W
sobotę dziesiątego listopada odbył się kolejny mecz, ale na
niekorzyść Rzeszowian. Przegrali na własnej hali dwa do trzech z
zespołem Wkręt-met AZS Częstochowa, a MVP powędrowało do
Grzegorza Boćka.
W poniedziałek udałam się razem z Iwoną do Gdańska, na badania. Nie wyszły tak dobrze, jak poprzednie, ale to przez to, że byłam za długo w zimnym.
Następnego dnia po powrocie miałam rozprawę sądową w sprawie włamania do domu Ignaczaków, na którą pojechałam razem z Grześkiem. Trochę dziwnie czułam się w jego towarzystwie, ale udawałam, że wszystko jest okej, jesteśmy przyjaciółmi i nic więcej. Kosa chyba całkowicie wyrzucił tamto zdarzenie z głowy, ponieważ zachowywał się tak samo jak przed moim porwaniem. Szybko złożyliśmy zeznania i byliśmy wolni, więc poszliśmy na jakiś obiad, a później Kosa odwiózł mnie do domu.
Następny mecz odbył się siedemnastego listopada, tym razem zwycięski dla mojej drużyny. Rzeszowianie pokonali na Podpromiu zespół z Kielc trzy do zera, a MVP został kapitan Resovii, Olieg Achrem. Dziewiętnastego dnia listopada mogłam już zdjąć opaskę na kostkę i zacząć małą rehabilitację, którą zajął się lekarz Asseco Resovii Rzeszów. Kiedy siatkarze mieli trening, ja również zjawiłam się na hali, ale w celu indywidualnych ćwiczeń na lewą stopę.
Kilka dni później odbył się kolejny proces tyle, że w sprawie Jurka. Do sądu przyjechałam razem z Grześkiem, który wspierał mnie na każdym kroku, za co byłam mu dozgonnie wdzięczna. Przed salą, w której miał odbyć się proces, czekali na nas już Piotrek i Zbyszek. Przywitaliśmy się z nimi i zasiedliśmy na krzesełkach przed salą rozpraw.
Siedziałam i gapiłam się przed siebie. Byłam strasznie zdenerwowana, nawet nie wiem dlaczego. Wiedziałam, że Jurek dostanie jakiś wyrok. Czy to w zawiasach, czy skazujący, nieważne. Ważne, że wreszcie zakończę ten rozdział na wieki wieków.
Jako pierwszy wywołany został Zbyszek, ponieważ to on został pobity przez Jurka. Maglowali go przez dobre dziesięć minut, a ja siedziałam jak na szpilkach.
- Wszystko będzie dobrze – zapewnił Grzesiek i ujął moją dłoń.
Odwzajemniłam uśmiech i ścisnęłam jego dłoń, aby dodać sobie otuchy. Nawet nie spodziewałam się, jak bardzo mi to pomogło.
- Emilia Sławska proszona na salę – rozbrzmiał głos kobiety, która wyszła z sali.
- Będzie dobrze – powiedział jeszcze raz Kosa i puścił moją dłoń.
Odetchnęłam głęboko i weszłam na salę, gdzie mój wzrok od razu napotkał błagalny wzrok Jurka. Podeszłam szybko do barierki i wlepiłam oczy w sędzinę.
Przedstawiłam się szybko i zaczęły się pytania zadawane przez prokuratora, obrońcę Jurka, mecenasa Kordeckiego oraz przez Wysoki Sąd.
- Jak długo zna pani oskarżonego? - pytanie od sędziny.
- Ponad dwa lata.
- Coś panią łączy z oskarżonym? - kolejne pytanie od Wysokiego Sądu.
- Łączyło – podkreśliłam. - Byliśmy parą.
- Dalej nią możemy być – odezwał się Jurek z nadzieją w głosie.
- Nie udzieliłam panu głosu – zauważyła sędzina.
- Przepraszam – burknął oskarżony.
- Można, Wysoki Sądzie? - zapytał prokurator.
- Proszę – wyraziła zgodę sędzina.
- Dlaczego rozstała się pani z Jerzym Krasiewiczem? - spojrzał na mnie prokurator.
- Zdradził mnie – odpowiedziałam.
- Kocha pani nadal oskarżonego?
