Do
mieszkania, a raczej garażu Kosy wróciliśmy około godziny
trzeciej. Po drodze, tak jak ustaliliśmy, wstąpiliśmy na obiad,
który zniknął z talerzy w mgnieniu oka. Tak właśnie potrafi
wymęczyć jeżdżenie na rowerze.
Podziękowałam za pokazanie grześkowego azylu, a Kosa za to, że wreszcie o wszystkim mu powiedziałam. Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo mu zaufałam, a on raczej mnie również. Bo przecież nie pokazuje się miejsc, o których wiesz tylko ty, osobie, której nie ufasz, prawda? Odniosłam sukces, z którego byłam bardzo zadowolona.
Pożegnałam się i ruszyłam w stronę volva. Będąc w drodze do swojego mieszkania, napisałam jeszcze esemesa Piotrkowi oraz Zbyszkowi, że za trzydzieści minut mają u mnie być i bez gadania. Dostałam zadowalające mnie odpowiedzi, więc uśmiechnęłam się pod nosem.
Piętnaście minut później byłam już w swoim lokum i robiłam mrożoną kawę oraz wyłożyłam kilka ciastek na talerzyk. Pierwszy zjawił się Piotrek, a trzy minuty później do mieszkania wparował Zbyszek. Obaj byli bardzo ciekawi, co mam im do powiedzenia. Jedno mogę powiedzieć: tego co wyjawiłam, się nie spodziewali. No bo kto by się spodziewał?
Piotrek ze współczuciem patrzył na mnie, podobnie jak Bartman.
- Ej, nie patrzcie tak – powiedziałam, bo strasznie działało mi to na nerwy. - Czy ja się wybieram na tamten świat, czy jak? - zapytałam uśmiechając się.
- Czemu od razu nam nie powiedziałaś? - spytał z wyrzutem atakujący.
No identycznie jak z Grześkiem.
- A co miałam wparować i krzyknąć „jestem po przeszczepie serca, więc proszę na mnie uważać”? - wbiłam w niego wzrok.
- Przynajmniej byśmy uważali w niektórych sytuacjach – stwierdził Nowakowski.
- Ale ja chcę normalnie żyć – wyjaśniłam im. - Nie chcę, żeby każdy obchodził się ze mną, jak z jajkiem – powiedziałam twardo.
- Ale...
- Zibi... - westchnęłam patrząc na niego. - Macie traktować mnie jak normalną osobę, traktować tak jak przedtem.
- A... - zaczął Nowakowski.
- O nic więcej was nie proszę – spojrzałam na nich błagalnym wzorkiem. - Tylko traktujcie mnie tak jak przedtem – podniosłam się z fotela i usadowiłam pomiędzy nimi. - I będzie wszystko okej – wyszczerzyłam się.
- Bagatelizujesz sprawę – stwierdził ZB9 patrząc na mnie z bólem w oczach.
- Nie – pokręciłam głową. - Robię wyniki, co miesiąc...
- Tak, a w tym już byłaś? - przerwał mi atakujący.
- A myślisz, że po co jechałam do Gdańska? - spojrzałam mu w oczy.
- I jak wypadły? - zapytał Piotrek.
- Bardzo dobrze, Grzesiek może wam to potwierdzić – powiedziałam poważnie.
- Kosa wiedział przed nami? - zdziwił się Bartman.
- Dowiedział się ze trzy godziny temu – oznajmiłam.
- No wiesz, jako mąż to musi się dowiadywać jako pierwszy – uśmiechnął się Nowakowski.
Panie Piotrze, kocham pana!
Wreszcie jakiś uśmiech, a nie tylko pretensje, że nie powiedziałam tego wszystkiego wcześniej.
- Ej, ej! - pogroziłam mu palcem. - Co ty za herezje opowiadasz? - walnęłam go poduszką.
- Jakie herezje, jakie herezje? - spytał chroniąc się od uderzeń poduszki.
- A może by tak zastopować? - wtrącił Bartman, za co miałam ochotę walnąć go nie poduszką, a jakimś młotem.
- A może byś tak odpuścił? - zapytałam mierząc go wzrokiem. - Piter jakoś zrozumiał, co powiedziałam, a ty jakoś niekoniecznie – powiedziałam z wyrzutem. - Mogłam ci w ogóle tego nie mówić, przynajmniej byłby święty spokój... - westchnęłam.
- Co to, to nie! - prawie krzyknął. - Nie wiesz, że przyjaciele powinni sobie mówić takie rzeczy? - spytał nie spuszczając ze mnie wzroku.
- A wiesz też, że przyjaciele powinni słuchać tego, co się do nich mówi? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. - Chcę żyć normalnie – powtórzyłam głośno i wyraźnie.
- Ale takie okładanie poduszkami... - zaczął, a ja czułam, że zaraz wybuchnę.
Bartman, czy ty jakiś nierozumny jesteś, do jasnej Anielki?!
- Mogę uprawiać sport, no nie mogę tylko skakać ze spadochronem i na bungee, a no i nurkować, ale resztę tak – powiedziałam twardo.
Zbyszek pokręcił głową.
- Nie kręć głową, mówię prawdę, chcesz to poczytaj w Internecie – wzruszyłam ramionami.
- Nie o to chodzi, że ci nie wierzę, po prostu się martwię...
- Zibi... - westchnęłam i chwyciłam go za ramię. - Jestem dużą dziewczynką – uśmiechnęłam się. - I chyba jakoś sobie radzę, prawda?
- No prawda – zgodził się.
- No widzisz – uśmiechnęłam się szerzej.
- Obiecaj nam coś – odezwał się Nowakowski.
- Co takiego? - zapytałam patrząc na środkowego.
- Gdyby coś się działo, coś było nie tak, masz nam powiedzieć – spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. - Od razu.
- Obudzić nawet w środku nocy – dodał Bartman, a środkowy kiwnął głową.
Uśmiechnęłam się szeroko. I to się nazywają prawdziwi przyjaciele, a nie ci, których miałam w Gdańsku.
- Obiecuję – powiedziałam z ręką na sercu.
Nie przypuszczałam, że przeprowadzka do Rzeszowa, aż tak zmieni moje życie, oczywiście na lepsze.
Siatkarze posiedzieli u mnie jeszcze przez pół godziny. Kiedy zamknęłam za nimi drzwi i weszłam do kuchni, usłyszałam dzwonek. Pokręciłam głową z uśmiechem i pobiegłam w miejsce, w którym znajdowałam się jeszcze kilka sekund temu.
- Czego zapo...? - urwałam widząc przed drzwiami uśmiechniętego Pawła. - A witam sąsiada – uśmiechnęłam się szeroko.
- Spodziewałaś się kogoś innego – stwierdził.
- Myślałam, że przyjaciele czegoś zapomnieli – wyjaśniłam.
- Rozumiem – kiwnął głową. - Oddaję – wręczył mi cukier. - Dziękuję.
- Polecam się na przyszłość – uśmiechnęłam się serdecznie.
- W zasadzie, to miałbym pytanie – odparł.
- Zamieniam się w słuch.
- Masz jakiś przepis na dobre ciasto? - zapytał, a ja szeroko się uśmiechnęłam.
Pawle, lepiej trafić nie mogłeś!
- Coś się znajdzie, wchodź – zaprosiłam mężczyznę do środka.
Weszłam do kuchni i wyciągnęłam z szuflady mój wielki zeszyt z przepisami.
- Jakaś specjalna okazja? - zapytałam wertując kartki.
- Rodzice przyjeżdżają w odwiedziny – odpowiedział siadają przy kuchennym stoliku.
- Szarlotka może być? - spytałam patrząc na niego.
- Mój tato nie lubi – oznajmił.
Przewróciłam kilka kartek dalej.
- To może karpatka? - zaproponowałam.
- Odpada – powiedział kręcąc głową.
- To może ciasto z wiśniami? - spytałam. - Biszkopt, masa śmietankowa, galaretka pokrojona malutkie kosteczki i na to wszystko wiśnie – wyjaśniłam jak mniej więcej wygląda to ciasto.
- Zapowiada się ciekawie – uśmiechnął się. - Do soboty się wyrobię.
- Zapiszę ci to wszystko – odwzajemniłam uśmiech i wzięłam ze stolika kartkę oraz jeden jedyny długopis i zaczęłam przepisywać.
- Dziękuję.
- Nie ma za co – powiedziałam nie odrywając się od pisania.
Paweł gadał jak najęty, a ja przepisywałam przepis, co trwało jakieś piętnaście minut. Kiedy zadowolony opuścił moje mieszkania, ja opadłam na kanapę i zaczęłam analizować dzisiejszy dzień.
Rozmowa z Jurkiem – chyba największy błąd jaki popełniłam będąc w Rzeszowie. Wycieczka rowerowa z Kosą, wyjawienie wreszcie tajemnicy lekarstw oraz pokazanie przez Grześka swojego tajnego miejsca – sukcesik. Ja ufam mu, a on mnie. Wyjawienie prawdy Piotrkowi i Zbyszkowi – nie było tak źle jak myślałam, chociaż atakujący mógłby spuścić trochę z troski o mnie. Tak jak mu powiedziałam, jestem dużą dziewczynką i dam sobie radę. Cała trójka siatkarzy dzisiaj utwierdziła mnie w przekonaniu, że zyskałam prawdziwych przyjaciół.
Następnego dnia jak zwykle obudziłam się o ósmej. Jedząc śniadanie obejrzałam powtórkowy odcinek jakiegoś polskiego serialu i ubrałam się. Z przedpokoju drapnęłam torebkę, dwie torby eko na zakupy i ruszyłam do volva. Włączyłam radio, z którego popłynął utwór „Glad you came” zespołu The Wanted i podśpiewując sobie pod nosem, dotarłam do supermarketu. Wózek zapełniałam przez ponad godzinę. Kiedy stanęłam przy kasie i obejrzałam jego zawartość, stwierdziłam, że chyba zrobiłam zakupy dla wielkiej rodziny, a nie dla jednej osoby.
No nic, jakoś to zjem, przemknęło mi przez głowę. Można też jeszcze zrobić kolację dla Ignaczaków, Piotrka, Zibiego no i oczywiście dla Grześka.
Zapłaciłam za wszystko i ruszyłam cała obładowana do samochodu. Wpakowałam wszystkie produkty do bagażnika i zasiadłam na miejscu kierowcy. Spojrzałam na zegarek. Dwanaście minut przed jedenastą. No to trochę czasu w sklepie spędziłam.
Zawiozłam wszystko do mieszkania i wypakowałam. Wróciłam do samochodu i odjechałam w stronę ulicy Lenartowicza, gdzie pracowała Iwona. Wpadłam do biura i od razu zauważyłam ją za biurkiem.
- Możesz być ze mnie dumna – wyszczerzyłam się podchodząc do niej.
- Tak, a co takiego zrobiłaś? - odwzajemniła uśmiech klikając coś na klawiaturze.
- Powiedziałam o wszystkim chłopakom – wyjaśniłam.
- No nareszcie – powiedziała odrywając się od pisania. - I jak reakcja?
- Czemu wcześniej nam o tym nie powiedziałaś? - próbowałam naśladować głos Bartmana. - Powinniśmy bardziej uważać – naśladowanie Grześka przyszło mi z większą łatwością. - Gdyby coś się działo, to dzwoń – Pita udawałam idealnie.
- Czyli normalna reakcja – uśmiechnęła się Ignaczak.
- Tylko przetłumaczyć im, że mają mnie traktować tak jak przedtem, to już jest wyższa filozofia – westchnęłam zrezygnowana. - Co prawda Grzesiek mi to obiecał, ale nie wiem jak to będzie.
- Każdemu mówiłaś z osobna? - spytała.
- Piter i Bartman dowiedzieli się razem, a Grzesiek był sam ze mną – wyznałam prawdę.
- Aaa... - uśmiechnęła się. - Wpadniesz do nas dzisiaj jakoś wieczorem? - zapytała nagle.
- Jasne, a świętujemy coś? - spytałam.
- Zastanawiamy się z Krzyśkiem nad tortem dla dzieciaków i nie wiemy, jaki wzór wybrać – oznajmiła. - Myśleliśmy, że może byś nam pomogła?
- Pewnie, nie ma problemu – uśmiechnęłam się. - To do zobaczenia wieczorem – pomachałam jej i ruszyłam do wyjścia.
- Do zobaczenia – usłyszałam jeszcze za sobą i zamknęłam drzwi.
Wróciłam do mieszkania i zasiadłam przed laptopem w celu poszukania jakiś zabawek dla Dominiki i Sebastiana z okazji zbliżających się urodzin. Tylko czy dziesięciolatkowi daje się jeszcze zabawki na urodziny?
Przez następną godzinę szukałam lalki dla Małej Ignaczak, a przez kolejne pół godziny sterowanego dżojstikiem samochodu terenowego. Miałam nadzieję, że prezenty się spodobają, bo jak nie to będzie kolejna porażka. Zamówiłam wszystko, zrobiłam przelew internetowy i udałam się do sypialni, gdzie zaczęłam przeglądać zawartość mojej szafy. Musiałam znaleźć coś na jutrzejszą prezentację. Po półgodzinnym wysiłku umysłowym jakiego doznałam, stanęło na niebieskich spodniach, żakiecie w tym samym kolorze i białej koszulce na ramiączkach.
Zjadłam coś i zaczęłam zbierać się do Ignaczaków.
Przez ponad godzinę ślęczeliśmy nad katalogami z wyborami tortów urodzinowych dla dzieciaków. Bo jeśli coś podobało się mnie i Krzyśkowi, nie podobało się Iwonie i na odwrót, więc kiedy oboje małżonków powiedziało, że tak, bierzemy ten tort, byłam w siódmym niebie.
Do domu wróciłam dopiero po dwudziestej. Kolacji robić sobie nie musiałam, ponieważ Iwona wepchnęła we mnie trzy tosty, więc byłam najedzona. Wyciągnęłam telefon z torebki i zauważyłam, że mam nieodebrane dwa połączenia. Obydwa od adwokata Jurka.
- Przecież mu powiedziałam, że widzimy się na rozprawie – mruknęłam pod nosem i usunęłam historię połączeń.
Wskoczyłam pod prysznic, gdzie przy dźwiękach muzyki, relaksowałam się przez kolejną długą godzinę. Po wyjściu z łazienki od razu położyłam się spać. Jutro prezentacja zawodników, a ja muszę być wypoczęta. W końcu jakieś dobre zdjęcia trzeba zrobić.
Czwarty dzień maratonu :) Wy bierzecie się za czytanie i komentowanie, a ja spadam obcinać drzewka, a później na angielski ;D
Patrzcie na nowe zdjęcie Bartka! ;D Jest meega ♥
Do jutra ;*
https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci
Podziękowałam za pokazanie grześkowego azylu, a Kosa za to, że wreszcie o wszystkim mu powiedziałam. Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo mu zaufałam, a on raczej mnie również. Bo przecież nie pokazuje się miejsc, o których wiesz tylko ty, osobie, której nie ufasz, prawda? Odniosłam sukces, z którego byłam bardzo zadowolona.
Pożegnałam się i ruszyłam w stronę volva. Będąc w drodze do swojego mieszkania, napisałam jeszcze esemesa Piotrkowi oraz Zbyszkowi, że za trzydzieści minut mają u mnie być i bez gadania. Dostałam zadowalające mnie odpowiedzi, więc uśmiechnęłam się pod nosem.
Piętnaście minut później byłam już w swoim lokum i robiłam mrożoną kawę oraz wyłożyłam kilka ciastek na talerzyk. Pierwszy zjawił się Piotrek, a trzy minuty później do mieszkania wparował Zbyszek. Obaj byli bardzo ciekawi, co mam im do powiedzenia. Jedno mogę powiedzieć: tego co wyjawiłam, się nie spodziewali. No bo kto by się spodziewał?
Piotrek ze współczuciem patrzył na mnie, podobnie jak Bartman.
- Ej, nie patrzcie tak – powiedziałam, bo strasznie działało mi to na nerwy. - Czy ja się wybieram na tamten świat, czy jak? - zapytałam uśmiechając się.
- Czemu od razu nam nie powiedziałaś? - spytał z wyrzutem atakujący.
No identycznie jak z Grześkiem.
- A co miałam wparować i krzyknąć „jestem po przeszczepie serca, więc proszę na mnie uważać”? - wbiłam w niego wzrok.
- Przynajmniej byśmy uważali w niektórych sytuacjach – stwierdził Nowakowski.
- Ale ja chcę normalnie żyć – wyjaśniłam im. - Nie chcę, żeby każdy obchodził się ze mną, jak z jajkiem – powiedziałam twardo.
- Ale...
- Zibi... - westchnęłam patrząc na niego. - Macie traktować mnie jak normalną osobę, traktować tak jak przedtem.
- A... - zaczął Nowakowski.
- O nic więcej was nie proszę – spojrzałam na nich błagalnym wzorkiem. - Tylko traktujcie mnie tak jak przedtem – podniosłam się z fotela i usadowiłam pomiędzy nimi. - I będzie wszystko okej – wyszczerzyłam się.
- Bagatelizujesz sprawę – stwierdził ZB9 patrząc na mnie z bólem w oczach.
- Nie – pokręciłam głową. - Robię wyniki, co miesiąc...
- Tak, a w tym już byłaś? - przerwał mi atakujący.
- A myślisz, że po co jechałam do Gdańska? - spojrzałam mu w oczy.
- I jak wypadły? - zapytał Piotrek.
- Bardzo dobrze, Grzesiek może wam to potwierdzić – powiedziałam poważnie.
- Kosa wiedział przed nami? - zdziwił się Bartman.
- Dowiedział się ze trzy godziny temu – oznajmiłam.
- No wiesz, jako mąż to musi się dowiadywać jako pierwszy – uśmiechnął się Nowakowski.
Panie Piotrze, kocham pana!
Wreszcie jakiś uśmiech, a nie tylko pretensje, że nie powiedziałam tego wszystkiego wcześniej.
- Ej, ej! - pogroziłam mu palcem. - Co ty za herezje opowiadasz? - walnęłam go poduszką.
- Jakie herezje, jakie herezje? - spytał chroniąc się od uderzeń poduszki.
- A może by tak zastopować? - wtrącił Bartman, za co miałam ochotę walnąć go nie poduszką, a jakimś młotem.
- A może byś tak odpuścił? - zapytałam mierząc go wzrokiem. - Piter jakoś zrozumiał, co powiedziałam, a ty jakoś niekoniecznie – powiedziałam z wyrzutem. - Mogłam ci w ogóle tego nie mówić, przynajmniej byłby święty spokój... - westchnęłam.
- Co to, to nie! - prawie krzyknął. - Nie wiesz, że przyjaciele powinni sobie mówić takie rzeczy? - spytał nie spuszczając ze mnie wzroku.
- A wiesz też, że przyjaciele powinni słuchać tego, co się do nich mówi? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. - Chcę żyć normalnie – powtórzyłam głośno i wyraźnie.
- Ale takie okładanie poduszkami... - zaczął, a ja czułam, że zaraz wybuchnę.
Bartman, czy ty jakiś nierozumny jesteś, do jasnej Anielki?!
- Mogę uprawiać sport, no nie mogę tylko skakać ze spadochronem i na bungee, a no i nurkować, ale resztę tak – powiedziałam twardo.
Zbyszek pokręcił głową.
- Nie kręć głową, mówię prawdę, chcesz to poczytaj w Internecie – wzruszyłam ramionami.
- Nie o to chodzi, że ci nie wierzę, po prostu się martwię...
- Zibi... - westchnęłam i chwyciłam go za ramię. - Jestem dużą dziewczynką – uśmiechnęłam się. - I chyba jakoś sobie radzę, prawda?
- No prawda – zgodził się.
- No widzisz – uśmiechnęłam się szerzej.
- Obiecaj nam coś – odezwał się Nowakowski.
- Co takiego? - zapytałam patrząc na środkowego.
- Gdyby coś się działo, coś było nie tak, masz nam powiedzieć – spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. - Od razu.
- Obudzić nawet w środku nocy – dodał Bartman, a środkowy kiwnął głową.
Uśmiechnęłam się szeroko. I to się nazywają prawdziwi przyjaciele, a nie ci, których miałam w Gdańsku.
- Obiecuję – powiedziałam z ręką na sercu.
Nie przypuszczałam, że przeprowadzka do Rzeszowa, aż tak zmieni moje życie, oczywiście na lepsze.
Siatkarze posiedzieli u mnie jeszcze przez pół godziny. Kiedy zamknęłam za nimi drzwi i weszłam do kuchni, usłyszałam dzwonek. Pokręciłam głową z uśmiechem i pobiegłam w miejsce, w którym znajdowałam się jeszcze kilka sekund temu.
- Czego zapo...? - urwałam widząc przed drzwiami uśmiechniętego Pawła. - A witam sąsiada – uśmiechnęłam się szeroko.
- Spodziewałaś się kogoś innego – stwierdził.
- Myślałam, że przyjaciele czegoś zapomnieli – wyjaśniłam.
- Rozumiem – kiwnął głową. - Oddaję – wręczył mi cukier. - Dziękuję.
- Polecam się na przyszłość – uśmiechnęłam się serdecznie.
- W zasadzie, to miałbym pytanie – odparł.
- Zamieniam się w słuch.
- Masz jakiś przepis na dobre ciasto? - zapytał, a ja szeroko się uśmiechnęłam.
Pawle, lepiej trafić nie mogłeś!
- Coś się znajdzie, wchodź – zaprosiłam mężczyznę do środka.
Weszłam do kuchni i wyciągnęłam z szuflady mój wielki zeszyt z przepisami.
- Jakaś specjalna okazja? - zapytałam wertując kartki.
- Rodzice przyjeżdżają w odwiedziny – odpowiedział siadają przy kuchennym stoliku.
- Szarlotka może być? - spytałam patrząc na niego.
- Mój tato nie lubi – oznajmił.
Przewróciłam kilka kartek dalej.
- To może karpatka? - zaproponowałam.
- Odpada – powiedział kręcąc głową.
- To może ciasto z wiśniami? - spytałam. - Biszkopt, masa śmietankowa, galaretka pokrojona malutkie kosteczki i na to wszystko wiśnie – wyjaśniłam jak mniej więcej wygląda to ciasto.
- Zapowiada się ciekawie – uśmiechnął się. - Do soboty się wyrobię.
- Zapiszę ci to wszystko – odwzajemniłam uśmiech i wzięłam ze stolika kartkę oraz jeden jedyny długopis i zaczęłam przepisywać.
- Dziękuję.
- Nie ma za co – powiedziałam nie odrywając się od pisania.
Paweł gadał jak najęty, a ja przepisywałam przepis, co trwało jakieś piętnaście minut. Kiedy zadowolony opuścił moje mieszkania, ja opadłam na kanapę i zaczęłam analizować dzisiejszy dzień.
Rozmowa z Jurkiem – chyba największy błąd jaki popełniłam będąc w Rzeszowie. Wycieczka rowerowa z Kosą, wyjawienie wreszcie tajemnicy lekarstw oraz pokazanie przez Grześka swojego tajnego miejsca – sukcesik. Ja ufam mu, a on mnie. Wyjawienie prawdy Piotrkowi i Zbyszkowi – nie było tak źle jak myślałam, chociaż atakujący mógłby spuścić trochę z troski o mnie. Tak jak mu powiedziałam, jestem dużą dziewczynką i dam sobie radę. Cała trójka siatkarzy dzisiaj utwierdziła mnie w przekonaniu, że zyskałam prawdziwych przyjaciół.
Następnego dnia jak zwykle obudziłam się o ósmej. Jedząc śniadanie obejrzałam powtórkowy odcinek jakiegoś polskiego serialu i ubrałam się. Z przedpokoju drapnęłam torebkę, dwie torby eko na zakupy i ruszyłam do volva. Włączyłam radio, z którego popłynął utwór „Glad you came” zespołu The Wanted i podśpiewując sobie pod nosem, dotarłam do supermarketu. Wózek zapełniałam przez ponad godzinę. Kiedy stanęłam przy kasie i obejrzałam jego zawartość, stwierdziłam, że chyba zrobiłam zakupy dla wielkiej rodziny, a nie dla jednej osoby.
No nic, jakoś to zjem, przemknęło mi przez głowę. Można też jeszcze zrobić kolację dla Ignaczaków, Piotrka, Zibiego no i oczywiście dla Grześka.
Zapłaciłam za wszystko i ruszyłam cała obładowana do samochodu. Wpakowałam wszystkie produkty do bagażnika i zasiadłam na miejscu kierowcy. Spojrzałam na zegarek. Dwanaście minut przed jedenastą. No to trochę czasu w sklepie spędziłam.
Zawiozłam wszystko do mieszkania i wypakowałam. Wróciłam do samochodu i odjechałam w stronę ulicy Lenartowicza, gdzie pracowała Iwona. Wpadłam do biura i od razu zauważyłam ją za biurkiem.
- Możesz być ze mnie dumna – wyszczerzyłam się podchodząc do niej.
- Tak, a co takiego zrobiłaś? - odwzajemniła uśmiech klikając coś na klawiaturze.
- Powiedziałam o wszystkim chłopakom – wyjaśniłam.
- No nareszcie – powiedziała odrywając się od pisania. - I jak reakcja?
- Czemu wcześniej nam o tym nie powiedziałaś? - próbowałam naśladować głos Bartmana. - Powinniśmy bardziej uważać – naśladowanie Grześka przyszło mi z większą łatwością. - Gdyby coś się działo, to dzwoń – Pita udawałam idealnie.
- Czyli normalna reakcja – uśmiechnęła się Ignaczak.
- Tylko przetłumaczyć im, że mają mnie traktować tak jak przedtem, to już jest wyższa filozofia – westchnęłam zrezygnowana. - Co prawda Grzesiek mi to obiecał, ale nie wiem jak to będzie.
- Każdemu mówiłaś z osobna? - spytała.
- Piter i Bartman dowiedzieli się razem, a Grzesiek był sam ze mną – wyznałam prawdę.
- Aaa... - uśmiechnęła się. - Wpadniesz do nas dzisiaj jakoś wieczorem? - zapytała nagle.
- Jasne, a świętujemy coś? - spytałam.
- Zastanawiamy się z Krzyśkiem nad tortem dla dzieciaków i nie wiemy, jaki wzór wybrać – oznajmiła. - Myśleliśmy, że może byś nam pomogła?
- Pewnie, nie ma problemu – uśmiechnęłam się. - To do zobaczenia wieczorem – pomachałam jej i ruszyłam do wyjścia.
- Do zobaczenia – usłyszałam jeszcze za sobą i zamknęłam drzwi.
Wróciłam do mieszkania i zasiadłam przed laptopem w celu poszukania jakiś zabawek dla Dominiki i Sebastiana z okazji zbliżających się urodzin. Tylko czy dziesięciolatkowi daje się jeszcze zabawki na urodziny?
Przez następną godzinę szukałam lalki dla Małej Ignaczak, a przez kolejne pół godziny sterowanego dżojstikiem samochodu terenowego. Miałam nadzieję, że prezenty się spodobają, bo jak nie to będzie kolejna porażka. Zamówiłam wszystko, zrobiłam przelew internetowy i udałam się do sypialni, gdzie zaczęłam przeglądać zawartość mojej szafy. Musiałam znaleźć coś na jutrzejszą prezentację. Po półgodzinnym wysiłku umysłowym jakiego doznałam, stanęło na niebieskich spodniach, żakiecie w tym samym kolorze i białej koszulce na ramiączkach.
Zjadłam coś i zaczęłam zbierać się do Ignaczaków.
Przez ponad godzinę ślęczeliśmy nad katalogami z wyborami tortów urodzinowych dla dzieciaków. Bo jeśli coś podobało się mnie i Krzyśkowi, nie podobało się Iwonie i na odwrót, więc kiedy oboje małżonków powiedziało, że tak, bierzemy ten tort, byłam w siódmym niebie.
Do domu wróciłam dopiero po dwudziestej. Kolacji robić sobie nie musiałam, ponieważ Iwona wepchnęła we mnie trzy tosty, więc byłam najedzona. Wyciągnęłam telefon z torebki i zauważyłam, że mam nieodebrane dwa połączenia. Obydwa od adwokata Jurka.
- Przecież mu powiedziałam, że widzimy się na rozprawie – mruknęłam pod nosem i usunęłam historię połączeń.
Wskoczyłam pod prysznic, gdzie przy dźwiękach muzyki, relaksowałam się przez kolejną długą godzinę. Po wyjściu z łazienki od razu położyłam się spać. Jutro prezentacja zawodników, a ja muszę być wypoczęta. W końcu jakieś dobre zdjęcia trzeba zrobić.
Czwarty dzień maratonu :) Wy bierzecie się za czytanie i komentowanie, a ja spadam obcinać drzewka, a później na angielski ;D
Patrzcie na nowe zdjęcie Bartka! ;D Jest meega ♥
Do jutra ;*
https://www.facebook.com/poziomkowa.opowiesci
takie maratony mogłyby być częściej :D uwielbiam to opowiadanie, super je się czyta.
OdpowiedzUsuńDobrze, że już chłopaki wiedzą o wszystkim... Co ten adwokat Jurka znowu chciał ?? I czyżby Paweł zmienił coś w życiu Emilii ?
Czekam na kolejny
Pozdrawiam
http://zwyklyczas.blogspot.com/
może jeszcze taki maraton uda mi się zrobić, ale niczego nie obiecuję ;) Cieszę się, że Ci się podoba ;D
Usuń:)
Pozdrawiam również :)
No wspaniale ! ;D
OdpowiedzUsuńJestem w siódmym niebie ;)
Bardzo się cieszę, że w końcu wszystko związane z chorobą Em stało się jasne :)
Z niecierpliwością czekam na kolejny :D
Pozdrawiam serdecznie ;*
Cieszę się, ze Ci się podoba! ;D
UsuńPozdrawiam również ;*
Fajny rozdział :D Dobrze że Emilka im wszystko powiedziała :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :D
Pozdrawiam Luna^^
Cieszę się, ze Ci się podoba! ;D
UsuńPozdrawiam również :)
Dobrze,że Em powiedziała chłopakom prawdę ;D.
OdpowiedzUsuńZdjęcie Bartka megaaa ;D
Maja.
;)
UsuńChłopacy wiedzą więc jest fajnie :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że wczoraj nie skomentowałam ale mama mi w tym przeszkodziła :/ :D
Dlatego pytanie jakie miałam zadać pod wczorajszym rozdziałem zadaje dzisiaj: Czy historia Emilki z chorobą jest z życia wzięta czy tak po prostu to wymyśliłaś? :):)
Rozdział przezajebisty! :)
Zdjęcie Bartka widziałam a nawet skomentowałam :P
Ja nie wiem jak wytrzymam jak rozdziały nie będą pojawiały się codziennie...:D ;)
Pozdrawiam: Marta♥
:)
UsuńNic się nie stało ;)
Wymyśliłam ;p
Cieszę się, ze Ci się podoba! ;D
:) Może jeszcze uda mi się zrobić jakiś taki maratonik ;)
Pozdrawiam również ;*
Piękny Bartek, piękny rozdział, ale zbyt mało Grzesia :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)))
Cieszę się, ze Ci się podoba! ;D Oj, Grzesiu będzie częstym gościem w epizodach następnych ;p
UsuńPozdrawiam również ;)
No to teraz czekam z jeszcze większym utęsknieniem na rozdział :)
UsuńDobrze, że Emila ma komu zaufać ;p
OdpowiedzUsuńRozdział super.
A co do zdjęcia, to po prostu genialne :D
Mam jeszcze do Ciebie takie pytanko... :) Czy mogłabyś mi polecić jakieś wolne piosenki?? Albo ktoś inny... :3 Chcę zrobić sobie playlistę z wolnymi piosenkami, i nie mam pomysłu :)
Z góry dziękuję ;*
Zapraszam do mnie:
milosc-mimo-wszystko.blogspot.com
Pozdrawiam ;*
A i jeszcze ;p
UsuńMogą być polskie lub zagraniczne ;)
Cieszę się, ze Ci się podoba! ;D
UsuńMogłabym, ale za chwilę ;) Muszę listę zrobić i Ci wstawię ;)
Pozdrawiam również ;*
Ok. Poczekam :)
UsuńKindla - Koniec
UsuńLaura Pausini - It's not goodbye
Safura - Drip drop
Tłoku ft. Kama ft. Jula - Nadal Kocham
-ll- Sprzeczność serc
Jula - Straciłam
Ed Sheeran - Give me love
Natalia Lesz - Fall (polska wersja)
Schiller - I feel You
Kindla - Z kimś takim jak Ty
The Wanted - I'll be Your strenght
Verba - Uniesienie
Gosia Andrzejewicz - Miłości nie mów nie
Ania Deko - O nic nie pytaj
Edyta Bartosiewicz - Ostatni
Seweryn Krajewski - Nie jesteś sama
Sarah Connor - Just one last dance
The Rasmus ft. Anette Olzon - October and April
Gosia Andrzejewicz - Na chwilę
Mafia - Imię deszczu
Farba - Zagubiony książę
Jason Wade - You belong to me
Wystarczy? Myślę, że coś z tego na pewno wybierzesz ;)
Dziękuję Ci bardzo ;*
Usuńnie ma za co ;*
UsuńKurek zaczyna się w modela bawić ^^
OdpowiedzUsuńA co się tyczy...
Cieszę się, że wszystko im powiedziała.
Martwią mnie tylko telefony...
Zobaczymy ;)
:)
UsuńPożyjemy - zobaczymy ;)
very good :D hahaha.. no, nie powiem podoba mi się takie codzienne dodawanie rozdziałów przez Ciebie ;p
OdpowiedzUsuńCieszę się, ze Ci się podoba! ;D może jeszcze kiedyś coś takiego zrobię, ale nic nie obiecuję ;p
UsuńThe Wanted? Lubię, lubię ;)
OdpowiedzUsuńFajny, lekki rozdział. Reakcja chłopaków na wiadomość o chorobie była dokładnie taka, jak ją sobie wyobrażałam! :D
Panika i tyle- faceci... :P
A ja kocham! ;D
UsuńCieszę się, ze Ci się podoba! ;D
teraz będziesz dodawała codziennie? Jak fajnie :) ♥
OdpowiedzUsuńJeszcze przez jakieś dwa dni ;)
Usuńale Emi ma wzięcie na te ciasta! jeju, tu nowy sąsiad, tu Ignaczakowie. :)
OdpowiedzUsuńnie dziwię się Zbyszkowi i Piterowi, że tak bardzo martwili się o Emilkę. w końcu są przyjacielami :D
tylko po co ten adwokacina zaprząta Emilce głowę? dobrze, że go olała. :P
mam pytanko, bo jakoś mi to umkło. ile trwać będzie ten maraton?
pozdro :P
:)
UsuńJeszcze jakieś dwa dni ;)
pozdrawiam również ;p
Jak rozdziały będą codziennie to ja jestem w siódmym niebie;) Cała historia mega interesująca;) Pozdrawiam i zapraszam na VIII http://zsiatkowkacalezycie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń:) Cieszę się, ze Ci się podoba! ;D Pozdrawiam również :)
Usuńczaadowo :) niech ten maraton trwa wiecznie :) az do epilogu
OdpowiedzUsuńmożna bylo się spodziewac takiej reakcji pita i zbyszka ;) emilce zaczyna się w koncu układać!
OdpowiedzUsuń;)
UsuńCiekawe i to bardzo. Miodzio !
OdpowiedzUsuńCieszę się, ze Ci się podoba! ;D
UsuńDobrze, że Em powiedziała wszystko Chłopakom ;) Mam nadzieję, że teraz wszystko się u niej ułoży :) I znowu ten nękający adwokat... Ciekawe czego znów chce ;/ Zdjęcie Bartka po prostu zwala z nóg ;D Wygląda na takiego świeżego, radosnego, no normalnie BOMBA! Dodaje sił:D Pozdrawiam :* a, i miłego obcinania drzewek ;D
OdpowiedzUsuń:)
UsuńPozdrawiam również, aż takie złe nie było ;*
Mam nadzieję, że po tym maratonie i tak będziesz częściej wrzucać rozdziały, bo już się przyzwyczaiłam, że nowy rozdział codziennie;D do następnego!;)
OdpowiedzUsuńCzy częściej, to nie mam pojęcia, ale chyba jeszcze raz taki maraton chyba zrobię :) do następnego! ;)
UsuńDzisiaj szybko, bo się śpieszę. ;D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Dobrze, że Em powiedziała także o swojej chorobie Bartmanowi i Piotrkowi. Można było się spodziewać, że obydwoje będą się o nią martwić, to rzecz normalna u przyjaciół. ;)
Dobra spadam, bo jadę do cioci.
Pozdrawiam ciepło
Patricia :*
http://bo-w-oczach-tkwi-sila-duszy.blogspot.com/
Cieszę się, ze Ci się podoba! ;D
UsuńNo to miłego pobytu ;)
Pozdrawiam również ;*
jak zawsze super rozdział. te zdj jest megaśne♥ Kinga
OdpowiedzUsuńCieszę się, ze Ci się podoba! ;D
Usuńkolejny świetny rozdział :) zdjęcie Bartka jest mega :D zapraszam do mnie na : http://marzenia-rzeczywistoscia.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, ze Ci się podoba ;D
Usuńprooooszę, niech Paweł nic nie miesza!
OdpowiedzUsuńJa potrzebuję Grzesia & Emilki <3
{http://naturalnaniedotykalnanieprzewidywalna.blogspot.com/}
tego nie mogę obiecać :)
Usuń;)
świetny rozdział :* czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, ze Ci się podoba ;D
Usuńfajnie, fajnie:))) No kochane bestie:D A ten sąsia?? hmmmm zastanawia mnie czy on namiesza w życiu Em, ale chyba kiedyś się dowiem:p Dziś tradycyjnie na biologi ubaw:D Rozmawialiśmy o Kłosach różnych, przynajmniej reszta klasy, bo my z koleżanką rozmawiałyśmy o jednym Kłosie;p a i Pit dostał od nas stokrotkę;ppp Pozdrawiam, Bobru
OdpowiedzUsuńCieszę się, ze Ci się podoba ;D Może i namiesza ;p Haha! ;D Ja to dzisiaj na WOS-ie pisałam sprawdzian o PIT-ach, więc w głowie tylko jeden Pit :D Pozdrawiam również :)
UsuńJutro nadeszło wczoraj a ja dopiero dzisiaj ;/ hehehe Wiesz co szczerze myślałam, że to Piter będzie panikować i zacznie Emi "matkować-tatkować" a tu ni z gruchy ni z pietruchy Zibi xD Paweł- robi ciasto bo rodzice przyjeżdżają?!
OdpowiedzUsuńCzekam na dzisiaj, pozdrawiam cieplutko Adaam;**
PS. Kypek model=Kypek Bóg! <3
Oj tam ;) Cieszę się, że Cię zaskoczyłam :)
UsuńPozdrawiam również ;*
Cieszę się, że Em powiedział a o tej chorobie jeszcze Pitowi i Zibiemu, nie dziwi mnie,że się o nią martwią w końcu każdy by się martwił ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
Pozdrawiam ;*
:)
UsuńCieszę się, ze Ci się podoba ;D
Pozdrawiam również ;*
Szczerze? Super, ale pytanie. Jak ty to wszystko ogarniasz? W jeden dzień napisać rozdział? :O
OdpowiedzUsuńPaweł jakoś mi się nie podoba. Chyba coś knuje... :O
Piotrek, myślałam, że on będzie tak "oesu, oesu", a tu ZB9. :O
Cieszę się, ze Ci się podoba ;D Mam kilka napisanych do przodu ;) Zastanawiasz sie jak w jeden dzień można napisać jeden rozdział, to Ci powiem, że w którąś sobotę napisałam trzy ;D
Usuń:)
ciekawa jestem, bo chyba Jurek jeszcze nie odpuścił... ale o co mu chodzi? czy raczej temu adwokatowi? no ciekawie, ciekawie!
OdpowiedzUsuńtak mi się spodobała ta fotka, że musiałam ją sobie zgrać do folderu xd co jak co ale Bartek to słodziak. tylko nie brać mnie za hotkę XD
;)
Usuńu mnie już w folderze i w galerii w telefonie ;D Haha, mnie tak samo! ;p
Dobrze, że wyjawiła prawdę;) reakcja poprawna także brawa dla chłopaków;) Fajny rozdział;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Lizak;*
:) Cieszę się, że Ci sie spodobał ;D
UsuńPozdrawiam również ;*
Nadopiekuńczość ze strony Bartmana wzięła górę, ale to dobry znak, bo wszyscy się o nią martwią. Mam nadzieję, że ich relacje nie ulegną zmienia i wszystko będzie tak jak wcześniej. Coraz bardziej podoba mi się tej jej nowy sąsiad. :D
OdpowiedzUsuń:)
Usuń