Kamila,
młodsza o trzy lata siostra Grześka przyjechała do Rzeszowa,
ponieważ miała dość życia w Stanach, ale inna przyczyna jej
przyjazdu była taka sama jak moja. Zdradzona przez faceta, tylko że
u niej była ta różnica, że za tydzień mieli brać ślub, ale
wyszło jak wyszło.
Osiemnastego grudnia swoje urodziny obchodził Piotrek, więc wszyscy znaleźliśmy się w jego mieszkaniu, gdzie dotarła również Ala. Wspólnie ze Zbyszkiem, Grześkiem, Kamilą oraz Ignaczakami zamówiliśmy tort, i o ile dobrze zapamiętałam, to jakiś x-box i do tego gra. Ja się tylko dokładałam i miałam zamówić tort, o resztę proszę mnie nie pytać, nie znam się. Wracając do gry, to chłopaki oderwać się od niej nie mogli, co skomentowałam tylko pokręceniem z dezaprobatą głową.
Kilka następnych dni spędziłam na bieganiu po sklepach, ponieważ coś musiałam kupić dla chłopaków na prezenty, a i też sobie jakiś ciuch na Wigilię. Po godzinie wreszcie znalazłam to czego szukałam i byłam prze szczęśliwa, ponieważ nogi mi po prostu odpadały. A gdzie tu jeszcze coś dla siatkarzy i siostry siatkarza?
Westchnęłam zrezygnowana i drapnęłam szarą, lekko bufiastą sukienkę, po czym udałam się do przymierzali. Leżała jak ulał, więc popędziłam do kasy. Szybko zapłaciłam za towar i mogłam ruszać na poszukiwania prezentów dla Piotrka, Zbyszka, Grześka i Kamili.
Jubilera odrzuciłam od razu. Wybiorę coś, co nie będzie im się podobać i co wtedy? Prezent pójdzie w odstawkę. Zrezygnowana chodziłam od sklepu do sklepu.
Kilka pomysłów wpadło mi do głowy, ale wydały mi się głupie, więc z nich zrezygnowałam, bo na przykład, kto normalny kupuje ręcznik pod choinkę? To prezent oczywiście dla Zbyszka.
Wpadłam do Empiku, ponieważ myślałam, że tam wreszcie coś znajdę. Buszowałam w dziale z płytami, aż wreszcie wpadła mi w ręce płyta zespołu Nightwish jeszcze za czasów Tarji, więc trzeba dokupić jeszcze jakieś czekoladki i mam prezent dla Grześka.
Kolejną rzeczą w moich rękach była książka, jakiś dramat wybrany dla Kamili. Dla Piotrka i Zbyszka wzięłam po jednym piórze z ich imionami. Pisadła z imieniem Nowakowskiego nie było trudno znaleźć, ale już z imieniem Bartmana – wyższa filozofia, ale jednak udało się. Zakupiłam jeszcze pięć ramek oraz dwie skarbonki z różnymi napisami dla blondyna i atakującego. Miałam nadzieję, że nie obrażą się zbytnio, kiedy dostaną podobnie prezenty. Zapłaciłam za wszystko i udałam się do zakładu fotograficznego, gdzie poprosiłam o wydruk pięciu zdjęć, co dostałam prawie od razu.
Cała obładowana dotarłam do volva i kiedy wszystko było już bezpiecznie zapakowane w bagażniku, klapnęłam na siedzenie kierowcy i westchnęłam z ulgą.
Wtem rozległ się dźwięk telefonu.
- Słucham cię Alu – przywitałam się z dziewczyną.
- Kiedy ostatni raz sprawdzałaś pocztę? - zapytała.
- Yyy... to jest bardzo dobre pytanie – zaśmiałam się do słuchawki. - A dlaczego pytasz?
- Wysłałam ci wczoraj dwa zdjęcia sukienek, więc jak wrócisz możesz to sprawdź łaskawie tę pocztę i zadzwoń do mnie z odpowiedzią, w której lepiej wyglądam.
- Twój ton mówi, że to coś poważniejszego niż wigilia w gronie rodzinnym – uśmiechnęłam się.