- Panie prokuratorze, co to ma wspólnego ze sprawą? - zapytała sędzina.
- Odpowiem na to pytanie – odezwała się. - Moja odpowiedź brzmi: nie.
- Moje miejsce zajął już siatkarzyk – burknął pod nosem Jurek.
- Panie Krasiewicz! - podniosła głos sędzina.
- Przepraszam.
- Wróćmy do sprawy – powiedział prokurator. - Może nam pani powiedzieć, co robiła dnia trzeciego września?
Kiwnęłam głową.
- Wstałam jak zwykle o ósmej rano. Obudziłam dzieci oraz mojego przyjaciela, Krzysztofa Ignaczaka. Zjedliśmy wspólnie śniadanie...
- Czy coś więcej łączy panią z panem Ignaczakiem? - zapytał mecenas Kordecki.
- Przyjaźnimy się od dziecka, tylko tyle – wzruszyłam ramionami. - Po tym jak dzieciaki i Krzysiek opuścili dom, zaczęłam czytać jakąś książkę, a później zabrałam się za robienie obiadu.
- Była pani sama w domu? - zapytał kolejny raz z rzędu adwokat Jurka.
- Do godziny jedenastej, ponieważ Sebastian razem z tatą i siostrą wrócili do domu po rozpoczęciu roku szkolnego.
- A co z panią Ignaczak? - dopytywał się Kordecki.
Nie ma pan o co pytać?, cisnęło mi się na usta, ale ugryzłam się w język. Spotkaliśmy się tutaj, żeby usadzić Jurka, a nie opowiadać o życiu Ignaczaków.
- Była w pracy, jak zwykle – odpowiedziałam. - W gotowaniu pomagał mi Sebastian, syn Krzyśka, a po jakiś dwóch godzinach do domu wróciła również Iwona. Zasiedliśmy do stołu, zjedliśmy i postanowiliśmy resztę dnia spędzić na tarasie. W chwili, kiedy grałam z Sebastianem w badmintona, na tarasie pojawili się Piotrek i Grzesiek...
- Mówi pani o Piotrze Nowakowskim i Grzegorzu Kosoku? - upewnił się prokurator.
- Tak – kiwnęłam głową. - Powiedzieli, że nie mogą skontaktować się z Zibim, to znaczy ze Zbigniewem Bartmanem – poprawiłam się szybko. - Opowiedzieli, że byli w mieszkaniu, ale nikt im nie otworzył, ale słyszeli jakieś szmery.
- Dlaczego przyjechali akurat do domu państwa Ignaczaków? - zadał mi pytanie Kordecki.
- Chcieli sprawdzić, czy może Zbyszka nie ma u nas? - zabrzmiało to jak pytanie.
- Pani Sławska – upomniał mnie sąd.
- Przepraszam – powiedziałam. - Chcieli sprawdzić, czy może Zbyszek jest u nas – poprawiłam się.
- Co było dalej? - spytał prokurator.
- Przypomniałam sobie, że mam klucze od mieszkania Zbyszka...
- Mogę zadać pytanie? - z krzesła podniósł się Jurek, a moje oczy wbiły się w niego z zaciekawionym spojrzeniem.
- Proszę – wyraziła zgodę sędzina.
- Skąd miałaś klucze do jego mieszkania? - wbił we mnie ostry wzrok. - Już jesteście na tym etapie, a może niedługo się do niego wprowadzisz?!
- Mnie z Emilią łączy tylko przyjaźń – powiedział podnoszący się z ławki Zbyszek.
- Dokładnie – potwierdziłam słowa mojego przyjaciela. - Tylko niektórym osobom ciężko to wbić do głowy – burknęłam.
- Panie Krasiewicz, proszę nie podnosić głosu, a pan panie Bartman, niech zajmie miejsce, bo nie udzieliłam panu głosu.
Zbyszek przeprosił i posłusznie zajął swoje miejsce.
- Wróćmy do wydarzeń z dnia trzeciego września – zadecydował Wysoki Sąd.
- Skończyła pani na kluczach... - przypomniał prokurator.
