sygnał... Drugi sygnał...
- Proszę, odbierz – szepnęłam cichutko.
Trzeci sygnał... Czwarty sygnał...
- Halo? - odezwał się zaspany głos Kosy, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Grzesiek, ktoś jest w domu – wyszeptałam. - I to nie Krzysiek i Iwona z dzieciakami.
- Co?! - w jego głosie było już słychać całkowite rozbudzenie. - Zaraz tam będę! Nigdzie się nie ruszaj!

Jakiś szmer i zakończenie połączenia. Odłożyłam telefon na biurko i otworzyłam drzwi. Przełknęłam, zdecydowanie za głośno, ślinę i ruszyłam z szybko bijącym sercem w ciemność.
Jak zwykle nie posłuchałam...


Pierwszy dzień w szkole... Komuś jeszcze dzisiaj nie chciało się wstać? ;/ A jeszcze ta „wiosenna” pogoda... Jedna wielka masakra. No, ale na duchu podniósł mnie ten oto filmik: http://vimeo.com/62059615 <3 Dziękuję temu Kto to nakręcił, zmontował i wrzucił do sieci! ;) To wideo wywołało uśmiech na moich ustach ;D Myślę, że Wam też ten filmik powinien się spodobać :)
Zapraszam do czytania i komentowania nowego epizodu, a ja spadam do książek :) Dziękuję za liczne odwiedziny i za komentarze, które zostawiacie ;* To bardzo duuużo dla mnie znaczy :)
Pozdrawiam Was ciepło, poziomkowa ;*

