sobota, 10 sierpnia 2013

Siedemdziesiąt


Siedemnasty luty oznaczał jedno: pierwszy dzień rywalizacji w play-offach Plus Ligi. Wszystko rozpoczęło się na naszym rzeszowskim parkiecie i to zwycięstwami nad Skrą Bełchatów. Trzy do jednego, jakże piękny wynik. Kolejny dzień, poniedziałek, zapowiadał kolejne starcie z drużyną z Bełchatowa. Już wcale tak łatwo nie było, ale zwyciężyliśmy, trzy do dwóch.
Przez kolejne dni chłopaki biegali na treningi, a po treningach razem z Grześkiem wpadaliśmy do sklepów meblowych i w nich spędzaliśmy resztę dnia. Wybieranie wszystkiego, nawet najmniejszych detali było bardzo męczące, ale z patrzyliśmy na wszystko z pozytywem. Czekaliśmy tylko na ciepłe dni, aby wziąć się za malowanie pomieszczeń, a potem, aby wpadła ekipa i położyła podłogi.
Cały ten czas nie mogłam się nadziwić, jak to wszystko szybko leciało i w jakim tempie w ogóle to wszystko się potoczyło. Urządzam dom, nasz wspólny dom, a właściwie to urządzamy. Jeszcze trzy miesiące temu, gdyby mi ktoś powiedział, że zajdzie w moim życiu tyle zmian, to stuknęłabym się w głowę.
Wielką radość sprawiało mi patrzenie na Grześka, kiedy siedział pochylony nad papierami w moim mieszkaniu i główkował jak zrobić coś jeszcze lepiej. Nie zwracał wtedy uwagi na nic innego, więc spokojnie mogłam stać oparta o ścianę z kubkiem gorącej herbaty i po prostu patrzeć na niego z uśmiechem.
Przez cały ten tydzień Ala nie opuszczała Rzeszowa. Zastanawiające było to dla każdego z nas, ale nic nie mówiliśmy. Grzesiek stawiał na to, że dziewczyna wzięła sobie po prostu urlop, ale mnie i tak coś nie pasowało.
W sobotę kilka minut po dziewiątej zjawiłam się na parkingu przed Podpromiem, ponieważ wyjeżdżaliśmy dzisiaj do Bełchatowa. Ledwie wysiadłam z volva, a dobiegła do mnie Ala.
- Cześć – przywitałam się z uśmiechem i zamknęłam samochód na klucz.
- Hej.
- Przywiozłaś Piotrka? - spytałam kiwając głową na autokar.
- Taa... Em, czy to nie wygląda dziwnie? - zapytała patrząc na mnie.
- Ale co?
- To że mieszkam u Piotrka... - podrapała się po głowie.
- Nie widzę w tym nic dziwnego – odparłam.
- Tylko... - zatrzymała się na chwilę. - No...
- Wykrztuś to z siebie – uśmiechnęłam się lekko.
- Ja nie wracam do Gdańska...
Nic z tego nie rozumiałam.
- Pamiętasz jak mówiłam ci o mojej przeszłości? - spytała nie spuszczając ze mnie wzroku; kiwnęłam głową. - To wszystko dotarło do prezesa kliniki...
- Ooo – wydałam z siebie taki oto dźwięk.
 
Bardzo inteligentna odpowiedź, Em
, przeszło mi przez myśl.
- I mnie zwolnili, a Piotrek poprosił, abym wprowadziła się do niego... - westchnęła.
Uśmiechnęłam się lekko. Piotrek zawsze pozostanie tym uczynnym i miłym Piotrkiem.
- Nie wygląda to tak, jakbym chciała zrobić go na szaro? Wiesz, żyć z jego wypłaty i tak dalej?
- A chcesz tak żyć?
- Oszalałaś! - mało co nie krzyknęła.
- Więc niczym się nie przejmuj – uśmiechnęłam się do niej. - Masz szczęście, że trafiłaś na Piotrka.
- Jestem cholerną szczęściarą, co? - spytała patrząc na autokar.
- Obie jesteśmy – powiedziałam również patrząc w tę samą stronę.
- Emilka! - wydarł się Marcin stojąc w wyjściu z autobusu. - Długo jeszcze?!
- Już idę! - odkrzyknęłam.
Pożegnałam się z Alą, której jeszcze raz powiedziałam, że ma się niczym nie przejmować i ruszyłam do autokaru wypełnionego samymi mężczyznami. Jak zwykle zajęłam swoje miejsce obok Grześka.
- Cześć Słońce – przywitał się ze mną i cmoknął w policzek.
- Witam – uśmiechnęłam się szeroko.
- Oszczędźcie nam tych waszych czułości – rzucił śmiejący się Krzysiek.
- Ja też ciebie i Iwonę prosiłam wtedy pod namiotami – przypomniałam mu. - Tylko wyprosiłam to tak, że musiałam kupić sobie stopery do uszu.
- Jakaś pikantna historyjka? - zainteresował się siedzący obok libero Zbyszek.
- To było jedenaście lat temu! - zauważył Igła.
- A ja miałam piętnaście lat - przypomniałam mu.
- Wkraczałaś w życie dorosłych – Krzysiek nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Nie miałam wtedy nawet chłopaka!
- Ale ja miałem Iwonę i na tym zakończmy tę dyskusję – uśmiechnął się do mnie szeroko i odwrócił plecami.
Pokręciłam tylko głową i rozsiadłam się wygodnie w swoim fotelu.
- Zagrajmy w karty – zaproponował Piotrek i wyciągnął z plecaka jedną talię.
- Jestem za – uśmiechnął się siedzący za nami Łukasz Perłowski.
- Tylko tym razem o coś, co da się zrobić – Zbyszek wbił we mnie wzrok.
- Oj tam – uśmiechnęłam się przypominając sobie o poprzedniej grze w pokera.
- To jak rozkładać karty? Na pokera? - zapytał tasując karty Nowakowski.
Kiwnęłam głową, po czym usiadłam bokiem i oparłam się o plecy bruneta.
- My z Grześkiem gramy jako jedna osoba – poinformowałam z uśmiechem.
- Wy w jedność, to możecie... - zaczął Krzysiek.
- Nie zaczynaj – zaśmiał się czarnowłosy środkowy bloku. - Jak chcesz możesz z Zibim grać jako jedna osoba – zaproponował biorąc karty od Piotrka.
- Nie skorzystam – odezwał się Zbyszek i usiadł na sąsiednim siedzeniu.
- Tylko nie oszukiwać – powiedział Łukasz i popatrzył w swoje karty.
Nie widział naszych, ponieważ usiadł na brzegu swojego siedzenia.
- Zostaw tę i tę – wskazałam na asa i damę - a resztę wymień – poleciłam Grześkowi.
Zrobił tak jak mu kazałam. Na mojej twarzy wykwitł szeroki uśmiech, kiedy karty, które dostał za wymianę i te, które pozostały, ułożyły się w karetę.
- Pasuję – powiedział Piotrek.
- Ja tak samo – przyłączył się do niego Zbyszek.
- A my sprawdzamy – uśmiechnęłam się.
- Ale czekaj, czekaj – zatrzymał mnie Krzysiek. - O co gramy?
- Jeśli wygramy my – wskazałam na siebie i Grześka. - Żaden z was się nie czepia jeśli się pocałujemy – uśmiechnęłam się.
- A jeśli wygram ja, albo Łukasz?
- Czekamy na propozycje – odezwał się uśmiechnięty Grzesiek.
- Stawiacie mi po prostu dobre piwo – zaśmiał się Perłowski.
Uniosłam kciuk w górę, tym samym zgadzając się na jego układ.
- Nie wypomnisz mi już nigdy tych wakacji pod namiotami.
- Stoi, a teraz pokazywać, co tam macie – powiedziałam.
Pierwszy swoje karty odkrył środkowy. Dwie pary, króle i damy. Igła miał również dwie pary, tyle, że asy i walety.
Wymieniliśmy z Grześkiem uśmiechy. Lekko się pocałowaliśmy i w tym samym momencie wyłożyliśmy karty.
- Żądam rewanżu! - krzyknął libero.
Wygraliśmy!
- Nie ma żadnego rewanżu – uśmiechnęłam się do niego. - A teraz bardzo przepraszam, ale dzwonię do Dzika z życzeniami urodzinowymi.

Z Bełchatowa niestety nie przywieźliśmy żadnego zwycięstwa. Dawało nam to stan rywalizacji dwa do dwóch, więc w piątym meczu rozstrzygnie się wszystko. Innej opcji nie było, jak takiej, że musimy to wygrać.
Po meczach ze Skrą chłopaki dostali dwa dni wolnego, które z Grześkiem postanowiliśmy wykorzystać, żeby zrobić coś w domu. We wtorek, kiedy już się wyspaliśmy, wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy na budowę.
Kiedy razem ze środkowym wyszliśmy z auta i popatrzyłam na dom, dalej nie mogłam uwierzyć, że naprawdę będę tu mieszkać. I że to naprawdę wszystko należy już do nas, ze mamy to na własność.
- Chodź – uśmiechnął się Grzesiek i chwycił mnie za rękę.
Otworzył dom i weszliśmy do zimnego domu. Siatkarz usiadł na schodach, a ja mu na kolanach.
- Dalej mi ciężko w to uwierzyć – westchnęłam i ogarnęłam wzrokiem cały salon oraz kuchnię.
- Zamieszkamy to uwierzysz – uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
- Jesteś pewny? - spojrzałam na niego.
- Tego, że chcę, żebyś tu ze mną zamieszkała? - uniósł brwi do góry, a ja kiwnęłam głową. - Nigdy więcej nie zadawaj mi tego pytania – powiedział pewnym tonem.
- Jeszcze się możesz wycofa... - nie skończyłam mówić, ponieważ usta Grześka napotkały moje i złączyły się w długim pocałunku.
- Jeszcze raz zadasz mi tego typu pytanie, a będzie z tobą źle – oznajmił, kiedy oderwał się ode mnie. - Kocham cię i nie widzę tutaj żadnej innej kobiety – uśmiechnął się i lekko musnął moje wargi swoimi.
Uśmiechnęłam się na jego słowa. W zupełności mi to wystarczyło.
Przez kolejne dwie godziny próbowaliśmy ogarnąć trochę bałagan, jaki był w domu. Posprzątaliśmy strzępki czegoś, co nawet nie potrafiłam nazwać, pozamiataliśmy i zdrapaliśmy z podłogi ostatki tynku, który się na niej znalazł.
Zimno, do tego zmęczenie po pracy dało o sobie szybko znać, więc nawet nie wiem, kiedy zasnęłam i to jeszcze w samochodzie. Obudziłam się już we własnym łóżku, a obok mnie spał skulony Grzesiek. Dopiero po chwili zorientowałam się, że zabrałam mu całą kołdrę.
 
Brawo Em, rób tak dalej!
, zbeształam się w myślach i przykryłam cicho pochrapującego środkowego. Najciszej jak tylko mogłam wyszłam z łóżka i wyszłam z pokoju. Zapaliłam światło w kuchni i nastawiłam wodę w czajniku. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Siedem minut po trzeciej nad ranem. Przetarłam oczy i otworzyłam szafkę, gdzie znajdywały się kubki. Nie zdążyłam wyciągnąć nawet jednego, ponieważ dwa i to jeszcze jeden mój ulubiony, wyleciały z szafki prosto na kafelki i zrobiły niesamowity hałas.
- Cholera jasna! - warknęłam i skrzywiłam się na dźwięk jaki wydało potłuczone szkło.
- Co się dzieje? - z pokoju wyleciał zaspany Grzesiek w samych bokserkach.

Brawo, jeszcze go obudziłaś!
, ryknęło mi w głowie.
- Nic – powiedziałam. - Przepraszam, że cię obudziłam, wracaj do łóżka.
- Twój ulubiony kubek – skrzywił się lekko i wskazał na podłogę.
- Jakoś przeżyję – burknęłam i wyciągnęłam z szafki pod zlewem zmitokę i małą miotełkę.
- Daj – wyciągnął rękę po przybory do sprzątania.
- Spokojnie, narobiłam to i posprzątam – uśmiechnęłam się do niego lekko i wzięłam się za sprzątanie rozbitych kubków. - Jak możesz to wlej mi soku, bo jakoś herbaty mi się odechciało.
Sprzątnęłam szkoło z podłogi i wyrzuciłam je do śmieci.
- Proszę – siatkarz podał mi szklankę z sokiem pomarańczowym.
Podziękowałam i upiłam łyk.
- Idziemy spać, okej? - odstawiłam szklankę do zlewu i przetarłam oczy.
Kiwnął głową i chwycił mnie za rękę, po czym poprowadził do sypialni, gdzie objęci, ponownie otworzyliśmy bramy krainy Morfeusza.
Następne popołudnie spędziliśmy na zwożeniu farb, kafli oraz paneli do domu. Bolała mnie już głowa od tych wszystkich zamówień, a Grzesiek był wkurzony, bo staliśmy aktualnie na parkingu pod jednym ze sklepów i już drugi raz pomylili nam panele do naszej sypialni. Oparłam czoło o ramię środkowego i głośno westchnęłam.
- Zawieziemy to i jedziemy coś zjeść – powiedział.
Po chwili podszedł do nas jeden z pracowników sklepu i zapakował do samochodu wreszcie prawidłowe panele. Aż odetchnęliśmy z ulgą.
Kolejna godzina minęłam nam w barze, gdzie zjedliśmy syty obiad i wypiliśmy po kubku gorącej herbaty.
- Jestem tak zmęczony, a to dopiero początek – westchnął.
- Damy radę – uśmiechnęłam się do niego i cmoknęłam w policzek.
Po obiedzie wpadliśmy do mieszkania Kosy, gdzie Kamila razem ze Zbyszkiem siedzieli na kanapie i oglądali jakiś film, a mała Julka drzemała w swoim łóżeczku. Posiedzieliśmy razem, a potem Grzesiek odwiózł mnie do domu.
- Wejdziesz? - spytałam odpinając pas.
- Przecież wiesz, że jak wejdę, to będę musiał zostać – powiedział patrząc na mnie z uśmieszkiem.
- Wiesz, że mnie to wcale nie przeszkadza – wyszczerzyłam się i złapałam za klamkę.
Westchnął, a ja lekko go pocałowałam.
- No dobra, zobaczymy się jutro – posłałam mu jeszcze jeden uśmiech i wyskoczyłam z samochodu.
Kiedy wchodziłam do bloku, obejrzałam się za siebie i z uśmiechem pomachałam siedzącemu w aucie Grześkowi. Odmachał mi, więc wkroczyłam do bloku. Wbiegłam po schodach, otworzyłam swoje mieszkanie i rozebrałam się z kurtki oraz szalika i czapki. Weszłam do kuchni i od razu nastawiłam wodę na herbatę. Było mi strasznie zimno, więc migiem znalazłam się w sypialni. Wyciągnęłam z szafy bawełnianą, za dużą koszulkę i leginsy, po czym skierowałam się do łazienki. Otwierałam właśnie do niej drzwi, kiedy rozległ się dzwonek.
- Idę! - krzyknęłam.
Rzuciłam ubrania na krzesło i podbiegłam do drzwi, które otworzyłam.
- Przecież nie chciałeś wejść – powiedziałam i oparłam się o drzwi.
- Zmieniłem zdanie – wyszczerzył się i zrobił krok w moją stronę.
- Ja też – uśmiechnęłam się i trzasnęłam drzwiami.
Zaśmiałam się cicho.
Usłyszałam pukanie.
- Kto tam? - zapytałam słodkim głosikiem.
- Em, otwórz! - usłyszałam głos Grześka.
- Już ci mówiłam, że zmieniłam zdanie.
- Wcale go nie zmieniłaś – powiedział pewnym tonem.
- Wejdź za dziesięć sekund – oznajmiłam po chwili. - Jeśli znajdziesz mnie w przeciągu siedmiu, zostajesz – wyszczerzyłam się.
- Niech ci będzie – zgodził się.
- Licz, ale pomału! - krzyknęłam.
Westchnął głośno, ale zaczął liczyć.
- Jeden... – znalazłam się w salonie. - Dwa... – zawahałam się, gdzie mam się schować. - Trzy... – szafa. - Cztery... – biegnę do sypialni. - Pięć... – jestem w pokoju. - Sześć... – otwieram szafę. - Siedem.. – upycham ciuchy na jedną stronę. - Osiem... – niezdarnie włażę do szafy. - Dziewięć... – usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. - Dziesięć... – zamknęłam drzwiczki szafy, a Grzesiek wkroczył do mieszkania. - Siedem.. – zaczął odliczać. - Sześć... - mogłam dać sobie rękę uciąć, że zajrzał do łazienki. - Pięć... Cztery... Trzy... - jest w sypialni. - Dwa... - zatykam sobie usta dłonią, aby nie wybuchnąć śmiechem. - Jeden... - drzwi szafy otworzyły się i ujrzałam rozbawionego Grześka. - Znalazłem!
- Znalazłeś, znalazłeś – zaśmiałam się i mocno go pocałowałam, niezdarnie wychodząc z szafy przy okazji.
- Zawsze znajduję – uśmiechnął się i ponownie mnie pocałował, a ja chwyciłam go za kark.
- Wiem – wyszeptałam tuż przy jego ustach.
- I zawszę będę znajdywał – nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Nawet jak ucieknę na koniec świata?
- Nawet. Tylko, że aż tak daleko samej cię nie puszczę – powiedział i znowu wpił się w moje usta.