- A tak, więc klucze od mieszkania Zbyszka miałam, ponieważ dał mi je kiedyś. Miałam podlać kwiatki, kiedy on był u przyjaciela w Jastrzębiu Zdroju – odpowiedziałam na pytanie postawione przez Jurka. - Cała nasza trójka, to jest ja, Piotr Nowakowski oraz Grzegorz Kosok, wskoczyła do mojego samochodu i ruszyliśmy do mieszkania Zbyszka. Otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka. W mieszkaniu wszystko było porozrzucane, a nad nieprzytomnym Zbyszkiem pochylał się oskarżony...
- Mogłabyś chociaż wypowiedzieć moje imię – żachnął się Jurek.
- Panie Krasiewicz – upomniała go kolejny raz sędzina.
- Co było dalej? - zapytał prokurator.
- Oskarżony zorientował się, że stoimy w mieszkaniu i odwrócił się w naszą stronę. Zapytałam, co tu robi, a on stwierdził, że mógł się domyśleć, że przyjdę do swojego Romeo – skrzywiłam się trochę. - Nic mu nie odpowiedziałam, więc stwierdził, że przyszłam z obstawą i zapytał czy z nimi też sypiam. Zdenerwowało mnie to pytanie, więc wymierzyłam mu policzek.
- Mój klient miał racę? - zapytał obrońca.
- Oczywiście, że nie – powiedziałam. - Ostatnim mężczyzną z jakim spałam był oskarżony – odpowiedziałam luźniej niż przypuszczałam.
Sędzia trochę zdziwiła się moją otwartością.
- Co oskarżony jeszcze pani powiedział? - spytał prokurator.
- Że w niezłym towarzystwie się obracam, czy coś w tym stylu. Kazałam mu wyjść, wykonał moje polecenie, a ja rzuciłam się do nieprzytomnego Zbyszka. Później przyjechała policja, pogotowie, a najważniejsze było, to że Zibi się ocknął.
- Czy jest pani pewna, że to mój klient pobił pani przyjaciela? - zapytał Kordecki patrząc mi prosto w oczy.
- Na sto procent – odpowiedziałam mu nie odrywając od niego wzroku.
- Chciałaby pani coś jeszcze dodać? - zapytała sędzina.
- Proszę tylko o to, aby sąd skazał Jurka, za to co zrobił – odparłam patrząc na Wysoki Sąd.
Kobieta kiwnęła głową i kazała zająć mi miejsce. Usiadłam obok Zbyszka, którego dyskretnie chwyciłam za rękę.
- Było dobrze – szepnął i ścisnął moją dłoń.
Odetchnęłam z ulgą, przesłuchanie miałam już za sobą. Teraz tylko czekać na wyrok, miejmy nadzieję, dzisiaj.
Przez następne piętnaście minut przesłuchiwani byli Piotrek i Grzesiek, którzy sprawnie odpowiadali na pytania, z czego zadowolona była sędzina oraz prokurator, gorzej było z mecenasem Kordeckim, który siedział i intensywnie myślał nad tym, co by zrobić, aby ocalić swojego klienta.
Wysoki Sąd stwierdził, że wszystko czego chciał się dowiedzieć, to się dowiedział i zarządził przerwę, po której miał zapaść wyrok. Z ulgą opuściłam salę rozpraw i oparłam się o zimną ścianę na korytarzu.
- Chcesz coś do picia? - zapytał Grzesiek stając obok mnie.
Pokręciłam głową i zamknęłam oczy.
- No to teraz raz na zawsze się od ciebie odczepi – powiedział zadowolony Zbyszek i razem z Piotrkiem stanęli obok nas.
- Mam nadzieję – westchnęłam.
- Zapomniałaś, że prokurator wniósł o zakaz zbliżania? - zapytał Piotrek, a ja otworzyłam oczy.
Całkowicie o nim zapomniałam. Z mowy prokuratora całkowicie się wyłączyłam. Podczas jego przemówienie, byłam tylko i wyłącznie zajęta swoimi myślami.
- Zobaczysz, już się do ciebie nie zbliży – powiedział Grzesiek i objął mnie lekko ramieniem.
Byłam mu wdzięczna za ten przyjacielski gest. Znaczył on dla mnie więcej niż mogłoby mu się wydawać.
Na korytarzu staliśmy jeszcze przez dziesięć minut. Nie powiem, aby były one przyjemne, ponieważ w sądzie znalazła się matka Jurka, która nie spuszczała ze mnie gniewnego wzroku. Dopiero, kiedy Zbyszek zwrócił jej uwagę, odwróciła ode mnie wzrok.