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Dziewięć

Następnego dnia, jak zwykle obudził mnie o ósmej budzik. Powłóczyłam nogami na dół, zjadłam kanapkę i połknęłam tabletki. Sesję z młodzikami miałam o wpół do dwunastej, więc położyłam się jeszcze na kanapie. Postanowiłam uciąć sobie drzemkę.
Mało brakowało, a bym się spóźniła. Głupia nie nastawiłam budzika. Obudził mnie o jedenastej Krzysiek, sprawdzając czy wszystko jest w porządku. Ryknęłam mu do ucha, że dziękuję za pobudkę i że zadzwonię później.
Ubierałam się w biegu. Stwierdziłam, że na pomalowanie się nie starczy mi czasu, więc wyszłam bez makijażu. Po drodze zgarnęłam jeszcze torbę z samym aparatem i statywem. Wskoczyłam do volva i pognałam w stronę hali.
Na miejscu byłam pięć minut przed czasem. Klnąc pod nosem wleciałam do budynku, mało co nie przewracając szefa.
- Bardzo przepraszam – powiedziałam szybko. - Zaspałam.
- O nic się nie martw – uśmiechnął się, a ja ucieszyłam się, że trafiłam na takiego, a nie innego pracodawcę. - Twoje „studio” jest już przygotowane.
Co on powiedział?! Przecież wczoraj był tam niezły bałagan!
- Nie rozumiem...
- Cześć Em! - usłyszałam krzyk Grześka, a po chwili dojrzałam go w końcu korytarza.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Ten człowiek uratował mi tyłek, bez dwóch zdań.
- No, to miłej pracy – powiedział z uśmiechem i ruszył w przeciwną stronę.
- Dziękuję! - krzyknęłam za nim i pognałam w stronę środkowego. - Uratowałeś mi tyłek – przytuliłam go lekko. - Dziękuję – odsunęłam się.
- Drobiazg – wyszczerzył się i otworzył drzwi, przez które weszłam. Pokój wyglądał identycznie, jak podczas sesji ze starszą Asseco Resovią.
- To, co tu robisz? - zapytałam wyciągając sprzęt z torby.
- Pomyślałem, że mógłbym się w czymś przydać – uśmiechnął się nieśmiało. - I jak widać, przeczucie miałem dobre.
- Genialne wręcz – wyszczerzyłam się patrząc mu w oczy. - Jestem ci winna przysługę – powiedziałam ustawiając statyw w wyznaczonym miejscu.
- Daj spokój – machnął ręką.
- Nie dam spokoju – odparłam stanowczo. - Obiad po sesji. Tym razem bez niespodzianek – zaśmiałam się lekko i zaczęłam przymocowywać aparat do statywu.
Nie zdążył nic powiedzieć, ponieważ usłyszeliśmy pukanie do drzwi, a chwilę później kilkunastu nastolatków wkroczyło do „studia”.
- Dzień dobry – odpowiedzieli nie równo i zaczęli mi się uważnie przyglądać.
- Cześć – uśmiechnęłam się.
- Dzień dobry – do sali wszedł mężczyzna w średnim wieku. - Nazywam się Jerzy Wietecha – uśmiechnął się podając mi dłoń, którą uśmiechnęłam.
- Emilia Sławska. A gdzie drugi trener? - spytałam.
- Spóźni się, musi mu pani wybaczyć – podrapał się po brodzie.
- Nie ma problemu – uśmiechnęłam się szeroko.
- To do dzieła – odwzajemnił uśmiech i poszedł przywitać się z Grześkiem.
- Słuchajcie – zwróciłam się do młodzieży – podchodzicie do zdjęcia według waszych numerków na koszulkach. Od jedynki w górę, jasne? - uniosłam brew.
Pokiwali głowami z uśmiechem.
Myślałam, że będzie gorzej. Tyle się dzisiaj słyszy o naszej „kulturalnej” i „dobrze wychowanej” młodzieży, ale chłopaki dali radę. Z nimi poszło mi trochę krócej niż z Grześkiem i jego kumplami, ponieważ nie wydurniali się aż tak, jak to robili ich starsi koledzy.
Przez większość sesji czułam na sobie wzrok Kosy. Nie był to nachalne gapienie się, tylko ukradkowe spojrzenia, które niezbyt mnie rozpraszały. W sumie, to nawet byłam przyzwyczajona. Zdecydowanie za dużo osób patrzyło mi na ręce w mojej starej pracy.
Była kilka minut po trzeciej, kiedy Młoda Resovia na czele z trenerami, opuściła pokój. Opadłam na krzesło i przymknęłam oczy. W tym samym momencie zaburczało mi w brzuchu i usłyszałam śmiech Grześka.
- Zdążyłaś w ogóle coś zjeść? - zapytał.
- Kanapkę – mruknęłam i łyknęłam coli z butelki.
- Czyli obiad jeszcze pilniej potrzebny – uśmiechnął się i podał rękę, po której ujęciu stałam na nogach. - Idziemy, wrócimy po to później.
Pociągnął mnie lekko za rękę i wyszliśmy z pokoju. Siatkarz zamknął drzwi na klucz i schował go do kieszeni spodenek. Ruszyliśmy korytarzem.
- To na co masz ochotę? - spytał.
- Zdaję się na ciebie – uśmiechnęłam się szeroko.
- Co powiesz na najlepszą pizzę w mieście?
- Jestem za.

Pchnęłam drzwi i wyszliśmy na świeże powietrze. Skierowałam kroki ku swojemu samochodowi, ale środkowy pociągnął mnie w stronę swojego. Stanęliśmy przed czarną Alfą Romeo Giuliettą z dwutysięcznego dziesiątego roku.
- Tym jeździsz? - podniosłam brew patrząc na mężczyznę. Kiwnął głową z uśmiechem. - Wow. Całkiem dobry wybór – uśmiechnęłam się.
- Znasz się na samochodach? - spytał patrząc na mnie uważnie.
- Trochę – odpowiedziałam łapiąc za klamkę. - Mój brat jest maniakiem samochodowym – uśmiechając się wsiadłam do auta.