Łooo matko! Jak te dwa tygodnie szybko zleciały... Czuję się tak, jakby zleciały dwa dni, a nie czternaście... No, ale wszystko dobre kiedyś się kończy, niestety ;/ Ale na szczęście pozostaną wspomnienia i zdjęcia! ;D  Jak Wasze dni, w których mnie nie było? ;p
Przepraszam, że nie wrzuciłam siedemdziesiątki wczoraj, ale po prostu nie miałam czasu, gdyż użerałam się z zablokowanym telefonem, później z odzyskaniem wszystkiego właśnie z tego telefonu, a potem jeszcze segregacja tego wszystkiego... Męcząca robota, ale dałam radę ;D
Komunikat ode mnie: Jeśli macie możliwość jeździjcie na obozy! Jest ZAJEBIŚCIE! ;D No i jeśli jesteście młodsi, niż ja (patrz: lat 16), zapisujcie się do harcerstwa! A już raczej za stara jestem, więc zbytnio nie mogę, ale byłam na takim harcerskim obozie i jest mega! ;D Więc jeśli macie możliwość, zapisywać się! ;D
A teraz coś dla Was ode mnie :) Musiałabym wysłać bardzo dużo kartek pocztowych do każdego z Was, a nie znam przecież wszystkich adresów, więc poczujcie się tak jakbyście szli sobie do skrzynki, otwierali ją i znaleźli w niej takie cóś:

Mam nadzieję, że się podoba ;D
pozdrawiam ;*
poziomkowa.

https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci

środa, 24 lipca 2013

Sześćdziesiąt dziewięć

Przez następny tydzień siedzieliśmy w Castoramie lub Leroy Merlin, oczywiście wszystko odbywało się po treningach Grześka. Wybieranie płytek i paneli, jest naprawdę męczące. A już szczególnie wtedy, kiedy jednej osobie się coś podoba, a drugiej nie.
- Weźmy te czarno-białe – zaproponował środkowy, kiedy zastanawialiśmy się nad kafelkami do salonu.
- Są brzydkie, a poza tym wszystko, cały kurz na nich widać, lepsze są te białe – wskazałam palcem inne.
- Białe na pewno nie – pokręcił głową.
- Dlaczego? - zapytałam.
- Po prostu są paskudne – stwierdził.
- Wcale nie – zaprotestowałam.
- To już lepsze te fioletowe – machnął ręką na kafelki niedaleko nas.
- Puknij się w głowę – popukałam się w swoją, ponieważ jakoś nie chciało mi się sięgać do czoła dwumetrowego faceta.
- Ej!
- Fioletowe odpadają, tyle w tym temacie – powiedziałam ucinając gadkę i przeszłam na kafelki, które nadawały się tylko do łazienek.
Kiedy tylko wracaliśmy do mojego mieszkania, od razu szłam się myć, a potem spać. Byłam wykończona tymi zakupami. A to były dopiero kafelki i kolory ścian, a gdzie jeszcze meble, łóżka, półki? Meblowanie domu to ciężka praca, ale też i wspaniała. Jesteście razem, mimo tego że nawet się lekko kłócicie, potraficie znaleźć coś co was obojga zainteresuje. No i jesteście razem, po raz drugi powtarzam, bo to jest ważne.
Wreszcie odebrałam swoje volvo z warsztatu, co było radochą przez cały ostatni dzień stycznia.
Pierwszego lutego odbył się mecz Resovi z Politechniką Warszawską, na którym pojawiła się również Ala. Rzeszowscy zawodnicy wygrali trzy do jednego, więc radość była, a już szczególnie u Alki, no i Piotrka też. Dziewczyna chwilę po zakończonym meczu dopadła blond środkowego i rzuciła się na niego gratulując, a potem mocno go pocałowała nie zwracając uwagi na nic, ani na nikogo obok. Ten właśnie dzień można uznać za rozpoczęcie związku tej dwójki.
Kamila i Zbyszek są na razie przyjaciółmi. Każdy dobrze wie, że atakujący czeka tylko na jedno słowo siostry Grześka, aby stworzyć coś więcej, niż przyjaźń. Bartman wpadł jak śliwka w kompot i sam nie mógł zaprzeczyć. Czekał cierpliwie, bo wiedział jak dużo Kamila przeszła i nie chciał jej w żaden sposób naciskać na szybszą decyzję.
W sobotę, drugiego lutego pojechałam razem z Grześkiem do Gdańska. Moje wyniki wyszły świetnie, co bardzo nas cieszyło. Wpadliśmy jeszcze na moją, a właściwie już nie moją, działkę, gdzie spędziliśmy parę chwil i ruszyliśmy w drogę powrotną do Rzeszowa.
Następnego dnia zadzwoniliśmy z życzeniami do Wiśni, ponieważ obchodził urodziny. Resztę tygodnia spędziliśmy wybierając meble, łóżka i tego typu rzeczy.
- Kiedy im powiemy? - zapytałam Grześka, kiedy siedzieliśmy u mnie w mieszkaniu na kanapie w piątkowy wieczór.
- A może zaprosimy ich już na gotowe? - zaproponował.
- Całkiem niezły pomysł – uśmiechnęłam się. - Kamili też nie mówiłeś?
Pokręcił głową.
- Wiemy tylko my – cmoknął mnie w czoło.
Następnego ranka zadzwoniłam z życzeniami urodzinowymi do Marcina, znanego również jako El Capitano. Kolejny dzień i kolejny solenizant, Kuba Jarosz, a i kolejny mecz, ostatni fazy zasadniczej. Życzenia zostały złożone i mecz został wygrany. Resoviacy pokonali drużynę z Gdańska trzy do jednego, a MVP zgarnął Jochen Schops.
Po meczu od razu znalazłam się przy Grześku i pogratulowałam, całując go lekko w usta.
- Widzę, że ktoś tu się za siebie wziął! - krzyknął uradowany Mateusz Mika i podszedł do nas razem z Łomaczem.
Odsunęłam się od środkowego i spojrzałam z uśmiechem na dwójkę siatkarzy z Treflu.
- Uśmiech od ucha do ucha, jest dobrze – ucieszył się kapitan drużyny z Gdańska.
- Jest dobrze – powtórzyłam i chwyciłam mocno dłoń Grześka.
Pogadaliśmy chwilę, a potem chłopaki udali się do szatni, a ja czekałam na nich obok mojego samochodu, którym również przyjechał czarnowłosy środkowy. Chłopaki pojawili się w drzwiach hali kilka minut później. Pomachałam z uśmiechem Mateuszowi i Łomaczowi na pożegnanie, a oni mi odmachali.
Kiedy wsiadali już do swojego autokaru, a Grzesiek stał obok mnie, McGregor krzyknął do nas:
- Tylko nie zapomnijcie o nas, kiedy będziecie słali zaproszenia na ślub!
Zaśmialiśmy się i oboje w tym samym momencie unieśliśmy kciuki do góry.
- I to ja rozumiem! - krzyknął jeszcze kapitan drużyny z Gdańska i schował się w autobusie.

Walentynki spędziliśmy z Grześkiem na kanapie w jego mieszkaniu razem z małą Julką. Komuś mogłoby się wydawać, że takie walentynki są do kitu, ale nie dla nas. Dla mnie każdy dzień ze środkowym był na miarę złota. Owszem, Grzesiek przygotował kolację, kupił kwiaty, ale mnie to wcale nie było aż tak potrzebne. Wystarczało mi to, że po prostu był przy mnie. Cieszyło mnie również to, że mogłam w jakiś sposób pomóc Zbyszkowi i Kamili. Atakujący zaprosił ją na kolację, przyniósł kwiaty. Wszystko zmierzało w dobrym kierunku, więc nic, tylko się cieszyć.
Piotrek tego dnia od razu po treningu spakował się w samochód i ruszył do Gdańska. Kiedy rozmawiałam z nim chwilę po treningu, powiedział:
- Tego dnia nie chcę być sam. Ba! Ja nie chcę być sam żadnego dnia, ale jakoś to się tak wszystko układa, że ja tu, a Ala tam.
Mimo że dzieliło ich tyle kilometrów, wcale im to w niczym nie przeszkadzało. Przeczytałam gdzieś kiedyś, że rozłąka osłabia uczucie mierne, a wielkie wzmaga, jak wiatr gasi świecę, a ogień rozpala. Musiałam się z tym zgodzić w stu procentach, innej opcji nie było.
Julka już spała, a my z Grześkiem siedzieliśmy na kanapie z lampkami wina i oglądaliśmy jakąś komedię romantyczną.
- Nie możemy obejrzeć czegoś innego? - zapytałam.
- Nie podoba ci się? - spytał z uśmiechem.
- Wiesz, już mdli mnie trochę na takie filmy – skrzywiłam się lekko. - Wielka miłość po kilku dniach, potem wspólna noc, wychodzi na jaw kłamstwo i związek się rozpada, ale nie, jednak jest ten happy end – cicho się zaśmiałam. - Obejrzyjmy jakiś horror – zaproponowałam i wstałam z kanapy.
- Walentynki i horror? - uśmiechnął się pod nosem środkowy.
Podeszłam do jego kolekcji filmów i zaczęłam jeździć wzrokiem po tytułach.
- Będę miała pretekst, aby się do ciebie mocniej przytulić.
Zaśmiał się na moje słowa.
- I jeszcze powód, abyś został ze mną w nocy – powiedziałam całkiem poważnie i wyciągnęłam jedno pudełko z płytą DVD.
Ponowny śmiech środkowego.
- I z czego się śmiejesz? - zapytałam z uśmieszkiem podchodząc do niego.
- Nic, nic – pokręcił głową i chwycił mnie za rękę.
- Skoro tak, to włącz, a ja zrobię popcorn – wyszczerzyłam się i skradłam mu jeden, krótki pocałunek.
Wyciągnęłam z szuflady opakowanie popcornu i wstawiłam go do mikrofalówki ustawiając minutnik. Przez cały czas czułam na sobie wzrok bruneta.
- Robię coś nie tak? - spytałam odwracając się w jego stronę.
Stał oparty o ścianę ze wzrokiem wbitym w moją osobę.
Pokręcił przecząco głową.
- To czemu masz taką minę jakbym chciała spalić ci kuchnię? - uniosłam do góry jedną brew.
Wybuchnął śmiechem.
- Wcale tak nie patrzyłem – powiedział, kiedy przestał się śmiać.
Wtem rozległ się płacz Julki z sypialni.
- Włączaj film – nakazałam wskazując na niego palcem i ruszyłam do pokoju, gdzie przebywała mała Julcia. Nikt inny nie nazywał jej tak oprócz Zbyszka.
Szybko znalazłam się w sypialni i podeszłam do łóżeczka. Wyjęłam małą z niego i przytuliłam do siebie, mówiąc cicho „ciii”. Zauważyłam, że z buzi wypadł jej smoczek, więc delikatnie po niego sięgnęłam, po czym dyduś, jak to nazywała Kamila, wrócił na swoje miejsce. Pokołysałam ją chwilę w swoich ramionach i położyłam z powrotem do łóżeczka. Opatuliłam ją szczelnie kocykiem i spojrzałam na nią z czułością.
- Pasuje ci – usłyszałam szept Kamili i mało co nie krzyknęłam.
Spojrzałam w jej stronę.
- Nie powinnaś być na randce? - spytałam z uśmiechem.
Zamknęła cicho drzwi i podeszła do mnie.
- Jest po dziesiątej – odparła z uśmiechem.

Co?! Już?! Chyba za długo z Grześkiem jedliśmy kolację.

