Całe
popołudnie spędziliśmy w salonie przed telewizorem, ponieważ nie
chciało nam się podnieść tyłków z kanapy. Nie mogę powiedzieć,
że to był jakiś czas zmarnowany, zresztą czy jakaś godzina,
minuta, a nawet sekunda z Grześkiem była zmarnowana? No właśnie.
Dopiero około godziny siedemnastej stwierdziłam, że idziemy na spacer i nie ma sprzeciwów, ten co?
- Nie chce mi się – mruknął.
- Wstajesz – pociągnęłam go za rękę, ale ani drgnął. - Taki z ciebie sportowiec, że tyłka ci się nie chce ruszyć? - zmierzyłam go rozbawionym wzrokiem.
- Po tym ile dzisiaj zjadłem, to się chyba przez miesiąc nie ruszę – odparł.
Kolejny raz pociągnęłam go w swoją stronę i ten sam efekt, co poprzednio.
- Pół godziny, nie więcej – uśmiechnęłam się.
- Ani minuty więcej – pogroził palcem.
- Ani minuty – zaśmiałam się i pociągnęłam go do przedpokoju.
- A wy gdzie? - spytała babcia z kuchni.
- Na spacer – poinformowałam.
- O to jak przyjdziecie, to zrobię coś ciepłego do jedzenia – uśmiechnęła się staruszka.
- Właśnie idziemy to wszystko spalić – powiedziałam zapinając jednego buta. - Kowal mnie zabije, jak mu przywiozę nie mogącego ruszać się zawodnika – zapięłam drugiego buta i zabrałam się za zakładanie płaszcza. - A poza tym, wykarm Karola i resztę – uśmiechnęłam się i zaczęłam owijać szalik wokół głowy. - I nie zapominaj, że u Korneli jest koleżanka – wyszczerzyłam się i pociągnęłam siatkarza za rękę w stronę drzwi. - Będziemy za godzinę – pomachałam z uśmiechem i zamknęłam za sobą drzwi. - Świerze powietrze – zaciągnęłam się chłodnym powietrzem.
- I czapka – powiedział Grzesiek i założył mi czapkę na głowę. - Nie możesz się przecież przeziębić – uśmiechnął się.
Odwzajemniłam uśmiech i zapytałam zakładając skórzane rękawiczki:
- Chcesz coś zobaczyć?
- Ale co? - zaciekawił się i również nałożył rękawiczki.
- Moje ulubione miejsce w tym mieście – wyszczerzyłam się i chwyciłam go mocno za rękę.
- Prowadź – zaśmiał się i ruszyliśmy.
Pod blok, w którym kiedyś mieszkał przejściowo Krzysiek oraz Karol, dotarliśmy dziesięć minut później. Wbiegliśmy po schodach na samą górę, czyli sześć pięter, po czym dotarliśmy na strych.
- Pomóż mi – poleciłam Grześkowi wskazując na pomalowaną na biało ciężką klapę.
Szybko uporał się z nią i poczuliśmy powiew zimnego i świeżego powietrza. Chwyciłam go ponownie za rękę i wyprowadziłam na dach bloku. Na moją twarz od razu wstąpił szeroki uśmiech.
Nie dało się ukryć, że widok zapierał dech w piersiach. Ogromna panorama, do tego przepięknie oświetlona, co zawdzięczała po części jeszcze światełkom bożonarodzeniowym, a uroku dodawał błyszczący biały puch, który pokrył cały Wałbrzych i jego okolice.
- Wow – wydukał Grzesiek.
- Pięknie tutaj, nie? - spytałam wpatrzona w krajobraz.
- Bardzo, ale skąd znasz to miejsce? - zapytał. - Jako nastolatka skakałaś po dachach? - zaśmiał się nie puszczając mojej dłoni ze swojej.
