poniedziałek, 8 lipca 2013

Sześćdziesiąt

Całe popołudnie spędziliśmy w salonie przed telewizorem, ponieważ nie chciało nam się podnieść tyłków z kanapy. Nie mogę powiedzieć, że to był jakiś czas zmarnowany, zresztą czy jakaś godzina, minuta, a nawet sekunda z Grześkiem była zmarnowana? No właśnie.
Dopiero około godziny siedemnastej stwierdziłam, że idziemy na spacer i nie ma sprzeciwów, ten co?
- Nie chce mi się – mruknął.
- Wstajesz – pociągnęłam go za rękę, ale ani drgnął. - Taki z ciebie sportowiec, że tyłka ci się nie chce ruszyć? - zmierzyłam go rozbawionym wzrokiem.
- Po tym ile dzisiaj zjadłem, to się chyba przez miesiąc nie ruszę – odparł.
Kolejny raz pociągnęłam go w swoją stronę i ten sam efekt, co poprzednio.
- Pół godziny, nie więcej – uśmiechnęłam się.
- Ani minuty więcej – pogroził palcem.
- Ani minuty – zaśmiałam się i pociągnęłam go do przedpokoju.
- A wy gdzie? - spytała babcia z kuchni.
- Na spacer – poinformowałam.
- O to jak przyjdziecie, to zrobię coś ciepłego do jedzenia – uśmiechnęła się staruszka.
- Właśnie idziemy to wszystko spalić – powiedziałam zapinając jednego buta. - Kowal mnie zabije, jak mu przywiozę nie mogącego ruszać się zawodnika – zapięłam drugiego buta i zabrałam się za zakładanie płaszcza. - A poza tym, wykarm Karola i resztę – uśmiechnęłam się i zaczęłam owijać szalik wokół głowy. - I nie zapominaj, że u Korneli jest koleżanka – wyszczerzyłam się i pociągnęłam siatkarza za rękę w stronę drzwi. - Będziemy za godzinę – pomachałam z uśmiechem i zamknęłam za sobą drzwi. - Świerze powietrze – zaciągnęłam się chłodnym powietrzem.
- I czapka – powiedział Grzesiek i założył mi czapkę na głowę. - Nie możesz się przecież przeziębić – uśmiechnął się.
Odwzajemniłam uśmiech i zapytałam zakładając skórzane rękawiczki:
- Chcesz coś zobaczyć?
- Ale co? - zaciekawił się i również nałożył rękawiczki.
- Moje ulubione miejsce w tym mieście – wyszczerzyłam się i chwyciłam go mocno za rękę.
- Prowadź – zaśmiał się i ruszyliśmy.
Pod blok, w którym kiedyś mieszkał przejściowo Krzysiek oraz Karol, dotarliśmy dziesięć minut później. Wbiegliśmy po schodach na samą górę, czyli sześć pięter, po czym dotarliśmy na strych.
- Pomóż mi – poleciłam Grześkowi wskazując na pomalowaną na biało ciężką klapę.
Szybko uporał się z nią i poczuliśmy powiew zimnego i świeżego powietrza. Chwyciłam go ponownie za rękę i wyprowadziłam na dach bloku. Na moją twarz od razu wstąpił szeroki uśmiech.
Nie dało się ukryć, że widok zapierał dech w piersiach. Ogromna panorama, do tego przepięknie oświetlona, co zawdzięczała po części jeszcze światełkom bożonarodzeniowym, a uroku dodawał błyszczący biały puch, który pokrył cały Wałbrzych i jego okolice.
- Wow – wydukał Grzesiek.
- Pięknie tutaj, nie? - spytałam wpatrzona w krajobraz.
- Bardzo, ale skąd znasz to miejsce? - zapytał. - Jako nastolatka skakałaś po dachach? - zaśmiał się nie puszczając mojej dłoni ze swojej.
- Po dachach się zdarzało – wyszczerzyłam się – ale to miejsce pokazał mi Krzysiek razem z Karolem. Mieszkali tutaj przez jakiś czas, a ja byłam częstym gościem – pociągnęłam go bliżej krawędzi. - Nigdy nie mogłam nadziwić się, że w tym mieście potrafią być takie widoki... - westchnęłam.
- Jakieś specjalne wspomnienia? - spytał.
- Sylwester, kiedy miałam osiemnaście lat – wyszczerzyłam się. - Pięknie stąd było widać fajerwerki.
- Z kim tutaj wtedy byłaś? - spojrzał na mnie.
- Sama – uśmiechnęłam się.
- Nie było żadnego amanta? - zdziwił się trochę.
- Nie – pokręciłam głową z uśmiechem. - W sumie, to jesteś pierwszą osobą, którą tutaj przyprowadziłam, oprócz Krzyśka i Karola.
- Kolejna tajemnica odkryta? - uśmiechnął się szeroko.
- Powiedzmy – odwzajemniłam uśmiech. - W tym miejscu najczęściej marzyłam. Siadałam tutaj – pokazałam krawędź dachu – i odpływałam do swojej idealnej krainy.
- W której był książę na białym koniu?
- Siatkarz o czekoladowych tęczówkach – zaśmiałam się w głos. - Jasne, że książę – potwierdziłam kiwając głową. - Jaka dziewczyna nie marzyła wtedy o wielkiej miłości i księciu? - spojrzałam na niego.
- Kamila wolała ubranego w skórę faceta i to jeszcze na motorze – zaśmiał się.
- Motor jej mogę pożyczyć, gorzej ze znalezieniem tego pierwszego – również się zaśmiałam. - Chociaż... - zamyśliłam się na chwilę. - Widok ubranego Zibiego w skórze, to bardzo kuszący widok.
Środkowy wybuchnął śmiechem.
- No co? - spojrzałam na niego. - Nie widzisz jak on się zachowuje w jej otoczeniu? - uśmiechnęłam się. - A jak się wkurzył, jak powiedziałam, że opowiem jej o jego pierwszym pocałunku – aż gwizdnęłam. - Biedny Dziku się nie mógł powstrzymać od śmiania – przypomniałam sobie sytuację po meczu Resovii z Jastrzębskim Węglem.
- Tylko nie zapominaj, gdzie ona teraz jest – westchnął zrezygnowany siatkarz.
- Nic z tego nie rozumiem... - również westchnęłam. - Przecież mówiła, że nie chce mieć już z nim nic wspólnego, a tu ten wyjazd...
- Też chciałbym zrozumieć – puścił moją dłoń, ale objął mnie swoim ramieniem. - Może jak wróci, to wszystko wytłumaczy, przynajmniej mam taką nadzieję – uśmiechnął się lekko.
Spojrzałam w rozgwieżdżone niebo.
- Patrz! – ożywił się nagle środkowy. - Spadająca gwiazda!
- To myśl życzenie, a nie! - krzyknęłam na niego.
Nie zdążyłam nawet poszukać wzrokiem tej spadającej gwiazdy, ponieważ usta Grześka wpiły się w moje ze zdwojoną siłą. Pociągnęłam za jego szalik, aby być jeszcze bliżej niego. Uwielbiałam, kiedy mnie zaskakiwał, a ta chwila do takich należała i chciałam, aby trwała wiecznie.
- Pomyślałeś życzenie? - spytałam, kiedy oderwaliśmy nasze usta od swoich, ale twarze były najbliżej jak się tylko dało.
- Już się nawet spełniło – uśmiechnął się szeroko i ponownie mnie pocałował.
- To ta gwiazda jakieś chyba specjalne moce miała – zaśmiałam się prosto w jego twarz.
- Miłość – wyszczerzył się i kolejny raz złączył nasze usta w długim i namiętnym pocałunku.
Wirowało mi w głowie, pozytywnie oczywiście. Było tak, jakbym przechodziła swoją pierwszą miłość. Ktoś kiedyś powiedział, że każda miłość jest pierwsza i chyba musiałam się z tym zgodzić.
Na dachu byliśmy jeszcze przez jakieś pięć minut, a potem cicho opuściliśmy blok, w którym było dziwnie cicho. Kiedy przechodziliśmy obok ławki, Grzesiek poprosił, aby na niej stanęła.
- Po co? - spytałam, ale wykonałam polecenie.
- Mówiłaś, że muszę spalić to co zjadłem, więc wskakuj – wyszczerzył się i wskazał na swoje plecy.
- Ale ja mówiłam też o sobie – przypomniałam.
- Ja tam nic nie mam do twojej figury – powiedział wesołym tonem, a ja się uśmiechnęłam. - Więc wskakuj – nakazał.
- Jesteś nienormalny – zaśmiałam się, ale wskoczyłam mu na plecy, co wcale nie było takie łatwe, ponieważ nawet stojąc na ławce, nawet nie byłam z nim równa, więc musiał lekko się zniżyć.
- Bycie normalnym jest nudne – zaśmiał się i ruszył przed siebie.
- W sumie, masz rację – zaśmiałam się i objęłam go mocniej.
- Gdzie teraz? - spytał o drogę.
- Nie pamiętasz, jak szliśmy? - zaśmiałam się w głos.
- Patrzyłem na taką blond wariatkę, więc bądź tak łaskawa i powiedz, gdzie mam iść – odparł zadowolonym głosem.
- W prawo – poleciłam i pocałowałam go lekko w policzek.
- Chyba się będę częściej pytał ciebie o drogę – zaśmiał się cicho, a ja razem z nim.
Wychyliłam głowę tak, aby tym razem moje wargi napotkały nie policzek, a usta środkowego. Ułatwił mi to przekręcając głowę. Musiało to komicznie wyglądać, ale nie było to ważne w tamtej chwili.

Jak do bloku szliśmy dziesięć minut, tak wracaliśmy do domu dwadzieścia. Nie ważny był mróz na dworze, że ludzie się dziwnie patrzyli, a nawet, to że śnieg padał niemiłosiernie gęsto i dużymi płatami. To ostatnie nawet dodawało uroku, a nawet ryzykowałam słowo magii.
Dawno nie byłam tak szczęśliwa i zadowolona ze swojego życia. A zadecydował o tym wszystkim przypadek. A nawet kilka przypadków. Ale to takie szczęście w nieszczęściu.

Kiedy wreszcie dotarliśmy do domu, babcia myślałam, że wyjdzie z siebie i stanie obok, co owocowało tylko śmiechem Krzyśka i Karola, którzy siedzieli razem z nią w kuchni. Zrekompensowaliśmy jej to tym, że mogła przygotować dla nas jedzenie. Nawet nie podejrzewałam, że taki spacer może tak człowieka wymęczyć.
- No i na nic spalone kalorie – szepnęłam Grześkowi wprost do ucha, kiedy zasiedliśmy na kanapie, a Karol razem z Krzyśkiem grzebali w zbiorze płyt DVD.
- Się będziemy tym martwić jak wrócimy do Rzeszowa – uśmiechnął się.
- Właśnie... - westchnęłam. - Kiedy chciałbyś wrócić? - zapytałam.
- A co chcesz się mnie już pozbyć? - zaśmiał się cicho.
- Nie – pokręciłam głową z uśmiechem. - Tylko, że ja zostaję tutaj do pierwszego stycznia... Karol razem z Anką i Ignaczakowie idą na imprezę sylwestrową, a ja nie chcę babci zostawiać samej i to jeszcze z Kacprem, Dominiką i Sebastianem na głowie.
- Czyli Sylwester z Polsatem albo Dwójką? - zapytał nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Dla mnie tak, dla ciebie niekoniecznie.
- Nie mam nic przeciwko spędzeniu tak Sylwestra – uśmiechnął się szeroko. - Oczywiście jeśli nie będzie kłopotu, żebym tu został.
- Serio chcesz spędzić Sylwestra z dzieciakami, starszą panią i telewizorem? - podniosłam brew do góry.
- Nie zapominaj też o sobie – uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Odpowiedź na twoje pytanie brzmi tak. No chyba, że wywalisz mnie z domu...
- Nigdy w życiu! - mało co nie krzyknęłam. - Ale może miałeś już jakieś plany...?
- Żadnych planów nie miałem – pokręcił głową. - A pomysł spędzenia go tutaj z tobą i twoją rodziną mi się podoba – uśmiechnął się promiennie.
- Na pewno? - wolałam się upewnić.
- Na pewno, na pewno – pokiwał głową z uśmiechem.
Mocno go przytuliłam i szepnęłam dziękuję.
- Najwyżej wrócę o sto kilogramów cięższy – powiedział i oboje wybuchnęliśmy śmiechem, co trochę zdezorientowało dwójkę przyjaciół buszujących w kolekcji DVD.