- Twój brat ma na imię Karol, prawda? - zapytał Kosa wsiadając do alfy.
- Znasz go? - zdziwiłam się.
- Poznałem go na imprezie urodzinowej Krzyśka – odpowiedział uruchamiając silnik.
- A.. - powiedziałam tylko i spuściłam głowę.
Gdzie wtedy byłam? Z Jurkiem w Stanach, nawet nie wiem po co. A nie, jednak wiem. Musiał pokazać się na jakimś bankiecie firmy swojego ojca z „narzeczoną”. Gdybym jeszcze nią chociaż była. Jedno jest pewne – zachowałam się wobec Igły jak skończona suka, a mimo to, on nie miał mi tego za złe. Zaśmiał się tylko i stwierdził, że dobrze, ze w ogóle pamiętałam zadzwonić z
życzeniami.
- Jesteście bardzo podobni – uśmiechnął się Kosa, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia.
- Każdy nam to mówi – odwzajemniłam uśmiech i włączyłam radio, z którego popłynęła piosenka stara jak świat - "Jolka, Jolka
Budki Suflera. - Jejku! Jak ja dawno tego nie słyszałam!
Grzesiek zaśmiał się lekko.
- Jakieś specjalne wspomnienia? - uniósł brew.
- W sumie, to tak – uśmiechnęłam się szeroko. - Do tej piosenki po raz pierwszy tańczyłam z Krzyśkiem!
Wybuchnęłam przypominając sobie nasz „taniec”.
- Strasznie deptałam mu po palcach – wyszczerzyłam się.

- Aż taki z ciebie słaby tancerz? - zaśmiał się.
- Powiedzmy, że po kilku lekcjach z panem Krzysztofem było o wiele lepiej – uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Girls they want, want to have fun...!
Nagle rozległ się dzwonek mojego telefonu. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz, gdzie przywitała mnie uśmiechnięta twarz Bartmana.
- Słucham cię, Zbyszku? - powiedziałam do słuchawki ściszając lekko radio.
- Jadę do Kubiaka, więc nie będzie mnie w Rzeszowie... Ale gdyby coś się działo, to dzwoń od razu!
- Pozdrów Dzika ode mnie – uśmiechnęłam się, a Kosa szepnął „ode mnie też”. - No i od Grześka.
- Uuu... - gwizdnął przeciągle. - To widzę, że wcale ci nie będę potrzebny.
- Spadaj, Bartman – warknęłam do słuchawki.
- Dobra, dobra – zaśmiał się. - To gdyby coś się działo, to dzwoń.
- Jestem dużą dziewczynką – przypomniałam mu. - Dam sobie radę.
- Jasne – odpowiedział sarkastycznie. - Powtórzę: gdyby coś, to dzwoń. O każdej porze dnia i nocy – dodał po chwili, a ja westchnęłam przeciągle.
- Niech będzie – poddałam się.
- No i takie coś to ja lubię! Em, kończę, bo muszę wsiadać do auta...
- Od kiedy to przestrzegasz przepisów drogowych? - prychnęłam.
- Od zawsze! - odpowiedział zbulwersowany.
- Pewnie, a ja to zakonnica!
- Chyba gorsząca wszystkich dookoła – wiedziałam, że się wyszczerzył. - Dobra koniec tych żartów. Wracam w niedzielę.
- Zorganizować mam przyjęcie powitalne?
- Nie trzeba! - odpowiedział teatralnie. - Chociaż jakimś dobrych ciachem, bym nie pogardził.
- Coś upiekę – uśmiechnęłam się. - Dobra, jedź, bo Michał będzie czekał. Na razie.
- Koniecznie sernik! Pamiętaj, gdyby coś...
- Powtarzasz się, Bartman – przerwałam mu.
- Okej. To trzymajcie się. Pa!
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę, kończąc tym samym połączenie. Podgłośniłam lekko radio i zagłębiłam się w lekką rozmowę z Kosą.
Zjedliśmy obiad rozmawiając i śmiejąc się prawie bez przerwy. Później wróciliśmy na halę, aby ogarnąć trochę pokój, w którym robiłam zdjęcia. Kiedy wszystko było już jak należy, udałam się do pokoju gdzie aktualnie przebywał szef. Porozmawiałam z nim chwilę o Młodzikach i wręczyłam pendriv'a, na którym były zdjęcia Igły i jego kumpli z klubu. Mężczyzna ucieszył się, że tak szybko dostał fotografie. Uśmiechnęłam się na te słowa, pożegnałam i ruszyłam w stronę volva, przy którym czekał czarnowłosy środkowy rozmawiając przez telefon.
- Będziesz jej sam mógł zapytać – uśmiechnął się.
Zdziwiłam się, kiedy podał mi telefon.
- Bartek – szepnął. - Nie zapomnij o życzeniach.
No tak! Dwudziesty dziewiąty sierpnia, urodziny wspaniałego przyjmującego!

- Cześć Kuraś! - krzyknęłam do telefonu. - Wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, wygrywania wszystkich meczy, zero kontuzji, wspaniałej dziewczyny i wszystkiego co sobie zażyczysz! - wymieniałam z wielkim uśmiechem na ustach.
- A dziękuję – usłyszałam jego zadowolony głos. - Mam nadzieję, że wpadniesz na imprezę w sobotę?
- Jeśli zaprasza sam Bartosz Kurek, to nie wypada odmówić! - zaśmiałam się.
- Czyli widzimy się w sobotę w Bełchatowie – powiedział szczęśliwy. - Grzesiek wie, w którym klubie, więc trzymaj się jego – uściślił.
- Tak jest!
- Zapomniałbym! Gratuluję zostania oficjalnym fotografem Asseco!
- A dziękuję bardzo – uśmiechnęłam się szeroko.
- Dobra, ja kończę, bo ktoś się dobija do drzwi. Impreza zaczyna się o dwudziestej. To do zobaczenia! - krzyknął i rozłączył się.
Zadowolona oddałam komórkę jej właścicielowi.
- To zobaczymy się jutro? - zapytałam.
- Jasne – uśmiechnął się.
- Może wybierzemy wspólnie jakiś prezent dla Kurka, co myślisz? - uniosłam brew.
- Świetny pomysł – odparł zadowolony.
- O dwunastej będę pod twoim blokiem – rzuciłam z uśmiechem.
- To do zobaczenia – pomachał mi i ruszył w stronę swojej alfy.
No to szykujemy się na kolejną imprezę z polskimi siatkarzami!
Tylko, kiedy ja upiekę ciasto dla Bartmana? No nic, zapowiada się bardzo pracowita sobota.
Z uśmiechem na ustach dojechałam do domu.





A tak na rozpoczęcie nowego miesiąca łapcie dziewiątkę ;) Epizod prawie cały o Grzesiu ;D Mam nadzieję, że się spodoba :)
A jak tam Wam mija Prima Aprilis i Poniedziałek Wielkanocny? Nikt nie oberwał śnieżką? A może ktoś Wam już jakiś kawał wykręcił? ;p Ja całkiem zapomniałam o Prima Aprilis, wchodzę sobie na facebook'a i czego się dowiaduję? Karol Kłos opuszcza SKRĘ, Atanasijević odchodzi do Resovii, Matt Anderson od następnego sezonu będzie grał w bełchatowskim klubie, Bartman ucieka do Brazylii (wbiło mnie to w krzesło) ;D Hahaha!
Dobra ja spadam się szykować, gdyż jadę w odwiedziny do Babci :) A Was zapraszam do czytania i komentowania ;p
A! Nie wie Ktoś może, czy Grzegorz K. ma jakieś rodzeństwo? Jeśli Ktoś wie, to bardzo proszę o odpowiedź! Z góry dziękuję ;*
Trzymajcie się ciepło w te zimowe, kwietniowe dni, które wcale nie powinny tak wyglądać.
BLOG NIE MA NAWET MIESIĄCA, A JUŻ PONAD
Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam poziomkowa ;*