- Jak komuś powiesz, to cię wypatroszę, a potem jeszcze dobiję młotkiem – szepnęła złowrogo do telefonu.
- Dobra, dobra – zaśmiałam się. - Więc?
- Piotrek zaprosił mnie na Sylwestra – powiedziała cicho.
Na mojej twarzy wykwitł wielki uśmiech.
- Gdzie?
- Do jego znajomych z... no stamtąd skąd jest. Ni cholery nie mogę zapamiętać jak to miasto się nazywa – walnęła chyba w klawiaturę.
- Międzyborowie – odpowiedziałam jej śmiejąc się przy okazji.
No, nerwówka ją dopadła.
- Mniejsza z tym, więc jak, pomożesz mi z wyborem? - zapytała.
- Pewnie – pokiwałam głową. - Jak tylko dotrę do domu i sprawdzę pocztę, to dam ci znać – obiecałam.
- Dzięki – odetchnęła z ulgą. - Dobra zgadamy się jeszcze, bo mnie twój lekarz chyba zaraz zje – zaśmiała się.
Pożegnałam się i zakończyłam połączenie. Wszędzie zakochani, tylko, że niektórzy to szczęśliwie...
Kiedy wróciłam do domu, od razu sprawdziłam pocztę i oddzwoniłam do Ali. Powiedziałam, że zdecydowanie czarna z malutkimi cekinami, pogadałyśmy jeszcze chwilę i dziewczyna musiała wracać do pracy.
Zaczęłam zastanawiać się, kiedy to ich związek wyjdzie na jaw. Miałam nadzieję, że już niedługo. Trzeba się przecież cieszyć szczęściem przyjaciół, prawda?
Przez resztę dnia pakowałam prezenty.
Dwudziestego drugiego grudnia o godzinie szóstej rano stawiłam się na parkingu przed halą Podpromie. Czekał nas ostatni mecz w tym roku i to jeszcze na wyjeździe. Jastrzębie Zdrój, właśnie z drużyną z tego miasta mieliśmy rozegrać ostatni mecz w tym roku.
Wsiadłam do autokaru, gdzie czekano już tylko na mnie.
- Spóźniłam się? - zapytałam.
- W sam raz – odpowiedział mi Marcin Ogonowski. - Możemy jechać.
Przywitałam się ze wszystkimi i rozebrałam z kurtki, czapki, szalika i rękawiczek, po czym klapnęłam na miejscu pod oknem obok Grześka. Takie już moje standardowe miejsce w tym autokarze.
- I jak nastroje? - zapytałam siatkarzy, którzy odpływali już do krainy snów.
Siedzący przed nami Krzysiek oraz Bartman unieśli kciuki do góry.
Dobra, z nimi nie ma już co gadać.
- Piotrek? - spytałam siedzącego na sąsiednim fotelu środkowego.
Zero jakiejkolwiek reakcji. Śpi.
- Przynajmniej ty bądź w świecie żywych – poprosiłam i spojrzałam błagalnie na Grześka, który miał zamknięte oczy, ale uśmiechnął się szeroko.
- A ciebie co tak nosi od rana? - zapytał otwierając prawe oko.
- A tak jakoś – wzruszyłam ramionami.
- Masz – wręczył mi odtwarzacz MP3 ze słuchawkami. - Może to cię trochę uśpi – zaśmiał się.
- Ej – walnęłam go lekko ramię, ale również się zaśmiałam.
- Spać pani Sławska, bo jeszcze nas Ogonowski zaraz opierniczy, że za głośno – powiedział głośno.
- Kosa, słyszałem! - ryknął drugi trener siedzący na przodzie autobusu.
Zaśmialiśmy się cicho.
- Masz jedną – podałam mu słuchawkę, a sama wzięłam drugą. - To co, śpimy – uśmiechnęłam się i oparłam głowę o zagłówek.
- Jeśli chcesz...? - Kosa wskazał na swoje ramię.
- Nie będzie ci to przeszkadzać? - spytałam patrząc mu w oczy.
Uśmiechnął się i pokręcił przecząco głową.
- Gdybym miała za ciężką głowę, to mi powiedz – poprosiłam, co wywołało jego cichy śmiech.
Ułożyłam sobie wygodnie głowę i zamknęłam oczy wsłuchując się w jakąś polską, rockową balladę, która akurat poleciała z odtwarzacza. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę jakie moje powieki były ciężkie i ospałe, więc odleciałam prawie od razu, ale jeszcze zdążyłam poczuć, że środkowy objął mnie mocno, a uśmiech zagościł na mojej twarzy.
Obudził mnie przeraźliwy pisk mojego budzika, którego miałam ochotę wywalić przez okno. Ktoś był mi bardzo pomocny i wyłączył dzwoniące ustrojstwo.
- Dzięki – mruknęłam pod nosem. - Gdybyś tak jeszcze tabletki mi dał – poprosiłam na śpiąco.
- Daj rękę – usłyszałam cichy głos Piotrka.
Wyciągnęłam dłoń, a po chwili poczułam na niej dwie pastylki.
- I coś do picia, jak możesz – mruknęłam.
Po chwili i butelka wylądowała w mojej dłoni. Przekręciłam głowę, bo reszty ciała nie mogłam z powodu uścisku Grześka i połknęłam dwie tabletki popijając je sokiem.
- Dziękuję.
Cichy Pit zabrał butelkę, a ja spokojnie wróciłam do mojego snu.
Kolejną pobudkę zafundował mi Bartman, który ryknął na cały autobus, że jesteśmy na stacji benzynowej, więc siku i wracamy, za co miałam ochotę palnąć go w łeb.
- Idziesz, do toalety? - spytałam cicho Grześka.
- Nie – mruknął. - A ty?
- Nieee – przeciągnęłam ostatnią literkę wyrazu i bardziej opatuliłam się okrywającą mnie bluzą, w ogóle nie zastanawiając się skąd się wzięła.
- Czyli śpimy dalej – powiedział cicho.
- Ehe – mruknęłam i ponownie odleciałam.
Ostatnią pobudkę zafundował nam Paul Lotman, który potwornie się wydarł.
- Co jest? - spytałam łapiąc się za głowę i przy okazji się za nią trzymając.
- Paul mało, co nie zaliczył gleby – poinformował mnie Bartman.
- Nic mu nie jest? - spytałam otwierając lekko oczy.
- Żyje – potwierdził tym razem Igła.
- Czyli można spać dalej – oparłam głowę ponownie na ramieniu Grześka.
- Mamy niecałe dwadzieścia minut, więc nie wiem, czy ci się opłaca – odezwał się siedzący za nami Łukasz Perłowski.
- A masz jakiś lepszy pomysł? - mruknął Kosa.
- Może pogramy w karty? - zaproponował środkowy grający z numerem dwunastym.
- Całkiem dobry pomysł – mruknęłam. - Tylko ja na rozbieranego nie gram – powiedziałam od razu i ugryzłam się w język.
Z siatkarzami z Resovii przeważnie wracając graliśmy o jakieś słodycze, czy od tak po prostu, a ja tu wyleciałam z takim czymś.
- Grałaś w pokera na rozbieranego? - zaciekawił się Igła i przewiesił się przez swoje oparcie.
- Z nami na pewno nie – powiedział ZB9 i poczynił podobnie do swojego kumpla.
- Takie rzeczy tylko z Grześkiem – zaśmiał się Pit, a z nim cała reszta blisko siedzących nas siatkarzy.
Ten jak coś palnie, to nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać.
- Zamknij się – mruknął pod nosem Kosa.
- No więc, kto jest za tym, żeby grać na rozbieranego? - zapytał zadowolonym głosem Bartman.
- Ja mam żonę – powiedział szybko Perłowski.
- Ja tak samo – odezwał się Igła.
- Zagramy trzy razy – powiedziałam dalej z zamkniętymi oczami. - Jeżeli wygram dwa razy, to myjecie i odkurzacie mi volvo.
- Wchodzę – zgodził się Bartman.
- Ja tak samo – ochotnikiem został również Piotrek.
- Grzesiek, możesz mnie wypuścić? - spytałam jak najciszej tylko mogłam, a widziałam i tak, że Zibi razem z Krzyśkiem wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Tak, jasne – zerwał się nagle. - Przepraszam – lekko się zaczerwienił, co było słodkie.
Opanuj się dziewczyno!
- Dawać karty – powiedziałam i wyswobodziłam się niechętnie z ramion Kosy.
Łukasz potasował karty, a ja sobie swobodnie ziewnęłam.
- Tylko wiecie, moje volviątko ma lśnić czystością – powiedziałam jeszcze.
- A co jeśli, któryś z nas wygra? - zapytał Zbyszek.
- To sprzątam i twoje auto, i twoje – wzruszyłam ramionami.
Na twarzach chłopaków pojawiły się uśmiechy.
Perłowski rozdał karty i zaczęła się gra. Pierwszą partię wygrałam ja, co bardzo mnie ucieszyło. W drugiej królował Piotrek, a w trzeciej Zbyszek, co już nie było takie super. Ostatnie rozdanie. Miałam chęć udusić Łukasza za tak felerne rozdanie. Nie miała w kartach nic oprócz jednej pary i to jeszcze waletów. Wymieniłam resztę. Doszedł jeden walet i dwa asy. Czyli tak źle jak myślałam wcale nie było. Uśmiechnęłam się nawet pod nosem.
- Sprawdzam – powiedział Zibi. - Dwie pary, ciekawie, ciekawie – cmoknął widząc karty Nowakowskiego. Posłałam mu promienny uśmiech i odsłoniłam swoje karty. - Ciężko będzie... - skrzywił się lekko widząc moje karty.
No volvo, szykuj się na porządne sprzątanie!
- Ale ciężko dla ciebie! - krzyknął uradowany Zbyszek i pokazał swoje karty.
Szczena opadła mi do samej autokarowej podłogi. Karty Zibiego ułożyły się w pięknego pokera królewskiego.
Krzysiek, Piotrek i reszta siatkarzy, oprócz Grześka (chwała ci za to, Grzegorzu!), która przyglądała się naszym poczynaniom zaczęła się śmiać, a Bartman cieszył się jakby rodzicie kupili mu najlepszy rower w całym jego mieście.
- Jeśli cię to pocieszy, to pomogę ci sprzątać te samochody – uśmiechnął się lekko Kosa.
Walnęłam swoim czołem o jego ramię.
- Wiesz, auta mają lśnić, akurat święta się zbliżają... - śmiał się Zibi.
Błagam, zamknij się!
- Dobra, dobra, będą na błysk – obiecał Grzesiek.
- Dobra panowie! - krzyknął Ogonowski i przez chwilę się zawahał. - I nasza pani fotograf, wysiadamy zaraz, tylko wstydu nie narobić!
- Tak jest! - zaśmiali się i w tym samym momencie autokar stanął.
Wszyscy zaczęli się ubierać.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się z wdzięcznością do Grześka.
- Niby za co? – zapytał odwzajemniając uśmiech. - Te auta posprzątamy w mig.
- Za to, że po prostu jesteś – powiedziałam na jednym wydechu.
- Cała przyjemność po mojej stronie – uśmiechnął się szeroko i założył mi na głowę czapkę, co wywołało i mój uśmiech i to jaki szeroki.
WYGRALIŚMY, WYGRALIŚMY, WYGRALIŚMY! ♥ Kuraś and Kubuś show! I love it! I to jest gra naszego wspaniałego zespołu! ;D
Epizod miał być wcześniej, ale się nie wyrobiłam, za co przepraszam ;)
Jeszcze raz: WYGRALIŚMY! I to za trzy punkty! ♥
A tak jeszcze na marginesie: JA CHCĘ GRZESIA W MECZACH Z USA! BŁAGAM!
Pozdrawiam ;*
poziomkowa.
WE ARE THE CHAMPIONS, KURWA!! ♥
A i jest jeszcze coś ;D PITER OŚWIADCZYŁ SIĘ OLI!! SZCZĘŚCIA, POMYŚLNOŚCI!! ;D Jak ja długo na tę wiadomość czekałam ;p
https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci?ref=hl
Osiemnastego grudnia swoje urodziny obchodził Piotrek, więc wszyscy znaleźliśmy się w jego mieszkaniu, gdzie dotarła również Ala. Wspólnie ze Zbyszkiem, Grześkiem, Kamilą oraz Ignaczakami zamówiliśmy tort, i o ile dobrze zapamiętałam, to jakiś x-box i do tego gra. Ja się tylko dokładałam i miałam zamówić tort, o resztę proszę mnie nie pytać, nie znam się. Wracając do gry, to chłopaki oderwać się od niej nie mogli, co skomentowałam tylko pokręceniem z dezaprobatą głową.
Kilka następnych dni spędziłam na bieganiu po sklepach, ponieważ coś musiałam kupić dla chłopaków na prezenty, a i też sobie jakiś ciuch na Wigilię. Po godzinie wreszcie znalazłam to czego szukałam i byłam prze szczęśliwa, ponieważ nogi mi po prostu odpadały. A gdzie tu jeszcze coś dla siatkarzy i siostry siatkarza?
Westchnęłam zrezygnowana i drapnęłam szarą, lekko bufiastą sukienkę, po czym udałam się do przymierzali. Leżała jak ulał, więc popędziłam do kasy. Szybko zapłaciłam za towar i mogłam ruszać na poszukiwania prezentów dla Piotrka, Zbyszka, Grześka i Kamili.
Jubilera odrzuciłam od razu. Wybiorę coś, co nie będzie im się podobać i co wtedy? Prezent pójdzie w odstawkę. Zrezygnowana chodziłam od sklepu do sklepu.
Kilka pomysłów wpadło mi do głowy, ale wydały mi się głupie, więc z nich zrezygnowałam, bo na przykład, kto normalny kupuje ręcznik pod choinkę? To prezent oczywiście dla Zbyszka.
Wpadłam do Empiku, ponieważ myślałam, że tam wreszcie coś znajdę. Buszowałam w dziale z płytami, aż wreszcie wpadła mi w ręce płyta zespołu Nightwish jeszcze za czasów Tarji, więc trzeba dokupić jeszcze jakieś czekoladki i mam prezent dla Grześka.
Kolejną rzeczą w moich rękach była książka, jakiś dramat wybrany dla Kamili. Dla Piotrka i Zbyszka wzięłam po jednym piórze z ich imionami. Pisadła z imieniem Nowakowskiego nie było trudno znaleźć, ale już z imieniem Bartmana – wyższa filozofia, ale jednak udało się. Zakupiłam jeszcze pięć ramek oraz dwie skarbonki z różnymi napisami dla blondyna i atakującego. Miałam nadzieję, że nie obrażą się zbytnio, kiedy dostaną podobnie prezenty. Zapłaciłam za wszystko i udałam się do zakładu fotograficznego, gdzie poprosiłam o wydruk pięciu zdjęć, co dostałam prawie od razu.
Cała obładowana dotarłam do volva i kiedy wszystko było już bezpiecznie zapakowane w bagażniku, klapnęłam na siedzenie kierowcy i westchnęłam z ulgą.
Wtem rozległ się dźwięk telefonu.
- Słucham cię Alu – przywitałam się z dziewczyną.
- Kiedy ostatni raz sprawdzałaś pocztę? - zapytała.
- Yyy... to jest bardzo dobre pytanie – zaśmiałam się do słuchawki. - A dlaczego pytasz?
- Wysłałam ci wczoraj dwa zdjęcia sukienek, więc jak wrócisz możesz to sprawdź łaskawie tę pocztę i zadzwoń do mnie z odpowiedzią, w której lepiej wyglądam.
- Twój ton mówi, że to coś poważniejszego niż wigilia w gronie rodzinnym – uśmiechnęłam się.
- Jak komuś powiesz, to cię wypatroszę, a potem jeszcze dobiję młotkiem – szepnęła złowrogo do telefonu.
- Dobra, dobra – zaśmiałam się. - Więc?
- Piotrek zaprosił mnie na Sylwestra – powiedziała cicho.
Na mojej twarzy wykwitł wielki uśmiech.
- Gdzie?
- Do jego znajomych z... no stamtąd skąd jest. Ni cholery nie mogę zapamiętać jak to miasto się nazywa – walnęła chyba w klawiaturę.
- Międzyborowie – odpowiedziałam jej śmiejąc się przy okazji.
No, nerwówka ją dopadła.
- Mniejsza z tym, więc jak, pomożesz mi z wyborem? - zapytała.
- Pewnie – pokiwałam głową. - Jak tylko dotrę do domu i sprawdzę pocztę, to dam ci znać – obiecałam.
- Dzięki – odetchnęła z ulgą. - Dobra zgadamy się jeszcze, bo mnie twój lekarz chyba zaraz zje – zaśmiała się.
Pożegnałam się i zakończyłam połączenie. Wszędzie zakochani, tylko, że niektórzy to szczęśliwie...
Kiedy wróciłam do domu, od razu sprawdziłam pocztę i oddzwoniłam do Ali. Powiedziałam, że zdecydowanie czarna z malutkimi cekinami, pogadałyśmy jeszcze chwilę i dziewczyna musiała wracać do pracy.
Zaczęłam zastanawiać się, kiedy to ich związek wyjdzie na jaw. Miałam nadzieję, że już niedługo. Trzeba się przecież cieszyć szczęściem przyjaciół, prawda?
Przez resztę dnia pakowałam prezenty.
Dwudziestego drugiego grudnia o godzinie szóstej rano stawiłam się na parkingu przed halą Podpromie. Czekał nas ostatni mecz w tym roku i to jeszcze na wyjeździe. Jastrzębie Zdrój, właśnie z drużyną z tego miasta mieliśmy rozegrać ostatni mecz w tym roku.
Wsiadłam do autokaru, gdzie czekano już tylko na mnie.
- Spóźniłam się? - zapytałam.
- W sam raz – odpowiedział mi Marcin Ogonowski. - Możemy jechać.
Przywitałam się ze wszystkimi i rozebrałam z kurtki, czapki, szalika i rękawiczek, po czym klapnęłam na miejscu pod oknem obok Grześka. Takie już moje standardowe miejsce w tym autokarze.
- I jak nastroje? - zapytałam siatkarzy, którzy odpływali już do krainy snów.
Siedzący przed nami Krzysiek oraz Bartman unieśli kciuki do góry.
Dobra, z nimi nie ma już co gadać.
- Piotrek? - spytałam siedzącego na sąsiednim fotelu środkowego.
Zero jakiejkolwiek reakcji. Śpi.
- Przynajmniej ty bądź w świecie żywych – poprosiłam i spojrzałam błagalnie na Grześka, który miał zamknięte oczy, ale uśmiechnął się szeroko.
- A ciebie co tak nosi od rana? - zapytał otwierając prawe oko.
- A tak jakoś – wzruszyłam ramionami.
- Masz – wręczył mi odtwarzacz MP3 ze słuchawkami. - Może to cię trochę uśpi – zaśmiał się.
- Ej – walnęłam go lekko ramię, ale również się zaśmiałam.
- Spać pani Sławska, bo jeszcze nas Ogonowski zaraz opierniczy, że za głośno – powiedział głośno.
- Kosa, słyszałem! - ryknął drugi trener siedzący na przodzie autobusu.
Zaśmialiśmy się cicho.
- Masz jedną – podałam mu słuchawkę, a sama wzięłam drugą. - To co, śpimy – uśmiechnęłam się i oparłam głowę o zagłówek.
- Jeśli chcesz...? - Kosa wskazał na swoje ramię.
- Nie będzie ci to przeszkadzać? - spytałam patrząc mu w oczy.
Uśmiechnął się i pokręcił przecząco głową.
- Gdybym miała za ciężką głowę, to mi powiedz – poprosiłam, co wywołało jego cichy śmiech.
Ułożyłam sobie wygodnie głowę i zamknęłam oczy wsłuchując się w jakąś polską, rockową balladę, która akurat poleciała z odtwarzacza. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę jakie moje powieki były ciężkie i ospałe, więc odleciałam prawie od razu, ale jeszcze zdążyłam poczuć, że środkowy objął mnie mocno, a uśmiech zagościł na mojej twarzy.
Obudził mnie przeraźliwy pisk mojego budzika, którego miałam ochotę wywalić przez okno. Ktoś był mi bardzo pomocny i wyłączył dzwoniące ustrojstwo.
- Dzięki – mruknęłam pod nosem. - Gdybyś tak jeszcze tabletki mi dał – poprosiłam na śpiąco.
- Daj rękę – usłyszałam cichy głos Piotrka.
Wyciągnęłam dłoń, a po chwili poczułam na niej dwie pastylki.
- I coś do picia, jak możesz – mruknęłam.
Po chwili i butelka wylądowała w mojej dłoni. Przekręciłam głowę, bo reszty ciała nie mogłam z powodu uścisku Grześka i połknęłam dwie tabletki popijając je sokiem.
- Dziękuję.
Cichy Pit zabrał butelkę, a ja spokojnie wróciłam do mojego snu.
Kolejną pobudkę zafundował mi Bartman, który ryknął na cały autobus, że jesteśmy na stacji benzynowej, więc siku i wracamy, za co miałam ochotę palnąć go w łeb.
- Idziesz, do toalety? - spytałam cicho Grześka.
- Nie – mruknął. - A ty?
- Nieee – przeciągnęłam ostatnią literkę wyrazu i bardziej opatuliłam się okrywającą mnie bluzą, w ogóle nie zastanawiając się skąd się wzięła.
- Czyli śpimy dalej – powiedział cicho.
- Ehe – mruknęłam i ponownie odleciałam.
Ostatnią pobudkę zafundował nam Paul Lotman, który potwornie się wydarł.
- Co jest? - spytałam łapiąc się za głowę i przy okazji się za nią trzymając.
- Paul mało, co nie zaliczył gleby – poinformował mnie Bartman.
- Nic mu nie jest? - spytałam otwierając lekko oczy.
- Żyje – potwierdził tym razem Igła.
- Czyli można spać dalej – oparłam głowę ponownie na ramieniu Grześka.
- Mamy niecałe dwadzieścia minut, więc nie wiem, czy ci się opłaca – odezwał się siedzący za nami Łukasz Perłowski.
- A masz jakiś lepszy pomysł? - mruknął Kosa.
- Może pogramy w karty? - zaproponował środkowy grający z numerem dwunastym.
- Całkiem dobry pomysł – mruknęłam. - Tylko ja na rozbieranego nie gram – powiedziałam od razu i ugryzłam się w język.
Z siatkarzami z Resovii przeważnie wracając graliśmy o jakieś słodycze, czy od tak po prostu, a ja tu wyleciałam z takim czymś.
- Grałaś w pokera na rozbieranego? - zaciekawił się Igła i przewiesił się przez swoje oparcie.
- Z nami na pewno nie – powiedział ZB9 i poczynił podobnie do swojego kumpla.
- Takie rzeczy tylko z Grześkiem – zaśmiał się Pit, a z nim cała reszta blisko siedzących nas siatkarzy.
Ten jak coś palnie, to nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać.
- Zamknij się – mruknął pod nosem Kosa.
- No więc, kto jest za tym, żeby grać na rozbieranego? - zapytał zadowolonym głosem Bartman.
- Ja mam żonę – powiedział szybko Perłowski.
- Ja tak samo – odezwał się Igła.
- Zagramy trzy razy – powiedziałam dalej z zamkniętymi oczami. - Jeżeli wygram dwa razy, to myjecie i odkurzacie mi volvo.
- Wchodzę – zgodził się Bartman.
- Ja tak samo – ochotnikiem został również Piotrek.
- Grzesiek, możesz mnie wypuścić? - spytałam jak najciszej tylko mogłam, a widziałam i tak, że Zibi razem z Krzyśkiem wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Tak, jasne – zerwał się nagle. - Przepraszam – lekko się zaczerwienił, co było słodkie.
Opanuj się dziewczyno!
- Dawać karty – powiedziałam i wyswobodziłam się niechętnie z ramion Kosy.
Łukasz potasował karty, a ja sobie swobodnie ziewnęłam.
- Tylko wiecie, moje volviątko ma lśnić czystością – powiedziałam jeszcze.
- A co jeśli, któryś z nas wygra? - zapytał Zbyszek.
- To sprzątam i twoje auto, i twoje – wzruszyłam ramionami.
Na twarzach chłopaków pojawiły się uśmiechy.
Perłowski rozdał karty i zaczęła się gra. Pierwszą partię wygrałam ja, co bardzo mnie ucieszyło. W drugiej królował Piotrek, a w trzeciej Zbyszek, co już nie było takie super. Ostatnie rozdanie. Miałam chęć udusić Łukasza za tak felerne rozdanie. Nie miała w kartach nic oprócz jednej pary i to jeszcze waletów. Wymieniłam resztę. Doszedł jeden walet i dwa asy. Czyli tak źle jak myślałam wcale nie było. Uśmiechnęłam się nawet pod nosem.
- Sprawdzam – powiedział Zibi. - Dwie pary, ciekawie, ciekawie – cmoknął widząc karty Nowakowskiego. Posłałam mu promienny uśmiech i odsłoniłam swoje karty. - Ciężko będzie... - skrzywił się lekko widząc moje karty.
No volvo, szykuj się na porządne sprzątanie!
- Ale ciężko dla ciebie! - krzyknął uradowany Zbyszek i pokazał swoje karty.
Szczena opadła mi do samej autokarowej podłogi. Karty Zibiego ułożyły się w pięknego pokera królewskiego.
Krzysiek, Piotrek i reszta siatkarzy, oprócz Grześka (chwała ci za to, Grzegorzu!), która przyglądała się naszym poczynaniom zaczęła się śmiać, a Bartman cieszył się jakby rodzicie kupili mu najlepszy rower w całym jego mieście.
- Jeśli cię to pocieszy, to pomogę ci sprzątać te samochody – uśmiechnął się lekko Kosa.
Walnęłam swoim czołem o jego ramię.
- Wiesz, auta mają lśnić, akurat święta się zbliżają... - śmiał się Zibi.
Błagam, zamknij się!
- Dobra, dobra, będą na błysk – obiecał Grzesiek.
- Dobra panowie! - krzyknął Ogonowski i przez chwilę się zawahał. - I nasza pani fotograf, wysiadamy zaraz, tylko wstydu nie narobić!
- Tak jest! - zaśmiali się i w tym samym momencie autokar stanął.
Wszyscy zaczęli się ubierać.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się z wdzięcznością do Grześka.
- Niby za co? – zapytał odwzajemniając uśmiech. - Te auta posprzątamy w mig.
- Za to, że po prostu jesteś – powiedziałam na jednym wydechu.
- Cała przyjemność po mojej stronie – uśmiechnął się szeroko i założył mi na głowę czapkę, co wywołało i mój uśmiech i to jaki szeroki.
WYGRALIŚMY, WYGRALIŚMY, WYGRALIŚMY! ♥ Kuraś and Kubuś show! I love it! I to jest gra naszego wspaniałego zespołu! ;D
Epizod miał być wcześniej, ale się nie wyrobiłam, za co przepraszam ;)
Jeszcze raz: WYGRALIŚMY! I to za trzy punkty! ♥
A tak jeszcze na marginesie: JA CHCĘ GRZESIA W MECZACH Z USA! BŁAGAM!
Pozdrawiam ;*
poziomkowa.
WE ARE THE CHAMPIONS, KURWA!! ♥
A i jest jeszcze coś ;D PITER OŚWIADCZYŁ SIĘ OLI!! SZCZĘŚCIA, POMYŚLNOŚCI!! ;D Jak ja długo na tę wiadomość czekałam ;p
https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci?ref=hl