Na sali zasiadłam obok Zbyszka oraz Kosy, a obok bruneta zajął miejsce Piotrek.
- Proszę wstać, sąd idzie – nakazała kobieta, która notowała wszystko na komputerze.
Wszyscy posłusznie wstaliśmy z miejsc, a sędzina zajęła swój wygodny fotel.
- Wyrok w imieniu rzeczpospolitej polski, sąd okręgowy po rozpoznaniu sprawy Jerzego Krasiewicza uznaje go za winnego dokonanego mu czynu i wymierza wyrok jednego roku pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem kary na okres próby lat yrzech. Ponadto sąd zabrania zbliżania się Jerzemu Krasiewiczowi do Emilii Sławskiej przynajmniej na pięćdziesiąt metrów. Proszę zająć miejsca.
Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na Grześka, który wlepiał gniewny wzrok w Jurka, z którego twarzy nie można było wyczytać nic. Siedział i wpatrywał się w sędzinę.
Kobieta powiedziała jeszcze kilka słów i rozprawa zakończyła się. Z wielką ulgą opuściłam salę sądową.
- Wreszcie koniec – wypuściłam powietrze z płuc i odpięłam guzik czarnego żakietu. - Przynajmniej tej sprawy.
- Z tamtą pójdzie gładko – zapewnił Kosa i uśmiechnął się lekko.
- Miejmy nadzieję – odwzajemniłam uśmiech.
- Należy nam się porządny obiad – powiedział Zbyszek.
- I porcja lodów – dopowiedział Piotrek.
- To co, na miasto? - zapytałam z wielkim uśmiechem.
Każdy siatkarz kiwnął głową.
Jestem wolna, a przyjaciół mam najlepszych na świecie. I nikt nigdy tego nie zepsuje.
W poniedziałek udałam się razem z Iwoną do Gdańska, na badania. Nie wyszły tak dobrze, jak poprzednie, ale to przez to, że byłam za długo w zimnym.
Następnego dnia po powrocie miałam rozprawę sądową w sprawie włamania do domu Ignaczaków, na którą pojechałam razem z Grześkiem. Trochę dziwnie czułam się w jego towarzystwie, ale udawałam, że wszystko jest okej, jesteśmy przyjaciółmi i nic więcej. Kosa chyba całkowicie wyrzucił tamto zdarzenie z głowy, ponieważ zachowywał się tak samo jak przed moim porwaniem. Szybko złożyliśmy zeznania i byliśmy wolni, więc poszliśmy na jakiś obiad, a później Kosa odwiózł mnie do domu.
Następny mecz odbył się siedemnastego listopada, tym razem zwycięski dla mojej drużyny. Rzeszowianie pokonali na Podpromiu zespół z Kielc trzy do zera, a MVP został kapitan Resovii, Olieg Achrem. Dziewiętnastego dnia listopada mogłam już zdjąć opaskę na kostkę i zacząć małą rehabilitację, którą zajął się lekarz Asseco Resovii Rzeszów. Kiedy siatkarze mieli trening, ja również zjawiłam się na hali, ale w celu indywidualnych ćwiczeń na lewą stopę.
Kilka dni później odbył się kolejny proces tyle, że w sprawie Jurka. Do sądu przyjechałam razem z Grześkiem, który wspierał mnie na każdym kroku, za co byłam mu dozgonnie wdzięczna. Przed salą, w której miał odbyć się proces, czekali na nas już Piotrek i Zbyszek. Przywitaliśmy się z nimi i zasiedliśmy na krzesełkach przed salą rozpraw.
Siedziałam i gapiłam się przed siebie. Byłam strasznie zdenerwowana, nawet nie wiem dlaczego. Wiedziałam, że Jurek dostanie jakiś wyrok. Czy to w zawiasach, czy skazujący, nieważne. Ważne, że wreszcie zakończę ten rozdział na wieki wieków.
Jako pierwszy wywołany został Zbyszek, ponieważ to on został pobity przez Jurka. Maglowali go przez dobre dziesięć minut, a ja siedziałam jak na szpilkach.
- Wszystko będzie dobrze – zapewnił Grzesiek i ujął moją dłoń.
