piątek, 15 marca 2013

Trzy

Równo o ósmej zadzwonił budzik, więc szybko go wyłączyłam, aby nie obudzić chłopaków. Spojrzałam za siebie. Uff... Każdy śpi, jest dobrze.
Podniosłam tyłek z łóżka i zaczęłam szukać torebki. Znalazłam ją w łazience, ale co ona tam robiła, to nie miałam zielonego pojęcia. Wyciągnęłam z niej batona i pudełko tabletek. Zjadłam całego wafelka i połknęłam dwie tabletki.
Zabrałam torebkę z łazienki i weszłam do pokoju. Usiadłam na łóżku. Nie chciało mi się już spać, więc zaczęłam tempo wpatrywać się w drzewo, które rosło za oknem.
Kiedy tylko wrócę do Rzeszowa, będę musiała zacząć szukać jakiegoś mieszkania, no i pracy też. Najlepiej byłoby znaleźć robotę w swoim zawodzie, moim był: fotograf. Nie powiem, byłam dobra w tej branży. Moje zdjęcia trafiały do różnych magazynów, ale pod pseudonimem, a nie prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Nikomu to zbytnio nie przeszkadzało, więc było dobrze.
Pieniądze, które miałam na koncie spokojnie wystarczyłby mi na rok wygodnego życia, ale jakoś nie zwracałam na to szczególnej uwagi. Chciałam pracować, nie umiałbym wysiedzieć na tyłku i nic nie robić. Chciałam przeżyć swoje życie, a nie grzać tyłek w ciepłej kanapie.
Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk przychodzącego esemesa. Autor: Jurek. Tym razem postanowiłam zobaczyć, co napisał, więc wyświetliłam wiadomość.
Em, gdzie ty jesteś, do cholery?! Nie odbierasz telefonów, nie odpisujesz na sms'y! Mam już dość nagrywania się na pocztę głosową! Stało się coś, ze tak nagle wyjechałaś? Proszę cię, daj mi znać, kiedy tylko odczytasz tą wiadomość. Pamiętaj, że cię kocham.”
Wybuchnęłam śmiechem, ale szybko go stłumiłam. W końcu siatkarz też człowiek – wyspać się musi. Odwróciłam się sprawdzając, czy śpią. Piotrek właśnie przewracał się na prawy bok, Kurek spał opatulony szczelnie kołdrą, a Bartman w samych bokserkach spał zwinięty w kłębek, a jego kołdra leżała na podłodze.
Popatrzyłam ponownie na wiadomość i bez zbędnych sentymentów po prostu ją usunęłam. To samo zrobiłam ze wspólnymi fotografiami, które miałam zapisane na karcie pamięci. Te dwa lata, które spędziłam z Jurkiem, w jednej chwili prysnęły jak bańka mydlana.
Odłożyłam telefon na podłogę i położyłam się na prawym boku. Tępo wpatrywałam się w jednego, ciemnozielonego liścia dębu. W głowie miałam kompletna pustkę. Dawno nie miałam tak, że o niczym nie myślałam.
Leżałam tak bez sensu przez dwie godziny. Byłoby pewnie dłużej, ale obudził się Kurek i Nowakowski.
- Jak mnie łeb napieprza – usłyszałam głos Bartka, ale ani drgnęłam.
- Jak myśmy tutaj w ogóle trafili? - Piotrek podniósł się na łóżku.
- A żebym ja to wiedział – przyjmujący podrapał się po głowie. - Czekaj... Emilia nas przywiozła tutaj!
Brawo panie Kurek! Wracamy do rzeczywistości!
- Bartek...? - zapytał niepewnie środkowy.
- Co?
- Dlaczego Emilia śpi w bartmanowej koszulce, a on został jedynie w bokserkach?
Teraz to stanęłam na równe nogi. Zachwiałam się, ale na szczęście złapałam równowagę. Chłopaki wlepili we mnie zaciekawiony wzrok.
- Między nami nic nie było! - krzyknęłam budząc ZB9.
- Kobieto, nie krzycz – spojrzał na mnie jednym okiem, a po chwili otworzył drugie. - Ej, skąd masz moją koszulkę? - zapytał ciekawskim tonem.
- Sam mi ją dałeś.. - zaczęłam, ale to przecież prawda nie była. - Znaczy sama ją sobie wzięłam, bo przecież w czymś musiałam spać, nie?
Siatkarze dalej wlepiali we mnie zaciekawione spojrzenia.
- Nic nie pamiętacie?
Pokręcili przecząco głową, a ja aż jęknęłam i usiadłam zrezygnowana na łóżku.
- My... - Bartman wskazał na siebie i na mnie. - Coś ten...?
- Co?! Nie! - krzyknęłam od razu.
Girls they want, want have fun...
Rozległ się dzwonek mojej komórki.
- Serio? - podniósł brew blondyn i wskazał na dzwoniący telefon.
No co? Bardzo pozytywna piosenka!
Nic nie odpowiedziałam. Sięgnęłam po telefon. Wyświetliła się nazwa „Krzysiu :)”.
- Halo? - nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Za ile możecie być u Rucka w domu? - zadał od razu pytanie.
A dzień dobry to gdzie?
- Dzień dobry, Krzysiu – przywitałam się słodko.
- Sorry. Cześć – poprawił się. - To jak?
- Daj nam pół godziny.
- To czekamy.
Rzuciłam telefon na łóżko i podniosłam się.
- Zbierać się, jedziemy do Michała.
Ruszyłam w stronę łazienki.
- A...
- Zamknij się, Bartman – rzuciłam i trzasnęłam drzwiami.
- Ona ma moją koszulkę – słyszałam jak mówi do kolegów.
No tak! Szybko ściągnęłam ją i zostałam w samej bieliźnie.
- Łap! - rzuciłam nią w Zbyszka i ponownie zamknęłam drzwi łazienki.
Dwadzieścia minut później siedzieliśmy już w samochodzie. Piotrek wyglądał jakby pił przynajmniej ze trzy dni pod rząd. Podobnie było z przyjmującym. Siedzieli z tyłu trzymając się za głowy i z przymkniętymi oczami. Nawet radia nie pozwolili mi włączyć. „Za duży hałas”, jak to ujął Nowakowski.
