wtorek, 31 grudnia 2013

Epilog

W całym naszym domu przepięknie pachniało pomarańczami oraz goździkami. W kuchni krzątały się moja babcia oraz mama Grześka. Środkowy razem z Kacperkiem oraz czteroletnim Przemkiem układali klocki na podłodze w salonie, a tata siatkarza z okularami na nosie czytał jakąś książkę. Kornelia razem z Edytą i Karolem nakrywali do stołu, a ja chodziłam pomalutku po salonie z pięciomiesięczną dziewczynką szeroko się uśmiechając. Cała moja rodzina była w komplecie. Niestety brakowało tylko moich rodziców, ale tylko jako ludzi, wiedziałam, że duchowo są tutaj razem z nami i również się cieszą.
Spojrzałam z czułością na Grześka i Przemka (Przemek przyszedł na świat trzynastego lipca dwutysięcznego czternastego roku). Chłopiec był tak podobny do ojca, tylko po mnie miał kolor oczu. Reszta – wykapany Grzegorz Kosok. Siatkarz wyczuł, że im się przyglądam i podniósł na mnie wzrok. Uśmiechnął się do mnie szeroko, a ja odwzajemniłam uśmiech.
Babcia Róża ogłosiła, że wszystko jest już gotowe, więc możemy zacząć dzielić się opłatkiem. Z małą Justynką na rękach, dzieliłam się z każdym opłatkiem. Na koniec został Grzesiek. Życzyłam mu wszystkiego, co najlepsze oraz tego, żeby wytrzymał ze mną, jak najdłużej się da. Zaśmiał się tylko cicho i pocałował mnie w czoło składając mi życzenia. Podzieliliśmy się swoimi resztkami opłatka i lekko pocałowaliśmy.
- Kocham cię – szepnął mi do ucha. - Z każdym dniem coraz bardziej.
- Ja ciebie też – odpowiedziałam.
Zasiedliśmy do stołu, pomodliliśmy się i zaczęliśmy jeść. Kiedy skończyliśmy, zaśpiewaliśmy dwie kolędy, po czym Kacperek i Przemek pobiegli na górę „wypatrywać Świętego Mikołaja”. Grzesiek wziął ode mnie na chwilę Justynkę, a ja w tym czasie podłożyłam pod choinkę wszystkie prezenty ode mnie i od Grześka oraz swój dla męża. Wróciłam po córeczkę i razem z nią usiadłam na kanapie, gdzie miałyśmy idealny widok na pięknie ubraną choinkę.
Chwilę później, Kacper z Przemkiem dopadli się jako pierwsi do prezentów i z wielkim zainteresowaniem otwierali podarunki. Następnie uczynili to rodzice Grześka, moja babcia, Karol razem z Edytą, a potem Kornelia.
Następna byłam ja. Swoje prezenty otwierałam z wielkim zaciekawieniem. Na koniec otworzyłam prezent od brązowookiego. Moim oczom ukazał szkicownik obity jasnobrązową skórą oraz zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Podziękowałam serdecznie za prezent i wtuliłam się w ramiona ukochanego, który otwierał już prezent ode mnie. Bardzo spodobało mu się duże, oprawione zdjęcie, na którym był razem z Przemkiem i Justynką na rękach, kiedy ubierali choinkę oraz wieczne pióro.
Dwie godziny później byliśmy już razem w naszej sypialni. Udało nam się bez problemu ulokować naszą rodzinkę w domu i mogliśmy pobyć trochę sami. Rodzice Grześka wzięli nawet na siebie zajęcie się Justynką.
- Nowakowscy składają najlepsze życzenia – uśmiechnął się Grzesiu leżąc już w łóżku z telefonem w ręku.
Ala z Piotrkiem pobrali się trzy lata temu w maju, a teraz są już szczęśliwymi rodzicami półtorarocznych bliźniaków. Nadal mieszkają w Rzeszowie, ale już w swoim małym domku z ogródkiem i białym płotkiem, o którym tak bardzo marzyła Ala.
- Tak samo Zibi z Gośką.
Państwo Bartman... Po ślubie cywilnym, który zaskoczył wszystkich, nadszedł też na czas na kościelny, a potem na pierwsze dziecko, które otrzymało imię Jakub, drugie dziecko, tym razem dziewczynkę, której nadano imię Agatka, a teraz spodziewają się trzeciego dziecka. Układa im się dobrze, a moje relacje z żoną Zbyszka są bardzo dobre, a nawet powiedziałabym, że zostałyśmy w jakimś stopniu przyjaciółkami.
Powiązany z Małgorzatą był Jurek... Co u niego? Nie potrafię powiedzieć, ponieważ po prostu nie wiem. Kiedyś zadzwonił, ale tylko raz. Nie dowiedziałam się, o co chodziło, ponieważ, zwyczajny pech sprawił, że nie zdążyłam dobiec do telefonu, a kiedy próbowałam oddzwaniać, nie odbierał. Może to i lepiej... Dla wszystkich.
- A Ignaczakowie życzą spokojnych świąt – uśmiechnął się Kosok i odłożył telefon.
U Ignaczaków w sumie nie zmieniło się nic. Oprócz tego, że Krzysiu niedawno zakończył karierę siatkarską i teraz zajmuje się komentowaniem meczy. Komentatorem jest tak dobrym jak był siatkarzem, więc można śmiało stwierdzić, że jest prze świetny w tym, co robi, a i to za mało powiedziane.
Weszłam do łóżka i mocno przytuliłam się do nagiego torsu Grześka.
- Wiesz, że dzisiaj mamy rocznicę? - uśmiechnęłam się.
- Jak mógłbym zapomnieć – odwzajemnił uśmiech i cmoknął mnie w czoło. - To było wspaniałe pięć lat, a ile jeszcze przed nami.
- A wytrzymasz tyle? – zaśmiał się cicho na moje słowa.
- Jasne, że tak – powiedział pewnym tonem i namiętnie mnie pocałował dotykając delikatnie mojego lewego uda...
Jeśli chodzi o moje serce... Pracuje dobrze i tak samo się ma, więc nie ma na co narzekać. Pozostaje, więc cieszyć się kolejnymi dniami z osobami mi najbliższymi. I walczyć o te dni, bo mogą okazać się najlepszymi w całym naszym życiu. Dlatego, walczę nadal. Bo warto. Bo jest dla kogo...







To ten... wreszcie przyszedł czas, aby zakończyć historię Grześka i Emilki oraz ich przyjaciół...
Nie spodziewałam się, że to będzie aż takie trudne, naprawdę... Dzięki temu opowiadaniu zyskałam naprawdę baardzo dużo. Najlepszych Czytelników na świecie, poznałam niesamowitych ludzi, mimo że to tylko przez Facebook'a, czy listy. Nie raz i nie dwa, dawaliście mi siłę, żeby nie skończyć z pisaniem, dziękuję. Wiedzcie, że jesteście najlepsi na całym tym świecie! Kocham Was! ♥
A na ten Nowy Rok 2014, życzę Wam wszystkie, co najlepsze, żeby był szczęśliwy oraz lepszy niż ten 2013! Udanej zabawy sylwestrowej i smacznego szampana! ;* Życzę Wam, abyście w tym Nowym Roku nie chorowali, żeby uśmiech zawsze gościł na Waszych twarzach, a i dużo MIŁOŚCI! ;*
Takie ostatnie pytanie do Was... Co Wam najbardziej podobało się w tym opowiadaniu? :) A co było najgorsze, coś co kompletnie mi nie wyszło? :) Piszcie śmiało! :)
DZIĘKUJĘ WAM BARDZO ZA WSZYSTKO! ;* Dzięki Wam, było to jedne z najlepszych doświadczeń w moim życiu :D Dzięki za wszystkie chwile, które poświęciliście mi i temu opowiadaniu ;* Mam nadzieję, że nie były to chwile stracone.. Równie mocno dziękuję bardzo za każdą nominację tego bloga :)
Kto nie chce stracić ze mną kontaktu, to od razu mówię... Jest Facebook, jest GyGy, jest Twitter, jest nawet i adres, na który możecie słać listy :) Gdyby Ktoś sobie życzył tego adresu, to niech odezwie się do mnie, na którekolwiek z kont, jakie posiada poziomkowa. w Internecie :)
Szczęśliwego Nowego Roku! Udanej zabawy sylwestrowej! Wszystkiego, co najlepsze dla najlepszych Czytelników na świecie! ♥
DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO! CZAS Z WAMI BYŁ NIESAMOWITY!
Trzymajcie się i pamiętajcie... WALCZCIE NADAL. BO WARTO. BO JEST DLA KOGO... zawsze...

Wasza poziomkowa. 

niedziela, 29 grudnia 2013

Sto osiem

- Że co? - wykrztusiła po chwili ciszy, Ala.
- Że to – odparł zadowolony Zbyszek, a mina Gośki za ciekawa nie była.
- To chyba nie był dobry pomysł – mruknęła żona Zibiego.
- Nie to, że nie dobry – odezwałam się wciąż zdziwiona. Nie mogłam wyjść z szoku, jakiego doznałam. - Ale dobrze to przemyśleliście?
- Aż za dobrze – odpowiedział Bartman patrząc mi prosto w oczy.
Przez długą chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, ale przerwał nam Igła, który powiedział:
- Nie powiem, że nie jestem zdziwiony, ale cieszę się waszym szczęściem – uśmiechnął się. - Naprawdę.
Na twarz Gośki wstąpił lekki uśmiech.
- Dzięki – odezwał się Zibi.
- Mogliście chociaż powiedzieć, to złożylibyśmy się na jakieś kwiaty chociaż – uśmiechnął się Nowakowski.
- Nie trzeba – machnęła ręką nowa pani Bartman.
- Wysilicie się na ślubie kościelnym – mrugnął oczkiem Zbyszek.
- A twoi rodzicie już wiedzą? - spytałam.
- Jeszcze nie – odparł. - Dowiedzą się po jutrzejszym meczu.
Mruknęłam pod nosem „aha” i spojrzałam na szczęśliwców, którzy teraz przyjmowali gratulacje. Nie to, że byłam zła. Cieszyłam się, naprawdę, tylko że bałam się o nich. Kiedy on się jej w ogóle zdążył oświadczyć?
Przyszła kolej na mnie, więc podeszłam do pary młodej i zaczęłam składać życzenia. Płynęły z serca, nie powiem, że nie. Naprawdę chciałam, żeby byli szczęśliwi, a gdzieś w duchu zaczęłam się modlić o to, żeby zaraz przypadkiem nie pojawiła się na horyzoncie Kamila. Bartman za dużo się nacierpiał przez te ostatnie miesiące i chciałam, żeby to było ostatni raz.
Gośka uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, a ja odwzajemniłam uśmiech. Można ją było polubić, naprawdę, choć gdyby ktoś mi powiedział rok temu, że będę żyła w zgodzie z kochanką mojego byłego chłopaka, to bym go wyśmiała, ale teraz wszystko się zmieniło.
Ważne było to, że oboje byli w tym związku szczęśliwi, a Zibi wreszcie doczekał się kobiety, która kochała go naprawdę.

Kolejne dni leciały zadziwiająco szybko. Mecze, przygotowania do ślubu i nieciekawa sytuacja w grupie, w której byli Polacy na Lidze Światowej. Dwie porażki z Brazylią, dwie porażki z Francją, dwa wygrane mecze z Argentyną oraz dwie wygrane z reprezentacją Stanów Zjednoczonych oznaczały to, że o wyjście z grupy musieliśmy walczyć z Bułgarami i to jeszcze na ich terenie.
Co do ślubu... Wszystkie zaproszenia zostały wysłane dziesiątego lipca, a ślub zaplanowany był na dwudziestego siódmego lipca. Było to trochę za późno, ale wcześniej nie daliśmy rady. Wszystko było dopięte już na ostatni guzik, ale z jednym wyjątkiem. Brakowało garnituru dla Grześka, ale powiedzieli mi, że tym mam się nie martwić, tylko co z tego, skoro z rzeczy materialnych brakowało tylko tego? Kobieta ma to do siebie, że zawsze się martwi i nikt nie mógł tego zmienić.
Do Bułgarii jechaliśmy z wielkimi nadziejami i niestety tylko na nadziejach się skończyło. W pierwszym, decydującym o wszystkim, meczu przegraliśmy zero do trzech, więc następny mecz, już o honor, jak mówili kibice, powinien nam wyjść i powinniśmy wygrać. Po pięknym początku, jakim było dwa do zera dla nas, coś zaczęło się psuć i ostatecznie przegraliśmy dwa do trzech.
Trudno było w to uwierzyć, ale niestety tak właśnie się stało i, my kibice, nic nie mogliśmy na to poradzić. Zostawało nam tylko wierzyć, że na Mistrzostwach Europy uda nam się zdobyć jakiś medal.

Nim się obejrzałam, nadszedł dwudziesty siódmy lipca, czyli dzień naszego ślubu. Udało mi się tylko rano zobaczyć Grześka w moim rodzinnym domu, a potem przyjechały po mnie Alka, Iwona i Gośka (wieczór panieński udało nam się zorganizować dwudziestego piątego, więc żadna nie była skacowana, czy coś w tym rodzaju).
Jak na szpilkach siedziałam u fryzjera, a potem przed lusterkiem w hotelowym pokoju, kiedy dziewczyny robiły mi delikatny makijaż.
- Przestań już się stresować – poklepała mnie po ramieniu Iwona. - Stres nie jest dobrym kompanem.
- Wiem, ale jakoś nie mogę przestać – odpowiedziałam.
- Chodź – zawołała mnie nagle Ala – ubieramy suknię.
Odetchnęłam głęboko i wstałam z krzesła.
Dziewczyny szybko uwinęły się z ubraniem mnie, za co byłam im wdzięczna.
- Ślicznie wyglądasz, moje dziecko – do pokoju wkroczyła odświętnie ubrana babcia Róża.
Zaczęłam odwracać się w stronę lustra.
- Ne, poczekaj! - krzyknęła na mnie babcia, więc się zatrzymałam. - Musisz mieć coś starego, nowego, niebieskiego i pożyczonego – uśmiechnęła się i podeszła do mnie. - Nowa jest suknia – powiedziała oglądając mnie uważnie. - Coś niebieskiego, jest – wyciągnęła z małego pudełeczka, które przyniosła ze sobą, niebieską podwiązkę.
- Pani jest prze genialna! - uradowała się Ala.
Moja babcia uśmiechnęła się do niej tylko promiennie i kontynuowała dalej:
- Coś starego, też jest – wyciągnęła z pudełeczka złoty, delikatny łańcuszek z zawieszką w kształcie serduszka. - Należał do twojej mamy, do mnie i do mojej mamy – uśmiechnęła się patrząc na mnie. - Teraz jest twój, a potem będzie twojej córki – zapięła mi na szyi łańcuszek. - I jeszcze pożyczone. Ode mnie, pamiętaj, że masz oddać – pogroziła mi palcem, na co wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem. - Spinka, którą dostałam do twojego dziadka – uśmiechnęła się wyciągając niedużą spinkę z pudełeczka. - Myślę, że będzie pasować.
- Na pewno – powiedziałam przekonana.
Chwilę później na moich włosach pojawiła się spinka i wreszcie mogłam przejrzeć się w lustrze. Sama aż się zdziwiłam swoim wyglądem. Wyglądałam jak...
- Wyglądam jak księżniczka – powiedziałam na głos i zaczęłam głośno się śmiać.
- Mówiłam, żeby ich nie upinać, tylko zrobić duże i grube loki – wyszczerzyła się Ala. - Nie masz za co dziękować.
- Mam wam wszystkim za co dziękować – uśmiechnęłam się ciepło do wszystkich.
- To co, idziemy? - zapytała mnie babcia. - Karol już czeka przed drzwiami.
Wzięłam głęboki oddech, po czym powiedziałam głośno i wyraźnie:
- Idziemy.

- Stresujesz się? - zapytał Piotrek Grześka, który stał przed lustrem i wiązał krawat.
- Trochę – odpowiedział pan młody.
- Przejdzie ci całkowicie jak zobaczysz Emilkę – uśmiechnął się Igła. - Miałem tak samo.
Kosok kiwnął tylko głową i skończył wiązać krawat.
- Obrączki masz? - zapytał Nowakowskiego.
- Co mam? - zdziwił się Cichy Pit.
- Nie mów, że zapomniałeś o obrączkach!? - ryknął na niego zdenerwowany Grzesiek.
Nagle wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Stary, Ala mi o nich milion razy przypomniała – powiedział śmiejąc się Piotrek i wyciągnął obrączki.
Brunetowi kamień spadł z serca.
- Nie strasz mnie tak nigdy więcej – pogroził mu palcem.
- A co zamierzasz brać jeszcze kiedyś jakiś ślub? - zaśmiał się Zbyszek.
- A niech tylko spróbuje, już ja mu dam – powiedział poważnym tonem głosu Igła.
- Nie, nie mam zamiaru brać innego ślubu – odparł pewnym głosem Grzesiek. - Tylko dzisiaj, i tylko z Emilką.
- Chodźmy – powiedział Zbyszek.
- Tak, chodźmy – powtórzył Kosok patrząc ostatni raz na swoje odbicie w lustrze i wyszedł z pokoju jako pierwszy, a za nim podążyli Krzysiek, Piotrek oraz Zbyszek.

- Stresujesz się? - zapytałam Karola.
- Nie bardziej niż ty, co? - zaśmiał się mój brat. - Em, będzie dobrze, zobaczysz – uśmiechnął się i pocałował mnie w skroń.
- Żałuję, że rodzice nie mogą tego zobaczyć – powiedziałam cicho.
- Zobaczą to, zobaczą – cmoknął mnie w czoło.
Nagle rozległ się dźwięk „Marszu Mendelsona”, a moje serce mało co nie wyskoczyło z piersi. Ujęłam Karola pod rękę i idąc w takt muzyki, przeszliśmy przez cały kościół, gdzie przy ołtarzu czekał już na nas ksiądz oraz Grzesiek i Piotrek z Iwoną, którzy robili za naszych świadków. Brunet uśmiechnął się do mnie lekko, a mnie to od razu dodało otuchy, a jakiekolwiek obawy, czy przejęcie odeszło w zapomnienie.
Kiedy wypowiadaliśmy słowa przysięgi, oczu nie spuszczałam z oczu Grześka; podobnie było z nim. Mimo że słowa były powtarzane, płynęły prosto z serca.
Po mszy wyszliśmy z kościoła, a zaproszeni goście rzucali rozweseleni ryżem, czemu jeszcze towarzyszyły krzyki dzieci. Potem przez godzinę czekaliśmy aż wszyscy zaproszeni złożą nam życzenia i pojechaliśmy na salę.
Jak na młodą parę przystało, zostaliśmy przywitani chlebem i solą, a przez próg zostałam wniesiona na rękach Grześka. Wszyscy przy lampce szampana zaśpiewali nam „sto lat”, a później zasiedliśmy do obiadu. Po obiedzie, jak to zwykle bywa na weselach, polało się wódki do kieliszków, a po pewnej chwili na parkiecie pojawiliśmy się my z Grześkiem i zaprezentowaliśmy pierwszy taniec tego wesela. Piosenka, do której tańczyliśmy, to „Przetańczyć z tobą chcę całą noc”. Środkowy wpadł na pomysł, żeby zatańczyć do piosenki, przy której tańczyliśmy swój pierwszy wspólny taniec. Strasznie spodobał mi się ten pomysł, więc od razu się zgodziłam. Na parkiet wkroczyli po pewnej chwili inni goście, więc wesele zaczęło się rozkręcać.
Do godziny dwudziestej trzeciej miałam zaliczone tańce z wszystkimi siatkarzami, wujkami, czy to moimi, czy mojego męża oraz swoim bratem, trenerami Resovi i reprezentacji oraz ze sztabami klubu i reprezentacji, również. Klapnęłam zmęczona na krzesło i pociągnęłam łyk soku, którego nalała mi Iwona. Nie zdążyłyśmy zamienić nawet słowa, ponieważ przyleciał Piter i zabrał Iwonkę na parkiet. Jak mogłam się spodziewać, panna młoda sama zostać nie może, więc w mig pojawił się obok mnie Kurek razem z Kubiakiem i zaczęliśmy rozmowę.
Kiedy wybiła północ na salę został wprowadzony tort, który wspólnie z Grześkiem pokroiliśmy, a potem zaczęły się oczepiny. Nie wiem, jak to się stało, ale Igła je prowadził, a osobom z orkiestry nie dał dojść do słowa. Także, oczepiny prowadzone przez Krzysztofa Ignaczaka równały się temu, że było cztery razy więcej śmiechu niż przy oczepinach normalnych.
Kiedy zakończyły się oczepiny, na parkiecie znowu zrobiło się tłoczno i tanecznie. Około godziny trzeciej nad ranem wreszcie zdecydowaliśmy się z Grześkiem opuścić naszych gości i wrócić do mojego rodzinnego domu.
Zostałam przeniesiona przez kolejny próg, ale w tym razem tak szybko moje nogi nie dotknęły ziemi.
- Weszłabym sama – zaśmiałam się, kiedy siatkarz niósł mnie na górę po schodach.
- Wiem – uśmiechnął się i cmoknął mnie w skroń, a po chwili już otwierał drzwi pokoju. Nie zapalił światła, ale mrok rozświetlały pozapalane świeczki o przyjemnym zapachu zielonych jabłek; dopiero po chwili patrzenia na przygotowany pokój, moje, już bose stopy, dotknęły ziemnej podłogi.
- Ślicznie – skomentowałam z uśmiechem i zarzuciłam ręce na szyję Grześka, przy czym uważnie spoglądałam mu w oczy.
- Pani Kosok – uśmiechnął się Grzesiek przyciągając mnie bliżej siebie. - Emilia Kosok, pasuje perfekcyjnie – musnął nosem mój nos, a po chwili dotknął wargami moich ust.
Ręce środkowego powędrowały na moje plecy, a po chwili usłyszałam:
- Oczywiście zamka w tej sukience mieć nie mogłaś...
Zaczęłam się głośno śmiać i dotknęłam poluzowanego już krawatu pana młodego, którego po chwili już nie było, ponieważ wylądował w jednym z kątów pokoju. Z rozwiązaniem gorsetu Grzesiu miał mały problem, co tylko wywoływało mój śmiech, kiedy czasem zaklął pod nosem przeklinając gorsety. Kiedy wreszcie gorset został rozwiązany, poczułam niemałą ulgę. Mogłam głębiej odetchnąć, co przyjęłam z zadowoleniem.
Podobnie jak krawat, gorset wylądował na podłodze, a nasze usta złączyły się w namiętnym, gorącym i długim pocałunku...





Ten, resztę sobie każdy dopowie i wyobrazi sam xD
Ma ktoś może zdjęcia Grzesia w garniturze? (o ile takowe w ogóle istnieje xD) Jeśli tak, to bardzo proszę o podesłanie :D
Miłego wieczoru, nocy, no i jutrzejszego poniedziałku ;*
poziomkowa. 

sobota, 28 grudnia 2013

Sto siedem

Dzień kolejnego meczu zleciał strasznie szybko, ale w nim niestety nie wygraliśmy i musieliśmy uznać zwycięstwo Serbów.
Bardzo ucieszyłam się z wiadomości, że między Gośką a Zbyszkiem wszystko ponownie było dobrze. Sama sobie się dziwiłam, ale przecież blondynka się zmieniła, a przecież każdy zasługuje na drugą szansę, ale tylko i wyłącznie na drugą, bo na trzecią i kolejną, już nie.
Niedzielę spędziłam tylko z Grześkiem w naszym domu. Do południa leżeliśmy w łóżku, a potem zabraliśmy się za wybieranie wzoru zaproszeń na ślub. Z dwunastu wzorów wybraliśmy szybko jeden i ponownie zaczęliśmy wybierać, tylko że tym razem – kwiaty. Po godzinie namysłu wreszcie stanęło na białych oraz czerwonych różach.
- To teraz trzeba zastanowić się nad menu – westchnęłam zrezygnowana.
- Jezu... - mruknął zmęczony już Grzesiek. - Niech się zajmie tym ktoś inny – powiedział przyciągając mnie do siebie – a my zajmiemy się czymś innym... - szepnął i musnął swoim nosem mój nos, a potem delikatnie pocałował w usta.
- O nie! - wyrwałam się od razu. - Musimy wybrać to menu, bo nie mam zamiaru zostać z tym później sama – powiedziałam twardo. - No, już – poklepałam go po kolanie – skończymy szybko, to może uda się poświęcić trochę czasu na zajęcie się... czymś innym – mrugnęłam do niego prawym okiem i wręczyłam kartki z listą dań.
- Niech będzie – westchnął zrezygnowany.
Przez dwie godziny ustalaliśmy menu, co było straszliwie męczące, więc kiedy ostatnie danie zostało wpisane na listę, byliśmy prze szczęśliwi.
- Nareszcie – powiedział zadowolony Grzesiek i wygodniej rozsiadł się na kanapie.
- Zaproszenia wypiszemy, jak przyjadę na mecz do Warszawy, co ty na to? - spytałam składając wszystkie kartki do kupy.
- Yhmm.. - mruknął i zamknął oczy.
- Trzeba będzie jeszcze coś wymyślić, a propos nauk przedślubnych.
- Yhmm... - kolejne mruknięcie.
Uśmiechnęłam się lekko i pokręciłam głową. Widać było, że na temat przygotowań do ślubu, dzisiaj ze środkowym już nie porozmawiam, bo po prostu ma dość.
- Chcesz coś jeszcze do picia? - zapytałam wstając z kanapy.
- Może napijemy się wina? - zaproponował otwierając oczy.
Przytaknęłam i poszłam do kuchni. Wyciągnęłam wino i razem z korkociągiem oraz dwoma kieliszkami wróciłam do salonu. Środkowy otworzył wino i rozlał go do kieliszków. Usiedliśmy wtuleni w siebie i z kieliszkami w dłoniach i zaczęliśmy wszystko wspominać...

- Obejrzymy coś? - zapytała Iwona swojego męża, kiedy siedzieli na kanapie w salonie, a dzieciaki urzędowały na górze.
- Pewnie, skarbie – cmoknął żonę w czoło.
Iwona podniosła się z kanapy i zaczęła wybierać coś z kolekcji jaką wspólnie z Krzyśkiem zebrali przez te wszystkie wspólne lata.
- A jak idą przygotowania do ślubu? - spytał libero.
- Dzisiaj mieli wybrać kwiaty, zaproszenia i wybrać dania – odpowiedziała kobieta szperając w płytach. - Suknia jest, sala jest już zamówiona – uśmiechnęła się. - Pomożecie Grześkowi wybrać garnitur, prawda? - spojrzała na męża.
- Pewnie, że tak – siatkarz uśmiechnął się do żony.
- Jak tak wybierałyśmy suknie z Emilką, przypomniał mi się nasz zamęt – uśmiechnęła się Iwona i usiadła z jedną z płyt na kanapie.
- Ale wszystko wyszło pięknie – zadowolony Igła przytulił swoją żonę.
- Bajecznie, lepiej niż mogłam sobie wyobrazić – uśmiech nie schodził kobiecie z twarzy.
- Niezapomniany dzień – westchnął libero. - Popatrz jak u Emilki i u Grześka wszystko się zmieniło – pokręcił głową. - Gdyby mi ktoś w tamtym roku powiedział, że będę szykował się na ślub Kosy, to bym go wyśmiał – zaśmiał się cicho i krótko.
- Trochę go zmieniła – powiedziała Iwona.
- Dzięki niej się na coś odważył – przyznał Igła. - Są ze sobą tak krótko, a tak się kochają. Takie coś zdarza się bardzo rzadko, ale ich to spotkało i bardzo dobrze – uśmiechnął się. - A jeszcze pamiętam jak z Piotrkiem śmialiśmy się na Grześka urodzinach, że niedługo będziemy tańczyć na ich weselu – zaśmiał się.
- Ale z ciebie wróżbita – skomentowała Ignaczakowa i również się zaśmiała.
- Teraz jeszcze trzeba poczekać aż Piter się oświadczy Alce, no i na Zbyszka.
- Oby im się z Gośką ułożyło – powiedziała Iwona. - Widać, że mimo tego, co ich spotkało, nie przestali się kochać.
- Oboje się zmienili i może nawet dorośli – skomentował Krzysiek.
- Może i masz rację... - westchnęła jego żona. - To, co oglądamy? - spytała.
Igła kiwnął głową, wziął od swej małżonki pudełko, które otworzył i włożył płytkę do odtwarzacza...

- Piotruś! - krzyknęła Ala znad laptopa.
- Co jest, skarbie? - spytał Nowakowski patrząc na nią z kuchni, gdzie przygotowywał dla nich kolację.
- Ładna? - zapytała dziewczyna podlatując do niego z laptopem.
Środkowy zobaczył na wyświetlaczu żółta sukienkę bez ramiączek, którą tworzył mały gorset i żółte falbanki.
- Ładna – przyznał rację swojej dziewczynie i cmoknął ja w skroń.
- A na wesele się nada? - zapytała.
- Pewnie, że tak – uśmiechnął się. - Ślicznie będziesz w niej wyglądać – powiedział i przewrócił jeden filet rybny na patelni.
- Tak myślisz? - spytała pełna obaw.
- Tak, tak myślę – uśmiechnął się i przewrócił drugi filet. - Przestań już się zadręczać tym, w czym pójdziesz, przynajmniej teraz.
- Masz rację – zamknęła klapkę. - Przyjechałeś, a ja zamiast być z tobą, siedzę i szukam sukienki, przepraszam – przytuliła się do jego pleców.
- Teraz już lepiej – uśmiechnął się i odwrócił się w jej stronę. - A jak w ogóle Emilka, ogarnia to wszystko? - zapytał.
- Daje rade – uśmiechnęła się Ala.
- To dobrze – Nowakowski odwzajemnił uśmiech. - Rozłożysz talerze? - spytał.
Dziewczyna kiwnęła głową i zabrała się za rozkładanie talerzy. Rozmawiając o przyjemnych rzeczach, zjedli kolację, a później zasiedli z lampkami wina na kanapie w salonie.
- Kocham cię, wiesz? - zapytał Piotrek zakładając Ale zbłąkany kosmyk jej włosów za ucho.
- Zawsze miło to usłyszeć – uśmiechnęła się i pociągnęła łyk bordowego napoju.
- Pamiętasz naszą pierwszą rozmowę?
- Jasne, że pamiętam – zaśmiała się Ala. - Ale jeszcze bardziej pamiętam, jak przeciągnąłeś „o”, jak mówiłeś jak masz na imię – wyszczerzyła się.
- Głupio to zabrzmiało, co? - na jego twarz wstąpił skrzywiony uśmiech.
- Nie, to było słodkie – uśmiechnęła się i pogładziła go po policzku. - Ale to, że zostawiłeś telefon z samochodzie, to był podstęp, prawda?
- A jeśli powiem, że tak, to będzie zła odpowiedź? - podrapał się w tył głowy.
- Skądże – dziewczyna zaczęła się śmiać z jego miny. - Bardzo podobało mi się, jak zagadałeś mnie, aż do dwunastej w nocy – uśmiechnęła się szeroko.
- O czym ja w ogóle mówiłem? - zaśmiał się Piotrek. - O siatkówce – zaczął się głośno śmiać.
- O siatkówce, dużo mówiłeś o siatkówce – przytaknęła mu Ala. - Ja zadawałam pytania, a ty na nie odpowiadałeś, a potem poprosiłeś o mój numer – uśmiechnęła się.
- Pamiętam doskonale – zaśmiał się Nowakowski. - Pamiętam nawet pierwszego esemesa.
- Czwarta rano – zaśmiała się Ala.
- Czekaj, jak to było... - zamyślił się środkowy. - A! „Tyle mówiłem o sobie, że nic się nie dowiedziałem o Tobie”!
- Tak, dokładnie – dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie.
- Zdziwiło mnie strasznie, że wtedy odpisałaś tak szybko – przyznał Pit.
- Nie spałam, po prostu – uśmiechnęła się. - Ale po twoim dobranoc, jakoś zasnęłam natychmiast – przyznała i zbliżyła się do Nowakowskiego.
- Ja też, a później obudziłem się z pastą na twarzy – zaśmiał się środkowy i odstawił swój oraz Ali, kieliszek na ławę.
- Emilka z Grześkiem po prostu się zemścili – uśmiechnęła się i lekko dotknęła jego ust, a po chwili złapała za koniuszki jego koszulki, co zaowocowało tym, że koszulka wylądowała w jednym z kątów pokoju...

W poniedziałek Grzesiek wrócił do Spały, a ja następnego dnia pojechałam do Wałbrzycha. W niedziele był dzień matki, więc spóźniając się dwa dni dotarłam na cmentarz, aby zapalić znicz na grobie rodziców i chwilę posiedzieć przy ich grobie.
Nim się obejrzałam minęło kilka dni i zaczęła się Liga Światowa oraz nadszedł dzień pierwszego meczu Polaków w tych rozgrywkach. Niestety Brazylia okazała się lepsza pokonując nas trzy do jednego.
Po meczu wpadłam do pokoju hotelowego Grześka, gdzie zgromadzili się już Igła i Piotrek z Alką.
- Zibiego i Gośki jeszcze nie ma? - spytałam.
Celem naszego spotkania tutaj była wiadomość od Zbyszka, która mówiła tylko, że mają dla nas z Gośką niespodziankę i mamy stawić się w pokoju Kosoka.
Do pokoju nagle wparowali uśmiechnięci sprawcy całego zamieszania trzymając się za ręce.
- A wy co tacy zadowoleni? - zapytałam zaciekawiona i stanęłam obok mojego narzeczonego.
W pokoju zapanowała chwilowa cisza, a po chwili usłyszeliśmy słowa, które każdego z nas wprawiły w osłupienie:
- Dzisiaj wzięliśmy ślub!





No to przynajmniej z tego epizodu dowiedzieliście się jak to było na początku z Alą i Pitem :D
Ktoś, coś, poleci mi jakieś piosenki? ;p Gatunek nie gra roli :)
Nie wiecie przypadkiem, czy to, że AA jest trenerem Argentyny jest już potwierdzoną informacją na 100%? ;)
do jutra! ;*
poziomkowa. 

czwartek, 26 grudnia 2013

Sto sześć

Mecz zakończył się wynikiem 3;1 dla Polaków, więc kiedy tylko ogłoszono, że można udać się do szatni, Zbyszek uważnie zaczął rozglądać się po hali wyszukując pewnej blondynki. Przez parę chwil myślał, że jednak nie przyjechała, ale kiedy zauważył ją na jednym z miejsc na trybunach serce zaczęło szybciej mu być.
Musiał dłuższą chwilę się na nią patrzeć, ponieważ kobieta wyczuwając czyichś wzrok, spojrzała prosto na niego. Uniosła prawą rękę do góry i lekko się uśmiechając, pomachała niepewnie do Bartmana. Uśmiechnął się do niej lekko i biegiem ruszył do szatni całkowicie głuchy na głosy dziewcząt, które go wołały. W tamtej chwili w głowie miał tylko jedną kobietę, reszta go nie obchodziła.
Przebrał się szybko i wypadł z szatni, jak poparzony.
- A temu co? - zapytał zdziwiony Igła mijając biegnącego atakującego.
Dziku wzruszył tylko ramionami, podobnie jak i Piter.
Nie wiedzieli, bo skąd mogli wiedzieć, że Gośka pojawiła się na tym mecz? O liście nie wiedział nikt, oprócz Zbyszka i blondyny.
Siatkarze udali się do szatni, a Zibi w tym czasie poszedł szukać Gośki. Wyczuł jej wzrok i kiwnął jej głową, aby wyszła z hali. Bartman szedł przed siebie, a blondynka podążała za nim. Nie zwracał uwagi na piszczące dziewczyny, po prostu szedł przed siebie z szybko bijącym sercem.
Po dziesięciu minutach drogi zatrzymał się obok jakiejś ławki i odwrócił się na pięcie, pierwszy raz odkąd wyszedł z hali. Nie patrzył, czy Gośka idzie za nim. Po prostu to wiedział, a teraz, kiedy ją zobaczył, tylko się w tym upewnił.
- Tak się cieszę, że przyszłaś – powiedział patrząc jej prosto w oczy.
Kobieta zatrzymała się i nic nie powiedziała, po prostu patrzyła Zbyszkowi w oczy. Oboje czuli, ze czas jakby zatrzymał się w miejscu, specjalnie dla nich.
Atakujący założył za ucho Gośki zbłąkany kosmyk blond włosów, a po chwili delikatnie dotknął jej policzka. Blondynce zadrżały wargi i przymknęła oczy. Zbyszek dotknął sowim czołem, czoła Gośki, a po chwili ich usta złączyły się z gorącym, długo wyczekiwanym pocałunku.
- Jak ja za tobą tęskniłam – szepnęła blondyna i mocno przytuliła się do Zbyszka.
- Ja za tobą też – przymknął oczy i jeszcze bliżej przygarnął ją do siebie.
- Cieszę się, że napisałeś ten list – powiedziała cicho.
- Ja też, i to nawet nie wiesz, jak bardzo – uśmiechnął się lekko i odsunął ją od siebie troszeczkę, aby móc spojrzeć na jej twarz. - Chciałbym, żeby było jak dawnej...
- Postaram się, żeby było jeszcze lepiej – obiecała mu patrząc w zielone tęczówki.
- Nie ty jedna. Postaramy się oboje – uśmiechnął się leciutko i czule pocałował ją w czoło.
- Uda nam się? - spytała.
- Uda – powiedział przekonany i popatrzył na jej śliczną twarz. - Może i jestem wariatem, co z tego – machnął ręką. - Kocham cię i nie ważne jest, to co było. Kurde, pieprzyć to. Teraz ważne jest tylko, to co przed nami – przełknął ślinę i schował prawą rękę do kieszeni. - A ja już dłużej żyć bez ciebie nie mogę i nie mam nawet zamiaru. Czas do tego dnia ciągnął się niesamowicie długo, a ja myślałem, że dostanę szału. Tak bardzo chciałem cię zobaczyć, dotknąć, pocałować – słowa płynęły prosto z jego serca i przejmował się tylko tym, żeby tego słuchała i tym, żeby się odważył na to co miał zamiar zaraz wykonać. - Kocham cię i chcę być z tobą do końca życia, więc zostaje mi zadać tylko jedno pytanie.
W jednej chwili Bartman klęknął, a z kieszeni wyciągnął małe pudełeczko, które szybkim ruchem otworzył.
- Zechcesz spędzić resztę życia z popieprzonym wariatem, który kocha cię nad życie?
Goście ręce zaczęły się trząść, a głos uwiązł w gardle. Tego się nie spodziewała. W najpiękniejszych snach tego się nie spodziewała! Spojrzała na pierścionek, potem znowu na Zbyszka, prosto w jego zielone oczy i kiwnęła najzwyczajniej w świecie, głową.
- Tak – powiedziała cichutko, a na twarzy Bartmana wykwitł jeden z najpiękniejszych uśmiechów jakie blondynka do tej pory widziała.
Chwilę później pierścionek znalazł się na jej palcu, a Bartman mocno ją pocałował, a ona z wielką przyjemnością pocałunek oddała. Kiedy oderwali się od siebie, siatkarz chwycił Gośkę na ręce i zaczął kręcić się z nią w kółko, co zaowocowało dźwięcznym śmiechem Małgorzaty.
- Straszliwie za tobą tęskniłam – kobieta dotknęła policzka atakującego, a po chwili lekko pocałowała go w usta.
- Będziesz mnie miała przez resztę życia i będziesz miała mnie dość – zaśmiał się Bartman.
- Ciebie, skarbie, nigdy dość – również się zaśmiała, a po chwili ponownie go pocałowała, tylko tym razem mocniej, dłużej i o wiele razy namiętniej. - Kocham cię – szepnęła patrząc mu w oczy. - Kochałam cię przez cały ten czas...
- Ja ciebie też – przyznał i lekko się uśmiechając pozwolił na to, aby ich usta kolejny raz połączyły się w pocałunku...






Wybaczcie tę straszliwą długość epizodu ;D Tak właściwie, to pojawił się dzisiaj, bo jutro bym raczej nie dała rady go dodać ;/
Jak Święta? :D Najedzeni, zadowoleni? ;) Bo ja aż za bardzo :D
Miłego wieczoru, a raczej to już nocy ;* Zostawiam Was z epizodem i tą oto piosenką: http://www.youtube.com/watch?v=IuiNLmOwf-4 Towarzyszy mi od jakiś hmm.. trzech/czterech lat :D mam nadzieję, że Wam sie spodoba, bo ja ją pokochała od razu :D
poziomkowa. 

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Sto pięć

Stanęłam jak wryta i wbiłam wzrok w suknię. Gorset był obsypany malutkimi diamencikami, które błyszczały teraz dzięki światłu w salonie. Od gorsetu wychodziły długie falbany, które były napuszone. W miejscu, gdzie kończył się gorset, po prawej stronie zawiązana była biała, gruba wstążka.
- Piękna – szepnęłam.
- Mówiłam, że znajdziesz! - wykrzyknęła uradowana Iwona. - Matylda!
- Iwona! - nagle z końca salonu wyleciała wysoka blondynka w kremowej sukieneczce i na wysokich szpilkach.
- Przyprowadziłam klientkę – wskazała na mnie.
- Świetnie – uśmiechnęła się szeroko. - Mówcie mi Matylda – zwróciła się do mnie i do Ali. - Która z pań...?
- Emilia – Ignaczak wskazała na mnie. - A z Alą przyjedziemy za niedługo – oznajmiła, z czego dziewczyna Nowakowskiego zaczęła się śmiać.
- Spodobało ci się coś, skarbie? - zapytała właścicielka salonu sukien ślubnych.
Kiwnęłam głową.
- Świetnie! - klasnęła w dłonie. - Która?
Wskazałam jej właściwą suknię, a kobieta aż gwizdnęła.
- Wspaniały wybór! - skomentowała i podeszła do manekina, na którym znajdowała się moja wymarzona suknia. - Zaraz przymierzysz – uśmiechnęła się do mnie szeroko i zaczęła ściągać ją z manekina. - Jest gorset, więc z dopasowaniem do tali nie będzie najmniejszego problemu – puściła mi oczko.
- Widzisz, słuchaj Iwony Ignaczak, a nie zginiesz – wyszczerzyła się żona libero.
- Widzę, widzę – uśmiechnęłam się.
- Będziesz przepiękną panną młodą – powiedziała przekonująco Ala. - Grzesiek padnie z wrażenia – uśmiechnęła się szeroko.
- Frajdę, to on dopiero będzie miał, jak będzie to ściągał – skomentowała Matylda, na co wszystkie zaczęłyśmy się śmiać.
Chwilę później byłam już w przymierzalni razem z Alą i zakładałam suknię. Sam gorset wiązała mi przez kilka minut, co było trochę męczące, ale efekt był niesamowity.
- Oświadczam, iż... - zaczęła dziewczyna Nowakowskiego wychodząc z przymierzali – piękniejszej panny młodej, to ja nigdy w życiu nie widziałam – odsłoniła zasłonę, a ja odwróciłam się w stronę Matyldy i Iwony. Dwóm kobietom aż zaparło dech w piersiach.
- Jak ja kocham tę robotę! - powiedziała zadowolona właścicielka salonu.
- Przepięknie! - westchnęła Iwona.
- To, co odkładamy? - zapytała zadowolona Matylda.
Spojrzałam na siebie w lustrze i szeroko się uśmiechnęłam.
- Jak najbardziej – odpowiedziałam kiwając głową.
- Świetnie! - ucieszyła się blondynka i klasnęła w dłonie.