Odwzajemniłam uśmiech i ścisnęłam jego dłoń, aby dodać sobie otuchy. Nawet nie spodziewałam się, jak bardzo mi to pomogło.
- Emilia Sławska proszona na salę – rozbrzmiał głos kobiety, która wyszła z sali.
- Będzie dobrze – powiedział jeszcze raz Kosa i puścił moją dłoń.
Odetchnęłam głęboko i weszłam na salę, gdzie mój wzrok od razu napotkał błagalny wzrok Jurka. Podeszłam szybko do barierki i wlepiłam oczy w sędzinę.
Przedstawiłam się szybko i zaczęły się pytania zadawane przez prokuratora, obrońcę Jurka, mecenasa Kordeckiego oraz przez Wysoki Sąd.
- Jak długo zna pani oskarżonego? - pytanie od sędziny.
- Ponad dwa lata.
- Coś panią łączy z oskarżonym? - kolejne pytanie od Wysokiego Sądu.
- Łączyło – podkreśliłam. - Byliśmy parą.
- Dalej nią możemy być – odezwał się Jurek z nadzieją w głosie.
- Nie udzieliłam panu głosu – zauważyła sędzina.
- Przepraszam – burknął oskarżony.
- Można, Wysoki Sądzie? - zapytał prokurator.
- Proszę – wyraziła zgodę sędzina.
- Dlaczego rozstała się pani z Jerzym Krasiewiczem? - spojrzał na mnie prokurator.
- Zdradził mnie – odpowiedziałam.
- Kocha pani nadal oskarżonego?
- Panie prokuratorze, co to ma wspólnego ze sprawą? - zapytała sędzina.
- Odpowiem na to pytanie – odezwała się. - Moja odpowiedź brzmi: nie.
- Moje miejsce zajął już siatkarzyk – burknął pod nosem Jurek.
- Panie Krasiewicz! - podniosła głos sędzina.
- Przepraszam.
- Wróćmy do sprawy – powiedział prokurator. - Może nam pani powiedzieć, co robiła dnia trzeciego września?
Kiwnęłam głową.
- Wstałam jak zwykle o ósmej rano. Obudziłam dzieci oraz mojego przyjaciela, Krzysztofa Ignaczaka. Zjedliśmy wspólnie śniadanie...
- Czy coś więcej łączy panią z panem Ignaczakiem? - zapytał mecenas Kordecki.
- Przyjaźnimy się od dziecka, tylko tyle – wzruszyłam ramionami. - Po tym jak dzieciaki i Krzysiek opuścili dom, zaczęłam czytać jakąś książkę, a później zabrałam się za robienie obiadu.
- Była pani sama w domu? - zapytał kolejny raz z rzędu adwokat Jurka.
- Do godziny jedenastej, ponieważ Sebastian razem z tatą i siostrą wrócili do domu po rozpoczęciu roku szkolnego.
- A co z panią Ignaczak? - dopytywał się Kordecki.
Nie ma pan o co pytać?, cisnęło mi się na usta, ale ugryzłam się w język. Spotkaliśmy się tutaj, żeby usadzić Jurka, a nie opowiadać o życiu Ignaczaków.
- Była w pracy, jak zwykle – odpowiedziałam. - W gotowaniu pomagał mi Sebastian, syn Krzyśka, a po jakiś dwóch godzinach do domu wróciła również Iwona. Zasiedliśmy do stołu, zjedliśmy i postanowiliśmy resztę dnia spędzić na tarasie. W chwili, kiedy grałam z Sebastianem w badmintona, na tarasie pojawili się Piotrek i Grzesiek...
- Mówi pani o Piotrze Nowakowskim i Grzegorzu Kosoku? - upewnił się prokurator.
- Tak – kiwnęłam głową. - Powiedzieli, że nie mogą skontaktować się z Zibim, to znaczy ze Zbigniewem Bartmanem – poprawiłam się szybko. - Opowiedzieli, że byli w mieszkaniu, ale nikt im nie otworzył, ale słyszeli jakieś szmery.
- Dlaczego przyjechali akurat do domu państwa Ignaczaków? - zadał mi pytanie Kordecki.
- Chcieli sprawdzić, czy może Zbyszka nie ma u nas? - zabrzmiało to jak pytanie.