- Po dachach się zdarzało – wyszczerzyłam się – ale to miejsce pokazał mi Krzysiek razem z Karolem. Mieszkali tutaj przez jakiś czas, a ja byłam częstym gościem – pociągnęłam go bliżej krawędzi. - Nigdy nie mogłam nadziwić się, że w tym mieście potrafią być takie widoki... - westchnęłam.
- Jakieś specjalne wspomnienia? - spytał.
- Sylwester, kiedy miałam osiemnaście lat – wyszczerzyłam się. - Pięknie stąd było widać fajerwerki.
- Z kim tutaj wtedy byłaś? - spojrzał na mnie.
- Sama – uśmiechnęłam się.
- Nie było żadnego amanta? - zdziwił się trochę.
- Nie – pokręciłam głową z uśmiechem. - W sumie, to jesteś pierwszą osobą, którą tutaj przyprowadziłam, oprócz Krzyśka i Karola.
- Kolejna tajemnica odkryta? - uśmiechnął się szeroko.
- Powiedzmy – odwzajemniłam uśmiech. - W tym miejscu najczęściej marzyłam. Siadałam tutaj – pokazałam krawędź dachu – i odpływałam do swojej idealnej krainy.
- W której był książę na białym koniu?
- Siatkarz o czekoladowych tęczówkach – zaśmiałam się w głos. - Jasne, że książę – potwierdziłam kiwając głową. - Jaka dziewczyna nie marzyła wtedy o wielkiej miłości i księciu? - spojrzałam na niego.
- Kamila wolała ubranego w skórę faceta i to jeszcze na motorze – zaśmiał się.
- Motor jej mogę pożyczyć, gorzej ze znalezieniem tego pierwszego – również się zaśmiałam. - Chociaż... - zamyśliłam się na chwilę. - Widok ubranego Zibiego w skórze, to bardzo kuszący widok.
Środkowy wybuchnął śmiechem.
- No co? - spojrzałam na niego. - Nie widzisz jak on się zachowuje w jej otoczeniu? - uśmiechnęłam się. - A jak się wkurzył, jak powiedziałam, że opowiem jej o jego pierwszym pocałunku – aż gwizdnęłam. - Biedny Dziku się nie mógł powstrzymać od śmiania – przypomniałam sobie sytuację po meczu Resovii z Jastrzębskim Węglem.
- Tylko nie zapominaj, gdzie ona teraz jest – westchnął zrezygnowany siatkarz.
- Nic z tego nie rozumiem... - również westchnęłam. - Przecież mówiła, że nie chce mieć już z nim nic wspólnego, a tu ten wyjazd...
- Też chciałbym zrozumieć – puścił moją dłoń, ale objął mnie swoim ramieniem. - Może jak wróci, to wszystko wytłumaczy, przynajmniej mam taką nadzieję – uśmiechnął się lekko.
Spojrzałam w rozgwieżdżone niebo.
- Patrz! – ożywił się nagle środkowy. - Spadająca gwiazda!
- To myśl życzenie, a nie! - krzyknęłam na niego.
Nie zdążyłam nawet poszukać wzrokiem tej spadającej gwiazdy, ponieważ usta Grześka wpiły się w moje ze zdwojoną siłą. Pociągnęłam za jego szalik, aby być jeszcze bliżej niego. Uwielbiałam, kiedy mnie zaskakiwał, a ta chwila do takich należała i chciałam, aby trwała wiecznie.
- Pomyślałeś życzenie? - spytałam, kiedy oderwaliśmy nasze usta od swoich, ale twarze były najbliżej jak się tylko dało.
- Już się nawet spełniło – uśmiechnął się szeroko i ponownie mnie pocałował.
- To ta gwiazda jakieś chyba specjalne moce miała – zaśmiałam się prosto w jego twarz.
- Miłość – wyszczerzył się i kolejny raz złączył nasze usta w długim i namiętnym pocałunku.
Wirowało mi w głowie, pozytywnie oczywiście. Było tak, jakbym przechodziła swoją pierwszą miłość. Ktoś kiedyś powiedział, że każda miłość jest pierwsza i chyba musiałam się z tym zgodzić.
Na dachu byliśmy jeszcze przez jakieś pięć minut, a potem cicho opuściliśmy blok, w którym było dziwnie cicho. Kiedy przechodziliśmy obok ławki, Grzesiek poprosił, aby na niej stanęła.
- Po co? - spytałam, ale wykonałam polecenie.
- Mówiłaś, że muszę spalić to co zjadłem, więc wskakuj – wyszczerzył się i wskazał na swoje plecy.
- Ale ja mówiłam też o sobie – przypomniałam.
- Ja tam nic nie mam do twojej figury – powiedział wesołym tonem, a ja się uśmiechnęłam. - Więc wskakuj – nakazał.
- Jesteś nienormalny – zaśmiałam się, ale wskoczyłam mu na plecy, co wcale nie było takie łatwe, ponieważ nawet stojąc na ławce, nawet nie byłam z nim równa, więc musiał lekko się zniżyć.
- Bycie normalnym jest nudne – zaśmiał się i ruszył przed siebie.
- W sumie, masz rację – zaśmiałam się i objęłam go mocniej.
- Gdzie teraz? - spytał o drogę.
- Nie pamiętasz, jak szliśmy? - zaśmiałam się w głos.
- Patrzyłem na taką blond wariatkę, więc bądź tak łaskawa i powiedz, gdzie mam iść – odparł zadowolonym głosem.
- W prawo – poleciłam i pocałowałam go lekko w policzek.
- Chyba się będę częściej pytał ciebie o drogę – zaśmiał się cicho, a ja razem z nim.
Wychyliłam głowę tak, aby tym razem moje wargi napotkały nie policzek, a usta środkowego. Ułatwił mi to przekręcając głowę. Musiało to komicznie wyglądać, ale nie było to ważne w tamtej chwili.
Jak do bloku szliśmy dziesięć minut, tak wracaliśmy do domu dwadzieścia. Nie ważny był mróz na dworze, że ludzie się dziwnie patrzyli, a nawet, to że śnieg padał niemiłosiernie gęsto i dużymi płatami. To ostatnie nawet dodawało uroku, a nawet ryzykowałam słowo magii.
Dawno nie byłam tak szczęśliwa i zadowolona ze swojego życia. A zadecydował o tym wszystkim przypadek. A nawet kilka przypadków. Ale to takie szczęście w nieszczęściu.
Kiedy wreszcie dotarliśmy do domu, babcia myślałam, że wyjdzie z siebie i stanie obok, co owocowało tylko śmiechem Krzyśka i Karola, którzy siedzieli razem z nią w kuchni. Zrekompensowaliśmy jej to tym, że mogła przygotować dla nas jedzenie. Nawet nie podejrzewałam, że taki spacer może tak człowieka wymęczyć.
- No i na nic spalone kalorie – szepnęłam Grześkowi wprost do ucha, kiedy zasiedliśmy na kanapie, a Karol razem z Krzyśkiem grzebali w zbiorze płyt DVD.
- Się będziemy tym martwić jak wrócimy do Rzeszowa – uśmiechnął się.
- Właśnie... - westchnęłam. - Kiedy chciałbyś wrócić? - zapytałam.
- A co chcesz się mnie już pozbyć? - zaśmiał się cicho.
- Nie – pokręciłam głową z uśmiechem. - Tylko, że ja zostaję tutaj do pierwszego stycznia... Karol razem z Anką i Ignaczakowie idą na imprezę sylwestrową, a ja nie chcę babci zostawiać samej i to jeszcze z Kacprem, Dominiką i Sebastianem na głowie.
- Czyli Sylwester z Polsatem albo Dwójką? - zapytał nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Dla mnie tak, dla ciebie niekoniecznie.
- Nie mam nic przeciwko spędzeniu tak Sylwestra – uśmiechnął się szeroko. - Oczywiście jeśli nie będzie kłopotu, żebym tu został.
- Serio chcesz spędzić Sylwestra z dzieciakami, starszą panią i telewizorem? - podniosłam brew do góry.
- Nie zapominaj też o sobie – uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Odpowiedź na twoje pytanie brzmi tak. No chyba, że wywalisz mnie z domu...
- Nigdy w życiu! - mało co nie krzyknęłam. - Ale może miałeś już jakieś plany...?
- Żadnych planów nie miałem – pokręcił głową. - A pomysł spędzenia go tutaj z tobą i twoją rodziną mi się podoba – uśmiechnął się promiennie.
- Na pewno? - wolałam się upewnić.
- Na pewno, na pewno – pokiwał głową z uśmiechem.
Mocno go przytuliłam i szepnęłam dziękuję.
- Najwyżej wrócę o sto kilogramów cięższy – powiedział i oboje wybuchnęliśmy śmiechem, co trochę zdezorientowało dwójkę przyjaciół buszujących w kolekcji DVD.
Przepraszam, że dopiero teraz, ale myślałam, że wrócę do domu, a zostałam na noc u przyjaciółki ;p
MECZ, MECZ, MECZ! WYGRANA! Atmosfera na hali mega, wszystko mega, no może oprócz tego, że Grzegorzu mnie lekko olał. Panie Kosok, olał Pan swoją największą kibickę! Nie ładnie! Ale wynagrodziły mi to zdjęcia, autografy oraz zdjęcie z facetem, którego po prostu uwielbiam - Mieszko! ;D I wiecie co Wam powiem? Niech się Polsat schowa, bo zamiast reklam, mógł spokojnie puszczać, to co działo się na hali podczas przerw między setami ;p
Jakbyście się czegoś chcieli dowiedzieć, to pisać w komentarzach ;)
A i jak ktoś był na hali i usłyszał krzyk powiązany z piskiem, kiedy na boisko wchodził Grzesiu, to ja! ;D Moja przyjaciółka mało co nie ogłuchła, ale warto było! ;p
rozemocjonowana poziomkowa.
https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci?ref=hl
Dopiero około godziny siedemnastej stwierdziłam, że idziemy na spacer i nie ma sprzeciwów, ten co?
- Nie chce mi się – mruknął.
- Wstajesz – pociągnęłam go za rękę, ale ani drgnął. - Taki z ciebie sportowiec, że tyłka ci się nie chce ruszyć? - zmierzyłam go rozbawionym wzrokiem.
- Po tym ile dzisiaj zjadłem, to się chyba przez miesiąc nie ruszę – odparł.
Kolejny raz pociągnęłam go w swoją stronę i ten sam efekt, co poprzednio.
- Pół godziny, nie więcej – uśmiechnęłam się.
- Ani minuty więcej – pogroził palcem.
- Ani minuty – zaśmiałam się i pociągnęłam go do przedpokoju.
- A wy gdzie? - spytała babcia z kuchni.
- Na spacer – poinformowałam.
- O to jak przyjdziecie, to zrobię coś ciepłego do jedzenia – uśmiechnęła się staruszka.
- Właśnie idziemy to wszystko spalić – powiedziałam zapinając jednego buta. - Kowal mnie zabije, jak mu przywiozę nie mogącego ruszać się zawodnika – zapięłam drugiego buta i zabrałam się za zakładanie płaszcza. - A poza tym, wykarm Karola i resztę – uśmiechnęłam się i zaczęłam owijać szalik wokół głowy. - I nie zapominaj, że u Korneli jest koleżanka – wyszczerzyłam się i pociągnęłam siatkarza za rękę w stronę drzwi. - Będziemy za godzinę – pomachałam z uśmiechem i zamknęłam za sobą drzwi. - Świerze powietrze – zaciągnęłam się chłodnym powietrzem.
- I czapka – powiedział Grzesiek i założył mi czapkę na głowę. - Nie możesz się przecież przeziębić – uśmiechnął się.
Odwzajemniłam uśmiech i zapytałam zakładając skórzane rękawiczki:
- Chcesz coś zobaczyć?
- Ale co? - zaciekawił się i również nałożył rękawiczki.
- Moje ulubione miejsce w tym mieście – wyszczerzyłam się i chwyciłam go mocno za rękę.
- Prowadź – zaśmiał się i ruszyliśmy.
Pod blok, w którym kiedyś mieszkał przejściowo Krzysiek oraz Karol, dotarliśmy dziesięć minut później. Wbiegliśmy po schodach na samą górę, czyli sześć pięter, po czym dotarliśmy na strych.
- Pomóż mi – poleciłam Grześkowi wskazując na pomalowaną na biało ciężką klapę.
Szybko uporał się z nią i poczuliśmy powiew zimnego i świeżego powietrza. Chwyciłam go ponownie za rękę i wyprowadziłam na dach bloku. Na moją twarz od razu wstąpił szeroki uśmiech.
Nie dało się ukryć, że widok zapierał dech w piersiach. Ogromna panorama, do tego przepięknie oświetlona, co zawdzięczała po części jeszcze światełkom bożonarodzeniowym, a uroku dodawał błyszczący biały puch, który pokrył cały Wałbrzych i jego okolice.
- Wow – wydukał Grzesiek.
- Pięknie tutaj, nie? - spytałam wpatrzona w krajobraz.
- Bardzo, ale skąd znasz to miejsce? - zapytał. - Jako nastolatka skakałaś po dachach? - zaśmiał się nie puszczając mojej dłoni ze swojej.
- Po dachach się zdarzało – wyszczerzyłam się – ale to miejsce pokazał mi Krzysiek razem z Karolem. Mieszkali tutaj przez jakiś czas, a ja byłam częstym gościem – pociągnęłam go bliżej krawędzi. - Nigdy nie mogłam nadziwić się, że w tym mieście potrafią być takie widoki... - westchnęłam.
- Jakieś specjalne wspomnienia? - spytał.
- Sylwester, kiedy miałam osiemnaście lat – wyszczerzyłam się. - Pięknie stąd było widać fajerwerki.
- Z kim tutaj wtedy byłaś? - spojrzał na mnie.
- Sama – uśmiechnęłam się.
- Nie było żadnego amanta? - zdziwił się trochę.
- Nie – pokręciłam głową z uśmiechem. - W sumie, to jesteś pierwszą osobą, którą tutaj przyprowadziłam, oprócz Krzyśka i Karola.
- Kolejna tajemnica odkryta? - uśmiechnął się szeroko.
- Powiedzmy – odwzajemniłam uśmiech. - W tym miejscu najczęściej marzyłam. Siadałam tutaj – pokazałam krawędź dachu – i odpływałam do swojej idealnej krainy.
- W której był książę na białym koniu?
- Siatkarz o czekoladowych tęczówkach – zaśmiałam się w głos. - Jasne, że książę – potwierdziłam kiwając głową. - Jaka dziewczyna nie marzyła wtedy o wielkiej miłości i księciu? - spojrzałam na niego.
- Kamila wolała ubranego w skórę faceta i to jeszcze na motorze – zaśmiał się.
- Motor jej mogę pożyczyć, gorzej ze znalezieniem tego pierwszego – również się zaśmiałam. - Chociaż... - zamyśliłam się na chwilę. - Widok ubranego Zibiego w skórze, to bardzo kuszący widok.
Środkowy wybuchnął śmiechem.
- No co? - spojrzałam na niego. - Nie widzisz jak on się zachowuje w jej otoczeniu? - uśmiechnęłam się. - A jak się wkurzył, jak powiedziałam, że opowiem jej o jego pierwszym pocałunku – aż gwizdnęłam. - Biedny Dziku się nie mógł powstrzymać od śmiania – przypomniałam sobie sytuację po meczu Resovii z Jastrzębskim Węglem.
- Tylko nie zapominaj, gdzie ona teraz jest – westchnął zrezygnowany siatkarz.
- Nic z tego nie rozumiem... - również westchnęłam. - Przecież mówiła, że nie chce mieć już z nim nic wspólnego, a tu ten wyjazd...
- Też chciałbym zrozumieć – puścił moją dłoń, ale objął mnie swoim ramieniem. - Może jak wróci, to wszystko wytłumaczy, przynajmniej mam taką nadzieję – uśmiechnął się lekko.
Spojrzałam w rozgwieżdżone niebo.
- Patrz! – ożywił się nagle środkowy. - Spadająca gwiazda!
- To myśl życzenie, a nie! - krzyknęłam na niego.
Nie zdążyłam nawet poszukać wzrokiem tej spadającej gwiazdy, ponieważ usta Grześka wpiły się w moje ze zdwojoną siłą. Pociągnęłam za jego szalik, aby być jeszcze bliżej niego. Uwielbiałam, kiedy mnie zaskakiwał, a ta chwila do takich należała i chciałam, aby trwała wiecznie.
- Pomyślałeś życzenie? - spytałam, kiedy oderwaliśmy nasze usta od swoich, ale twarze były najbliżej jak się tylko dało.
- Już się nawet spełniło – uśmiechnął się szeroko i ponownie mnie pocałował.
- To ta gwiazda jakieś chyba specjalne moce miała – zaśmiałam się prosto w jego twarz.
- Miłość – wyszczerzył się i kolejny raz złączył nasze usta w długim i namiętnym pocałunku.
Wirowało mi w głowie, pozytywnie oczywiście. Było tak, jakbym przechodziła swoją pierwszą miłość. Ktoś kiedyś powiedział, że każda miłość jest pierwsza i chyba musiałam się z tym zgodzić.
Na dachu byliśmy jeszcze przez jakieś pięć minut, a potem cicho opuściliśmy blok, w którym było dziwnie cicho. Kiedy przechodziliśmy obok ławki, Grzesiek poprosił, aby na niej stanęła.
- Po co? - spytałam, ale wykonałam polecenie.
- Mówiłaś, że muszę spalić to co zjadłem, więc wskakuj – wyszczerzył się i wskazał na swoje plecy.
- Ale ja mówiłam też o sobie – przypomniałam.
- Ja tam nic nie mam do twojej figury – powiedział wesołym tonem, a ja się uśmiechnęłam. - Więc wskakuj – nakazał.
- Jesteś nienormalny – zaśmiałam się, ale wskoczyłam mu na plecy, co wcale nie było takie łatwe, ponieważ nawet stojąc na ławce, nawet nie byłam z nim równa, więc musiał lekko się zniżyć.
- Bycie normalnym jest nudne – zaśmiał się i ruszył przed siebie.
- W sumie, masz rację – zaśmiałam się i objęłam go mocniej.
- Gdzie teraz? - spytał o drogę.
- Nie pamiętasz, jak szliśmy? - zaśmiałam się w głos.
- Patrzyłem na taką blond wariatkę, więc bądź tak łaskawa i powiedz, gdzie mam iść – odparł zadowolonym głosem.
- W prawo – poleciłam i pocałowałam go lekko w policzek.
- Chyba się będę częściej pytał ciebie o drogę – zaśmiał się cicho, a ja razem z nim.
Wychyliłam głowę tak, aby tym razem moje wargi napotkały nie policzek, a usta środkowego. Ułatwił mi to przekręcając głowę. Musiało to komicznie wyglądać, ale nie było to ważne w tamtej chwili.
Jak do bloku szliśmy dziesięć minut, tak wracaliśmy do domu dwadzieścia. Nie ważny był mróz na dworze, że ludzie się dziwnie patrzyli, a nawet, to że śnieg padał niemiłosiernie gęsto i dużymi płatami. To ostatnie nawet dodawało uroku, a nawet ryzykowałam słowo magii.
Dawno nie byłam tak szczęśliwa i zadowolona ze swojego życia. A zadecydował o tym wszystkim przypadek. A nawet kilka przypadków. Ale to takie szczęście w nieszczęściu.
Kiedy wreszcie dotarliśmy do domu, babcia myślałam, że wyjdzie z siebie i stanie obok, co owocowało tylko śmiechem Krzyśka i Karola, którzy siedzieli razem z nią w kuchni. Zrekompensowaliśmy jej to tym, że mogła przygotować dla nas jedzenie. Nawet nie podejrzewałam, że taki spacer może tak człowieka wymęczyć.
- No i na nic spalone kalorie – szepnęłam Grześkowi wprost do ucha, kiedy zasiedliśmy na kanapie, a Karol razem z Krzyśkiem grzebali w zbiorze płyt DVD.
- Się będziemy tym martwić jak wrócimy do Rzeszowa – uśmiechnął się.
- Właśnie... - westchnęłam. - Kiedy chciałbyś wrócić? - zapytałam.
- A co chcesz się mnie już pozbyć? - zaśmiał się cicho.
- Nie – pokręciłam głową z uśmiechem. - Tylko, że ja zostaję tutaj do pierwszego stycznia... Karol razem z Anką i Ignaczakowie idą na imprezę sylwestrową, a ja nie chcę babci zostawiać samej i to jeszcze z Kacprem, Dominiką i Sebastianem na głowie.
- Czyli Sylwester z Polsatem albo Dwójką? - zapytał nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Dla mnie tak, dla ciebie niekoniecznie.
- Nie mam nic przeciwko spędzeniu tak Sylwestra – uśmiechnął się szeroko. - Oczywiście jeśli nie będzie kłopotu, żebym tu został.
- Serio chcesz spędzić Sylwestra z dzieciakami, starszą panią i telewizorem? - podniosłam brew do góry.
- Nie zapominaj też o sobie – uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Odpowiedź na twoje pytanie brzmi tak. No chyba, że wywalisz mnie z domu...
- Nigdy w życiu! - mało co nie krzyknęłam. - Ale może miałeś już jakieś plany...?
- Żadnych planów nie miałem – pokręcił głową. - A pomysł spędzenia go tutaj z tobą i twoją rodziną mi się podoba – uśmiechnął się promiennie.
- Na pewno? - wolałam się upewnić.
- Na pewno, na pewno – pokiwał głową z uśmiechem.
Mocno go przytuliłam i szepnęłam dziękuję.
- Najwyżej wrócę o sto kilogramów cięższy – powiedział i oboje wybuchnęliśmy śmiechem, co trochę zdezorientowało dwójkę przyjaciół buszujących w kolekcji DVD.
Przepraszam, że dopiero teraz, ale myślałam, że wrócę do domu, a zostałam na noc u przyjaciółki ;p
MECZ, MECZ, MECZ! WYGRANA! Atmosfera na hali mega, wszystko mega, no może oprócz tego, że Grzegorzu mnie lekko olał. Panie Kosok, olał Pan swoją największą kibickę! Nie ładnie! Ale wynagrodziły mi to zdjęcia, autografy oraz zdjęcie z facetem, którego po prostu uwielbiam - Mieszko! ;D I wiecie co Wam powiem? Niech się Polsat schowa, bo zamiast reklam, mógł spokojnie puszczać, to co działo się na hali podczas przerw między setami ;p
Jakbyście się czegoś chcieli dowiedzieć, to pisać w komentarzach ;)
A i jak ktoś był na hali i usłyszał krzyk powiązany z piskiem, kiedy na boisko wchodził Grzesiu, to ja! ;D Moja przyjaciółka mało co nie ogłuchła, ale warto było! ;p
rozemocjonowana poziomkowa.
https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci?ref=hl