Rano
jak zwykle obudził mnie budzik.
- Zamknij się, do cholery.
Wyłączyłam go nie otwierając oczu. Chwilę tak poleżałam, a w myślach znowu pojawiła się sytuacja z wczoraj.
Otworzyłam oczy i podniosłam się na łóżku. Złapałam pudełeczko tabletek z szafki nocnej i połknęłam dwie pastylki. Dawno nie obudziłam się w tak paskudnym humorze, więc na śniadanie zeszłam dopiero, kiedy zegar wskazywał godzinę ósmą czterdzieści pięć.
Gdy weszłam do restauracji hotelowej, przywitały mnie uśmiechy reprezentantów Asseco Resovi. Wymusiłam dla nich uśmiech i podeszłam do szwedzkiego stołu. Nałożyłam trochę jakiejś sałatki, wzięłam dwie kromki chleba i na każdą położyłam plasterek sera i pomidora. Na nic więcej nie miałam ochoty. Po drodze zrobiłam sobie jeszcze kawę.
Nie usiadłam przy stoliku razem z Piotrkiem, Zbyszkiem i Krzyśkiem, ale zajęłam jakiś podwójny w rogu sali i omijałam ciekawe spojrzenia wszystkich zawodników. Zdziwiło mnie, że nie ma nigdzie Grześka. Pojawił się dopiero, kiedy skończyłam jeść.
Wszedł wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna z ciemną karnacją, czarnymi włosami i tymi hipnotyzującymi, czekoladowymi oczami. Aż coś mnie ścisnęło, kiedy zobaczyłam zawieszony na nim wzrok jakiejś młodej kobiety. Przypomniała się sytuacja z wczoraj. Ja jestem zazdrosna o kobietę, która się na niego popatrzyła, a on nawet nie zwrócił na nią uwagi. Przecież ja się jeszcze do tego kelnera uśmiechnęłam. Byłam beznadziejna.
Siedziałam ze wzrokiem wlepionym w nakładającego sobie na talerz jedzenie Grześka i czekałam co zrobi. Szedł w moją stronę, a moje serce zaczęło łomotać jak u zakochanej nastolatki, ale on jakby w ogóle mnie nie widział. Nawet nie spojrzał w moją stronę, tylko usiadł razem z Perłowskim i Lotmanem przy stoliku.
Kolejny raz powtórzę: jestem beznadziejna.
- Mogę już zabrać talerz? - z zamyślenia wyrwał mnie głos kelnerki.
Kiwnęłam głowa i podziękowałam.
Uważnie obserwowałam czarnowłosego środkowego, popijając kawę. Nie tknął prawie nic i był małomówny. Z pomieszczenia zaczęli wychodzić gracze rzeszowskiego zespołu, w tym trójka moich przyjaciół. Żaden z nich do mnie nie podszedł, tylko pomachali, a ja kiwnęłam im głową. Jako ostatni wyszedł Grzesiek i ponownie, nie zaszczycił mnie nawet jednym spojrzeniem. Trzasnęły drzwi i dopiero teraz zorientowałam się co ja w ogóle robię.
Poderwałam się z krzesła, mało co nie rozlewając kawy i wybiegłam z hotelowej restauracji i krzyknęłam:
- Grzesiek!
Do restauracji szło się długim korytarzem, więc nie było tylu gapiów.
Nawet się nie zatrzymał, nie obrócił, ale uczynili to jego koledzy.
- Grzesiek! - krzyknęłam głośniej w ogóle nie spuszczając z niego wzroku.
Zatrzymał się i po chwili wbił we mnie swój wzrok.
- I co, zamierzasz tak robić przez cały czas? - złapałam z nim kontakt wzrokowy, ale nie na długo, ponieważ odwrócił wzrok. - Udawać, że mnie nie ma?
Nic nie zrobił. Stał, milczał, a mnie doprowadzało to do białej gorączki.
- Nic nie powiesz?! - wydarłam się.
- A co chcesz usłyszeć? - spytał patrząc mi już prosto w oczy. - No co? - ruszył w moją stronę, a moje serce zaczęło szybko bić. - Że kocham cię jak wariat, że jak tylko jakiś facet na ciebie spojrzy, to mam ochotę połamać mu nos? - szedł ciągle patrząc na mnie uważnie. - Kocham cię, i to jak wariat, jak jakiś popaprany wariat! Że godziny ciągną się niemożliwe długo, kiedy cię nie ma blisko? To chciałaś usłyszeć, czy jeszcze coś?
Nie zdążyłam już nic powiedzieć, ponieważ usta środkowego z całej siły naparły na moje, a ręce przygarnęły do siebie.
- Dobra ludzie, rozejść się! - usłyszałam zadowolony głos Krzyśka oraz oklaski i gwizdy zawodników.
- Przepraszam – szepnęłam.
- To ja przepraszam – skradł kolejny pocałunek. - I na tym to zakończmy.
Uśmiechnęłam się szeroko. Oplotłam ramionami jego kark i przyciągnęłam do siebie.
Kryzys zażegnany!
Niedziela, niestety mecz przegrany do dwóch. Poniedziałek, wygrana do jednego. Czyli w całej rywalizacji jest po jeden i przenosimy się do Rzeszowa.
We wtorek, kiedy mieliśmy już wyjeżdżać, cała ekipa zaśpiewała głośne „sto lat” dla naszego pana kapitana i ruszyliśmy w drogę do Gdańska. Chłopaki ruszyli zwiedzać miasto, po tym jak powiedziałam im, co warto zobaczyć, a co niekoniecznie i zapisałam adres knajpy, w której mogli zjeść bardzo dobry posiłek, a ja ruszyłam autobusem do kliniki.
Badanie wyszły całkiem nieźle, ale dostałam tabletki na gardło i jakiś mały antybiotyk. Powiedzmy, że siedzenie na zimnym chodniku bez kurtki w marcową noc, nie sprzyja zdrowiu.
Około godziny dziewiętnastej byliśmy już na parkingu pod Halą Podpromie, skąd rozjechaliśmy się do swoich domów.
Następny mecz był dopiero dwudziestego czwartego marca, także chłopaki biegali tylko na treningi dwa razy dziennie. Między jednym treningiem a drugim, jeździliśmy z Grześkiem na budowę i malowaliśmy ściany na górze. Ile było przy tym śmiechu i ile zdjęć. Dostałam nawet papierową czapeczkę, w której, jak to określił trafnie środkowy bloku, wyglądałam jak krasnal.
Dwudziestego w środę, cała góra była już pięknie pomalowana, a ja szczęśliwa, że z malowaniem koniec. Owszem lubiłam to robić, ale jak w całe siedem dni pomalujesz pięć dużych pomieszczeń, to się wraca do domu i marzy tylko o łóżku.
Zrobiło się ciepło, co zaowocowało moimi uśmiechami, kiedy tylko podnosiłam się rano z łóżka. Żegnaj zimo i mrozie, witaj słońce i ciepło!
Dwudziesty pierwszy marzec, pierwszy dzień wiosny i dzień, w którym w domu wszędzie były już panele i kafelki. Pokręciłam głową, kiedy razem z Grześkiem stanęliśmy w przedpokoju, a potem w salonie i na górze.
- Uszczypnij mnie – poprosiłam i wyciągnęłam rękę.
- Gdzie? - zaśmiał się i spojrzał na wyciągniętą rękę.
- Byle gdzie, ważne, żeby uwierzyć, że to się dzieje naprawdę – uśmiechnęłam się i po chwili poczułam małe uszczypnięcie.
- Wierzysz?
Zaśmiałam się tylko i kiwnęłam głową.
Tyle się stało przez te ostatnie kilka miesięcy. Rozstałam się z Jurkiem, wróciłam do dobrych kontaktów z Krzyśkiem, mam prawdziwych przyjaciół i mężczyznę, z którym tworzę dom. Nieprawdopodobne, a jednak. Dużo zmieniło się od dwudziestego drugiego sierpnia. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że będę mieć, to co mam teraz, nie uwierzyłabym, ale brałabym w ciemno.
W sobotę do Rzeszowa zawitali zawodnicy Delecty Bydgoszcz, a w niedziele odbył się pierwszy mecz na naszym własnym parkiecie. Wygrany, trzeba dodać i to trzy do jednego. W poniedziałek taki sam wynik, co dawało nam walkę o tytuł Mistrza Polski.
Od wtorku od godziny ósmej zajęliśmy się meblowaniem kuchni. Ekipa była, meble też, więc wszyscy wzięliśmy się do pracy. Robotnicy przy muzyce i wesołej rozmowie z Grześkiem oraz ze mną montowali meble i sprzęt kuchenny, a my ze środkowym sprzątaliśmy.
O godzinie piętnastej cała kuchnia była już umeblowana. Chwila odpoczynku i przyjechała kolejna ekipa, tym razem do łazienek. Tyle obcych osób przetoczyło się przez ten dom. Trochę głupio mi było, że efekt pracy zobaczą na początku oni, a nie nasi przyjaciele, ale miałam nadzieję, że nam to wybaczą i ucieszą się.
- Zamknij się, do cholery.
Wyłączyłam go nie otwierając oczu. Chwilę tak poleżałam, a w myślach znowu pojawiła się sytuacja z wczoraj.
Otworzyłam oczy i podniosłam się na łóżku. Złapałam pudełeczko tabletek z szafki nocnej i połknęłam dwie pastylki. Dawno nie obudziłam się w tak paskudnym humorze, więc na śniadanie zeszłam dopiero, kiedy zegar wskazywał godzinę ósmą czterdzieści pięć.
Gdy weszłam do restauracji hotelowej, przywitały mnie uśmiechy reprezentantów Asseco Resovi. Wymusiłam dla nich uśmiech i podeszłam do szwedzkiego stołu. Nałożyłam trochę jakiejś sałatki, wzięłam dwie kromki chleba i na każdą położyłam plasterek sera i pomidora. Na nic więcej nie miałam ochoty. Po drodze zrobiłam sobie jeszcze kawę.
Nie usiadłam przy stoliku razem z Piotrkiem, Zbyszkiem i Krzyśkiem, ale zajęłam jakiś podwójny w rogu sali i omijałam ciekawe spojrzenia wszystkich zawodników. Zdziwiło mnie, że nie ma nigdzie Grześka. Pojawił się dopiero, kiedy skończyłam jeść.
Wszedł wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna z ciemną karnacją, czarnymi włosami i tymi hipnotyzującymi, czekoladowymi oczami. Aż coś mnie ścisnęło, kiedy zobaczyłam zawieszony na nim wzrok jakiejś młodej kobiety. Przypomniała się sytuacja z wczoraj. Ja jestem zazdrosna o kobietę, która się na niego popatrzyła, a on nawet nie zwrócił na nią uwagi. Przecież ja się jeszcze do tego kelnera uśmiechnęłam. Byłam beznadziejna.
Siedziałam ze wzrokiem wlepionym w nakładającego sobie na talerz jedzenie Grześka i czekałam co zrobi. Szedł w moją stronę, a moje serce zaczęło łomotać jak u zakochanej nastolatki, ale on jakby w ogóle mnie nie widział. Nawet nie spojrzał w moją stronę, tylko usiadł razem z Perłowskim i Lotmanem przy stoliku.
Kolejny raz powtórzę: jestem beznadziejna.
- Mogę już zabrać talerz? - z zamyślenia wyrwał mnie głos kelnerki.
Kiwnęłam głowa i podziękowałam.
Uważnie obserwowałam czarnowłosego środkowego, popijając kawę. Nie tknął prawie nic i był małomówny. Z pomieszczenia zaczęli wychodzić gracze rzeszowskiego zespołu, w tym trójka moich przyjaciół. Żaden z nich do mnie nie podszedł, tylko pomachali, a ja kiwnęłam im głową. Jako ostatni wyszedł Grzesiek i ponownie, nie zaszczycił mnie nawet jednym spojrzeniem. Trzasnęły drzwi i dopiero teraz zorientowałam się co ja w ogóle robię.
Poderwałam się z krzesła, mało co nie rozlewając kawy i wybiegłam z hotelowej restauracji i krzyknęłam:
- Grzesiek!
Do restauracji szło się długim korytarzem, więc nie było tylu gapiów.
Nawet się nie zatrzymał, nie obrócił, ale uczynili to jego koledzy.
- Grzesiek! - krzyknęłam głośniej w ogóle nie spuszczając z niego wzroku.
Zatrzymał się i po chwili wbił we mnie swój wzrok.
- I co, zamierzasz tak robić przez cały czas? - złapałam z nim kontakt wzrokowy, ale nie na długo, ponieważ odwrócił wzrok. - Udawać, że mnie nie ma?
Nic nie zrobił. Stał, milczał, a mnie doprowadzało to do białej gorączki.
- Nic nie powiesz?! - wydarłam się.
- A co chcesz usłyszeć? - spytał patrząc mi już prosto w oczy. - No co? - ruszył w moją stronę, a moje serce zaczęło szybko bić. - Że kocham cię jak wariat, że jak tylko jakiś facet na ciebie spojrzy, to mam ochotę połamać mu nos? - szedł ciągle patrząc na mnie uważnie. - Kocham cię, i to jak wariat, jak jakiś popaprany wariat! Że godziny ciągną się niemożliwe długo, kiedy cię nie ma blisko? To chciałaś usłyszeć, czy jeszcze coś?
Nie zdążyłam już nic powiedzieć, ponieważ usta środkowego z całej siły naparły na moje, a ręce przygarnęły do siebie.
- Dobra ludzie, rozejść się! - usłyszałam zadowolony głos Krzyśka oraz oklaski i gwizdy zawodników.
- Przepraszam – szepnęłam.
- To ja przepraszam – skradł kolejny pocałunek. - I na tym to zakończmy.
Uśmiechnęłam się szeroko. Oplotłam ramionami jego kark i przyciągnęłam do siebie.
Kryzys zażegnany!
Niedziela, niestety mecz przegrany do dwóch. Poniedziałek, wygrana do jednego. Czyli w całej rywalizacji jest po jeden i przenosimy się do Rzeszowa.
We wtorek, kiedy mieliśmy już wyjeżdżać, cała ekipa zaśpiewała głośne „sto lat” dla naszego pana kapitana i ruszyliśmy w drogę do Gdańska. Chłopaki ruszyli zwiedzać miasto, po tym jak powiedziałam im, co warto zobaczyć, a co niekoniecznie i zapisałam adres knajpy, w której mogli zjeść bardzo dobry posiłek, a ja ruszyłam autobusem do kliniki.
Badanie wyszły całkiem nieźle, ale dostałam tabletki na gardło i jakiś mały antybiotyk. Powiedzmy, że siedzenie na zimnym chodniku bez kurtki w marcową noc, nie sprzyja zdrowiu.
Około godziny dziewiętnastej byliśmy już na parkingu pod Halą Podpromie, skąd rozjechaliśmy się do swoich domów.
Następny mecz był dopiero dwudziestego czwartego marca, także chłopaki biegali tylko na treningi dwa razy dziennie. Między jednym treningiem a drugim, jeździliśmy z Grześkiem na budowę i malowaliśmy ściany na górze. Ile było przy tym śmiechu i ile zdjęć. Dostałam nawet papierową czapeczkę, w której, jak to określił trafnie środkowy bloku, wyglądałam jak krasnal.
Dwudziestego w środę, cała góra była już pięknie pomalowana, a ja szczęśliwa, że z malowaniem koniec. Owszem lubiłam to robić, ale jak w całe siedem dni pomalujesz pięć dużych pomieszczeń, to się wraca do domu i marzy tylko o łóżku.
Zrobiło się ciepło, co zaowocowało moimi uśmiechami, kiedy tylko podnosiłam się rano z łóżka. Żegnaj zimo i mrozie, witaj słońce i ciepło!
Dwudziesty pierwszy marzec, pierwszy dzień wiosny i dzień, w którym w domu wszędzie były już panele i kafelki. Pokręciłam głową, kiedy razem z Grześkiem stanęliśmy w przedpokoju, a potem w salonie i na górze.
- Uszczypnij mnie – poprosiłam i wyciągnęłam rękę.
- Gdzie? - zaśmiał się i spojrzał na wyciągniętą rękę.
- Byle gdzie, ważne, żeby uwierzyć, że to się dzieje naprawdę – uśmiechnęłam się i po chwili poczułam małe uszczypnięcie.
- Wierzysz?
Zaśmiałam się tylko i kiwnęłam głową.
Tyle się stało przez te ostatnie kilka miesięcy. Rozstałam się z Jurkiem, wróciłam do dobrych kontaktów z Krzyśkiem, mam prawdziwych przyjaciół i mężczyznę, z którym tworzę dom. Nieprawdopodobne, a jednak. Dużo zmieniło się od dwudziestego drugiego sierpnia. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że będę mieć, to co mam teraz, nie uwierzyłabym, ale brałabym w ciemno.
W sobotę do Rzeszowa zawitali zawodnicy Delecty Bydgoszcz, a w niedziele odbył się pierwszy mecz na naszym własnym parkiecie. Wygrany, trzeba dodać i to trzy do jednego. W poniedziałek taki sam wynik, co dawało nam walkę o tytuł Mistrza Polski.
Od wtorku od godziny ósmej zajęliśmy się meblowaniem kuchni. Ekipa była, meble też, więc wszyscy wzięliśmy się do pracy. Robotnicy przy muzyce i wesołej rozmowie z Grześkiem oraz ze mną montowali meble i sprzęt kuchenny, a my ze środkowym sprzątaliśmy.
O godzinie piętnastej cała kuchnia była już umeblowana. Chwila odpoczynku i przyjechała kolejna ekipa, tym razem do łazienek. Tyle obcych osób przetoczyło się przez ten dom. Trochę głupio mi było, że efekt pracy zobaczą na początku oni, a nie nasi przyjaciele, ale miałam nadzieję, że nam to wybaczą i ucieszą się.
W
środę około godziny dwunastej, przywieźli drzwi do każdego z
pokoi, stół do jadalni z krzesłami oraz nasze łóżko. Trochę
się nachodziliśmy za nim, ale jakoś udało nam się wybrać wzór,
a potem złożyliśmy zamówienie, co do wymiarów. Przecież
Grzesiek jakoś musiał się wysypiać i móc rozprostować swoje
długaśne kończyny.
Mężczyźni ze sklepu pomogli nam wnieść wszystko do domu, a później niektóre rzeczy na górę. Zmachałam się jakbym przebiegła nie wiadomo ile kilometrów, ale po mężczyznach nic takiego nie było widać. Że też musiałam mieć taką słabą formę, psia krew.
Przez dwa kolejne dni zajmowaliśmy się ogródkiem. Kupiliśmy trochę drzewek owocowych, a trzeba było to wszystko ładnie posadzić.
- A może czereśnię posadzimy tam? - spytałam wskazując jeden z końców ogródka.
- Czemu nie? - uśmiechnął się Grzesiek i poszedł w tamtą stronę z łopatą, a ja za nim z drzewkiem w rękach.
Kiedy środkowy kopał dół, ja rozejrzałam się po całej działce z wielkim uśmiechem na ustach.
- Co się tak szczerzysz? - spytał również się uśmiechając.
- Jestem po prostu szczęśliwa, i to twoja zasługa – odpowiedziałam, jakby to była najoczywistsza odpowiedź na świecie.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej i wziął ode mnie drzewko, które wsadził we wcześniej wykopaną dziurę.
- Mama zaprasza nas na Święta Wielkanocne – powiedział nabierając na łopatę ziemię.
- Nas? - spojrzałam na niego uważnie.
- Nas, nas – uśmiechnął się. - Mówi, że Boże Narodzenie spędziliśmy u ciebie, to teraz czas na mnie. I zdradzę ci jeden sekret – podniosłam jedną brew do góry. - Zibi też będzie – uśmiechnął się.
- No to nie wiem, czy ten dom wytrzyma, jeśli będziemy tam we dwójkę – gwizdnęłam, a Grzesiek zaśmiał się cicho.
- Wytrzyma, wytrzyma – powiedział pewnym tonem siatkarz. - To jak, jedziemy do Katowic? - upewnił się zasypując dół.
Westchnęłam i kiwnęłam głową.
Mężczyźni ze sklepu pomogli nam wnieść wszystko do domu, a później niektóre rzeczy na górę. Zmachałam się jakbym przebiegła nie wiadomo ile kilometrów, ale po mężczyznach nic takiego nie było widać. Że też musiałam mieć taką słabą formę, psia krew.
Przez dwa kolejne dni zajmowaliśmy się ogródkiem. Kupiliśmy trochę drzewek owocowych, a trzeba było to wszystko ładnie posadzić.
- A może czereśnię posadzimy tam? - spytałam wskazując jeden z końców ogródka.
- Czemu nie? - uśmiechnął się Grzesiek i poszedł w tamtą stronę z łopatą, a ja za nim z drzewkiem w rękach.
Kiedy środkowy kopał dół, ja rozejrzałam się po całej działce z wielkim uśmiechem na ustach.
- Co się tak szczerzysz? - spytał również się uśmiechając.
- Jestem po prostu szczęśliwa, i to twoja zasługa – odpowiedziałam, jakby to była najoczywistsza odpowiedź na świecie.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej i wziął ode mnie drzewko, które wsadził we wcześniej wykopaną dziurę.
- Mama zaprasza nas na Święta Wielkanocne – powiedział nabierając na łopatę ziemię.
- Nas? - spojrzałam na niego uważnie.
- Nas, nas – uśmiechnął się. - Mówi, że Boże Narodzenie spędziliśmy u ciebie, to teraz czas na mnie. I zdradzę ci jeden sekret – podniosłam jedną brew do góry. - Zibi też będzie – uśmiechnął się.
- No to nie wiem, czy ten dom wytrzyma, jeśli będziemy tam we dwójkę – gwizdnęłam, a Grzesiek zaśmiał się cicho.
- Wytrzyma, wytrzyma – powiedział pewnym tonem siatkarz. - To jak, jedziemy do Katowic? - upewnił się zasypując dół.
Westchnęłam i kiwnęłam głową.
Tylko ciekawe, co na to powie babcia?
Kilka
minut po godzinie dwunastej, czyli mamy już sobotę;) http://www.youtube.com/watch?v=L5cCYadZkCc co
do filmiku, to nie wiem jak Wy, ale ja się domagam tej reklamy
bielizny! ;D Poza tym super, że Resovia stworzyła swój własny
kanał ;D Jak dla mnie, może nas zasypywać filmikami codziennie!:) http://www.youtube.com/watch?v=1eKBYM_7x7c -
muzyka z tamtych lat, a już szczególnie ta piosenka... ♥
Dobranoc! ;*
Dobranoc! ;*
Jejku sie tak tu duzo dzieje a ja nie komentuje nie normalne too jest jak dla mnie. Ahhh i tak jest wspaniale na tym blogu. no to do nastepnego .
OdpowiedzUsuńlovevolleyballi theleadrolewithyou.blogspot.com
Pozdrawiaam :**
Ooo jejciu jeszcze pierwsza ♥
UsuńHehe ;) ciesze się, że Ci się podoba ;D do następnego ;p
Usuń:)
Kłótnia szybko przyszła- szybko poszła! ;) I dobrze!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, bardzo! :)
Ja równiez tej reklamy chcę! z Krzyśkiem w roli głównej.. no dobra z Grześkiem też :p
Klaudia:*
:)
UsuńCieszy mnie to ;D
Gdyby taka była, to ja bym się śliniła do ekranu, haha! ;p
Hahahha, nie tylko Ty! :p
UsuńHahahaha! ;D
UsuńW końcu się pogodzili ! Już nie mogę się doczekać kiedy em i grzesiek wprowadzą się do tego domu ;d no i oczywiście czekam na małe kosiątka ;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
:) Skłócimy ich i nie będzie Kosiątek! ;p
UsuńPozdrawiam również ;*
Czekam na tą reklamę dokładnie jakiegoś Pita chciałabym zobaczyć no i Kosę oczywiście.
OdpowiedzUsuńBoże jak dobrze, że oni się pogodzili i to w taki fajny i sympatyczny sposób.
Meblowanie domu i malowanie to nie lada frajda, samą przeżyłam tą frajdę w lipcu a potem jeszcze sprzątanie po tym wszystkim. Masakra
Zapraszam na pierwszy rozdział o zwariowanym Kubiaku i cichej Lilce pod tytułem 'Chce być szczęśliwa'
ciszamoimswiatem.blogspot.com
Pozdrawiam Annie
:)
UsuńNie lada, nie lada, ale ja akurat to lubiłam, kiedy przeprowadzałam się do nowego domku ;)
Pozdrawiam również ;)
Super rozdział ;) Mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńPisz dalej, czekam na next'a.
Pozdrawiam i życzę weny :**
Zapraszam do mnie
Ciesze się ;D
UsuńPozdrawiam również i nie dziekuję ;*
Dobrze, że się pogodzili. Widać, że zależy im na sobie są wzajemnie o siebie zazdrośni. chciałabym już zobaczyć efekt końcowy ich wspólnego domu. Jestem ciekawa jaka będzie reakcja ich przyjaciół na ten dom.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńFajnie, że się pogodzili. Super. ;)
OdpowiedzUsuń;D
Usuńno i sie ppgodzili ;D Piękny ten rozdział ;)) no to dom jest ;p drzewo posadzi no to jeszcze syna ci Grzesiu brakuje xD babcia nie bedzie zla, prawda? A o dom rodzicow Kosy to bym sie obawiala ;D pozdrawiam i udanej końcówki wakacji bobru
OdpowiedzUsuńa no i to mogłoby iść jak serial codziennie :D nie znudziłobyh mnie xD Czekam na reklamę :":))/Bobru
UsuńCieszę się, że Ci się spodobał ;D Hehe ;D Dziękuję i nawzajem! ;)
UsuńMnie też nie xD Czekam również :)
Mężczyzna powinien : posadzić drzewo, wybudować dom i założyć rodzinę. :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, jak każdy :)
dokładniej dąb, ale Grzesiek go jeszcze nie zasadził, no i nie spłodził syna ;p
UsuńCieszę się, że Ci się spodobał ;D
ale fajnie ze sie pogodzili :)) Rozdział swietny :) pozdrawiam i czekam na kolejny :P I zapraszam tez do mnie milosc-na-nowo.blogspot.com
OdpowiedzUsuńcieszę się, że Ci się spodobał ;D pozdrawiam również :)
UsuńCzesia ;D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział ;p Wiedziałam, ze się pokłócą, i wiedziałam, że się pogodzą ;] Chętnie bym zobaczyła taką reklamę ^^
Pozdrawiam ;*
Ciesze się, że Ci się spodobał ;D Oj, ja też ;p
UsuńPozdrawiam również ;*
Dawno tu nie komentowałam nie dlatego że nie bywam tu, bo jestem chyba aż za często i wyczekuje na nowy rozdział tylko po prostu z braku czasu. Wiesz dobrze że ubustwiam tego bloga. Proszę cie tylko byś go za szybko nie kończyła jak możesz. Co do piosenki to uwielbiam takie starocie, może to dziwne jak na 14-latkę a reklama była by na pewno hitem i sprzedaż by pewnie wzrosła:D Pozdrawiam i BUZIAKI:** Emi:D
OdpowiedzUsuńRozumiem ;) Ciesze się, że Ci się podoba ;D Kiedyś i tak trzeba będzie go skończyć... Też myślałam, ze to dziwne jak miałam tyle lat co Ty, ale teraz już przywykłam ;p (Jezu, jak to brzmi, hahaha! ;D) Kupowałabym, haha ;D Pozdrawiam również, buziaki ;*
Usuńna szczęście kryzys zażegnany ;)
OdpowiedzUsuńgit majonez rozdział tak trzymaj ;D
:)
Usuńciesze się, że Ci sie podoba ;D
Jestem okropnie podjarana tym kanałem, to już mój trzeci ulubiony kanał, zaraz po IgłąSzyte i KadziuProjekt:) Od montażysty filmików dowiedziałam się, że jak na razie są planowane 2 w tygodniu, tak jakbyś nie wiedziała:)
OdpowiedzUsuńTak w ogóle po pierwszym "odcinku" od razu polubiłam Petera, a Konar swoimi słowami mnie przekonał. Dawniej nie byłam za jego udziałem w Resovii, ale teraz... Da się przyzwyczaić, mam nadzieję, że da radę wstrzelić się do szóstki:) Jedyne co mnie martwi z Veresem... Że może ukraść miejsce Lotmanowi lub Alkowi:c
Ajj, trochę zaniedbałam czytanie Twojego bloga! No, ale już czytam, jest ciekawie, ciekawe czy babcia Emi się zgodzi...:) Oby! Bo czuję, że święta spędzone z rodziną Grześka i Zibim mogą być równie interesujące jak z rodziną Emi i Ignaczakami.
Pozdrawiam!
Skąd znasz montażystę?! ;D I dzięki za informacje! ;)
UsuńPetera to ja uwielbiam od konferencji ;D A za Konarem byłam już dawno ;p Wydaje mi się, że ukradnie je Paulowi...
Rozumiem, wakacje przecież są ;p Heh ;D
Pozdrawiam również!
Od razu było wiadomo, że szybko się pogodzą, bo tak naprawdę to nie było się o co kłócić, tak na dobrą sprawę.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział. ; )
Pozdrawiam .
:)
UsuńPozdrawiam również ;)
Swietny blog:) Bardzo mi się spodobał. Teraz czekam na 88 ^^. Magdaa Bienasz
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podoba ;D
UsuńByłam pewna, że się pogodzą:) Babcia Em na pewno nie będzie zła kiedy pojedzie na święta do rodziców Grzesia. Coś czuję, że to będą nie zapomniane święta. Z takim składem jestem pewna, że Resovia zdobędzie po raz kolejny mistrzostwo chodź mieszkam na drugim końcu polski to szczerze im kibicuje:) Pozdrawiam Kinia
OdpowiedzUsuń:) Ja mam od Rzeszowa tez jakieś pięćset i kocham ten team! ♥ Pozdrawiam również :)
UsuńJa od siebie mam dokładnie 448 kilometrów :)
UsuńKinia
Ja mam 499 km ;p
UsuńTo masz troszkę dalej;p
UsuńAle i tak tam kiedyś pojadę! ;D
UsuńJa na pewno pojadę na mecz kiedy będą grać w Bydgoszczy :D
UsuńOoo tam z chęcią też sie wybiorę! ;p
UsuńTrochę się to ciągnie jak "Moda na sukces", na początku jakoś łatwiej się czytało... historia jest bardzo ciekawa, ale chyba trochę za długa. Przepraszam jeśli Cię uraziłam, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMoże i się ciągnie, ale Czytelnikom się podoba i bardzo mnie to cieszy, nie kryję się z tym. Dla nich, przynajmniej z tego, co piszą w komentarzach jeszcze to mogłoby trochę potrwać ;) Ja sama lubię długie historie, więc po prostu jeśli źle Ci się czyta - nie czytaj i po sprawie ;) Nie masz za co przepraszać, nie gniewam się :) Pozdrawiam również :)
UsuńAle super!!
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc myślałam ,że jeszcze ten rozdział będą się kłócić i później się pogodzą ,ale jednak ... Kocham tego bloga /chyba już 3 raz to pisze ,ale to prawda. Kryzys zażegnamy jak się cieszę i w ogóle cieszę się ,że będą mieli taki piękny dom ,to oczywiste ! Czekam na next
Cieszę się, że Ci się podoba ;D
UsuńA jednak, hehe ;p
:)
Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo się cieszę, że znowu są razem. Ale w sumie, to nie wierzę w to, że mogłabyś zrobić im coś takiego.
OdpowiedzUsuńDo następnego :)
Pozdrawiam:*
:)
UsuńDzisiaj już dodany ;p
Pozdrawiam również ;*