- Pani Sławska – upomniał mnie sąd.
- Przepraszam – powiedziałam. - Chcieli sprawdzić, czy może Zbyszek jest u nas – poprawiłam się.
- Co było dalej? - spytał prokurator.
- Przypomniałam sobie, że mam klucze od mieszkania Zbyszka...
- Mogę zadać pytanie? - z krzesła podniósł się Jurek, a moje oczy wbiły się w niego z zaciekawionym spojrzeniem.
- Proszę – wyraziła zgodę sędzina.
- Skąd miałaś klucze do jego mieszkania? - wbił we mnie ostry wzrok. - Już jesteście na tym etapie, a może niedługo się do niego wprowadzisz?!
- Mnie z Emilią łączy tylko przyjaźń – powiedział podnoszący się z ławki Zbyszek.
- Dokładnie – potwierdziłam słowa mojego przyjaciela. - Tylko niektórym osobom ciężko to wbić do głowy – burknęłam.
- Panie Krasiewicz, proszę nie podnosić głosu, a pan panie Bartman, niech zajmie miejsce, bo nie udzieliłam panu głosu.
Zbyszek przeprosił i posłusznie zajął swoje miejsce.
- Wróćmy do wydarzeń z dnia trzeciego września – zadecydował Wysoki Sąd.
- Skończyła pani na kluczach... - przypomniał prokurator.
- A tak, więc klucze od mieszkania Zbyszka miałam, ponieważ dał mi je kiedyś. Miałam podlać kwiatki, kiedy on był u przyjaciela w Jastrzębiu Zdroju – odpowiedziałam na pytanie postawione przez Jurka. - Cała nasza trójka, to jest ja, Piotr Nowakowski oraz Grzegorz Kosok, wskoczyła do mojego samochodu i ruszyliśmy do mieszkania Zbyszka. Otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka. W mieszkaniu wszystko było porozrzucane, a nad nieprzytomnym Zbyszkiem pochylał się oskarżony...
- Mogłabyś chociaż wypowiedzieć moje imię – żachnął się Jurek.
- Panie Krasiewicz – upomniała go kolejny raz sędzina.
- Co było dalej? - zapytał prokurator.
- Oskarżony zorientował się, że stoimy w mieszkaniu i odwrócił się w naszą stronę. Zapytałam, co tu robi, a on stwierdził, że mógł się domyśleć, że przyjdę do swojego Romeo – skrzywiłam się trochę. - Nic mu nie odpowiedziałam, więc stwierdził, że przyszłam z obstawą i zapytał czy z nimi też sypiam. Zdenerwowało mnie to pytanie, więc wymierzyłam mu policzek.
- Mój klient miał racę? - zapytał obrońca.
- Oczywiście, że nie – powiedziałam. - Ostatnim mężczyzną z jakim spałam był oskarżony – odpowiedziałam luźniej niż przypuszczałam.
Sędzia trochę zdziwiła się moją otwartością.
- Co oskarżony jeszcze pani powiedział? - spytał prokurator.
- Że w niezłym towarzystwie się obracam, czy coś w tym stylu. Kazałam mu wyjść, wykonał moje polecenie, a ja rzuciłam się do nieprzytomnego Zbyszka. Później przyjechała policja, pogotowie, a najważniejsze było, to że Zibi się ocknął.
- Czy jest pani pewna, że to mój klient pobił pani przyjaciela? - zapytał Kordecki patrząc mi prosto w oczy.
- Na sto procent – odpowiedziałam mu nie odrywając od niego wzroku.
- Chciałaby pani coś jeszcze dodać? - zapytała sędzina.
- Proszę tylko o to, aby sąd skazał Jurka, za to co zrobił – odparłam patrząc na Wysoki Sąd.
Kobieta kiwnęła głową i kazała zająć mi miejsce. Usiadłam obok Zbyszka, którego dyskretnie chwyciłam za rękę.
- Było dobrze – szepnął i ścisnął moją dłoń.
Odetchnęłam z ulgą, przesłuchanie miałam już za sobą. Teraz tylko czekać na wyrok, miejmy nadzieję, dzisiaj.