- Więc, jak randka? - zapytałam szczerząc się do niej.
Podrapała się po głowie i usiadła na łóżku.
- Mogę zadać ci pytanie? - spytała patrząc na mnie.
Usiadłam obok niej i kiwnęłam głową.
- Myślisz, że powinnam dać Zbyszkowi szansę? - zapytała nie patrząc na mnie tylko na swoje buty. - Ja czuję się przy nim tak swobodnie i do tego jak zakochana nastolatka. Tylko, że ta nastolatka ma dziecko – przełknęła ślinę.
- Dobrze wiesz, że Zbyszek kocha Julkę.
- Wiem – spojrzała na mnie.
- Wracając do twojego pytania. Myślę, że tak – kiwnęłam głowa. - Widzę jak na niego patrzysz.
- A on? - zapytała całkowicie zbijając mnie z tropu tym pytaniem.
- A on? - powtórzyłam. - On czeka tylko na jakikolwiek ruch z twojej strony, a wpatrzony jest w ciebie jak w obrazek. I w Julę tak samo – uśmiechnęłam się ciepło.
- Ja nie chcę go skrzywdzić i rzucać go od razu na głęboką wodę – pokręciła głową i schowała ją w swoich dłoniach. - Co powiedzą jego rodzice, jak przyprowadzi do domu dziewczynę z dzieckiem?
- Ja bym była dumna z takiego syna – powiedziałam i ściągnęłam jej dłonie z twarzy. - A wiesz dlaczego? - uniosłam jedną brew do góry; pokręciła głową. - Ponieważ pokochał nie tylko kobietę, ale też dziecko, które nie jest jego i będzie potrafił zająć się nim tak, że nigdy nie poczuje, że nie jest jej ojcem. Bo ojcem jest ten kto cię wychowuje. On jest prawdziwym tatą, a nie ten, który ma cię gdzieś.
Kamila patrzyła na mnie przez chwilę, po czym mocno mnie przytuliło, co wywołało mój uśmiech.
- Dziękuję – wyszeptała prosto w moje ramię.
- Nie ma za co.
Oderwała się ode mnie.
- Zabierz Grześka dzisiaj do siebie, dobra? - spytała z uśmiechem. - Nie mieliście walentynek, więc może coś wam się wykrzesać uda.
Uśmiechnęłam się szeroko i kiwnęłam po prostu głową. Życzyłam spokojnej nocy i opuściłam pokój. Przeszłam kilka kroków i przystanęłam, aby poobserwować trochę Grześka. Siedział na kanapie i obracał w dłoniach pudełko od płytki DVD. Uśmiech zagościł na mojej twarzy, zresztą jak zawsze, kiedy pojawiał się w zasięgu mojego wzroku.
Po chwili obrócił głowę w moją stronę i lekko się uśmiechnął.
- Teraz to ja chciałem ci spaliłem kuchnię? - spytał, na co wybuchnęłam śmiechem, ale szybko go stłumiłam, ponieważ przypomniałam sobie o śpiącej Julce.
Pokręciłam głową i powiedziałam:
- Zbieraj się.
- Gdzie?
- Do mnie – wyszczerzyłam się. - Kamila kazała mi cie zabrać do siebie i wykrzesać coś jeszcze z tych walentynek – kiedy mówiłam, podeszłam do niego i chwyciłam go za rękę.
- A ja dwa razy powtarzać się nie lubię – powiedziała siostra środkowego, która nagle pojawiła się w salonie. - Więc zbierać się i wypad – uśmiechnęła się do nas słodko.
- Wyrzucasz mnie z mojego mieszkania? - Grzesiek uniósł brwi do góry.
- Tak – kiwnęła głową. - I masz do niego nie wracać – powiedziała wracając do sypialni – póki nie zajmiesz się Emilką – puściła do nas perskie oczko i zniknęła za drzwiami sypialni.
- Chodź – pociągnęłam go za rękę – z chęcią przygarnę cię pod swój dach – wyszczerzyłam się i ruszyłam do przedpokoju.
Zarzuciliśmy na siebie kurtki oraz szaliki i wyszliśmy z mieszkania, zamykając je na klucz. Kiedy wyszliśmy z bloku Grzesiek zatrzymał się na chwilę.
- O co chodzi? - spytałam patrząc na niego.
- O to – uśmiechnął się i założył mi czapkę na głowę. - Już ci powiedziałem, że nie możesz się przeziębić – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Jasne, jasne – kiwnęłam głową.
Wskoczyliśmy do mojego volva i udaliśmy się w drogę do mojego mieszkania, gdzie dotarliśmy piętnaście minut później. Ściągnęliśmy kurtki, czapki i szaliki, po czym powiesiliśmy je na wieszaku. Zamknęłam drzwi i zgasiłam światło.
Szybko znalazłam rękę Grześka, którą szybko chwyciłam.
- Chcesz oglądać horror w całkowitej ciemności? - zapytał wchodząc do salonu.
Pokręciłam głowa, ale dopiero po chwili zrozumiałam, że przecież nie mógł tego widzieć, więc powiedziałam, że nie. Przyciągnął mnie do siebie i przyłożył swoje czoło do mojego.
- Wcale nie mamy w planie oglądania horroru, prawda? - spytał tuż przy moim policzku.
Patrzcie, jak mnie dobrze zna!
Uśmiechnęłam się tylko, a jego usta złączyły się z moimi.





Słuchajcie, jest to ostatni epizod w tym miesiącu, a następny pojawi się jakoś ósmego lub dziewiątego sierpnia ;p Wyjeżdżam w piątek z samego rana na obóz, więc nie będę miałam tam raczej dostępu do Internetu ;) Odpoczniecie sobie ode mnie troszeczkę! ;p
Jako że jutro już nie będzie epizodu, składam dzisiaj Oli, która podpisuje się 'Bobru', najlepsze życzenia urodzinowe! Stu lat! Dużo zdrowia, szczęścia, spełnienia wszystkich marzeń, niezapomnianych chwil w całym życiu i wszystkiego czego tylko pragniesz, Olu! ;D
Gdyby przyszły jakieś listy od Was, to odpiszę na nie dopiero po obozie ;p
DZIĘKUJĘ ZA WASZE GŁOSY W KONKURSIE FOTOGRAFICZNYM! ;* słuchajcie, z tego co wiem, to można głosować codziennie, a nawet dwa, tylko muszą być zachowane odstępy, a tworzą je kilku godzinne przerwy, więc jeśli nie jest to dla Was problem, a fotografia się podoba, to bardzo proszę o gwiazdeczki ;p jeśli można prosić, to w moim imieniu poproście najlepszych przyjaciół, kuzynki, kuzynów, aby też oddali chociaż jeden głos, który dla mnie jest na wagę złota ;) Jeszcze raz wielkie DZIĘKI! https://konkursfotograficzny.sslpro.pl/photos/show/pid/40499
Trzymajcie się i udanych tych dwóch tygodni! ;*
poziomkowa.

https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci

poniedziałek, 22 lipca 2013

Sześćdziesiąt osiem

Przez następne cztery godziny Kamila była poddenerwowana. Nie wiedziała, czy dobrze zrobiła zgadzając się na wyjście z domu bez dziecka. Latała z pokoju do pokoju, wywalała rzeczy z szafy, a Grzesiek się z niej śmiał.
- Kobieto, uspokój się – powiedział do niej. - My zajmiemy się Julką, a ty się wreszcie zrelaksuj.
Kamila burknęła tylko coś pod nosem i zniknęła w sypialni.
Kilka minut po godzinie dziewiętnastej rozległ się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. Wcale nie było dla mnie zaskoczeniem, że zastałam przed nimi eleganckiego Zbyszka. Wpuściłam go do środka.
Siostra Grześka tłumaczyła mu ostatnie wskazówki, co do małej Julki, więc musiałam jej przerwać. Zbyszek był zachwycony wyglądem dziewczyny, która ubrana w delikatną sukienkę w kolorze kremowym uśmiechnęła się do niego lekko.
- Tylko mi się tam zachowywać – powiedział Grzesiek, kiedy żegnaliśmy ich wspólne w drzwiach.
- Bo jak nie to dostaniesz burę od starszego brata – zaśmiałam się na swoje własne słowa.
Zbyszek strzelił tylko uśmiech i kiwnął głową, po czym zniknęli w windzie.
Środkowy zamknął cicho drzwi i lekko mnie pocałował.
- A to za co? - spytałam.
- Za to, że po prostu jesteś – uśmiechnął się szeroko i skradł mi kolejny pocałunek.

Przez następne dwie godziny wymęczyłam się gorzej, niż jakbym biegła kilka kilometrów w upale. Mała dała nam nieźle w kość, więc kiedy tylko do mieszkania weszła uśmiechnięta Kamila, byłam w siódmym niebie.
Porwała swoją córkę i zamknęła się razem z nią w sypialni.
- Odwieziesz mnie? - zapytałam Grześka.
Kiwnął głową.
Ubraliśmy się ciepło i ruszyliśmy na parking. Wsiedliśmy w samochód i odjechaliśmy do mojego mieszkania. Zaprosiłam go na chwilę, z czego bardzo chętnie skorzystał. Kiedy wstawiałam czajnik na gaz, rozległ się dźwięk komórki Grześka.
- Jesteś pewna? - zapytał po kilku sekundach słuchania osoby po drugiej stronie. - Tylko grzeczni tam macie być – zaśmiał się cicho.
Pożegnał się i zakończył połączenie.
- Kto dzwonił? - zapytałam wyciągając dwa kubki z szafki.
Podszedł do mnie i objął mnie w pasie.
- A może napijemy się wina? - zamruczał mi do ucha.
Aha, dzwoniła Kamila.
- Nie musisz wracać? - spytałam z uśmiechem, którego nie udało mu się zobaczyć, ponieważ głowę miałam skierowaną prosto przed siebie.
- Chyba, że mnie wyrzucisz z mieszkania – zaśmiał się cicho tuż przy mojej szyi.
- Hmm... - zamyśliłam się teatralnie. - Skoro ma to pomóc Kamili w byciu szczęśliwą, to jej pomogę.
Grzesiek dźwięcznie się zaśmiał, a na moją twarz wstąpił uśmiech.
Odwróciłam się do niego przodem i przyciągnęłam do siebie.
- Wiesz, jak skończymy dom, to będziesz skazana na moje towarzystwo – uśmiechnął się szeroko.
- Nie mam nic przeciwko temu – odwzajemniłam uśmiech i mocno go pocałowałam.
- A apropo domu... - zaczął, kiedy się od niego oderwałam. - Skoro mamy wolny czas, to może zrobimy taki lekki zarys sypialni? - mrugnął do mnie.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Jestem jak najbardziej za!
Szybko dokończyłam robić herbatę i już po chwili siedzieliśmy z kubkami gorącego napoju na podłodze w salonie z mnóstwem papierków i ołówków.
- Gdzie postawimy łóżko? - zapytałam przygryzając ołówek i patrząc na kartkę, na której rozrysowana była nasza sypialnia.
- Co powiesz na to miejsce? - zapytał i wskazał kąt naprzeciw okna z wielkim parapetem.
- Czemu nie? - naszkicowałam szybko łózko w tamtym miejscu i zamyśliłam się na chwilę. - Tutaj możemy postawić szafę – przejechałam ołówkiem wzdłuż ściany, na której znajdowało się wielkie okno z parapetem.
- Taką dużą? - zaśmiał się cicho.
- Na kurtki, płaszcze, to też musisz gdzieś wepchnąć – uśmiechnęłam się i wypiłam łyk gorącej herbaty z cytryną.
- No tak – zgodził się ze mną i wziął ołówek z mojej ręki. - A co powiesz, żeby tutaj – wskazał ścianę po lewo od wejścia do pomieszczenia - powiesić jakieś nasze wspólne zdjęcie? Takie na całą ścianę? - uśmiechnął się.
- Czemu nie? - odwzajemniłam uśmiech. - Na przykład nasze pierwsze.
- To z sesji dla Asseco? - upewnił się. - Jestem za – odpowiedział zadowolony.
- Tutaj można przykręcić zwykłe półki i poustawiać jakieś figurki, płyty, twoje medale i dyplomy – wskazałam na ścianę naprzeciw tej, którą poprzednio wskazał środkowy.
- I twoje rysunki – wyszczerzył się i musnął ustami mój policzek.
- I jeden rysunek mojego dziadka – powiedziałam. - Pokażę ci go, kiedy będziemy w Wałbrzychu – obiecałam, na co kiwnął głową.
- A jakie kolory? - zapytał.
- Co powiesz na jasny żółty z lekkim pomarańczem? Taki jak zachód słońca nad morzem... - rozmarzyłam się trochę.
- Jestem za – uśmiechnął się i zapisał na kartce kolor. - A tutaj – wskazał kawałek ściany nad łóżkiem. - Zdjęcie z naszego ślubu – wyszczerzył się.
Na mojej twarzy pojawił się chyba największy uśmiech, jaki mógł pojawić się na twarzy kobiety.
Skradłam mu mały pocałunek.
- Podoba mi się – powiedziałam szczerze. - Ale...
- Nie ma żadnego ale – uśmiechnął się szeroko i osaczył mnie swoimi dłońmi, które oparł o kanapę. - Zrobię wszystko, abyś w przyszłości została moją żoną – złączył nasze usta w głębokim i namiętnym pocałunku.
Nic więcej do szczęścia mi potrzebne nie było.




No to wszystko jasne, co do podium Ligii Światowej. Pierwsze miejsce: Rosja, drugie: Brazylia, a trzecie: Włochy ;) Cieszy mnie niezmiernie, że na podium nie stoi Bułgaria ;p Tak, jestem wredna :) Zadowoleni z wyniku? ;p
Dobra Ludzie! Sprawa jest! ;D https://konkursfotograficzny.sslpro.pl/photos/show/pid/40499 jeśli komuś by się spodobało to zdjęcie, to niech zagłosuje :) Będę wdzięczna :) Z góry dzięki! ;p Wystarczy kliknąć w link i wybrać ilość gwiazdek ;p
Do zobaczenia ;*
poziomkowa. 

czwartek, 18 lipca 2013

Sześćdziesiąt siedem

- Wy już dziecka się dorobiliście? - zdziwił się trochę Bartman.
Nie wiedzieliśmy, co mu mamy odpowiedzieć.
- Kto przysz... - zaczęła Kamila, która pojawiła się w salonie. - Cześć – przywitała się niepewnie z atakującym.
- Nic nie rozumiem – spojrzał na naszą trójkę, a raczej czwórkę.
- Zostawimy was samych – powiedziałam szybko i wskazałam Grześkowi jego sypialnię, gdzie udaliśmy się razem z Julką.
Kiedy byliśmy już w pokoju, zamknęłam cicho drzwi, a środkowy położył małą na łóżku.
Siedzieliśmy w ciszy przez jakieś piętnaście minut i nie wiedzieliśmy co robić, kiedy drzwi sypialni otworzyły się i stanęli w nich Kamila razem ze Zbyszkiem. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie lekko, a ja wypuściłam powietrze z płuc.
Widać, że Bartman był zaskoczony, ale starał się to za wszelką cenę ukryć. Odległość dzielącą jego oraz łóżko, na którym spała mała Julka pokonał tak, jakby jego nogi były z waty. Kiedy podszedł do dziewczynki i lekko dotknął jej malutkiej rączki na jego twarzy zagościł uśmiech.
Ścisnęłam dłoń Grześka.
- Cześć malutka – przywitał się cicho atakujący z Julką, która patrzyła na niego teraz zdezorientowanym wzrokiem.
Kamila podeszła do nich, a my z Grześkiem szybko opuściliśmy pokój i zamknęliśmy cicho drzwi.
- Oby wszystko było dobrze – powiedziałam i przytuliłam się do środkowego.
- Będzie – pogłaskał mnie po włosach. - Nie może być inaczej – uśmiechnął się i lekko pocałował mnie w czoło.
Uwierzyłam.

Następnego dnia odbył się pierwszy mecz Rzeszowian w roku dwutysięcznym trzynastym. Piękne zwycięstwo siatkarzy Resovi nad zespołem z Delecty, bo trzy do zera i statuetka MVP dla Maćka Dobrowolskiego.
Jeszcze tego samego dnia pojechałam z Iwoną do Gdańska na badania, które wypadły bardzo dobrze, co mnie bardzo cieszyło.
Przez kolejny tydzień Grzesiek po treningach wpadał do mnie. Nie dość, że był zmęczony po wycisku na hali, to i Julka nie dawała mu zbytnio pospać w nocy, dlatego po obiedzie, który jedliśmy wspólnie, ucinał sobie drzemki. Kiedy zaproponowałam mu, aby został na jedną noc u mnie, powiedział, że bardzo przeprasza, ale siostry samej nie zostawi. A jego siostra wcale sama nie była. Po każdym treningu do mieszkania Kosy wpadał Zbyszek, by jej trochę pomóc. Zakochał się totalnie w małej Julce, a i mogłam dać głowę, że i w jej mamie. Gdyby Grzesiek zadzwonił i powiedział, że dzisiaj zostaje u mnie, Bartman w dwie minuty byłby przy Kamili. Nie powiem, że mnie to nie cieszyło. Kamila miała pomoc i otuchę, a to dla niej dużo znaczyło.
Po drzemkach Grześka zasiadaliśmy u mnie w mieszkaniu na podłodze z mnóstwem papierów przy sobie. Były to plany domu, ogródka. Szkicowałam dokładnie każdy pokój w naszym wspólnym już domu, aby wszystko było tak jak należy. Po tym tygodniu skończoną mieliśmy kuchnię, spiżarkę, salon oraz małą łazienkę na dole. Oboje nie mogliśmy się doczekać, kiedy wreszcie zamieszkamy tam razem. Kiedy kończyliśmy robić projekty, Grzesiek siadał oparty o kanapę, a ja przytulałam się plecami do jego klatki piersiowej. Czułam się bezpieczna, a kiedy marzyliśmy o wspólnej przyszłości, wiedziałam, że nikt nie powstrzyma nas przed tym, abyśmy te marzenia spełnili.
W niedzielę dwunastego stycznia stawiłam się na parkingu przed Podpromiem kilka minut po godzinie siódmej. Zajęłam swoje miejsce i czekałam na siatkarzy. Byłam wykończona po wczorajszej nocy. Wierciłam się i kręciłam na łóżku, nie mogąc zasnąć.
- Cześć Słońce – cmoknął mnie w policzek Grzesiek.
- Cześć – przywitałam się niemrawym głosem.
- Nie wyspałaś się? - spytał ściągając kurtkę.
Kiwnęłam głową i zamknęłam oczy, a środkowy usiadł obok mnie. Wtuliłam się w jego ramię, co zaowocowała tym, że owiał mnie zapach jego hipnotyzujących perfum. Aby zasnąć więcej nic mi nie było potrzebne.
Mecz wgrali Resoviacy pokonując zespół z Częstochowy do zera, a MVP zgarnął niemiecki atakujący Jochen Schops, więc atmosfera w autokarze była wesoła.
Następny dzień spędziłam cały w towarzystwie Grześka, Kamili, małej Julki, Zbyszka i Piotrka. Środkowy oraz libero wiedzieli już o tym, że siostra Kosy ma dziecko, ale małą Julkę po prostu uwielbiali, więc nie było żadnych problemów z jakąkolwiek akceptacją.
We wtorek piętnastego stycznia do Rzeszowa zawitali gracze Maceraty i wyjechali ze zwycięstwem i to do zera, co nie było dla nas zadowalające. Niedziela, kolejny mecz Plus Ligi, ale również nie dla Rzeszowian, bo przegrany z Effectorem Kielce dwa do trzech.
W poniedziałek dwudziestego pierwszego zadzwoniłam z życzeniami urodzinowymi do Mateusza Miki, a potem jeszcze do babci, aby złożyć jej życzenia z okazji jej święta.
Następnego dnia stawiłam się na parkingu przed Podpromiem, skąd autokar zawiózł nas na lotnisko, ponieważ lecieliśmy do Włoch na mecz z Maceratą. Przez całą podróż samolotem czytałam jakąś kupioną na lotnisku książkę, a zawodnicy zajmowali się swoimi sprawami. Część spała, część grała w karty, a jeszcze inna w skupieniu słuchała muzyki, która leciała w słuchawkach.
Każdy miał nadzieję, że wygramy ten mecz, ale niestety się nie udało, chociaż jednego seta urwaliśmy, ale niestety nic to nie dało. Kiedy wracaliśmy do hotelu w autokarze panowała idealna cisza. Każdy pogrążony we własnych myślach, więc nawet się nie odzywałam. Mnie ta porażka bolała, a pewnie nawet w połowie nie bolało to tak, jak bolało ich.
Kiedy autokar zatrzymał się pod hotelem, każdy udał się do swoich pokoi. Znowu dzieliłam go sama, ale za to miałam balkon z pięknym widokiem na wspaniale oświetlone miasto. Opatuliłam się szczelnie kocem i wyszłam na świeże powietrze. Oparłam się o barierkę, wystawiłam twarz do chłodnego wiatru i przymknęłam oczy.
Nie mam pojęcia ile tak stałam, ale z zamyślenia wyrwał mnie dotyk czyichś dłoni.
- Przeziębisz się – usłyszałam cichy szept Grześka.
- Nie przeziębię – odparłam cicho i otworzyłam oczy.
- Chodź – chwycił mnie za rękę i zaciągnął do pokoju. - Idę po herbatę, a ty tu siedź i nigdzie nie wychodź.
Zamknął cicho drzwi, a ja usiadłam na łóżku. Teraz było mi cholernie zimno, więc zrzuciłam z siebie koc i ruszyłam do łazienki. Gorący prysznic od razu mnie rozgrzał, ale nie rozbudził i nie poprawił mi nastroju.
Kiedy opuściłam łazienkę, Grzesiek siedział na łóżku oparty o jedną poduszkę i z kubkiem herbaty w ręku. Wolnym krokiem dotarłam do łóżka i mocno przytuliłam się do środkowego. Niezbyt zgrabnymi ruchami okrył nas kołdrą.
Zasnęłam bardzo szybko.
Następnego ranka obudził mnie budzik. Nie otwierając oczu rozprostowałam swoje ręce.
- Ała – usłyszałam jęk.
Otworzyłam natychmiast oczy.
- Przepraszam – powiedziałam patrząc na zdezorientowanego Grześka.
- Uderzenie to ty masz – zaśmiał się cicho i rozmasował swój policzek.
- Piotrek mnie chyba zabije – stwierdziłam, ale uśmiechnęłam się.
- Mógł sobie swobodnie przez całą noc wisieć na Skaypie i gadać z Alką – uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie.
- Właśnie, a co z nimi? - zapytałam.
- Sam chciałbym wiedzieć – westchnął.
- Tak mówili do nas, a żeby się za siebie wziąć – pokręciłam głową.
- Zauważyłaś jeszcze jakąś zmianę? - spytał.
Podniosłam głowę, aby na niego spojrzeć.
- Mówisz o Zbyszku? - zapytałam.
Kiwnął głową.
- Zauważyłam – potwierdziłam. - Masz coś przeciwko temu?
- Przeciwko temu, żeby Kamila była wreszcie szczęśliwa? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
Kiwnęłam głową.
- Nie – nie spuszczał wzroku z moich oczu. - Tylko nie zapominaj, że jest jeszcze dziecko.
- Wiem, ale zauważ jak Zibi zachowuje się w jego towarzystwie – usiadłam i spojrzała mu prosto w twarz. - Pokochał Julkę i jestem pewna, że da jej więcej miłości, niż Alex i jego rodzice razem wzięci – powiedziałam pewnym tonem.
- Ale czy on temu sprosta? - zmartwił się.
- Da radę – uśmiechnęłam się lekko. - Jest silny i kocha je obydwie. A to drugie najważniejsze.
Grzesiek uśmiechnął się szeroko.
- Masz rację – przyciągnął mnie do siebie i mocno pocałował.
- Emilka! - usłyszałam głos Marcina i stukanie w drzwi. - Wstawaj!
- Nie śpię już! - odkrzyknęłam rozbudzonym głosem.
- To świetnie, mogę wejść? - zapytał.
Spojrzałam szybko na Grześka i wskazałam mu drzwi do łazienki.
- Jasne! - krzyknęłam do drugiego trenera.
Wyskoczyliśmy z łóżka, jak poparzeni. Wepchnęłam środkowego do łazienki i zamknęłam drzwi.
- Em? - zatrzymał mnie jeszcze wychylając zza drzwi głowę.
- Co? - spytałam szeptem.
- Kocham cię – puścił mi perskie oczko i zamknął drzwi.
Uśmiechnięta od ucha do ucha poszłam otworzyć drzwi, w których stał trener Ogonowski.

Kilka minut po godzinie piętnastej wysiadaliśmy z autokaru Resoviaków na Podpromiu.
- Em, mogę cię na chwile porwać? - zagadnął mnie Zibi.
- Jasne – uśmiechnęłam się do niego.
Poprosiłam, aby Grzesiek zaczekał na mnie w samochodzie i odeszłam w stronę samochodu atakującego, gdzie już na mnie czekał.
- Więc? - spytałam.
- Mogłabyś się zająć Julką dzisiaj wieczorem? - zapytał z nadzieją w oczach.
- Jasne, ale...
Co on kombinował?
- Chcę zabrać Kamile do kina, wiesz żeby oderwała się chociaż na chwilę od tego wszystkiego.
- Rozumiem – kiwnęłam głową.
- Em, mogę mieć do ciebie pytanie? - spytał nie spuszczając ze mnie swojego wzroku.
- Pewnie – odpowiedziałam z uśmiechem. - Pytaj.
- Chcesz spędzić z Grześkiem resztę życia?
Popatrzyłam na niego uważnie. Do czego on zmierza?
- Jasne, że chcę – odpowiedziałam pewnie. - Dlaczego pytasz?
- Czujesz to, prawda?
Skinęłam głową.
- Czy to jest normalne? - zapytał i oparł się o samochód. - Czy to jest normalne, że po spędzeniu niecałego miesiąca z jedną osobą, chcesz, aby nigdy cię nie opuściła? Aby zawsze była przy tobie? W tych trudnych i łatwych momentach życia? - nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Nie wiem, czy to jest normalne, ale wiem jak to się nazywa – uśmiechnęłam się do niego lekko. - Miłość, Zibi. Zakochałeś się.
- Masz rację, kocham ją, kocham Julkę, najbardziej na świecie – powiedział pewnym tonem. - Jeszcze nigdy czegoś tak mocno nie czułem.
- No to jej to powiedz – odparłam pewnym głosem.
- A co jeśli każe mi odejść? - zmartwił się trochę.
Pokręciłam głową.
- Po prostu jej to powiedz – kiwnęłam głową.
Atakujący odetchnął głęboko.
- Dzięki – przytulił mnie lekko.
- Nie masz za co – odpowiedziałam. - Jedź się szykuj, a my z Grześkiem się małą zajmiemy – uśmiechnęłam się szeroko.
- Dziękuję – odwzajemnił uśmiech i wsiadł do samochodu.
Zadowolona wróciłam do siedzącego w alfie Grześka.
- Zajmujemy się dzisiaj Julką – poinformowałam środkowego. - Twoja siostra ma randkę.
Kąciki jego ust powędrowały do góry, a samochód ruszył z miejsca. 



Maraton kończymy... urodzinami Krzyśka Wierzbowskiego, ale także i moimi :) Jezus Maria! 16 lat! Jaka stara jestem, hahaha! ;D
Dzięki za kolejne dwa listy, wspaniały prezent na urodziny ;D Dziękuję! :)
Kurde mać, Ruscy mi Brazylijczyków pokonali! ;/ I jeszcze Bułgaria pokonała Argentynę! Nie, tak nie może być! Dzisiaj kolejne dwie pary się zmierzą, będzie ktoś oglądał, tak jak ja? ;p
A jak Wam się podoba Peter w pasiaku? ;D https://fbcdn-sphotos-c-a.akamaihd.net/hphotos-ak-prn1/q71/s720x720/72282_537164976351532_913249758_n.jpg Jak dla mnie bardzo interesująco w nim wygląda ;p
Ewa dzięki za grafikę! Jest super! ;D


 















Pozdrawiam Was serdecznie ;*
poziomkowa.

https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci

środa, 17 lipca 2013

Sześćdziesiąt sześć

Kiedy znalazłam się w pokoju, lekko wmurowało mnie w ziemię. W jednym z kątów pokoju stała kołyska, w której spało małe dziecko. Powstrzymałam się, aby nie otworzyć ze zdziwienia ust. Było to niegrzeczne, a poza tym nie chciałam w jakikolwiek sposób urazić Kamili.
Nogami jak z waty podeszłam do drewnianej kołyski. Dziewczynka była malutka, ubrana w różowe body, przykryta starannie kołdrą, a do tego miała włosy czarne jak heban.
Uśmiechnęłam się leciutko patrząc na śpiące maleństwo.
- Nie wiedziałam, że masz dziecko – szepnęłam, ponieważ nie chciałam zbudzić dziewczynki.
- Ja w sumie też... - wypuściła powietrze z płuc.
Spojrzałam na nią nic nie rozumiejąc. Przecież kobieta wie, kiedy jest w ciąży i oczywiście wie, że rodzi dziecko, więc o co chodzi?
- Usiądź – wskazała łóżko.
Wykonałam posłusznie jej polecenia, ale dopiero po chwili, ponieważ musiałam jeszcze raz spojrzeć na śpiącego malucha.
- Owszem byłam w ciąży – zaczęła i usiadła obok mnie. - Tylko, że kiedy urodziłam, to rodzice Alexa powiedzieli, że ona nie... - pokręciła głową.
Przełknęłam ślinę. Że co? Jak można wciskać takie kłamstwa wchodzącej w macierzyństwo kobiecie?! Wiedziałam, że nie polubiłabym niedoszłych teściów siostry Grześka. Za żadne skarby świata. Miałam w dodatku chęć każdemu z nich wymierzyć niezłego kopniaka w tyłek.
- Oni mnie nie lubili, owszem nie mogę zaprzeczyć, ale żeby okłamywać? - spojrzała na mnie zbitym wzrokiem, a ja czułam jak oczy mi wilgotnieją.
Gdyby tylko złapać te dwójkę w swoje ręce, to by popamiętali Emilię Sławską do końca swoich dni!
- I to jeszcze w takiej sprawie? Mogli dać mi małą i powiedzieć, że mam wracać tam skąd przyjechałam – pokręciła głową.
- On o wszystkim wiedział? - zapytałam cicho.
Pokręciła głową.
- Nie dość, że byliśmy święcie przekonani, że straciliśmy dziecko, to mnie jeszcze zdradził – mówiła z wielkim bólem, a po policzku spłynęły dwie łzy.
Otarłam kciukiem każdą kropelkę z jej twarzy.
- Przez dwa miesiące myślałam, że moja córka nie żyje...
Nie wytrzymałam i mocno ją do siebie przytuliłam. Sama poczułam, jak po policzku spłynęło kilka łez.
- A teraz? Przez ten wypadek Alexa... - łkała w moje ramię cała się trzęsąc. - Wszystko wyszło na jaw i to przez przypadek... Trafił do tego samego szpitala, w którym ja urodziłam Julię... Miałam szczęście, że spotkałam znajomą pielęgniarkę, która zapytała jak miewa się mała... Wmurowało mnie kompletnie w ziemię i domagałam się odpowiedzi od jego rodziców... Okazało się, że oddali ją do domu dziecka, rozumiesz? - spojrzała na mnie zapłakanymi i smutnymi oczami, a po moim prawym policzku spłynęła kolejna łza. - Do domu dziecka – powtórzyła i wtuliła głowę w moją szyję. - Moją córeczkę...
- Ale teraz jest już z tobą – szepnęłam i mocniej ją objęłam. - Wszystko będzie dobrze – pogłaskałam ją po głowie.
- Myślisz, że wyjechanie z nią do Rzeszowa, to dobry pomysł? - zapytała cicho.
- Nie wiem, ale chyba tak – kiwnęłam głową. - Na mnie i Grześka możesz liczyć o każdej porze dnia i nocy – powiedziałam pewnie, ale cicho.
- Jesteś kochana – pociągnęła nosem. - Dziękuję.
- Nie masz za co – objęłam jej twarz swoimi rękoma. - Będzie dobrze, musi być – uśmiechnęłam się leciutko. - A ta dwójka ma szczęście, że nie poleciałam razem z tobą do Stanów, bo marny byłby ich los.
Uśmiechnęła się lekko.
- Wiesz co? - zapytała patrząc mi prosto w oczy. - Grzesiek lepiej trafić nie mógł.
Puściłam jej tylko perskie oczko.
- Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę – odsunęła się trochę ode mnie. - Nie chcę jej budzić, a wyjechać mogłybyśmy jutro rano, co ty na to? - spojrzała na mnie.
- Pewnie, nie ma problemu, tylko adres jakiegoś ho...
- O jakim ty hotelu mówisz? - popukała się w czoło. - Zostaniesz tutaj – powiedziała pewnym głosem.
- Nie chcę się zwalać wam na głowę... - pokręciłam głową. - Znajdę jakiś hotel, a ty rano po mnie zadzwonisz.
- Nie ma mowy – wstała. - A poza tym moja mam nie pozwoli ci spać poza tym domem – uśmiechnęła się i pociągnęła za rękę, czym ustawiła mnie w pionie.
Rzuciłyśmy okiem na Julię w tym samym momencie i wyszłyśmy z pokoju, a potem zeszłyśmy cicho na dół, gdzie na jadalnianym stole stał talerz pełen kanapek oraz kubek z gorącym napojem.
- Emilia u nas dzisiaj zostanie – poinformowała rodziców Kamila.
- To nie będzie... - zaczęłam, ale niestety nie było mi dane skończyć.
- Świetnie – uśmiechnęła się pani Kosok i szybko wstała z kanapy. - Idę przygotować ci świeżą pościel, a jakąś piżamę da ci Kamila – uszyła schodami na górę.
- To naprawdę nie jest konieczne... - spojrzałam na mamę Grześka.
- Nie będziesz mi się włóczyć po jakiś zapyziałych hotelach – powiedziała miło, ale stanowczo kobieta. - Zjedz, wypij herbatę, a nie kawę, a potem pokażę ci, gdzie będziesz spać, dobrze? - uśmiechnęła się do mnie.
Westchnęłam zrezygnowana i kiwnęłam głową.
Kanapki zniknęły z talerza w mgnieniu oka. Nie wiedziałam nawet jak bardzo byłam głodna. Oraz jak bardzo chciało mi się pić. Przez całą kolację rozmyślałam nad tym, co spotkało Kamilę. Ja bym chyba zabiła tych ludzi, gdyby okłamali mnie w takiej sprawie. Przecież to przechodziło ludzkie pojęcie. Kolejny raz stwierdziłam, że mają szczęście, że mnie tam z Kamilą nie było, bo nie ręczyłabym za siebie.
Julia była taka malutka i słodka. Nie mogłam się doczekać, aby zobaczyć ją, kiedy się obudzi.
Kiedy tylko skończyłam jeść, mama Grześka zaprowadziła mnie na górę. Pokazała mi łazienkę, a potem wskazała drzwi prowadzące do pokoju, w którym miałam spędzić dzisiejsza noc. Od Kamili dostałam czystą bieliznę oraz koszulkę i spodenki.
Z łazienki wyszłam bardzo szybko i z ciuchami przewieszonymi przez rękę zeszłam jeszcze na dół, gdzie siedzieli państwo Kosok. Podziękowałam za to, że mogę się u nich zatrzymać i życzyłam spokojnej nocy. Kiedy wchodziłam na górę z kieszeni spodni wyciągnęłam telefon. Zegarek wskazywał kilka minut po dziewiątej, a na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość o trzech nieodebranych połączeniach. Dwa od Grześka, a jedno od Zbyszka. Szybko napisałam atakującemu, że audi jest w jednym kawałku i odstawię je jutro, po czym schowałam telefon z powrotem do kieszeni.
Złapałam za klamkę pokoju, w którym miałam spać i weszłam do środka, zapalając przy okazji światło. Moim oczom ukazał się pomalowany na ciemny niebieski kolor pokój z mnóstwem dyplomów i medali na ścianie. Okno naprzeciw drzwi, a pod nim stało długaśne łóżko, które było perfekcyjnie zaścielone. Po lewej stronie, również pod oknem, stało wielkie biurko, na którym był niesamowity porządek. Po mojej prawej stronie stała duża szafa oraz komoda, na której stały puchary, kilka ramek oraz leżało kilka medali. Niewątpliwie byłam w pokoju Grześka.
Odłożyłam ciuchy na łóżko i podeszłam do komody. Każde ze zdjęć przedstawiało środkowego z medalem lub z pucharem, ale też z drużynami, w których grał. Był na nich taki szczęśliwy i takiego chciałam go widzieć do końca jego życia.
Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam jeździć wzrokiem po ścianie, gdzie wisiało pełno dyplomów oprawionych w antyramy oraz kolejnych medali ze szkolnych lat. Wygrywał i to bardzo często, ale zdarzały się medale srebrne oraz brązowe, ale tych ostatnich było najmniej. Byłam z niego strasznie dumna.
Nie wiem ile czasu tak stałam i czytałam jego wszystkie osiągnięcia, ale oderwał mnie od tego dopiero dzwoniący telefon.
- Słucham? - odebrałam.
- Wracacie już? - zapytał Grzesiek.
Uśmiechnęłam się na dźwięk jego głosu.
- Wrócimy jutro – poinformowałam go i usiadłam na łóżku.
- Mama cię nie wypuściła? - zaśmiał się.
- Powiedzmy – odpowiedziałam również się śmiejąc. - I powiem ci, że masz bardzo ładny pokój – uśmiechnęłam się szeroko.
- Ulokowała cię u mnie? - spytał wesołym tonem. - Mogłem się domyśleć.
- Podobają mi się te medale, puchary i dyplomy... Mogę powiedzieć, że jestem z ciebie dumna – wyszczerzyłam się.
Usłyszałam w słuchawce jego dźwięczny śmiech.
- Otwórz szufladę w biurku – powiedział po chwili.
- Mam ci grzebać w rzeczach? - zdziwiłam się.
- Po prostu ją otwórz – wiedziałam, że się wyszczerzył.
Wstałam z łózka i podeszłam do biurka, po czym usiadłam na krześle obrotowym i otworzyłam szufladę. Idealny porządek, wręcz przeciwnie do mnie.
- Zrobione – poinformowałam.
- Wyciągnij z niej zielony zeszyt – polecił.
Po chwili w mojej ręce znalazł się zeszyt, o którym mówił.
- Otwórz na pierwszej stronie.
Zrobiłam to co mi kazał. Moim oczom ukazała się pusta kartka oraz zasuszona czterolistna koniczyna. Podniosłam ją lekko w swoich palcach.
- Wiesz co sobie pomyślałem, kiedy ją znalazłem? - zapytał.
Pokręciłam głowa, ale dopiero po chwili dotarło do mnie, że przecież nie mógł tego zobaczyć.
- Chciałem znaleźć wartościową kobietę, która da mi szczęście i ja je również będę mógł je dać – przełknęłam ślinę. - I wiesz co? Właśnie kogoś takiego znalazłem.
Rozlazły uśmiech zagościł na mojej twarzy, a po prawym policzku spłynęła jedna łza szczęścia.
Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć, więc po prostu wyszeptałam dwa słowa:
- Kocham cię.
- Ja ciebie też – wiedziałam, że się uśmiechnął.
Chwilę później zakończyłam połączenie i odłożyłam koniczynkę na swoje miejsce, po czym schowałam zeszyt do szuflady. Zgasiłam światło i położyłam się do łóżka, które przesiąknięte było zapachem środkowego. Zamknęłam oczy i prawie natychmiast otworzyłam bramy krainy Morfeusza.

Następnego dnia obudził mnie płacz dziecka, co poderwało mnie od razu z łóżka. Na początku nie wiedziałam w ogóle co się dzieje, ale szybko wrócił wczorajszy dzień. Przetarłam ręką twarz i spojrzałam na godzinę. Kilka minut po godzinie szóstej.
- No ładnie – westchnęłam, ale uśmiechnęłam się sama do siebie.
Wyskoczyłam z łóżka i szybko ubrałam się we wczorajsze rzeczy. Na palcach wyszłam na korytarz i skierowałam się w stronę drzwi pokoju Kamili.
Zastukałam w nie lekko i kiedy usłyszałam ciche proszę wkroczyłam do pokoju. Na łóżku siedziała siostra Grześka z małą na rękach i lekko się kołysała.
- Cześć – przywitałam się cicho i zamknęłam drzwi.
- Przepraszam, jeśli cię obudziła – szepnęła.
Machnęłam ręką i usiadłam obok niej na łóżku. Od razu spojrzałam na twarzyczkę Julki. Patrzyła na mnie niewyraźnym wzrokiem, a po chwili jej oczka się zamknęły.
- Jest śliczna – powiedziałam z uśmiechem nie spuszczając z niej wzroku.
- I daje w kość – zaśmiała się cicho Kamila. - Ale nie oddałabym jej za żadne skarby świata.
Wstała z łóżka i ułożyła dziewczynkę w kołysce.
- Zaraz się znowu obudzi, więc będziemy mogły spokojnie wyjechać – poinformowała i otworzyła szafę. - A jak się spało?
- Świetnie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Kamila poprosiła, abym zaczekała chwile, ponieważ musi iść się ubrać i jakbym mogła, to żebym sprawdzała czy mała śpi. Kiwnęłam jej głową i usiadłam obok kołyski.
Przez moją głowę przemknęła myśl, kiedy ja wreszcie zostanę mamą. Na mówienie o tym Grześkowi było zdecydowanie za wcześnie. Chciałam, żeby był on tym mężczyzną, z którym się zestarzeję, będę miała dom, trójkę dzieci, a nawet psa. Ale to jeszcze chyba za wcześnie takie wybieganie.
Po chwili do pokoju wróciła Kamila, a Julka jakby na zawołanie się obudziła. Kamila ciepło ją ubrała, a ja obserwowałam każdy jej ruch z wielką uwagą. Zjadłyśmy śniadanie razem z rodzicami jej oraz Grześka i byłyśmy gotowe do drogi. Bardzo podziękowałam za nocleg i pożegnałam się z państwem Kosok.
Przez całą drogę towarzyszył mi płacz Julki oraz lekkie zakłopotanie Kamili. Przepraszała mnie za każdym razem, kiedy tylko dziewczynka zapłakała, a mnie to naprawdę nie przeszkadzało i nie dekoncentrowało.
Trafiłyśmy akurat na godzinę, kiedy to Grzesiek był już po treningu. Pomogłam jego siostrze z walizkami jej i jej małej córeczki, po czym wsiadłyśmy do windy, która powiozła nas na piętro środkowego. Zastukałam lekko w drzwi, a po chwili stanął w nich właściciel mieszkania.
Wiedziałam, że był zaskoczony obecnością Julki, ale także szczęśliwy, że jego siostra odzyskała swoje dziecko, które uchodziło za zmarłe. Wprowadził wszystkie walizki do swojej sypialni i powiedział, że należy ona do Kamili i małej Julki.
Był tak zajęty i przejęty, że nie zwracał na mnie uwagi, przez co miałam doskonałą okazję obserwowania go. Lekki uśmiech nie opuszczał mojej twarzy. Środkowy latał w tę i z powrotem, a na Julkę patrzył z wielką miłością w oczach. Kiedy Kamila powiedziała mu, że może wziąć ją na ręce jego oczy aż rozbłysły blaskiem, którego wcześniej nie udało mi się zauważyć. Kiedy trzymał Julkę na rękach, Kamila poszła do łazienki, a on podszedł do mnie z wielkim uśmiechem na ustach.
- Dalej nie mogę uwierzyć, że mogli ją okłamać, że nie żyje – pokręciłam głową.
- Ważne, że wszystko się wyjaśniło – powiedział i cmoknął mnie w czoło.
- Ale nie zmienia to faktu, że tamci ludzie to najwięksi idioci na świecie – westchnęłam. - Ja ją pokochałam od razu jak na nią popatrzyłam, a tamci ją tak po prostu oddali – nie mieściło mi się to w głowie.
- Nie zaprzątaj sobie nimi głowy – objął mnie jednym ramieniem.
- Dziecko trzymaj nie mnie – zaśmiałam się i ściągnęłam jego rękę z moich ramion.
- Kosa!
Odwróciliśmy się szybko w stronę wejścia do mieszkania, gdzie przez przedpokój szedł zadowolony Zbyszek wymachując płytką.
- Zostawiłeś u m... - stanął nagle jak wbity w ziemię.
My pewnie nie wyglądaliśmy inaczej. Kamila chciała, żeby Zbyszek dowiedział się inaczej, chciała mu powiedzieć, a tu wyszło tak, a nie inaczej.
Tylko jak na to zareaguje atakujący...