I to są skutki picia wódki, ludzie.
Westchnęłam i odpaliłam samochód Ignaczaków.
- Tylko proszę, powoli – powiedział słabym głosem Zibi.
- Jeśli przyznasz, że jestem jedyną osobą, która zaskoczyła cię tyle razy w jeden dzień – postawiłam warunek.
- Nigdy – spojrzał na mnie spod byka.
- No trudno – wzruszyłam ramionami i dodałam gazu.
- Zaraz będę rzygał, jak Boga kocham – odezwał się Kurek.
- Ja też! Więc schowaj tą swoją dumę do kieszeni i przyznaj jej rację! – wrzasnął już nie taki Cichy Pit.
- Nigdy – zapierał się Zbigniew.
Na liczniku było już dziewięćdziesiąt, a zbliżała się setka.
- Bartman! - ryknął przyjmujący.
- Dobra! Jesteś jedynym człowiekiem, który zaskoczył mnie tyle razy w jeden dzień – wycedził przez zęby, a ja z gigantycznym uśmiechem zwolniłam do pięćdziesięciu.
- Widzisz, nie taki diabeł straszny jak go malują – poklepałam wkurzonego ZB9 po ręce.
- Nic już dzisiaj do mnie nie mów – burknął i zabrał rękę.
- A czeka nas jeszcze wspólna podróż do Rzeszowa – wyszczerzyłam się.
Usłyszałam tylko jego jęk.
Zapamiętaj Zbigniewie, z Emilią Sławską się nie zaczyna. A jeśli już zacząłeś, jesteś skazany na klęskę, amen.
Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. No może nie do końca, niekiedy dało słyszeć się jęki skacowanych chłopaków.
Zaparkowałam samochód i poprosiłam o wysiadkę. W domu Ruciaków był Winiarski i Wlazły wraz z żonami, Igła, Iwona, Żygadło i Kubiak. Wszyscy nieźle skacowani siedzieli na kanapach i fotelach w salonie.
- Witam szanownych państwa – wyszczerzyłam się i usiadłam na oparciu fotela, w którym siedział Ziomek.
- Cześć – odpowiedzieli każdy w swoim tempie.
- Chcecie coś do picia? - zapytała pani domu.
- Jak można, to kawę – uśmiechnęłam się do Justyny.
- A wy, chłopaki?
Pokręcili przecząco głowami.
- Z mlekiem? - uśmiechnęła się Ruciak.
- Pamiętasz – uśmiechnęłam się serdecznie i kiwnęłam głową.
- Co ty w takim dobrym nastroju? - zapytał mnie Krzysiek.
- W normalnym – wzruszyłam ramionami.
- A może chcesz coś zjeść? - zapytała Justyna z kuchni.
Jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu, co wywołało śmiechu u wszystkich, no prawie wszystkich. ZB9 siedział obok Dzika na kanapie, cały naburmuszony.
- To ja ci odgrzeję pierogów.
Podziękowałam i wgryzłam się w ciastko, które podał mi na talerzyku Ziomek.
- Ej, Bartman, co ci jest? - zapytał Winiarski.
- Nic – wzruszył ramionami. - Głowa mnie boli.
- Chyba od myślenia nad tym, jak zaskoczyć Emilkę – mruknął pod nosem Nowakowski, za co od razu Zibi zmierzył go ostrym wzrokiem.
- Nic nie kumam – skrzywił się Kubiak.
- Zbyszek nie może się pogodzić, że ktoś go zaskoczył – wyjaśnił ochoczo Kurek.
- I to jeszcze jak – dodał Cichy Pit.
- Wyobrażacie sobie, że ta oto dziewczyna – wskazał na mnie przyjmujący – zdarła z niego koszulkę, bo nie chciała paradować przed nami w samej bieliźnie – wyszczerzył się, a zebrani wlepili we mnie wzrok. - Biedny Zibi z siebie słowa wykrztusić nie mógł.
Mój wzrok wbił się ostro w Bartka.
- Kurek! - krzyknęłam i podniosłam tyłek z siedzenia. - Ty! - wskazałam go palcem i pomału zaczęłam się do niego zbliżać. - Ty wszystko pamiętasz!
- Jakie tam pamiętasz – odpowiedział wymijająco, a mina mu zrzedła. - Takie przebłyski mam...
- Ja ci dam przebłyski!
Chłopak szybko wstał z kanapy i zaczął się cofać, a ja podążałam za nim.
- Przez ciebie musiałam się tłumaczyć, że między mną a Bartmanem nic nie było! A ja nienawidzę się tłumaczyć! - przyspieszyłam kroku.
- Weź daj spokój, taki żarcik tyci – pokazał dwoma palcami jaki tyci.
- Ja ci kurde dam żarcik! - ruszyłam biegiem w jego stronę. Jak łatwo można się domyśleć zaczął uciekać.
Wbiegł na schody, a ja za nim odgrażając się. No to nasi przyjaciele musieli mieć niezły ubaw oglądając jak się kłócimy, nie ma co!
Ruszyłam biegiem korytarzem. Dziwne, dzieliły mnie od Kurka tylko cztery duże kroki. Kiedy byłam już tak blisko, ta skacowana małpa okręciła się i ruszyła biegiem na dół.
O nie, tak to się ze mną nie pogrywa panie Kurek!
Kiedy byłam już na ostatnim schodku zaliczyłam glebę i zaczęłam udawać, że boli mnie kostka. W mig, obok mnie pojawił się Bartek i zaczął przepraszać.
- Idioto, pomóż mi wstać.
Wyciągnęłam rękę, a on ją mocno chwycił. Nim zdążył pociągnąć nasze ręce do siebie, ja pociągnęłam w moją stronę. Bartuś padł jak długi obok mnie, a nasi przyjaciele wybuchnęli śmiechem.
Nachyliłam się nad przyjmującym i szepnęłam słodko:
- Nigdy więcej ze mną nie zaczynaj, bo właśnie tak będziesz kończył.
Podniosłam się i teatralnie otrzepałam „kurz”z ramion.
- To gdzie te pierogi? - wyszczerzyłam się wkraczając do królestwa Justyny żegnana gromkim śmiechem.



No i macie trójeczkę ;) Mam nadzieje, że się spodoba :)
Piątek - weekendu początek! ;D Nareszcie! ;p
Was zapraszam do czytania i komentowania, również, a sama idę spać, bo mój organizm po prostu domaga się snu! ;p
Dziękuję Wam!! ;* Blog ma dokładnie siedem dni, a już 1660 wyświetleń!! ;D Dziękuję!!
Miłego weekendu Wam życzę i pozdrawiam :)
poziomkowa ;*

wtorek, 12 marca 2013

Dwa

Kilka minut później, po zjedzonym posiłku (Krzysiek powiedział, że póki czegoś nie zjem, to nie wypuści mnie z domu) wychodziłam razem z Iwoną na podwórko, gdzie czekali już na nas siatkarze. Nie obyło się oczywiście bez gwizdu ZB9, kiedy tylko mnie zobaczył.
Westchnęłam zrezygnowana i podeszłam do Igły.
- Mogę prowadzić? - uśmiechnęłam się słodko.
- Ani mi się śni – odpowiedział, a ja zrobiłam słodką minkę. - Nie, nie ma mowy – czułam jak jego głos zaczął mięknąć. Tyle lat, a to wciąż działa! Niektóre rzeczy się nie zmieniają.
- Proszę – zrobiłam minę kota ze Shreka.
- Nie – odpowiedział już całkowicie miękkim głosem. Zatrzepotałam rzęsami. - Niech będzie – zgodził się libero, a ja aż rzuciłam mu się na szyję.
- Dziękuję!
- Musisz mnie tego nauczyć – zaśmiała się Iwona i otworzyła drzwi samochodu.
- Nie ma sprawy – wyszczerzyłam się do niej i napotkałam zdziwione spojrzenia reprezentantów Polski w piłce siatkowej mężczyzn. - No co? - uniosłam brew do góry. - Wsiadać!
Zajęłam miejsce kierowcy, miejsce pasażera Zbyszek, a z tyłu zasiedli Ignaczakowie i Piotrek. Odpaliłam czarne audi i aż się uśmiechnęłam. Kochałam dźwięk silnika. Dziwne, ale prawdziwe. Włączyłam radio i wyjechałam powoli z posesji Krzyśka i Iwony.
- Coś czuję, że będziemy jechali pięć godzin, a nie trzy – mruknął ZB9, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
- Niepotrzebnie to mówiłeś – powiedział Krzysiek, a Zibi aż na niego popatrzył.
Był teren zabudowany, więc jechałam przepisowo. Czekałam tylko na to, aż wjadę na autostradę, a potem to już Bartman nie będzie mógł wyjść z podziwu.
Kwadrans zajęło nam wyjechanie z miasta. Chłopaki rozmawiali o samochodach, Iwona siedziała
lekko znudzona. Nie lubiła rozmów o silnikach, ani innych samochodowych sprawach. Coś czułam, że zaraz utnie sobie drzemkę. Nie musiałam długo czekać. Kiedy wjeżdżaliśmy na autostradę, ta smacznie już spała na ramieniu swojego męża.
- No to zaczynamy jazdę, panowie – mruknęłam pod nosem i wcisnęłam mocniej pedał gazu.
W szybkim tempie wskazówka prędkości wskazała sto dziewięćdziesiąt kilometrów na godzinę. ZB9 umilkł w pół zdania i spojrzał na mnie uważnie. W lusterku zauważyłam, jak mimowolnie uśmiecha się Cichy Pit.
- No co się tak gapisz? - zapytałam wyprzedzając srebrnego forda.
- Nic, nic – odpowiedział, ale i tak wzroku ze mnie nie spuścił.
Trochę mnie to dekoncentrowało, ale wynagrodził mi to gigantyczny uśmiech na twarzy środkowego. Zaskoczyłam Bartmana, a on widocznie był z tego bardzo zadowolony. Nie powiem, ja też.
Zbigniewa Bartmana zażyła zwyczajna dwudziestosześcioletnia kobieta. Blondynka w dodatku. Osiągnęłam jakiś mały sukcesik.
Dwie godziny później zatrzymałam się na stacji benzynowej. Potrzebowałam wypić mrożoną kawę. Wszyscy wysiedliśmy z auta i rozprostowaliśmy kości.
Razem ze Zbyszkiem ruszyłam złożyć zamówienie.
- No powiedz to – szturchnęłam go w ramie, kiedy czekaliśmy na nasze kawy.
- Ale co? - spojrzał na mnie uważnie.
- Że się tego nie spodziewałeś – wyszczerzyłam się.
Potrzebowałam, żeby mi to powiedział. Miałabym wtedy jeszcze większą satysfakcje.
- Tego, że tak jeździsz? - uniósł do góry jedną brew, a ja kiwnęłam głową. - Zbyszka Bartmana jest ciężko zaskoczyć – odpowiedział, a ja prychnęłam.
- Zaskoczyłam cię dzisiaj już dwa razy.
- Chodzi ci o to, że otworzyłaś drzwi w samym ręczniku?
- Dokładnie – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, a jakaś starsza pani dziwnie na nas popatrzyła.
- Wiesz ile dziewczyn już widziałem w tym „stroju”? - popatrzył na mnie z politowaniem.
- Ale nigdy nie pomyślałbyś, że taka hm.. niespodzianka spotka cię u Igły w domu – powiedziałam pewnie.
- Tu muszę przyznać ci rację – odparł niechętnie.
- Państwa kawa – usłyszałam i wzięłam kubek dla siebie i Iwony.
- Czyli jednak cię zaskoczyłam – powiedziałam z wyższością i skierowałam swoje kroki na parking szczerząc się jak głupia.
- Proszę – podałam napój żonie Krzyśka.
- Dzięki – uśmiechnęła się i wzięła łyk.
- Stary, ale zostajesz w tyle – zaśmiał się Igła i klepnął Bartmana w ramię.
- Małe spięcie? - zapytała szeptem Iwona.
- Wyższość – wyszczerzyłam się i dopiłam swoją kawę.
Godzinę później zaparkowałam w wyznaczonym przez libero miejscu, czytaj: dom Ruciaków.
Wyciągnęliśmy z bagażnika prezenty dla solenizanta, umówiliśmy się z Ignaczakami, że prezent będzie też ode mnie, a później oddam im część pieniędzy, i zadzwoniliśmy dzwonkiem.
Po chwili byliśmy już w przedpokoju Michała. Stałam na samym końcu razem z Igłą. Uparł się, że „najlepsze” na koniec, więc wyjścia nie miałam. Chłopaki złożyli siatkarzowi życzenia i wbili się do salonu, który okupowało już kilka znanych mi twarzy.
Ale będzie miłe spotkanie po latach.
- Rucek! Wszystkiego najlepszego, chłopie! - Krzysiek wziął go w ramiona nie przestając gadać. - Patrz kogo ci przywiozłem! - wskazał na mnie, a pan domu aż wybałuszył oczy.
- Tego się nie spodziewałeś, co? - zaśmiałam się i przytuliłam go mocno.
- W najskrytszych snach – również się zaśmiał.
Chwycił moją dłoń i okręcił mnie wokół mojej osi.
- Wyglądasz przepięknie – uśmiechnął się.
- Ty też niczego sobie. W ogóle, to sto lat! - ponownie się do niego przytuliłam. - Wiesz, braku
kontuzji, sukcesów w życiu zawodowym i rodzinnym. I wszystkiego co sobie zamarzysz!
- Dziękuję – cmoknął mnie w policzek i chwycił za rękę.
Dopiero teraz zauważyłam, że w przedpokoju byliśmy całkiem sami.
- Chodź muszę cię przedstawić niektórym osobom – wyszczerzył się. - Nasze grono trochę się powiększyło.
Wkroczyliśmy do wielkiego salonu, gdzie wrzało od rozmów. Na długim stole stało mnóstwo smakołyków i alkoholu, a gdzieś w oddali dało się usłyszeć jakąś muzykę.
- Słuchajcie! - ryknął Michał nie puszczając mojej dłoni.
Oczy wszystkich zwróciły się ku nam.
- Patrzcie, kto zaszczycił nas swoją obecnością! - wskazał na mnie, a Winiar razem z
Kadziewiczem, Ziomkiem i kilkoma „starszymi” zaczęli się cieszyć. - Niektórym ta osoba jest znana, innym nie – zwrócił się do tych młodszych. - Panie i panowie stara-nowa Emilia! - Zaczęłam się śmiać, a wraz ze mną starsi siatkarze. Dawno tak dobrze się nie czułam. Byłam w gronie, o którym od dawna mogłam tylko pomarzyć.
- Gdzieś ty się podziewała? - doskoczył do mnie Mariusz Wlazły.
- No wiesz, tu i tam – uśmiech nie schodził mi z twarzy. Dobrze było ich ponownie zobaczyć.
- Musisz nam wszystko opowiedzieć! - dodał Winiarski i wręczył mi kieliszek szampana.
- Ile myśmy się lat nie widzieli, co? - odezwał się Żygadło.
- A ze trzy, jak nie więcej! - odpowiedział mu Łukasz Kadziewicz.
- Mimo tego, śliczna jak zwykle – dołączył się Gruszka, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Emilia! - usłyszałam dźwięczny krzyk Dagmary, a już po chwili wisiała mi na szyi. - Jezu! Jak myśmy się dawno nie widziały! - odsunęła się i zmierzyła mnie wzrokiem.
- Kto to jest? - usłyszałam głos Bartka Kurka.
- Nasza stara przyjaciółka – odpowiedział mu zadowolony Igła.
- Już ci powiedziałam: tylko nie stara! - powiedziałam do Krzyśka i popatrzyłam na młodego przyjmującego.
Tak, Bartosz Kurek. Jeszcze przystojniejszy niż w telewizji!
- Jestem Bartek – wyciągnął dłoń, którą mocno uścisnęłam.
Nie muszę chyba mówić, że musiałam zadzierać głowę, żeby na niego spojrzeć, prawda? Mimo tego że miałam na sobie wysokie szpilki. Witamy w świecie wielkoludów!
- Emilia. Miło mi poznać najlepszego siatkarza Ligi Światowej – wyszczerzyłam się.
- A tam znowu najlepszego – machnął ręką.
- Em, poznaj Łukasza – odwróciłam się na dźwięk głosu gospodarza.
Ujrzałam przed sobą wysokiego, uśmiechniętego blondyna.
- Miło mi – uścisnęłam dłoń Wiśniewskiego.
- Mówię ci, stary, ta dziewczyna jeździ jak wariat! - dobiegł mnie dźwięk głosu Bartmana. Kątem oka zauważyłam, że stoi razem z Kubiakiem.
- Bardzo przepraszam, zaraz wrócę – uśmiechnęłam się przepraszająco do panów i stanęłam za Zbyszkiem. Odchrząknęłam, co poskutkowało odwróceniem się przyjmującego i atakującego. - Te, Bartman, co mi opinie psujesz? - uniosłam do góry jedną brew.
Hmm... Niewiedzący co ma powiedzieć ZB9! Byłam w lekkim szoku.
Igła gdzie kamera?!
- Jestem Michał – mężczyzna postanowił ratować swojego przyjaciela; wyciągnął rękę, którą uścisnęłam.
- Emilia – uśmiechnęłam się. - A ty – zwróciłam się do Bartmana – jak chcesz następnym razem
obgadywać, to popatrz dobrze, czy osoby, o której mówisz nie ma w pobliżu – puściłam mu perskie oczko i wróciłam zadowolona z siebie do towarzystwa, które opuściłam.
- Panna Emilia we własnej osobie – ucieszył się Paweł Zagumny.
- Tak, to ja! - uśmiechnęłam się i przytuliłam rozgrywającego.
- Ale wyrosłaś – zaśmiał się.
- Em, poznaj naszego El Capitano – usłyszałam głos Krzyśka.
Musiałam zadrzeć do góry mocno głowę, żeby zobaczyć twarz Możdżonka. Jezu, co on jadł, że taki wielki wyrósł?
- Jestem Marcin – uścisnął mi lekko dłoń z uśmiechem na ustach. - A to Hania – wskazał na dziewczynę stojącą obok niego.
- Miło mi poznać – uśmiechnęła się dziewczyna i uścisnęła moją dłoń.
- A gdzie reszta Zaksy? - spytał Krzysiek popijając łyski.
- Na wakacjach – uśmiechnął się solenizant.
- Związałaś swoje życie jakoś z fotografią? - zapytał mnie Guma.
- W sumie to tak – uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Musisz dań nam obejrzeć twoje prace– pociągnął temat Winiarski.
- Z miłą chęcią, ale to jak wpadniecie do Rzeszowa – powiedziałam i upiłam łyk szampana.
- Mieszkasz w Rzeszowie? - zdziwił się Ruciak.
- Będę mieszkać – poprawiłam go.
Tak, swoją przyszłość zaczęłam wiązać z tym miastem. Może się uda, a może nie. Pożyjemy zobaczymy.
- To wpraszamy się na parapetówkę! - zaśmiał się Mariusz.
- Jezu, gdzie ja znajdę takie wielkie mieszkanie? - złapałam się teatralnie za głowę, a reszta wybuchnęła śmiechem.
Kolejne godziny minęły na rozmowie z dawnymi i nowymi znajomymi. Dawno tak dobrze się nie
bawiłam. Śmiałam się non stop. Cieszyłam się z tego, że mogłam należeć do tego jakże zacnego grona.
Dużo rozmawiałam z Bartkiem Kurkiem i Łukaszem Wiśniewskim. Większość imprezy spędziłam właśnie z nimi. Gadaliśmy jak najęci, nie zwracając uwagi na to, co działo się dookoła. Chłopaki przeze mnie ominęli kilka kolejek, ale nie mieli mi tego za złe.
Wypiłam tylko dwa kieliszki; jeden za zdrowie solenizanta, a drugi za „ miłe spotkanie po latach”,
jak to powiedział Krzysztof. Nie przepadałam za wódką, ale też nie mogłam spożywać jej w dużych ilościach, więc problemów z odmową nie było. Zresztą ta „starsza” część wiedziała dlaczego.
Po godzinie dwudziestej pierwszej wpadł jeszcze spóźniony Kuba Jarosz z niedawno poślubioną Agnieszką. Aż miło się na nich patrzyło, kiedy byli blisko siebie.
Impreza przeciągnęła się do godziny czwartej nad ranem. Bartman razem z Kubiakiem spali słodko na kanapie z kieliszkami w rękach, Igła kłócił się o coś z Ziomkiem, a solenizant próbował wytłumaczyć Jaroszowi i jego żonie, jak mają dojechać do hotelu. Trochę mnie to zdziwiło, ponieważ Kuba przecież przez jakiś czas mieszkał w Kędzierzynie, ale już wolałam nie wnikać. Piotrek siedział na podłodze razem z Bartkiem i oglądali zdjęcia z aparatu Michała. Winiarski i Wlazły wraz ze swoimi żonami poszli do hotelu, a Zagumny i jego żona zabrali Kadziewicz i Gruszkę do siebie. Ja wraz z Iwoną, Justyną – żoną Rucka i Łukaszem sprzątaliśmy ze stołu.
Niosąc stos talerzy do kuchni Wiśniewski zachwiał się lekko i potłukł dwa talerze, czym wywołał śmiech zgromadzonych i obudził Bartmana. Zbigniew czuł się jak nowo narodzony i postanowił, że pomoże nam sprzątać.
Po kilku minutach na stole było już czyściutko.
- Dobra to jak robimy z noclegiem? - zapytała pani Ruciak.
- Ja zabiorę Kurka, Piotrka..
- I mnie! - upomniał się atakujący.
- I Bartmana – westchnęłam – do hotelu, a Iwona z Krzyśkiem i Ziomkiem zostaną u was. Łukasz pokażesz jakiś hotel, nie? - zwróciłam się do młodego środkowego.
- Jasne – uśmiechnął się.
- No i po sprawie, pasuje? - spytałam patrząc na kobiety.
- Pasuje – odpowiedziały zgodnie i wyszliśmy z kuchni do salonu.
Powiedziałam Bartkowi, Nowakowskiemu oraz Zibiemu, żeby zaczęli się zbierać, bo jadą ze mną. Pięć minut później pakowali się już do auta Ignaczaków.
Podziękowałam gospodarzom za super imprezę i odpaliłam silnik. Zamknęłam drzwi samochodu i spojrzałam, czy wszyscy panowie są zapięci. Siedzący obok Zbyszek? Zapięty i wpatrzony we mnie. Postukałam się w czoło i spojrzałam do tyłu. Wszyscy zapięci – można ruszać.
Wiśnia pokazałam mi jak dojechać do jego mieszkania, a później do hotelu. Podziękowałam mu za wskazanie drogi oraz za miło spędzony czas i odjechałam w stronę naszego dzisiejszego noclegu.
- Naprawdę fajnie wyglądałaś w tym ręczniku – usłyszałam bełkot Bartmana.
- Jaki ręcznik? Idziemy się kąpać? - zapytał zdezorientowany Piotrek.
- Ale ja nie wziąłem swojego – odparł smutny Bartek.
- Nigdzie nie idziemy się kąpać – odpowiedziałam śmiejąc się. - Idziemy spać panowie – zatrzymałam samochód i zgasiłam silnik. - Wysiadka – powiedziałam i odpięłam swój pas.
Po chwili wszyscy byli już na świeżym powietrzu i jakimś cudem trzymali się na własnych nogach.
Tyle dobrze, bo nieść ich nie zamierzałam.
Szybkim krokiem dotarłam do recepcji i wynajęłam pokój czteroosobowy. Wskazałam chłopakom,
gdzie idziemy i ściągnęłam niewygodnie już szpilki. W czasie drogi do pokoju uruchomiłam telefon. Nie zaglądałam do niego od wczoraj. Ponad sto nieodebranych połączeń od Jurka, ponad pięćdziesiąt wiadomości tekstowych – również od niego. Nie patrząc nawet na ich treść, usunęłam wszystkie i nastawiłam budzik na ósmą.
- Dlaczego jesteś smutna? - nagle obok mnie pojawił się Zibi.
- Coś ci się wydaje – uśmiechnęłam się szeroko i popatrzyłam za siebie sprawdzając, czy środkowy i przyjmujący za nami idą.
- Jaki numerek pokoju? - zapytał ni z gruszki ni z pietruszki atakujący.
- Szesnaście – odpowiedziałam.
- To tutaj.
Bartman zatrzymał się i pokazał palcem numerek na drzwiach pokoju. Otworzyłam drzwi kluczem i zapaliłam w środku światło. Pokój był mały, jak to hotelowe pokoje. Cztery łóżka; dwa pod jedną ścianą, dwa pod drugą.
Zmęczona powłóczyłam nogami do łóżka, które stało najdalej, a było przy oknie. Walnęłam się na świeża pościel i zamknęłam oczy, ale nagle je otworzyłam, kiedy przez głowę przeszła mi myśl: w czym ja będę spała?!
Sukienka zbytnio nie nadawała się, aby w niej spać, a w samej bieliźnie spać nie będę! Szybko podniosłam się z łóżka i przyjrzałam się siatkarzom. Piotrek – koszula z guzikami, odpada. Kurek – to samo. Został Zbigniew. Oczywiście ubrany w zwykły podkoszulek.
- Dawaj koszulkę – rzuciłam do niego, a atakujący wybałuszył na mnie oczy, podobnie jak Bartek i Nowakowski.
- Co? - wykrztusił.
- Dawaj koszulkę – wyciągnęłam rękę. - No co? - uniosłam jedną brew do góry. - Chyba nie myśleliście, że będę spała w samej bieliźnie...
Środkowy i przyjmujący dalej uważnie mi się przyglądali, a Zibi się uśmiechnął.
Czyli jednak myślał! A to...!
- Dawaj koszulkę, bo przestanę być miła, a a uwierz nie chciałbyś mnie widzieć, kiedy jestem wkurzona – podeszłam do niego i zadzierając głowę spojrzałam mu w oczy.
- A może bym i chciał...
Wskoczyłam na łóżko i chwyciłam końce jego koszulki. Z całą siłą jaką miałam w rękach
pociągnęłam do góry i chwilę później trzymałam T-shirt w swoich rękach. Bartman patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, całkowicie zdezorientowany i bez koszulki. Klata całkiem, całkiem.
Z uśmiechem na ustach wkroczyłam do łazienki zostawiając siatkarzy ze szczękami na podłodze. Kolejny raz zaskoczyłam ZB9! Chciało mi się z niego śmiać; faktycznie, zaskoczyć go to wielki wyczyn!
Wzięłam pięciominutowy prysznic i nałożyłam na siebie koszulką atakującego. Sięgała mi prawie do kolan, więc wyglądałam w niej trochę jak w sukience.
Z uśmiechem wyszłam z łazienki i zgasiłam w pokoju światło. Chłopaki już smacznie spali pochrapując lekko, więc ja też się położyłam.
- Bardzo gustowna sukienka.
Aż podskoczyłam słysząc głos Bartmana. Głucha cisza, a tu nagle ktoś się odzywa.
- Dzięki – odpowiedziałam i nakryłam się kołdrą.
Nic już nie mówiąc i nie słysząc zamknęłam oczy. Strasznie szybko Morfeusz zaciągnął mnie do swojej krainy.




Tak jak obiecałam, jest we wtorek dwójeczka ;D Dobry dzień w szkole i jeszcze urodziny Oliega! ;) Wszystkiego najlepszego dla naszego Pana Kapitana ;p
To ja Was zapraszam do czytania i komentowania, oczywiście, a sam lecę się uczyć ;)
I oby do piątku! ;D Trzymajcie się ciepło ;)
Pozdrawiam poziomkowa.

niedziela, 10 marca 2013

Jeden

Około ósmej rano podjechałam pod dom Ignaczaków.
Krzysiek był moim przyjacielem odkąd tylko sięgam pamięcią. Właściwie traktowałam go jak brata, a on mnie jak siostrę. Podobnie było w relacji mojego rodzonego brata z nim. Byli w tym samym wieku, czyli starsi ode mnie o osiem lat, ale mimo różnicy wieku dogadywaliśmy się świetnie.
Zgasiłam silnik i spojrzałam w lusterko. Blond włosy całkowicie rozburzone, każdy w inną stronę, mocno podkrążone ciemnoniebieskie oczy, a do tego strasznie blada twarz.
Jezu, wyglądam jak jakiś trup!
Przetarłam oczy i spróbowałam wygładzić włosy, ale niebyt mi to wyszło, a jak zwykle nie miałam przy sobie żadnej spinki ani gumki do włosów.
Dobra, może dzieciaki się mnie nie wystraszą.
Wyłączyłam radio i wysiadłam z auta o mały włos nie zaliczając gleby. I to na równej powierzchni!
Moje nogi aż wołały o odpoczynek. Otworzyłam bagażnik i wyciągnęłam z niego tylko kosmetyczkę z lekami. Bez problemu zażyłam dwie całkiem spore tabletki i byłam gotowa, aby przywitać się z moim kochanym przyjacielem oraz jego rodziną. No, prawie. Musiałam zawiązać jeszcze sznurówkę czarnego adidasa; nie chciałam się zabić.
Kiedy kokardka była już gotowa, zamknęłam samochód na klucz i podeszłam do czarnej furtki.
Nacisnęłam dzwonek i czekałam, aż ktoś mi otworzy. W międzyczasie rozejrzałam się dookoła. Zbytnio to nie zmieniło się nic, odkąd byłam tu ostatnio, czytaj: dwa lata temu. Wiem, szmat czasu, ale byłam tak pochłonięta pracą i NIM, że nie miałam czasu już kompletnie na nic. Do Krzyśka dzwoniłam regularnie, a on od czasu do czasu odwiedzał mnie w Gdańsku. Trzy razy nawet widziałam się z nim na meczach. Wtedy nie rozmawialiśmy zbyt długo; w końcu praca siatkarza to też rozdawanie autografów i pozowanie do zdjęć z kibicami.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a po chwili pojawiła się w nich głowa Krzyśka.
- Em! - wybiegł w czerwonym szlafroku, a ja zaczęłam się z niego śmiać. - Wreszcie jesteś! - otworzył bramkę i mocno mnie przytulił.
Tak tego właśnie było mi trzeba. Mocnego uścisku ważnej dla mnie osoby. Przylgnęłam do klatki
piersiowej libero. Tak, mimo tego że Igła jak na siatkarza był niski, tak dla moich stu sześćdziesięciu pięciu centymetrach był za wysoki.
- Jezu jak ty wyglądasz – jęknął, kiedy wypuścił mnie z objęć i przyjrzał się mi.
- No dzięki! Wiesz jak pocieszyć człowieka – popatrzyłam na niego wzrokiem zbitego psa.
- Dobra, dobra, chodź – objął mnie opiekuńczo ramieniem i ruszyliśmy w stronę domu. - Brałaś leki?
Opiekuńczy jak zwykle.
- Brałam – uśmiechnęłam się leciutko. - Zawsze je biorę, nigdy nie zapominam.
Co jak co, ale pamięć to miałam najlepszą na świecie.
- A co się stało, że nie przyjechałaś z Jurkiem? - zapytał, a mnie mina zrzedła od razu.
- Nie jestem już z nim – odpowiedziałam, a Krzysiek aż się zatrzymał.
- Jak to nie jesteś? - popatrzył mi prosto w oczy.
- No nie jestem – wzruszyłam ramionami. - Opowiem ci później, okej? Nie mam teraz na to siły, muszę się wyspać...
- Yhm...
Weszłam do domu, a w przedpokoju miałam już na szyi Dominikę. Zaśmiałam się i mocno ją przytuliłam. Sekundę później poczułam, jak ktoś przytula się do mojego tułowia. Sebastian! Objęłam go wolną ręką i mocno przytuliłam.
Poczułam się jakbym wracała do domu, prawdziwego domu, w którym wszyscy mnie kochają i pragną mojego szczęścia.
- Wreszcie do nas przyjechałaś! - ucieszył się młody Ignaczak.
- Tak, trochę mnie nie było – uśmiechnęłam się.
- Emilka! - usłyszałam głos Iwony, a po chwili i ona się do mnie przytulała.
Witamy w rodzinie Ignaczaków, gdzie każdy jest lekko szurnięty! W pozytywnym sensie, ma się rozumieć!
- Mam nadzieję, że na trochę zostaniesz – powiedział Krzysiek.
- Właściwie to mam do was sprawę... - westchnęłam. - Wyprowadziłam się ze starego mieszkania, a nie mam gdzie miesz...
- Pewnie! - przerwała mi szybko Iwona.
- Mamy jeden pokój wolny – dołączył jej mąż z uśmiechem na ustach.
Wiedziałam, że na nich zawsze mogę liczyć. Nigdy nie odmówili mi pomocy. Takich przyjaciół to ze świecą szukać. Właśnie wtedy dostrzegam, jaką wielką szczęściarą byłam.
- Dzięki wam wielkie serdeczne – ucieszyłam się.
- Czyli zostajesz? - spytała Dominika bawiąc się jednym z moich blond kosmyków. Kiwnęłam głową. - Super! Zaraz pokażę ci moją kolekcję lalek!
Dziewczynka zeskoczyła z moich rąk i pędem pognała na górę, a za nią jej brat krzycząc do mnie, że pokaże mi swoje nowe gry.
- Napijesz się czegoś? - zapytała pani Ignaczak.
- Nie, dzięki – podrapałam się w tył głowy. - W zasadzie, to marzę tylko o tym, aby położyć się spać.
- Jasne – uśmiechnęła się Iwona. - Usiądź sobie, a ja zaraz wracam.
Cmoknęła męża w policzek, a ja posłusznie zajęłam miejsce przy stole.
Wielki, jasny salon połączony razem w dużą kuchnią prezentował się nieziemsko. Pod ścianą stał wielgaśny regał, na którym poustawiane były książki, płyty DVD i płyty CD. Na innych półkach stały jakieś nagrody Krzyśka, a było tego trochę. Kominek z białego marmuru, na którym stały jakieś figurki, aż prosił się, aby usiąść przy nim i poczytać jakąś książkę. Dalej drzwi na wielki taras, obok telewizor wiszący na ścianie w kolorze kremowym, a pod nim masa jakiegoś sprzętu, którego nawet nazwać nie potrafiłam. Nie no, rozpoznawałam tam tylko odtwarzać DVD, ale reszta to dla mnie, tak zwana „czarna magia”. Nie interesowałam się zbytnio jakimiś nowinkami komputerowymi, jakimiś x-box'ami; nie było mi to potrzebne do funkcjonowania, więc nawet nie zaczynałam się tym interesować. Pod telewizorem ciągnęła się długa półka, prawie przez całą ścianę, na której było mnóstwo rzeczy. Ramki ze zdjęciami, na jednym zauważyłam nawet siebie i aż mi się ciepło na sercu zrobiło. Później laurki wykonane przez małą Ignaczak, jeden puchar, figurka najlepszych rodziców na świecie, kilka książek, jakieś gazety, a na końcu bukiet herbacianych róż i urodzinowa torebka.

Ej, chyba nie przegapiłam żadnej ważnej okazji, nie? Krzysiu urodziny w maju, podobnie jak Iwona. Dzieciaki też nie, ich urodziny dopiero we wrześniu... Seba siedemnastego, a Dominika czternastego... Leć dalej, po waszych wspólnych znajomych... Dzisiaj jest dwudziesty drugi sierpień...
Kto obchodzi urodziny...? O kurde! Przecież dzisiaj święto Rucka!
Tak, tego siatkarza też znałam. Znałam większość tych „starszych” zawodników. Kiedy
mieszkałam jeszcze blisko Krzyśka, to chodziłam razem z nim na mecze, które aktualnie odbywały się w Polsce i dzięki temu poznałam chociażby Michała Winiarskiego, czy Łukasza Kadziewicza.
- Jedziecie dzisiaj do Kędzierzyna? - zapytałam i wskazałam głową bukiet i torebkę.
- Tak – odpowiedział z kuchni nalewając do szklanek soku jabłkowego, który uwielbiałam jak mało kto. - Jeśli chcesz możesz się zabrać – uśmiechnął się szeroko. - Rucek się ucieszy, kiedy zobaczy starą znajomą.
- Ej, tylko nie starą – pogroziłam mu palcem, a on zaśmiał się i wręczył mi szklankę.
- Niech ci będzie. Wyjeżdżamy jakoś przed drugą, więc zdążysz się wyspać – powiedział popijając sok.
- Nie chcę się wpraszać... - zaczęłam.
- Daj spokój! - odparł głośno. - Wiesz, że Michał cię lubi i na pewno się ucieszy – odpowiedział pewnie i stanowczo. - Zresztą musisz zobaczyć małego Filipa, no i Rafała też – wyszczerzył się.
- Nie mam prezentu – zauważyłam.
- Prezent to nie problem – wzruszył ramionami. - Sama ty możesz być prezentem. Owiniemy cie jakąś wstążką i będzie git – uśmiechnął się szeroko i pokazał kciuk w górę.
- Gotowe – ze schodów zeszła Iwona i usiadła z nami przy stole. - Zostawiłam ci też ręczniki – uśmiechnęła się.
- Dzięki – również się uśmiechnęłam.
- Em jedzie z nami do Kędzierzyna – poinformował żonę libero.
- Świetnie – ucieszyła się kobieta.
- Czy ja powiedziałam, że pojadę? - popatrzyłam na zadowolonego z siebie Krzyśka.
- Pojedziesz, pojedziesz – odparł rozsiadając się wygodnie na krześle. - Zostaw kluczyki, to przyniosę ci rzeczy z samochodu.
- Dzięki – rzuciłam kluczyki na stół i wstałam. - Gdzie...?
- Na końcu korytarza po prawej – odpowiedziała Iwona.
- Jeszcze raz, bardzo wam dziękuję – objęłam ich ramionami.
- Zawsze do usług – wyszczerzył się Ignaczak.
Uśmiechnęłam się szeroko i skierowałam na górę. Wchodząc po schodach, patrzyłam na wszystkie
zdjęcia mijane po drodze. Fotografie przedstawiały nie tylko rodzinę Ignaczaków, ale również siatkarzy w biało-czerwonych strojach, jak i w zwyczajnych ciuchach. Było kilka z Pucharu Świata, Mistrzostw Europy i Ligi Światowej. Tak, Krzysiek zdecydowanie musiał mieć wszystko udokumentowane. Popatrzcie chociażby na „Igłą Szyte”.
Dotarłam na górę, gdzie zostałam zaatakowana przez Dominikę. Dziewczynka rzuciła mi się na szyję, ale odciągnął ją ode mnie Sebastian mówiąc, że jestem zmęczona i na pewno chcę położyć się spać.
Takie małe, a jakie mądre. No dobra może nie takie małe.
Popatrzyłam na niego z wdzięcznością i powiedziałam, że jak tylko wstanę, to pobawię się z małą Ignaczak. Jak na dziewczynkę w wieku trzech lat, zrozumiała natychmiastowo, a ja zaczęłam zastanawiać się poważniej, czy aby przypadkiem Igła nie dosypuje im czegoś do posiłków.
Weszłam do wskazanego przez Iwonę pokoju. Kolory ścian były w kolorze jasnoniebieskim, wisiało kilka obrazków, stało biurko z krzesłem obrotowym, było wyjście na balkon i małe okno, pod którym stało pojedyncze łóżko. Od razu położyłam się na nim i nawet nie wiem, kiedy Morfeusz zabrał mnie w swoje objęcia.

- Em... - usłyszałam głos Krzyśka, który dochodził z bardzo daleka.
- Yhm..?
- Jest trzynasta, więc... - poczułam, że dotyka mojego ramienia.
- Taa... Już wstaję – odpowiedziałam zaspana.
Obróciłam się na plecy i przetarłam oczy. Miałam jakieś pięćdziesiąt minut na przygotowanie się, więc zwlekłam się z łóżka.
- Zrobię ci kawy i coś do jedzenia – powiedział libero i wyszedł zamykając cicho drzwi.
Podrapałam się w tył głowy i zaczęłam rozglądać się za moją walizką, którą miał przynieść Ignaczak. Na biurku leżała torba ze sprzętem, a walizka pod wyjściem na balkon. Odpięłam zamek i wyciągnęłam z walizki laptopa, którego położyłam na biurku. Zaczęłam szukać wśród wymiętych rzeczy, jakiejś sukienki, albo czegoś co można by było założyć na urodziny.
Westchnęłam i wyciągnęłam ciemnoniebieską sukienkę, która sięgała do kolan. Zabrałam jeszcze ręcznik, czystą bieliznę oraz niebieski żakiet i zeszłam na dół.
- Iwona? - zapytałam schodząc ze schodów.
- Tak? - usłyszałam ją z kanapy, na której siedziała z Dominiką i robiła jej jakąś fryzurę.
- Poratowałabyś mnie żelazkiem? - stanęłam na panelach i popatrzyłam na nią błagalnym wzrokiem.
- Zostaw na fotelu, zaraz wyprasuję – uśmiechnęła się do mnie życzliwie.
- Daj spokój, pokaż mi tylko gdzie trzymasz żelazko.
- To ty daj spokój – odpowiedziała plącząc gumkę na włosach córki. - Idź się wykąpać, ja wyprasuję ci to szybko i gotowe.
- Nie chcę ci robić kłopotu... - zaczęłam.
- To żaden kłopot – uśmiechnęła się i wzięła ode mnie sukienkę oraz żakiet.
- Dzięki.
- No problem. Łazienka wiesz gdzie jest? - kiwnęłam głową i zaczęłam wspinać się po schodach. - Jedziemy z Krzyśkiem zawieść dzieciaki do mojej koleżanki, więc może nas nie być, kiedy wyjdziesz z łazienki.
- Luzik! - odkrzyknęłam, ponieważ byłam już na górze.
Szybkim krokiem wkroczyłam do dużej łazienki. Kilka sekund później gorąca woda przyjemnie parzyła moje ciało. Nie miałam zbyt dużo czasu, więc kabinę prysznicową opuściłam po pięciu minutach. Chwyciłam suszarkę i zaczęłam suszyć włosy. Dziesięć minut i gotowe. Ułożeniem ich postanowiłam zająć się po ubraniu.
Zbiegłam po schodach i chwyciłam sukienkę. Miałam wracać na górę, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
No ładnie! Dzwonek a ja w samym ręczniku!
- Idę! - krzyknęłam i podbiegłam do drzwi.
Nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi. Moje oczy powiększyły się do rozmiarów pięciozłotówki. Przede mną stał nie kto inny, jak Zbigniew Bartman. Wielki Zbigniew Bartman, trzeba dodać, a ja w samiuteńkim ręczniku! Jezu!
- To dom państwa Ignaczak, prawda? - zapytał zdziwiony mierząc mnie wzrokiem.
- Taak – odpowiedziałam patrząc na niego.
- Yyy... Kim pani jest? - zapytał drapiąc się po karku.
- Emilia, koleżanka Krzyśka.
- Zibi, co ty tam tak długo robisz? - usłyszeliśmy krzyk jakiegoś mężczyzny, a po chwili obok atakującego pojawił się Piotrek Nowakowski. Zdziwiony, podobnie do kumpla, zmierzył mnie od stóp do głów.
Chciało mi się śmiać z ich min, ale podejrzewam, że moja była nie lepsza. No to świetnie zaczyna się mój pobyt w Rzeszowie, nie ma co!
- Yyy... Kim pani jest? - zadał to samo pytanie środkowy.
- Emilia, koleżanka Krzyśka – również ta sama odpowiedź popłynęła z moich ust. - Jego i Iwony nie ma, więc przekazać coś? - uniosłam jedną brew do góry.
- To gdzie są? - zapytał zdziwiony Nowakowski.
- Pojechali odwieźć dzieci – odparłam.
- Możemy na nich poczekać? - spytał Bartman i szeroko się uśmiechnął.
- Pewnie, zapraszam.
Zeszłam im z drogi, a oni niepewnym krokiem weszli do środka.
Przełknęłam ślinę i zamknęłam drzwi. Poprawiłam moje „odzienie” i ruszyłam do salonu, gdzie przy stole stali już siatkarze.
- Tak w ogóle to jestem Zbyszek – uśmiechnął się atakujący i wyciągnął rękę przed siebie.
- A ja Piotrek.
- Emilia – uścisnęłam ich dłonie.
- Krzysiek nie mówił, że ma takie piękne koleżanki – wyszczerzył się ZB9 i usiadł na jednym z krzeseł nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Może dlatego, że jestem blondynką – powiedziałam sarkastycznie, a środkowy aż się uśmiechnął.
- Czy do końca życia będzie mi to wypominane? - zapytał zrezygnowany Bartman, a ja wzruszyłam ramionami.
- Chcecie coś do picia? - zapytałam wchodząc do kuchni.
- Jeśli można, to poproszę wodę – odezwał się Nowakowski.
- To ja też.
- Się robi – odpowiedziałam i wyciągnęłam z szafki trzy szklanki.
- Długo się z Krzyśkiem znacie? - kontynuował zadawanie pytań Zbigniew.
- Od dziecka – wyciągnęłam z lodówki wodę i sok.
- I nam cię nie przedstawił? - zdziwił się atakujący. - Coś kręcisz.
- Nic nie kręcę – odparłam wlewając do dwóch szklanek gazowaną wodę. - Po prostu dawno mnie tu nie było.
Zakręciłam butelkę z wodą i wzięłam szklanki. Przeszłam kilka kroków i podałam siatkarzom ich
napoje, a sama wróciłam po swój.
- Em, jesteśmy! - usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi, a po chwili w salonie pokazał się uśmiechnięty Krzysiek. - Siema chłopaki – uścisnął dłonie przyjaciołom. - A gdzie Grzesiek?
- Nie jedzie, wypadła mu jakaś ważna sprawa – poinformował środkowy.
Pewnie chodzi im o Kosoka.
- Krzysiu, nigdy nie mówiłeś, że masz takie ładne przyjaciółki – Bartman kiwnął na mnie głową z wielkim uśmiechem.
Libero spojrzał na mnie dziwnie.
- Em, dlaczego ty masz na sobie tylko ręcznik?
- Twoi przyjaciele zapukali do drzwi, kiedy miałam się ubierać – odparłam i upiłam łyk soku. - Ale skoro jesteś już ty, ja mogę spokojnie iść się szykować – odstawiłam szklankę na blat i ruszyłam ku schodom odprowadzana spojrzeniem ZB9.
- Ale szykować gdzie? - spytał Piotrek.
- Em, jedzie z nami do Michała – odparł Krzysiek.
- Zaklepuję miejsce obok w samochodzie! – powiedział głośno atakujący.
Odwróciłam się na pięcie i popukałam w czoło.
Szykuje się bardzo ciekawa impreza.




No to mamy jedynkę :) Mam nadzieję, że się spodoba :D Zostawiam opinie Wam, a sama spadam zbierać się do kościoła, a potem w odwiedziny do Siostry ;)
Dzisiaj o dwudziestej zasiadamy przed telewizory lub na trybuny (jeśli ktoś ma bilet) i kibicujemy! Asseco Resovia Rzeszów czy Delecta Bydgoszcz? Dla mnie wybór jest prosty: Sovia!!! ;D

Miłej niedzieli życzę! ;*
poziomkowa.

sobota, 9 marca 2013

Prolog

W pośpiechu pakowałam wszystkie swoje rzeczy do wielkiej walizki. Nie mogłam już dłużej patrzeć na to mieszkanie, a już tym bardziej na osobnika, z którym w nim mieszkałam. Czułam, jak po policzkach spływają wielkie łzy. Nie ocierałam ich, pozwalałam by opadały na ubrania i inne rzeczy, które miałam pod ręką.
Szybko zasunęłam walizkę i trzasnęłam drzwiami od sypialni. Z szafki w kuchni zabrałam jeszcze leki bez, których nie mogłabym się obejść i wrzuciłam je do torebki. Z salonu zabrałam mój wielki aparat i kilka obiektywów. Były spakowane, więc tylko przewiesiłam sobie torbę przez ramię.
Kiedy byłam już przy drzwiach wejściowych, rzuciłam jeszcze okiem na mieszkanie i zgasiłam światło. Przekręciłam klucz w zamku i wsadziłam go pod wycieraczkę. Nie chciałam mieć z tym miejscem już nic wspólnego.
Waląc kółkami walizki o schody dotarłam do podziemnego parkingu, w którym stało moje czarne volvo c30. Z niewielką trudnością wrzuciłam walizkę i torbę ze sprzętem, do bagażnika i głośno zamknęłam klapę.
Wsiadłam na siedzenie kierowcy i wzięłam do ręki telefon. Przywitało mnie zdjęcie, na którym byłam z nim i to jaka szczęśliwa! Szybko weszłam w galerię i zmieniłam tapetę na jakąś podstawową, a potem włączyłam „spis kontaktów”. Leciałam po kontaktach, aż wreszcie dotarłam do literki „k”. Wybrałam kontakt o nazwie „Krzysiu :)” i nacisnęłam zieloną słuchawkę przykładając komórkę do ucha.
Wzięłam głęboki oddech i czekałam aż ktoś odezwie się w słuchawce.
Jeden sygnał... Drugi sygnał...
Kurde Krzysiek! Odbierz ten cholerny telefon!
...
Trzeci sygnał... Czwarty sygnał...
- Halo? - usłyszałam głos mojego starego przyjaciela. Odetchnęłam z ulgą.
- Cześć Krzysiu – powiedziałam stanowczo za cicho, więc odchrząknęłam.
- Em, co się stało? - usłyszałam od razu.
Ten facet znał mnie na wylot, nie mogłam zaprzeczyć.
- Mogę przyjechać? - zapytałam obejmując dłonią kierownicę.
- Zawsze! Ale o co chodzi?
- Opowiem ci jak przyjadę – obiecałam.
- Dobra, tylko jedź ostrożnie – nakazał, a ja lekko się uśmiechnęłam. Tego obiecać nie mogłam. - To dzięki i do zobaczenia.
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę kończąc tym samym połączenie. Rzuciłam komórkę na fotel pasażera i odpaliłam samochód. Z parkingu wyjechałam z piskiem opon. Tak, to lubię. Włączyłam jeszcze radio, w którym leciała akurat piosenka The Rasmus pod tytułem Back in the Picture", więc zrobiłam głośniej i ruszyłam w stronę Rzeszowa.
Zapowiadała się długa noc jazdy. W końcu z Gdańska do miasta Krzyśka był spory kawałek drogi...




Witam bardzo serdecznie! ;D
Zapraszam na nowe opowiadanie, tym razem z Siatkarzami :) Mam nadzieję, że się spodoba i będziecie tutaj zaglądać i śledzić losy Emilki ;)
Jeśli już jesteś, zostaw po sobie jakiś ślad w komentarzu :p Musze wiedzieć, czy kontynuować tę historię, a Wasze komentarze muszą mi w tym pomóc ;D
Zapraszam na prolog, a jutro dodam pierwszy rozdział :)
Miłej soboty Wam życzę, a sama idę na randkę z geografią ;p Do napisania ;*
poziomkowa.