Przepraszam, że dopiero teraz, ale myślałam, że wrócę do domu, a zostałam na noc u przyjaciółki ;p
MECZ, MECZ, MECZ! WYGRANA! Atmosfera na hali mega, wszystko mega, no może oprócz tego, że Grzegorzu mnie lekko olał. Panie Kosok, olał Pan swoją największą kibickę! Nie ładnie! Ale wynagrodziły mi to zdjęcia, autografy oraz zdjęcie z facetem, którego po prostu uwielbiam - Mieszko! ;D I wiecie co Wam powiem? Niech się Polsat schowa, bo zamiast reklam, mógł spokojnie puszczać, to co działo się na hali podczas przerw między setami ;p
Jakbyście się czegoś chcieli dowiedzieć, to pisać w komentarzach ;)
A i jak ktoś był na hali i usłyszał krzyk powiązany z piskiem, kiedy na boisko wchodził Grzesiu, to ja! ;D Moja przyjaciółka mało co nie ogłuchła, ale warto było! ;p
rozemocjonowana poziomkowa.

https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci?ref=hl

sobota, 6 lipca 2013

Pięćdziesiąt dziewięć

- Jesteśmy! - krzyknęłam i odłożyłam walizkę, po czym zabrałam się za ściąganie swojego płaszczu.
- No wreszcie! - babcia wyleciała z kuchni wprost do przedpokoju. - O, jest i Grzesiek – uśmiechnęła się szeroko i mocno go przytuliła.
- A nie mówiłam? - poruszyłam tylko ustami z wielkim uśmiechem, co siatkarz skwitował tylko szerokim uśmiechem i pokręceniem głową, ale też przytulił lekko moja babcię. - A ja, to co? - przypomniałam o sobie już głośniej i wyciągnęłam ramiona, w których po chwili znalazła się babcia Róża.
- Mam nadzieję, że teraz już żadnych przebojów nie mieliście? - spytała, kiedy oderwała się ode mnie.
Pokręciłam głową i zabrałam się za ściąganie kozaków.
- Zrobię wam herbaty – uśmiechnęła się staruszka i zniknęła z przedpokoju.
- Mówiłam ci, że nie masz się czego obawiać – uśmiechnęłam się i wyciągnęłam z szafy dwie pary kapci. Jedne zatrzymałam dla siebie, a drugie rzuciłam środkowemu.
- O ile wiem, to masz trochę większą rodzinę, niż babcia.
- Im nic do tego – uśmiechnęłam się i chwyciłam go za rękę. - Reakcji Ignaczaków chyba nie muszę przedstawiać? - spojrzałam na niego, a on pokręcił głową. - No to chodź – pociągnęłam go do salonu, gdzie siedzieli już Igła razem z rodzicami, żoną i dzieciakami, Karol i jego rodzinka oraz ciotka Anastazja z wujkiem Frankiem, kuzynka Malwina w wieku Korneli, kuzynka Oliwia wraz ze swoim mężem Krystianem i dwoma czteroletnimi bliźniakami oraz siedemnastoletni Max, którego rodziców nigdzie nie widziałam. - Wesołych Świąt – krzyknęłam wesoło.
- Em! - krzyknęła Kornelia i rzuciła mi się na szyję.
- Kogo przywiozłaś? - zaciekawiła się ciotka Anastazja i podeszła do nas z uśmiechem.
- Ciociu poznaj Grześka, a ty Grześku poznaj moją ciocie Anastazję – przedstawiłam ich sobie z uśmiechem.
- Bardzo miło mi panią poznać – uśmiechnął się środkowy i uścisnął dłoń czterdziestoośmiolatce.
- Mnie również – odparła z uśmiechem.
- Karola znasz – powiedziałam. - To wujek Franek – wskazałam na pięćdziesięciolatka, który wesoło przywitał się z Grześkiem. - To jest Malwina – nastolatka uścisnęła dłoń siatkarza. - Oliwia razem z Krystianem – wymienili uprzejmości. - Oraz Max – wskazałam na nastolatka siedzącego z komórką w dłoni.
- Emilia! - krzyknęła ciotka Dorota i rzuciła mi się na szyję. - Wesołych Świąt!
- Dzięki i nawzajem – odsunęła mnie do siebie.
- Z kim przyjechałaś? - zapytała i ciekawie spojrzała na środkowego.
- Grzesiek, bardzo miło mi panią poznać – uśmiechnął się i uścisnął dłoń mojej ciotki.
- Skoro już się wszyscy znacie, to siadajcie – zarządziła moja babcia, która weszła do salonu. - Trzeba coś zjeść.
- Widzisz, nie było tak źle – mruknęłam do Grześka i chwyciłam go za rękę.
Posłał mi lekki uśmiech i zasiedliśmy do rozłożonego niedaleko stołu.
Śniadanie jedliśmy około godziny, a ciotki zadawały mi mnóstwo pytań, o moją pracę, życie w Rzeszowie, takie pogawędki. Nikt nie pytał o moje relacje z Grześkiem, co było jak dla mnie dziwne, ale jednocześnie się z tego cieszyłam. Przynajmniej nikt mi nie wyjedzie z tekstem „a kiedy dzieci?”.
Po śniadaniu dzieciaki zaczęły grać w jakąś grę planszową, którą dostał Kacper, dorośli usiedli przed telewizorem, a mnie Grzesiek zaciągnął na górę.
- Przynajmniej rozprostuję sobie nogi – zaśmiał się i walnął sobą na łóżko.
- A kto ci powiedział, że będziesz spał ze mną w jednym łóżku? - zaśmiałam się i położyłam się obok niego.
- A co, chcesz mnie wysłać na pastwę cioci Anastazji? - zapytał przybliżając swoją twarz do mojej.
- Nie w tym życiu, ale na pastwę mojej babci, czemu nie? - zaśmiałam się i lekko go pocałowałam.
- I nie byłabyś zazdrosna? - zdziwił się śmiesznie.
- Hmm... - zamyśliłam się.
- I ty się jeszcze zastanawiasz? - zdziwił się Grzesiek.
- Byłabym i to jak cholera – powiedziałam szybko i mocno go pocałowałam.
Nagle do pokoju ktoś wparował, a środkowy odskoczył ode mnie jakbym go poparzyła.
- Babcia woła na ciasto – poinformowała wesoło Malwina.
- Już idziemy – mruknęłam pod nosem, a dziewczyna wyszła zadowolona z siebie i na dodatek nie zamknęła drzwi. - Drzwi się zamyka! - krzyknęłam za nią.
- Ej, nie denerwuj się, pewnie nie chciała – uśmiechnął się Grzesiek.
- A właśnie chciała – kiwnęłam głową. - Odkąd skończyła piętnaście lat, to zachowuje się jakby była pępkiem świata, a ja nie lubię takich ludzi – podniosłam się z łóżka i chwyciłam go za rękę. - Ale mniejsza o nią, chodź na sernik – wyszczerzyłam się.
- Tak dobry jak twój? - zapytał ściskając mocniej moją dłoń.
- Jeszcze lepszy – posłałam mu wielki uśmiech i zbiegliśmy ze schodów wprost do zapełnionego salonu.
Reszta dnia zleciała nam na obżeraniu się ciastem, siedzeniu w rodzinnym gronie, śmianiu się, wizycie na cmentarzu u moich rodziców i dziadka, a mi także na lekkim podnoszeniu ciśnienia przez Malwinę. Nastolatka była wszędzie tam, gdzie był Grzesiek, zadawała mu mnóstwo pytań, niekoniecznie tych mądrych. Kiedy środkowy widział, że mierzę ją swoim wzrokiem ściskał mnie za rękę i słał mi uśmiech, przez który, no nie oszukujmy się, stawałam się łagodna jak baranek.
Kiedy wkładałam brudne talerze do zmywarki, w kuchni pojawił się uśmiechnięty Krzysiek.
- Dobrze widziałem? - zaświergotał.
- Że wkurzałam się na Malwinę? - podniosłam wzrok.
- Że jesteś z Grześkiem! - odpowiedział uradowany.
Kiwnęłam tylko głową i włożyłam ostatni talerz do zmywarki.
- I ty tylko kiwasz głową?! - krzyknął na mnie. - Przecież to wiadomość jakich mało! - uradowany chwycił mnie i zaczął kręcić, jak baletnicę, co wywołało mój głośny śmiech.
- Postaw mnie! - krzyknęłam nie mogąc przestać się śmiać.
- No wreszcie! - nie zważał na mój krzyk. - Już myślałem, że do końca życia będziecie udawać, że nic do siebie nie czujecie!
- Co kto do kogo czuje? - zainteresowała się babcia wchodząc do kuchni, a za nią cały obładowany filiżankami i szklankami wszedł Grzesiek.
- Mamy nowego członka rodziny! - powiadomił zadowolony Krzysiu.
Kosokowi mało co szkoło nie wyleciało z rąk.
- O czymś nie wiem? - staruszka wbiła we mnie wzrok.
- Nawet babci nie powiedziałaś? - zdziwił się libero. - Pewnie nie miałaś czasu – uśmiechnął się. - Więc ja powiem! - odchrząknął teatralnie. - Grzesiek i Em są parą! - wykrzyknął jak dziecko w podstawówce.
- Kto to powiedział?! - do kuchni wleciała Kornelia. - Serio? - spojrzała na lekko zarumienionego Grześka. - No to gratuluję! - dziewczyna rzuciła mi się na szyję.
- Wiedziałam, że prędzej czy później do tego dojdzie! - uśmiechnęła się babcia. - Tylko jak ją skrzywdzisz, to przysięgam, że nie ręczę za siebie – popatrzyła uważnie na środkowego.
- Przenigdy – powiedział szybko środkowy i odstawił na blat filiżanki i szklanki.
- No i tak ma być! - uradowała się babcia i przytuliła mocno Grześka. - Lubię cię, nie spierdziel tego – mruknęła jeszcze słyszalnie.
- Nie zepsuję, obiecuję – Grzesiek mówiąc to patrzył mi w oczy.
Uśmiechnęłam się tylko do niego szeroko i puściłam perskie oczko.

Po przesiedzeniu jeszcze paru chwil na dole i wykąpaniu się, walnęłam sobą na łóżko, które aż do mnie wołało.
- Miałam pościelić wam osobno, ale chyba wyśpicie się razem – po paru minutach do pokoju wkroczyła babcia.
- Taa, jasne – mruknęłam będąc już w połowie na morfeuszowym świecie.
- Tylko grzeczni bądźcie – zachichotała staruszka.
- Babciu – podniosłam głowę i spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem.
- Nie zapominaj, że ja też byłam w twoim wieku – zaśmiała się. - Dobranoc – pożegnała się i wyszła z pokoju cicho zamykając za sobą drzwi.
Moja głowa ponownie znalazła się na poduszce.
- To faktycznie mam iść do twojej babci? - zapytał środkowy zamykając za sobą drzwi. - Czy jednak użyczysz mi kawałka swojego łóżka, hmm?
- Zgaś światło, a połowa łóżka jest twoja – powiedziałam w poduszkę.
- Jak sobie życzysz – zaśmiał się z zgasił światło po czym podszedł do łóżka i przykrył mnie kołdrą.
- Dzięki – mruknęłam.
- Wiesz co? - spytał, kiedy położył się obok mnie i lekko przytulił.
- Hmm...?
- Cieszę się, że tutaj z tobą przyjechałem – powiedział zadowolonym głosem.
- Też się cieszę – uśmiechnęłam się nie otwierając oczu. - A teraz spać, bo ja już zbytnio odpływam. Dobranoc.
- Słodkich snów – powiedział cicho i pocałował mnie czule w głowę.

Następnego ranka od razu po śniadaniu razem z Grześkiem udaliśmy się do kościoła, ponieważ reszta mojej rodziny stwierdziła, że byli już i wczoraj i przedwczoraj, więc już wystarczająco się pomodlili.
Po godzinnej mszy, zabrałam środkowego do parku, gdzie usiedliśmy na suchej, co graniczyło z cudem przy takiej pogodzie, ławce. Mimo że było zimno, nie zwracałam na to zbytniej uwagi. Liczyła się tylko nasza rozmowa, siedzenie w swoich objęciach i piękna sceneria, którą tworzył biały puch i słońce wychylające się zza chmur.
Kiedy wreszcie po trzech godzinach wróciliśmy do domu, babcia od razu zaczęła robić herbatę i lamentować, że mogliśmy się przeziębić.
- Ej Róża – uśmiechnęła się do niej ciotka Anastazja. - Nigdy zakochana nie byłaś? Miłość rozgrzewa – puściła mi oczko, a ja czułam jak lekko się rumienię.
- Zgadzam się – poparł ciotkę Krzysiek i wlał w siebie kieliszek wódki.
Pokręciłam głową i usiadłam na kanapie, gdzie aktualnie Kornelia pisała esemesa, a Grzesiek dosiadł się do męskiego towarzystwa. Później zjedliśmy wspólny obiad oraz masę ciasta, oczywiście rodzinne zdjęcie i dalsza rodzinka zaczęła się zbierać, co trwało jakieś trzy godziny. Kiedy wreszcie ciotki, wujki i kuzynostwo całe obładowane wypiekami i potrawami opuściło nasz dom, opadłam zmęczona na kanapę, a środkowy obok mnie.
- Nigdy więcej już tyle nie zjem – złapałam się za brzuch.
- Mówisz tak w każde święta – zaśmiał się Krzysiek.
- Każda kobieta tak mówi, a potem to i tak nie wychodzi – odezwała się Iwona popijając herbatę.
- To jest jak z dietą, którą mówisz, że zaczniesz od jutra, a jeszcze w tym samym dniu pożerasz ciasto czekoladowe – dopowiedziała siedząca na fotelu Anka.
- Coś w tym jest – mruknęłam i przymknęłam oczy.

Dwudziesty siódmy grudnia i zaczął się normalny dzień. Na jedzenie już patrzeć nie mogłam, więc usiadałam sobie na kanapie, a obok mnie Grzesiek i zaczęliśmy oglądać jakiś film.
- Może chcesz coś zjeść? - zapytałam środkowego.
Pokręcił głową.
- Em chcesz coś zjeść? - spytała babcia kilka chwil później.
- Nie – pokręciłam w dodatku głową.
- A ty Grzesiek?
- Dziękuję...
- To nałożę ci pierogów – westchnęła babcia i wróciła do kuchni.
Wybuchnęłam śmiechem. Grzesiek miał taką zdezorientowaną minę, jakby nie wiedział gdzie poleciała żółto-niebieska piłka.
- Mojej babci się przetłumaczyć nie da – pokręciłam głową ciągle się śmiejąc.
- Ile?! - krzyknęła staruszka z kuchni.
- Ja naprawdę, dziękuję – odkrzyknął jej środkowy.
- To dziesięć, czy dwanaście? - domagała się odpowiedzi.
Zaczęłam się głośniej śmiać.
- Pięć! - odkrzyknął jej siatkarz.
- Dobra niech będzie to jedenaście – odpowiedziała babcia, co zaowocowało moim dalszym śmiechem.
Mina Grześka – bezcenna.
- Chyba pomożesz mi to wszystko zjeść – uśmiechnął się do mnie brunet.
- Nie w tym życiu – pokręciłam głową.
- Jesteś pewna? - spytał przybliżając się do mnie niebezpiecznie.
- Na milion procent – odpowiedziałam szybko.
- Zła odpowiedź – wyszczerzył się i zaczął mnie łaskotać, co wywołało u mnie kolejne dawki śmiechu.
- Prze... stań! - nie mogłam przestać się śmiać.
Palce środkowego były wszędzie tam, gdzie miałam łaskotki.
- Pomożesz mi zjeść? - zapytał cicho i przestał mnie gilgotać.
- Nie – pokręciłam głową.

Zła odpowiedź!
, ryknęło mi w głowie, ponieważ siatkarz kolejny raz zaczął doprowadzać mnie do śmiechu.
- Dobra, dobra! - udało mi się powiedzieć głośno pomiędzy salwami śmiechu. - Pomogę!
Zadziałało, tak jakbym powiedziała magiczne słowo.
- Jesteś niemożliwy – walnęłam go poduszką prosto w głowę.
W odpowiedzi wyszczerzył tylko zęby.
- Smacznego – babcia Róża z uśmiechem na ustach wręczyła mu talerz.
- Dziękuję – odwzajemnił uśmiech i przekroił jednego pieroga widelcem.
- Idę do spożywczaka, chcecie coś? - zapytała.
Spojrzałam na nią błagalnie i spytałam:
- Mało jedzenia masz w lodówce?
- Idę na ploty – uśmiechnęła się i wyszła dumnie z salonu.
- To co, za Krzysia? - wyszczerzył się Kosa i zamachał mi lekko połową pieroga przed ustami.
- Muszę? - skrzywiłam się lekko.
- Wiesz pierogi mogą poczekać, ale łasko...
- Dawaj tego pieroga – przerwałam mu i po chwili miałam już w buzi kawałek ciasta z kapustą i grzybami.
Środkowy posłał mi promienny uśmiech i zjadł swoją połówkę.




Jak tam, emocje już opadły? ;) Bo u mnie jeszcze nie, a do tego poszłam spać o czwartej nad ranem, a obudziła mnie chrześnica o dziewiątej ;p
A teraz listen, listen guys xD
Poniedziałek, pierwsza lekcja, a ja siedzę znudzona na lekcji matematyki (której tak na marginesie nie lubię), kiedy nauczycielka zaprasza mnie do odpowiedzi, do klasy wpada zziajana dyrektorka i pyta, czy może mnie zwolnić. Dziwnie na nią patrzymy z matematyczką, ale kobieta wyraża zgodę i zmywam się z klasy razem z moimi rzeczami. Wychodzimy i kierujemy się prosto do jej gabinetu, który znajduje się drzwi w drzwi z salą matematyczną (w moje prawdziwej szkole trzeba jeszcze zejść schodami). Zostawiam plecak w pokoju sekretarki i idę za dyrką do jej gabinetu, gdzie czeka... Grzegorz! WTF?! Z moich ust wydobywa się „yyy?”, a ten się szczerzy, jakby mu rodzice kupili najlepszą zabawkę w sklepie. Dyrka mówi, że jestem zwolniona z lekcji do końca tego dnia, z mojej strony kolejne „yyy?”, ale ten Pan, który przyszedł szczerzy się do mnie i chwyta lekko za nadgarstek i wychodzimy ze szkoły.
- Czytałem twoje opowiadanie – mówi zadowolony.
Z moich ust kolejne „yyy”. (jak wstałam to pomyślałam, czy ja, co cholery innych słów nie znałam w tym śnie? Moje odpowiedzi bardzo inteligentne, nie uważacie?)
- Podoba mi się, ale jest parę rzeczy, które się nie zgadzają – mówi z uśmiechem. - Wsiadaj – wskazuje na swoje auto, które tak na marginesie zgadza się z tym, które jest w opowiadaniu. (no przynajmniej tu trafiłam – pomyślałam po obudzeniu, kiedy to analizowałam)
Wiecie co? Wsiadłam do tego samochodu, ale gdzie pojechaliśmy tego Wam nie powiem, bo sama nie wiem... Zuzia, dlaczego musiałaś obudzić swoją Mamę Chrzestną?
Hahahahaha, ciekawie by było poznać opinię Grześka na temat tego opowiadania, ale nie wiem, czy nie spaliłabym się ze wstydu, gdyby coś na jego temat powiedział, haha! ;p
Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale jakoś czułam, że musiałam się z Wami tym snem podzielić ;p
HALO STULECIA – PRZYBYWAM!!
A! I jutro rozdział jakoś po meczu, ale jakieś trzy godziny albo więcej ;p
Trzymajcie się, poziomkowa ;*

https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci

piątek, 5 lipca 2013

Pięćdziesiąt osiem

Ile trwał nasz pocałunek, nie potrafię stwierdzić. Wiem tyle, że chciałam, aby ta chwila nigdy się nie skończyła, ale jednak koniec przyszedł.
Uśmiechnęłam się szeroko do Grześka, nie spuszczając z niego wzrok, a on uczynił to samo. Po chwili wpatrywania się w siebie, po prostu mocno go przytuliłam, na nic więcej nie byłam w stanie się wysilić.
- A myślałem, że te święta nie będą zbytnio szczęśliwe – mruknął pod nosem środkowy.
- Najlepsza Wigilia – spojrzałam na niego – w całym moim życiu – uśmiechnęłam się promienie i lekko go pocałowałam. - No to chłopaki będą wreszcie dumni – zaśmiałam się i pociągnęłam go na kanapę, na której usiedliśmy.
- Jako swatki spisywali się całkiem nieźle – zaśmiał się i objął mnie mocno ramieniem.
- Nie mogę się nie zgodzić – uśmiech nie schodził mi z twarzy. - Pierwszy raz się cieszę, że ktoś mi rozwalił auto i spóźniłam się na pociąg – wybuchnęliśmy wspólnie śmiechem.
- Takie szczęście w nieszczęściu – skwitował Grzesiek.

Girls they want...

- Muszę zmienić ten dzwonek – mruknęłam i ruszyłam po telefon. - Halo? - zapytałam wracając na kanapę.
- Obudziłem cię? - zapytał Igła.
- Nie, skądże – pokręciłam głową i usiadłam środkowemu na kolanach. - Coś się stało?
- Chciałem spytać jak się czujesz?
- Dobrze – uśmiechnęłam się nie spuszczając wzroku z siatkarza.
- Jadłaś coś? - zapytał libero.
- Taa – kiwnęłam na dodatek głową.
- Przyszedł jakiś niespodziewany gość? - spytał Ignaczak.
- Powiedzmy, że ja jestem takim niespodziewanym gościem – zaśmiałam się.
- Em, gdzie ty jesteś? - dopytywał się Krzysiek.
- U Grześka – odparłam, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Yyy? - wydukał.
- No co „yyy”? - zaśmiałam się, a środkowy razem ze mną.
- Jesteś w Katowicach?
- W Rzeszowie, powiedzmy, że u Grześka też wystąpiły małe komplikacje – wyjaśniłam.
- Przynajmniej nie spędzasz Wigilii sama – odetchnął z ulgą libero.
- A u was, jak tam? - spytałam.
- A dobrze, dzieciaki rozpakowują prezenty – oznajmił. - Masz specjalne podziękowania od Kornelii za piłkę – zaśmiał się.
- Wiedziałam, że jej się spodoba – odparłam wesołym głosem.
- A masz tam gdzieś Kosę pod ręką? - zapytał.
- A mam – odpowiedziałam i podałam środkowemu telefon.
Włączył głośnomówiący.
- Słucham cię Krzysztofie – powiedział wesołym tonem głosu właściciel czekoladowych tęczówek.
- Wy coś piliście? - spytał od razu. - Ty wesoły, ona wesoła...
- A może to w tym barszczu od Iwony coś było? - zaśmiał się Grzesiek patrząc na mnie.
- Ty się odczep od mojej żony, a się lepiej weź w garść i pogadaj z Emilią...
- A nie mówiłam? - powiedziałam cicho, co wywołało jego uśmiech.
- Magia świąt może zadziała – mruknął Igła. - Także bierz sprawy w swoje ręce i działaj, człowieku! - krzyknął na niego.
- Jeszcze coś? - spytał Grzesiek rozbawionym głosem.
- Wesołych Świąt – odpowiedział Igła i zakończył połączenie.
- Magia świąt – zaśmiałam się oparłam głowę na szyi środkowego.
- Zmęczona? - zapytał.
- Trochę – odpowiedziałam przymykając oczy.
- Chcesz jakąś koszulkę do spania? - spytał chwytając mnie mocno w swoje ramiona.
- Coś by się przydało – mruknęłam.
Siatkarz ze mną na rękach wstał z kanapy i skierował swoje kroki w stronę sypialni. Położył mnie lekko na łóżku i wręczył czarną koszulkę z logiem Asseco.
- Dzięki – uśmiechnęłam się.
Kiwnął głową i wyszedł z pokoju.
Uśmiechnęłam się do siebie, i to jak szeroko. Czekałam, czekałam i się wreszcie doczekałam. Nie było słów, aby wyrazić moje zadowolenie i szczęście. Wkradało się również zmęczenie, które chciałam jak najszybciej wyrzucić, ale to nie było takie łatwe.
Szybko pozbyłam się sukienki i rajstop i założyłam koszulkę, która pachniała perfumami Grześka, które były dla mnie hipnotyzujące.
Do sypialni wkroczył siatkarz i usiadł obok mnie na łóżku.
- Dzięki, że mogłam zostać – uśmiechnęłam się szeroko.
- Nie ma za co – uśmiechnął się. - To co, idziemy spać? - zapytał, a uśmiech go nie opuszczał.
- Oczy same mi się zamykają – mruknęłam i wślizgnęłam się pod kołdrę.
Grzesiek szybko wskoczył w jakiś podkoszulek, zgasił światło i chwilę później był już obok mnie. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową i mocno do niego przywarłam.
- Dziękuję – szepnęłam i zamknęłam oczy. - I przepraszam.
- Za co? - zdziwił się trochę.
- Za to, że chce mi się spać – mruknęłam, a on wybuchnął śmiechem.
- O ile wiem, to czasu przed sobą mamy jeszcze bardzo dużo – odpowiedział dalej się śmiejąc. - Śpij.
Pocałował mnie w czubek głowy, którą po chwili podniosłam. Moje usta dotknęły lekko jego, po czym moja głowa znalazła się ponownie przy sercu Grześka. Zasnęłam z wielkim uśmiechem na ustach, do tego najszczęśliwsza na świecie.

Grzesiek długo nie mógł zasnąć, było to spowodowane myślami, jakie chodziły mu po głowie i tego co się stało. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Wreszcie się odważył i nie został odrzucony. A teraz co? Trzymał w swoich ramionach dziewczynę, którą kochał i, dla której mógł zrobić wszystko. Wiedział, że lepiej trafić nie mógł i chyba będzie musiał podziękować temu facetowi, który rozwalił Emilce samochód. Wyszło to wszystkim na dobrze, no może oprócz volva, ale da się je przecież naprawić.
Zegar wskazywał dwunastą, kiedy Grzesiek wreszcie przymknął oczy i poczuł zmęczenie. Zasnął podobnie do Emilki, z wielkim uśmiechem na ustach i jako najszczęśliwszy mężczyzna na świecie.

Mój sen przerwał dzwoniący budzik. Leniwie otworzyłam oczy. Ciągle byłam w ramionach Grześka, więc nawet nie wkurzałam się na dzwoniące ustrojstwo.
- Która godzina? - mruknął cicho siatkarz.
- O kurde! - walnęłam się w czoło otwartą dłonią. - Czwarta rano...
- Jak to czwarta rano? - zdziwił się Grzesiek.
- Za godzinę mam pociąg... - westchnęłam i usiadłam. - A właśnie! - olśniło mnie i szeroko się uśmiechnęłam.
- Co? - spytał środkowy i usiadł obok mnie.
- Jedź ze mną – zaproponowałam patrząc w jego zaspane oczy.
- Gdzie?
- No do Wałbrzycha! - mało co nie krzyknęłam.
- Nie wiem, czy powinienem... - zaczął.
- Samego cię tu nie zostawię, a do Wałbrzycha chcę jechać – wyskoczyłam z łóżka. - Wyskakuj! - krzyknęłam zadowolona i pociągnęłam go za rękę. Ani drgnął.
- Jesteś pewna? - zapytał uważnie na mnie patrząc.
- Jak nigdy – wyszczerzyłam się i włożyłam całą siłę w pociągnięcie go za rękę.
Udało się!
- Moja rodzina cię lubi, więc nie będzie problemu – uśmiechnęłam się szeroko i weszłam na łóżko. Nawet stojąc na nim nie byłam tak wysoka jak siatkarz.
Pocałowałam go lekko.
- Czyli mam się pakować? - spytał z uśmiechem.
Kiwnęłam głową.
Grzesiek przerzucił sobie mnie przez ramię.
- Co ty robisz?! - krzyknęłam.
Ruszyliśmy do kuchni.
- Staram się, abyś miała niezapomniane święta – odparł zadowolony.
- Już i tak są niezapomniane – wyszczerzyłam się.
Posadził mnie na krześle.
- I taki ma być każdy dzień spędzony z tobą – pocałował mnie czule w czoło. - Kawy, herbaty? - spytał, kiedy stanął przy blacie.
- Kawa z mlekiem – uśmiechnęłam się do niego, a on kiwnął głową.
Uśmiechałam się sama do siebie. Byłam zakochana, i to ze wzajemnością, piękny poranek, nie ważne, że była to godzina czwarta nad ranem, ważne, że z nim.
Grzesiek podśpiewywał sobie pod nosem jakąś polską piosenkę, a ja postanowiłam się ubrać, tylko w co? Wszystkie swoje ubrania miałam u siebie w mieszkaniu, więc pozostawała tylko wczorajsza sukienka.
- Jak zjemy, to trzeba jeszcze pojechać do mnie – poinformowałam i podeszłam do Grześka. - Wiesz co?
- No? - odpowiedział nakładając na talerz kilka pierogów.
- To wszystko jest takie... - nie mogłam znaleźć odpowiedniego słowa.
- Magiczne? - spojrzał na mnie. - Niezwykłe?
- Chyba tak – kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się. - Jednego dnia użalasz się nad sobą, a wieczorem okazuje się, że to może być najlepszy dzień w twoim życiu – uśmiechnęłam się szeroko.
Zaśmiał się cicho i kiwnął głową po czym wrzucił jedzenie do mikrofalówki.
- Chyba pierwszy raz cieszę się, że tak wcześnie wstałem – wyszczerzył się i podszedł do mnie.
Girls, they want...
- O tej porze? - zdziwiłam się; pognałam do sypialni i drapnęłam telefon. - Słucham?
- Wstałaś na pociąg? - usłyszałam zaspany głos Korneli.
- Dziewczyno, powinnaś spać o tej porze! - wyszłam z sypialni i skierowałam się w stronę krzątającego się po kuchni siatkarza.
- Śpię przecież, chciałam tylko sprawdzić, czy dojedziesz do nas...
- Dojadę, dojadę – zaśmiałam się. - A nawet nie sama...
- Kupiłaś sobie psa? - zapytała zdziwiona.
Wybuchnęłam śmiechem.
- Korni, odłóż lepiej ten telefon i idź spać – powiedziałam.
- Dobra, dobra – mruknęła. - Czekamy na ciebie.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo nastolatka się rozłączyła.
Zabraliśmy się za jedzenie śniadania, które migiem zniknęło z naszych talerzy. Kiedy ja brałam prysznic, Grzesiek pakował swoje rzeczy do walizki, a kiedy on zajął łazienkę, ja wszystko jeszcze raz mu poskładałam. Wolałam się czymś zająć, niż siedzieć bezczynnie.
Za piętnaście piąta, byliśmy już pod moim blokiem, więc szybko wbiegłam po schodach i drapnęłam walizkę z mieszkania. Grzesiek pomógł mi ją wsadzić do swojego samochodu i byliśmy gotowi do drogi.
Jazda zleciała nam bardzo szybko, więc już kilka minut przed dziewiątą środkowy parkował alfę pod moim rodzinnym domem. Wyciągnęliśmy swoje walizki.
- Jeszcze mogę wrócić do Rzeszowa – mruknął Grzesiek.
- Nie ma mowy – pokręciłam głową i chwyciłam go za rękę. - Będzie dobrze, zobaczysz – wyszczerzyłam się pociągnęłam go w stronę domu, gdzie zebrana była już cała moja rodzina i rodzina Ignaczaków...



WYGRALIŚMY, WYGRALIŚMY, WYGRALIŚMY! WE ARE THE CHAMPIONS, KURWA! ♥ Największy uśmiech jaki chyba się pojawił w moim życiu – Grzesiu na boisku! ;D Mamy takie oto cuś ;p Epizod miał pojawić się jeszcze przed meczem, ale po prostu byłam poza domem, myślałam, że wrócę na czternastą, ale niestety się nie udało i do domu zawitałam dosłownie dziesięć minut przed meczem ;/ z całego serca Was przepraszam, mam nadzieję, że mi wybaczycie :)
Oglądaliście mecz Djokovica z Del Potro? Ja widziałam tylko urywki, ale czas (4 godziny i 45 minut) to jakaś masakra :) Ale nie zapominajmy, że to tenis przecież ;p
Jerzykowi się niestety nie udało ;/
Pozdrawiam Was, poziomkowa!

środa, 3 lipca 2013

Pięćdziesiąt siedem

Wkurzona usiadłam na swojej walizce i oparłam głowę na otwartej dłoni.
Zaklęłam pod nosem i przeczekałam kilka chwil.
Westchnęłam jak stara lokomotywa i podniosłam swój tyłek. Zrezygnowana ciągnęłam walizkę za sobą tak długo, aż dodarłam do mieszkania. Zmarzłam, przemokłam po ponad godzinnym chodzie, a do tego chciało mi się wyć. Nie uśmiechało mi się spędzenie świąt samej, ale chyba tak trzeba będzie je spędzić. Przynajmniej wigilię.
Z wielkim bólem wybrałam numer do Kornelii. Odebrała po pierwszym sygnale.
- Kiedy będziesz, bo babcia się nie pokoi? - przywitała mnie wesołym głosem.
- Najprawdopodobniej jutro – powiedziałam cicho.
- Co?! - ryknęła mi do ucha. - Jak to?
- Jakiś idiota wjechał mi w volvo, a do tego spóźniłam się na ostatni pociąg do Wałbrzycha – wyjaśniłam niezadowolonym głosem i usiadłam na krześle w kuchni.
- Cholera by to wzięła – zaklęła szesnastolatka pod nosem.
- Korni! - usłyszałam stłumiony głos mojego brata.
- Tato, ale Em nie przyjedzie na Wigilię – poinformowała ojca.
- Co?! - ryknął Karol i wyrwał jej telefon z ręki. - Em, jak to nie przyjedziesz?!
- Jakiś facet wjechał w moje volvo, a ostatni pociąg do Wałbrzycha mi zwiał – powtórzyłam zrezygnowanym głosem.
- Chyba sobie żarty robisz.
- A robiłabym je sobie w taki czas? - zapytałam prawie że warknięciem.
- Zaraz po ciebie przyjadę – powiedział szybko.
- Karol, nie ma sensu – westchnęłam. - Przyjadę jutro – nie chciałam robić im kłopotu. Chyba nikt nie chciałby spędzać wigilii w samochodzie. - I nie ma innej opcji. Ucałuj tam wszystkich i za bardzo się nie objadajcie – zaśmiałam się cicho.
- Na pewno nie chcesz, żebym po ciebie przyjechał? - upewnił się Karol.
- Tak, pojawię się w domu jutro – obiecałam. - Wesołych Świąt – uśmiechnęłam się.
- Wesołych Świąt – życzył mój brat i zakończył połączenie.

Wesołych Świąt...

Nie miałam nic ciekawego do roboty, więc zabrałam się za sprzątanie. Nie pomyślałabym, że w wigilię będę sprzątała całe mieszkanie.
Zdążyłam ledwo zetrzeć kurze, kiedy rozległ się dźwięk mojego telefonu. Dzwoniła Iwona, która powiedziała, że muszę coś jeść, więc mam wpaść do nich, ponieważ zostawiła trochę świątecznych pokarmów. Podziękowałam za troskę, życzyłam smacznego przy wigilijnym stole i zabrałam się za przerwane sprzątanie, które trwało do godziny szesnastej.
Miałam właśnie iść umyć ręce do łazienki, kiedy rozległ się dzwonek telefonu. Dzwonił Kosa.
- Wesołych Świąt – przywitał się jakimś takim dziwnym tonem głosu.
- Dzięki i nawzajem – powiedziałam. - Co się z tobą działo wczoraj? - zapytałam. - Byłam dwa razy...
- Miałem kilka spraw do załatwienia – odpowiedział. - A ty, już w Wałbrzychu? Jak tak, to daj mi łaskawie Igłę do telefonu, bo gdzieś wściubił ten swój telefon i się dodzwonić do niego nie można – zaśmiał się cicho.
- Jestem w Rzeszowie, więc...
- Jak to jesteś w Rzeszowie?! - ryknął do słuchawki.
Wytłumaczyłam mu dlaczego.
- A no to nie za wesoło – stwierdził.
- No nie, a Ty? Już w Katowicach? - spytałam już trochę weselszym głosem.
- Zostaję w Rzeszowie – mruknął.
- Dlaczego? - zdziwiłam się.
- Kamila pojechała do domu wczoraj, a dzisiaj rano razem z rodzicami poleciała do Stanów – odpowiedział niezadowolonym głosem.
- Do Stanów? - zdziwiłam się. - Po co?
- Pamiętasz, opowiadałem ci trochę o tym jej byłym narzeczonym...
- No pamiętam.
- Biedny Alex miał wypadek, a ta poleciała do niego jak sroka za błyskotką – wyznał.
- No to nie za fajnie – skrzywiłam się.
Zdziwiło mnie to, że dziewczyna poleciała do swojego byłego narzeczonego. Mówiła, że chce zapomnieć, wymazać go z pamięci, a tu taka niespodzianka.
- Mam pomysł – ożywił się nagle Grzesiek. - Co powiesz na to, abyśmy spędzili Wigilię razem? - zaproponował.
Na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Jakaś jedna pozytywna wiadomość tego dnia.
- Jestem za – odpowiedziałam zadowolona.
- Masz jakieś potrawy Wigilijne, czy mam jeszcze pędzić do sklepu? - zapytał.
- Mam, ale u Ignaczaków w domu – odpowiedziałam. - Przyjedź, to zabiorę klucze i pojedziemy po wszystko – zaproponowałam.
- To będę za dziesięć minut – powiedział ochoczo i zakończył połączenie.
No nie spodziewałam się, że spędzę wigilię z Grześkiem. Ba, że w ogóle ją dzisiaj z kimś spędzę!
Wpadłam do łazienki jak po ogień. Przewróciłam do góry całą łazienkę w poszukiwaniu prostownicy, ale przypomniałam sobie, że jest ona w walizce. Szybko ją stamtąd wyciągnęłam, ale sięgnęłam jeszcze po specjalnie zakupioną sukienkę na tę okazję. Musiałam w końcu jakoś wyglądać.
Zanim zaczęłam prostować włosy i robić lekki makijaż, wskoczyłam pod prysznic. Głowy nie myłam, ponieważ było to akurat zbędne. Pomalowałam lekko oczy i zaczęłam prostować włosy.
Wyłączałam właśnie prostownicę, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Wchodź! - krzyknęłam ze wsuwką w buzi.
Usłyszałam szuranie, a później trzask zamykanych drzwi. Szybko związałam włosy w kucyk i spięłam grzywkę wsuwką. Stroić się jeszcze będę miała kiedy.
- Już możemy jechać, tylko wezmę klucze – uśmiechnęłam się lekko do Grześka i drapnęłam klucze ze stołu.
Szybko dojechaliśmy do domu Ignaczaków. Otworzyłam drzwi i weszliśmy do lśniącego czystością domu.
- Jak to przed świętami – zaśmiał się Grzesiek i ściągnął buty, aby nie nabrudzić; uczyniłam to samo.
Zapakowaliśmy wszystko, co było nam trzeba i poprosiłam środkowego, abyśmy wpadli jeszcze do mnie, ponieważ musiałam zabrać rzeczy, w które miałam się ubrać. Ustaliliśmy, że kolację zjemy u siatkarza, a ja takiej uroczystej kolacji nie zamierzałam jeść w poplamionych jeansach.
Zapakowałam nie za wysokie szpilki, sukienkę, rajtuzy oraz prezent dla Grześka do małej, podręcznej torby i byłam gotowa do wyjścia.
Szybko dotarliśmy do mieszkania Kosy, gdzie czekała niedokończona w ubieraniu choinka. Wyłożyliśmy wszystko do lodówki i postanowiliśmy wspólnie dokończyć strojenie drzewka Bożonarodzeniowego. Oczywiście bez mini sesji zdjęciowej się nie obyło, a co! Będzie co wspominać za parę lat.
Kiedy choinka była już pięknie przystrojona zabraliśmy się za nakrycie stołu. Długo nam to nie zajęło, ponieważ nie było nic trudnego w nakryciu dla dwójki osób, a raczej dla trzech, ponieważ jedno dla niespodziewanego gościa. Pod obrusem przepisowo znalazło się sianko, nie wiem skąd je wytrzasnął, ale było.
- A co z opłatkiem? - zapytałam przypominając sobie o najważniejszej rzeczy na stole wigilijnym.
- Mam – uniósł z uśmiechem białe płatki.
Uniosłam kciuk do góry i nakazałam, aby położył go na małym talerzyku, po czym poszłam do łazienki, aby się przebrać. Kiedy wyszłam z pomieszczenia gotowa, Grzesiek już czekał ubrany w białą koszulę i czarnych spodniach, a do tego lekki zarosty na twarzy. Wyglądał bardzo dobrze.
Uśmiechnęłam się do niego i sięgnęłam po prezent do torby. Chwyciłam go w ręce i położyłam pod choinkę. Było kilka minut przed godziną siódmą, więc śmiało stwierdziliśmy, że można zaczynać.
Na pierwszy ogień poszło dzielenie się opłatkiem, co trwało trochę dłużej niż oczekiwałam, ale nie powiem, że mi się to nie podobało. Naszych dań, co prawda nie było dwanaście, ale na stole znalazły się: pierogi, uszka z czerwonym barszczem, karp, kluski z makiem, zupa grzybowa, trochę kutii oraz kompot z suszonych owoców i pomarańcze, które pięknie pachniały. Nie wiem, kiedy Iwona zdążyła to wszystko zrobić, ale byłam jej bardzo wdzięczna.
Po tym wszystkim co zjadłam, myślałam, że pęknę. Grzesiek chyba też, bo westchnął ciężko i powiedział:
- Chyba nie tknę jedzenia do jutra.
Przyznałam mu rację.
- Chcesz wina? - zapytał wstając od stołu.
- Czemu nie? - uśmiechnęłam się.
- Białe czy czerwone? - spytał otwierając lodówkę.
- Czerwone – odpowiedziałam.
Po chwili w moje dłoni znalazł się duży kieliszek z bordową cieczą.
- To co, za Wigilię, która miała być wielką klapą, a okazała się super? - zapytałam unosząc kieliszek do góry.
Kosa zaśmiał się i stuknął w mój kieliszek, po czym upiliśmy po łyku wina.
- To teraz czas na prezenty – wyszczerzył się.
Odstawiłam kieliszek, ściągnęłam szpilki i podeszłam do choinki.
- Mam nadzieję, że trafiłem – uśmiechnął się, a ja wzięłam do ręki niedużą torebkę.
Jakie było nasze zdziwienie, kiedy z torebek wyciągnęliśmy tę samą płytę Nightwish. Popatrzyliśmy po sobie i wybuchnęliśmy śmiechem.
Takiego prezentu, to ja się nie spodziewałam.
- Gust ten sam – skomentował dalej się śmiejąc.
- Nie da się ukryć – powiedziałam również się śmiejąc.
- Chcesz zatańczyć? - zapytał nagle ni z gruszki, ni z pietruszki.
- Ale chyba nie do tego – zamachałam płytką.
- Nie, nie – pokręcił szybko głową.
Grzesiek poszedł włączyć radio, z którego popłynął wolny, świąteczny utwór, ale nie kolęda, a ja założyłam szpilki, aby nie czuć się aż tak niską przy jego ponad dwóch metrach.
Chwyciłam jego dłoń i zaczęliśmy lekko wirować po salonie.
- Nie spodziewałam się, że aż tak miło spędzę tę Wigilię – powiedziałam zadzierając głowę, aby popatrzeć w czekoladowe tęczówki.
- Kilka godzin temu myślałem, że spędzę ją sam, a tu taki prezent. Chyba ktoś na górze czuwa – uśmiechnął się.
- Chyba tak – odwzajemniłam uśmiech.
- Em?
- Hmm? - inteligenta odpowiedź z mojej strony.
- Mogę? - zapytał patrząc mi w oczy.
- Ale co? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
Zatrzymaliśmy się, a jego twarz zbliżyła się do mojej. Nie spuszczaliśmy z siebie wzroku.
- Nigdy więcej nie pytaj – powiedziałam cicho, kiedy nasze wargi były oddalone od siebie kilka centymetrów. - Odpowiedź zawsze będzie taka sama – szepnęłam i złączyłam nasze usta w długo wyczekiwanym pocałunku...



Kto czekał – ten się doczekał! ;D
Epizod miał być jutro, ale po liście jaki dostałam od Kingi, stwierdziłam, że dodam dzisiaj :) Także dziękować Jej za dzisiaj ;p Kinga, dzięki za list, jak i za niespodziankę. Znowu się popłakałam! ;p DZIĘKUJĘ!
Mariusz i Grzesiek pokonali Chilijczyków, więc się cieszymy ;p I jeszcze Janowicz w półfinale! ;D I'm very happy!
Teraz do wszystkich, którzy mają Facebook'a i przy koncie „poziomkowa.” mają „Lubie to”.Facebook znowu ogranicza zasięg fanpage, więc kto chce być na bieżąco musi: Wejść na stronkę-> "Lubisz to" -> "Ustawienia" -> zaznaczyć "Wszystkie zdarzenia" :)
pozdrawiam ;* poziomkowa.
https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci

A! Słuchajcie KibicoweLove napisała do mnie, ponieważ robi listę opowiadań siatkarskich :) Więc każdy kto pisze, melduje się na tym blogu: http://kibicowelove.blogspot.com/p/opowiadania-warte-polecenia.html 

wtorek, 2 lipca 2013

Pięćdziesiąt sześć

Humory zawodników niestety niezbyt się utrzymały. Jastrzębianie rozbili zespół z Rzeszowa trzy do zera, a MVP powędrowało do Michała Łasko.
Przez czas wolny rozmawiałam cały czas z Michałem Kubiakiem, który był niesamowicie pozytywny tamtego wieczoru. Śmiał się, opowiadał mi różne historyjki ze Zbyszkiem i z nim w roli głównej, co wywoływało mój donośny śmiech.
- Z czego się tak śmiejecie? - zapytał podchodząc do nas Zbyszek.
- A takie tam, wspomnienia z przeszłości – zaśmiałam się jeszcze głośniej.
- Misiek! - krzyknął na niego atakujący. - Coś ty jej powiedział? - wbił w niego wzrok, a ja mało co nie spadłam z krzesełka, na którym siedziałam.
- Nic, zupełnie nic, tak tylko napomknąłem o twoim pierwszym pocałunku – Kubiak wybuchnął śmiechem razem ze mną, a Zbyszek zrobił się cały czerwony.
- To było w szóstej klasie, byłem dzieckiem, a wy się ze mnie śmiejecie! - powiedział głośno i z wyrzutem.
- Ja też się pierwszy raz w szóstej klasie całowałam i nie ugryzłam w wargę mojego partnera – zaśmiałam się.
- Aaa... - machnął ręką. - Nie gadam z wami – odwrócił się na pięcie.
Postanowiłam przeprowadzić mały eksperyment.
- Kubi, dzięki, będzie co opowiadać Kamili – wyszczerzyłam się do przyjmującego, a Bartman jak na zawołanie się odwrócił.
- A tylko spróbujesz... - wymierzył we mnie swoim palcem wskazującym.
O to dokładnie mi chodziło! Brawo panie Bartman, komuś tu na kimś zależy.
- Czekaj, jaka Kamila? - zainteresował się Michał.
- Siostra Grześka – wytłumaczyłam. - No i wybranka serca Zbyszka – zaświergotałam.
- W tym pierwszym, prawda, a w tym drugim powiem ci tyle, słuchaj jej to w zimę w klapkach będziesz chodził – skwitował Zibi.
- Czyżby? - spojrzał na niego przyjaciel i roześmiał się w głos. - Jak będziemy coś grać u was w Rzeszowie, to muszę ją poznać – wyszczerzył się.
- Kam na pewno się ucieszy – powiedziałam z uśmiechem na ustach.
Zbyszek westchnął zrezygnowany i pokręcił głową.
Wygraliśmy, co zapieczętowało przybiciem piątki z Dzikiem.

W Jastrzębiu zatrzymaliśmy się jeszcze na jakąś kolację i udaliśmy się w drogę powrotną do Rzeszowa. Jej większość spędziliśmy z Grześkiem na szperaniu w jego piosenkach na odtwarzaczu. Byłam w szoku, że miał ich aż tyle. Większość znałam, kilku nie, ale prawie wszystkie przypadły mi do gustu.
Kiedy dojechaliśmy do domu marzyłam tylko o moim łóżku. Pożegnałam się ze wszystkimi i popędziłam do mieszkania, gdzie bez zbędnych ceregieli runęłam na łóżko jak długa i tak zasnęłam. Obudził mnie dopiero budzik o ósmej, co oznaczało, że muszę wziąć tabletki. Zażyłam je i ponownie poszłam spać.
Kiedy jakoś po jedenastej podniosłam się z wyra, od razu poszłam pod prysznic. Kiedy spod niego wyszłam, nałożyłam na siebie bieliznę, rajstopy, białą sukienkę do kolan, a na głowę czerwoną czapkę z białym pomponem. Spakowałam do niedużego worka prezenty, po czym nałożyłam na siebie płaszcz, szalik i kozaki na nogi i wyszłam z mieszkania.
W samochodzie leciały same świąteczne piosenki, więc podśpiewując sobie Last Christmas dotarłam do mieszkania Zbyszka. Wbiegłam po schodach, znalazłam odpowiednie drzwi i zastukałam w nie. Uciekłam w ścianę, także nie było mnie widać.
- Yyy...? - usłyszałam głos Bartmana.
- Był pan grzeczny w tym roku? - wyskoczyłam zza ściany z wielkim uśmiechem.
- O Mikołaj! - krzyknął uradowany.
- Chyba Mikołajka! - zaśmiałam się i wbiłam do środka.
Złożyliśmy sobie życzenia i wręczyłam siatkarzowi prezent, który na moje szczęście, mu się spodobał.
- Jest super, dziękuję! A teraz coś dla ciebie – wyszczerzył zęby. - Co prawda nie mam takiej fajnej czapki jak ty, ale Mikołajem mogę być – wyciągnął z szafy torebkę w kolorowe kwiaty, którą szybko mi podał.
Z zaciekawieniem zajrzałam do środka. Moja mina musiała być trochę dziwna, ponieważ Zbyszek się zaśmiał. Wyciągnęłam materiał z torebki.
- Ręcznik? - zapytałam. - Kupiłeś mi ręcznik? - zdziwienie na mojej twarzy musiało być ogromne.
- Wiesz, ja już raczej w samym ręczniku cię nie zobaczę, ale Kosa będzie uradowany – zaśmiał się, a ja z całej siły chlasnęłam go ręcznikiem po ramieniu.

Super prezent, nie ma co. Ale liczy się gest
, pomyślałam z uśmiechem.
- Dawaj to – zabrał mi ręcznik i torebkę. - To było tak dla zmyłki – wyszczerzył się i zza pleców wyciągnął małą torebeczkę, którą mi wręczył. - Mam nadzieję, że się spodoba.
Wyciągnęłam pudełko z torebki i ujrzałam w nim zgrabną, niebieską fiolkę, a w niej perfumy. Psiknęłam sobie na nadgarstek i powąchałam. Pachniały przepięknie. Taką świeżością i morzem.
- Dziękuję – przytuliłam go z wielkim uśmiechem na ustach.
U atakującego posiedziałam jeszcze jakieś pięć minut, ponieważ zbierał się do wyjazdu, a ja nie chciałam przeszkadzać. Moim następnym przystankiem było mieszkanie Piotrka. Środkowy bardzo ucieszył się na mój widok, ale u niego też nie posiedziałam zbyt długo, bo zbierał się do wyjazdu, podobnie jak jego kumpel. Złożyliśmy sobie życzenia i wręczyliśmy prezenty.
- Bielizna? - zapytałam. - Kupiłeś mi bieliznę? - zdziwiona, ale z uśmiechem na ustach uniosłam do góry komplet czarnej, koronkowej bielizny.
- Kosie się na pewno spodoba – wyszczerzył się.
- Co wy macie z tym Grześkiem? - zaśmiałam się i przytuliłam go mocno. - Dziękuję.
- Ja również.
Moim trzecim przystankiem było mieszkanie Kosoków, ale niestety pocałowałam klamkę. Westchnęłam zrezygnowana i pognałam do Ignaczaków. Razem z Iwoną musiałyśmy zrobić uszka i pierogi oraz jakieś ciasto, więc trochę nam to zajęło. A mówiąc trochę, to siedziałam u nich do godziny dziewiętnastej.
Ignaczakowie wyjeżdżali jeszcze dzisiaj do Wałbrzycha, ale beze mnie, więc zostawiłam im prezenty. Życzyłam miłej podróży i pożegnałam się mówiąc, że zobaczymy się jutro po południu.
W drodze powrotnej zatrzymałam się jeszcze pod blokiem Grześka, ale znowu go nie zastałam.
- Pewnie już pojechali razem z Kamilą do Katowic – mruknęłam pod nosem i wróciłam do siebie.
Spakowałam się w małą walizkę, zjadłam kolację i zasiadłam przed telewizorem, gdzie na kanapie zasnęłam. Długo tam nie pospałam, ponieważ obudził mnie krzyk jakiejś kobiety z telewizora. Trwał jakiś horror, więc stąd te krzyki. Wyłączyłam przysłowiowe pudło i poszłam do łazienki, gdzie wzięłam długaśną kąpiel.
W łóżku leżałam przez kolejne dwie godziny, ponieważ nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, odkrywałam, przykrywałam i nic. Dopiero po godzinie trzeciej nad ranem sen łaskawie do mnie przyszedł.