Przedostatni dzień maratonu :) Ale to szybko zleciało ;p
Wracając jeszcze do Uniwersjady, każdy wie, że MAMY MEDALA! ;D Ale dzisiaj jak zobaczyłam post u Karolla, to troszeczkę mnie zatkało... Oni tak dużo osiągnęli, a jeszcze spadła na nich fala krytyki. Za co, bo kurde nie rozumiem? Wytłumaczy mi ktoś? Tak jak napisał Karol, przywieźli z Uniwersjady medal, pierwszy raz od 20 LAT! Taki tam turniej amatorski. Ja tam z Chłopaków jestem strasznie dumna i nic tego nie zmieni! ;D A no i jeszcze GRZEGORZ BOCIEK NAJLEPIEJ PUNKTUJĄCYM TEJ IMPREZY! ;D
Do jutra ;*
poziomkowa.

https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci

wtorek, 16 lipca 2013

Sześćdziesiąt pięć

Jeszcze tego samego dnia w moim mieszkaniu pojawił się komisarz, który prowadził dochodzenie w sprawie Pawła. Musiałam uzupełnić swoje zeznania, ponieważ te spisane w szpitalu nie były zbyt dobre, ale nie miałam z tym problemu. Chciałam, aby statystyk poszedł siedzieć i mieć wreszcie święty spokój.
Funkcjonariusz siedział u mnie przez godzinę, a potem wyszedł żegnany moim głosem, który mówił, że gdyby miał jeszcze jakieś pytania, to niech dzwoni o każdej porze.
Zabrałam się za kończenie kolacji, na którą miał przyjść Grzesiek, kiedy nagle odezwał się mój telefon.
- Halo?
- Cześć Em – przywitała się Kamila.
- No wreszcie! - krzyknęłam.
Kilka razy próbowaliśmy się z jej bratem z nią skontaktować, ale nie odbierała, a kiedy dzwoniliśmy do ich rodziców, to spławiali nas tym, że akurat się kąpie albo po prostu gdzieś wyszła.
- Przepraszam, że nie odbierałam, ale musiałam sobie wszystko poukładać...
- Rozumiem – westchnęłam i usiadłam na krzesełku w kuchni. - Wracasz do Rzeszowa?
- Chcę wrócić i dlatego dzwonię... Mogłabyś po mnie przyjechać do Katowic? - zapytała. - Nie chcę ciągać Grześka, ma treningi, a ja nie chcę go wybijać z rytmu...
- Pewnie, nie ma żadnego problemu – powiedziałam natychmiast. - A dzwoniłaś do niego w ogóle? - spytałam.
- Zadzwonię, ale jak już przyjedziesz, dobrze? - spytała zmęczonym głosem.
- Jasne – odparłam. - Mam mu mówić, że jadę po ciebie? - zapytałam. - Cholera – zaklęłam pod nosem. - Pieprzone pieczarki.
- Gotujesz? O matko, a może wy byliście umówieni? – jęknęła. - A właśnie słyszałam, gratuluję – powiedziała już weselszym głosem. - Wreszcie się za siebie wzięliście.
- Przełożymy to – uśmiechnęłam się. - Zadzwonię do Grześka i niedługo przyjadę. Tylko wyślij mi adres esemesem.
- Przepraszam – westchnęła. - I dziękuję.
- Nie ma za co – uśmiechnęłam się. - To co, ja zaraz wyjeżdżam, więc się szykuj.
- Tylko Em... - zatrzymała się na chwilę. - Tylko nie zdziw się, kiedy przyjedziesz...
- O co chodzi? - zapytałam. - Chyba nie przywiozłaś ze sobą Alexa?!
- Nie, nie – powiedziała szybko. - Dowiesz się wszystkiego jak przyjedziesz...
- Okej – wypuściłam powietrze z płuc. - To do zobaczenia.
- Jeszcze raz dziękuję.
Zakończyła połączenie, a ja odłożyłam telefon na stolik. Ciekawe o czym ona mówiła? Przynajmniej nie przywiozła ze sobą Alexa, bo do auta by nie wsiadł. Właśnie! Auto! Przecież moje volvo było już u mechanika. W moich dłoniach znowu znalazł się telefon, w którym szybko znalazłam właściwy kontakt i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
Zibi zgodził się pożyczyć mi auto, ale za wszelką cenę chciał dowiedzieć się, gdzie chcę nim jechać. Wcisnęłam mu jakiś kit, podziękowałam i powiedziałam, że za jakieś dwadzieścia minut będę u niego pod blokiem. Następnie wybrałam numer do Grześka, który niestety nie dobierał, więc wyłączyłam płytę indukcyjną i przykryłam wszystkie garnki pokrywkami. Szybko przebrałam się w jakieś czyste ciuchy, psiknęłam perfumami i drapnęłam torebkę z przedpokoju oraz ubrałam się ciepło, po czym opuściłam swoje mieszkanie.
Drogę do mieszkania atakującego pokonałam bardzo szybko. Byłam mu wdzięczna za to, że czekał na mnie pod swoim blokiem z kluczykami w rękach. Przypomniał tylko, że audi ma wrócić w jednym kawałku, bo inaczej, to będę miała przechlapane. Pokiwałam tylko głową, cmoknęłam go w policzek i zasiadłam za kierownicą i z piskiem opon wyjechałam z parkingu.
Przez półtorej godziny drogi muzyka grała na ful, a ja sobie podśpiewywałam, więc kiedy zatrzymałam się na stacji benzynowej, aby kupić jakąś kawę, mój telefon miał już ponad dziesięć nieodebranych połączeń od Grześka.
Szybko poszłam po kawę i wróciłam do audi.
- No nareszcie! - krzyknął, kiedy odebrał ode mnie telefon.
- Przepraszam, muzyka grała za głośno – wytłumaczyłam się i upiłam łyk brązowego, gorącego napoju. - Nie musiałeś aż tyle wydzwaniać – zaśmiałam się.
- No martwiłem się – westchnął. - A po co dzwoniłaś?
- Muszę odwołać nasza kolację – powiedziałam.
- Dlaczego? - zdziwił się trochę.
- Bo jadę po twoją siostrę – wytłumaczyłam. - Nie chciała ci zawracać głowy przez treningi, dlatego zadzwoniła do mnie.
- Przepraszam za nią...
- Daj spokój – przerwałam mu z uśmiechem. - Dobrze wiesz, że do pomagania to ja zawsze pierwsza, a jak już trzeba samochodem je...
- Skąd ty masz samochód? - przerwał mi.
- Zibi mi pożyczył – odparłam z uśmiechem.
- Tylko uważaj tam na siebie – powiedział troskliwie. - I wróćcie mi w jednym kawałku. I oczywiście napisz jak dojedziesz do Katowic.
- Dobrze, dobrze – zaśmiałam się.
- Kocham cię.
Na mojej twarzy pojawił się gigantyczny uśmiech.
- Ja ciebie też – odpowiedziałam i pożegnałam się zakańczając połączenie.
Rzuciłam telefon na siedzenie obok, odpaliłam silnik i włączyłam radio, po czym włączyłam się w autostradowy ruch.
Do Katowic wjechałam kilka minut przed osiemnastą, ale zanim znalazłam odpowiednia ulicę, którą podała mi Kamila, minęła jakaś godzina. Kiedy tylko zatrzymałam samochód odetchnęłam z ulgą i dopiłam resztkę kawy, jaka mi została. Napisałam szybko esemesa do Grześka i ruszyłam w stronę furtki. Dopiero wtedy doszło do mnie, że zobaczę na własne oczy rodziców środkowego. Owszem rozmawiałam z nimi kilka razy przez telefon, ale to nie to samo, co rozmowa oko w oko. Moje serce trochę przyspieszyło, kiedy nacisnęłam dzwonek.
Po chwili w drzwiach domu pojawiała się wysoka pięćdziesięciolatka i od razu ruszyła w moim kierunku.
- Emilia! Jak ja się cieszę, że wreszcie mogę cię poznać – otworzyła furtkę i przytuliła mnie.
Zaczęłam się domyślać po kim Grzesiek taki wysoki. Jego mama była ode mnie wyższą o całą głowę.
- Również się cieszę, że mogę panią poznać – odpowiedziałam uśmiechnięta.
Czy można człowieka polubić od tak? Jeśli nie, to ta kobieta jestem przykładem, że tak.
- Chodź – chwyciła mnie za rękę i zaprowadziła do domu. - Napijesz się herbaty, prawda? - zapytała, kiedy ściągałam kurtkę.
- Jeśli można, to kawy z mlekiem – uśmiechnęłam się do niej i powiesiłam kurtkę na wieszaku.
- Oczywiście – odwzajemniła uśmiech.
Szybko ściągnęłam kozaki i ruszyłam za mamą środkowego. Kiedy wyszłam z przedpokoju moim oczom ukazał się wielki salon połączony razem z kuchnia oraz jadalnią. Na jednym z obitych skórą foteli siedział odrobinę starszy mężczyzna. Podniósł wzrok i uśmiechnął się do mnie szeroko. Wzrost po mamie, ale cała uroda po tacie, przemknęło mi przez myśl.
- Emila, cieszę się, że mogę cię poznać – podobnie, jak swoja żona, przytulił mnie.
- Ja również się cieszę – uśmiechnęłam się.
Kiedy wypuścił mnie ze swych objęć, wskazał kanapę, na której posłusznie usiadłam.
- A może chcesz coś zjeść? - zapytała kobieta z kuchni.
Moja głowa pokręciła przecząco, ale brzuch się z nią nie zgrał i zaburczał. Czułam jak lekko się rumienię.
- Zrobię jakieś kanapki – uśmiechnęła się szeroko i otworzyła lodówkę.
Podziękowałam tylko i zaczęłam przyglądać się rzeczom w salonie. W rogu stał duży telewizor, obok niego półki wydrążone w ścianie, które ciągnęły się przez całą jej długość. Można było tam znaleźć ramki, figurki, kilka płyt DVD oraz książek, dwa storczyki w żółtym kolorze oraz kilka medali.
- Mogę? - zapytałam i wskazałam na półkę.
- Jasne – uśmiechnął się tata Grześka.
Podeszłam do półek i od razu mój wzrok przeniósł się na fotografie. Kilka przedstawiała całą rodzinę Kosoków, w różnym wieku, kilka wspólnych zdjęć rodziców Grześka, parę jego siostry oraz jego. Uśmiechnęłam się szeroko widząc fotografię przedstawiającą na oko jedenastoletniego środkowego, tyle że z piłką do nogi i na boisku pokrytym murawą. Zdjęcie małego Grzesia z rowerkiem i wielkim uśmiechem na ustach, rozczuliło mnie dogłębnie.
- Jego pierwszy rower – aż podskoczyłam na dźwięk głosu jego taty.
Na mojej twarzy wykwitł zbłąkany uśmiech.
- Wiesz, które jest moje ulubione? - zapytał patrząc na mnie.
Spojrzałam na niego wyczekująco. Mężczyzna po chwili podał mi zdjęcie w szklanej ramce bez żadnych ozdobień. Fotografia przedstawiała na oko sześcioletniego Grzesia oraz jego tatę na łódce z wielką rybą w dłoniach malucha i wielgaśnymi uśmiechami na ustach.
- Złapał wtedy największą rybę z całej grupy – uśmiechnął się szeroko.
Uśmiechnęłam się równie szeroko.
- Byłem wtedy z niego bardzo dumny, zresztą dalej jestem.
- Jest wspaniały – powiedziałam. - Tylko zastanawia mnie jak on ze mną wytrzymuje... - zaśmiałam się cicho.
- Powiem ci, że lepiej trafić nie mógł – uśmiechnął się mężczyzna patrząc mi prosto w oczy. - Dużo o tobie słyszałem i to nie tylko od Grześka. W lepszym świetle cię Kamila przedstawić nie mogła.
Zaśmiałam się cicho.
- A i pierwsze wrażenie zrobiłaś na mnie niesamowite – dodał z wielkim uśmiechem.
Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć, więc po prostu szeroko się uśmiechnęłam.
- O, już jesteś – usłyszałam głos Kamili.
Obróciłam się na pięcie i zobaczyłam ją stojącą na trzecim schodku. Przez te zdjęcia całkowicie zapomniałam jaki był powód mojej podróży tutaj.
- Cześć – podeszłam do niej i lekko przytuliłam.
- Dzięki, że przyjechałaś – powiedziała z wdzięcznością.
- Drobiazg – uśmiechnęłam się lekko.
- Chcesz coś zjeść Kamilcia? - zapytała mama Grześka.
Kobieta pokręciła przecząco głową i powiedziała, że zaraz wrócimy. Pociągnęła mnie za rękę i zaprowadziła na samą górę, gdzie znajdowało się kilka drzwi.
- Tylko się nie przestrasz, okej? - spojrzała mi prosto w oczy.
Uśmiechnęłam się do niej leciutko, a dziewczyna nacisnęła klamkę po czym wpuściła mnie do słabo oświetlonego pokoju...


MAMY MEDALA, POLACY MAMY MEDALA!! ♥ Wywozimy z Uniwersjady SREBRO ;D Ależ jestem szczęśliwa! ;p Chłopaki też, i tak trzymać!
Dobra, a teraz wiadomość, która wbiła mnie w ziemię: http://www.petycjeonline.com/dymisja_trenera_anastassiego
 Ktoś idzie ze mną powiedzieć temu bardzo mądremu człowiekowi, który stworzył tę petycję, że jest po prostu pojebany?! Się wkurzyłam!
I jeszcze raz: MAMY MEDALA, POLACY MAMY MEDALA! ♥
do jutra ;*
poziomkowa.

https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci?ref=hl

poniedziałek, 15 lipca 2013

Sześćdziesiąt cztery

Pomału zaczęłam otwierać oczy. Leżałam głową na nagiej klatce piersiowej Grześka, która unosiła się spokojnie i miarowo, przy każdym następnym oddechu. Przez moją głowę zaczęły przelatywać obrazy z dzisiejszej nocy, naszej pierwszej wspólnej nocy. Dotyk Grześka był delikatny, subtelny, jakby bał się, że mocniejsze dotknięcie skrawka mojego ciała mogło sprawić mi ból. Poczułam ciepło, kiedy przypomniałam sobie o jego czułych pocałunkach, praktycznie wszędzie. Czoło, powieki, usta, policzki, szyja, ramiona, dekolt, piersi. Jeszcze z nikim nie było mi tak dobrze, to było pewne na miliard procent. Raczej już nikt tego nie zmieni, nie pozwolę na to.
Mocniej przytuliłam się do środkowego i przymknęłam ponownie oczy.
- Śpisz? - usłyszałam jego prawie niesłyszalny szept.
Byłam szczerze przekonana, że spał.
Otworzyłam oczy i podniosłam głowę, po czym spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem na ustach.
- Dzień dobry – przywitałam się i pocałowałam go lekko w usta.
- Szczęśliwego Nowego Roku – powiedział z uśmiechem.
- Będzie – wyszczerzyłam się i ponownie złączyłam nasze usta w delikatnym pocałunku.
Chwilę później zaczął dzwonić budzik, który oderwał mnie środkowego. Mężczyzna wyłączył dzwoniące ustrojstwo i ponownie mocno mnie przytulił.
- Najchętniej zostałabym w łóżku cały dzień – mruknęłam i opatuliłam nas bardziej kołdrą.
- Wiesz, jakoś do dwunastej mamy czas – uśmiechnął się lekko.
- A jakoś godzinę później musimy stąd wyjechać – powiedziałam. - Nie możecie się spóźnić na jutrzejszy trening...
- Oj, ciężko będzie – poklepał się po brzuchu.
Zaśmialiśmy się cicho.
- I weź też pod uwagę to, że obiad będziesz miał na następnych kilka dni – przypomniałam.
- Twoja babcia z pustymi rękami cię nigdy nie wypuści, prawda? - zapytał z uśmieszkiem.
- Poprawka, ona nikogo nigdy nie wypuści z pustymi rękoma.
Tak, jak zaplanowaliśmy, tak zrobiliśmy. Po tym jak zażyłam tabletki, gadaliśmy do godziny dwunastej, a potem wreszcie się ubraliśmy i byliśmy gotowi zejść na dół. Dzieciaki biegały po salonie, a w kuchni Karol razem z Krzyśkiem jedli rosół. No, za wesoło to oni nie wyglądali.
- Szczęśliwego Nowego Roku – przywitałam się i cmoknęłam w policzek obydwu.
- Nawzajem – wymamrotał Karol.
- Zdobyć świata szczyt, albo przeżyć jeden dzień... - zanucił Krzysiu, a ja razem z Grześkiem spojrzeliśmy na niego uważnie. - No co? - zapytał nic nie rozumiejąc. - Był taki film.
- Chyba „Szczęśliwego Nowego Jorku” - przypomniał środkowy bloku.
- Ooo – wskazał na niego palcem libero. - Dokładnie, więc piosenka pasuje – wyszczerzył się i wsadził do ust łyżkę rosołu.
- Idę spać dalej – poinformował Karol i ulotnił się z kuchni.
- Sałatki? - spytałam Grześka, który zajął miejsce mojego brata naprzeciw Igły.
Skinął głową, więc wyciągnęłam dwa talerze, gdzie oczywiści musiał wtrącić się libero, ponieważ było za głośno. Przeprosiłam tylko i nałożyłam sałatki, na każdy z talerzy, po czym siadłam obok Grześka. Odrzuciłam włosy do tyłu i chwyciłam do ręki widelec.
- Co ty tu masz? - spytał nagle Ignaczak dotykając swojej szyi z prawej strony.
- Gdzie? - dotknęłam własnej szyi i przejechałam wzdłuż niej palcem.
- Ty masz malinkę – wyszczerzył się Igła, a ja lekko zaczerwieniłam. - Matko, co tu się wczoraj działo? - zapytał.
Zgarnęłam włosy do przodu tak, aby zakrywały szyję.
- Nic, a nic – odparł Grzesiek wyraźnie z siebie zadowolony.
- Takie kity, to ty babci wciskaj – zaśmiał się Krzysiek.
- Ty się lepiej jedzeniem zajmij i trzeźwiej, bo trzeba wracać – przypomniałam i wsadziłam sobie do ust trochę sałatki.

Kilka minut po godzinie drugiej pożegnaliśmy się z moją rodziną i ruszyliśmy w drogę powrotną do Rzeszowa, którą prawie całą przespałam. W moim mieszkaniu byliśmy kilka minut po ósmej. Nie chciałam, żegnać się z Grześkiem, było to dla mnie jakieś dziwne. Odkąd byliśmy razem, żadnej nocy nie spędziliśmy osobno.
- Dobranoc – powiedział Grzesiek i pocałował mnie mocno w usta. Dobrze, że stałam akurat na kanapie, przynajmniej byłam wyższa, niż zazwyczaj. - Trzeba wracać do codziennych obowiązków – uśmiechnął się lekko i niechętnie wypuścił mnie z objęć.
Chwyciłam go mocno za rękę i przyciągnęłam ponownie do siebie.
- Zostań – poprosiłam cicho patrząc mu w oczy. - Wyspać przecież możesz się też tutaj – mruknęłam i przybliżyłam swoje usta do jego.
Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni, po czym położył lekko na łóżku.
- Dobranoc – szepnął, kiedy oderwał swoje usta od moich.
Złapałam go za kołnierzyk koszuli i przyciągnęłam z powrotem do siebie.
- Zostajesz – powiedziałam pewnym tonem głosu i złapałam w swoje palce dół jego koszulki.
- Coś przeczuwam, że się chyba nie wyśpię – zaśmiał się cicho i naparł swoimi ustami na moje.

Rano obudził nas budzik. Zażyłam tabletki i zabrałam się za robienie nam śniadania. Kanapki szybko zniknęły z talerzy, po czym zaczęliśmy szykować się do wyjścia, ponieważ po Nowym Roku na hali musiał pojawić się każdy z zespołu.
Wsiedliśmy do czarnej alfy i po piętnastu minutach byliśmy już na parkingu na Podpromiu. Kiedy opuściliśmy samochód, złapałam Grześka mocno za rękę i lekko pocałowałam. Odetchnęłam głośno i pociągnęłam go w stronę hali, gdzie była już większość zawodników. Zostawiłam go pod szatnią, a sama poszłam od razu na halę, gdzie była już większość sztabu.
Złożyliśmy sobie wszyscy życzenia noworoczne i zabraliśmy się za rozkładanie sprzętu. Po kilku minutach na hali pojawili się również gracze Resovi.
Podbiegłam do Piotrka i mocno go przytuliłam składając przy okazji życzenia; uczynił to samo. Później przyszła kolej na Zbyszka, z którym uczyniliśmy dokładnie to samo.
Nigdzie nie widziałam Igły.
- A przepraszam, Grzesiek to jakiś pies, że został bez życzeń? - zaśmiał się Nowakowski.
A no tak, bo oni nic nie wiedzą.
- Temu panu już życzenia złożyłam – wyszczerzyłam się i podeszłam do bruneta.
- I to w samego Sylwestra – dopowiedział i chwycił mnie za rękę.
- Zbyszek – Piotrek szturchnął Bartmana w rękę. - Widzisz to co ja?! - wydarł się, a my zaczęliśmy się z Grześkiem śmiać.
- To? - spytał i wskazał na nasze splecione dłonie. - Widzę, widzę! I się nadziwić nie mogę! Nareszcie! - ryknął uradowany.
- Czekaj, czekaj, to gdzie wy byliście na tym Sylwestrze? - zapytał Cichy Pit.
- No u mnie w Wałbrzychu – wzruszyłam ramionami.
- Wkupywałeś się w rodzinę? - zaśmiał się wesoło Bartman.
- To czekaj, jak długo? - nie dał nikomu dojść do słowa Piotrek.
- No od Wigilii – wyjaśnił Grzesiek.
- Nic nie kumam – stwierdził blondyn.
Wyjaśniłam im wszystko i zakończyłam:
- No i tak jakoś wyszło, a teraz marsz na trening!
Wyszczerzyli się do nas i ruszyli w stronę trenera Kowala.
- Niezapomniane święta – westchnął szczęśliwie środkowy i pocałował mnie lekko w usta.
- Ja wiem, że uczucia są ważne i tak dalej, ale Kosa siatkówka też! - wydarł się do nas Ogonowski.
- Idź, idź, bo mnie tu jeszcze, nie daj Boże o coś oskarżą – zaśmiałam się. - Nie dość, że utuczyłam im zawodnika, to jeszcze opóźniam trening – dźgnęłam go w pierś.
- Oj tam – machnął ręką z uśmiechem i ponownie lekko mnie pocałował. - Ja nie mam nic przeciwko – mruknął tuż przy moich ustach.
- Kosa! - krzyknął trener Kowal.
- No idzie już! - odkrzyknęłam w jego stronę, co spowodowało śmiechy w całej drużynie.
- Zostajesz do końca treningu? - spytał mnie.
Kiwnęłam głową.
- A wieczorem – chwyciłam go za kołnierzyk treningowej koszulki. - Zapraszam do siebie na kolację. Już się przyzwyczaiłam, że zasypiam i budzę się obok ciebie – szepnęłam wesoło.
- Trzeba szybciej brać się za kończenie domu – zaśmialiśmy się cicho.
- Kosa! - krzyknął Ogonowski.
- No idzie już! - krzyknęłam i szybko go pocałowałam, po czym pchnęłam w stronę zawodników, którzy zaczęli już rozgrzewkę.
Jakie życie jest piękne, przemknęło mi przez myśl. Uśmiechnęłam się do siebie szeroko i zadowolona sięgnęłam po aparat.
- Przepraszam! - na halę wpadł lekko zdyszany Krzysiek.
- Igła, no wreszcie! - odkrzyknął do niego Kowal.
- Drugi spóźnialski się znalazł! - zaśmiał się Ogonowski.
- Ej, ej! - odezwał się uśmiechnięty Grzesiek.
Podbiegłam lekko do krzesełek, przy których stały zgrzewki wody oraz leżały bluzy niektórych zawodników.
- Czegoś nie wiem? - spytał zdezorientowany libero.
- Nic o czymś musiałbyś wiedzieć – uśmiechnęłam się do niego szeroko i pstryknęłam mu zdjęcie. - A teraz, ćwicz! - wydarłam się i wskazałam mu boisko z wielkim uśmiechem na ustach.


No to mamy drugi dzień maratonu ;)
Jak Wam wakacje mijają? ;p Jak pogada? :)
https://www.facebook.com/photo.php?v=676732135685778 haha, padłam, leżę i nie wstaję ;D Gramy jutro, gramy o złoto! ;D
Podacie tytuły jakiś ciekawych piosenek? ;p Muszę trochę wzbogacić trochę swoją listę, więc Wasza pomoc się przyda :)
do jutra ;*
poziomkowa.

https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci

niedziela, 14 lipca 2013

Sześćdziesiąt trzy

Jeszcze tego samego dnia wieczorem wybraliśmy się do kina na jakąś komedię. Kiedy wróciliśmy do domu od razu poszliśmy do mojego pokoju.
- Narysuj coś – rzuciłam mu inny szkicownik, który dostałam do dziadka.
- Ja? Nie – zaśmiał się i walnął się na łóżko.
- No dawaj – usiadłam obok niego z ołówkiem w ręce.
- Chyba się dawno nie śmiałaś, skoro chcesz mnie tak wykorzystać – odparł patrząc na mnie.
- Przysięgam, że nie będę – przyłożyłam prawą dłoń do serca. - Słowo harcerza.
- Dobra, dawaj to – zajął pozycję siedzącą i wyciągnął mi z ręki ołówek, a z kołdry drapnął szkicownik. - Co ma być? - zapytał otwierając zeszyt na pustej stronie.
- Narysuj cokolwiek – odpowiedziałam z uśmiechem.
Westchnął zrezygnowany i przyłożył ołówek do kartki. Przez pięć minut siedzieliśmy w idealnej ciszy, w której uważnie go obserwowałam. Ani razu nie poprosił o gumkę do mazania, czy nowy ołówek. Siedział po turecku, skupiony i kreślił coś na kartce.
- Ale masz się nie śmiać – ostrzegł i odłożył ołówek na szafkę nocną.
Kiwnęłam głową i wzięłam od niego szkicownik. Na mojej twarzy wykwitł szeroki uśmiech, kiedy zobaczyłam duże, kształtne serce, a w nim moją podobiznę. Fakt, Grzesiek ludzi nie potrafił rysować, ale nawet nie zwróciłam wtedy na to zbytnio uwagi.
- Podoba mi się – wyszczerzyłam się i usiadłam obok niego. - I mam pomysł, co można z tym zrobić.
Spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Oprawimy w antyramę i powiesimy na ścianie przy schodach – powiedziałam poważnie.
Siatkarz spojrzał na mnie jak na wariatkę i wybuchnął śmiechem.
- No i z czego się śmiejesz? - zapytałam.
- Chyba żartujesz – odparł dalej się śmiejąc. - Chcesz, żeby każdy kto przyjdzie do domu, mnie wyśmiał? - spojrzał na mnie uważnie.
- Ważne, że mnie się podoba – uśmiechnęłam się promiennie.
Westchnął zrezygnowany.
- Niech ci będzie – objął mnie ramieniem i pocałował w czoło.