Następne dni leciały w zadziwiająco szybkim tempie. Byłam zajęta i może to dlatego. Cieszyłam się z tego, że nim się obejrzałam, trzeba było się zbierać do Milicza na mecz. Nie mogłam się już doczekać chwili, kiedy znowu mogłam zobaczyć Grześka.
W dzień meczu, czyli dwudziestego czwartego maja, z samego rana wyjechałam do Rzeszowa, aby zabrać Alę. Iwona z dzieciakami już na nas czekali pod swoim domem. Punktualnie o siódmej trzydzieści odpaliłyśmy silniki i ruszyłyśmy w stronę Milicza.
Po pięciu godzinach drogi byliśmy na miejscu. Zakwaterowaliśmy się w jakimś hotelu, każdy z nas wziął prysznic i byliśmy gotowi do wyjścia na rynek, gdzie odbywała się Aleja Gwiazd.
- Ciociu, tutaj jest tatuś? - zapytała mnie Dominika.
- Jasne, że tak, kochanie – uśmiechnęłam się i wzięłam ją na ręce. - Musimy tylko go poszukać – cmoknęłam ją w policzek. - Rozglądaj się dobrze.
Przez jakieś pięć minut wypatrywałyśmy Krzyśka, aż wreszcie znalazła go jego własna córka.
- Tatuś! - krzyknęła głośno, a Igła w tym samym czasie odwrócił się od rozmawiającego z nim, Andrzeja Wrony.
- Dominisia! - ucieszył się i zabrał ją szybko ode mnie.
- Siema, tato! - powiedział wyraźnie Sebastian.
- Cześć, chłopie! - przybił piątkę z synem i objął go jedną ręką.
- Witaj, kochanie – przywitała się z mężem Iwona i mocno go pocałowała.
- To takie obleśne, kiedy dorośli się całują – mruknął Seba, na co zareagowaliśmy śmiechem.
- Pogadamy za parę lat, synu – powiedział libero i poczochrał syna po głowie. - O proszę, i dwie piękne panie nawet się pojawiły – uśmiechnął się do mnie i do Ali.
- Przecież nie mogło nas tutaj zabraknąć – powiedziała dziewczyna Nowakowskiego.
- A Pit mówił, że cię nie będzie – zauważył trafnie Igła.
- Takie tam maluteńkie kłamstewko – uśmiechnęła się niewinnie Ala.
- Nieładnie – pogroziłam jej palcem.
- Cicho – uciszyła mnie śmiejąc się. - Czasem się muszę z nim podroczyć.
- Dobra, dobra – uniosłam do góry ręce. - Andrzej, co tam u ciebie? - zapytałam zwracając na niego wreszcie uwagę.
- Bardzo dobrze – uśmiechnął się szeroko i mocno mnie przytulił. - Gratuluję zaręczyn – powiedział patrząc mi w oczy. - Grzesiek lepiej wybrać nie mógł.
- Dzięki – odwzajemniłam uśmiech. - Nie wiem, czy wy się znacie... To jest Ala, dziewczyna Piotrka – wskazałam na dziewczynę stojącą obok mnie.
- Andrzej – wyciągnął do niej swoją dłoń.
- Ala – uścisnęła jego dłoń.
- Miło mi cię poznać – uśmiechnął się lekko.
- Wiecie może, czy gdzieś tutaj się kręci Grzesiek? - zapytałam.
- Kosa jest jeszcze w hotelu – odpowiedział mi środkowy. - Do hali z hotelu mamy raptem kilka kroków – uśmiechnął się. - Pokój numer dziesięć – puścił mi perskie oczko.
- No to, znajdę, dziękuję – uśmiechnęłam się. - Do zobaczenia później – pomachałam im i ruszyłam w stronę hali.
- W sumie dzisiaj nie gra, ale nie wymęcz go za bardzo! - krzyknął za mną Igła, a ja pokręciłam tylko głową i cicho się zaśmiałam.
Kilka minut później byłam już w hotelu i szukałam pokoju z numerkiem dziesięć. Kiedy wreszcie go znalazłam, weszłam cicho do środka. Było pusto, ale z łazienki dochodził szum wody, więc Grzesiek się kąpał.
Usiadłam na jednym z łóżek, jak się domyśliłam – Grześka, ponieważ na poduszce leżał jego telefon i spokojnie czekałam aż wyjdzie z łazienki.
Kilka minut później drzwi otworzyły się i ukazał się w nich Grzesiek. Lekki zarost okalał jego twarz, włosy miał mokre, a na biodra nasunięte szorty, nad którymi uwidoczniony był pasek od bokserek.
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem i widać było, że trochę go zatkało. Zaczęłam się śmiać i wstałam z łóżka. Nie zdążyłam nic powiedzieć, ponieważ usta środkowego z prędkością światła, znalazły się na moich i połączyły się w mocnym, namiętnym i długim pocałunku, a dłonie Grześka znalazły się na moich policzkach.
- Strasznie za tobą tęskniłem – wyszeptał tuż przy moich ustach.
- Ja za tobą też – odszepnęłam i ponownie nasze usta złączyły się w długim i pełnym namiętności, pocałunku.
- Mieliśmy zobaczyć się na meczu – zauważył Grzesiek łapiąc mnie za rękę i siadając ze mną na łóżku.
- Nie mogłam się doczekać, aż cię zobaczę – wyszczerzyłam się. - I lepiej się ubierz – dźgnęłam go w pierś. - Bo będziemy zmuszeni spóźnić się na mecz – uśmiechnęłam się niewinnie.
Grzesiek dźwięcznie się zaśmiał i lekko dotknął moich ust.
- Ubieraj się i idziemy – powiedziałam stanowczo odrywając się od ust siatkarza.
Mężczyzna szybko włożył czerwoną koszulkę i trzymając się za ręce wyszliśmy z pokoju, a następnie z hotelu. Idąc wolnym krokiem, wesoło rozmawialiśmy i cieszyliśmy się swoją obecnością. Dopiero teraz zauważyłam jak bardzo mi go brakowało. Jak brakowało jego dotyku, pocałunku, tego kiedy brał mnie za rękę i razem szliśmy przed siebie.
Weszliśmy na halę i zajęliśmy nasze miejsca. Parę chwil później zawodnicy wybiegli na boisko i rozpoczął się mecz. Z zaciekawieniem rozejrzałam się po zapełnionej po brzeg hali.
- Wypatrujesz kogoś? - zapytał Grzesiek.
Pokręciłam głową z uśmiechem i cmoknęłam go w nos.
- Mam ciebie, więc nikogo więcej nie potrzebuję – wyszczerzyłam się i mocno ścisnęłam jego dłoń.
Nagle mój wzrok napotkał dobrze mi znaną osobę. Oczy powiększyły się do wielkości pięciozłotówek, ale po chwili na twarzy pojawił się leciutki uśmiech.
- Dobra decyzja – mruknęłam pod nosem i skoncentrowałam się na meczu.






No to dzisiaj mamy ostatni dzień maratonu :) Trzydniowa przerwa i powracamy, kto wie, może z kolejnym maratonem? ;p Zobaczymy, jak to wyjdzie :)
Wszystkim Wam życzę WESOŁYCH ŚWIĄT, DUŻO ZDROWIA, SZCZĘŚCIA, ŻEBY UŚMIECH NIE SCHODZIŁ WAM Z TWARZY, SPEŁNIENIA WSZYSTKICH MARZEŃ, NIESKOŃCZENIE WIELE MIŁOŚCI, OSIĄGNIĘCIA WSZYSTKICH WYZNACZONYCH CELÓW, DOBRYCH OCEN, PIENIĘDZY, ZADOWOLENIA Z GRY SWOJEJ UKOCHANEJ DRUŻYNY, WIELKICH EMOCJI PLUSLIGOWYCH ORAZ PODCZAS LIGI ŚWIATOWEJ I MISTRZOSTW ŚWIATA, BRAKU POWODÓW DO SMUTKU, UDANYCH WAKACJI I WSZYSTKIEGO, CO SOBIE TYLKO ZAMARZYCIE! Nie jestem za dobra w składaniu życzeń, przepraszam...
Trzymajcie się cieplutko, jeszcze raz Wesołych Świąt spędzonych w rodzinnym gronie ;) Uwielbiam Was, ale to już zapewne wiecie ♥
Wracam do obowiązków ;p
poziomkowa. 

niedziela, 22 grudnia 2013

Sto cztery

- Rozstaniesz się z tym telefonem w końcu? - zapytał Piotrka Kosa, kiedy wychodzili ze spalskiej stołówki. - Przez całe śniadanie tylko patrzyłeś w ekran.
- Po prostu szukam idealnego – odpowiedział dalej ze wzrokiem utkwionym w telefonie.
- Idealnego czego? - zapytał.
- Znalazłem! - krzyknął nagle uradowany. - Dzięki Kosa! - uśmiechnął się do niego szeroko, po czym ruszył biegiem na górę.
- Chyba muszę poprosić o wyłączenie wi-fi – mruknął środkowy i pokręcił głową.
Idąc do pokoju on sam wyciągnął telefon z kieszeni i popatrzył na wyświetlacz, gdzie przywitała go uśmiechnięta twarz Emilki. Aż sam się uśmiechnął na jej widok i na wspomnienie ich spaceru po Barcelonie w upalny dzień.
W tym samym momencie na wyświetlaczu pojawiło się inne zdjęcie Emilki i oznaczało to, że teraz do niego dzwoni.
- Cześć, skarbie – przywitał ją wesołym tonem i wszedł do pokoju, gdzie był już Kuba.
- Hej – ziewnęła. - Nie przeszkadzam ci? - zapytała zaspanym głosem.
- Nie, jestem właśnie po śniadaniu – odparł i położył się na łóżku. - A jak tam wczorajsze spotkanie klasowe?
- Bardzo dobrze – odpowiedziała zadowolonym głosem, a w tej samej chwili Jarski ulotnił się z pokoju. - Pamiętasz tego policjanta, który zatrzymał nas, jak pierwszy raz jechałeś ze mną do Gdańska? - spytała nagle.
- Tego, który zostawił ci karteczkę z numerem telefonu? - w odpowiedzi usłyszał mruknięcie. - No pamiętam, pamiętam. Co z nim?
- To kolega z klasy – zaśmiała się cicho. - Tylko go nie poznałam.
- Powiedz, że cię nie podrywał na tym spotkaniu, bo nawet mu te jego policyjne sztuczki nie pomogą – powiedział całkiem poważnie, a Emilka zaczęła się śmiać.
- Nie masz powodów do zazdrości, kochanie – odparła. - Zadzwonię do ciebie jeszcze wieczorem, bo teraz jadę z Kornelią na zakupy, musi sobie kupić sukienkę na jakąś tam imprezę.
- Poszukaj jakiejś innej – Grzesiek uśmiechnął się szeroko, a słuchawce usłyszał dźwięczny śmiech swojej przyszłej żony.
- Rozejrzę się – usłyszał w dodatkowej odpowiedzi. - Kocham cię, pa.
- Ja ciebie też. Pa pa.
Zakończył połączenie i przez chwilę patrzył na wyświetlacz, gdzie w dalszym ciągu na tapecie widniała Emilka. Uśmiechnął się szeroko, a chwilę później opuścił pokój, ponieważ umówił się z Igłą i Zbyszkiem na partyjkę pokera.

Zibi siedział na ławeczce niedaleko ośrodka i wpatrywał się w splaski las. Nie mógł doczekać się już meczu w Miliczu. Wiedział, że będzie to albo jego szczęśliwy dzień, albo, co gorsza, jeden z najgorszych i rozczarowujących dni w całym jego życiu. Zostało jeszcze dziesięć minut i się przekona. Bardzo chciał ją zobaczyć, ale czy ona chciała tego samego? Miał ogromną nadzieję, że tak.
Westchnął głęboko i przymknął oczy odchylając głowę do tyłu.
- Zibi! - usłyszał krzyk Igły z balkonu. - Grasz, czy nie?!
- Już idę! - odkrzyknął przyjacielowi i lekko się uśmiechnął. 

Przecież w końcu musi być dobrze, pomyślał i wstał z ławki, po czym wrócił do budynku.

Do własnego domu wróciłam we wtorek rano. Po tym jak się wyspałam i wykąpałam, wsiadłam w samochód i pojechałam do Rzeszowa, gdzie byłam umówiona z Iwoną i Alą. Przez dwie godziny ciągały mnie po sklepach z sukniami ślubnymi, ale nie było takiej, która by mnie porwała i czułabym, że to właśnie w niej stanę na ślubnym kobiercu.
Później poszłyśmy na kawę, po czym każda z nas rozjechała się do własnych domów. Jutro czekała mnie ta sama przeprawa, co dzisiaj, ale zabierały mnie do jakiejś znajomej Iwony, która stwierdziła, że tam NA PEWNO mi się coś spodoba. To właśnie od Matyldy, bo tak miała na imię właścicielka salonu sukien ślubnych, Iwona miała swoją suknię, w której brała ślub z Krzyśkiem. 

Może się uda, pomyślałam i uśmiechnęłam się sama do siebie.

Następnego ranka zadzwoniłam od razu do Krzyśka, który dzisiaj miał urodziny. Złożyłam najlepsze życzenia oraz porozmawiałam z nim chwilkę, po czym zażyłam tabletki, ubrałam się i coś zjadłam oglądając telewizję.
Nagle zaczął dzwonić mój telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam uśmiechniętą twarz Grześka i aż sama się uśmiechnęłam.
- Tak, kochanie? - odebrałam.
- Yyy... wiesz, nie obrażę się, żebyś witała mnie tak codziennie – odezwał się głos Grześka, tyle tylko, że Łomacza.
- Grzesiu! - ucieszyłam się. - Co tam u ciebie? I czemu dzwonisz z telefonu mojego narzeczonego?
- Bo nie mogłem od niego wyciągnąć twojego numeru telefonu – zaśmiał się. - Zazdrosny jest – uśmiechnęłam się pod nosem. - Jak się czujesz, przyszła panno młoda? - zapytał.
- W sumie to bardzo dobrze – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - A u ciebie, jak tam?
- Podobnie jak u ciebie – odpowiedział zadowolony. - Suknię już masz?
- Jeszcze nie, ale chyba dzisiaj ją będę miała – odpowiedziałam. - Grzesiu, co ty taki ciekawski jesteś? - zapytałam śmiejąc się.
- Nie tylko on – usłyszałam głos Kubiaka.
- Czy ja jestem na głośniku? - zapytałam śmiejąc się.
- Strzał w dziesiątkę! - tym razem odezwał się Jarosz.
- Oj, chłopaki, chłopaki – westchnęłam dalej się śmiejąc.
- My się tylko martwimy o przyszłą pannę młodą – wytłumaczył Dziku.
- Zostałaś tam sama w wielkim domu – dopowiedział Jarski.
- Właśnie! - olśniło rozgrywającego. - Kiedy nas zaprosicie?
- Jak dla mnie możecie wpaść, kiedy tylko chcecie – odpowiedział uśmiechnięta. - Jesteście tutaj zawsze mile widziani.
- Co wy robicie z moim telefonem?! - nagle usłyszałam głos mojego Grześka i zaczęłam się cicho śmiać.
- Nic – powiedział szybko Łomacz.
- Zupełnie nic – tu odezwał się Dziku.
- Tylko rozmawiamy z twoją przyszłą żoną – odpowiedział nadzwyczajnie w świecie Kuba.
- A z racje tego, że masz do niej darmowe... - zaczął rozgrywający.
- I nie chciałeś dać nam jej numeru... - zauważył trafnie atakujący.
- Postanowiliśmy poradzić sobie sami – zakończył przyjmujący, a ja zaczęłam głośno się śmiać.
- Chłopaki, spokojnie – powiedziałam roześmiana. - A ty, Grzesiek, daj im ten numer, chętnie porozmawiam sobie z nimi.
- Sam widzisz – powiedział Łomacz tonem „a nie mówiłem?”.
- Dobra, dobra – w telefonie coś mi zaszumiało. - Wypad. Co tam, skarbie? - usłyszałam wyraźny głos Kosoka.
- Dobrze, a u ciebie? - spytałam popijając herbatę.
- Tak samo, ale strasznie za tobą tęsknię.
- Ja za tobą też – westchnęłam. - Ale jeszcze dziesięć dni i się wreszcie zobaczymy – uśmiechnęłam się.
- I będziemy mieć całą niedzielę dla siebie – powiedział zadowolonym głosem.
- O, tak – wymruczałam i spojrzałam na zegarek. - Kurde! - krzyknęłam. - Dziewczyny mnie zabiją jak się spóźnię! - szybko podniosłam się z krzesła i ruszyłam do przedpokoju.
- Co będziecie robić? - zapytał.
- Suknia ślubna i jeszcze parę innych spraw – mruknęłam zakładając balerinki. - Zadzwonię do ciebie wieczorem, dobrze?
- Dobrze, dobrze – zaśmiał się. - Mam nadzieję, że znajdziesz jakąś wspaniałą sukienkę.
- Ja też – uśmiechnęłam się. - Kocham cię, pa!
- Ja ciebie też, pa.
Rozłączyłam się i wrzuciłam telefon do torebki.
Pół godziny później byłam już na miejscu. Ala z Iwoną czekały na mnie przed salonem.
- No wreszcie! - zaśmiała się dziewczyna Nowakowskiego.
- Sorry, zagadałam się – rzuciłam zamykając samochód i podnosząc okulary przeciwsłoneczne na włosy. - Idziemy?
- Jasne, że tak! - uśmiechnęła się Iwona. - Mówię ci, tutaj na pewno coś ci się spodoba – powiedziała ze stu procentową pewnością.
- Miejmy nadzieję – uśmiechnęłam się.
Ignaczak pchnęła drzwi i weszłyśmy do salonu. W jednej sekundzie zobaczyłam dziesiątki sukien ślubnych na manekinach, ale tylko jedna przykuła od razu moją uwagę. W tamtej sekundzie, już wiedziałam, że nie chcę innej, tylko właśnie tę... Można by nawet rzec, że się zakochałam...


 
Także tego no... trzeci dzień maratonu :D
Tracę głos... Skrzeczę tak, że masakra -,- niech ktoś to zabierze, błagam...
Jakby ktoś miał kilka sekund czasu, może pomóc Klaudii :)) Wystarczy tylko kliknąć „lubię to” :D https://m.facebook.com/photo.php?fbid=623928571001059&id=390374427689809&set=a.623927594334490.1073741855.390374427689809&source=43&__user=100002306603913
 Z góry dziękuję! ;))
Udanej niedzieli Wam życzę! ;*
poziomkowa. 

sobota, 21 grudnia 2013

Sto trzy

- Emilia! - uśmiechnął się szeroko. - Teraz mnie poznajesz? - zapytał patrząc mi w oczy.
- Zmieniłeś się – odpowiedziałam.
- Nie noszę już tylko okularów – odparł. - Ale soczewki.
Każdy chyba pamiętał jego wielgaśne okulary, z których każdy po cichu się śmiał. A teraz proszę, Marek Bytnio bez okularów stał się bardzo przystojnym mężczyzną i policjantem trzeba dodać.
- Za to ty, nie zmieniłaś się wcale – uśmiechnął się i sięgnął po szklankę.
- Nie mogłeś po prostu wtedy się ujawnić? - zapytałam przypominając sobie pierwsza jazdę do Gdańska po przeprowadzce do Rzeszowa.
- Zostawiłem ci przecież numer – uśmiechnął się i nalał sobie soku. - Twój chłopak się na mnie nie wkurzył? - zaśmiał się cicho.
- Wtedy był moim przyjacielem – odparłam i uśmiechnęłam się lekko.
- Czyli mnie ubiegł? - powiedział z zadziornym uśmieszkiem, a ja zaczęłam się śmiać. - A czym się zajmujesz? - zapytał nagle.
- Jestem fotografem – odpowiedziałam i wzięłam łyk soku. - A ciebie co skłoniło, żeby zostać policjantem?
Wzruszył tylko ramionami i w tym samym momencie swoją przemowę zaczęła nasza była dyrektorka Karnicka. Przywitała się z nami i zaczęła rozwodzić się nad tym, jak cieszy się z tego, że tak licznie przybyliśmy na to spotkanie. Na koniec podziękowała mi i Adrianowi za to, że wpadliśmy na pomysł zorganizowania zjazdu, po czym życzyła udanej zabawy i zajęła się indywidualnymi rozmowami ze swoimi byłymi uczniami.
Całe spotkanie trwało cztery godziny i udało mi się porozmawiać ze wszystkimi oprócz trzech piękniś, z którymi nie miałam najmniejszej ochoty rozmawiać.
Przez te cztery godziny, czułam się jakbym znowu miała naście lat. Uśmiech w ogóle nie schodził mi z twarzy, podobnie było z innymi. Marek stał się duszą towarzystwa, co się wcześniej nie zdarzało. Opowiadał żarciki, zarzucał koleżanki komplementami.
Było kilka minut po dwudziestej trzeciej, kiedy na sali zostałam tylko ja i Adrian.
- Spotkanie można zaliczyć do udanych – uśmiechnął się i usiadł obok mnie.
- Tak, mój telefon wzbogacił się o parę nowych numerów telefonów – zaśmiałam się i schowałam komórkę do torebki.
- Mam pomysł – nagle wstał z krzesła. - Zatańczysz ze mną?
- Co? - zdziwiłam się.
- Ostatni raz, bo pewnie już nie będzie okazji – popatrzył na mnie z lekkim uśmiechem na ustach.
- W sumie, czemu nie? - odwzajemniłam uśmiech i wstałam, a blondyn podbiegł do laptopa i włączył piosenkę.
- Pamiętasz ją? - zapytał ujmując moją dłoń i obejmując mnie w pasie.
- Jasne, to nasza piosenka – odparłam, a on okręcił mnie wokół mojej własnej osi.
- Jak zawsze, świetna pamięć – uśmiechnął się patrząc mi w oczy.
- Takich rzeczy nie da się zapomnieć – odwzajemniłam uśmiech.
- Jak to dawno było, dziesięć lat temu – pokręcił z niedowierzaniem głową.
Chciałam już coś powiedzieć, ale usłyszałam kroki na korytarzu, więc wyswobodziłam się z objęć Adriana. Na sali pojawiła Karnicka.
- Pięknie, to wszystko wyszło! - powiedziała zadowolona. - Mieliście świetny pomysł z tym zjazdem – uśmiechnęła się szeroko. - Tylko teraz musimy to posprzątać – mówiła dalej, a ja w tym momencie zaczęłam zbierać talerze. - Pani Jadzia już idzie nam pomóc.
Sprzątanie zajęło nam czterdzieści minut, a potem pożegnaliśmy się z dyrektorką i Adrian odwiózł mnie do domu.
- Nie skończyliśmy tańczyć – powiedział, kiedy zatrzymał samochód pod moim domem. - Mam nadzieję, że jakoś to nadrobimy – uśmiechnął się.
Odwzajemniłam uśmiech, kiwnęłam głową, podziękowałam za podwózkę i pożegnałam się, po czym opuściłam samochód.
Kiedy weszłam do domu, gdzie było całkowicie cicho. Ściągnęłam szpilki i jak najciszej się tylko dało dotarłam do swojego pokoju. Walnęłam się na łóżko i nawet nie pamiętam, kiedy zamknęłam oczy i zasnęłam.

W niedzielne popołudnie do swojej klatki weszła wysoka blondynka. Przez trzy poprzednie dni była na szkoleniu, więc zajrzała do skrzynki. Idąc schodami zaczęła przeglądać pocztę.
- Rachunek, rachunek – mruczała do siebie cicho, kiedy nagle zobaczyła dużą kopertę, a w prawym, dolnym rogu zobaczyła swoje dane napisane dobrze znanym jej pismem. Przystanęła na chwilę, a jej serce zaczęło szybciej bić. Przymknęła oczy i westchnęła głęboko.
Biegiem dotarła do swojego mieszkania, a kiedy była w nim już, rzuciła wszystko i zaczęła otwierać kopertę. Ręce jej się strzęsły, kiedy wyciągała z niej list, a w środku było jeszcze coś, ale na razie skupiła się na zapisanej przez Bartmana kartce.
Droga Gosiu!
Wiem, że może nie powinienem do Ciebie pisać, ale tak nie mogę. Musiałem. Może uznasz, że to głupie, ale nie mogę przestać o Tobie myśleć. Gdzie bym nie był, czy to w towarzystwie Emilki, Grześka, czy Piotrka i Ali, a nawet Igły i Iwony, nie mogę, ciągle jesteś w mojej głowie.
Piszę, bo mam też do Ciebie prośbę... Nie musisz się zgadzać, oczywiście. Dwudziestego czwartego maja gramy w Miliczu mecz, więc jeśli chciałabyś wpaść, nie ma problemu. W środku masz bilet. Po meczu moglibyśmy porozmawiać, bardzo mi na tym zależy, ale jeśli odmówisz – zrozumiem.
Mam nadzieję, że jednak przyjedziesz... Wiedz, że będę czekał.
Zbyszek


Gośka przełknęła ślinę. Było to bardzo krótki list, ale dowiedziała się, że siatkarz wcale nie wyrzucił jej z głowy, wręcz przeciwnie. I chciał się spotkać. Nie wiedziała, co ma myśleć, ale wiedziała, że serce powie jej, aby pojechała do Milicza i spotkała się z atakującym.
Nie miała pojęcia w jakim kierunku zaczną iść sprawy, ale wiedziała, że chciałaby się przekonać. Kochała go, dalej cholernie mocno go kochała i nic nie mogła na to poradzić. Próbowała znaleźć kogoś po tym rozstaniu z jej winy, ale nie mogła. Nie wiedziała, dlaczego pozwoliła Jurkowi, na to by z nią sypiał, ale też nie mogła zrozumieć samej siebie. Dlaczego mu ulegała skoro miała Zbyszka obok siebie? Nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na to pytanie.
Z koperty wyciągnęła bilet na mecz i wlepiając w niego wzrok weszła do kuchni, gdzie usiadła na krześle. Westchnęła głęboko i oparła prostokątny bilet o wazon, który stał na stole. Spojrzała na datę i wiedziała, że dwudziestego czwartego maja coś na pewno się zmieni. Albo na gorsze, albo na lepsze, ale żeby o tym się przekonać musiała poczekać na ten dzień, bo przecież lepiej żałować, że się zrobiło, a że się nie zrobiło, bo kilka miesięcy, czy lat później pojawia się pytanie „co by było gdyby?”, a tego pytania blondynka nienawidziła...





Krótki epizod, musicie wybaczyć ;)
Dorota, dziękuję za Twój list i słowa w jakie były w nim zawarte... Nawet nie wiesz, jak bardzo podniosły mnie one na duchu! ;D
http://www.youtube.com/watch?v=jwSCiUfgNic kolejna świąteczna piosenka, którą śpiewać uwielbiam, lecz nie powinnam, gdyż mój głos pozostawia wiele do życzenia xD a już szczególnie teraz, kiedy jestem trochę przeziębiona -,-
Udanej soboty! ;*
poziomkowa. 

piątek, 20 grudnia 2013

Sto dwa

- Emilia! - krzyknął uradowany i przytulił mnie na powitanie. - A kto to przyszedł z tobą? - zapytał uśmiechając się w stronę Korneli.
- Kornelia, córka Karola – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Podobna jesteś do taty, wiesz? - uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Pozdrów go ode mnie – nastolatka kiwnęła głową.
- Idziemy? - zapytałam kiwając głową w stronę szkoły.
- Jasne! - odparł uradowany Adrian i ruszyliśmy przez szkolne podwórko. - Karnicka dalej jest dyrektorką? - spytał.
- Tak – odpowiedziała mu Kornelia.
- I nadal uczy polskiego? - dopytywał się.
- Yhmm... Za waszych czasów też była taka wymagająca? - zapytała.
Zaczęliśmy się z Adrianem śmiać.
- Czyli nic się nie zmieniła – powiedział mężczyzna.
- Takie jak ona się nie zmieniają – odparłam.
- Dokładnie – poparł mnie śmiejący się Adrian.
Wbiegliśmy po schodach i weszliśmy w szkoły. Wszystko było tak samo, nawet ławki stały w tych samych miejscach, tylko było o wiele nowsze. Nawet kolory ścian się nie zmieniły!
- Niech zgadnę, w prawo i będzie sekretariat – zaśmiałam się.
- Dokładnie – kiwnęła głową z uśmiechem Korni.
Zapukaliśmy w drzwi i po chwili weszliśmy do sekretariatu. Wszyscy powiedzieliśmy dzień dobry, a o to czy dyrektorka jest obecna w swoim gabinecie zapytała nastolatka. Kiedy sekretarka pokiwała głową, dziewczyna zapukała w drzwi.
- Dzień dobry, pani dyrektor! - weszła do gabinetu z wielkim uśmiechem.
- No jakbym widział ciebie, parę lat temu – szepnął mi do ucha Adrian, a ja tylko pokręciłam głową z uśmiechem.
- Dzień dobry, dzień dobry – przywitała się, nadal szczupła, sześćdziesięciolatka i podniosła na nas przybyłych wzrok. - A kogo ze sobą przyprowadziłaś? - spytała z uśmiechem poprawiając okulary.
- Na pewno pani pamięta Emilię Sławską i Adriana... - nagle urwała.
- Pietrzak – dokończył za nią blondyn.
- Jasne, że pamiętam! - dyrektorka poderwała się z krzesła. - Was się nie da zapomnieć, takie były łobuzy – uśmiechnęła się i uścisnęła moją dłoń oraz Adriana.
- Łobuzy? - zainteresowała się Kornelia.
- A ty przypadkiem nie musisz iść na lekcje? - zapytałam.
- Właśnie, lekcje moja panno! - poparła mnie Karnicka.
Nastolatka zmierzyła mnie wzrokiem, a ja posłałam jej tylko szeroki uśmiech.
- Już idę, już idę – odparła blondynka i wyszła z gabinetu.
- No, siadajcie moje dzieci – wskazała krzesła stojące przy stole; posłusznie zajęliśmy miejsca. - Mówicie, co tam u was słychać – uśmiechnęła się i również usiadła. - Co robicie?
- Pracuje jako fotograf – odpowiedziałam z uśmiechem.
- A ja otworzyłem własną firmę deweloperską – odparł również z uśmiechem Adrian.
- Bardzo dobrze – powiedziała zadowolona dyrektorka. - A co z małżeństwem? - zapytała bez żadnych ogródek.
Adrian spojrzał na mnie, a ja uśmiechem zachęciłam go, by powiedział pierwszy.
- Ożeniłem się, a niedawno urodził mi się syn – odpowiedział dumnie zielonooki.
- No to gratuluję! - uśmiechnęła się Karnicka i spojrzała na mnie. - A ty, Emilio?
- A ja w lipcu wychodzę za mąż – odpowiedziałam z wielkim uśmiechem na ustach.
- No to wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia w takim razie! - powiedziała podniosłym głosem.
Spojrzałam na Adriana, który teraz uśmiechał się do mnie lekko. Odwzajemniłam uśmiech i powiedziałam zerkając już na Karnicką:
- Wpadliśmy na pomysł, aby zorganizować spotkanie klasowe...
- Świetny pomysł! - odparła uradowana. - Spotkanie można nawet zorganizować tutaj w szkole – uśmiechnęła się. - Skombinujemy numery wszystkich z waszej klasy i będzie świetna zabawa – poderwała się z krzesła i wypadłą z gabinetu.
Spojrzałam na Adriana, a on na mnie i o mało co nie wybuchnęliśmy śmiechem. Ta dyrektorka zawsze była szalona i prędka do wszystkiego, ale żeby aż tak?
Przez następne trzy godziny razem z dyrektorką ustaliliśmy datę spotkania oraz kontaktowaliśmy się z rodzicami naszych kolegów i koleżanek z klasy, a potem z nimi samymi. Na dwadzieścia pięć osób, jakie mieliśmy w klasie udało nam się dotrzeć do dwudziestu. Plus my, także dawało to wynik dwudziestu dwóch osób z dwudziestu pięciu.
Pożegnaliśmy się z dyrektorką i wyskoczyliśmy na gorącą czekoladę.
- Jak się spotkaliśmy wtedy w listopadzie, to byłaś singielką – zaśmiał się Adrian, kiedy siedzieliśmy już w kawiarni. - A teraz proszę, w lipcu wychodzisz za mąż – uśmiechnął się szeroko.
- Tak jakoś wyszło – wyszczerzyłam się.
W tym samym momencie do naszego stolika podeszła kelnerka i zapytała o zamówienie. Poprosiliśmy o dwie czekolady i przez następne dwie godziny wesoło rozmawialiśmy.
Adrian później odwiózł mnie do domu i obiecał, że przyjedzie po mnie za dwa dni, abyśmy mogli wszystko przygotować, ponieważ za trzy dni miał odbyć się zjazd absolwentów.

Nim się obejrzałam minęły dwa dni, czyli nadeszła sobota, jedenastego maja. Trzeba było już samej przygotowywać się do spotkania klasowego. Ubrałam czarne rurki oraz białą bluzkę, a do tego założyłam czarne szpilki. Zrobiłam delikatny makijaż i byłam gotowa do wyjścia.
Adrian przyjechał po mnie kilka minut przed osiemnastą, a spotkanie miało odbyć się o godzinie osiemnastej trzydzieści. Rozmawiając o ostatnich szczegółach zjazdu, dotarliśmy do szkoły, a potem na salę gimnastyczną, gdzie była już dyrektor Karnicka.
Kiedy wybiła godzina osiemnasta dwadzieścia, pojawił się pierwszy gość, którego w ogóle nie poznawałam, ale uratował mnie Adrian.
- Ksawery! - wykrzyknął uradowany i wtedy wszystko mi się rozjaśniło.
Ksawery Nowak. Cicha myszka, ale bardzo inteligentna. Pamiętam, że w czasach szkolnych prawie żadna dziewczyna nie zwracała na niego uwagi, a teraz... Mogłam się założyć, że nie ma takiej kobiety, która by na niego nie zwróciła uwagi. Przydługie, kasztanowe włosy, które były w artystycznym nieładzie, ciemne oczy, trzydniowy zarost świetnie się ze sobą komponowały.
- Adrian, no proszę! - uśmiechnął się pokazując białe i proste zęby. - A tu Emilia Sławska we własnej osobie! - przytulił mnie na powitanie. - Wyglądasz olśniewająco – rzucił komplement.
- Ty też – poklepałam go po ramieniu.
Na sali w tym samym momencie pojawiły się trzy kobiety. Każdy w klasie miał chyba pięknisie, strojnisie, które trzymały się razem. O tak, to zdecydowanie te trzy, które teraz weszły do sali gimnastycznej. Konstancja Oleszko, burza rudych, kręconych włosów oraz kocie oczy, które teraz lustrowały naszą trójkę. Następna była Aleksandra Kliszko, brunetka o długich, czarnych włosach i wielkich oczach, które również wpatrywały się we mnie, Ksawerego i Adriana. I wreszcie Katarzyna Krasko. Największa pięknisia z nich wszystkich. Brązowe, teraz krótkie włosy idealnie pasowały do oczu w tym samym kolorze. Cała trójka miała długie nogi i pełno makijażu na twarzy. Teraz, jakby to powiedziała Kornelia: ich tapetę można by było ściągać szpachelką.
Jak łatwo można się domyśleć, nie przepadałam za nimi.
- Emilia! - wykrzyknęła Kaśka. - Przepięknie wyglądasz, lepiej niż w liceum! - uśmiechnęła się szeroko.
- Za to ty troszeczkę gorzej, moja droga – wyszczerzyłam się.
- Witamy, witamy! - szatynka nie zdążyła się odgryźć, ponieważ do sali weszli Klaudia oraz Mateusz.
Uśmiechnęłam się na ich widok. Zaczęli być ze sobą w pierwszej liceum i jak było widać, byli nadal.
- Emilia! - krzyknęła uradowana Klaudia. - Sto lat cię nie widziałam! - rzuciła mi się na szyję.
- Świetnie wyglądasz, Klaudio! - powiedziałam szczerze.
- Ty też! Musisz mi koniecznie opowiedzieć, co u ciebie słychać!
- Moi kochani absolwenci! - nagle usłyszeliśmy głos dyrektorki.
- Och, pani dyrektor! - zawołała Olka i cała trójka kobiet podbiegła do Karnickiej, a ja wywróciłam oczami.
- No, to to się nie zmieniło – skomentował Mateusz, a my z Klaudią zaczęłyśmy się śmiać.
Przez następne piętnaście minut w sali zebrali się prawie wszyscy zaproszeni. Dowiedziałam się od Adriana tylko tego, że jeszcze nie pojawił się Marek, ale dzwonił do niego i poinformował, że zaraz się pojawi.
Popijałam soczek i rozmawiałam z Anastazją oraz Moniką, kiedy do sali wszedł jakiś mężczyzna. Serce stanęło mi na chwilę, a oczy powiększyły się do rozmiarów pięciozłotówek. Spotkałam go, jakieś pół roku temu. Tylko dlaczego musiał aż tak się zmienić, a ja głupia nie rozpoznałam nazwiska?
Zobaczył mnie i szeroko się uśmiechnął, po czym zaczął podążać w moją stronę...






Także tego no... WOLNE! ♥ ŚWIĘTA! ♥
Dzisiaj zaczynamy maratonik :D Tak, wiem, skaczecie pod sufit z radości, hahaha xD
Sovia na pierwszym miejscu w swojej grupie w Lidze Mistrzów, podobnie Jastrzębie! :D Świetnie, świetnie, świetnie ♥
DZIĘKI ZA PONAD 300 TYS. WYŚWIETLEŃ! JESTEŚCIE NIESAMOWICI!
Chcę śnieg, proszę *,*
Do jutra! ;*
poziomkowa.

http://www.youtube.com/watch?v=yXQViqx6GMY – jak ja to uwielbiam śpiewać ♥ mimo, że nie potrafię, ale ciul :D 

sobota, 14 grudnia 2013

Sto jeden

Przez następne trzy godziny, piekłyśmy z Alą ciasto, a potem poszłyśmy na taras. Rozsiadłyśmy się wygodnie na krzesłach i wystawiając twarze ku słońcu miło rozmawiałyśmy. Chwilę później wpadła jeszcze Iwona z dzieciakami, więc postanowiłyśmy w coś pograć. Sebastian wymyślił badmintona, więc trzeba było poszukać jakiś paletek. Lotka była w szafie w przedpokoju, ale nie pamiętałam, gdzie schowaliśmy z Grześkiem rakietki. Pierwsze co przyszło mi do głowy, to dodatkowy pokoik na dole, i właśnie tam je znalazłam.
Dałam dzieciakom i dwóm kobietom paletki oraz lotki i kazałam grać, a sama wpadłam do kuchni, aby zrobić jakiś szybko obiad. Pierwsze co przyszło mi do głowy, to pizza. Zajrzałam do zamrażalnika, w którym były dwie pizze i każda z czymś innym. Na pierwszy ogień padła pizza z szynką i pieczarkami. Wrzuciłam ją do piekarnika, nastawiłam odpowiednią temperaturę oraz czas i wyszłam na taras wyciągając telefon z kieszeni.
Miałam dwa esemesy.
„Zdecydowanie wolę ciebie za pasażera, a nawet i za kierowcę. Głośność: piętnaście kresek ;(”, autorem był Grzesiek. Kiedy to przeczytałam, zaczęłam się śmiać.
- Co cię tak rozbawiło? - zapytała zmachana Iwona.
- Piter nie lubi głośno słuchać muzyki, czyli Grzesiek się męczy – odpowiedziałam i otworzyłam drugiego esemesa, też od brązowookiego.
„Dotarliśmy ;)”.
- Już dojechali – poinformowałam dziewczyny i usiadłam na krześle.
Odpisałam szybko Kosokowi, a później poszłam zagrać z dzieciakami, ponieważ prawie w tym samym momencie odezwały się telefony Iwony i Ali. Kiedy kobiety skończyły rozmawiać, wpadłam do kuchni i wyciągnęłam jedną pizzę, a włożyłam drugą. Pokroiłam i zaniosłam na talerzu na taras. Po chwili na stole znalazły się także talerze, sztućce i ketchup razem z sosem czosnkowym.
Cała pizza zniknęła szybko, podobnie było z drugą.
Z dzieciakami na podwórku przebywałyśmy do dwudziestej. Dominika razem z Sebastianem włączyli sobie jakieś bajki w telewizorze, a my z dziewczynami rozsiadłyśmy się na tarasie z kieliszkami z winem.
- No, Em – odezwała się Iwona. - Opowiadaj jak Grzesiek ci się oświadczył – uśmiechnęła się.
- Właśnie! - poparła ją Ala. - Tego jeszcze nie słyszałyśmy.
Z uśmiechem opowiadałam o zaręczynach w Barcelonie, a moje towarzyszki słuchały mnie uważnie, popijając czerwone wino.
- Ale wykombinował – zaśmiała się dziewczyna Nowakowskiego, kiedy skończyłam mówić.
- Ciekawe co wykombinuje Piter – uśmiechnęłam się patrząc na Alę.
- Właśnie – poparła mnie Iwona.
Na tarasie siedziałyśmy do dwunastej w nocy, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Jakoś około godziny dwudziestej pierwszej zadzwonił do mnie Grzesiek, czym przerwał naszą rozmowę. Rozmawialiśmy przez prawie pół godziny, co było chyba naszym rekordem, jeśli chodzi o rozmowę telefoniczną.
Dzieciaki pozasypiały na kanapie, Iwona powiedziała, że prześpi się na materacu, a ja z Alką wylądowałyśmy w jednym łóżku. Pozasypiałyśmy od razu.
Rano pobudził nas mój budzik, który zaczął się drzeć o ósmej. Zjedliśmy wszyscy śniadanie, po czym Iwona z dzieciakami wrócili do siebie, a my z Alą zaczęłyśmy się zbierać, aby wyjechać do Gdańska. Spakowałam się szybko, pozamykałam dom i udałyśmy się do mieszkania Nowakowskiego, aby spakowała się jego dziewczyna.
Kiedy volvo było już zapakowane, ruszyłyśmy w drogę do Gdańska. Nad morzem było bardzo ciepło, więc kiedy ja byłam na badaniach, Ala poszła na plażę. Kolejny raz badania wypadły bardzo dobrze, z czego ja i mój lekarz byliśmy zadowoleni.
Wsiadłam w samochód, a po przejechaniu połowy miasta, zaparkowałam go na parkingu niedaleko plaży. Alę nie trudno było znaleźć, 
ponieważ siedziała tuż przy wejściu na plażę. Usiadłam obok niej i wpatrywałam się w świecące słońce oraz morze. 
- Brakuje mi tego trochę w Rzeszowie – uśmiechnęła się.
- Mnie tak troszeczkę – uśmiechnęłam się również. - Zawsze uwielbiałam spacery po plaży.
- Człowiek może trochę pomyśleć i oderwać się od tego wielkiego miasta, co?
- Dokładnie – kiwnęłam głową. - W którym hotelu się zatrzymamy? - zapytałam.
- Znam taki jeden, ale na razie jeszcze trochę tu posiedźmy, dobrze? - zapytała z uśmiechem.
- Oczywiście – uśmiechnęłam się szeroko.
Na plaży pobyłyśmy jeszcze przez jakąś godzinę, a później pojechałyśmy do hotelu. Wzięłyśmy jeden wspólny pokój z dwoma łóżkami. Kiedy wyszłam na balkon, oparłam się o barierkę i wpatrzona w zachodzące już słońce oraz morze, wybrałam numer do Grześka i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
Pierwsze pytanie, jakie padło z jego ust, to jak wypadły badania. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą i zapytałam o treningi. Wszystko układało się dobrze, więc nie było na co narzekać.
Wieczorem z Alą wyszłyśmy coś zjeść na mieście, a potem wróciłyśmy do pokoju i poszłyśmy spać. Następnego dnia wróciłyśmy do Rzeszowa. Odstawiłam dziewczynę Pita do ich mieszkania, a sama pojechałam do pustego domu.
Zjadłam coś na szybko i poszłam na górę, aby się spakować do Wałbrzycha. Trochę dziwnie czułam się ze świadomością, że jestem sama w domu, ale nic nie mogłam na to poradzić. Spakowałam się, wykąpałam i położyłam spać.
Około godziny dwudziestej drugiej obudził mnie Grzesiek. Pogadaliśmy chwilę, a potem poszłam zrobić sobie kawę. Wypiłam mocną, czarną i zniosłam walizkę z góry, po czym wsadziłam ją do bagażnika mojego volvo. Pozamykałam dom i wsiadłam do samochodu. Puściłam głośno muzykę i odjechałam z podjazdu.
W Wałbrzychu byłam pięć godzin później. Na całe szczęście nie musiałam budzić nikogo, ponieważ nie spał Karol. Pogadaliśmy przez chwilę i poszliśmy na górę. Weszłam do swojego pokoju i zapaliłam światło. Odstawiłam walizkę i usiadłam przy biurku. Otworzyłam szufladę i wyciągnęłam z niej szkicownik. Przejrzałam go powoli i kiedy moim oczom ukazał się szkic, który wykonał Grzesiek, uśmiechnęłam się szeroko.
Przypomniałam sobie jak leżeliśmy na łóżku i rozmawialiśmy o zamieszkaniu we wspólnym już domu. Ten szkic miał przecież zawisnąć na ścianie.
Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam z kieszeni telefon. Zrobiłam zdjęcie szkicu i dodałam do wiadomości tekstowej, w której napisałam: „nie myśl, że o nim zapomniałam” i wysłałam Kosokowi.
Zamknęłam szkicownik i wyciągnęłam z walizki piżamę, w którą szybko się przebrałam. Po pięciu minutach spałam już wygodnie w swoim łóżku.
Następnego ranka obudził mnie, jak zwykle budzik. Zażyłam tabletki i ubrałam się, po czym zeszłam na dół. Przywitałam się z babcią oraz z Kornelią, która była jeszcze w domu, ponieważ miała dzisiaj na godzinę dziewiątą do szkoły.
Zjadłyśmy wspólnie śniadanie, a Korni wpadła na pomysł, że mogłabym ją odprowadzić do szkoły. Zgodziłam się i spacerkiem doszłyśmy do szkoły, w której uczyła się moja bratanica, a w przeszłości także i ja.
- A może odwiedzisz stare kąty? - zaproponowała Korni. - Stara Karnicka jest jeszcze dyrektorką, więc pewnie się ucieszy – uśmiechnęła się.
- W sumie... czemu nie? – odwzajemniłam uśmiech. - Może to pomoże mi i Adrianowi w zorganizowaniu spotkania klasowego?
- Organizujecie spotkanie klasowe? - zainteresowała się Korni.
- Chcielibyśmy – kiwnęłam głową i wyciągnęłam telefon z kieszeni. - Zadzwonię do niego, może ma teraz chwilę czasu – powiedziałam wybierając numer.
- To poczekam – uśmiechnęła się nastolatka.
Miałam jej już coś odpowiedzieć, ale w telefonie usłyszałam głos Adriana:
- O Emilka! Cześć! Co tam słychać?
- Cześć, w sumie dobrze. Robisz coś ważnego? - zapytałam.
- Niezbyt, a czemu pytasz?
- Jestem w Wałbrzychu, a dokładniej pod naszym liceum – odpowiedziałam. - Jak nie nie jesteś zbyt zajęty i masz ochotę, to może odwiedzisz ze mną stare śmieci?
- Świetny pomysł! - odparł zadowolony. - Będę za piętnaście minut – powiedział i się rozłączył.
- Zmykaj na lekcje – uśmiechnęłam się do Korneli i schowałam telefon do kieszeni.
- Mam jeszcze sporo czasu – odpowiedziała z uśmiechem. - A poza tym, jak powiem, że byłam u dyrektorki, to nic nie powiedzą – uśmiechnęła się szeroko, a ja pokręciłam głową.
Po piętnastu minutach obok nas zatrzymał się czarny samochód, a po chwili wysiadł z niego Adrian. Korneli opadła szczęka, kiedy zobaczyła moją pierwszą miłość... 



Mamy weekend! :D Tylko szkoda, że spędzę go z książkami i pisząc kilka prac pisemnych -,- A jak Wasz weekend? Jak oceny w szkole? ;))
Jeszcze tydzień i zaczynamy przerwę świąteczną, a także maraton :)) A potem Święta! ♥
Myślicie, że Adrian, pierwsza miłość Emilki, coś tutaj namiesza? :D
A to proszę, zdolne chłopaki z Olsztyna zaprezentowali swój talent muzyczny: http://www.youtube.com/watch?v=PDTspK6tOEk 
Jak dla mnie bomba! :D
Trzymajcie się! ;*
poziomkowa. 

niedziela, 8 grudnia 2013

Sto

Około godziny dwudziestej pierwszej wszyscy zaczęli się zbierać. Piotrek z Alą do swojego mieszkania, Ignaczakowie do domu, a rodzice Grześka i moja rodzina do hotelu w Rzeszowie. Głupio mi trochę było, że nie mogą zostać u nas, ale nie mieliśmy, gdzie ich położyć.
Pożegnaliśmy się wszyscy, a chłopaki ustalili jeszcze, o której jutro wyjeżdżają do Spały.
- To już jutro – westchnęłam, kiedy weszliśmy z Grześkiem do sypialni.
- Będziesz na każdym meczu, prawda? - złapała mnie w tali i przyciągnął do swojej piersi.
- Ależ oczywiście – uśmiechnęłam się lekko. - Ale to nie oznacza, że nie będę tęsknić – obróciłam się przodem do niego.
- Pierwszy raz rozstajemy się na tak długo – westchnął.
- Yhmm... - przytuliłam się do niego mocno. - Strasznie będę za tobą tęsknić.
- Ja za tobą też – powiedział cicho i pogłaskał mój policzek. - Już zdążyłem się przyzwyczaić, że na każdy mecz jedziesz obok mnie w autobusie – uśmiechnął się lekko.
- Na to będziemy musieli poczekać do następnego sezonu klubowego – odparłam również lekko się uśmiechając.
- Wytrzymamy, co?
- Jasne, że wytrzymamy – powiedziałam i lekko go pocałowałam. - My byśmy nie dali rady?
Uśmiechnął się lekko i musnął swoimi wargami moje.
- Zatańczysz ze mną? - spytał.
- Teraz? - zdziwiłam się.
- Dokładnie teraz – uśmiechnął się szeroko i wyciągnął telefon z kieszeni.
- Zatańczę – kiwnęłam głową, a chwilę później z telefonu popłynęła jakaś wolna piosenka.
Przez kolejne cztery minuty, nie odzywaliśmy się do siebie w ogóle, słychać było tylko muzykę oraz bicie naszych serc. Mój policzek opierał się na piersi Grześka, a oczy miałam przymknięte. Nasze ciała poruszały się wolno zataczając kółeczka.
W tamtej chwili było idealnie i chciałam, żeby zostało tak jak najdłużej.
- Pamiętaj, ze jakby coś się działo, to dzwoń nawet w środku nocy – powiedział środkowy, kiedy piosenka dobiegła końca.
- Pamiętam, pamiętam – pokiwałam głową. - Nie mówmy już o tym, że cię nie będzie – poprosiłam. - Tym pomartwimy się jutro... - powiedziałam i złączyłam nasze usta w gorącym, namiętnym pocałunku.

Budzik zadzwonił punktualnie o ósmej. Wyłączyłam go i sięgnęłam po pudełeczko tabletek. Zażyłam dwie i spojrzałam na Grześka, który dalej miał zamknięte oczy.
- Wstawaj – powiedziałam i musnęłam jego nos swoim.
- Wstaję, wstaję – mruknął i otworzył jedno oko. - Będzie mi brakować tego widoku. Tych twoich potarganych włosów rano – uśmiechnął się lekko.
- Naprawdę, widok nie z tej ziemi – zaczęłam się śmiać i usiadłam przykrywając się kołdrą.
- Tego, że nie będę mógł cię dotknąć – przejechał palcem po moim nagim ramieniu. - Pocałować...
Nic nie powiedziała,, ale mocno go pocałowałam wplatając palce w jego czarne włosy.
Nagle odezwał się dzwonek mojego telefonu.
- Cholera jasna – zaklęłam cicho pod nosem i sięgnęłam po telefon. - Halo? - odebrałam.
- Wypuściłaś narzeczonego z łóżka w ogóle? - odezwał się znany mi głos.
- Piotruś, dzwonisz tylko po to, żeby o to zapytać?
- Coś mi się wydaje, że nie – zaśmiał się. - Przekaż mu, żeby się zbierał, bo ja już wyjeżdżam i z tego, co wiem, to Zibi z Igłą też.
- Jasne, przekażę – powiedziałam i rozłączyłam się. - Masz się zbierać.
Westchnął ciężko, ale wstał z łóżka i zaczął się ubierać. Uważnie śledziłam każdy jego ruch, aby zapamiętać go na następne kilka tygodni, kiedy nie będę mogła zobaczyć go rano.
- Idziesz razem ze mną na dół? - zapytał patrząc na mnie, kiedy był już ubrany.
Kiwnęłam głową, a on podał mi jakąś swoją koszulkę. Szybko włożyłam ją na siebie i wygramoliłam z łóżka. Trzymając się za ręce zeszliśmy na dół.
- Co zrobić ci na śniadanie? - zapytałam wchodząc od kuchni.
- Cokolwiek – odpowiedział uśmiechając się do mnie lekko.
Otworzyłam lodówkę i szybko przejrzałam całą jej zawartość. Wyciągnęłam jajka, kawałek jakiegoś mięsa oraz masło, a ze spiżarki zabrałam jedną, małą cebulkę. Kiedy kroiłam warzywo oraz mięso, Grzesiek uważnie mi się przyglądał, a w tle grała jakaś polska piosenka, która puszczona była z radia stojącego na barku.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - zapytałam wrzucając wszystko na patelnię.
- Bo lubię – uśmiechnął się, a ja przewróciłam oczami. - I muszę się napatrzeć na zapas – puścił mi perskie oczko.
- Yhmm.. - odparłam i również się uśmiechnęłam.
Ja zajęłam się kończeniem jajecznicy oraz zaparzyłam kawę, a Grzesiek w tym czasie zniósł swoją torbę z góry i zapakował ją do swojej czarnej alfy. Rozmawiając o moich planach na następne kilka dni jedliśmy śniadanie i piliśmy kawę.
Kiedy zaczęłam zbierać po nas talerze, usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Chłopaki – mruknął Grzesiek pod nosem i poszedł otworzyć, a ja wrzuciłam naczynia do zmywarki.
- Em! Przywiozłem ci Alę! - usłyszałam zadowolony głos Piotrka.
Wyszłam z kuchni i o mały włos nie zderzyłam się ze Zbyszkiem, który wszedł do środka jako pierwszy. Spojrzałam na niego i lekko się uśmiechnęłam. Odwzajemnił uśmiech, ale smutny uśmiech.
- Tylko nam tu domu nie roznieście – pogroził Ali palcem mój narzeczony.
- Spokojnie – kobieta walnęła go w ramię. - Wieczorem ma jeszcze wpaść Iwona – puściła mu perskie oczko. - Mam nadzieję, że zapasy alkoholu macie – zaczęła się śmiać, a wraz z nią Grzesiek i Piotrek oraz Igła.
W dalszym ciągu patrzyłam na Zibiego. Na jego smutne oczy, smutny uśmiech, twarz bez wyrazu.
- Napijecie się czegoś? - zapytałam odwracając wzrok w stronę gości. - Grzesiu, zajmij się, a ty, chodź na chwilę – pociągnęłam Zbyszka za rękę i zaczęłam iść w kierunku schodów.
- Tylko go oddaj szybko, bo zaraz musimy jechać – powiedział libero patrząc na zegarek.
Kiwnęłam tylko głową i wbiegłam na górę. Weszłam do sypialni i kiedy Bartman też się w niej znalazł, przymknęłam drzwi.
- Odzywała się? - zapytałam.
Pokręcił przecząco głową.
- A dzwoniłeś do Gośki? - kolejne moje pytanie.
Ponownie pokręcił głową.
- A zamierzasz?
Wzruszył ramionami.
- Zibi! - warknęłam. - Zrób coś, do cholery.
- Co mam niby zrobić? - popatrzył na mnie uważnie. - Zadzwonić do Gośki i co jej powiedzieć? Że dalej ją kocham i to jaj jakiś pieprzony wariat?
- Nawet to – powiedziałam twardo. - Wszystko lepsze niż takie pieprzone milczenie.
- Em... to jest ciężkie – westchnął.
- Wiem, ale załatw to teraz, a nie żałuj później, że niczego nie zrobiłeś – odparłam patrząc mu prosto w oczy. - Zawalcz o nią, o Gośkę... bo o Kamilę już nie warto – przełknęłam ślinę.
Patrzył na mnie uważnie przez kilka sekund, a później zapytał:
- A co będzie jeśli mnie odrzuci?
- Będzie skończoną idiotką – powiedziałam od razu bez mrugnięcia okiem. - Zibi, zawalcz o nią. Masz dziewięćdziesiąt procent, że się uda.
- Skąd to wiesz? - zdziwił się.
- Bo jakby jej na tobie nie zależało, to by nie zostawiła ci tamtego listu – odrzekłam szybko. - Więc nie męcz się dłużej, tylko po prostu do niej zadzwoń. Numer przecież masz – uśmiechnęłam się lekko. - Lepiej żałować, że się zrobiło niż, że się nie zrobiło.
- No nie wiem... - mruknął.
- Zastanów się nad tym, co ci powiedziałam. Tylko niezbyt długo, bo pamiętaj, ze Gośka jest atrakcyjną kobietą i ktoś może ci ją odebrać – gdyby mi ktoś parę miesięcy temu powiedział, że tak właśnie będę mówiła o Gośce, to bym go wyśmiała, naprawdę, ale teraz przecież wszystko się zmieniło. Ona się zmieniła przede wszystkim.
- Nie wierzę, że to powiedziałaś – odparł zdziwiony.
- No to uwierz – uśmiechnęłam się lekko. - I uwierz też w to, że może się udać – uśmiechnęłam się szerzej. - Tylko musisz wykonać pierwszy krok.
Uśmiechnął się lekko, a z dołu zawołał Krzysiek:
- Ja naprawdę nie wiem, co wy tam robicie, ale musimy jechać!
- Idziemy! - odkrzyknęłam i kiwnęłam głową na korytarz.
Chwilę później byliśmy już na dole.
- Tylko dobrze mi się tam przygotować – pogroziłam chłopakom palcem.
- Właśnie! - dołączyła się Ala. - Ma być medal – wyszczerzyła się.
- Postaramy się – uśmiechnął się szeroko Igła. - No to, lecimy chłopaki – machnął ręką i skierował się do wyjścia. Za nim podążył Zibi, a za nimi Ala z Nowakowskim. Podeszłam do Grześka i objęłam go w pasie zadzierając głowę do góry, aby spojrzeć na jego twarz.
- Nie roznieście domu – zaśmiał się cicho i pogłaskał mnie po policzku.
- Postaramy się – uśmiechnęłam się i spojrzałam w brązowe tęczówki. - Pamiętaj, że cie kocham – powiedziałam.
- Pamiętam – cmoknął mnie lekko w czoło. - I ty też pamiętaj, że ja cię kocham – tym razem pocałował mnie w usta. Delikatnie, lekko, subtelnie. - I przepraszam, ze zostawiam cię z tym wszystkim samą.
- Ze ślubem? - zapytałam, a on kiwnął głową. Uśmiechnęłam się. - Przepraszasz, czy po prosto się boisz, że po prostu puszczę nas z torbami?
Zaśmiał się dźwięcznie.
- Po prostu zrób tak, żebym się nie przewrócił, jak będą mi przychodziły esemesy, ile ubyło z konta – uśmiechnął się i zmierzwił mi grzywkę.
- Postaram się – wyszczerzyłam się. - Alka mnie będzie pilnować.
Z jego gardła wydobył się stłumiony „okrzyk radości”, a ja zaczęłam się śmiać.
- Spokojnie, skarbie – klepnęłam go po ramieniu.
- Kosa! - ryknął Ignaczak.
- No idę już! - odkrzyknął Grzesiek, a po chwili poczułam jego usta na swoich. Pocałunek był namiętny, mocny i długi. Chciałam, żeby czas się zatrzymał chociaż na chwilę. - Kocham cię – wyszeptał tuż przy moich wargach. Nic nie powiedziałam, tylko złączyłam nasze usta w kolejnym pocałunku, a potem mocno się do niego przytuliłam.
- Za bardzo przyzwyczaiłam do tego, że zawsze przy mnie jesteś – powiedziałam cicho.
Pocałował mnie w czubek głowy i powiedział:
- Pamiętaj, ze możesz dzwonić o każdej porze dnia i nocy, gdyby tylko coś się działo, no albo gdybyś tak bardzo tęskniła... - zaśmiałam się cicho.
- Pamiętam, pamiętam – odsunęłam się od niego i chwyciłam za rękę. - Chodź, bo Igła zaraz wyjdzie z siebie.
Trzymając się za ręce, wyszliśmy z domu, gdzie Igła razem z Zibim siedzieli już w swoich samochodach, a Piotrek żegnał się z Alką. Nowakowski razem z Grześkiem jechali wspólnie alfą, ponieważ samochód blondyna był akurat na warsztacie, bo miało coś uszkodzone, ale żadne z nas nie wiedziało, co się stało, a Nowakowski oraz jego dziewczyna nie chcieli nam powiedzieć.
- Zakochańce! Skończcie to już i jedziemy! - krzyknął libero i zatrąbił.
- Ciekawe ile on się zegnał z Iwoną – mruknęłam pod nosem.
- Pewnie całą noc – odmruknął Grzesiek, a ja zaczęłam się śmiać.
- Brzydkie myśli masz, panie Kosok – trzepnęłam go w ramię.
- Ale i tak mnie kochasz – powiedział zadowolony, a ja z uśmiechem pokiwałam głową.
- Zadzwoń jak dojedziecie – poprosiłam chwilę później, kiedy schodziliśmy ze schodów.
- Zadzwonię, zadzwonię – odparł i pocałował mnie w skroń.
- Ja nie wiem, jak ty bez niej wytrzymasz w tej Spale! - zaśmiał się Zibi, a ja się uśmiechnęłam. Czyżby wracał stary, dobry ZB9? Oby tak.
- Nie ma wyjścia! - odkrzyknęłam.
Zatrzymaliśmy się przy drzwiach kierowcy.
- Pamiętaj, o każdej porze dnia i nocy – przypomniał mi.
- Pamiętam, pamiętam – pokiwałam głową, po czym mocno go pocałowałam.
Chwilę później, siatkarze byli już w samochodach, a my z Alą stałyśmy na schodach przed domem i patrzyłyśmy na mężczyzn. Kiedy Nowakowski włączył radio, a odbiornik rozkręcony był na cały regulator, a poleciał akurat fragment jakiejś solówki gitarowej. Z Alą ze śmiechu aż się popłakałyśmy. Grzesiek spojrzał na mnie przez szybę i pokręcił głową, co wywołało mój śmiech. Pomachałam mu i pożegnałam uśmiechem.
Na schodach stałyśmy dopóki samochody nie zniknęły z pola naszego widzenia.
- To, kiedy wbijamy do Spały? - wyszczerzyła się Ala, po czym obie wybuchnęłyśmy śmiechem i objęte wróciłyśmy do domu.
Już za nim tęskniłam...



Tam, tam, taaara! Mamy setkę! Jejku, jak to szybko minęło! Tak na zakończenie Waszego weekendu, bo mój kończy się dopiero jutro wieczorem :D Mam nadzieję, że ta seteczka Wam się spodoba :D Seteczka, seteczka, haha :D Sorry, wali mi już dzisiaj na głowę xD Wybaczcie :)
U Was też tak piździ? Lidka, cofam wszystko, co mówiłam, że jednak się uspokoiło xD
Udanego początku nowego tygodnia! ;* Nie zapomnijcie o Lidzie Mistrzów, w której biorą udział nasze trzy polskie zespoły :D Transmisje we wtorek, środę i czwartek! :D
poziomkowa. 

czwartek, 5 grudnia 2013

Dziewięćdziesiąt dziewięć

Serce waliło mi jak szalone, a pięści zacisnęły się już do granic możliwości. Myślałam, że zwariuję. Tylko dlaczego tak się bałam? Moja rodzina lubiła Grześka, a rodzina środkowego lubiła mnie. Więc dlaczego bałam się, że coś pójdzie nie tak?
Widziałam zdziwione miny naszych rodzin zanim jeszcze wysiedli z samochodów. Kornelia cieszyła się jak wariatka, Karol niczego nie rozumiał, babcia miała niewielki uśmiech na ustach, ale też malowało się na jej twarzy ogromne zdziwienie, Kacperek w ogóle nie wiedział co się dzieje, a Anki nie było w samochodzie. Zdziwiłam się trochę, ale może to i lepiej? Nikt nie będzie nam psuł humorów. Rodzice Grześka byli również zdziwieni. Jego mama miała na twarzy uśmiech, ale, podobnie jak babcia, również ogromne zdziwienie. A mina najstarszego z Kosoków wyrażała ogromne zaskoczenie, ale też widać było, że jest dumny.
- Kiedy wyście to wszystko?! - z samochodu jako pierwsza wyskoczyła Kornelia.
- Właśnie! - dołączył do córki jej ojciec. - Nie mówiliście nic, że bierzecie się za kupno domu.
Z samochodów wysiadła reszta.
- Karol, myśmy go nie kupili – odpowiedział Grześ.
- Wy go wybudowaliście?! - krzyknęła mama środkowego.
- Znaczy się... - chciałam wyjaśnić, ale głos mi uwiązł w gardle.
- Ja zacząłem, a razem skończyliśmy – z odsieczą przybył mi mój narzeczony.
- Wow! - krzyknął Kacperek i ruszył biegiem po trawie na tyły domu.
- Kacper!
- Nie krzycz na niego – powiedziałam do swojego brata. - Wszystko jest ogrodzone, nic mu się nie stanie – zapewniłam go.
- Jest pięknie, naprawdę – zachwyciła się moja babcia.
- Zgadzam się – uśmiechnęła się mama Grześka.
- No to, zapraszamy do środka – uśmiechnęłam się nieśmiało i zaprosiłam gości do środka.
- W środku pewnie jeszcze piękniej – powiedziała ze stu procentową pewnością pani Kosok wchodząc po schodkach.
Zanim wszyscy weszli do środka, babcia i mama Grześka, wypowiedziały na zmianę tyle przymiotników wychwalających ten dom, że głowa mała. Poczekałam spokojnie aż wejdą i dopiero wtedy moja prawa noga znalazła się w przedpokoju.
- Mówiłem, że wszystko będzie dobrze – szepnął mi do ucha Grzesiek.
- Jeszcze wszystkiego nie wiedzą... - odmruknęłam i weszłam do środka, a siatkarz za mną, po czym zamknął drzwi.
- Tu jest suuuuuper! - usłyszałam krzyk Kacpra.
No tak, przecież drzwi od tarasu były otwarte.
- Jak pięknie – powiedziały w tym samym momencie dwie starsze kobiety.
Zaśmiałam się cicho i pokręciłam głową. Poczułam jak środkowy łapie mnie za rękę. Spojrzałam na niego, a on obdarował mnie szerokim uśmiechem i perskim oczkiem.
- Kacper! Pytałeś, czy możesz iść na górę? - usłyszałam zdenerwowany głos Karola.
- Nie czepiaj się dziecka, niech idzie – powiedziałam i weszłam do salonu. - Grzesiek was oprowadzi, a ja idę szykować resztę jedzenia – uśmiechnęłam się do wszystkich.
- Pomogę ci – zaoferowała się Kornelia i wpadła do kuchni prędzej niż ja.
Reszta poszła na górę, a ja weszłam do kuchni, gdzie była już moja bratanica.
- Ale super niespodzianka! - wyszczerzyła się.
A to jeszcze nie koniec...
Uśmiechnęłam się tylko do niej i wyłączyłam piekarnik.
- A jak tam było w Barcelonie? - spytała.
- Świetnie – odpowiedziałam wesołym głosem. - Korni, dlaczego mama nie przyjechała? - spytałam patrząc na nią.
Dziewczyna przełknęła ślinę i uciekła wzrokiem.
- Oni z tatą... - zacisnęła pięści. - No oni biorą rozwód.
- Że co?! - krzyknęłam głośno, a po chwili zatkałam sobie usta ręką; miałam nadzieję, że goście na górze nie zwrócili na to uwagi. - Że co? - szepnęłam i podeszłam do niej. - Jak to?
- Normalnie – wzruszyła ramionami i wbiła wzrok w swoje balerinki.
- Normalnie? - zdziwiłam się. - Korni, ludzie od tak się nie rozstają, nie z takim stażem jak twoi rodzice.
- Powiem ci później, dobrze? - popatrzyła na mnie.
- No dobrze – westchnęłam.
- A teraz mów, co tam robiliście w Barcelonie – zmieniła temat nastolatka. - Zmieniło się coś? - uśmiechnęła się patrząc na rzeczy, które przygotowałam, aby wynieść na taras, gdzie mieliśmy siedzieć.
- A co się miało zmienić? - spytałam uważnie na nią patrząc.
- No nie wiem – uśmiechnęła się patrząc na mnie.
Pokręciłam tylko głową i wyniosłam jedzenie na taras.
Piętnaście minut później wszyscy byli już na świeżym powietrzu i wesoło rozmawiali. Nasze rodziny dogadywały się świetnie, nawet Karolowi poprawił się trochę humor.
- No dzieci, mówcie jak tam Barcelona – powiedziała mama Grześka.
- Bardzo piękne miasto – odparłam i schowałam ręce pod stół.
- Pewnie zrobiłaś mnóstwo zdjęć, kochanie – do rozmowy włączyła się babcia.
Kiwnęłam głową i powiedziałam podnosząc się z krzesła:
- To ja może pójdę po aparat...
- Musimy wam coś powiedzieć – środkowy stanął obok mnie i złapał mnie za rękę.
Przełknęłam ślinę i mocniej ścisnęłam jego dłoń.
Zapadła cisza. Rodzice siatkarza oraz moja babcia i Karol patrzyli na nas uważnie, a wzrok Korneli spoczął na moim brzuchu.
- Korni, to nie to! - powiedziałam głośno wbijając wzrok w bratanicę, a ona zaczęła się śmiać.
- Powiecie wreszcie o co chodzi? - spytał Karol.
- Pobieramy się! - oznajmił głośno Grzesiek.
Na twarzach wszystkich naszych gości pojawiły się wielkie uśmiechy. Babcia szybko wstała ze swojego miejsca i mocno mnie przytuliła.
- Tak się cieszę! - ucałowała moje policzki.
- To świetna wiadomość! - dołączyła do niej mama środkowego.
Grzesiek miał racje. Nie było, czego się bać.
- Brawo, synu! - usłyszałam głos starszego Kosoka.
- Grzesiek lepiej trafić nie mógł – powiedziała do mnie jego mama.
- Tylko jej nie skrzywdź – pogroził Karol. - Bo będziesz miał ze mną do czynienia.
- Nigdy w życiu – środkowy uniósł ręce do góry.
- Gratulacje, stary! - krzyknął uśmiechnięty mój braciszek. - A ty – zwrócił się do mnie – masz być dobrą żoną.
- Będę – wyszczerzyłam się, a Karol mnie przytulił.
- Gratulacje siostrzyczko – powiedział mi do ucha. - Rodzice na pewno by się ucieszyli – spojrzał mi w oczy.
Uśmiechnęłam się smutno.
- Gratulacje! - krzyknęła głośno Korni i odpędziła swojego tatę od nas, po czym przytuliła mnie i Grześka. - Tylko wiecie, chcę dostać zaproszenie z osobą towarzyszącą – wyszczerzyła się, a wszyscy zaczęli się śmiać.
- Chyba będzie się dało, prawda Em? - spytał uśmiechnięty Grzesiek patrząc na mnie z góry.
- Jasne, że tak – odwzajemniłam uśmiech.
- Jest ktoś w tym domu?! - nagle usłyszeliśmy krzyk Krzyśka.
- Na tarasie! - odkrzyknął Kacperek i wpadł do domu przez drzwi od tarasu.
- Tym razem, ja mówię – powiedziałam do Grześka, a ten zaczął się śmiać.
- Już się nie boisz?
- Nie ma czego – chwyciłam go mocniej za rękę.
Na tarasie pojawiła się cała rodzina Ignaczaków oraz Piotrek z Alą.
- Dzień dobry – przywitali się nowo przybyli.
- A oni już wiedzą? - zaciekawiła się Kornelia.
- A co mamy wiedzieć? - zainteresował się Krzysiek.
- Usiądźcie sobie – Grzesiek wskazał im miejsca przy stole.
Dzieciaki wzięły piłkę i poszły grać, a starsi zajęli miejsca.
- Aż taka szokująca wiadomość, że mamy sobie usiąść? - zapytał Piotrek śmiejąc się.
- Sam ocenisz – powiedział mój narzeczony i mocniej ścisnął moją dłoń.
- Pobieramy się! - oznajmiłam równie głośno, co Grzesiek.
Alka razem z Iwoną pisnęły głośno i rzuciły się na mnie, co spotkało się ze śmiechem reszty zebranych.
- Pokaż, pokaż – dziewczyna Piotrka chwyciła moją dłoń i spojrzała na pierścionek.
- No, no – gwizdnęła Iwona. - Panie Kosok, masz pan gust.
- Dziękuję – wyszczerzył się jak wariat.
- A tylko mi ją skrzywdź – pogroził Grześkowi palcem Krzysiek, który znalazł się blisko nas.
- Wiedziałem, że to tylko kwestia czasu – wyszczerzył się Piter. - Gratuluję, stary! - klepnął przyjaciela po ramieniu.
- To, kiedy się bawimy? - zapytał uszczęśliwiony Igła.
- Myśleliśmy jakoś o końcu lipca – powiedziałam i poprosiłam, aby reszta zajęła swoje miejsca.
- Jak już ustalimy datę, to damy znać – wyszczerzył się Grzesiu i cmoknął mnie w skroń. - A teraz, jeść – oznajmił i zaczął zbierać zamówienie od każdego przy stole.
Spojrzałam po każdym i u nikogo nie zauważyłam jakiegokolwiek smutku, czy też braku uśmiechu. Przy tym stole brakowało mi tylko Zbyszka. Ignaczakowie i Piotrek z Alą wpadli niezapowiedzianie, ale jak widać nikt nie miał nic przeciwko temu. Ciekawa byłam, czy dzwonili też do Bartmana. Zapewne tak, ale odmówił.
Westchnęłam i spojrzałam na plątającego się z talerzami Grześka. Był taki uśmiechnięty i zadowolony z życia. Aż sama uśmiechnęłam się do siebie..

Była godzina dziewiętnasta, kiedy weszłam do domu zostawiając na tarasie naszych gości. Wbiegłam na górę, aby przynieść laptopa ze zdjęciami z Barcelony, które wszyscy chcieli zobaczyć. Miałam właśnie wychodzić z sypialni, kiedy w pokoju pojawił się Karol.
- Moja mała siostrzyczka wychodzi za mąż – oparł się o framugę, a na jego twarzy pojawił się uśmieszek.
- Kiedyś to chyba musiało nadejść – spojrzałam na niego z zatroskaną miną. - A teraz powiedz mi, dlaczego Anka nie przyjechała z wami. Kornelia nie chciała mi nic powiedzieć, więc może ty to zrobisz...
- Ale nie ma o czym mówić – wzruszył ramionami.
- Karol... - westchnęłam i usiadłam na łóżku odkładając laptopa za siebie.
- Em... - przymknął drzwi i usiadł obok mnie. - Co mam ci powiedzieć? Że nawet nie potrafiłem utrzymać przy sobie żony? - spojrzał na mnie uważnie. - Gdybym częściej był w domu, pewnie by mnie nie zdradziła.
Zacisnęłam zęby.
- To nie twoja wina... - dotknęłam jego ramienia.
W myślach wyzywałam już Ankę od najgorszych. Bliskich mi osób się nie krzywdzi. Dziwne, że jeszcze tego nie wiedziała.
- Wiesz, że nawet się do tego faceta wyprowadziła? - spojrzał mi w oczy.
Nic nie powiedziałam, tylko mocno go przytuliłam. Nawet nie wiedziałam, co powiedzieć, aby zabrzmiało dobrze.
- Co ja mam teraz zrobić, Em? - zapytał cicho. - Nie będę mógł na nią patrzeć, ale dzieciaki... Przecież one muszą mieć matkę.
- Ojca też – powiedziałam twardo. - A skoro są tutaj z tobą, a nie z Anką, to o czymś świadczy – odsunęłam go od siebie, ale dalej dotykałam jego ramion i spojrzałam na jego zatroskaną twarz.
- Mam wnieść o rozwód? - spytał szukając w moich oczach odpowiedzi.
- Nie wiem, braciszku... - westchnęłam. - Przepraszam, ale nie wiem... - spuściłam wzrok. - Kochasz ją jeszcze?
- Sam nie wiem – wzruszył ramionami. - Już od dawna się nie układało, ale myślałem, że da się to jeszcze naprawić, ale teraz... Ja nawet sam nie chcę tego naprawiać – popatrzyłam na niego i nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. - Przepraszam, że zawracam ci tym głowę.
- Nie masz za co przepraszać, jestem twoją siostrą i od tego jestem, żeby ci pomagać – przytuliłam go mocno.
- Tylko, że jakoś się to wszystko nie zgrało – powiedział marnym głosem.
- Daj spokój – machnęłam ręką. - Ważne, żeby się wszystko teraz ułożyło – uśmiechnęłam się lekko. - I się ułoży, na pewno. Potrzeba tylko trochę czasu.
- Jak to się mówi „czas leczy rany” - westchnął.
- Dokładnie tak – kiwnęłam głową. - Najlepsze lekarstwo, to właśnie czas.
- To co, wracamy na dół? - zapytał biorąc aparat do rąk.
Kiwnęłam głową, a po chwili byliśmy już na dole, gdzie świetnie bawili się moi i Grześka goście.




Resovia liderem w PlusLidze, a także w Grupie C w Lidze Mistrzów♥
Trzymajcie kciuki, gdyż mam dzisiaj Bierzmowanie xD
Lubicie Igłę? Jeśli tak, to możecie głosować na Niego tutaj: https://apps.facebook.com/click_contest/?fanpage=4909&lang=pl&photoid=45358&fb_source=message jest to akcja charytatywna, więc bardzo prosimy razem z Kasią o głosy dla Libero :))
Macie już czapki na zimę? ;D Jeśli nie, to możecie zamówić i to z wymyślonym przez siebie napisem! :D Wchodzicie na stronkę: https://www.facebook.com/GoHardPoland, piszecie w wiadomości o co się rozchodzi i możecie zamówić sobie taką czapkę albo buzę, albo koszulkę ;)) Dziewczyna jest niesamowita, sama u Niej zamówiłam czapkę, jak przyjdzie, to się pochwalę, a co! XD Także zapraszam gorąco!
Życzę Wam udanych, jutrzejszych Mikołajek! ♥
pozdrawiam,
poziomkowa.