Pik, Pik, Pik!
- Zamknij się – warknęłam i na śpiąco wyłączyłam dzwoniące ustrojstwo.
Szybko zażyłam tabletki i ponownie odleciałam do krainy snów. Byłam strasznie zmęczona, a z łóżka podniosłam się dopiero po dwunastej, zdecydowanie za późno, więc wszystko robiłam na szybkiego. W międzyczasie zadzwonił jeszcze Zbyszek razem z Piotrkiem, aby życzyć wesołych świąt, pożyczyłam im tego samego i szybko zniosłam wszystko do samochodu.
Ledwo wyjechałam z parkingu, a jakiś idiota wjechał w moje volviątko. Wyleciałam jak petarda z samochodu.
- Co pan odpierdziela?! - ryknęłam na mężczyznę trochę starszego ode mnie.
- Przepraszam – powiedział wysiadając ze swojego passata.
- Cały bok mi pan zmasakrował! - skrzywiłam się patrząc na wgniecioną lekko maskę, pobite lewe światła i nadszarpnięty zderzak.
- Przepraszam, nie chciałem – usprawiedliwiał się. - Niech pani zostawi swój numer, po świętach za naprawę pani zapłacę – obiecał.
- W dupie mam po świętach – warknęłam na niego i wskoczyłam do volva. Na szczęście odpaliło, ale z wielkim trudem. - Do Wałbrzycha tobą to ja na pewno nie dojadę – mruknęłam wściekła i powlokłam się na swoje miejsce parkingowe.
Wyskoczyłam z auta i wpadłam do mieszkania jak poparzona. Szybko odpaliłam laptopa i wpisałam w wyszukiwarkę, czy aby przypadkiem nie odjeżdża jakiś pociąg do Wałbrzycha. Był, ale za pół godziny.
Trzasnęłam klapką od laptopa i wyleciałam z mieszkania jak strzała. Z bagażnika wyciągnęłam jeszcze walizkę i pognałam na najbliższy przystanek autobusowy, o mały włos nie zaliczając gleby na śliskim chodniku.
Autobusem tłukłam się dwadzieścia sześć minut, co dawało mi tylko cztery minuty, aby dotrzeć na dobry peron i tor. Biegłam z uwieszoną walizką i kiedy z wywieszonym językiem dotarłam na wyznaczony peron i tor, zobaczyłam jak ostatni dzisiaj pociąg do Wałbrzycha znikał za zakrętem...


Kurde w opowiadaniu święta, a u nas wakacje ;D zgrałam to jak mało kto, haha! ;p jak tam Wasz początek wakacji? ;p
Padłam, leże i nie wstaję, hahaha! ;D Igla-szyte-narodowy-cz.1

Aaaaa! Kubot razem z Janowiczem zagrają przeciwko sobie w ćwierćfinale! Aga również w ćwierćfinale! ;D
 http://besty.pl/2452711 chyba każdy wie, co powiedział Kuraś ;p
Pozdrawiam Was serdecznie ;*
poziomkowa.

https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci

niedziela, 30 czerwca 2013

Pięćdziesiąt pięć

Kamila, młodsza o trzy lata siostra Grześka przyjechała do Rzeszowa, ponieważ miała dość życia w Stanach, ale inna przyczyna jej przyjazdu była taka sama jak moja. Zdradzona przez faceta, tylko że u niej była ta różnica, że za tydzień mieli brać ślub, ale wyszło jak wyszło.
Osiemnastego grudnia swoje urodziny obchodził Piotrek, więc wszyscy znaleźliśmy się w jego mieszkaniu, gdzie dotarła również Ala. Wspólnie ze Zbyszkiem, Grześkiem, Kamilą oraz Ignaczakami zamówiliśmy tort, i o ile dobrze zapamiętałam, to jakiś x-box i do tego gra. Ja się tylko dokładałam i miałam zamówić tort, o resztę proszę mnie nie pytać, nie znam się. Wracając do gry, to chłopaki oderwać się od niej nie mogli, co skomentowałam tylko pokręceniem z dezaprobatą głową.
Kilka następnych dni spędziłam na bieganiu po sklepach, ponieważ coś musiałam kupić dla chłopaków na prezenty, a i też sobie jakiś ciuch na Wigilię. Po godzinie wreszcie znalazłam to czego szukałam i byłam prze szczęśliwa, ponieważ nogi mi po prostu odpadały. A gdzie tu jeszcze coś dla siatkarzy i siostry siatkarza?
Westchnęłam zrezygnowana i drapnęłam szarą, lekko bufiastą sukienkę, po czym udałam się do przymierzali. Leżała jak ulał, więc popędziłam do kasy. Szybko zapłaciłam za towar i mogłam ruszać na poszukiwania prezentów dla Piotrka, Zbyszka, Grześka i Kamili.
Jubilera odrzuciłam od razu. Wybiorę coś, co nie będzie im się podobać i co wtedy? Prezent pójdzie w odstawkę. Zrezygnowana chodziłam od sklepu do sklepu.
Kilka pomysłów wpadło mi do głowy, ale wydały mi się głupie, więc z nich zrezygnowałam, bo na przykład, kto normalny kupuje ręcznik pod choinkę? To prezent oczywiście dla Zbyszka.
Wpadłam do Empiku, ponieważ myślałam, że tam wreszcie coś znajdę. Buszowałam w dziale z płytami, aż wreszcie wpadła mi w ręce płyta zespołu Nightwish jeszcze za czasów Tarji, więc trzeba dokupić jeszcze jakieś czekoladki i mam prezent dla Grześka.
Kolejną rzeczą w moich rękach była książka, jakiś dramat wybrany dla Kamili. Dla Piotrka i Zbyszka wzięłam po jednym piórze z ich imionami. Pisadła z imieniem Nowakowskiego nie było trudno znaleźć, ale już z imieniem Bartmana – wyższa filozofia, ale jednak udało się. Zakupiłam jeszcze pięć ramek oraz dwie skarbonki z różnymi napisami dla blondyna i atakującego. Miałam nadzieję, że nie obrażą się zbytnio, kiedy dostaną podobnie prezenty. Zapłaciłam za wszystko i udałam się do zakładu fotograficznego, gdzie poprosiłam o wydruk pięciu zdjęć, co dostałam prawie od razu.
Cała obładowana dotarłam do volva i kiedy wszystko było już bezpiecznie zapakowane w bagażniku, klapnęłam na siedzenie kierowcy i westchnęłam z ulgą.
Wtem rozległ się dźwięk telefonu.
- Słucham cię Alu – przywitałam się z dziewczyną.
- Kiedy ostatni raz sprawdzałaś pocztę? - zapytała.
- Yyy... to jest bardzo dobre pytanie – zaśmiałam się do słuchawki. - A dlaczego pytasz?
- Wysłałam ci wczoraj dwa zdjęcia sukienek, więc jak wrócisz możesz to sprawdź łaskawie tę pocztę i zadzwoń do mnie z odpowiedzią, w której lepiej wyglądam.
- Twój ton mówi, że to coś poważniejszego niż wigilia w gronie rodzinnym – uśmiechnęłam się.
- Jak komuś powiesz, to cię wypatroszę, a potem jeszcze dobiję młotkiem – szepnęła złowrogo do telefonu.
- Dobra, dobra – zaśmiałam się. - Więc?
- Piotrek zaprosił mnie na Sylwestra – powiedziała cicho.
Na mojej twarzy wykwitł wielki uśmiech.
- Gdzie?
- Do jego znajomych z... no stamtąd skąd jest. Ni cholery nie mogę zapamiętać jak to miasto się nazywa – walnęła chyba w klawiaturę.
- Międzyborowie – odpowiedziałam jej śmiejąc się przy okazji.
No, nerwówka ją dopadła.
- Mniejsza z tym, więc jak, pomożesz mi z wyborem? - zapytała.
- Pewnie – pokiwałam głową. - Jak tylko dotrę do domu i sprawdzę pocztę, to dam ci znać – obiecałam.
- Dzięki – odetchnęła z ulgą. - Dobra zgadamy się jeszcze, bo mnie twój lekarz chyba zaraz zje – zaśmiała się.
Pożegnałam się i zakończyłam połączenie. Wszędzie zakochani, tylko, że niektórzy to szczęśliwie...
Kiedy wróciłam do domu, od razu sprawdziłam pocztę i oddzwoniłam do Ali. Powiedziałam, że zdecydowanie czarna z malutkimi cekinami, pogadałyśmy jeszcze chwilę i dziewczyna musiała wracać do pracy.
Zaczęłam zastanawiać się, kiedy to ich związek wyjdzie na jaw. Miałam nadzieję, że już niedługo. Trzeba się przecież cieszyć szczęściem przyjaciół, prawda?
Przez resztę dnia pakowałam prezenty.

Dwudziestego drugiego grudnia o godzinie szóstej rano stawiłam się na parkingu przed halą Podpromie. Czekał nas ostatni mecz w tym roku i to jeszcze na wyjeździe. Jastrzębie Zdrój, właśnie z drużyną z tego miasta mieliśmy rozegrać ostatni mecz w tym roku.
Wsiadłam do autokaru, gdzie czekano już tylko na mnie.
- Spóźniłam się? - zapytałam.
- W sam raz – odpowiedział mi Marcin Ogonowski. - Możemy jechać.
Przywitałam się ze wszystkimi i rozebrałam z kurtki, czapki, szalika i rękawiczek, po czym klapnęłam na miejscu pod oknem obok Grześka. Takie już moje standardowe miejsce w tym autokarze.
- I jak nastroje? - zapytałam siatkarzy, którzy odpływali już do krainy snów.
Siedzący przed nami Krzysiek oraz Bartman unieśli kciuki do góry.
Dobra, z nimi nie ma już co gadać.
- Piotrek? - spytałam siedzącego na sąsiednim fotelu środkowego.
Zero jakiejkolwiek reakcji. Śpi.
- Przynajmniej ty bądź w świecie żywych – poprosiłam i spojrzałam błagalnie na Grześka, który miał zamknięte oczy, ale uśmiechnął się szeroko.
- A ciebie co tak nosi od rana? - zapytał otwierając prawe oko.
- A tak jakoś – wzruszyłam ramionami.
- Masz – wręczył mi odtwarzacz MP3 ze słuchawkami. - Może to cię trochę uśpi – zaśmiał się.
- Ej – walnęłam go lekko ramię, ale również się zaśmiałam.
- Spać pani Sławska, bo jeszcze nas Ogonowski zaraz opierniczy, że za głośno – powiedział głośno.
- Kosa, słyszałem! - ryknął drugi trener siedzący na przodzie autobusu.
Zaśmialiśmy się cicho.
- Masz jedną – podałam mu słuchawkę, a sama wzięłam drugą. - To co, śpimy – uśmiechnęłam się i oparłam głowę o zagłówek.
- Jeśli chcesz...? - Kosa wskazał na swoje ramię.
- Nie będzie ci to przeszkadzać? - spytałam patrząc mu w oczy.
Uśmiechnął się i pokręcił przecząco głową.
- Gdybym miała za ciężką głowę, to mi powiedz – poprosiłam, co wywołało jego cichy śmiech.
Ułożyłam sobie wygodnie głowę i zamknęłam oczy wsłuchując się w jakąś polską, rockową balladę, która akurat poleciała z odtwarzacza. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę jakie moje powieki były ciężkie i ospałe, więc odleciałam prawie od razu, ale jeszcze zdążyłam poczuć, że środkowy objął mnie mocno, a uśmiech zagościł na mojej twarzy.

Obudził mnie przeraźliwy pisk mojego budzika, którego miałam ochotę wywalić przez okno. Ktoś był mi bardzo pomocny i wyłączył dzwoniące ustrojstwo.
- Dzięki – mruknęłam pod nosem. - Gdybyś tak jeszcze tabletki mi dał – poprosiłam na śpiąco.
- Daj rękę – usłyszałam cichy głos Piotrka.
Wyciągnęłam dłoń, a po chwili poczułam na niej dwie pastylki.
- I coś do picia, jak możesz – mruknęłam.
Po chwili i butelka wylądowała w mojej dłoni. Przekręciłam głowę, bo reszty ciała nie mogłam z powodu uścisku Grześka i połknęłam dwie tabletki popijając je sokiem.
- Dziękuję.
Cichy Pit zabrał butelkę, a ja spokojnie wróciłam do mojego snu.
Kolejną pobudkę zafundował mi Bartman, który ryknął na cały autobus, że jesteśmy na stacji benzynowej, więc siku i wracamy, za co miałam ochotę palnąć go w łeb.
- Idziesz, do toalety? - spytałam cicho Grześka.
- Nie – mruknął. - A ty?
- Nieee – przeciągnęłam ostatnią literkę wyrazu i bardziej opatuliłam się okrywającą mnie bluzą, w ogóle nie zastanawiając się skąd się wzięła.
- Czyli śpimy dalej – powiedział cicho.
- Ehe – mruknęłam i ponownie odleciałam.
Ostatnią pobudkę zafundował nam Paul Lotman, który potwornie się wydarł.
- Co jest? - spytałam łapiąc się za głowę i przy okazji się za nią trzymając.
- Paul mało, co nie zaliczył gleby – poinformował mnie Bartman.
- Nic mu nie jest? - spytałam otwierając lekko oczy.
- Żyje – potwierdził tym razem Igła.
- Czyli można spać dalej – oparłam głowę ponownie na ramieniu Grześka.
- Mamy niecałe dwadzieścia minut, więc nie wiem, czy ci się opłaca – odezwał się siedzący za nami Łukasz Perłowski.
- A masz jakiś lepszy pomysł? - mruknął Kosa.
- Może pogramy w karty? - zaproponował środkowy grający z numerem dwunastym.
- Całkiem dobry pomysł – mruknęłam. - Tylko ja na rozbieranego nie gram – powiedziałam od razu i ugryzłam się w język.
Z siatkarzami z Resovii przeważnie wracając graliśmy o jakieś słodycze, czy od tak po prostu, a ja tu wyleciałam z takim czymś.
- Grałaś w pokera na rozbieranego? - zaciekawił się Igła i przewiesił się przez swoje oparcie.
- Z nami na pewno nie – powiedział ZB9 i poczynił podobnie do swojego kumpla.
- Takie rzeczy tylko z Grześkiem – zaśmiał się Pit, a z nim cała reszta blisko siedzących nas siatkarzy.

Ten jak coś palnie, to nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać.

- Zamknij się – mruknął pod nosem Kosa.
- No więc, kto jest za tym, żeby grać na rozbieranego? - zapytał zadowolonym głosem Bartman.
- Ja mam żonę – powiedział szybko Perłowski.
- Ja tak samo – odezwał się Igła.
- Zagramy trzy razy – powiedziałam dalej z zamkniętymi oczami. - Jeżeli wygram dwa razy, to myjecie i odkurzacie mi volvo.
- Wchodzę – zgodził się Bartman.
- Ja tak samo – ochotnikiem został również Piotrek.
- Grzesiek, możesz mnie wypuścić? - spytałam jak najciszej tylko mogłam, a widziałam i tak, że Zibi razem z Krzyśkiem wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Tak, jasne – zerwał się nagle. - Przepraszam – lekko się zaczerwienił, co było słodkie.

Opanuj się dziewczyno!

- Dawać karty – powiedziałam i wyswobodziłam się niechętnie z ramion Kosy.
Łukasz potasował karty, a ja sobie swobodnie ziewnęłam.
- Tylko wiecie, moje volviątko ma lśnić czystością – powiedziałam jeszcze.
- A co jeśli, któryś z nas wygra? - zapytał Zbyszek.
- To sprzątam i twoje auto, i twoje – wzruszyłam ramionami.
Na twarzach chłopaków pojawiły się uśmiechy.
Perłowski rozdał karty i zaczęła się gra. Pierwszą partię wygrałam ja, co bardzo mnie ucieszyło. W drugiej królował Piotrek, a w trzeciej Zbyszek, co już nie było takie super. Ostatnie rozdanie. Miałam chęć udusić Łukasza za tak felerne rozdanie. Nie miała w kartach nic oprócz jednej pary i to jeszcze waletów. Wymieniłam resztę. Doszedł jeden walet i dwa asy. Czyli tak źle jak myślałam wcale nie było. Uśmiechnęłam się nawet pod nosem.
- Sprawdzam – powiedział Zibi. - Dwie pary, ciekawie, ciekawie – cmoknął widząc karty Nowakowskiego. Posłałam mu promienny uśmiech i odsłoniłam swoje karty. - Ciężko będzie... - skrzywił się lekko widząc moje karty.

No volvo, szykuj się na porządne sprzątanie!

- Ale ciężko dla ciebie! - krzyknął uradowany Zbyszek i pokazał swoje karty.
Szczena opadła mi do samej autokarowej podłogi. Karty Zibiego ułożyły się w pięknego pokera królewskiego.
Krzysiek, Piotrek i reszta siatkarzy, oprócz Grześka (chwała ci za to, Grzegorzu!), która przyglądała się naszym poczynaniom zaczęła się śmiać, a Bartman cieszył się jakby rodzicie kupili mu najlepszy rower w całym jego mieście.
- Jeśli cię to pocieszy, to pomogę ci sprzątać te samochody – uśmiechnął się lekko Kosa.
Walnęłam swoim czołem o jego ramię.
- Wiesz, auta mają lśnić, akurat święta się zbliżają... - śmiał się Zibi.

Błagam, zamknij się!

- Dobra, dobra, będą na błysk – obiecał Grzesiek.
- Dobra panowie! - krzyknął Ogonowski i przez chwilę się zawahał. - I nasza pani fotograf, wysiadamy zaraz, tylko wstydu nie narobić!
- Tak jest! - zaśmiali się i w tym samym momencie autokar stanął.
Wszyscy zaczęli się ubierać.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się z wdzięcznością do Grześka.
- Niby za co? – zapytał odwzajemniając uśmiech. - Te auta posprzątamy w mig.
- Za to, że po prostu jesteś – powiedziałam na jednym wydechu.
- Cała przyjemność po mojej stronie – uśmiechnął się szeroko i założył mi na głowę czapkę, co wywołało i mój uśmiech i to jaki szeroki.

WYGRALIŚMY, WYGRALIŚMY, WYGRALIŚMY! ♥ Kuraś and Kubuś show! I love it! I to jest gra naszego wspaniałego zespołu! ;D
Epizod miał być wcześniej, ale się nie wyrobiłam, za co przepraszam ;)
Jeszcze raz: WYGRALIŚMY! I to za trzy punkty! ♥
A tak jeszcze na marginesie: JA CHCĘ GRZESIA W MECZACH Z USA! BŁAGAM!
Pozdrawiam ;*
poziomkowa.

WE ARE THE CHAMPIONS, KURWA!! ♥

A i jest jeszcze coś ;D PITER OŚWIADCZYŁ SIĘ OLI!! SZCZĘŚCIA, POMYŚLNOŚCI!! ;D Jak ja długo na tę wiadomość czekałam ;p

https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci?ref=hl

piątek, 28 czerwca 2013

Pięćdziesiąt cztery

Weszliśmy w głąb mieszkania, gdzie unosił się aromatyczny zapach. W kuchni urzędowała wysoka brunetka, bardzo ładna trzeba przyznać, z długimi nogami, szczupła. Włosy spływały jej falami aż do tyłka.
Ścisnęłam Zbyszka mocno za rękę. Nie wiem, czy go to zabolało, ale przynajmniej tego nie okazał.
Dziewczyna uśmiechnęła się do nas szeroko. Co ja bym dała, żeby mieć taki uśmiech... Kurde, zaczynam mieć przez nią kompleksy, jeszcze tego brakowało!
- Kamila poznaj Igłę – wskazał na uśmiechającego się od ucha do ucha Krzyśka; uścisnęli sobie dłonie. - Piotrka – wskazał blondyna, z którym również dziewczyna wymieniła uścisk dłoni. - Zbyszka – atakujący niezbyt chętnie uścisnął jej dłoń, ale brunetce serdeczny uśmiech nie schodził z twarzy. - I Emilię – uśmiechnął się szeroko, kiedy wypowiadał moje imię. Niechętnie, ale z uśmiechem na ustach, wymuszonym trzeba dodać, uścisnęłam dłoń partnerki Kosy. - A wy poznajcie moją siostrę...

Co on kurwa powiedział?! Siostrę?!

Jakiś kamień spadł mi z serca i stałam chyba trochę otępiała, bo dziewczyna zapytała:
- Może chcesz wody?
Pokręciłam głową.
Miałam ochotę wybuchnąć istnym śmiechem, sama z siebie oczywiście. Dlaczego ja od razu wbiłam sobie do głowy, że to jego dziewczyna?! Miałam do siebie pretensje. Przecież gdyby mnie i Zbyszka wczoraj, na przykład Piotrek nie znał, to też mógłby pomyśleć, że jesteśmy parą.
- Muszę do toalety – powiedziałam szybko.
Puściłam dłoń Zbyszka i z prędkością światła wpadłam do ubikacji i zamknęłam głośno drzwi. Otwartą dłonią przyłożyłam sobie prosto w czoło. Musiałam zatkać sobie usta dłonią, aby stłumić śmiech, jaki wydobył się z mojego wnętrza. Śmiech z mojej własnej głupoty.
- Em? - odezwał się Piotrek i zastukał lekko w drzwi. - Dobrze się czujesz?
- Wyśmienicie! - odkrzyknęłam z uśmiechem na ustach.
- Masz wahania nastrojów jak kobieta w ciąży – stwierdził głośno Igła.
- Krzysiu, powtarzasz się – zaśmiałam się i dla niepoznaki spuściłam wodę w toalecie.
Umyłam ręce i wyszłam z łazienki.
- Przepraszam, ale chyba coś mi zaszkodziło – skłamałam.
- Na żołądek, czy na głowę? - zaśmiał się Ignaczak, za co zarobił po głowie.
- Przepraszam, ale ten nasz libero czasami nie potrafi się zachować – uśmiechnęłam się do Kamili.
Odwzajemniła uśmiech i poprosiła, abyśmy zajęli miejsca przy stole. Wykonałam jej polecenie i usiadłam na jednym z miejsc przy nakrytym stole. Obok mnie usiadł Zbyszek, a po drugiej stronie zostało wolne miejsce dla Grześka lub jego siostry.
- Ale jaja – mruknął mi do ucha ZB9. - Nigdy bym się nie spodziewał, że będzie obściskiwał się z własną siostrą – zaśmiał się cicho.
- Oj, nie odzywaj się – uśmiechnęłam się do niego. - Nie powinnam brać od razu sobie do serca zwykłego przytulenia i pocałunku w czoło – powiedziałam. - Następnym razem pomyślę, zanim coś wywnioskuję.
- Nie będzie następnego razu – uśmiechnął się.
Nie zdążyłam już nic odpowiedzieć, ponieważ Kamila zaczęła nakładać mi na talerz jedzenie. Lepszej pieczeni nigdy nie jadałam, musiałam to przyznać.
- Chyba wyciągnę od ciebie przepis – powiedziałam do brunetki.
- Jeśli ja od ciebie dostanę na ten sernik, który tak wychwalał Grzesiek – uśmiechnęła się.
Kąciki moich ust powędrowały lekko ku górze.
- Mama powiedziała, że bez przepisu ma nie wracać do Katowic.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, oczywiście oprócz bruneta.
- Kam... - mruknął cicho w stronę siostry.
- No co? - spojrzała na niego przez chwilę. - Taka prawda – przeniosła wzrok na mnie. - Dużo o tobie opowiadał.
Na twarzach Igły, Cichego i Zibiego wykwitły przepiękne, szerokie uśmiechy.
- Jak tak opowiadał, to stwierdziłam, że musisz być ideałem.
Zaśmiałam się głośno.
- Na pewno nie – pokręciłam przecząco głową.
- Kam... - kolejne mruknięcie ze strony Grześka.
- Ej, ej panie kolego – uśmiechnęłam się do Kosy. - Chcę posłuchać co o mnie ciekawego naopowiadałeś. Więc? - przeniosłam wzrok na Kamilę.
- Dowiedziałam się tylko i aż tyle, że jesteś sympatyczna, uczynna, miła...
- Miła? - Zbyszek aż się zadławił. - To ty chyba nie wiesz, co oni ostatnio zrobili.
Atakujący dostał ode mnie porządnego kuksańca w bok.
- No właśnie, może poopowiadacie mi jakieś historie? - Kamila wbiła w naszych przyjaciół wzrok. - Grzesiek jak mi o was opowiadał, to mówił samymi przymiotnikami, a żadnych historii nie.
- Może kiedy indziej – zaczęliśmy z Grześkiem w tym samym momencie.
- Ależ dlaczego? - zapytał słodkim głosikiem Zbysław.
Wbiłam w niego wzrok mówiący „nie przesadzaj”, ale kto by mnie tam słuchał?
- Słuchaj, byliśmy po meczu w Gdańsku i spaliśmy sobie kulturalnie w swoich pokojach... - zaczął Bartman.
- Czy ja wiem, czy każdy w swoich? - zapytałam wsadzając sobie kawałek pieczeni do buzi.
- To już inna historia – machnął ręką Igła. - Opowiemy ci później – obiecał, a ja razem z Grześkiem zgromiliśmy go wzrokiem, co wywołało tylko jego szeroki uśmiech.
- Ale wróćmy do tego poranka – przypomniał o sobie Zibi. - Wyobrażasz sobie, że ta dwójka o siódmej rano wysmarowała nas pastą do zębów, a później uciekali przed nami po całym holu? - Kamila spojrzała z niedowierzaniem na swoje brata i uśmiechnęła się szeroko.
- Jakim całym, jakim całym? - popukałam się w czoło. - Uciekliśmy wam tylko z pierwszego piętra do restauracji.
- Ale czekaj, czekaj jak to było? - zamyślił się Igła. - A! Już mam! Pierwsze co mnie obudziło, to krzyk Zbyszka i jego cytuję „kurwa mać” - dziewczyna zaczęła się śmiać. - A potem obudził się też Piotrek i podobny krzyk jak ten, który zacytowałem wcześniej. Wychodzę sobie na korytarz, Em w ramionach Grześka...

To sobie mogłeś podarować
, przemknęło mi przez myśl..
- A przed nimi Marcin Ogonowski, nasz drugi trener i drze się na nich, cytuję „od samego rana same śmiechy i kurwy latają” - dziewczyna wybuchnęła śmiechem. - A co nasza Em, powiedziała sobie pod nosem? Ktoś wie? - spojrzał teatralnie po wszystkich zebranych. Wbiłam w niego ostry wzrok. - Że kurwy nie latają i ruszyli w długą.
Igła, Piotrek, Zbyszek i Kamila wybuchnęli głośnym śmiechem, a ja spuściłam wzrok.
- Kiedyś ich zabijemy, co ty na to? - mruknął do mnie Kosa.
- Bardzo ciekawa propozycja – odmruknęłam.
- A teraz może opowiemy coś my? - odezwał się głośniej Grzesiek.
Spojrzałam na niego z lekkim przerażeniem w oczach.
- Chcesz zobaczyć, jak nasi kochani przyjaciele ładnie wyglądali po jeździe do Gdańska? - wyszczerzył się i wstał z krzesła.
- Nie zrobisz tego – powiedział Zbyszek i wbił wzrok w środkowego.
- Dlaczego by nie? - uśmiechnęłam się szeroko. - Słuchaj, Zbyszek wygląda tam przesłodko – poinformowałam słodkim głosikiem. - Ma takie motylka na cały policzek – uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Serio? - zdziwiła się.
- Serio, serio – pokiwałam głową, a ona wybuchnęła śmiechem.
- Patrz – brat podał jej aparat.
Kiedy on zdążył zgrać te zdjęcia?
- O cholera! - wybuchnęła jeszcze głośniejszym śmiechem.
- Zginiesz marnie – mruknął do mnie Zbyszek.
- To gdzie się pozabijamy? - odmruknęłam miłym głosikiem.
- Bardzo ładnie – skomentowała dziewczyna i uśmiechnęła się szeroko.
- Prawda, że ładnie wyszły mi rysunki? - wyszczerzyłam się.
- To też – uśmiech nie schodził jej z twarzy. - Ale też bardzo ładnie razem wyglądacie – pokazała wyświetlacz aparatu, na którym było zdjęcie, które przedstawiało śpiących mnie i Grześka i to jeszcze to, które Kosa skomentował, że wyglądam jak wampir.
Myślałam, że zapadnę się pod ziemie, razem z czarnowłosym środkowym, a nasi przyjaciele śmiali się w głos.
- Sami się wpakowali – skomentował Bartman, co wywołało kolejną salwę śmiechu.
- Przepraszam – mruknął do mnie Kosa.
- Nie masz za co – uśmiechnęłam się lekko i wzięłam się za jedzenie mojego obiadu.
Aż do godziny czternastej siedzieliśmy u Kosoków dwóch. Z Kamilą złapałam bardzo dobry kontakt, rozmawiało nam się naprawdę bardzo dobrze. Przez cały ten czas chłopaki opowiadali jej historyjki ze mną i z Grześkiem w roli głównej, co wywoływało śmiech Kamili i zdanie, wypowiedziane kilka razy: ciesz się, że mama nie wie, na co tylko kręcił głową, podobnie jak ja.
Podsumowując. Zachowałam się strasznie głupio biorąc Kamilę od razu za dziewczynę Grześka, polubiłam tę dziewczynę, a i utwierdziłam się w przekonaniu, że kocham mężczyznę o czekoladowych tęczówkach i w tym, że jestem strasznie o niego zazdrosna, o czym on w ogóle nie wiedział. I raczej tak na razie zostanie, na tę chwilę nie potrafiłam wziąć się w garść i zacząć poważnej rozmowy z Grześkiem.


NO LEPIEJ SIĘ TE WAKACJE ROZPOCZĄĆ NIE MOGŁY! A CO MI TAM, MACIE NOWY EPIZOD JESZCZE DZISIAJ!
WYGRALIŚMY, WYGRALIŚMY, WYGRALIŚMY! KURWA! ;D
MVP OCZYWIŚCIE BARTOSZ KUREK! PIĘKNE SERIE KURAŚ! ;D WIĘCEJ TAKICH!
DOBREJ NOCKI! ;*

Pięćdziesiąt trzy

Siedziałam na fotelu w ciepłej, a przy okazji i za dużej bluzie z chusteczkami higienicznymi przy boku. Połowa czystych, połowa zasmarkanych i mokrych. Wycierałam właśnie nos, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Skrzywiłam się, ale podniosłam tyłek z fotela. Wytarłam twarz, odkaszlnęłam, przyklepałam włosy i poszłam do drzwi.
- Em, otwórz! - usłyszałam donośny głos Zbyszka, kiedy chwytałam za klamkę.
No ładnie, jeszcze ich tu brakowało.
Przekręciłam klucz i otworzyłam drzwi.
- Czemu płaczesz? - zapytał od razu Piotrek wbijając we mnie wzrok.
Westchnęłam tylko i ruszyłam w głąb mieszkania.
- Coś z sercem? - spytał przejęty Zbyszek i zamknął drzwi wejściowe.
- Taa... - mruknęłam pod nosem.
- Czemu nam nic nie powiedziałaś?! - ryknął na mnie Piotrek.
Dopiero teraz zrozumiałam, że chodzi im o chorobę.
- To nic związanego z leczeniem – wyjaśniłam.
- Czyli jak z sercem, to Kosa – olśniło Bartmana.
Klapnęłam zrezygnowana na fotel, a chłopaki na kanapę.
- No mów, co się stało – polecił środkowy.
- Nic się nie stało – wzruszyłam ramionami.
- Gdyby nic się nie stało, to nie ryczałabyś tu teraz – burknął ZB9.
- Nie mówiliście, że ma kogoś – mruknęłam prawie niedosłyszalnie.
- Coś ty powiedziała? - zapytał zdziwiony atakujący.
- Przecież Kosa nie ma żadnej dziewczyny – powiedział głośno Piotrek.
- To masz jakieś złe informacje – burknęłam i wysmarkałam nos w chusteczkę. - Chyba z jakąś nieznajomą nie obściskiwałby się pod halą.
- O czym ty, do cholery mówisz? - chłopaki wbili we mnie wzrok.
Pociągnęłam nosem i opowiedziałam im, co zobaczyłam jakieś pół godziny temu pod halą na Podpromiu. Siedzieli i wpatrywali się we mnie bez słów.
- No powiedzcie coś – poprosiłam.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć – zamyślił się Piotrek.
Musiałam przyznać, że to co zobaczyłam trochę mnie zdziwiło, ale doszłam do wniosku, że wcale nie powinno. Przecież Grzesiek był zabawny, miły no i przystojny, a i samotny, więc co się dziwić, że wreszcie ktoś zawrócił mu w głowie. Ale to nie zmieniało faktu, że nie byłam zazdrosna. Zazdrościłam tej kobiecie, aż za bardzo. Mogła go mieć przy sobie, całować, kiedy tylko jej się spodobało, mówić, że go kocha, a ja? A ja siedziałam jak ta sierota w za dużej bluzie, ze stertą chusteczek i użalałam się nad swoim życiem.
- Czyli w niczym się nie pomyliliśmy – wyrwał mnie z zamyślenia głos Zibiego.
- Niby w czym? - spojrzałam na niego.
- Że go kochasz – odpowiedział pewnym tonem głosu.
- Nawet jeśli, to co mi po tym? - zapytałam. - Teraz pewnie... albo nie, nie chcę myśleć, co oni teraz robią – pokręciłam głową.
- Nic mi tu nie pasuje – mruknął pod nosem Nowakowski.
- A co ma ci pasować? - wbiłam w niego wzrok. - Jesteśmy przecież przyjaciółmi, a przyjaciele nic więcej do siebie nie czują – skrzywiłam się.
- Wiem, że to rutyna, ale wszystko będzie dobrze – powiedział Zbyszek i wziął mnie na kolana, jak małą dziewczynkę.
- Dzięki, tatku – mruknęłam pod nosem bez żadnego śladu pozytywnego humoru.
- Ktoś złamał mojemu Serniczkowi serce, więc ja złamię mu nos – pocałował mnie czule w czoło.
Pokręciłam tylko głową i wtuliłam ją w jego szyję, a on mocno mnie objął.
Nie mam pojęcia, jak długo tak siedzieliśmy, ale rano obudził mnie budzik i byłam we własnym łóżku i to sama. W mieszkaniu było strasznie cicho. Wstałam z łóżka całkowicie wypoczęta. Czyżby wypłakiwanie się dawało powera na następny dzień? Ponoć płacz oczyszcza, ale czy aż tak?
Weszłam do kuchni, zrobiłam jakieś śniadanie, które zniknęło z talerza z prędkością światła. Wrzuciłam jeszcze w Internet zdjęcia z wczorajszego meczu i wpadłam do sypialni, aby się ubrać. Na dzisiejszym treningu musiałam być, więc nie miałam nic do gadania.
Kiedy się ubierałam, nachodziły mnie dziwne myśli. Co zrobię jak zobaczę Grześka? A co będzie jeżeli jego dziewczyna przyjedzie razem z nim na trening? Przełknęłam ślinę i wyszłam z mieszkania bojąc się tego, co stanie się za kilka minut.
Wskoczyłam do volva, odpaliłam radio, z którego popłynął jakiś utwór z lat osiemdziesiątych i wyjechałam spod bloku. Pod halę dotarłam jako jedna z pierwszych. Na parkingu stało już auto Zbyszka oraz Nikoli Kovacevica. Tego pierwszego zauważyłam, stał razem z Piotrkiem obok audi, a Serb pewnie był już w środku.
- Dzięki – powiedziałam, kiedy wysiadłam z samochodu.
- Nie ma za co – odparł Bartman.
- Twoje klucze – wręczył mi pęk kluczy Piotrek.
- Wyspaliście się w ogóle? - spytałam, ale odpowiedzi nie uzyskałam, ponieważ obok nas zaparkowała czarna alfa romeo.
- Nic nie mówcie – powiedziałam cicho, bo Zbyszek trochę stracił cierpliwości.
W samochodu wysiadł uśmiechnięty Kosa.
- Cześć - przywitał się i wyciągnął torbę z bagażnika.
Przywitaliśmy się niezbyt ochoczym tonem.
- A wam co? - popatrzył na nas. - Nie wyspaliście się?
- W porównaniu do ciebie, to ktoś płakał pół nocy – mruknął prawie niesłyszalnie Bartman, za co zgromiłam go wzrokiem.
- Po prostu źle spaliśmy – wzruszyłam ramionami i ruszyłam do przodu.
- Co robisz po treningu? - dogonił mnie Kosa.
- Pewnie nic, a dlaczego pytasz? - spytałam obojętnie, a przynajmniej tak chciałam.
- Chciałbym ci kogoś przedstawić – uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- My też możemy? - wtrącił się Bartman.
- Jasne! - odparł zadowolony Grzesiek, a mnie aż ścisnęło w sercu. - To po treningu zapraszam do mnie – uśmiechnięty od ucha do ucha wleciał do szatni.
Ukłucie w sercu było bardzo bolesne.
- Może lepiej będzie jak wrócisz do domu – powiedział Cichy i objął mnie lekko ramieniem.
- Nie, wszystko okej – wysiliłam się na uśmiech.
- To chyba nie najlepszy pomysł na to, abyś tam jechała – dopowiedział Zbyszek.
- Chcę zobaczyć co ta dziewczyna w sobie ma, a czego nie mam ja – mruknęłam pod nosem i skierowałam się centralnie na boisko, gdzie czekał już na mnie uśmiechnięty Mieszko.
Porozmawiałam z nim chwilę, później na boisko weszli trenerzy, a po chwili i zawodnicy. Przez cały treningu unikałam wzroku i w ogóle patrzenia na Kosę, jak ognia. Zbyszek wyżywał się na nim na każdym kroku, a kilka razy zaatakował tak mocno, że aż trener Kowal zwrócił mu uwagę, że Kosę chce mieć do dyspozycji, a nie z gipsem na rękach.
Nie powiem, bo ode mnie opieprz też zebrał, kiedy przyszedł się napić.
- Zachowujesz się trochę nie fair – skwitowałam.
- A on w stosunku do ciebie był fair? - spojrzał na mnie uważnie i wrócił pod siatkę.
Westchnęłam zrezygnowana i klapnęłam na krzesełko.
- Stało się coś? - zapytał Kosa, który pojawił się nagle obok mnie.
- Nie – pokręciłam głową.
- Coś mi się nie wydaję, że chodzi o tą nieprzespaną noc – usiadł obok mnie.
Gdybyś wiedział o kogo chodzi, to teraz byś tutaj tak spokojnie nie siedział.
- O nic więcej nie chodzi – odpowiedziałam pewnym głosem i uśmiechnęłam się szeroko.
- Kosa, czy my tu jakieś randki urządzamy, czy trenujemy?! - wydarł się na niego Marcin.
Igła razem z częścią polskich zawodników, nie wliczając oczywiście Piotrka i Zbyszka, zaczęli się śmiać, a ja spuściłam głowę.
- Sorry! - odkrzyknął i wbiegł ponownie na boisko.
Trening zleciał szybko, czym nie byłam zadowolona. Oznaczało to, że jestem coraz bliżej poznania wybranki serca Grześka i doprowadzało mnie to do chęci płaczu. Nie doprowadzałam się do takiego stanu nawet, kiedy do Jurka zalecały się jakieś panienki.
Jechałam jak najwolniej się tylko dało, co zaowocowało tym, że chłopaki musieli na mnie czekać.
- Em, co ty w ciąży jesteś? - zaśmiał się libero, kiedy wysiadłam z samochodu.
Burknęłam pod nosem sama nie wiem co i ruszyłam do mieszkania Grześka obok Zbyszka, którego trzymałam pod ramię.
- Jak chcesz, to jeszcze możemy zwiać – mruknął do mnie cicho, kiedy byliśmy kilka sekund przed wejściem do windy.
Pokręciłam tylko głową i wkroczyłam do windy. Grzesiek nacisnął odpowiedni guzik i chwilę później byliśmy już na odpowiednim piętrze. Chłopaki szybko pokonali odcinek do drzwi grześkowego mieszkania, a ja ze Zbyszkiem strasznie się wlekliśmy. Nawet nie wiem, kiedy serce podeszło mi pod samo gardło.
Weszliśmy do mieszkania i zaczęliśmy się rozbierać z kurtek, szalików i w moim przypadku jeszcze z czapki.
- Kamila, jesteśmy! - krzyknął gospodarz.
Przełknęłam ślinę i ściągnęłam kozaka z prawej nogi, a po chwili i z lewej.
No to czas poznać wybrankę serca Grześka...



PIĄTEK I WAKACJE!! ♥ I LOVE IT! ♥
MECZ, MECZ, MECZ!! ♥ I to jeszcze na otwartym Polsacie! Kto nie miał Polsatu Sport, nie musi już się katować transmisjami internetowymi ;)
Dzięki za kolejny list! ;)


DZIĘKUJĘ ZA TAKĄ LICZBĘ WYŚWIETLEŃ! ♥
WAKACJE!! ♥ Nie ma to jak rozpocząć je od jednej z moich ulubionych piosenek („Ona jest ze snu” zespołu IRA), która poleciała w radiu akurat, kiedy wsiadałam do auta po zakończeniu! ;D
Pozdrawiam Was serdecznie ;*
poziomkowa.

https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci