Równo
o ósmej zadzwonił budzik, więc szybko go wyłączyłam, aby nie
obudzić chłopaków. Spojrzałam za siebie. Uff... Każdy śpi, jest
dobrze.
Podniosłam
tyłek z łóżka i zaczęłam szukać torebki. Znalazłam ją w
łazience, ale co ona tam robiła, to nie miałam zielonego pojęcia.
Wyciągnęłam z niej batona i pudełko tabletek. Zjadłam całego
wafelka i połknęłam dwie tabletki.
Zabrałam
torebkę z łazienki i weszłam do pokoju. Usiadłam na łóżku. Nie
chciało mi się już spać, więc zaczęłam tempo wpatrywać się w
drzewo, które rosło za oknem.
Kiedy
tylko wrócę do Rzeszowa, będę musiała zacząć szukać jakiegoś
mieszkania, no i pracy też. Najlepiej byłoby znaleźć robotę w
swoim zawodzie, moim był: fotograf. Nie powiem, byłam dobra w tej
branży. Moje zdjęcia trafiały do różnych magazynów, ale pod
pseudonimem, a nie prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Nikomu to
zbytnio nie przeszkadzało, więc było dobrze.
Pieniądze,
które miałam na koncie spokojnie wystarczyłby mi na rok wygodnego
życia, ale jakoś nie zwracałam na to szczególnej uwagi. Chciałam
pracować, nie umiałbym wysiedzieć na tyłku i nic nie robić.
Chciałam przeżyć swoje życie, a nie grzać tyłek w ciepłej
kanapie.
Z
rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk przychodzącego esemesa. Autor:
Jurek. Tym razem postanowiłam zobaczyć, co napisał, więc
wyświetliłam wiadomość.
„Em,
gdzie ty jesteś, do cholery?! Nie odbierasz telefonów, nie
odpisujesz na sms'y! Mam już dość nagrywania się na pocztę
głosową! Stało się coś, ze tak nagle wyjechałaś? Proszę cię,
daj mi znać, kiedy tylko odczytasz tą wiadomość. Pamiętaj, że
cię kocham.”
Wybuchnęłam
śmiechem, ale szybko go stłumiłam. W końcu siatkarz też człowiek
– wyspać się musi. Odwróciłam się sprawdzając, czy śpią.
Piotrek właśnie przewracał się na prawy bok, Kurek spał
opatulony szczelnie kołdrą, a Bartman w samych bokserkach spał
zwinięty w kłębek, a jego kołdra leżała na podłodze.
Popatrzyłam
ponownie na wiadomość i bez zbędnych sentymentów po prostu ją
usunęłam. To samo zrobiłam ze wspólnymi fotografiami, które
miałam zapisane na karcie pamięci. Te dwa lata, które spędziłam
z Jurkiem, w jednej chwili prysnęły jak bańka mydlana.
Odłożyłam
telefon na podłogę i położyłam się na prawym boku. Tępo
wpatrywałam się w jednego, ciemnozielonego liścia dębu. W głowie
miałam kompletna pustkę. Dawno nie miałam tak, że o niczym nie
myślałam.
Leżałam
tak bez sensu przez dwie godziny. Byłoby pewnie dłużej, ale
obudził się Kurek i Nowakowski.
-
Jak mnie łeb napieprza – usłyszałam głos Bartka, ale ani
drgnęłam.
-
Jak myśmy tutaj w ogóle trafili? - Piotrek podniósł się na
łóżku.
-
A żebym ja to wiedział – przyjmujący podrapał się po głowie.
- Czekaj... Emilia nas przywiozła tutaj!
Brawo
panie Kurek! Wracamy do rzeczywistości!
-
Bartek...? - zapytał niepewnie środkowy.
-
Co?
-
Dlaczego Emilia śpi w bartmanowej koszulce, a on został jedynie w
bokserkach?
Teraz
to stanęłam na równe nogi. Zachwiałam się, ale na szczęście
złapałam równowagę. Chłopaki wlepili we mnie zaciekawiony wzrok.
-
Między nami nic nie było! - krzyknęłam budząc ZB9.
-
Kobieto, nie krzycz – spojrzał na mnie jednym okiem, a po chwili
otworzył drugie. - Ej, skąd masz moją koszulkę? - zapytał
ciekawskim tonem.
-
Sam mi ją dałeś.. - zaczęłam, ale to przecież prawda nie była.
- Znaczy sama ją sobie wzięłam, bo przecież w czymś musiałam
spać, nie?
Siatkarze
dalej wlepiali we mnie zaciekawione spojrzenia.
-
Nic nie pamiętacie?
Pokręcili
przecząco głową, a ja aż jęknęłam i usiadłam zrezygnowana na
łóżku.
-
My... - Bartman wskazał na siebie i na mnie. - Coś ten...?
-
Co?! Nie! - krzyknęłam od razu.
Girls they want,
want have fun...
Rozległ
się dzwonek mojej komórki.
-
Serio? - podniósł brew blondyn i wskazał na dzwoniący telefon.
No
co? Bardzo pozytywna piosenka!
Nic
nie odpowiedziałam. Sięgnęłam po telefon. Wyświetliła się
nazwa „Krzysiu :)”.
-
Halo? - nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-
Za ile możecie być u Rucka w domu? - zadał od razu pytanie.
A
dzień dobry to gdzie?
-
Dzień dobry, Krzysiu – przywitałam się słodko.
-
Sorry. Cześć – poprawił się. - To jak?
-
Daj nam pół godziny.
-
To czekamy.
Rzuciłam
telefon na łóżko i podniosłam się.
-
Zbierać się, jedziemy do Michała.
Ruszyłam
w stronę łazienki.
-
A...
-
Zamknij się, Bartman – rzuciłam i trzasnęłam drzwiami.
-
Ona ma moją koszulkę – słyszałam jak mówi do kolegów.
No
tak! Szybko ściągnęłam ją i zostałam w samej bieliźnie.
-
Łap! - rzuciłam nią w Zbyszka i ponownie zamknęłam drzwi
łazienki.
Dwadzieścia
minut później siedzieliśmy już w samochodzie. Piotrek wyglądał
jakby pił przynajmniej ze trzy dni pod rząd. Podobnie było z
przyjmującym. Siedzieli z tyłu trzymając się za głowy i z
przymkniętymi oczami. Nawet radia nie pozwolili mi włączyć. „Za
duży hałas”, jak to ujął Nowakowski.
I
to są skutki picia wódki, ludzie.
Westchnęłam
i odpaliłam samochód Ignaczaków.
-
Tylko proszę, powoli – powiedział słabym głosem Zibi.
-
Jeśli przyznasz, że jestem jedyną osobą, która zaskoczyła cię
tyle razy w jeden dzień – postawiłam warunek.
-
Nigdy – spojrzał na mnie spod byka.
-
No trudno – wzruszyłam ramionami i dodałam gazu.
-
Zaraz będę rzygał, jak Boga kocham – odezwał się Kurek.
-
Ja też! Więc schowaj tą swoją dumę do kieszeni i przyznaj jej
rację! – wrzasnął już nie taki Cichy Pit.
-
Nigdy – zapierał się Zbigniew.
Na
liczniku było już dziewięćdziesiąt, a zbliżała się setka.
-
Bartman! - ryknął przyjmujący.
-
Dobra! Jesteś jedynym człowiekiem, który zaskoczył mnie tyle razy
w jeden dzień – wycedził przez zęby, a ja z gigantycznym
uśmiechem zwolniłam do pięćdziesięciu.
-
Widzisz, nie taki diabeł straszny jak go malują – poklepałam
wkurzonego ZB9 po ręce.
-
Nic już dzisiaj do mnie nie mów – burknął i zabrał rękę.
-
A czeka nas jeszcze wspólna podróż do Rzeszowa – wyszczerzyłam
się.
Usłyszałam
tylko jego jęk.
Zapamiętaj
Zbigniewie, z Emilią Sławską się nie zaczyna. A jeśli już
zacząłeś, jesteś skazany na klęskę, amen.
Resztę
drogi przebyliśmy w milczeniu. No może nie do końca, niekiedy dało
słyszeć się jęki skacowanych chłopaków.
Zaparkowałam
samochód i poprosiłam o wysiadkę. W domu Ruciaków był Winiarski
i Wlazły wraz z żonami, Igła, Iwona, Żygadło i Kubiak. Wszyscy
nieźle skacowani siedzieli na kanapach i fotelach w salonie.
-
Witam szanownych państwa – wyszczerzyłam się i usiadłam na
oparciu fotela, w którym siedział Ziomek.
-
Cześć – odpowiedzieli każdy w swoim tempie.
-
Chcecie coś do picia? - zapytała pani domu.
-
Jak można, to kawę – uśmiechnęłam się do Justyny.
-
A wy, chłopaki?
Pokręcili
przecząco głowami.
-
Z mlekiem? - uśmiechnęła się Ruciak.
-
Pamiętasz – uśmiechnęłam się serdecznie i kiwnęłam głową.
-
Co ty w takim dobrym nastroju? - zapytał mnie Krzysiek.
-
W normalnym – wzruszyłam ramionami.
-
A może chcesz coś zjeść? - zapytała Justyna z kuchni.
Jak
na zawołanie zaburczało mi w brzuchu, co wywołało śmiechu u
wszystkich, no prawie wszystkich. ZB9 siedział obok Dzika na
kanapie, cały naburmuszony.
-
To ja ci odgrzeję pierogów.
Podziękowałam
i wgryzłam się w ciastko, które podał mi na talerzyku Ziomek.
-
Ej, Bartman, co ci jest? - zapytał Winiarski.
-
Nic – wzruszył ramionami. - Głowa mnie boli.
-
Chyba od myślenia nad tym, jak zaskoczyć Emilkę – mruknął pod
nosem Nowakowski, za co od razu Zibi zmierzył go ostrym wzrokiem.
-
Nic nie kumam – skrzywił się Kubiak.
-
Zbyszek nie może się pogodzić, że ktoś go zaskoczył –
wyjaśnił ochoczo Kurek.
-
I to jeszcze jak – dodał Cichy Pit.
-
Wyobrażacie sobie, że ta oto dziewczyna – wskazał na mnie
przyjmujący – zdarła z niego koszulkę, bo nie chciała paradować
przed nami w samej bieliźnie – wyszczerzył się, a zebrani
wlepili we mnie wzrok. - Biedny Zibi z siebie słowa wykrztusić nie
mógł.
Mój
wzrok wbił się ostro w Bartka.
-
Kurek! - krzyknęłam i podniosłam tyłek z siedzenia. - Ty! -
wskazałam go palcem i pomału zaczęłam się do niego zbliżać. -
Ty wszystko pamiętasz!
-
Jakie tam pamiętasz – odpowiedział wymijająco, a mina mu
zrzedła. - Takie przebłyski mam...
-
Ja ci dam przebłyski!
Chłopak
szybko wstał z kanapy i zaczął się cofać, a ja podążałam za
nim.
-
Przez ciebie musiałam się tłumaczyć, że między mną a Bartmanem
nic nie było! A ja nienawidzę się tłumaczyć! - przyspieszyłam
kroku.
-
Weź daj spokój, taki żarcik tyci – pokazał dwoma palcami jaki
tyci.
-
Ja ci kurde dam żarcik! - ruszyłam biegiem w jego stronę. Jak
łatwo można się domyśleć zaczął uciekać.
Wbiegł
na schody, a ja za nim odgrażając się. No to nasi przyjaciele
musieli mieć niezły ubaw oglądając jak się kłócimy, nie ma co!
Ruszyłam
biegiem korytarzem. Dziwne, dzieliły mnie od Kurka tylko cztery duże
kroki. Kiedy byłam już tak blisko, ta skacowana małpa okręciła
się i ruszyła biegiem na dół.
O
nie, tak to się ze mną nie pogrywa panie Kurek!
Kiedy
byłam już na ostatnim schodku zaliczyłam glebę i zaczęłam
udawać, że boli mnie kostka. W mig, obok mnie pojawił się Bartek
i zaczął przepraszać.
-
Idioto, pomóż mi wstać.
Wyciągnęłam
rękę, a on ją mocno chwycił. Nim zdążył pociągnąć nasze
ręce do siebie, ja pociągnęłam w moją stronę. Bartuś padł jak
długi obok mnie, a nasi przyjaciele wybuchnęli śmiechem.
Nachyliłam
się nad przyjmującym i szepnęłam słodko:
-
Nigdy więcej ze mną nie zaczynaj, bo właśnie tak będziesz
kończył.
Podniosłam
się i teatralnie otrzepałam „kurz”z ramion.
-
To gdzie te pierogi? - wyszczerzyłam się wkraczając do królestwa
Justyny żegnana gromkim śmiechem.
No i macie trójeczkę ;) Mam nadzieje, że się spodoba :)
Piątek - weekendu początek! ;D Nareszcie! ;p
Was zapraszam do czytania i komentowania, również, a sama idę spać, bo mój organizm po prostu domaga się snu! ;p
Dziękuję Wam!! ;* Blog ma dokładnie siedem dni, a już 1660 wyświetleń!! ;D Dziękuję!!
Miłego weekendu Wam życzę i pozdrawiam :)
poziomkowa ;*