Przez następne piętnaście minut przesłuchiwani byli Piotrek i Grzesiek, którzy sprawnie odpowiadali na pytania, z czego zadowolona była sędzina oraz prokurator, gorzej było z mecenasem Kordeckim, który siedział i intensywnie myślał nad tym, co by zrobić, aby ocalić swojego klienta.
Wysoki Sąd stwierdził, że wszystko czego chciał się dowiedzieć, to się dowiedział i zarządził przerwę, po której miał zapaść wyrok. Z ulgą opuściłam salę rozpraw i oparłam się o zimną ścianę na korytarzu.
- Chcesz coś do picia? - zapytał Grzesiek stając obok mnie.
Pokręciłam głową i zamknęłam oczy.
- No to teraz raz na zawsze się od ciebie odczepi – powiedział zadowolony Zbyszek i razem z Piotrkiem stanęli obok nas.
- Mam nadzieję – westchnęłam.
- Zapomniałaś, że prokurator wniósł o zakaz zbliżania? - zapytał Piotrek, a ja otworzyłam oczy.
Całkowicie o nim zapomniałam. Z mowy prokuratora całkowicie się wyłączyłam. Podczas jego przemówienie, byłam tylko i wyłącznie zajęta swoimi myślami.
- Zobaczysz, już się do ciebie nie zbliży – powiedział Grzesiek i objął mnie lekko ramieniem.
Byłam mu wdzięczna za ten przyjacielski gest. Znaczył on dla mnie więcej niż mogłoby mu się wydawać.
Na korytarzu staliśmy jeszcze przez dziesięć minut. Nie powiem, aby były one przyjemne, ponieważ w sądzie znalazła się matka Jurka, która nie spuszczała ze mnie gniewnego wzroku. Dopiero, kiedy Zbyszek zwrócił jej uwagę, odwróciła ode mnie wzrok.
Na sali zasiadłam obok Zbyszka oraz Kosy, a obok bruneta zajął miejsce Piotrek.
- Proszę wstać, sąd idzie – nakazała kobieta, która notowała wszystko na komputerze.
Wszyscy posłusznie wstaliśmy z miejsc, a sędzina zajęła swój wygodny fotel.
- Wyrok w imieniu rzeczpospolitej polski, sąd okręgowy po rozpoznaniu sprawy Jerzego Krasiewicza uznaje go za winnego dokonanego mu czynu i wymierza wyrok jednego roku pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem kary na okres próby lat yrzech. Ponadto sąd zabrania zbliżania się Jerzemu Krasiewiczowi do Emilii Sławskiej przynajmniej na pięćdziesiąt metrów. Proszę zająć miejsca.
Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na Grześka, który wlepiał gniewny wzrok w Jurka, z którego twarzy nie można było wyczytać nic. Siedział i wpatrywał się w sędzinę.
Kobieta powiedziała jeszcze kilka słów i rozprawa zakończyła się. Z wielką ulgą opuściłam salę sądową.
- Wreszcie koniec – wypuściłam powietrze z płuc i odpięłam guzik czarnego żakietu. - Przynajmniej tej sprawy.
- Z tamtą pójdzie gładko – zapewnił Kosa i uśmiechnął się lekko.
- Miejmy nadzieję – odwzajemniłam uśmiech.
- Należy nam się porządny obiad – powiedział Zbyszek.
- I porcja lodów – dopowiedział Piotrek.
- To co, na miasto? - zapytałam z wielkim uśmiechem.
Każdy siatkarz kiwnął głową.
Jestem wolna, a przyjaciół mam najlepszych na świecie. I nikt nigdy tego nie zepsuje.
Epizod
stosunkowo wcześnie, gdyż jestem nad jeziorem, a dopiero wczoraj
około dziewiętnastej dowiedziałam się, że jadę ;p Także ja
weekend rozpoczęłam wcześniej ;) Jeszcze jutro i kończymy
maraton, a i czekamy na mecz z Francją! ;D DO BOJU POLSKO OO!
Jeszcze raz dziękuję Kindze, bardziej znanej jako Buntowniczka ;* Naprawdę, strasznie mi się ta praca podoba! ;D
Do jutra ;*
poziomkowa
Jeszcze raz dziękuję Kindze, bardziej znanej jako Buntowniczka ;* Naprawdę, strasznie mi się ta praca podoba! ;D

Do jutra ;*
poziomkowa