Dwudziestego
ósmego lutego na halę zawitaliśmy razem z siatkarzami i całym
sztabem z wielkim tortem dla trenera Kowala. Złożyliśmy życzenia
i zabrałam się za krojenie tortu. Mimo że było to dzień po jego
urodzinach, strasznie się ucieszył.
- Ja chcę ten kawałek z herbem Sovi! - powiedział głośno Bartman.
Spojrzałam na tort. Wielki biały prostokąt, z czekoladowym napisem „Żyj sto lat Trenerze! Prowadź swą drużynę do zwycięstw!”. W górnym lewym rogu widniał herb Resovi, w lewym niewielkie serce zrobione z czerwonego lukru. Na górnych rogach białe różyczki, a na dolnych czerwone.
- Tylko się nie obżerać za bardzo – przypomniał Kowal.
- Jasne, więcej będzie dla trenera – zaśmiał się Igła, a z nim cała reszta.
Tort zniknął migiem. Każdemu smakowało, więc byłam zadowolona, że akurat zamówiłam taki. Sama nie miałam czasu nic upiec, więc zostawała tylko cukiernia.
Po zjedzeniu chłopaki zabrali się za trenowanie, a ja porobiłam kilka zdjęć. Zmyłam się szybciej, ponieważ jechałam jeszcze na zakupy. Po sklepie buszowałam przez ponad dwie godziny, aby wybrać odpowiednie składniki. Kiedy dotarłam do mieszkania, od razu klapnęłam na krzesło w kuchni, aby trochę odpocząć.
Gdy wszystko rozpakowałam, czekała mnie kolejna podróż. W budynku, w którym mieściła się firma, która uczyła jazdy, załatwiłam wszystko bardzo szybko i bezproblemowo, co bardzo mnie cieszyło i satysfakcjonowało. Wpadłam jeszcze do galerii handlowej, aby zakupić świeczkę na tort i mogłam wracać do domu.
Miałam trochę wolnego czasu, więc zabrałam się za sprawdzenie poczty. Zajęło mi to trochę czasu, więc kiedy spojrzałam na zegarek, wskazywał on godzinę dziewiętnastą. Zamknęłam laptopa i poszłam się wykąpać. Po wyjściu z łazienki zrobiłam sobie gorące kakao i położyłam się do łóżka z książką pożyczoną od czarnowłosego środkowego bloku.
Po przeczytaniu trzech rozdziałów i wypiciu kakaa postanowiłam położyć się spać, ale jeszcze odezwał się mój telefon. Dzwonił Grzesiek, aby życzyć mi dobranoc i taka była, mimo że nie było go przy mnie. Przynajmniej pojawił się we śnie.
Następny dzień przesiedziałam cały w kuchni. Zrobiłam tort i zaczęłam głowić się nad tym co przygotować na kolację. Kiedy byłam przy dziesiątym pomyśle, zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Kto tam?! - krzyknęłam.
- To ja! - usłyszałam głos Grześka.
- Zaraz ci otworzę! - odkrzyknęłam i szybko schowałam tor do lodówki.
Wpuściłam siatkarza do mieszkania.
- Mogę coś przekąsić? - zapytał i chwycił za rączkę od lodówki z zamiarem otwarcia jej.
Migiem znalazłam się przy nim i oparłam się plecami o lodówkę. Grzesiek spojrzał na mnie dziwnie.
- Dobrze się czujesz? - spytał.
- Jasne – uśmiechnęłam się lekko.
- To czemu bronisz tej lodówki, jakbyś miała w niej trupa?
- Trupa? - zaśmiałam się nerwowo. - Żaden trup – powiedziałam pewnym tonem. - Usiądź, to coś ci zrobię.
Kiwnął niepewnie głowa i ruszył w stronę stolika, który stał w kuchni.
- Najlepiej w salonie – powiedziałam.
Odwrócił się w moją stronę nic nie rozumiejąc, ale wykonał polecenie. Posłałam mu tylko niemrawy uśmiech i odetchnęłam z ulgą.
Szybko zrobiłam mu jakieś kanapki, które pochłonął z prędkością światła, do czego już zdążyłam się przyzwyczaić. Nie chciałam go wyganiać z mieszkania, ale musiałam to zrobić, ponieważ miałam jeszcze masę rzeczy do wykonania przed jutrzejszym dniem.
- Kamila nie będzie się o ciebie martwić, że tak długo nie wracasz? - zapytałam stojąc oparta o blat kuchenny.
- Przecież dobrze wie, że jestem u ciebie – uśmiechnął się i podszedł do mnie.
- A nie musisz jej w niczym pomóc? - brnęłam dalej.
- Chcesz się mnie pozbyć? - spytał uśmiechając się tak, że miękły mi kolana.
- Ja? - udałam zdziwioną. - Skądże.
- To bardzo dobrze – pocałował mnie lekko w usta, a potem dotknął wargami szyi.
Nie, tak to my się bawić nie będziemy! Tutututu, koniec, bo zaraz jak zwykle wylądujemy w sypialni, a robota czeka.
- Kurcze! - udawałam, że coś mi się przypomniało. - Miałam przecież jechać do Iwony na chwilę.
- Poczeka – mruknął.
- Nie, nie poczeka – odepchnęłam go lekko od siebie. - To coś ważnego...
Spojrzał na mnie miną zbitego psa.
Czemu mi to robisz, człowieku?!
- Zobaczmy się jutro po treningu – obiecałam.
- Jest dopiero po trzeciej... - zaczął.
- Ale Iwona chciała, abym z nią porozmawiała. Także wychodzimy, wychodzimy – klepnęłam go po plecach i popchnęłam w stronę drzwi.
- Czyli jednak mnie wyrzucasz – zaśmiał się.
- Nie wyrzucam, po prostu Iwonka nie lubi czekać – kłamałam jak z nut, miałam nadzieję, że połknie haczyk. - Do jutra – uśmiechnęłam się, wspięłam na palce i lekko pocałowałam go w policzek.
- Pa – mruknął niezbyt zadowolony, a ja zamknęłam drzwi.
Kiedy usłyszałam, jak zbiega po schodach, odetchnęłam z ulgą. Pierwszy raz w życiu go okłamałam, ale to dla jego dobra, czyli się nie liczy, prawda?
Przez okno zobaczyłam jeszcze, czy czarna alfa zniknęła z parkingu i chwyciłam do ręki telefon. No to zaczynamy dzwonić, czy wszyscy, których zaprosiłam dotrą jutro na osiemnastą do domu Ignaczaków, którzy udostępnili mi swoje lokum, gdyż u mnie to raczej by się wszyscy nie pomieścili.
Dzwonie zajęło mi ponad godzinę, a już najdłużej rozmawiałam z mamą Grześka. Spodobał się jej bardzo pomysł urodzinowej niespodzianki dla jej syna, więc byłam cała w skowronkach.
Kiedy wszyscy byli już obdzwonieni, zabrałam się za przygotowywanie sałatek i wciąż myślałam nad jakimś ciepłym daniem. Po długich namysłach stanęło wreszcie na kaczce w pomarańczach, tylko, że problem był jeden: gdzie ja teraz znajdę kaczki?
Do rąk wpadł mi telefon i wykręciłam numer do Iwony. Znała bardziej rzeszowskie sklepy, niż ja, więc w niej był mój ratunek. Tak jak oczekiwałam, poleciła kogoś, a nawet powiedziała, że wszystko mi przywiezie. Podziękowałam i zabrałam się za krojenie pomidora do trzeciej już sałatki. Trzeba wykarmić tych, którzy jutro pojawią się w domu Ignaczaków.
Iwona wpadła niecałą godzinę później z dwoma kaczkami i została u mnie aż do dwudziestej. Ploty, pogaduchy i gotowanie – popołudnie na pięć plus.
- Chyba muszę podziękować Grześkowi – powiedziała krojąc ostatnią pomarańczę.
- Za co? - spojrzałam na nią.
- Jesteś szczęśliwa – uśmiechnęła się. - Uśmiech w ogóle nie schodzi ci z twarzy.
- Prawda – przytaknęłam z uśmiechem i usiadłam naprzeciw niej. - Przy nim czuję się tak swobodnie... I tak, jakbym znała go przez całe życie.
Uśmiech Iwony się powiększył.
- Cieszę się waszym szczęściem. I oby zostało tak już do końca – poklepała mnie po dłoni.
- Zrobię wszystko, aby tak zostało – obiecałam samej sobie i uśmiechnęłam się szeroko.
No to mamy siedemdziesiąt jeden :) Ale ten czas zapierdziela... Pamiętam jak dodawałam prolog, a następnego dnia jedynkę, tak jakby to było wczoraj... Masakra.
Ja spadam szykować się na grilla do ludzi z obozu, a Was zostawiam z takim epizodem oraz, jak ktoś by się nudził, to obejrzyjcie sobie "Syberiadę polską" ... Film naprawdę godny obejrzenia ;)
A! Zapomniałabym! KibicoveLove nominowała tego bloga do konkursu na "Blog Roku" :) Serdecznie Jej za to dziękuję, a Was, jeśli opowiadanie sie podoba, zachęcam do głosowania ;) http://kibicowelove.blogspot.com/2013/08/konkurs-najlepsze-opowiadanie-2013-roku.html - tam możecie głosować ;p Dzięki! ;D
Siedemdziesiątkę dwójkę przeczytacie za dwa dni, więc do środy! ;)
poziomkowa.
https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci
- Ja chcę ten kawałek z herbem Sovi! - powiedział głośno Bartman.
Spojrzałam na tort. Wielki biały prostokąt, z czekoladowym napisem „Żyj sto lat Trenerze! Prowadź swą drużynę do zwycięstw!”. W górnym lewym rogu widniał herb Resovi, w lewym niewielkie serce zrobione z czerwonego lukru. Na górnych rogach białe różyczki, a na dolnych czerwone.
- Tylko się nie obżerać za bardzo – przypomniał Kowal.
- Jasne, więcej będzie dla trenera – zaśmiał się Igła, a z nim cała reszta.
Tort zniknął migiem. Każdemu smakowało, więc byłam zadowolona, że akurat zamówiłam taki. Sama nie miałam czasu nic upiec, więc zostawała tylko cukiernia.
Po zjedzeniu chłopaki zabrali się za trenowanie, a ja porobiłam kilka zdjęć. Zmyłam się szybciej, ponieważ jechałam jeszcze na zakupy. Po sklepie buszowałam przez ponad dwie godziny, aby wybrać odpowiednie składniki. Kiedy dotarłam do mieszkania, od razu klapnęłam na krzesło w kuchni, aby trochę odpocząć.
Gdy wszystko rozpakowałam, czekała mnie kolejna podróż. W budynku, w którym mieściła się firma, która uczyła jazdy, załatwiłam wszystko bardzo szybko i bezproblemowo, co bardzo mnie cieszyło i satysfakcjonowało. Wpadłam jeszcze do galerii handlowej, aby zakupić świeczkę na tort i mogłam wracać do domu.
Miałam trochę wolnego czasu, więc zabrałam się za sprawdzenie poczty. Zajęło mi to trochę czasu, więc kiedy spojrzałam na zegarek, wskazywał on godzinę dziewiętnastą. Zamknęłam laptopa i poszłam się wykąpać. Po wyjściu z łazienki zrobiłam sobie gorące kakao i położyłam się do łóżka z książką pożyczoną od czarnowłosego środkowego bloku.
Po przeczytaniu trzech rozdziałów i wypiciu kakaa postanowiłam położyć się spać, ale jeszcze odezwał się mój telefon. Dzwonił Grzesiek, aby życzyć mi dobranoc i taka była, mimo że nie było go przy mnie. Przynajmniej pojawił się we śnie.
Następny dzień przesiedziałam cały w kuchni. Zrobiłam tort i zaczęłam głowić się nad tym co przygotować na kolację. Kiedy byłam przy dziesiątym pomyśle, zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Kto tam?! - krzyknęłam.
- To ja! - usłyszałam głos Grześka.
- Zaraz ci otworzę! - odkrzyknęłam i szybko schowałam tor do lodówki.
Wpuściłam siatkarza do mieszkania.
- Mogę coś przekąsić? - zapytał i chwycił za rączkę od lodówki z zamiarem otwarcia jej.
Migiem znalazłam się przy nim i oparłam się plecami o lodówkę. Grzesiek spojrzał na mnie dziwnie.
- Dobrze się czujesz? - spytał.
- Jasne – uśmiechnęłam się lekko.
- To czemu bronisz tej lodówki, jakbyś miała w niej trupa?
- Trupa? - zaśmiałam się nerwowo. - Żaden trup – powiedziałam pewnym tonem. - Usiądź, to coś ci zrobię.
Kiwnął niepewnie głowa i ruszył w stronę stolika, który stał w kuchni.
- Najlepiej w salonie – powiedziałam.
Odwrócił się w moją stronę nic nie rozumiejąc, ale wykonał polecenie. Posłałam mu tylko niemrawy uśmiech i odetchnęłam z ulgą.
Szybko zrobiłam mu jakieś kanapki, które pochłonął z prędkością światła, do czego już zdążyłam się przyzwyczaić. Nie chciałam go wyganiać z mieszkania, ale musiałam to zrobić, ponieważ miałam jeszcze masę rzeczy do wykonania przed jutrzejszym dniem.
- Kamila nie będzie się o ciebie martwić, że tak długo nie wracasz? - zapytałam stojąc oparta o blat kuchenny.
- Przecież dobrze wie, że jestem u ciebie – uśmiechnął się i podszedł do mnie.
- A nie musisz jej w niczym pomóc? - brnęłam dalej.
- Chcesz się mnie pozbyć? - spytał uśmiechając się tak, że miękły mi kolana.
- Ja? - udałam zdziwioną. - Skądże.
- To bardzo dobrze – pocałował mnie lekko w usta, a potem dotknął wargami szyi.
Nie, tak to my się bawić nie będziemy! Tutututu, koniec, bo zaraz jak zwykle wylądujemy w sypialni, a robota czeka.
- Kurcze! - udawałam, że coś mi się przypomniało. - Miałam przecież jechać do Iwony na chwilę.
- Poczeka – mruknął.
- Nie, nie poczeka – odepchnęłam go lekko od siebie. - To coś ważnego...
Spojrzał na mnie miną zbitego psa.
Czemu mi to robisz, człowieku?!
- Zobaczmy się jutro po treningu – obiecałam.
- Jest dopiero po trzeciej... - zaczął.
- Ale Iwona chciała, abym z nią porozmawiała. Także wychodzimy, wychodzimy – klepnęłam go po plecach i popchnęłam w stronę drzwi.
- Czyli jednak mnie wyrzucasz – zaśmiał się.
- Nie wyrzucam, po prostu Iwonka nie lubi czekać – kłamałam jak z nut, miałam nadzieję, że połknie haczyk. - Do jutra – uśmiechnęłam się, wspięłam na palce i lekko pocałowałam go w policzek.
- Pa – mruknął niezbyt zadowolony, a ja zamknęłam drzwi.
Kiedy usłyszałam, jak zbiega po schodach, odetchnęłam z ulgą. Pierwszy raz w życiu go okłamałam, ale to dla jego dobra, czyli się nie liczy, prawda?
Przez okno zobaczyłam jeszcze, czy czarna alfa zniknęła z parkingu i chwyciłam do ręki telefon. No to zaczynamy dzwonić, czy wszyscy, których zaprosiłam dotrą jutro na osiemnastą do domu Ignaczaków, którzy udostępnili mi swoje lokum, gdyż u mnie to raczej by się wszyscy nie pomieścili.
Dzwonie zajęło mi ponad godzinę, a już najdłużej rozmawiałam z mamą Grześka. Spodobał się jej bardzo pomysł urodzinowej niespodzianki dla jej syna, więc byłam cała w skowronkach.
Kiedy wszyscy byli już obdzwonieni, zabrałam się za przygotowywanie sałatek i wciąż myślałam nad jakimś ciepłym daniem. Po długich namysłach stanęło wreszcie na kaczce w pomarańczach, tylko, że problem był jeden: gdzie ja teraz znajdę kaczki?
Do rąk wpadł mi telefon i wykręciłam numer do Iwony. Znała bardziej rzeszowskie sklepy, niż ja, więc w niej był mój ratunek. Tak jak oczekiwałam, poleciła kogoś, a nawet powiedziała, że wszystko mi przywiezie. Podziękowałam i zabrałam się za krojenie pomidora do trzeciej już sałatki. Trzeba wykarmić tych, którzy jutro pojawią się w domu Ignaczaków.
Iwona wpadła niecałą godzinę później z dwoma kaczkami i została u mnie aż do dwudziestej. Ploty, pogaduchy i gotowanie – popołudnie na pięć plus.
- Chyba muszę podziękować Grześkowi – powiedziała krojąc ostatnią pomarańczę.
- Za co? - spojrzałam na nią.
- Jesteś szczęśliwa – uśmiechnęła się. - Uśmiech w ogóle nie schodzi ci z twarzy.
- Prawda – przytaknęłam z uśmiechem i usiadłam naprzeciw niej. - Przy nim czuję się tak swobodnie... I tak, jakbym znała go przez całe życie.
Uśmiech Iwony się powiększył.
- Cieszę się waszym szczęściem. I oby zostało tak już do końca – poklepała mnie po dłoni.
- Zrobię wszystko, aby tak zostało – obiecałam samej sobie i uśmiechnęłam się szeroko.
No to mamy siedemdziesiąt jeden :) Ale ten czas zapierdziela... Pamiętam jak dodawałam prolog, a następnego dnia jedynkę, tak jakby to było wczoraj... Masakra.
Ja spadam szykować się na grilla do ludzi z obozu, a Was zostawiam z takim epizodem oraz, jak ktoś by się nudził, to obejrzyjcie sobie "Syberiadę polską" ... Film naprawdę godny obejrzenia ;)
A! Zapomniałabym! KibicoveLove nominowała tego bloga do konkursu na "Blog Roku" :) Serdecznie Jej za to dziękuję, a Was, jeśli opowiadanie sie podoba, zachęcam do głosowania ;) http://kibicowelove.blogspot.com/2013/08/konkurs-najlepsze-opowiadanie-2013-roku.html - tam możecie głosować ;p Dzięki! ;D
Siedemdziesiątkę dwójkę przeczytacie za dwa dni, więc do środy! ;)
poziomkowa.
https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci
Pierwsza?
OdpowiedzUsuńJedyne co napiszę to "<3333" Powalasz swoją twórczością :D
UsuńPierwsza ;)
UsuńCieszę się, że Ci się podoba ;D
Fantastycznie, mało, ale fantastycznie :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Cieszę sie, że Ci się podoba ;p Następny będzie dłuższy ;p
UsuńPozdrawiam również :)
Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńZresztą tak jak wszystkie :3
Czekam z niecierpliwością na nexta .
Pozdrawiam ;)
Zapraszam do mnie
http://be-your-self-6969.blogspot.com/
Przepraszam że tu dałam linka ...
UsuńCieszę się, ze Ci się spodobał ;D
UsuńTo zapraszam w środę ;p
Pozdrawiam również ;)
Nic nie szkodzi ;p
rozdział jak zwykle fajny, szkoda tylko, że taki krótki :) już nie mogę doczekać sie środy :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się spodobał ;D Następny będzie dłuższy ;)
UsuńRozdział świetny, szkoda że taki krótki ;/ mam nadzieję, że kolejny będzie nieco dłuższy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ;*
Cieszę się, że Ci się spodobał ;D Będzie, będzie :)
UsuńPozdrawiam również ;*
Już swój głos oddałam na Ciebie :)
UsuńDziękuję! ;D
UsuńŚwietny rozdział :) Widzę, że nie tylko ja zauważyłam, że był bardzo krótki...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Ja jeszcze do tego filmu ;p To jest jakiś wzruszajacy, czy nie? :D
UsuńCieszę się, że Ci się spodobał ;D Taa ;p
UsuńPozdrawiam również ;*
Jesli lubisz wojenne klimaty, to Cię wzruszy ;)
Strasznie fajny rozdział, zresztą jak każdy :D Pozdrowionka ;*
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się spodobał ;D Pozdrawiam również ;*
Usuńsuper super ale Grzesiu bd miec niespodziankę :D Kinga
OdpowiedzUsuńCiesze się, że Ci się podoba ;D
UsuńRozdział super! Grzesio pewnie się ucieszy z takiej niespodzianki. Z resztą kto by się nie ucieszył? ;D Przynajmniej nie znam takiej osoby. Ale Em nam tu kłamie naszej Kosie. Nie ładnie, nie ładnie... Naskarżę mu! ;p Nie no, bez jaj. W tej sytuacji to kłamać mogła. Dobrze, że Grzesio się nie zorientował. To by dopiero było. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :*
Patricia
Ciesze się, że Ci się spodobał ;D No właśnie ;p Haha! ;D
UsuńPozdrawiam również! ;*
malo konkretne, ale i tak mistrzostwo swiata :**
OdpowiedzUsuńhaha ;D cieszę się, że Ci się podoba ;D
UsuńRozdział świetny tylko szkoda, że taki krótki. Mam nadzieję, że niespodzianka spodoba się Grześkowi:D Już nie mogę doczekać się środy:P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Kinia
Ciesze się, że Ci się spodobał ;D
UsuńPozdrawiam również :)
łuhuhu.. w końcu pojawiła się i poziomkowa :D wczoraj nie byłam w stanie skomentować rozdziału, ale przeczytałam !
OdpowiedzUsuńzarówno ten jak i poprzedni - fantastyczne :) lubię czytać jak Em i Kosie układa się w związku :)
hehe, tak, wróciłam! ;D okay! ;D
Usuńcieszę się, że Ci się spodobały ;D hehe ;p
Już oddałam swój głos na ciebie i myślę, że wygrasz cały ten konkurs. Na prawdę na to zasługujesz !!
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze super. Już chcę wiedzieć jaka będzie reakcja Grzesia.
POZDRAWIAM I ZAPRASZAM DO SB :
http://pilka-nozna-calym-zyciem.blogspot.com/
Dzięki za głos! ;D Cieszę się, że tak uważasz, ale zobaczymy jak to się potoczy ;)
UsuńCieszę się, że Ci się spodobał ;D
Pozdrawiam również :)
Super, że już wróciłaś, bo troche nudno było bez ciebie i twoich rozdziałów :) Super, że wakacje się udał, a do harcerstwa spokojnie by cię przyjeli:) Miałam się udać na obóz harcerski, ale nie mogłam tego pogodzić z meczem w Spodku, bo wypadało w jednym terminie. Ale w przyszłym roku może się załapie:) No to głos oddany:))Pozdrawiam serdeczni, Bobru
OdpowiedzUsuńHehe ;p Udały, to za mało powiedziane ;) Ja to bym miałam cięęężki orzech do zgryzienia ;p Życze, abys się załapała! ;D Dzięki! ;D Pozdrawiam również :)
UsuńSzykuje się niezła impreza. Oby tylko to kręcenie i ukrywanie przez Em niespodzianki nie wyszło na opak i nie namieszało w ich związku jak to się czasem zdarza. Kosa jako jubilat to może być nawet coś zabawnego w moich oczach ;) Wolę pozostawić w mojej głowie jego w takiej wersji hihi ;D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ;) Pozdrawiam ;*
http://painandtroublebutafterislove.blogspot.com
Hehe ;D
UsuńPozdrawiam również ;*
żeby tak okłamać Grześka.... Oby tylko był zadowolony z niespodZianki ale kto by nie był. Em nie źle to sobie wymyśliła spotkanie z Iwoną dobre.
OdpowiedzUsuńHehe ;p
UsuńNadrobiłam dwa bardzo sympatyczne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńObozy? Wyrosłam już z tego, ale ostatnie pięć lat wakacji spędzałam właśnie tak, jak Ty. Polskie Morze, Czechy, a nawet Bułgaria z nowo poznanymi ludźmi były z całą pewnością przygodami mojego życia. Nie ma nic lepszego, niż poznawanie nowych ludzi! A jeszcze lepsze jest to, że to właśnie tam urodziła się moja największa przyjaźń i kilka przelotnych romansów :P
Grzesiek i Emilka są taaacy słodcy! *.* Ciekawa jestem reakcji środkowego na przyjęcie niespodziankę!
Pozdrawiam :*
:)
UsuńZgodzę się - przygody życia! ;D Dokładnie ;p Hehe ;)
Hehe :)
Pozdrawiam równiez ;*
uu, no to się niezłe urodzinki szykują, heheh:D na początku to ja myślałam, że Emi wcale nie wpuści biednego Grzesia do domu, ja bym tak zrobiła, za duże ryzyko XD no to czekamy na środę!:)
OdpowiedzUsuńHehe ;p
UsuńHaha , ale Em go delikatnie wypędziła z mieszkania :D
OdpowiedzUsuńDo jutra :)
Maja
This is Emilia Sławska! ;D
UsuńDo jutra :)
Hej, hej. Zapraszam cię do siebie na bloga http://milosc-boisko-przeznaczenie.blogspot.com/, gdzie w zakładce Nominację, znajdziesz nominację do nagrody The Versatile Blogger.
OdpowiedzUsuńHej ;)
UsuńDziękuję! :)