W niedzielę poszliśmy do kościoła, a potem na groby moich rodziców i dziadka, po czym wróciliśmy do domu, gdzie zagraliśmy z Kacprem w jakąś planszową grę. Kornelia latała z góry na dół i panikowała jak nie wiadomo kto.
- A tobie co? - zapytałam rzucając kostkami.
- Jutro Sylwester, halo! - wykonała gest rękoma. - A ja jakoś wyglądać muszę.
- A co, Antek będzie? - zapytał szczerzący się Kacper.
Spojrzałam z uśmiechem na Grześka, a potem przeniosłam wzrok na Kornelię, której lekko policzki spłonęły rumieńcem.
- Nic ci do tego – warknęła na młodszego brata.
- Bo wiecie Korni się zakochała – wytłumaczył nam cicho Kacperek.
- Wcale nie! - krzyknęła dziewczyna.
Zaśmiałam się.
- No dzięki! - fuknęła w moim kierunku.
- Nie przejmuj się – uśmiechnął się do niej Grzesiek. - Jak dzieci w przedszkolu, więc...
- Mam ci przypomnieć, kto się zachowywał jak dziecko w przedszkolu? - spojrzałam na niego unosząc do góry brwi.
- Ej, ej, ej – zamachał palcem wskazującym. - Ja tego, żeby się pobawić w zieloną noc, a raczej poranek, nie wymyśliłem – uśmiechnął się.
- Ale bawiłeś się razem ze mną! - zauważyłam podniesionym głosem i rzuciłam w niego mocno poduszką.
- Oj tam – odrzucił lekko poduszkę w moim kierunku.
- Ja ci dam oj tam! - podniosłam się z ziemi. - A poza tym bawiliśmy się jak dzieci w podstawówce – przypomniałam mu jego własne słowa.
- Ale dzieci – wyszczerzył się.
- Super się was słucha, ale muszę iść myśleć nad fryzurą – powiedziała Kornelia i pobiegła schodami w górę.
Klapnęłam obok Grześka na podłodze.
- Ale pamiętaj, że świetnie się bawiłem – przypomniał mi i cmoknął w policzek.
- Zawsze do usług – wyszczerzyłam się i pocałowałam go lekko w usta.
- Fuuu! - skrzywił się Kacper, a my wybuchnęliśmy śmiechem.

Trzydziesty pierwszy grudnia, równa się ostatni dzień roku dwutysięcznego dwunastego. Anka razem z Kornelią latały od rana po domu jak poparzone, a ja marzyłam tylko o tym, aby położyć się spać. Zagadaliśmy się wczoraj z Grześkiem tak, że kiedy spojrzeliśmy na zegarek wskazywał on piątą nad ranem, ale jak rozum rozbudzony, to rozbudzony. W sumie poszliśmy spać kilka minut po godzinie szóstej.
Siedziałam w kuchni z zamkniętymi oczami i opierałam głowę na łokciu.
- Co wyście w nocy robili? - zapytała Iwona wchodząc do kuchni, a za nią przyczłapał również jej mąż.
Otworzyłam oczy.
- Jeszcze pytasz – zaśmiał się Igła.
- Dla twojej informacji, to rozmawialiśmy – spojrzałam na niego.
- Więc tak to się teraz nazywa? - wyszczerzył się libero i drapnął kanapkę z talerza.
Żeby było jasne. Ze środkowym jeszcze nic nie było. Przecież samym seksem człowiek nie żyje.
- Krzysiu, ja cie bardzo proszę, przymknij się – mruknął do niego Grzesiek ciągle z zamkniętymi oczami.
- Uuu, aż tak? - zaśmiał się w głos.
- Mam ci przypomnieć jak byłam z wami na wakacjach? - wbiłam w niego wzrok. - Spać się nie dało – jęknęłam przypominając sobie wakacje nad Morzem Bałtyckim jakieś jedenaście lat temu i to jeszcze pod namiotami. Każdy chyba wiedział co miałam na myśli. - Aż wreszcie ktoś mądry kupił mi stopery do uszu.
- Oj tam – machnął ręką Krzysiu. - Na pewno nie chcecie iść z nami? - zapytał.
- Posiedzimy w domu – odpowiedział Grzesiek otwierając oczy.
- To może dzieciaki i babcię wam zabrać? - mrugnął do mnie Krzysiek.
Iwona wymierzyła swojemu mężowi kuksańca, a ja spojrzałam na niego spod byka.
- Dobra, dobra – uniósł ręce w geście poddania. - Już nic nie mówię.
W kolejnych godzinach dnia dziewczyny zaliczyły fryzjera, a ja razem z nimi, za co miałam ochotę je powiesić. Nigdzie nie wychodziłam, więc po co mi jakaś specjalna fryzura, ale efekt był świetny, to musiałam przyznać. Podkręcone włosy, do tego niektóre lekko upięte, a grzywka zaczesana do góry.
Kiedy wreszcie wróciłyśmy do domu, klapnęłam na kanapę, Iwona pojechała do domu teściów, a Kornelia z matką zabrały się za robienie swoich paznokci.
- Mówił ci ktoś, że ślicznie wyglądasz? - zapytał wprost do ucha Grzesiek.
Zaśmiałam się cicho.
- Grzesiek! - ryknęła z kuchni Kornelia.
- Tak?!
- Masz przypilnować Emilki, żeby sukienkę włożyła!
Spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął.
- Przypilnuję, przypilnuję! - odkrzyknął.
Pokręciłam tylko głową i wróciłam do oglądania jakiegoś filmu w telewizji.

Około godziny dziewiętnastej do domu dotarli wystrojeni Ignaczakowie. Iwona razem z Krzyśkiem dopełniali się idealnie, jak w sferze charakterów, tak i w sferze strojów. Kobieta miała na sobie długą, czerwoną sukienkę, a libero krawat w identycznym kolorze, nawet odcień się niczym nie różnił.
Zostawili dzieciaki i ruszyli razem z Karolem oraz Anką do pobliskiej sali, na której miała odbyć się ich impreza. Po tym jak zamknęły się drzwi, z góry zbiegła Kornelia wystrojona w zakupioną specjalnie sukienkę oraz w moich butach. Lekki makijaż, o który wykłócała się z ojcem, pasował do niej idealnie. Długie, blond włosy spływały falami po jej plecach.
- A twoja sukienka gdzie? - wbiła we mnie wzrok.
- Na górze – odparłam.
- Grzesiek, miałeś jej przypilnować! - krzyknęła w stronę salonu, gdzie aktualnie przebywał środkowy.
- Spokojnie! - odkrzyknął jej lekko się śmiejąc.
- Dobra, macie zrobić jakieś zdjęcia – nakazała na co kiwnęłam głową. - Mogę tak iść? - spytała wskazując na siebie.
- Jak najbardziej – kiwnęłam głową i uniosłam kciuk do góry.
- Temu całemu Antkowi szczena opadnie – skomentował Grzesiek pojawiając się nagle w progu.
- Serio? - spojrzała na niego.
- A jeśli nie, to jest idiotą – puścił jej oczko, co spowodowało, że się uśmiechnęła.
- Dobra, ja lecę – spojrzała na zegarek. - Ty załóż sukienkę, a ty jakoś też się ładnie ubierz – powiedziała do Kosy, na co kiwnął jej głową. - No nic, bawcie się dobrze – zarzuciła na siebie płaszcz.
- Ty też – powiedzieliśmy wspólnie.
Nastolatka posłała nam jeszcze uśmiech i zamknęła za sobą drzwi.
- Ubierać się w sukienkę, ale już! - nakazał Grzesiek i wskazał palcem schody.
Westchnęłam zrezygnowana i poczłapałam na górę.

Piętnaście minut później stałam przed lustrem w mojej szafie i gapiłam się na swoje odbicie. Mała istotka w niewysokich szpilkach, w czarnej, krótkiej, a do tego obcisłej, koronkowej sukience szczerząca się do swojego odbicia. Jakoś nigdy nie miałam problemu z zaakceptowaniem samej siebie. Lubiłam siebie, a to było przecież ważne.
- Mogę wejść? - usłyszałam pukanie do drzwi i głos Grześka.
Zamknęłam szafę.
- Wchodź – nakazałam i obróciłam się przodem do drzwi.
Siatkarz wszedł do pokoju, a po chwili stanął jak wmurowany w ziemię.
- Wow – wydukał patrząc na mnie.
- Podoba ci się? - spytałam obracając się w kółeczko.
- Jasne – wyszczerzył się. - Chyba muszę podziękować Korneli, że kazała ci ją kupić – cmoknął mnie w nos.
Zaśmiałam się tylko cicho na jego słowa.

Pomagałam babci kroić owoce, kiedy do kuchni wszedł Grzesiek. Miał na sobie białą koszulę z odpiętymi dwoma guzikami pod szyją oraz czarne, dopasowane jeansy, a jego twarz pokrywał lekki zarost.
- Ale z ciebie przystojniak – uśmiechnęła się do niego babcia i poklepała po ramieniu.
- Pani prezentuje się o wiele lepiej – skomentował i przepuścił śmiejącą się cicho staruszkę w drzwiach. - Pasuje? - zapytał uśmiechając się do mnie.
- Nawet gdybyś worek założył, byłoby idealnie – zaśmiałam się i wsadziłam sobie do ust kawałek brzoskwini.
- Em, Em! - do kuchni wleciała mała Ignaczak. - Chodź, idziemy tańczyć – pociągnęła mnie za rękę. - Ty też – złapała za rękę środkowego i chwilę później byliśmy już w salonie, gdzie bawiły się dzieciaki.
Cała nasza „młodzież” na czele z babcią Różą odlecieli do krainy snów kilka minut przed jedenastą. Wcale się im nie dziwiłam. Wyskakali się, wyszaleli, więc jedyne co przychodziło do głowy to spanie, ale oczywiście przed dwunastą mieliśmy ich z Grześkiem obudzić.
Opadłam na kanapę i wzięłam dwa paluszki ze szklanej ławy.
- Potrafią zmęczyć człowieka – westchnęłam.
Środkowy zajął miejsce obok mnie i przyciągnął do siebie.
- Cieszę się, że tak spędzam tego Sylwestra – powiedział i pocałował mnie w głowę.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Ja też. Dziękuję – podniosłam głowę do góry i spojrzałam na niego.
- W zasadzie, to ja powinienem podziękować – powiedział i pocałował mnie lekko w usta. - Spędziłem jedne z najlepszych Świąt w życiu, a i Sylwestra też.
- Jeszcze się nie skończył – przypomniałam mu z uśmiechem i oparłam głowę na jego lewej piersi.
Siedzieliśmy tak dopóki zegar nie wskazał godziny dwudziestej trzeciej pięćdziesiąt pięć. Obudziliśmy dzieciaki oraz babcię Różę i zaczęliśmy się ubierać, ponieważ chcieliśmy wyjść na dwór, aby obejrzeć pokaz fajerwerków.
Dzieciaki wybiegły z uśmiechami na ustach na podwórko, a my trzymając się z Grześkiem za ręce i niosąc w wolnych po lampce szampana wyszliśmy z domu wolniej. Przystanęliśmy i spojrzałam w niebo. Miliony gwiazd, księżyc i on. Co więcej do szczęścia?
- Dziesięć sekund! - krzyknął Sebastian.
- Dziewięć, osiem – zaczęły dzieciaki.
- Kocham cię – powiedział Grzesiek uśmiechając się szeroko.
- Siedem, sześć – kontynuowały dzieciaki.
- Ja ciebie też – odwzajemniłam uśmiech.
W chwili, kiedy dzieciaki wymawiały pięć, usta środkowego napotkały moje i złączyły się w namiętnym pocałunku. Z głowy wyleciało całkowicie odliczanie, ale do świadomości wróciłam, kiedy usłyszałam głośny huk, który oznaczał, że zaczął się rok dwutysięczny trzynasty.
- Kocham cię – powiedziałam szczerząc się jak popaprana, kiedy oderwaliśmy się z siatkarzem od siebie.
- Ja ciebie też – uśmiechnął się - Lepiej tamten rok się skończyć nie mógł i lepiej ten zacząć – oznajmił i ponownie mnie pocałował.
Faktycznie, lepiej zakończyć i rozpocząć nie mógł. Mam wszystkiego, czego do szczęścia mi potrzeba.
Złożyliśmy sobie wszyscy nawzajem życzenia noworoczne, wykonaliśmy telefony do bawiących się na sali oraz do Korneli, po czym wróciliśmy do domu. Grzesiek zabrał się za otwieranie szampana dzieciakom, a ja stanęłam w progu kuchni i uważnie go obserwowałam. Otoczony przez trójkę dzieciaków, do tego szeroko uśmiechnięty i zadowolony. Aż chciało się uśmiechać, kiedy się go takiego widziało. Wtedy przez myśl przeszła myśl, czy kiedyś razem z nim stworzę rodzinę. Chciałam tego, ale czy nie za szybko wysuwałam się do przodu? No nic, pożyjemy, zobaczymy.
Wypiliśmy po lampce szampana razem z babcią Różą, po czym staruszka stwierdziła, że idzie spać, więc poczłapała do swojego pokoju, który znajdował się obok salonu. Dominika dołączyła do babci, a chłopaki stwierdzili, że sen jest dla słabych, więc usiedli sobie na podłodze i zaczęli o czymś rozmawiać, a ja w międzyczasie poszłam do toalety. Kiedy wróciłam, Grzesiek nakrywał tę dwójkę kocem.
- Szybko – zaśmiałam się cicho, a on tylko się do mnie uśmiechnął.
Wyłączyliśmy telewizor i postanowiliśmy pójść na górę. Ściągnęłam szpilki i zostawiłam je przy drzwiach. Nie zdążyłam postąpić następnego kroku, ponieważ środkowy bloku złapał mnie wpół i pocałował lekko w szyję.
Obróciłam się w jego stronę i chwyciłam kołnierzyk jego białej koszuli i przyciągnęłam do siebie łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Moje palce same dobrały się do guzików jego koszuli.
- A na dole... - wyszeptał siatkarz.
- Śpią jak zabici, przecież – odszepnęłam prosto w jego usta i odpięłam kolejny guzik, który moje palce napotkały na swojej drodze.
Grzesiek rozsunął zamek mojej sukienki, a ja pozbyłam się całkowicie jego koszuli, która wylądowała w którymś z kątów mojego pokoju, a pod palcami poczułam ciepłą skórę jego doskonale wyrzeźbionej klatki piersiowej...



Przepraszam, że o tej porze, ale oglądałam mecz z Ukrainą, tak na marginesie, gdyby ktoś nie wiedział MAMY FINAŁA, MAMY FINAŁA! ;D a potem jeszcze siedziałam przez chwilę u Babci ;p Lecim z pierwszym dniem maratonu ;D
Para Kądzioła/Szałankiewicz złotymi medalistami Uniwersjady 2013! Polacy pokonali Niemców 2:1 :)
I wiadomość, za którą dziękuję Buntowniczce, BUŁGARIA WSPÓŁGOSPODARZEM ME W 2015! Ja pierdole...
do jutra ;*
poziomkowa.

https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci